SPACER- rozdział 3

- Ile można na ciebie czekać?! Rusz wreszcie te swoje cztery litery!- krzyknął zirytowany chłopak

- Nie krzycz, kiedy do mnie mówisz, to po pierwsze, a po drugie to szanowne cztery litery jak już- uśmiechnęłam się słodko wymijając Ethan'a w drzwiach. Nie wiem po co się w to wplątałam. Równie dobrze mogłam sama się przejść bez zbędnego balastu. Zagapiłam się a, gdy spojrzałam na szatyna, ten siedział już w samochodzie, który jak przypuszczam należał do niego.

- Wsiadasz, czy czekasz na specjalne zaproszenie?

- Czekam na zaproszenie. Mieliśmy się przejść

- Pojedziemy do centrum. Wsiadaj, bo nie będę czekać na ciebie wieczność. - westchnęłam po czym wsiadłam do czerwonego cabrio. Założyłam moje okulary przeciw słoneczne i wsłuchiwałam się w jedną z piosenek Demi Lovato, która akurat leciała w radio. Jechaliśmy w milczeniu, co bardzo mi odpowiadało. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta i spojrzałam wyczekująco na chłopaka, któremu nie spieszyło się do wyjścia.

- Nie idziesz?- zapytałam

- Mam coś do załatwienia. Przyjdę po ciebie za trzy godziny w to samo miejsce. - i odjechał, nie czekając na moje słowa protestu. No proszę Sophie! Chciałaś to masz.

- Świetnie- wymamrotałam, a następnie sięgnęłam do kieszeni bluzy i wyciągnęłam z niej jakieś drobne. Wystarczy jedynie na kawę. Nie ma szans na taxówkę do domu. Gdybym wiedziała, że ten kretyn zostawi mnie w centrum obcego miasta, nie wystawiłabym stopy poza próg pokoju

- Zapłacisz mi za to - wyciągnęłam komórkę chcąc zadzwonić po Lilian, żeby po mnie przyjechała i co widzę? Albo czego nie widzę? Nie widzę nic poza czarnym ekranem. Tak ciężko naładować telefon przed wyjściem prawda Sophie? Westchnęłam zrezygnowana i wyruszyłam na poszukiwania jakieś kawiarni. Nie zostało mi nic innego jak poczekać na tego...

- W czym mogę pomóc?- zapytała młoda kobieta z notatnikiem w dłoni

- Karmelową latte poprosze- usmiechnęłam się do kelnerki, która zapisała moje zamówienie, po czym zaczęłam przeglądać leżące na stoliku gazety. 
Po dwóch godzinach wyszłan z budynku. Na dworze było chłodno, zimny wiatr przyprawiał mnie o dreszcze, a cienka bluza nic nie pomagała. Stanęłam przed wejściem patrząc się na ulice przede mną.

- No pięknie- pytanie dlaczego nie pozwiedzałam miasta? W końcu miałam tyle czasu, ale moja orientacja w terenie wcale mi by w tym nie pomogła, a raczej jej brak... Szkoda tylko, że po drodze do kawiarni nie zwracałam uwagi na otoczenie. Byłam zbyt zajęta wyzywaniem tego... Nie znałam nawet nazwy ulicy na której mnie wysadził. Na dworze zdążyło się ściemnić, co nie ułatwiało mi dotarcia do punktu docelowego.

- Co robić? Co robić? Przyszłam z lewej strony to znaczy, że muszę iść w prawo jeśli stoję odwrócona plecami do miejsca, do którego byłam odwrócona przodem. - Brawo! Jestem geniuszem... Wyczujcie ten sarkazm. I błądziłam tak przez jakiś czas, aż dotarłam do ślepej uliczki, znowu. Po co robią takie miejsca? Nic tylko zmylają ludzi.

- Co my tu mamy?- usłyszałam rozbawiony głos za swoimi plecami. Szybko się odwróciłam. Było ich dwóch. Może kilka lat starszych ode mnie i na pewno nie byli trzeźwi. Chciałam zawrócić, ale okazało się, że jest ich więcej

- Zgubiłaś się malutka?

- Niekoniecznie. Czekam na mojego chłopaka i znajomych- uśmiechnęłam się sztucznie, ale wiarygodnie, chyba...

- Czekasz na chłopaka w najgorszej dzielnicy tego miasta, w dodatku po zmroku. Bardzo nieodpowiedzialnego masz tego chłopaka- zaśmiał się - Możesz mu przekazać, że wszystko co się wydarzyło to jego wina- spoważniał, po czym jeden złapał mnie od tyłu. Spanikowana odchyliłam się tak bardzo jak tylko mogłam i uderzyłam napastnika tyłem głowy w nos, a drugiego kopnęłam. Puścił mnie i złapał się za bolące miejsce. Nie pomogło to za wiele, było ich za dużo. Chwilę później znów zostałam przytrzymana i  wielką siłą uderzona w twarz. Czułam metaliczny posmak krwi w buzi. Nienawidziłam tego uczucia

- Puszczaj!- krzyknęłam, za co znów zostałam uderzona, na dodatek w to samo miejsce

- Złamałaś mi nos, a chciałem być delikatny- warknął i chwycił mnie za bluzę próbujac ją ściągnąć

- Powinieneś, w końcu to kobieta- tyle usłyszałam zanim opadłam na ziemię. 

-Nie podnoś się- usłyszałam, przez co nawet nie próbowałam drgnąć. Leżałam na brudnym chodniku ciężko oddychając. Serce waliło mi tak szybko i mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć. Słyszałam jedynie odgłosy uderzania, wyzwiska, a potem oddalajace się kroki

- Chodź tutaj- chwycił mnie i podniósł z ziemi jednocześnie odwracając w swoją stronę

-Ja...

- Nic ci nie jest? Zrobili ci coś?- wypytywał ze współczuciem

- Nie... Znaczy... Dziekuje- udało mi się wydusić. Spojrzał na mnie zmartwiony. Był blondynem o niebieskich oczach. Ideał niemal każdej nastolatki.

- Nie masz za co- uśmiechnał się. Chodź, pewnie teraz jesteś w szoku. Odwiozę cię do domu- złapał mnie delikatnie za dłoń, która po chwili zabrałam

- Nie. Dziekuje bardzo za pomoc. Ja... Poradze sobie

- Myśle, że gdybyś znała okolice nie trafiłabyś tutaj- zaśmiał się - Chodź- i poszłam. Pewnie nie powinnam. To oczywiste, że nie wsiada się do samochodu obcej osoby, ale on mi pomógł. Czy pomógłby mi gdyby chciał mnie skrzywdzić? Lepiej nie odpowiem na to pytanie. Wsiadłam do czarnego samochodu stojącego kilkanaście metrów dalej.

- Trzymaj, przyłóż do rany. Krwawi- podał mi chusteczkę, po czym odpalił silnik - Gdzie mieszkasz?- podałam mu nazwe ulicy znajdującej się obok tej na której mieszkam. Nie chce, żeby znał mój adres. Mimo wszystko nie znam go. Tak wiem... Wsiadłam do jego samochodu - Jak trafiłaś tak daleko od domu?-zapytał nie odrywając oczu od drogi

- Mam bardzo dowcipnego...- zawachałam się- Kuzyna 

- Mnie takie żarty by nie bawiły

- Uwierz mi, że mnie też. A ty? Co tam robiłeś? Dlaczego kazałeś mi się nie podnosić?- zmarszczyłam brwi.

- Powiedzmy, że przejeżdżałem i nie powinnaś patrzeć na takie rzeczy- chwila milczenia - Jesteśmy na miejscu. Zatrzymał auto we wskazanym przeze mnie miejscu. Odpięłam pas, a następnie wysiadłam

- Jeszcze raz bardzo ci dziękuje

- Mówiłem ci już, że nie ma za co. Po prostu uważaj na siebie dobrze?

- Dobrze- uśmiechnęłam się, po czym zatrzasnęłam drzwi. Chwilę później  najciszej jak potrafiłam weszłam do domu i pobiegłam do swojego pokoju. Nie chciałam, że Lilian lub Leon zobaczyli mnie w takim stanie przynajmniej do rana. Wtedy to niestety będzie nieuniknione, ale zdąże wymyślić jakąś wymówkę, albo po prostu powiem prawdę i Ethan'owi się oberwie. To byłaby dobra zemsta, ale zobacze w jakim będę nastroju. Od razu po wejściu skierowałam się do łazienki, gdzie zmyłam makijaż uważając na obolałe miejsce, wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie piżamę. Spojrzałam w lustro lekko dotykając opuchlizny, ale nawet dotknięcie jej leciutko opuszkiem palca wywoływało niemiłosierny ból. Nie mogłam zejść na dół ponieważ wiem, że Lilian często o tej porze nie śpi, bo czeka na męża. Leon to prawdziwy pracoholik i z tego co mi mówiła zdażyło mu się kilka razy wrócić do domu w środku nocy. Ja na jej miejscu zastanowiłabym się czy aby napewno jest jej wierny. No, ale to przecież wielka miłość i żadne z nich nie podejrzewałoby siebie nawzajem o coś takiego. Jeszcze raz przemyłam opuchnięte miejsce wodą, krzywiąc się z bólu. Już sama nie wiem, czy byłam wściekła czy chciało mi się płakać. Spędziłam w łazience jeszcze troche czasu zamyślając się, do czasu gdy nie usłyszałam trzasku drzwi na dole. Tak kretynie. Głośniej trzaśnij, niech się wszyscy zbiegną... Trzy- coś spadło, dwa- ciężkie kroki na schodach, jeden- zakręt i... Jest - chłopak wpadł do mojego pokoju niczym burza. Naprawdę nie mam pojęcia jak ktoś może być tak głośny.

- Soph- wyszeptał

- Soph, jak uroczo - powiedziałam sarkastycznie, wciąż przebywając w łazience

- Wyłaź stamtąd- uderzał w drzwi jednocześnie szarpiąc za klamkę

~Sophie wyłaź stamtąd! Natychmiast!

- potrząsnęłam głową po czym otworzyłam chłopakowi

- Szukałem cię po całej okolicy. Gdzie ty... Co ci się stało?- złapał mnie za twarz na co syknęłam z bólu

- Zabieraj łapy. Oszalałeś?!- strąciłam jego ręcę zakrywając siniaka

- Co ci się stało? Jak dotarłaś do domu?- wypytywał

- Może zamiast mnie przesłuchiwać powinieneś hmm... Nie zostawiać mnie w obcym mieście, bez pieniędzy i naładowanej komórki?- spojrzałam na niego jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie

- Skąd mogłem wiedzieć, że nie masz przy sobie pieniędzy i naładowanego telefonu? Powinnaś o tym pomysleć zanim wyszłaś z domu

- Wybacz, że nie pomyślałam, że mój spacer zakończe sama, kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt kilometrów od domu, w najgorszej dzielnicy z jakimiś napitymi kolesiami!- jestem pewna, że ze złości zrobiłam się czerwona. Ten człowiek tak bardzo działał mi na nerwy. Co prawda ja go wcześniej sprowokowałam no, ale dobrze wiedział, że nie znam miasta. A może nie wiedział?

- Co?- ton jego głosu znacznie złagodniał - Pokaż - chwycił mnie tym raziej ostroznie, obejrzał ranę po czym wyszedł. Wrócił po chwili z jakąś maścią, nałożył odrobinę na palec i delikatnie posmarował mój polik i kawałek wargi. Krzywiłam się, ale nie reagował, był bardzo skupiony, kiedy skończył nasze spojrzenia się spotkały. Miał niebieskie oczy, taki głęboki odcień niebieskiego, ale mimo to widziałam w nich pustkę. Nic nie dało się z nich odczytać. Jestem pewna, że on zauważył w moich to samo

- Jak to się stało?- zapytał spokojnie. Westchnęłam

- Poszłam na kawę, bo tylko na nią było mnie stać, ale się zgubiłam. Potem zaczepiło mnie kilku chłopaków. Jednego kopnęłam, a drugiemu chyba złamałam nos, dlatego oberwałam, potem krzyczałam i znowu oberwałam i potem... Dlaczego ja ci się tłumaczę? Ty powinienś mi powiedzieć gdzie pojechałeś.

- Przepraszam cię

- Ty mnie przepraszasz? - uniosłam brew

- No tak

- Robisz to tylk odlatego, żebym nie powiedziała twojej mamie ?

- Dokładnie- powiedział całkowicie poważnie, mimo to mogłam dostrzec na jego twarzy lekkie zmieszanie.

- Zobacze rano, a teraz wyjdź- powiedziałam surowo. Ethan bez słowa wykonał moje polecenie.

- Nawet nie próbował kłamać- wymamrotałam sama do siebie, po czym wzięłam maść i wyszłam z łazienki.

- Sophie?- usłyszałam pukanie do drzwi - Wszytko w porządku? Mogę wejść? Chciałam ci coś powiedzieć

- Nie! To znaczy tak, wszystko w porządku, ale teraz się przebieram i od razu idę spać. Porozmawiamy jutro

- No dobrze- odeszła. Z ulgą położyłam się do łóżka uprzednio zapalając lampkę nocną. Mimo, że byłam prawie dorosła bałam się ciemności. Przymknęłam oczy myśląc  o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Czy to była zemsta Ethan'a? Chciał się zemścić za popołudnie? Może myślał, że jak wierny piesek będę czekać na niego w tym samym miejscu, chcąc mieć satysfakcję, że jestem od niego zależna? Potem myślałam o chłopaku, który mi pomógł. Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać jak się nazywa. Przeleżałam tak jedną godzinę, drugą, trzecią, w końcu zasnęłam, ale po chwili obudził mnie koszmar. Ten sam co zawsze. Nie mogąc zasnąć leżałam tępo wpatrując się w sufit, aż zaczęła dochodzić trzecia w nocy. Wtedy usłyszałam krzyk Ethan'a. Odruchowo zerwałam się z łóżka,  i cicho wyszłam z pokoju. Podeszłam do jego drzwi, które były lekko uchylone. Wyjrzałam przez szczelinę,
A chłopak siedział na łózku opierąc ręce, w których chował twarz na kolanach. Na moje szczęście siedział na skraju łóżka tak, że był odwrócony do mnie tyłem. Przez jakiś czas się nie ruszał ciężko oddychając, gdy lekko drgnął uciekłam do swojego pokoju. Jemu też śnił się koszmar? Pewnie ma wiele na sumieniu, ale nie obchodziło mnie to. To była jego sprawa i wszystko związane z nim mnie nie interesowało.

____________________________________

Hejjj hejjj hejjj
Komentujcie, bo kocham czytać komentarze i uwagi 😁 Jak wam się podoba????

Pozdrawiam
~BadGirl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top