1.

Trzymając kurczowo książkę przy klatce przechodziłem obok sali gimnastycznej. W tym momencie rozgrywał się mecz między moją szkołą - Technikum Wielozawodowym, a Liceum Ogólnokształcącym w koszykówce.

Tłum ludzi stał przy drzwiach i obserwował mecz co chwile wiwatując. Dziewczyny piszczały na widok spoconych mięśniaków z naszej drużyny.

Ukradkiem zerknąłem co się tam dzieje. Gwiazda naszej szkoły, Pan Idealny właśnie zrobił wsad zdobywając punkt. Matt mój dawny przyjaciel z dzieciństwa. Mając po 8 lat zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale do czasu, aż dowiedział się prawdy o mnie.

Czując smród potu ruszyłem dalej przed siebie. Musiałem dostarczyć te książki do biblioteki przed dzwonkiem, albo znów się spóźnię.

*

Szedłem chodnikiem w stronę domu. Ze słuchawkami w uszach i moją kochana muzyką, droga mogła ciągnąć się nieskończenie.

Tuż za rogiem ulicy był mój dom. Skręcając w prawo moja twarz zetknęła się momentalnie z czyjąś klatą. Upadek na ziemie nie był przyjemny ale nic nie mogłem poradzić.

- Tobi? Sorry. - Usłyszałem znajomy głos. Matt stał na de mną z wyciągniętą ręką. Złapałem ją i wstałem.

- Wybacz moja wina. Powinienem bardziej uważać. - Otrzepałem spodnie z ziemi oraz kurzu i szybko wyminąłem blondyna, wkładając sobie słuchawki do uszu.

Tak właśnie wyglądały nasze obecne relacje. Bałem się spojrzeć mu w twarz po tym co stało się 2 lata temu, w drugiej klasie.

Przyspieszyłem kroku w stronę swojego domu, wyrzucając z głowy niepotrzebne myśli.

*

Otworzyłem drzwi i już w progu usłyszałem kłótnie rodziców.

- Ty cholerny alkoholiku! Zamiast pić tą zasrana wódę, byś się wziął kurwa do roboty! - Moja mama stała nad ojcem, który oglądał telewizje i leżał na kanapie.

- Odpierdol się! Suń ten tyłek bo zasłaniasz mi telewizor! Przynieś mi piwo bo się skończyło. - Chwycił puszkę stojącą przy sofie i rzucił nią w żonę.

Tak właśnie wyglądała moja "kochana" rodzina. Ojciec był bezrobotnym pijakiem, żerującym na pensji matki. Ona zaś pracowała to w jednym to w drugim barze w mieście. Ciągle ją wywalają bo co rusz kradnie z kasy pieniądze.

- Na co się gapisz gówniarzu. Wypierdalaj do pokoju. - Krzyknęła matka gdy zauważyła mnie w korytarzu zdejmującego buty.

Bez słowa poszedłem na górę. Nie chciałem się z nią kłóci i robić awantur. Miałem ich dość.

Dobiegłem po schodach na górę i zamknąłem się w pokoju. Rzuciłem plecak pod biurko i położyłem się na łóżku. Znów poczułem ucisk w mojej głowie. Miałem dość życia, takiego życia. Nie posiadałem przyjaciół, a szkoła nie jest moim ulubiony miejscem biorąc pod uwagę, że czeka mnie pewnie powtarzanie klasy... I ta rodzina...Patologia nie oszukujmy się.

Usiadłem na kancie łóżka i podwinąłem rękawy bluzy. Czerwone bandaże będące kiedyś białe owijał moje ręce. Odwinąłem jeden i patrzyłem na rany przy nadgarstku. Cięcia. Ale tylko one mi zostały. Uwalniały mnie od tego toksycznego świata.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i otworzyłem klapkę. Tam trzymałem żyletkę. Ujmując ją w palce przyłożyłem do skóry przedramienia. Dociskając mocniej, czułem jak przebija się przez warstwy skóry. Szkarłatna ciecz powoli wypływała z pod metalowego ostrza. Ból oderwał mnie od przemyśleń dzisiejszego dnia. Moje myśli popłynęły całkiem w innym kierunku. Robiąc kolejne nacięcia przyzwyczaiłem się do szczypania i drętwienia.

Robiąc pięć nowych cięć, odłożyłem narzędzie i czekałem, aż ból minie. Zamknąłem oczy i czekałem.

Dźwięk uderzenia w szybę otrząsnął mnie. Pierwszą moją myślą była kolejna kłótnia na dole. Sądziłem, że zabrali się za tłuczenie naczyń czy coś w tym rodzaju. Ale kolejny trzask uświadomił mi, że pochodzi ze strony mojego okna.

Wstałem i zajrzałem przez szybę. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Matt stał na dole mojego podwórza i machał. Otworzyłem okno.

- Co ty robisz? - Nie rozumiałem jego zachowania. Nie zaczepiał mnie od 2 lat, a teraz rzuca mi kamieniami w okno.

- Choć na dół! Musimy pogadać! - Wrzeszczał. Można powiedzieć, że całe osiedle go słyszało.

Pokręciłem twierdząco głową na znak, że zaraz będę i zamknąłem okno. Zabrałem jeszcze czysty opatrunek z szuflady przy łóżku i owinąłem go sobie na ręce. Na nie opuściłem rękawy bluzy.

Zbiegłem po schodach na dół. Ojciec dalej leżał i oglądał głupie programy, a matki nie widziałem.

Przemknąłem po cichu do przedpokoju i ubierając buty wyszedłem. Matt stał już przed drzwiami. Momentalnie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w wybrany kierunek.

Po jakimś czasie dotarliśmy do szkoły. Zastanawiałem się po jakiego czorta mnie tu przyprowadził. Było po 18, a ona już dawno była zamknięta.

- Matt, co tobie odwala. Naćpałeś się czy co? - Zapytałem. Zachowanie chłopaka nie było normalne.

On jednak ani nie odpowiedział, ani nie odwrócił. Zaczął znów ciągnąć mnie za rękę. Obeszliśmy bramy szkoły dookoła i staliśmy na jej tyłach.

- Chciałeś wiedzieć co robimy. Idziemy na basen - Po tych słowach zaczął wspinać się na ogrodzenie.

- Co?! - Zamurowało mnie. Nie no ok jest ciepło, a basen szkolny znajduje się na zewnątrz, ale włamywać się na teren prywatny tylko po to aby się popluskać było głupie.

- Na co czekasz? Do góry! - Siedząc na krawędzi ogrodzenia machał mi, abym się pospieszył.

Dalej nie rozumiejąc po co to wszystko zacząłem wchodzić na metalową siatkę.

Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie, bez słowa stanąłem przy Matcie, który wpatrywał się w tafle wody. Słońce odbijające się w wodzie powoli zachodziło, a on dalej stał bez słowa.

- Wytłumaczysz mi co cię naszło na basen? - Szturchnąłem go w ramie.

- Tu się spotkaliśmy... - Powiedział wciąż nie spoglądając w moją stronę.

Miał racje. 11 lat temu spotkaliśmy się właśnie tu. To były wakacje. Szkoła od godziny 15 udostępniała siłownie i basen dla ludzi z miasta. Lato było tak gorące, że wraz z rodzicami poszliśmy popływać. Tam właśnie spotkałem Matta. Bawiliśmy się, śmialiśmy i staliśmy przyjaciółmi. To było bardzo dawno temu.

- Pamiętam jak nie mieściłeś się w kółko od pływania. - Zdjąłem buty i podwijając nogawki usiadłem na brzegu basenu.

- Za to ty płakałeś przy wkładaniu rękawków. - Zaśmiał się siadając obok i zanurzając stopy w wodzie.

- Ciągnęły mi skórę. Strasznie wtedy bolało. - Spojrzałem na niego wyrzutem, że o tym wspomniał, a potem parsknęliśmy śmiechem.

Rozmowa po tak długiej przerwie szła nam jak byśmy w ogóle się nie rozstawali. Ale kłucie w żołądku nie dawało mi spokoju. To przecież nie może być tak piękne.

- Tobi... Przepraszam. - Wykrztusił blondyn.

Czułem jak gula w moim gardle narasta.

- To co ci zrobiłem jest niewybaczalne, ale i tak musiałem to powiedzieć.

I wtedy wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Te dzień gdy mu powiedziałem, że jestem gejem... i to że go kocham. Łzy chciały wydostać się z moich oczu ale zacisnąłem zęby.

" - Matt muszę cię coś powiedzieć. - Przerwałem grę na konsoli.

- Stało się coś, że jesteś taki poważny? - Odłożył pada.

- Dręczy mnie to od jakiegoś czasu, ale jak ci tego nie powiem to chyba eksploduję.

- To na zewnątrz, bo nie chce mieć cie na ścianach. - Zażartował, ale ja byłem poważny.

- Matt. Ja... Ja chyba jestem g-gejem. - Na te słowa zrobił wielkie oczy - I chyba... się w tobie zakochałem... - Wtedy spuściłem głowę. Gdy znów ją podniosłem widziałem złość wymieszaną z obrzydzeniem na twarzy przyjaciela.

- Wyjdź! - Krzyknął, a ja wybiegłem. Zdałem sobie sprawę, że straciłem go. "

Po tym wydarzeniu straciliśmy kontakt. Zero spotkań , rozmów, wiadomości. Nic.

Spojrzałem na siedzącego przy mnie chłopaka. Patrzył w moje brązowe oczy i czekał, aż coś powiem. Zamiast tego doznał szoku gdy krople wody leciały po moich policzkach.

Ten cały ból, to upokorzenie wychodziło ze mnie, a ja nie potrafiłem go powstrzymać.

- Tobi... - Matt objął mnie ramieniem i przesunął do siebie. Nie umiałem się już powstrzymać. Wyłem niczym małe dziecko. Ścisnąłem dłońmi jego koszulę i płakałem.

Matt głaskał moje włosy, abym się uspokoił. Po jakimś czasie doszedłem do siebie i oderwałem od niego.

Blondyn niespodziewanie wstał.

- Choć popływać. - Oznajmił zdejmując koszulkę. W moment pozbył się spodni i w samych bokserkach wskoczył do basenu chlapiąc mnie.

Krople wody spływały po jego mięśniach. Robiło mi się gorąco. Patrzyłem na niego jak na ciastko do schrupania.

- Wskakuj albo sam cię wrzucę. - Odgarnął mokre włosy z twarzy.

Nie chciałem się sprzeciwiać, ale przypominając sobie bandaże na rękach jednak nie wskoczyłem.

- Ostrzegałem. - Matt podpłynął do moich nóg i złapał za kostki. Pociągnął je w stronę wody, a ja ześlizgnąłem się z krawędzi basenu. Będąc pod wodą widziałem twarz blondyna, uśmiechającego się zadziornie.

Wypłynąłem wciągając świeże powietrze do płuc i przetarłem dłońmi twarz. Ubrania nasiąknięte wodą sprawiały, że było mi ciężko się poruszać. Do tego uczycie gdy ubranie przykleja się do mojego ciała wywołało dreszcze. Ale nie mogłem pozwolić, aby dowiedział się o cięciach.

Matt położył się na wodzie i dryfował. Podpłynąłem w jego stronę i uczyniłem to samo. Było mi trochę ciężko utrzymać równowagę, ale ostatecznie dałem radę. Przez pewien czas po prostu bez słowa leżeliśmy bez ruchu. Wpatrywaliśmy się w niebo.

-Tobi? - Zaczął.

- Tak?

- Dlaczego ja?

- Co ty? - Nie zrozumiałem.

- Dlaczego się we mnie zakochałeś? - Gdy padło to pytanie prawie się utopiłem.

Myślałem długo nad odpowiedzią. Matt był dla mnie kimś idealnym. Czułem się przy nim bezpiecznie, mieliśmy wiele wspólnych tematów. Był dla mnie dobry. Odrywał mnie od ciężkich chwil w domu. Pomagał zapomnieć o kłótniach rodziców i czułem, że w końcu mam z kim porozmawiać. Był kimś z kim chciałem spędzić resztę życia.

Podpłynąłem do krawędzi basenu i kładąc ręce oparłem się o nie głową. Serce biło mi jak szalone, a w myślach miałem pustkę. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Co to też da?

- Tobi... - Poczułem jak dotyka mojego ramienia.

Nie odwróciłem wzroku od chodnika.

- Tobi, proszę spójrz na mnie. - Chciał mnie odwrócić, a ja byłem niestety bezradny wobec jego siły. Przekręcił moje ciało w swoją stronę.

Podniosłem wzrok na jego twarz i znów dostrzegłem tą troskę jak za dawnych lat. Matt często pocieszał mnie gdy wiedział co się działo u mnie w domu. Wtedy też miał ten wzrok.

Odepchnąłem go. Potrzebowałem się stamtąd wydostać. To wszystko powoli do mnie wracało. Dalej czułem się winny z powodu tamtego wydarzenia. A teraz on znów przy mnie jest, a ja znów zaczynam go kochać...

Podparłem się rękami i wyskoczyłem z wody. Blondyn uczynił to samo i widząc, że zaczynam odchodzić powstrzymał mnie.

- Czekaj... - Mocny uścisk wylądował na moim przedramieniu. Ból od cięć wrócił i był tam mocny, że prawie padłem na kolana.

- Puszczaj! - Starałem się wyrwać, ale bezskutecznie.

- Nie! Chce wiedzieć dlaczego ja! - Patrzył na mnie z determinacją ale i smutkiem.

- Bo... - Spuściłem głowę, a do oczu znów zaczęły zbierać mi się łzy. - Bo... Traktowałeś mnie... Jak człowieka, a nie jak... Śmiecia. Czułem... Się przy... Tobie bezpiecznie i... Tylko ty się mną opiekowałeś... W tym... Piekle. - Szlochałem i z trudem wypowiadałem słowa. Moje ciało przemieniło się w watę, opadłem na chodnik i wyrywając w końcu rękę z uścisku Matta, zakryłem twarz próbując się uspokoić.

Chłopak tylko stał na de mną i przyglądał się sytuacji. Słyszałem tylko jak wypuszcza stłumione powietrze z ust. Patrzyłem na jego stopy. Nie ruszały się z miejsca. Już nie wiedziałem czy chce, aby odszedł czy bardziej się przybliżył. Nagle silne ramiona blondyna objęły mnie całego i przyciągnęły bardziej w głąb uścisku.

Chciałem złapać się jego koszuli, ale nie miałem jak. Mokre ręce i ciało nie pozwalały się dobrze chwycić. Błądziłem po jego ciele jak we mgle, ale mimo starań nie mogłem się złapać.

- Tobi... nie odchodź ode mnie nigdy więcej. - Czule słowa wpadły do mojego ucha. - Ja... Kocham Cię.

Moje serce zabiło dwa razy szybciej i mocniej. Szok spowodowany tym wyznaniem po prostu mnie sparaliżował.

- Ale jak to? - To wyszło z moich ust. - To niemożliwe. Widziałem cię nie raz w obecności dziewczyn na widok których po prostu każdemu może stanąć, albo słyszałem jak chwaliłeś się, że nie jedną zaliczyłeś...

- To kłamstwa. - Przerwał mi. - To wszytko kłamstwo.

- Widziałem cię! - Krzyknąłem mu w twarz.

- Ja... Starałem się zapomnieć. - Patrzył w moje brązowe oczy. - Kiedy... Powiedziałeś mi co czujesz ja byłem zaskoczony. Było mi źle, że wtedy cię odtrąciłem, ale było mi tak wstyd przyjść do ciebie. Od tamtego czasu ciągle i wciąż myślałem o tobie. O twoich włosach, oczach, ustach, ciele... Wszystkim! Myślałem, że jak pójdę gdzieś z dziewczyną to mi przejdzie... Ale tylko moje uczucia się nasiliły. Na widok gołych dziewczyn nawet nie drgnąłem, a potem płaciłem im aby nie gadały o tym co zaszło. Za to wspomnienie o twoim uśmiechu sprawiało, że nie potrafiłem się powstrzymać. Chciałem znów o ciebie dbać, rozmawiać... Mieć przy sobie jak kiedyś lecz nie miałem odwagi się zbliżyć.

- Więc dlaczego dziś? - Wtrąciłem.

- To... Pożerało mnie od środka. Jeszcze dziś gdy wpadłem na ciebie nie mogłem wytrzymać. - Poczochrał się po wilgotnych włosach. Spojrzał w moje oczy pełne łez i delikatnie się uśmiechnął. Wyciągnął rękę do mojego policzka i odgarnął ciemne i mokre włosy przyklejone do mojej skóry.

- Ja... Też cię kocham... Wciąż nie potrafię zapomnieć... - Rzuciłem się na jego szyję. Objąłem go najmocniej jak potrafiłem i nie chciałem puścić. Odwzajemnił gest i odchylił się od tyły tak, że leżałem na jego torsie kurczowo przytulony.

Czas mijał, a my nie chcieliśmy się ruszyć. Żaden z nas nie chciał puścić drugiego. Matt wsunął głowę bardziej w moją szyję składając na jej powierzchni delikatne pocałunki. Podniosłem głowę i czując jego oddech na prawym policzku złączyłem nasze wargi. Mój mózg eksplodował. Ciepło i rozkosz z tej małej czynności oplótł całe moje ciało.

Blondyn starał się usiąść nie odrywając od siebie naszych warg. Coraz bardziej namiętny pocałunek powodował dreszcze u nas obu. Czułem jak po jego skórze przechodzi prąd. Nagle Matt oderwał się.

- Aaa...

- A?

- Apsik! - Kichnął niespodziewanie. Przetarł nos i spojrzał na moje zdziwienie.

- Robi się zimno. - Westchnąłem. - Chodźmy bo się przeziębisz.

- Jeszcze chwilę. - Brązowooki schował twarz w mokry materiał mojej bluzy i mocno przyciągnął do siebie.

Siedzieliśmy tak puki kolejne kichnięcie Matta nie przerwało ciszy. Wstaliśmy i zabierając rzeczy, powoli wracaliśmy.

Matt złapał mnie za rękę splatając nasze palce. Zawstydziłem się ale nie chciałem aby mnie puszczał.

- Tobi chcesz do mnie wpaść? - Powiedział patrząc przed siebie.

- ... Tak. - Odpowiedziałem wstydliwie.

Matt przystanął i poczochrał moje włosy.

- Spokojnie, nie zjem cie. - Zbliżył się do mojej twarzy. - Choć bardzo apetycznie wyglądasz...

I znów fala rumieńców ukazała się na moich policzkach.

Idąc tak 15 minut wspominaliśmy dawne czasy. Dzień poznania, wygrane gry, wypady na lody i kino. Po prostu wspominki.

Dotarliśmy na miejsce. Niewielki biały domek, a dookoła niego ogród z posadzonymi krzewami różu.

- Chyba nie ma nikogo w domu. - Stwierdziłem patrząc na ciemne okna budynku.

- Hmm? A moi rodzice są na delegacji. Wracają za jakieś trzy dni.

Moja głowę już nawiedziły głupie pomysły. Dwóch facetów, sami w domu, bez nadzoru. Albo raj, albo piekło. Aż sam siebie skarciłem za takie myśli.

Blondyn wyciągnął klucze z kieszeni jeansów i przekręcił go w zamku. Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.

Zdjąłem buty wciąż mając otwartą buzię. Jasne meble i ciemna kanapa w salonie stały na białych dywanach. Obok po lewej była otwarta kuchnia prawie cała biała nie licząc wysepki z granitu. Dalej były schody na piętro.

- Znajdę ci zaraz ciuchy na przebranie. Mogą być jednak trochę za duże. - Uśmiechnął się zadziornie Pan pięknego domu.

- Nic nie szkodzi. - I wtedy mnie olśniło. - Mogę iść do łazienki pierwszy?

- Jasne. Jest na piętrze. Pierwsze drzwi po prawej.

- Dzięki. - Pognałem szybko w stronę schodów.

- Tylko zdejmij mokre ciuchy. Zaraz przyniosę ci inne! - Krzyknął za mną Matt.

Pędem dotarłem na szczyt schodów i skręcając w prawo zamknąłem drzwi. Ale ja byłem głupi. Przecież teraz Matt zobaczy moje rany. Pewnie mnie nienawidzi albo uzna za psychola, który lubi zadawać sobie ból. Ooo co teraz?!

Zdjąłem bluzę i koszulkę. Stanąłem przed lustrem i patrzyłem w odbicie rąk. Mokry bandaż znów przesiąknięty krwią wyglądał okropnie.

Matt zapukał do drzwi.

- Żyjesz? Mam ubrania na zmianę. - Widziałem, że klamka zaczyna opadać. Zapomniałem przekręcić zamek i po chwili Matt był w łazience.

Ubrania wypadły z jego rąk, a on przysunął się do mnie. Złapał za moją dłoń i uniósł ku górze obserwując uważnie bandaże.

- Co to ma być? Tniesz się?! Co ci do głowy przyszło aby to robić? - Krzyczał na mnie mimo zatroskanej twarzy.

- Chciałem w ten sposób zapomnieć o bólu codzienności... - Wydukałem.

Blondyn przesunął mnie lekko. Otworzył szafeczkę pod lustrem i wyjął z niej małą apteczkę. Mnie usadowił na toalecie i powoli zaczął odwijać bandaże z moich rąk. Cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć. Było mi po prostu głupio. Po Matcie było widać zatroskanie, złość i trochę współczucia.

- Czy to po tym co stało się 2 lata temu?

- Częściowo tak... Rodzice stali się też o wiele gorsi...

Skończył oczyszczać moje rany. Podniósł rzucone wcześniej ubrania z podłogi i położył na pralce. Wyszedł bez słowa i zszedł na dół.

Ja od niechcenia zdjąłem pozostałe ubrania i przebrałem się w suchą odzież. Mocny zapach wanilii z proszku do prania drażnił moje nozdrza.

Opłukawszy jeszcze tylko twarz zszedłem na dół gdzie Matt robił coś w kuchni. Stanąłem przy blacie i obserwowałem jego poczynania. Mąka, jajka, cukier, mleko... czy on...?

- Naleśniki. Pamiętam, że zawsze się nimi zajadałeś gdy robiła je moja mama.

- Posypka czekoladowa, bita śmietana, gałka lodów... jak można było się temu wszystkiemu oprzeć. Hahaha. - Zaśmiałem się na te chwile.

- W końcu usłyszałem jak się śmiejesz. - Matt zdjął ostatniego naleśnika z patelni i odwrócił się do mnie. Położył dwa talerze na blacie i podał widelec oraz bitą śmietanę.

Góra białego puchu wylądowała na moich plackach,a ja od razu ukroiłem porządny kawałek i włożyłem go sobie do buzi. Pyszności wręcz rozpływały się w moich ustach.

Sam kurzach zabrał swój talerz i poszedł do salonu patrząc na mnie. Posłusznie zabrałem swoje danie i usiadłem obok niego na kanapie. Włączył telewizor na jakimś filmie i złapał za widelec.

Ja jedząc swoją porcję co chwilę zerkałem na chłopaka. Widząc, że intensywnie się nad czymś zastanawia. Zrozumiałem, że musi myśleć o moich ranach.

- Przepraszam. - Tylko te słowo przychodziło mi na myśl w tym momencie.

- To ja cię zostawiłem. To ja przepraszam. - Odłożył talerz na szklaną ławę przed nami i ujął w ręce moją głowę. Złożył delikatny całus na moim czole, a potem skierował go na moje usta. O mało co nie wypuściłem talerza z rąk.

Matt oderwał się od moich warg, a ja czułem tylko tęsknotę za jego ustami.

-Kocham Cię Tobi. Przepraszam, że tak późno to do mnie dotarło. - Spuścił głowę.

Przysunąłem się bliżej niego. Objąłem jego bok i położyłem głowę na ramieniu.

- Matt... Kocham Cię. Kochałem i będę kochać. Nie przepraszaj. Cieszę się, że jesteś. - Ciężar będący przyczepiony do mojego serca spadł. Myślałem tylko o tym jak jestem szczęśliwy, że możemy być razem.

Blondyn obrócił się bardziej w moim kierunku. Zaczął muskać moje usta coraz bardziej napierając. Sam czułem, że pragę więcej. Złapałem za jego szyję i przeczesując palcami włosy przy karku chłopaka przyciągałem go bardziej. Był lekko zaskoczony, ale już po chwili zdominował mnie zmuszając do oparcia na kanapie. Jego ciepła ręka głaskała moją szyję i obojczyki schodząc coraz bardziej w dół.

Robiło mi się tak gorąco jak by wrzucili mnie do wrzątku. Świat wirował, a ja coraz bardziej traciłem czucie nad ciałem.

Mój dzisiejszy kucharz oderwał się ode mnie, aby złapać oddech. Spojrzał w moje brązowe oczy i uśmiechnął się.

- Nic dziwnego, że się w tobie zakochałem. Cudownie całujesz. - Uśmiechnął się i oparł czoło o moje. Nagle odsunął się.

- Wydaje mi się czy masz gorączkę? - Podniósł rękę i zewnętrzna częścią dłoni zaczął sprawdzać moje czoło i policzki.

- Czułem, że ciśnienie po pocałunku prawie w ogóle nie minęło, a mi zaczyna się robić wręcz lodowato.

- Zaczekaj, pójdę po termometr. - Wstał i zostawił mnie na kanapie. Wrócił momentalnie, a ja włożyłem przyrząd pod pachę.

Po chwili czekania był wynik.

- 39,1°C. No ładnie. To przez te pływanie. Wybacz.

- Nie przepraszaj. Świetnie się bawiłem.

- Zostaniesz na noc! Nigdzie cię nie puszczę.

- A szkoła?

- Jutro piątek. Nic się nie stanie gdy ominiemy jeden dzień.

- Łatwo ci mówić ideale. U mnie to może zaważyć na wszystkim. Mało brakuje, abym powtarzał klasę. - Wydyszałem łapiąc powietrze. Było mi trochę ciężko. I ten mróz. Trzęsło mnie i Matt też to zauważył przez co przykrył mnie kocem. Objął mnie, że chowałem się w jego ramionach.

- Pouczę cię. Ale teraz idziemy spać, abyś jutro miał siłę dla mnie. - Uśmiechnął się przebiegle.

- Mówisz kanapa cała moja?

- Nie. Śpisz ze mną księżniczko.

- Księżniczkooooo! - Blondyn podniósł mnie jak bym nic nie ważył i zaczął nieść na górę po schodach.

Weszliśmy do pierwszego pokoju po lewej stronie. Zapcha męskich perfum i płynu do prania unosił się w powietrzu. Półka nad łóżkiem była pełna pucharów. Parę szafek, biurko i hantle w kącie pod oknem. Zaskoczył mnie porządek w pomieszczeniu. Zero powywalanych ciuchów czy innych rzeczy. "Pan Idealny" nie jest jednak przypadkowy.

Zostałem ułożony ostrożnie na pościeli i przykryty kocem. Matt wyszedł na chwilę na dół, aby pogasić światła i wrócił do mnie. Stając przy krawędzi łóżka zdjął koszulkę co wywołało u mnie zaczerwienienie. Ale sądząc po gorączce nawet nie było go widać.

Matt wsunął się pod pierzynę przy mnie i pozwolił abym położył się na nim.

Patrzyłem w jego brązowe oczy i odczuwałem prawdziwe szczęście. Nic nie obchodziła mnie gorączka, ani szkoła. Liczył się tylko on.

Przybliżyłemsię i znów złączyłem nasze wargi. Czułem, że on też tego pragnie. Napierałem coraz intensywniej i nie spodziewałem się gdy Matt przejął inicjatywę. Uchylił wargi, a jego język zapierał na moje usta. Uchyliłem je lekko, a ten dotarł do wnętrza. Wybuchowy i gwałtowny taniec, a za razem czuły i spokojny. Wszytko na raz.

Blondyn jako pierwszy przerwał rozkosz.

- Kochanie wiem, że chcesz... Ja też i to baaardzo, możesz mi wierzyć, ale teraz masz gorączkę i nie chce męczyć cię bardziej.

Zaśmiałem się tylko. To kochane z jego strony. Wtuliłem się w niego mocniej i zamknąłem oczy.

- Tobi.

- Hmm?

- Czy chcesz być ze mną?

Podniosłem głowę, a uśmiech sam wtargnął na moje wargi.

- Tak, bardzo chce.

- Tym razem nie zostawię cię tak łatwo. Przygotuj się na to. - Pocałował mnie w czoło i mocniej przytulił. Oboje zamknęliśmy oczy.

Przyjaźń, rozstanie, ból, spotkanie, miłość.Wycierpiałem tyle czasu, ale warto było czekać na mój ideał.

________________

Zachęcam też do przeczytania moich innych YAOI i książek:

- Niech To Zostanie Między Nami (Yaoi)

- Trzydzieści minut (Yaoi)

- Skryte Uczucie (Yaoi)

- Mały Sekret (Yaoi)

- Między Regałem (Yaoi)

- Eyeless Jack (Love Story)

- Prawdziwa Miłość! Tego się nie spodziewasz!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top