Rozdział 3
Jestem na lodowisku xD
Z miłego uczucia otępienia wyrwał mnie ból głowy, a tak właściwie nie miłosierny ból całego ciała. Otworzyłem powoli oczy, by po chwili zamknąć je. Leżałem w lecznicy... jak zawsze z resztą, było tu biało, a bardziej każdy kolor, który tu występował był ukazany w swojej najbardziej jaskrawej formie, co niemiłosiernie kuło moje oczy. Zasłoniłem twarz poduszką, by chodź trochę uśmierzyć ból skroni wywołany jasnością pomieszczenia. Po kilku minutach powoli usiadłem na niewygodnym szpitalnym łóżku i rozejrzałem się po innych łóżkach. Najwidoczniej mój LEKARZ zadbał (tak jak zawsze) by nikt nie naruszał mojej przestrzeni osobistej. Mój wzrok powędrował do okna, które było zasłonięte grubym materiałem, przez co promienie światła nie wpadały do i tak już jasnego pomieszczenia
*Chyba Solace zapamiętał, że lubię siedzieć w ciemnościach* pomyślałem patrząc się na jasno miętowe zasłony. Nagle ciszę w pomieszczeniu zmąciło głośne skrzypnięcie otwieranych drzwi .
- Widzę, że się już obudziłeś - powiedział ktoś wchodząc do pomieszczenia
- Jak się czujesz kumplu śmierci ? - zaśmiał się, a ja powoli odwróciłem twarz w stronę lekarza
- ...nie najgorzej - mruknąłem w odpowiedzi uważnie go lustrując. Na jego opalonej twarzy było przyklejonych kilka plastrów, a podwinięte rękawy miętowej bluzy ukazywały zadrapania, otarcia i nieliczne siniaki... *poturbowali go w trakcie wczorajszej zabawy... * pomyślałem lekko zaniepokojony jego stanem
- Wołałem Cię, kiedy wisiałeś uwięziony w jednej z pułapek dzieci Hefajstosa - blondyn zaśmiał się i usiadł na krawędzi mojego łóżka
- myślałem, że chcesz mnie... zabić, wiec wolałem nie ryzykować - powiedział wrednie i spuściłem wzrok na swoje poobcierane (prawie do krwi) dłonie, obie były zawinięte szczelnie bandażem
- Nie mógłbym skrzywdzić swojego... pacjenta - mruknął w odpowiedzi i uśmiechnął się do mnie promieniście.
- Tak, wszystko ze mną dobrze. Puścisz mnie już do trzynastki ? - zapytałem z lekka nadzieją w głosie.
- Kategorycznie NIE. Musisz odpoczywać. Zalecenie lekarza - powiedział i przyłożył mi dłoń do czoła. Drgnąłem pod wpływem dotyku * PRZESTRZEŃ OSOBISTA * pomyślałem
- Solace... serio wszystko ze mną dobrze. Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale to na prawdę nie potrzebne... poradzę sobie - powiedziałem zawstydzony i odsunąłem jego dłoń. Chłopak spojrzał na mnie z jakimś wyrzutem i zabrał rękę, wstając przy tym.
- Przyniosę ci coś do jedzenia, śniadanie już dawno się odbyło - mruknął lekko zawiedziony - Ale nie uciekaj - dodał i spojrzał na mnie z pewnością. Westchnąłem i skinąłem głową. Otworzyłem usta by zapytać się blondyna do kiedy tu zastanę, ale ten mi przerwał
- Do PÓŹNIEJ - powiedział szybko Syn Apollina uprzedzając tym samym moje pytanie i wyszedł z pomieszczenia machając mi na pożegnanie.
*** ***
( Autor. Xd nie umiem ich pisać ;^; )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top