Rozdział 12


- ... ja... Oddam ci za niego swoją duszę - powiedziałem stanowczo zaciskając palce na lepkim materiale obozowej koszulki Will'a. Hades nic nie odpowiedział, a kąciki jego ust lekko się uniosły. Zamknąłem oczy czując jak ojciec całuje mnie w czoło mówiąc przy tym ,,zaśnij, a ja zajmę się resztą". Dłoń mężczyzny lekko poczochrała moje włosy, po czym dotyk znikł. Czułem jak coś rozsadza moją czaszkę od wewnątrz, a świat mimo wszech obecnej czerni zaczyna wirować.

***

Do moich uszu zaczęły dobiegać różne dźwięki... stukot szklanych i metalowych przedmiotów, krzyki i nawoływania... wszystko docierało do mnie dziwnie zniekształcone. Zacisnąłem zęby i przyłożyłem dłoń do skroni, osłaniając tym samym oczy przed ostrymi promieniami słońca. Skrzypnięcie i kroki, a po chwili zaskoczony i uradowany krzyk rozbrzmiał w pomieszczeniu. Zmarszczyłem czoło i uchyliłem powieki, by spojrzeć na osobę, która zakłóciła mój wypoczynek.

- Wreszcie się obudziłeś! - krzyknął uradowany brunet i przypadł do boku łóżka, przytulając mnie tak mocno, że straciłem oddech

- Al... puść - wydusiłem odpychając lekko roześmianego Lermontova, który z głupkowatym uśmiechem usiadł po turecku na łóżku lekarskim i wlepiał we mnie wzrok. Odwzajemniłem spojrzenie unosząc wyczekująco brwi, dając tym samym znak, że oczekuję jakiś medycznych wyjaśnień - Ehhh... byłeś nieprzytomny przez dwa dni... rany jeszcze nie są do końca wyleczone, więc postanowiłem, że jeszcze cię pomęczę, przez przynajmniej trzy może cztery dni - dodał z troską i przyłożył mi dłoń do czoła sprawdzając tym samym czy mam gorączkę.

- A... Ehm... - chrząknąłem nie za bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę o tym co się stało w jaskini... na samo wspomnienie tego co zrobiłem moje policzki pokryły się lekką czerwienią.

- Nic mu nie jest... po ranie została mu niewielka blizna - mruknąłem Aleksy patrząc na mnie podejrzliwie, a jego uśmiech zmienił się w bardziej dwuznaczny. - Nie będę cię zmuszał jeśli nie chcesz mówić - dodał łagodnie. Przełknąłem ślinę przykładając dłoń do serca... biło... żyłem mimo, że Will też żyje... czyli ojciec nie zabrał mojej duszy, ale mimo wszystko ,,oddał" mi syna Apollina... * dziękuję * pomyślałem zaciskając zęby na dolnej wardze.

- Nie stało się nic wielkiego - powiedziałem lekko skrępowany całą sytuacją, przez co stałem się jeszcze bardziej czerwony na twarzy.

- Czerwieni się więc pewnie coś ukrywa! Neeks? Co WY robiliście w tej jaskini!? - zapytał nagle Jason, który nie wiadomo skąd znalazł się w pokoju. Westchnąłem i odwróciłem wściekły wzrok by syn Zeusa nie przyczepiał się więcej do mojej zarumienionej twarzy.

- Emm... Cz... Część Grace... - mruknął cicho Aleksy z taką miną jakby chciał uciec jak najdalej od chłopaka. Jego policzki były w kolorze dojrzałego pomidora co wyglądało nawet uroczo w połączeniu z tym urokiem osobistym, który odziedziczył po swoim ojcu.

- Cześć MAMO czy możesz nie zawstydzać tak swoją idealną twarzą mojego BFF - zapytałem ironicznie wlepiając w starszego swoje brązowe oczy. Mimo udawanego gniewu cieszyłem się w duchu z odwiedzin przyjaciół, którzy bardzo zabawnie zachowywali się w swoim towarzystwie... Aleksy czerwony jak nigdy siedział ze spuszczoną głową, a Jason stawał się bardziej głupkowaty i wyraźnie spoglądał na bruneta z ukradka.

- Aleksy... czy możesz przynieść mi coś do jedzenia, a przy okazji ,,pokazać" Jason'owi gdzie jest jadalnia? - zaproponowałem z lekkim uśmiechem patrząc się na zaskoczonego Lermontova

- Ale ja wiem gdzie to jest! - zaprotestował blondyn

- Ciii. Ja ci tu randkę załatwiam - szepnąłem ignorując fakt, że siedzący obok brunet wszystko słyszy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top