Rozdział 89. Zdrada
Proponuję wziąć chusteczki jak ktoś ma słabe nerwy, ten i kolejny rozdział może być mocny
Trochę długie będzie, ale nie chciało mi się na cztery dzielić
• • •
Późnym wieczorem motocykl Syriusza wylądował przy miejscu, gdzie ukrywał się Peter. Był to niewielki dom w oddaleniu od miasta. Black zmrużył oczy. Zdziwił się, bo żadne światło w domu się nie świeciło. Zszedł z motocykla i podszedł do drzwi, po czym zapukał kilka razy. Najpierw ciszej, potem uderzenia przybrały na sile.
— Peter, jesteś tam? — zapytał. Zapukał jeszcze kilka razy. Żadnej odpowiedzi. — Peter!
Nacisnął klamkę. Okazało się, że drzwi nie były zamknięte, więc wszedł do środka.
Peter nigdy nie dbał jakoś specjalnie o porządek, jednak Syriusz uznał, że stan jego domu nie wygląda, jakby Peter został napadnięty i porwany - wszystko leżało raczej na swoim miejscu, poza kilkoma papierkami, które sugerowały, że mimo wszystko Peterowi nie zawsze udawało się zadbać o porządek. Syriusz sprawdził też pokój, w którym Peter spał - tam również go nie było, ale niechlujnie ułożona pościel sugerowała, że tej nocy jeszcze tam spał.
— Może poszedł do Jamesa i Lily — mruknął Syriusz, a Max, który akurat wyjrzał z jego kieszeni, pokiwał główką na zgodę. — Nic tu po nas, Max. Poleciałbym do Jamesa, ale...
Już miał powiedzieć, że nie zna adresu, jednak zauważył na szafce Petera jakąś kartkę. Niechcący wyczytał z niej jakieś ważne dla Petera daty. Nie za wiele mu to mówiło, ale zauważył też jakiś adres. Peterowi po czasach szkolnych zostało zapisywanie ważnych rzeczy, jak chociażby godzin szlabanów, aby choć trochę mniej obrywali od nauczycieli. Tego zwyczaju nauczył się od Remusa.
Przy owych datach Syriusz zauważył jakiś dziwny symbol - coś na wzór jakiejś zakręconej linii z jajowatym kształtem na końcu. Black nie potrafił odgadnąć, co to jest, ale wiedział, na jakim poziomie były umiejętności rysowania u Petera. Na nie wyższym, niż u samego Syriusza, jednak tego w życiu by nie przyznał.
— Sprawdzimy, czy to tam — powiedział do Maxa. — Wiesz, Max, mam złe przeczucia...
Max tylko mocniej uczepił się kieszeni Syriusza i schował się głębiej, kiedy wzbili się w powietrze.
Jak się okazało, James i Lily wraz z synkiem ukryli się w Dolinie Godryka - wiosce, którą zamieszkiwali zarówno czarodzieje, jak i mugole. Wskazany przez Petera adres zaprowadził Syriusza do piętrowego domu na uboczu wioski. Z zewnątrz był nieco zniszczony. Syriusz podejrzewał, że nie był on pierwszej młodości.
Mylił się, gdyż od środka dom wyglądał znacznie gorzej. Wyglądało to tak, jakby przez dom przeszło stado słoni - praktycznie wszystko było porozrzucane bez ładu i składu na podłodze. Zdjęcia pospadały ze ścian, zniszczone książki leżały na podłodze... Istny armagedon.
Oraz, co przeraziło Syriusza, martwe ciało Jamesa.
Syriuszowi odebrało mowę. Miał wrażenie, jakby ziściły się jego najgorsze koszmary. Dużo bardziej wolałby, aby ta chwila była tylko złym snem, z którego za chwilę obudzi się zlany potem, by chwycić dłoń Elise i nie puścić jej aż do rana. Czuł, jak po policzku płynie mu pierwsza łza.
— James... — powiedział cicho Syriusz, dotykając jego zimnej już i sztywnej dłoni. Ile by dał za to, aby dłoń Jamesa zacisnęła się na jego dłoni... — Rogacz, bracie...
Kolejne łzy przecinały blade policzki Syriusza, który nic nie robił sobie z tego nic. Kiedyś powiedziano by mu, że płacz jest oznaką słabości, on jednak nie zamierzał się tym przejmować. W jego opinii ludzie nie płakali dlatego, że byli słabi, a dlatego, że byli silni zbyt długo.
Ciałem Syriusza wstrząsnął szloch, kiedy oparł głowę o tors przyjaciela, wciąż przy nim klęcząc. Czarne loki opadły na klatkę piersiową Jamesa. Syriusz chciał móc wyczuć jego oddech, jednak nie było to możliwe. Ciało Jamesa miało już na zawsze pozostać nieruchome niczym rzeźba.
Syriusz nie wiedział, jak długo kulił się przy ciele Jamesa. Wiedział tylko, że usłyszał, jak ktoś wchodzi do domu. Wtedy było mu wszystko jedno, co się stanie. Nieważne, że jakiś Śmierciożerca mógłby wpaść i zabić go jednym zaklęciem. W tamtym momencie nie chciał już walczyć, choć wiedział, że powinien. Miał dla kogo - miał jeszcze córkę. I żonę. I... Harry'ego.
Uniósł głowę. Co z Harrym? Czy on również nie przeżył tego spotkania z Voldemortem? Black powoli podniósł się z miejsca i z ciężkim sercem opuścił Jamesa. Zaczął wspinać się po schodach, jednak nie zaszedł daleko, słysząc, jak ktoś wymawia jego imię:
— Syriusz?
Syriusz spojrzał w tamtym kierunku. To Hagrid przybył do domu Potterów. Gajowego Hogwartu Syriusz poznałby nawet po obudzeniu się w środku nocy - nie znał nikogo innego o takiej posturze.
— To ja — przytaknął Black. — Co tu robisz, Hagrid?
— Dumbledore mnie tu przysłał — wyjaśnił Hagrid. — Mam odtransportować Harry'ego do wujostwa.
— Do wujostwa?
— Ta — przytaknął Hagrid. — Psor mówi, że tak będzie bezpieczny...
— Ja i Elise możemy się nim zaopiekować — zauważył Syriusz. — To wujostwo... Nie sądzę, że będzie mu tam dobrze.
— Dumbledore wie, co robi — stwierdził Hagrid.
Syriusz już nie kłócił się z Hagridem. Nie miał na to siły. Zamiast tego po prostu ruszył schodami w górę. Gajowy chciał iść za nim, jednak schody były za wąskie, aby mógł się tam swobodnie ruszać, więc Syriusz sam poszedł po Harry'ego.
W pokoju Harry'ego na podłodze leżała Lily. Syriusz przykucnął obok niej, czując, jak przed oczami znów stają mu łzy.
— Lily... Dlaczego, och, dlaczego was to spotkało...
W pewnej chwili uświadomił coś sobie. Nieobecność Petera nie była przypadkiem. To on musiał zdradzić Potterów - w końcu Peter jako jedyny znał miejsce, w którym się schronili. Teraz do Syriusza zaczynała docierać straszna prawda.
— Michael miał rację — wyszeptał Syriusz. — Peter, ty... Ty podły zdrajco... To przez ciebie nie żyją! — powiedział już głośniej.
Jego zdenerwowany głos wystraszył Harry'ego, który siedział w łóżeczku i patrzył na Syriusza ze łzami w oczach. Black podniósł się z kucek i podszedł do dziecka, które go nie poznawało. Nie było co się dziwić - w końcu Syriusz widział Harry'ego tylko raz, na chrzcinach.
— Nie bój się, Harry — powiedział, uśmiechając się przez łzy. Ostrożnie podniósł dziecko, nie bacząc na to, że wciąż nieco pochlipywało. Kciukami otarł łzy chłopca z jego okrągłej twarzyczki. — Zostałeś sam... Jaki ten świat jest niesprawiedliwy...
Do Syriusza zaczęło docierać, dlaczego Peter wypisał sobie na kartce te dziwne daty. Musiały to być daty spotkań Śmierciożerców.
Nie mam podstaw, aby wątpić w Petera, Syriusz powiedział wtedy Michaelowi. Był taki pewny swego, że przyjaciel nie jest zdrajcą. Nie miał w końcu za wiele do zaoferowania Voldemortowi... Poza tchórzostwem.
Wspomnisz moje słowa, Syriuszu. Zobaczysz, że myliłeś się co do niego i niepotrzebnie upierałeś się, że Peter jest godny zaufania, powiedział mu Michael. Syriusz zagryzł wargę, powstrzymując płacz. Cholera, że też musiał mieć rację...
— Że też go nie posłuchałem... — wymamrotał. — Wybacz mi, Harry...
Wróciwszy do Hagrida, Syriusz przekazał mu dziecko. Gajowemu ciągle zbierało się na wspominanie zmarłych, przez co Syriuszowi zbierało się na płacz.
— Bywaj, Syriuszu — powiedział na pożegnanid Hagrid. — Trzymaj się, chłopie...
— Hagrid — przerwał mu Syriusz. — Pożyczę ci motocykl.
— Co?
Syriusz wskazał dłonią na swój pojazd.
— Motocykl. Pożyczę ci go. Do Little Whinging daleka droga, a teleportacja z dzieckiem może być ryzykowna.
Hagrid pomyślał chwilę, po czym przystał na propozycję Syriusza.
— Daję słowo, że oddam w nienagannym stanie.
— W porządku, Hagrid — odparł Syriusz, posyłając mu wymuszony uśmiech. — Pa, Harry — powiedział do chrześniaka i poprawił kocyk, którym owinięty był Harry. — Jeszcze się zobaczymy, na pewno...
— Trzymaj się, Syriuszu — powiedział jeszcze raz Hagrid i zaczął majstrować coś przy motocyklu, chcąc go odpalić. Wreszcie mu się to udało i motocykl wzniósł się w powietrze, niosąc Harry'ego i Hagrida w stronę Little Whinging.
Dopiero kiedy zniknęli mu z pola widzenia, Syriusz deportował się do domu. Zmęczony wydarzeniami tego dnia osunął się na podłogę w przedpokoju i ponownie zapłakał, kiedy do pomieszczenia przybyła Kathleen. Chodziła wciąż chwiejnie, jednak z każdym dniem wychodziło jej to coraz lepiej.
— Tata! — powiedziała zachwycona i przytuliła się do niego. Zauważywszy, jak po policzku ojca spływa łza, złapała ją na paluszek. — Tata, cio? — zapytała, chcąc zapytać o powód płaczu Syriusza.
Syriusz uśmiechnął się wymuszenie do córki.
— Nic, kochanie, nie martw się.
Dziewczynka przekrzywiła głowę. Wciąż nie rozumiała zachowania Syriusza, ale trudno się dziwić - wciąż była dzieckiem.
— Tata, oć — poprosiła, po czym chwyciła Syriusza za dłoń i chwiejnie ruszyła w kierunku kuchni. Brunet ruszył za nią, pilnując, aby przypadkiem się nie przewróciła.
W kuchni Elise akurat przygotowywała kakao. Słysząc tupanie Kathleen, uśmiechnęła się i spojrzała w ich kierunku.
— O, wróciłeś. Zrobić ci kakao?
Zmarszczyła brwi, widząc zaczerwienioną twarz Syriusza. Od razu domyśliła się, że coś jest nie tak. Starając się nie wybuchnąć od razu zmartwieniami, chwyciła kakao, które zrobiła dla siebie oraz te dla Kathleen i jedno wręczyła Syriuszowi. Drugie zatrzymała i wzięła Kathleen za rączkę.
— Chodź, Katie. Wypijesz kakao, przeczytam ci bajkę, późno już...
— Tata? — zapytała Kathleen, jakby zmartwiona tym, że Syriusz nie pójdzie z nimi.
— Tata jest zmęczony, pozwól mu odpocząć, kochanie... Daj tacie buziaka na dobranoc i pójdziemy.
Syriusz uśmiechnął się blado i przykucnął, a Kathleen pocałowała go w policzek, jak weszło jej w nawyk każdego wieczoru. Elise posłała Syriuszowi spojrzenie, które mówiło, że za chwilę wróci i porozmawiają. Syriusz zrozumiał aluzję. Kathleen nie musiała widzieć chwili załamania rodziców.
Dobre pół godziny Syriusz czekał, aż Kathleen zaśnie, a Elise do niego wróci. Trzeba było przyznać, że dziewczynka bardzo długo zasypiała, bo przed czytaniem bajki powtarzała piosenki, które zasłyszała tego dnia (albo tworzyła własne z przypadkowych słów), a dopiero potem słuchała bajek i zasypiała. Wreszcie, kiedy Elise wróciła, zastała swego męża w jeszcze w miarę stabilnym stanie.
— Kathleen zasnęła. Możesz mi powiedzieć, co się stało — powiedziała, siadając obok niego. — Bo wiem, że coś się stało.
Syriuszowi nie tak łatwo przyszło powiedzenie Elise o tragedii, która się zdarzyła. Za każdym razem, kiedy przypominał sobie martwe ciała Jamesa i Lily, nawiedzała go fala płaczu. I złości, gdy przypominał sobie o Peterze.
— James i Lily... Oni... Oni nie żyją — powiedział wreszcie.
Elise wytrzeszczyła oczy i zasłoniła usta dłonią.
— Nie... Niemożliwe... Przecież Peter był Strażnikiem...
— I na tym polega błąd, który popełniliśmy — powiedział Syriusz ze złością, a po jego policzku popłynęła łza. — On ich zdradził. Jako jedyny znał ich miejsce pobytu. Kiedy przybyłem do jego domu, nikogo tam nie było. Ani Petera, ani żadnych śladów walki. Zmył się, żebyśmy go nie znaleźli.
— Syriusz, może wyciągasz pochopne wnioski...
— Nie! — powiedział ze złością Syriusz. Zrobił to na tyle głośno i gniewnie, że Elise aż się wzdrygnęła. — Przepraszam, Eli. Nie powinienem na ciebie krzyczeć...
— To zrozumiałe. Zobaczyłeś więcej niż ja, a zarzucam ci pochopne wnioski... Dlaczego twierdzisz, że to Peter zdradził? — zapytała, ujmując dłoń Syriusza.
— On... On już od dawna jest szpiegiem Voldemorta. Wiem to od Reagana...
— Widziałeś się z nim? — zapytała zaskoczona Elise.
Syriusz pokiwał głową.
— Tak. W październiku. Wyznał, że Peter służy Voldemortowi, ale ja... Ja mu nie wierzyłem. Byłem przekonany, że on by nie zdradził, jest przyjacielem... A tymczasem jest zwykłym tchórzem!
Elise zamrugała oczami, aby odgonić łzy.
— A dzisiaj... U Petera znalazłem adres, pod którym ukrywali się James i Lily... — kontynuował Syriusz, już nieco ciszej. Głos mu drżał. — W środku dom był kompletnie zniszczony. James i Lily... Oni nie żyją. Przeżył tylko Harry...
Ciałem Elise wstrząsnął szloch, kiedy tego słuchała. Syriusz, choć sam już na granicy wytrzymałości, uścisnął jej dłoń, jakby chcąc dodać jej otuchy.
— Hagrid zabrał go z domu Jamesa i Lily. Harry będzie wychowywał się u wujostwa, tak rozporządził Dumbledore... Chciałbym, abyśmy mogli się nim zaopiekować.
— U nas byłoby mu na pewno lepiej — wyłkała Elise. Po jej policzkach łzy płynęły potokami, których nie potrafiła powstrzymać. — Na Merlina, dlaczego oni...
— Też zadaję sobie to pytanie, Eli — odpowiedział Syriusz.
Przytulił do siebie Elise. Czuł się znacznie lepiej, kiedy była ona przy nim.
Blondynka usiadła tak, aby móc się jak najbardziej do niego przytulił. Siedząc mu na kolanach, przywarła do niego i oparła głowę o jego ramię. Syriusz czuł, jak gorące łzy moczą mu kark, ale nie dbał o to. Wyczuwał szybki oddech Elise i ten szczegół powodował u niego uczucie ulgi. Pamiętał, jak nie wyczuwał oddechu u Jamesa.
— Niech ten dzień się wreszcie skończy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top