Rozdział 88. Spadająca gwiazda

Któregoś wieczoru Syriusz obserwował gwiazdy. Nie miało to dla niego głębszej filozofii - po prostu usiadł przy oknie i wpatrywał się w miliony białych punkcików na nocym niebie. Przypominał sobie, jak kiedyś on i Regulus uwielbiali patrzeć w niebo, by szukać własnych gwiazd. Syriusz błyszczał najjaśniej w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa, zaś Regulus - w gwiazdozbiorze Lwa. Mówili, że obaj świecą najjaśniej i natychmiast wybuchali śmiechem.

Twarz Syriusza owiał wiatr. Black westchnął, po czym zamknął okno. Wciąż jednak pozostał przy oknie, skąd ciągle gapił się w gwiazdy.

W pewnym momencie poczuł, jak ktoś ciągnie go za nogawkę spodni. Uśmiechnął się, domyśliwszy się, że była to Kathleen. Spojrzał na nią z uśmiechem. Patrzyły na niego oczy o bursztynowych tęczówkach, należących do bladej dziewczynki o ciemnych, kręcących się włosach, spiętych na czubku głowy w kitkę.

Syriusz pochylił się, by podnieść córkę. Posadził ją sobie na kolanach i ucałował w policzek.

— A kto to do mnie przyszedł? — zapytał z czułością, na co dziecko uśmiechnęło się szeroko, ukazując kilka ząbków. Dziewczynka zaczęła coś gaworzyć w odpowiedzi, na co rozczulony Syriusz roześmiał się, przytulając Kathleen do siebie. — Strasznie żałuję, aniołku, że Regulus nie mógł cię poznać. Odszedł, bo chciał, aby nasze życie malowało się w jaśniejszym barwach niż wcześniej. Nie wiem, czy zdołał dokonać tego, co zamierzał... Ale najgorsze jest to, że nie było ci dane go poznać. Jestem pewien, że byłby wspaniałym wujkiem, pewnie oszalałby na twoim punkcie tak bardzo, jak ja...

Syriusz nie wiedział, czy Kathleen rozumiała wszystko, co do niej mówił. Nie zauważył też, że Elise stanęła w drzwiach salonu i przypatrywała się tej uroczej scenie, nie mając serca jej przerwać.

Tymczasem Syriusz zaczął kołysać się na boki razem z Kathleen. Dziecko znów zaczęło coś gaworzyć, co ponownie spowodowało, że Syriusz się uśmiechnął. Zaczął śpiewać dla Kathleen jakąś kołysankę, którą kiedyś usłyszał od Carole Mayers, kiedy ta śpiewała ją Kathleen lub Kyle'owi. Dziewczynka nie zasypiała, jak mógłby się tego spodziewać. Skupiona na głosie Syriusza, utkwiła wzrok w ścianie i - co ciekawe - zaczęła naśladować pojedyncze sylaby, które wypowiałał jej tata. Co jeszcze ciekawsze, próbowała to zrobić w rytm melodii, którą zanucił Syriusz.

Brunet uśmiechnął się.

— A niech mnie, mała śpiewaczka nam rośnie — roześmiał się. — Tata jest z ciebie dumny, kochanie. Za niedługo pewnie będziesz nam śpiewać piękne piosenki...

Dziewczynka zaczęła znów wypowiadać jakieś pojedyncze sylaby, nie mające zbytniego sensu. Już wcześniej to robiła i ciężko było to nazwać pierwszym słowem, jednak tym razem było inaczej. Kathleen powtórzyła kilka sylab, aż wreszcie powtórzyła jedno ze słów, które powiedział Syriusz:

— Ta... Tata — powiedziała, widocznie dumna z siebie.

W tym momencie Syriuszowi aż odebrało mowę. Przez dłuższą chwilę milczał, próbując coś powiedzieć, jednak wzruszenie mu to uniemożliwiało. Wreszcie zrezygnował i przytulił do siebie Kathleen, po czym zaczął ponownie ją kołysać. Tak długo, aż ta zasnęła, czego Syriusz nie zauważył. Uświadomiła mu to dopiero Elise, która zbliżyła się do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.

— Mała śpi, nie wiem, czy zauważyłeś.

Syriusz zerknął na Kathleen - jej oczy rzeczywiście były zamknjęte, a jej oddech był spokojny. Definitywnie spała.

— Nie zauważyłem, jeśli mam być szczery. — Syriusz roześmiał się cicho. — Swoją drogą, Kathleen dzisiaj powiedziała swoje pierwsze słowo.

— Słyszałam — odparła Elise z uśmiechem. — I brzmiało ono tata.

— Słyszałaś?

Elise pokiwała głową.

— Stałam przy futrynie w salonie. Słyszałam was doskonale.

— Oj, Eli, nieładnie podsłuchiwać...

— Musisz mi to wybaczyć, czasami aż miło posłuchać, jak sobie gaworzycie — stwierdziła Elise, po czym wyjrzała przez okno. — Hej, patrz, to chyba spadająca gwiazda...

Syriusz również spojrzał przez okno. Rzeczywiście, na niebie pokazało się coś, co potocznie nazywano spadającą gwiazdą. Syriusz miał nadzieję, że to, co mugole mówili o spadających gwiazdach, było prawdą i rzeczywiście spełniały one życzenia.

Jeśli tak, to chcę, aby ta cała wojna się skończyła. Chcę ponownie zobaczyć Jamesa...

Albo życzenia od spadających gwiazd nie działały, albo Syriusz powiedział ich za dużo, bo dalej było już tylko gorzej.

• • •

W lipcu Harry obchodził swoje pierwsze urodziny, jednak Syriusz nie mógł się z nim zobaczyć. Wobec tego wysłał mu prezent urodzinowy - dziecięcą miotełkę. Jak się później dowiedział, Harry'emu bardzo spodobała się owa miotełka. Syriusz dostał nawet zdjęcie swego chrześniaka, który zadowolony z siebie śmigał na miotle.

We wrześniu marny los spotkał Dorcas Meadowes, a miesiąc wcześniej również Marlenę McKinnon. Ta druga została zamordowana przez popleczników Voldemorta z całą swoją rodziną, zaś Dorcas poniosła śmierć z ręki samego Czarnego Pana. Harry stracił pierwszego z rodziców chrzestnych.

W październiku Potterowie postanowili użyć Zaklęcia Fideliusa, aby jeszcze bardziej się zabezpieczyć. Rozmawiając z Syriuszem przez lusterka dwukierunkowe poprosili go o zostanie Strażnikiem Tajemnicy. Wtedy Syriusz się zgodził, jednak po jakimś czasie zaczął mieć wątpliwości co do słuszności tego rozwiązania. Z jednej strony pewien głos w Syriuszu wręcz krzyczał, aby się zostać Strażnikiem Tajemnicy. Dzięki temu mógłby ich zobaczyć! Tyle że odzywał się też drugi głos, który twierdził, że powinni zmienić plany. I właśnie tego głosu posłuchał.

— Musimy zmienić plany — oznajmił. — Nie zostanę waszym Strażnikiem Tajemnicy.

— Nie? — zapytał zaskoczony James. — Syriusz...

— Nie zrobię tego, bo z punktu widzenia Voldemorta to będzie oczywisty wybór — wyjaśnił Black. — To nie tak, że nie chcę dla ciebie dobrze, James. Po prostu Voldemort na wśród swoich takich, którzy wiedzą, że nasza dwójka jest szczególnie blisko. To nie najlepszy pomysł. Od razu uznają, że to ja jestem Strażnikiem.

— Masz rację, Syriuszu — przytaknął James po chwili zastanowienia. — Może zamiast tego zapytam Remusa...

— Nie — zaprotestował Syriusz. Nienawidził się za to, ale ostatnimi czasy znacznie mniej ufał Remusowi. W sumie liczba osób, którym ufał, była teraz okrojona. Kwestia Remusa wiązała się w jakiś sposób z jego wilkołactwem, choć nie odtrącał go jako osoby. Miał wrażenie, że mógł on być szpiegiem. Codziennie dostawał za to burę od Elise, jednak co miał poradzić, że jego głowa podsuwała mu takie, a nie inne scenariusze? — Weźcie Petera. On... Nie będzie tak oczywistym wyborem. Z naszej czwórki trzymał się bardziej na uboczu, choć staraliśmy się temu przeciwdziałać. Voldemort nie od razu pomyśli o nim jako o Strażniku Tajemnicy, a zresztą Peter w życiu by was nie zdradził. Ja też nie, i Remus... — dodał bez pewności. — Ale Peter to najbezpieczniejsze wyjście.

Przez chwilę panowała cisza. Wreszcie przerwał ją James, który przemyślał słiwa Syriusza:

— Masz rację, Syriuszu. Petera nie będą tak od razu podejrzewać o bycie Strażnikiem... Ale jak ty sobie poradzisz, jeśli dopadną ciebie, myśląc, że jesteś Strażnikiem?

— O mnie się nie martw. — Syriusz machnął ręką. — Nie wiem nic o tym, gdzie się ukrywacie. Będziecie bezpieczni.

— Dziękujemy z całego serca za wszystko, bracie — podziękował mu James. — Nie mogę się doczekać, aż znów się zobaczymy.

— Ja też, bracie — odpowiedział Syriusz, uśmiechając się.

Żaden z nich nie wiedział, że nigdy więcej się nie zobaczą, bo decyzja Syriusza o przekazaniu odpowiedzialności roli Strażnika Tajemnicy Peterowi była największym błędem, jaki w życiu popełnił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top