Rozdział 78. Wieczne róże

— Daj mi pomyśleć, Syriusz. — Samantha potarła palcami skronie. — Chcesz zrobić z tych kwiatów spinkę?

— No, mniej więcej — przytaknął. — Może da się je umieścić na jakiejś spince?

— Pewnie, że się da, tylko że to róże. Szybko zwiędną. No chyba — tu nachyliła się konspiracyjnie do Syriusza — że użyję czarów, aby nie więdły.

— Podoba mi się ten pomysł, Sam. Wiedziałem, że coś wymyślisz i będzie to coś nietuzinkowego.

Samantha uśmiechnęła się do niego.

— Zostaw mi tu te róże, zajmę się tym.

— Dzięki, Sam. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

— Wszystko dla mojego ulubionego i jedynego szwagra — roześmiała się Samantha.

Syriusz wyszedł zadowolony z zakładu krawieckiego, w którym pracowała Samantha. Wróciwszy do Clifton Campville, przekazał Elise, że znalazł dla niej idealną ozdobę do włosów. Mógł ją jej wręczyć dopiero następnego dnia, kiedy Samantha ją skończyła.

W ten sposób dzień przed ślubem Elise ujrzała dzieło swej siostry, jakim była spinka z trzema herbacianymi różami. Dwie były większe, trzecia zaś była zdecydowanie mniejsza i wtulała się w większe od siebie kwiaty.

— Po prostu piękne — powiedziała blondynka, uśmiechając się do Syriusza. — Gdzie taką znalazłeś?

— Róże są z kwiaciarni — wyjaśnił Syriusz. — A są na spince dzięki Samancie. Poprosiłem ją o pomoc w zrobieniu spinki. Podoba ci się?

— Bardzo. Najlepsza spinka, jaką mogłam mieć. Widać, że poświęciliście czas, aby ją zrobić...

— No, ja to głównie znalazłem róże, za resztę odpowiadała Sam. — Syriusz podrapał się po karku. — Ale na końcu to ja rzuciłem zaklęcie przeciw więdnięciu.

— Nie zwiędną?

— Nie ma opcji — stwierdził Syriusz. Uśmiechnął się, po czym ujął wolną dłoń Elise i ucałował ją. — Nie będą więdły tak długo, jak będę cię kochał, Eli.

Była to jedynie swego rodzaju przenośnia, jednak nie zmieniało to faktu, że Elise nie mogła pohamować uśmiechu.

• • •

Dzień ślubu powitał ich mroźną pogodą. Mróz szczypał w nosy i policzki, jednak to w żaden sposób nie mogło zepsuć atmosfery tego wyczekiwanego dnia.

Elise zawsze podejrzewała, że jej mama będzie bardziej tym przejęta od niej samej. Istotnie tak było, bo Carole przeżywała każdą krzywo układającą się fałdkę na sukni swojej córki.

Suknia Elise była biała i sięgała ziemi. Nie była jakoś szczególnie zdobna, jak to często bywało z sukniami ślubnymi - Elise raczej ceniła sobie prostotę. Jedyną jej ozdobą był pasek z koronką w talii oraz kokardki przy rękawach, które sięgały Elise do łokci. Naszyjnik z feniksem spoczywał poniżej jej szyi, odsłoniętej przez kwadratowy dekolt w sukience.

Naturalnie włosy Elise były proste i dziewczyna nie miała w zwyczaju ich kręcić, jeśli nie miała ku temu okazji. Ślub był jednak idealną okazją, z tego właśnie powodu jej siostra (z pomocą Delilah, Lily, Sienny oraz Andromedy które były druhnami, a także małej Nimfadory, mającej rozsypać kwiaty przed nimi) ułożyła je w loki. Jasne skręty okalały sercowatą twarz Elise, z jednej strony zebrane z boku spinką z herbacianymi różami.

Elise nie była w stanie zliczyć, jak wiele razy jej mama zachwycała się tym, jak pięknie jej córka wygląda w tak ważnym dla niej dniu. Dziękując za każdy komplement, Elise uśmiechała się, trochę nie mogąc uwierzyć, że to tego dnia ona i Syriusz mieli wziąć ślub.

— Wychodzi na to, że słusznie podejrzewałam, że między wami coś będzie — stwierdziła Samantha, która w tamtym momencie poprawiała jeszcze makijaż swojej siostry. — Zarzekałaś się, że nie, a teraz wychodzisz za niego, taka niespodzianka.

— I będziesz mi to do samej śmierci wypominać, Sam? — zapytała Elise z rozbawieniem, uchylając nieco powieki. Spod wachlarzy długich rzęs wychynęły jej bursztynowe tęczówki.

— Nie miałam zamiaru, ale skoro chcesz, to nie widzę problemu. — Samantha uśmiechnęła się sprytnie. — Chociaż nie spodziewałam się, że postanowicie pobrać się tak szybko.

— Prawda? Też byłam zaskoczona, kiedy zdradzili datę — przytaknęła Delilah. — Chociaż po Syriuszu można się wszystkiego spodziewać...

Elise roześmiała się.

— Uznaliśmy po prostu, że ma sensu długo się z tym wstrzymywać — odparła, wzruszając jednym ramieniem. — Skoro jesteśmy pewni tego, co do siebie czujemy...

Syriusz, kiedy już był czegoś pewny, to był pewny na sto procent i nikt nie zdołałby go od tego odwieść. Tak też było z jego uczuciami do Elise. Wiedział, że ją kocha i nie widział powodu, dla którego mieliby czekać jeszcze rok czy dwa, aby się pobrać, a w tym czasie bardziej zastanowić. Tym bardziej, że nikt nke wiedział, co mogło się zdarzyć w ciągu tego roku czy dwóch. Życie było nieprzewidywalne i Syriusz jak nikt inny zdawał sobie z tego sprawę.

Ani ona, ani Syriusz nie uważali, aby tracili coś, biorąc ślub tak szybko. To była ich wspólna decyzja.

— Najważniejsze, że wam to odpowiada — stwierdziła Samantha. Wraz z Delilah i Lily zrobiła kilka kroków do tyłu i spojrzała na swoją siostrę, uśmiechając się z aprobatą. — No, jesteś już gotowa, by powiedzieć Syriuszowi ostateczne tak, Elise.

— Jesteś śliczna, ciociu — oznajmiła Nimfadora, przytulając Elise, zanim ta zdążyła się podnieść.

— Dora, pozwól cioci zobaczyć się w lustrze — poprosiła ją ze śmiechem Andromeda.

Elise uśmiechnęła się i podniisła z miejsca. Przeszedłszy kilka kroków z Nimfadorą u boku, spojrzała w swoje odbicie w lustrze i dosłownie zastygła. Biały materiał nieco rozszerzał się ku dołowi, delikatnie dotykając podłogi. Suknia leżała na niej wprost idealnie, jej fryzura również prezentowała się nienagannie. Elise przez chwilę nie rozpoznawała samej siebie, co zauważyła Delilah - zbliżyła się do niej i położyła dłonie na jej ramionach, razem z nią patrząc w lustro.

— Coś tak nagle zastygła?

Elise zamrugała oczami i roześmiała się.

— Nie, po prostu... Przez chwilę nie poznałam samej siebie.

— A powinnaś, Eli, bo na co dzień jesteś tak samo piękna — stwierdziła Delilah, po czym uścisnęła Elise. — To cudowne uczucie, móc być druhną mojej najlepszej przyjaciółki.

— Nie cudowniejsze od posiadania takiej druhny, jak ty — odparła Elise, odwzajemniając uścisk.

Elise była już zwarta i gotowa, kiedy przybył Andrew. Chłopak uśmiechnął się do zgromadzonych w pokoju Elise dziewcząt.

— Przez chwilę można by pomyśleć, że pomyliło się domy — roześmiał się. — Prawie cię nie poznałem, Elise.

— To tak samo, jak nasza Elise — odpowiedziała Sienna ze śmiechem. — Nie dowierzała, kiedy zobaczyła się w lustrze.

— No, zmiana jest powalająca — stwierdził Andrew. — Nie spodziewałem się, że tak szybko będę odprowadzał własną siostrę do ołtarza. A tak konkretnie, to w życiu nie myślałem, że będę musiał przejąć powinność taty.

Jeszcze przed dniem ślubu Elise czuła lekkie rozgoryczenie - wszystko było zaplanowane, zapowiadała się piękna ceremonia i przednie świętowanie. Brakowało jej tylko jednego do pełni szczęścia. Taty, którego niestety zabrakło tego wyjątkowego dla niej dnia. Elise miała nadzieję, że mimo to Philip będzie gdzieś tam obecny.

— Nie smuć się, Ellie — powiedział Andrew, podchodząc do niej i zamykając ją w uścisku. — Dziś twój dzień, nie warto się smucić... Zobacz, prześcignęłaś mnie i pierwsza ode mnie bierzesz ślub.

— Dobrze, że mówisz, że wygrałam wyścig, zapomniałabym o tym — roześmiała się Elise.

— I tego ci nie daruję — odparł ironicznie Andrew. Wypuściwszy siostrę z uścisku, wyciągnął ramię w jej kierunku. — Pora na nas. Twój przyszły mąż już na ciebie oczekuje.

Elise uśmiechnęła się i ujęła ramię brata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top