Rozdział 61. Obietnica

Pogoda w dniu pogrzebu była dosyć wietrzna, zupełnie jakby wiatr otwarcie pokazywał swoje niezadowolenie tym, że Philip Mayers odszedł z tego świata. Atmosfera smutku nie opuszczała żadnego z uczestników pogrzebu. Syriuszowi krajało się serce, kiedy widział, jak Elise po raz kolejny wygrzebuje z kieszeni chusteczkę, aby otrzeć łzy, które znów pociekły po jej policzkach. Teraz, kiedy widziała, jak trumna z ciałem jej ojca spuszczana jest na dół, oczy raz po raz zaczęły jej łzawić, czego ona nie potrafiła powstrzymać. Zakryła usta, zanim wydobył się z nich cichy szloch.

Syriusz powoli ułożył swoją dłoń na dłoni Elise, która spoczywała na jego zgięciu łokcia. W ten sposób chciał przypomnieć jej, że ciągle jest tu z nią. Miał nadzieję, że jego obecność jakoś podniesie ją na duchu.

Black nie znał większej części ludzi spośród tych, którzy pojawili się na pogrzebie - głównie dlatego, że była to rodzina Philipa, z którą Syriusz nie miał za bardzo styczności. Na pogrzebie nie pojawiło się zbyt wielu członków rodziny Carole - z bratem była pokłócona, jedynie jej rodzice przybyli pożegnać swojego zięcia.

Po tym, jak grób został zamknięty, a na wierzchu ułożone zostały kwiaty, Vanessa, starsza siostra Philipa, uniosła różdżkę do góry, chcąc w ten sposób starym, czarodziejskim sposobem uczcić pamięć o swoim bracie.

— Wznieśmy... — Tu na chwilę urwała, bo głos jej się załamał, jednak szybko wzięła się w garść i dokończyła swoją myśl: — Wznieśmy różdżki za Philipa Mayersa, który do samego końca pozostawał nie tylko wspaniałym synem, bratem, mężem i ojcem... Ale i magizoologiem, który zaopiekował się wieloma zwierzętami.

Zgromadzeni czarodzieje kolejno unosili różdżki czubkami ku niebu. Elise wygrzebała z kieszeni również swoją, by następnie unieść w górę drżącą dłoń, ściskającą trzonek różdżki. Na ten moment coraz bardziej chciało jej się płakać, wiedząc, że już więcej nie porozmawia z tatą. Drugą dłonią otarła łzy, które niesfornie postanowiły ponownie popłynąć po jej policzkach.

Po pogrzebie ludzie zaczęli się rozchodzić, uprzednio złożywszy kondolencje najbliższym Philipa. Kiedy i na nich przyszła pora, Elise wzięła Syriusza za ramię, uświadamiając go, że muszą już iść.

Syriusz spojrzał po raz ostatni na grób, w którym pochowany został Philip.

Obiecuję, że zajmę się Elise, panie Mayers.

• • •

Stypy nigdy nie były szczególnie szczęśliwymi spotkaniami rodzinnymi - u gości wciąż utrzymywały się negatywne emocje związane z pożeganiem bliskiego, jednak była to też okoliczność do wspominania zmarłego.

Miejsce, w którym spotkali się uczestnicy pogrzebu, na pewno nie było domem Mayersów. Była to po prostu sala, w której urządzane były przeróżne przyjęcia. Akurat tym razem spotkanie nie było szczególnie wesołe.

Wszyscy goście byli już czymś zajęci, kiedy Elise i piątka jej przyjaciół przebywali na zewnątrz, odcięci od rozmów w środku. Dzień był nieco wietrzny, jednak nie na tyle, aby im to przeszkadzało.

— Na pewno nie macie mi za złe, że nie dowiedzieliście się tego ode mnie, a przez Delilah? — zapytała Elise cicho.

— Nie ma o czym mówić, Elise — zapewnił ją James. — W końcu każdy z nas na twoim miejscu zrobiłby podobnie.

— James ma rację — przytaknął Remus. — A co stało się ze zwierzętami, którymi zajmował się twój tata? W końcu było ich kilka...

— Zabrał je znajomy magizoolog, pan Lebedev — wyjaśniła Elise. — Był na pogrzebie i jest na stypie, taki jasnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu... Swoją drogą zaproponował mi staż po szkole. Może mi się przydać, jeśli chcę zostać magizoologiem...

— Na pewno ci się przyda... Delilah? — Remus wyglądał na lekko zaskoczonego, kiedy jego dziewczyna obróciła głowę w bok, ukrywając łzy, które pociekły po jej policzkach.

Elise ze zmartwieniem zbliżyła się do przyjaciółki, która tylko przytuliła się do niej, wciąż cicho łkając.

— To... To wszystko przez tę przeklętą przepowiednię — powiedziała, a choć jej słowa brzmiały nieco niewyraźnie, Elise zrozumiała ją doskonale. — Czuję się winna, Elise... Może gdyby nie ta przepowiednia... — tu znów urwała i nie kontynuowała już swojej myśli.

Elise natychmiast dopadły niekontrolowane wyrzuty sumienia. Może i jej życie zaprzątała teraz strata, której doświadczyła, ale poczuła się okropnie, bo nie zauważyła, że Delilah obwinia się o to, co się stało. Niesłusznie, ponieważ przepowiednia nie miała na nic wpływu - tak na dobrą sprawę to nawet ją ostrzegła.

— To nie twoja wina, Lilah — odpowiedziała Elise, gładząc przyjaciółkę po plecach pocieszającym gestem. — Jakby na to popatrzeć... Twoja przepowiednia mnie ostrzegła. Moja wina, skoro uznałam, że nie ma się czego obawiać.

— Jesteś pewna, że nie masz mi tego za złe? — Delilah wyprostowała się, patrząc przyjaciółce w oczy.

Elise zdobyła się na blady uśmiech.

— Nie mogłabym, Lilah. Kto mógł przewidzieć, że twoja przepowiednia się spełni?

Blondynka nie wiedziała, jak wielki kamień spadł z serca Delilah.

• • •

Do Hogwartu Elise miała powrócić dopiero dwa dni po pogrzebie. Sam profesor Flitwick stwierdził, że wskazane w tej sytuacji będzie spędzenie paru dni z rodziną. Wobec tego wieczorem po pogrzebie, kiedy James, Syriusz, Remus, Peter i Delilah wrócili do Hogwartu, Elise pozostała jeszcze w Londynie.

Akurat czytała książkę (czy raczej próbowała czytać, bo co i rusz coś odwracało jej uwagę od tekstu), kiedy do salonu przybył Andrew. Podniósł z podłogi Maxa, po czym przyniósł go z powrotem do siostry. Wydawało się, że nieśmiałek zrozumiał, co stało się z jego przyjacielem Paxem, a teraz przechodził żałobę.

Andrew ułożył Maxa na dłoni Elise. Nieśmiałek wyglądał na wybitnie niepocieszonego - popiskiwał żałośnie, a kiedy Elise przysunęła go bliżej siebie, wdrapał się na jej szyję i przytulił się do jej szyi.

Blondynka westchnęła. Nie tylko ludzie przechodzili żałobę. Najwyraźniej zwierzęta również rozpaczały po swoich zmarłych przyjaciołach.

— Szkoda mi go — powiedział Andrew. — Serce się kraja, kiedy Max tak tęskni za Paxem...

— Czuję dokładnie to samo — westchnęła Elise. — Wszyscy kogoś stracili, my tatę, zwierzęta opiekuna...

Andrew usiadł obok swojej siostry, po czym objął ją ramieniem.

— W tej sytuacji nie jestem w stanie cię pocieszyć... Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, Ellie.

Elise uśmiechnęła się.

— Pamiętaj, że ty na mnie też, Andy — odparła, po czym zamknęła książkę. Chwilę posiedzieli w ciszy, zanim Elise zadała bratu pytanie: — Może to nie najlepszy moment, ale... Jak układa ci się z Sienną?

— Oj, Ellie, czemu z góry zakładasz, że coś ma się z nią układać?

— No nie wiem, byłeś z nią na weselu Sam, a potem w lipcu na randce...

Andrew przewrócił oczami, jednak i tak się uśmiechnął.

— Niech ci będzie. We wrześniu byliśmy razem na meczu Quidditcha...

— Och, jak romantycznie. Której drużynie kibicowaliście?

— To nie do końca tak, Ellie — zaśmiał się Andrew. — To ona grała w jednej z drużyn, ja jej kibicowałem. Zjednoczeni z Puddlemere wygrali, a potem zabrałem Siennę na kolację.

— Nie doceniasz się, Andy — odparła Elise, kręcąc głową z udawanym zrezygnowaniem. — Przecież to bardzo romantyczna randka.

— Kiedy ty się taka zadziorna zrobiłaś to ja nie wiem, Elise — roześmiał się Andrew.

Również usta Elise opuścił śmiech. Po rozmowie z bratem poczuła się nieco lepiej. Miło było usłyszeć, że jemu i Siennie coś się układa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top