Rozdział 43. Sługa Czarnego Pana

Huncwoci nie mogli przywitać nowego semestru inaczej, niż z przytupem. I właśnie tak powitali kolejne sześć miesięcy lekcji, wypracowań i niezliczonych okazji do żartów, bowiem już następnego dnia zarobili szlaban za próbę przytaszczenia do lochów śniegowych bałwanów, które według planu miały być gryfońską armią przeciwko Ślizgonom, bo śnieg był przefarbowany na szkarłat i złoto. Dzięki kilku sztuczkom udało im się sprawić, by śnieg się nie topił, jednak nie na długo - koniec końców pod wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu powstała spora kałuża, która mieniła się gryfońskimi kolorami.

Oczywiście winowajcy od razu zostali odnalezieni i tak przedstawiał się powód, dla którego Huncwoci otrzymali szlaban.

— Nie podoba mi się to — stwierdził Syriusz, wzdychając teatralnie. — Przecież mamy święta! Znaczy, mieliśmy. Ale atmosfera świąt dalej jest!

— Właśnie! — poparł go James. — McGonagall mogłaby sobie odpuścić ten szlaban. Przecież ani ona, a już na pewno my nie chcemy go odbywać!

— Wszyscy byśmy na tym skorzystali — zgodził się Peter.

Z całej czwórki jedynie Remus najmniej narzekał na szlaban. Nie to, że lubił je dostawać. Uważał po prostu, że jakaś sprawiedliwość musi być, a już na pewno nie może ominąć ich, czyli sprawców tego zamieszania.

— Mówiłem, że tak będzie — stwierdził tylko, wzdychając ciężko.

Syriusz nie słuchał mądrych słów przyjaciela, tylko rozwaliwszy się na wolnej kanapie, głowę ułożył na kolanach Elise. Dziewczyna przekrzywiła głowę, patrząc na niego, na co ten posłał jej szeroki uśmiech.

— Nie, Syriusz, lepiej nie myśl o przypadkowym pochorowaniu się przed jutrzejszym szlabanem — powiedziała, na co Black spojrzał na nią ze zrezygnowaniem, krzyżując ręce na piersiach.

— Eli, za kogo ty mnie masz? Jak możesz mnie o to posądzać?

— Mam cię za mojego chłopaka i przyjaciela, Syriuszu, więc trochę cię znam — zaśmiała się.

— No to znasz mnie bardzo dobrze — stwierdził Syriusz.

W pewnym momencie Max, który dotychczas siedział na ramieniu Elise, zeskoczył z niego i wylądował na klatce piersiowej Syriusza, który parsknął śmiechem.

— Nie jestem trampoliną, mały bracie — zauważył, na co Max przysiadł na jego ramieniu, a kiedy Syriusz podniósł się do siadu, nieśmiałek zaczął plątać coś przy jego włosach. Black roześmiał się. — Uważaj, bo się tam zaplączesz.

— Najwyżej obetnę ci włosy, gdzie ty tu widzisz problem — odparł James. — Wiesz przecież, na jak wysokim poziomie są moje umiejętności fryzjerskie.

— I tego się obawiam — westchnął dramatycznie Syriusz.

James udał oburzenie, a pozostali parsknęli śmiechem.

▪︎ ▪︎ ▪︎

W sobotę Elise opowiadała Michaelowi o tym, co zamarzyło jej się ostatnimi czasy. Mianowicie, chciała na własne oczy zobaczyć zwierzęta z najróżniejszych zakątków świata. Szczególnie zależało jej na obserwacji zwierząt w ich naturalnych środowiskach, dlatego miała nadzieję odbyć kiedyś niejedną podróż.

Michael z kolei wciąż miał ten sam problem, co wcześniej - wciąż sam nie wiedział, kim dokładnie chce być. Wstępnie przykładał się do wszystkich przedmiotów, których się uczył.

Jednak Puchon wrócił ze świąt z pewnym problemem, który nieustannie go dręczył. Starał się tego po sobie nie pokazywać, jednak okazywało się, że marnie mu to szło.

Martwiło to Elise - ledwo problem u Delilah i Remusa został zażegnany, to kolejny z jej przyjaciół miał jakieś zmartwienie. A Elise nie lubiła zostawiać swoich przyjaciół z jakimiś problemami. Zawsze chciała jakoś im pomóc, czy też chociaż ich wysłuchać.

— Daniel mówił mi, że nie powinienem się tym aż tak przejmować, ale... — tu pokręcił głową, samemu już nie wiedząc, jak ma się tym nie przejmować.

— Jeśli będzie ci w ten sposób lżej, możesz mi o tym opowiedzieć — powiedziała ostrożnie Elise.

Michael przez chwilę nie mówił nic, patrząc na Maxa, który bawił się rękawem jego szaty. Uniósłszy rękę, uniósł przy okazji nieśmiałka, który uczepił się do rękawa. Blondyn uśmiechnął się, po czym westchnął.

— No, rzecz w tym, że... Mój kuzyn zaczął współpracować z Sama-Wiesz-Kim — powiedział, nieco ściszając głos. — Co prawda nie jest jego najbliższym sługą, ale...

Po tych słowach Michael przerwał, nie wiedząc, co właściwie powinien powiedzieć. Wciąż wpatrywał się w Maxa, który kontynuował swoje wygłupy - w tym momencie zrobił przewrót w przód i prawie wylądował na podłodze, gdyby nie to, że Elise w porę go złapała.

Jednak nie znaczyło to, że blondynka straciła zainteresowanie tym, co powiedział jej Michael. Odstawiwszy nieśmiałka z powrotem na parapet, zastanowiła się nad tym, co powiedział Michael.

Nie znała wprawdzie osobiście owego kuzyna, jednak znała Michaela i z jego opowiadań wiedziała, że byli sobie naprawdę bliscy, pomimo że było pomiędzy nimi kilka lat różnicy. To, że kuzyn Puchona przeszedł na wrogą stronę, musiało być dla Michaela trudne.

— To dlatego byłeś taki zmartwiony — domyśliła się cicho Elise.

Michael skinął głową.

— Mało kto z mojej rodziny popiera Sama-Wiesz-Kogo. W te święta temat Connora był naprawdę... Specyficzny. Nie mam pojęcia, czy Connor sam z siebie przeszedł na stronę Sama-Wiesz-Kogo, czy ktoś go do tego zmusił, czy nie... Ale denerwowało mnie to, że sporo osób z rodziny zaczęło go za to krytykować. Tak naprawdę nikt z nas nie zna zbyt wielu szczegółów, a już każdy wie swoje.

Elise wiedziała, że Michael ma rację. Jego kuzyn równie łatwo zostać zmuszony, jak przyłączyć się do Voldemorta z własnej woli. Niestety, ludzie i tak wiedzieli swoje.

— Nie podoba mi się to, że do niego dołączył — powiedział z goryczą Michael. — Ale nie mogę nic na to poradzić.

Elise spojrzała na Michaela. Widziała po nim, że ta sytuacja bardzo mu nie odpowiadała, jednak nie mógł tego nijak zmienić. Jego kuzyn już podjął decyzję.

Dziewczyna uniosła dłoń i pocieszającym gestem położyła ją na ramieniu Michaela, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Michael przez chwilę nie potrafił się na to zdobyć, ale koniec końców odwzajemnił uśmiech.

— Dzięki, że mnie wysłuchałaś — powiedział blondyn. — Czasami samo to jest pomocne.

— Nie musisz dziękować — zapewniła go Elise.

Chwilę później Michael musiał ją opuścić, bo akurat tego dnia drużyna Puchonów miała swój trening do zbliżającego się meczu z Gryfonami. Elise ruszyła korytarzem z zamiarem powroru do Wieży Krukonów, ale po drodze napotkała Syriusza. Uśmiechnęła się do niego.

— Śledziłeś mnie na mapie, czy jak?

— Na jakiej mapie? — spytał Syriusz głosem niewiniątka, z uśmiechem na ustach obejmując Elise ramieniem.

— A teraz będzie niewinnego udawał. — Blondynka pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

— Dowcipna jesteś, Eli — stwierdził Black i pocałował ją w policzek. — A ja tylko chciałem ci towarzystwa dotrzymać.

— Miło z twojej strony — roześmiała się Elise. — No, ale skoro tak nalegasz...

Co prawda Elise wstępnie kierowała się do Wieży Ravenclaw, ale koniec końców trafiła do Gryfonów, gdzie aktualnie była też Delilah. Blondynka podejrzewała, że Syriusz istotnie patrzył na mapę, sprawdzając, gdzie poszła z Michaelem.

Jej zdaniem nie było to w porządku, jednak nie powiedziała tego na głos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top