Rozdział 42. Jemioła to przeznaczenie

Po tym, jak Syriusz odbył rozmowę z Philipem, on i Elise postanowili udać się na spacer.

Jak to bywało zimą, okolicę pokrywał biały śnieg, a ze względu na chłodną pogodę Elise i Syriusz nie spotkali zbyt wielu spacerowiczów. Black doszedł do wniosku, że jego dziewczyna mieszka w dosyć spokojnej części Londynu. A przynajmniej chwilowo była ona spokojna, bo w czasie świąt ludzie nie jeździli aż tyle, chcąc spędzić trochę czasu z rodziną.

— W sumie gdyby porównać naszą szopę a Londyn na co dzień, to miasto byłoby oazą spokoju — stwierdziła Elise. — A tak właściwie... O czym tata chciał z tobą rozmawiać? Z ciekawości pytam, wybacz...

— Nie, spokojnie, Eli — zaśmiał się Syriusz, po czym podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. — Eeee...

Ta krótka odpowiedź nieco przeraziła Elise.

— Na Merlina, było aż tak źle?

— Nie, Eli, tylko... To naprawdę pocieszające, że spotykam w życiu tak wspaniałych ludzi — wyjaśnił Syriusz. — Twój tata powiedział mi, że mogę na niego liczyć, a to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Elise uśmiechnęła się lekko. Syriusz miał o tyle problem, że jego własna rodzina była dla niego mało przyjazna, jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ‐ w życiu spotkał ludzi, którzy stali się mu bliscy jak rodzina. Cieszyła się, że jej rodzice nie uważali go za kogoś nieodpowiedniego dla niej, bo został wydziedziczony, a co więcej - postanowili go wesprzeć w sytuacji.

— To wspaniale — odpowiedziała, mocniej ściskając jego dłoń. — Już się bałam, że mówił coś zupełnie innego...

— Jeśli mówisz o tym, co by mi zrobił, gdybym w jakikolwiek sposób cię skrzywdził, to jestem pewien, że nie będzie potrzeby do sprawdzenia tego — powiedział Syriusz, po czym zatrzymawszy się przy jednym z drzew, pocałował Elise, wciąż trzymając ją za dłoń.

Kiedy zaraz potem blondynka skierowała wzrok w górę, oprócz śniegu, który zaczął lekko prószyć, zauważyła zwisającą z gałęzi drzewa jemiołę. Syriusz powiódł spojrzeniem w to samo miejsce i uśmiechnął się.

— Hej, pamiętasz, że przy pożegnaniu wspomniałem coś o jemiole?

Elise roześmiała się.

— Pamiętam. A teraz mów, jak udało ci się to przewidzieć.

— Uczyłem się od najlepszych — powiedział, mrugając porozumiewawczo okiem do swojej dziewczyny. — Ale czy nie uważasz, Eli, że ta jemioła tutaj to przeznaczenie?

— Niewątpliwie — zaśmiała się Elise.

Wtedy Black znów się uśmiechnął, po czym ponownie pocałował Elise.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Po świętach należało stawić czoła nowemu semestrowi, a choć Elise nie bardzo spieszyło się do powrotu do szkoły, nie bardzo miała wybór. Wobec tego na peron numer dziewięć i trzy czwarte odprowadził ją Andrew, który tego dnia miał wolne i akurat stwierdził, że chętnie odprowadzi młodszą siostrę na peron.

— No to nie rozrabiaj tam, Eli — powiedział, mierzwiąc siostrze jej jasne włosy. — I wiesz, gdyby ktoś tam miał coś do ciebie, to mi o tym napisz, co? Chociaż już wspominałem ostatnio Syriuszowi, żeby miał na ciebie oko...

— Wspominałeś? — Elise spojrzała na brata z niedowierzaniem.

Tyle że Andrew nie zamierzał mówić nic więcej.

— Męskie sprawy, Elise — stwierdził, po czym uśmiechnął się do niej. — Głowa do góry, widzimy się w marcu na ślubie Samanthy!

— O, tak, na pewno będę za tobą tęsknić — zapewniła go, na co ten się roześmiał.

— Ja za tobą też.

Elise uśmiechnęła się, po czym przytuliła się do brata, kiedy ten wyciągnął ramiona w jej kierunku.

Zaraz potem ruszyła w kierunku pociągu. Po drodze zauważyła Delilah, która aktualnie rozmawiała z Remusem. Pamiętając, w jakiej ciszy rozdzieliła się przed świętami dwójka jej przyjaciół, Elise postanowiła się nie wcinać i dać im wyjaśnić sobie to i owo. Bez dwóch zdań było im to potrzebne.

— Hej, Elise — przywitał się z nią Michael, równając z nią swój krok.

— O, cześć. — Elise uśmiechnęła się. — Jak święta?

— Cóż... Nieźle — odparł Michael. Elise miała wrażenie, jakby było coś, o czym Michael wolałby jej nie mówić, ale nie wnikała w to. — A jak twoje?

— Bardzo dobrze. Chociaż najchętniej zostałabym jeszcze w domu, powrót do lekcji jest trudny...

Michael roześmiał się, jednak bez dwóch zdań zgadzał się z Elise.

W pociągu ona i Michael skierowali swe kroki ku zupełnie innym przedziałom - ona tam, gdzie siedzieli już James, Syriusz i Peter, on do swoich znajomych.

— Cześć — przywitała się z Huncwotami, którzy od razu się uśmiechnęli na jej widok.

— Jak miło cię wreszcie widzieć, bratowo kochana — odpowiedział James, na co Elise uniosła brwi z rozbawieniem.

- O? Dostąpiłam zaszczytu bycia twoją bratową, James?

— No oczywiście, że tak — odparł James, przytuliwszy przyjaciółkę na powitanie. — A Max to mój bratanek.

— Nie, Max to mój brat — sprostował Syriusz. — Co z kolei sugeruje, że jest też twoim bratem.

— Naprawdę wolę nie dopytywać, jak bardzo nudziliście się w święta — zaśmiała się Elise.

— Nie, po prostu usychaliśmy z tęsknoty za tobą — odparł James. — A zwłaszcza ten tutaj — dodał, szturchnąwszy przyjaciela butem w łydkę.

Syriusz z radością przywitał się z Elise, nie mając absolutnie żadnych skrupułów przed pocałowaniem jej krótko w towarzystwie Jamesa i Petera. Zresztą oni też nie mieli nic przeciwko.

W pewnym momencie z kieszeni płaszcza Elise wyjrzał Max, po czym wczepiając się pazurkami w materiał, wdrapał się nieco wyżej. Wtedy Syriusz go zauważył i uśmiechnął się.

— O, Max — powiedział, a kiedy wyciągnął dłoń w jego kierunku, nieśmiałek chętnie się na nią przesiadł. Potem oczywiście wymienili swe tradycyjne pożegnanie, bliżej znane jako piątka.

Chwilę później do przedziału przybyli Remus i Delilah. Na ich twarzach nie było już znać zakłopotania, które gościło u nich przed świętami. Teraz byli o wiele bardziej weselsi, co sugerowało, że wyjaśnili sobie to i owo. Widząc to, ich przyjaciele mogli odetchnąć z ulgą. Z ich barków spadła konieczność okłamywania Delilah, a do ich grupy powróciła harmonia.

— Więc... Jesteście animagami? — upewniła się Delilah, kiedy dowiedziała się już szczegółów w trakcie podróży. Zaklęcie wyciszające pozwalało im na swobodną rozmowę bez obawy, że ktoś ich podsłucha.

— Tak - przytaknął Syriusz. — Ja jestem psem, Eli skowronkiem, Peter szczurem, a James łosiem.

— Jeleniem — poprawił go od razu James. — Jestem jeleniem.

Syriusz machnął ręką.

— Jedna cholera.

Pozostali roześmiali się, a Delilah ponownie podjęła temat.

— Teraz już zaczynam rozumieć, czemu porównywaliście się do właśnie tych zwierząt.

— Nie wiem, o czym mówisz, Delilah — stwierdził James, udając niewinnego.

Brunetka przewróciła oczami.

— Akurat teraz nie musisz udawać, że nie ma tu żadnych animagów.

Elise uśmiechnęła się. Cieszyła się, że nie będzie musiała już więcej okłamywać Delilah - czuła się z tym okropnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top