Rozdział 30. Szalone marzenia

Dosyć szybko nadeszły urodziny Syriusza. Wypadały w piątek, więc z prezentami przyjaciele postanowili zaczekać do wieczora, kiedy to Syriusz miał swoje przyjęcie urodzinowe w pokoju wspólnym Gryffindoru. Oczywiście miało się ono odbyć w tajemnicy przed nauczycielami, więc po lekcjach Huncwoci postanowili poczynić pewne przygotowania.

Jednak pierwszą część prezentu Syriusz otrzymał jeszcze przed lekcjami. Przed śniadaniem Elise i Delilah zamiast do Wielkiej Sali, poszły do kuchni, by zabrać z niej babeczkę, o którą wcześniej poprosiły skrzaty. Wypiek ten był nieco większy, niż normalnie - w końcu miał udawać tort urodzinowy. Był to taki upominek od całej piątki przyjaciół Syriusza. Na czubku nie mogło zabraknąć zapalonej świeczki.

Podszedłszy do Syriusza od tyłu, Delilah postukała go dłonią po ramieniu, a kiedy ten obrócił się w jej stronę, zobaczył też Elise, która wyciągała urodzinową babeczkę w jego stronę.

— Wszystkiego najlepszego, Syriusz! — powiedzieli wszyscy chórem z szerokimi uśmiechami na twarzach.

— A teraz pomyśl życzenie — dodała Elise, trzymając babeczkę tuż przed Syriuszem.

Brunet uśmiechnął się i przez chwilę faktycznie wyglądał tak, jakby rzeczywiście zastanawiał się nad życzeniem. Zaraz potem zdmuchnął płomyk na świeczce i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

— Dzięki, że pamiętaliście — powiedział, a z ust ani na chwilę nie zszedł mu uśmiech. Co prawda chłopakom już dzisiaj dziękował, ale podziękowań nigdy nie było za wiele - w końcu był bardzo wdzięczny losowi za przyjaciół, których ma.

— Jak moglibyśmy zapomnieć? — zapytała Elise i cmoknęła go w policzek.

— Właśnie, niewykonalne — przytaknęła Delilah z promiennym uśmiechem.

Zaraz potem Syriusz chętnie poczęstował przyjaciół swoją urodzinową babeczką, zanim Elise i Delilah udały się do stołu Krukonów.

W piątek zazwyczaj nikt nie miał najmniejszych chęci do siedzenia na lekcjach. Tego dnia James i Syriusz szczególnie żywili niechęć do lekcji - strasznie im się spieszyło, by zająć się organizacją imprezy, ale musieli jakoś przetrwać lekcje.

Syriuszowi najprościej było przetrwać opiekę nad magicznymi stworzeniami, a nawet robił to z radością, bo w końcu była tam z nim Elise. Tego dnia na zajęciach przerabiali smoki, które bez wątpienia były niebezpiecznymi stworzeniami.

— Wyobrażasz sobie może lot na smoku, Eli? — zapytał ją, kiedy profesor Kettleburn kazał im zapoznać się z tematem, a oni zdążyli już przeczytać zadany fragment.

— To na pewno coś zupełnie innego od lotu na miotle czy na hipogryfie — odparła Elise. — No i wiesz, trzeba wiedzieć, jak się obchodzić ze smokiem...

— To największy problem — przytaknął Syriusz ze śmiechem. — Chociaż tak à propos latania, to marzy mi się latający motocykl...

Elise roześmiała się.

— Masz naprawdę szalone marzenia, Syriuszu.

— Moje marzenia nie mogą być mniej szalone ode mnie — odparł, mrugając okiem do swojej dziewczyny.

— Nie mów, że właśnie motocykla życzyłeś sobie rano.

Black podrapał się po głowie.

— Eli, życzenia są dla dzieci...

— Ty jesteś jak taki duży dzieciak — zaśmiała się Elise. — Idealnie pasuje.

Syriusz spojrzał na nią z udawanym oburzeniem.

— No naprawdę, Eli, żartujesz sobie...

— Nie tym razem — odparła blondynka i lekko pacnęła go palcem w nos.

Mimo wszystko Syriusz i tak się uśmiechnął. Z tego wszystkiego za bardzo rozpędził się i prawie pocałował Elise w policzek, zanim przypomniał sobie, że są przecież na lekcji. Nie chciał przecież doprowadzić profesora Kettleburna do ataku serca.

Choć było to dosyć dziwne, to Syriuszowi jakoś udało się jako tako polubić Michaela. Nie żeby z miejsca zostali przyjaciółmi - ich relację można było bardziej określić jako dobrych znajomych.

Od Elise Michael wiedział, że to właśnie trzeciego listopada Syriusz obchodzi urodziny. Wspomniała mu o tym, kiedy razem z nią był w Hogsmeade i pomagał jej w wyborze prezentu dla solenizanta. Dlatego spotkawszy Syriusza i Elise wracających z opieki nad magicznymi stworzeniami, Michael od razu złożył Blackowi życzenia.

— Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! — powiedział, na co Syriusz uśmiechnął się do niego.

— Dzięki! Może chcesz wpaść do nas na imprezę?

Michael przez chwilę był zaskoczony zaproszeniem, ale szybko się zreflektował i pokiwał głową. Najwyraźniej nie spodziewał się, że też zostanie zaproszony.

— Jasne, bardzo chętnie — odparł.

— No to do zobaczenia wieczorem! — rzucił wesoło Syriusz.

— Naprawdę masz dzisiaj dobry humor — zaśmiała się Elise.

Syriusz z uśmiechem wzruszył ramionami.

— Spędzam urodziny z przyjaciółmi, to wystarczający powód do dobrego humoru. I nie widziałem dzisiaj Smarkerusa ani mojego brata, to też powód do radości.

Elise roześmiała się, po czym na chwilę się zamyśliła.

— Nad czym tak dumasz, Eli?

— Po prostu... Wcześniej myślałam, że ty i Michael nie za bardzo się polubicie, a jednak jest lepiej, niż się spodziewałam.

Syriusz wyszczerzył zęby.

— Lubię zaskakiwać — stwierdził, po czym dodał jeszcze: — A tak na poważnie, nie mogę przecież ustalać, z kim możesz się przyjaźnić, a z kim nie, dlatego... No, staram się utrzymywać przyjazne relacje z Michaelem. Chociaż — dodał — zanim zostaliśmy parą, to muszę przyznać, że bałem się, że kiedyś to wy będziecie razem...

Elise wolała nie wspominać o wyznaniu Michaela, które usłyszała w wakacje. To wciąż była sprawa pomiędzy nią a nim i nie zamierzała rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Ale zaraz...

— Momencik — zachichotała Elise. — Czy ty przypadkiem nie byłeś zazdrosny?

Syriusz wyglądał, jakby miał zakrztusić się powietrzem, którego właśnie nabrał w płuca.

Ja? Skąd ten pomysł, Eli? — spytał niewinnie, ale Elise tak długo na niego patrzyła, aż w końcu wymiękł. — No dobra, może trochę...

Blondynka roześmiała się i wzięła Syriusza za rękę, splatając swoje palce z jego. Syriusz uśmiechnął się - choć jak dotąd nie wydarzyło się nic szczególnego, to były zdecydowanie jedne z jego najlepszych urodzin w życiu.

— Są i nasze skowronki! — zawołał James, zauważywszy Elise i Syriusza.

Elise roześmiała się. Ostatnio Jamesowi naprawdę podpasowało nazywanie ich skowronkami, bo, jak uznał, gołąbeczki zupełnie do nich nie pasują.

— Syriusz, gotowy na twoją urodzinową imprezę? — zapytał James, podszedłszy do swojego przyjaciela i objął go ramieniem. Zaraz potem zdał sobie sprawę, że Syriusz i Elise trzymają się za ręce, dlatego teatralnie zasłonił usta dłonią. — Och, ja wam chyba przeszkadzam w umawianiu się na randkę, co?

— Nie przesadzaj, James — roześmiała się Elise.

Syriusz spojrzał na nią tak, jakby chciał jej obiecać, że rzeczywiście gdzieś ją zabierze. Elise tylko się uśmiechnęła.

— Ale i tak mamy jeszcze jedną lekcję — zauważył Remus, lekko pocierając skronie.

Przyjaciele widzieli, że tego dnia wygląda na lekko zmęczonego - zbliżała się pełnia, choć Remus starał się nic po sobie nie pokazywać. Syriusz miał tego dnia urodziny, więc nie zamierzał psuć radosnego nastroju.

Ostatnią lekcją dla Elise były eliksiry. Na tę lekcję chodziła już z mniejszym gronem przyjaciół - warzenie eliksirów było dosyć trudną sztuką, której Delilah, James, Syriusz i Peter raczej nie mieli zamiaru dalej zgłębiać. Z całej szóstki jedynie Remus i Elise zostali przy eliksirach, dlatego teraz praktycznie na każdej lekcji pracowali razem. Oczywiście o ile Slughorn nie wpadł na genialny pomysł samodzielnego dobierania par do pracy przy eliksirach.

— Pełnia się zbliża — domyśliła się Elise szeptem.

Remus spojrzał na nią, przekrzywiając głowę.

— To aż tak widać? — zapytał takim tonem, jakby bał się, że ma wypisane na czole słowo "wilkołak".

— Po prostu wyglądasz na trochę zmęczonego — wyjaśniła, na co Remus westchnął. Dało się wyczuć w tym zirytowanie sytuacją, z jaką musiał żyć.

Elise posłała mu pocieszający uśmiech i położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, kiedy ten przeniósł wzrok na nią i też się uśmiechnął. Co prawda nieco blado, ale zdołał się na to zebrać, bo jego przyjaciele dawali mu ku temu wiele powodów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top