Rozdział 29. W deszczu

Po wizycie Miodowym Królestwie Lillian dołączyła do swoich koleżanek, natomiast Elise i Delilah ruszyły na poszukiwanie czwórki Huncwotów. Mogły spodziewać się ich praktycznie wszędzie - no, może poza księgarnią, do której zajrzałby jedynie Remus.

Koniec końców nie musiały długo ich szukać - roześmiani chłopcy akurat zmierzali w ich kierunku, następnie zabierając się razem z nimi do Trzech Mioteł, by tradycyjnie zakończyć wypad do czarodziejskiego miasteczka ciepłym piwem kremowym.

Kiedy mieli już wracać do Hogwartu, Syriusz bezceremonialnie objął Elise ramieniem i przyciągnął do siebie.

— Eli, masz coś przeciwko dłuższemu spacerkowi? — zapytał, na co Elise uśmiechnęła się.

— Jasne, że nie.

— No dobra, więc my niedługo wrócimy — poinformował Syriusz przyjaciół.

Żadne z nich nie miało nic przeciwko, a ponadto na ich twarzach natychmiast pojawiły się uśmiechy.

— Jasne, jasne — odpowiedział James. — Tylko chociaż wróćcie do nas, gołąbeczki!

— Może raczej skowroneczki? — zażartował Remus, a James i Peter nie mogli nie parsknąć śmiechem.

— To fakt, gołębie są mało romantyczne — rzuciła ze śmiechem Delilah, nie zdająca sobie sprawy z niczego.

Nie zauważyła, że James spojrzał na nią tak, jakby chciał powiedzieć "Jaka ty jesteś nieobeznana w świecie, dziecino", ale Remus posłał mu spojrzenie jasno mówiące, że ma tego nie robić.

Wobec tego Syriusz zabrał Elise na spacer. Dziewczyna nie miała pojęcia, dokąd idą - szli ulicami Hogsmeade, które teraz już trochę pustoszały. Prawdopodobnie nie było w tym żadnego celu, a przynajmniej tak podejrzewała Elise - największym celem zapewne było spędzenie czasu w swoim towarzystwie.

Po drodze minęli się jeszcze z bratem Syriusza. Regulusowi oprócz jego przyjaciela towarzyszyła jeszcze jakaś szatynka, a jej twarz ozdabiała pogarda, którą czystokrwiści czarodzieje często obdarzali tych, których uważali za gorszych od siebie.

Ślizgon zmierzył swojego starszego brata niezbyt przyjaznym spojrzeniem - Syriusz posłał mu dokładnie takie samo spojrzenie, jednocześnie jeszcze mocniej przytulając do siebie Elise.

— Nie jest dobrze — westchnęła Elise. — No, między tobą i twoim bratem — dodała, kiedy Syriusz spojrzał na nią pytająco.

— A, to — Black bezmyślnie zaczął czochrać sobie swoje loki. — Ta, nie jest...

— Może chcesz o tym pogadać? — zaproponowała mu Elise. — Pewnie zrobi ci się lżej na sercu...

Syriusz westchnął. Nie miał w zwyczaju rozprawiać o swoim bracie ani wdawać się w szczegóły tego, co odczuwa w związku z tym, że tak się oddalili od siebie. Ten jeden szczegół trzymał w sobie i nigdy nie wiedział, czy o tym komuś opowie. Wprawdzie przyjaciołom tylko raz powiedział, że kiedyś Regulus był zupełnie inny i tylko negatywnie nastawionemu do Ślizgonów Jamesowi trudno było w to uwierzyć.

— Na pewno chcesz tego słuchać, Eli? — spytał. — To tylko... Może życiowe przeżycia, nic przyjemnego dla ucha...

— Wiem — odpowiedziała Elise i bardziej przywarła do chłopaka. — Ale i tak chcę to usłyszeć. Po prostu... Czasami kiedy się przed kimś wygadasz, to automatycznie robi się lepiej i nie jesteś z tym sam...

Syriusz uśmiechnął się do Elise i zdecydował się opowiedzieć jej o Regulusie.

— Bo widzisz, Eli, rodzice od zawsze wmawiali mnie i Regulusowi te wszystkie wartości, którymi kierowali się w życiu — zaczął, wciąż trzymając Elise przy swoim boku. — Jako dzieci tylko im przytakiwaliśmy, no bo co mogliśmy innego zrobić? Zresztą jak jesteś dzieckiem, to wsztstko, co mówią rodzice, wydaje się właściwe.

Elise pokiwała głową. Rzeczywiście, rodzice są zawsze pierwszymi autorytetami w życiu swoich dzieci.

— Zanim poszedłem do Hogwartu, to zdążyłem trochę zmądrzeć i dojść do wniosku, że to, jak oni traktują niektórych czarodziei, jest bardzo nie w porządku. Próbowałem do tego przekonać Regulusa, ale... — tu Black westchnął z irytacją — ale mój brat jest tchórzem i nie chciał sprzeciwiać się rodzicom.

Elise słuchała uważnie słów Gryfona, a jednocześnie widziała, że w tym czasie na twarzy Gryfona odmalowuje się nostalgia - z pewnością gdzieś w głębi serca żałował, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej, nawet jeśli zakrywał to grubą warstwą nienawiści do brata.

— Zdarza mi się naprawdę tęsknić za tymi czasami, kiedy byliśmy sobie bliscy, ale... To już na pewno nie wróci — Syriusz kończył już opowiadanie. — Regulus pewnie niedługo dołączy do Voldemorta, w końcu marzył o tym od dawna — dodał z goryczą.

Jedyne, co Elise w tym momencie zrobiła, to przytulenie Syriusza - ten nawet nie próbował protestować, bo po takim wyznaniu potrzebował poczuć, że jeszcze ma na tym świecie kogoś, na kim może polegać. Elise była oczywiście jedną z takich osób.

Przez chwilę trwali tak w uścisku, nie zauważając, że zaczyna padać lekki deszcz.

— No i masz, deszcz — westchnął Syriusz. — Ale nie martw się, żaden deszcz nie przeszkodzi mi w pokazaniu ci czegoś, co znaleźliśmy ostatnio z chłopakami!

— Co to takiego? — spytała, nie protestując, kiedy Syriusz chwycił ją za rękę i poprowadził w kierunku skraju lasu.

Brunet uśmiechnął się do niej tajemniczo.

— A to niespodzianka, Eli.

Schowani pod sosną, jako tako mogli uniknąć deszczu, a dodatkowo rzucili na siebie zaklęcie, które odpychało od nich krople deszczu.

— Teraz musimy przez chwilę nie hałasować, żeby go nie wystraszyć — dodał trochę ciszej, na co Elise spojrzała na niego ze zdumieniem.

— Kogo?

Syriusz położył sobie palec na ustach i wskazał na krzaki, w których coś się ruszało. Zaraz potem wyszło z niego zwierzę wielkości szympansa o srebrzystej sierści.

Elise zdusiła okrzyk zachwytu.

— To demimoz! — szepnęła rozentuzjazmowana do Syriusza, który z dumą pokiwał głową.

— Tak! Ostatnio z chłopakami widzieliśmy, jak jakiś stary garnek chodzi sobie sam w powietrzu, to zakradliśmy się za nim aż tutaj i... No, znaleźliśmy demimoza — wyjaśnił Black z uśmiechem.

— Nie spodziewałabym się go żyjącego tutaj — zauważyła Elise. — Naturalnie demimozy żyją w Azji...

— Mnie też zastanawiało, co on tu robi — przytaknął Syriusz. — Ale może nie znalazł się tu sam. Ktoś mógł go tu przywieźć, a on po prostu mu uciekł...

Elise powoli pokiwała głową. Teoria Syriusza mogła mieć sens - demimoz mógł po prostu pragnąć wolności, dlatego postanowił uciec. Tym bardziej, że jego umiejętność bycia niewidzialnym nadawała się w sam raz do ucieczki.

— Dziękuję, że mnie tu zabrałeś — powiedziała z uśmiechem Elise. — Bardzo lubię obserwować zwierzęta i... No, pewnie już doskonale wiesz o tym, jak bardzo lubię zwierzęta.

— Wiem, Eli — przytaknął Syriusz i objął ją ramieniem.

Jeszcze przez jakiś czas siedzieli i obserwowali demimoza, kiedy w końcu ten ostatecznie zniknął i przez długi czas się nie pojawiał. Wtedy Syriusz podźwignął się na nogi z kucek.

— Chyba powinniśmy już wracać — stwierdził, po czym wyciągnął dłoń do Elise, chcąc pomóc jej wstać.

Z nieba lał się zimny deszcz, którego żadne z nich nie odczuwało, bo przez działające wciąż zaklęcie płynąca z nieba woda omijała ich prawie że szerokim łukiem.

Idąc, Syriusz znów obejmował ją w pasie, jakby nie chciał, by Elise jakimś sposobem została mu odebrana. Poniekąd była to prawda, bo rzeczywiście by tego nie chciał.

W pewnym momencie blondynka ujęła twarz Syriusza w dłonie, obróciła w swoją stronę i pocałowała go w usta, jakby chciała podziękować mu za ten spacer.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top