Rozdział 25. James bez chomika
— Wróżbiarstwo, obrona przed czarną magią, zaklęcia, transmutacja... I żadnych eliksirów! — powiedziała ucieszona Delilah, kiedy następnego dnia ujrzała swój plan lekcji. — To się nazywa życie!
Elise roześmiała się. Kiedy jej przyjaciółka zdała eliksiry na dosyć niską ocenę, wcale się tym przesadnie nie przejęła. Przeciwnie - była tym faktem zachwycona, bo niska ocena z eliksirów znaczyła tyle, co zero eliksirów w szóstej i siódmej klasie.
— Ktoś tu ma dobry humor już od rana — zaśmiał się Remus, razem z pozostałymi Huncwotami podszedłszy do stołu Krukonów, gdzie siedziały Elise i Delilah.
Brunetka pomachała mu przed oczami planem lekcji.
— Widzisz? ZERO elikrów. Nawet w snach nie widziałam czegoś tak pięknego — westchnęła Delilah.
— Dobrze, że chociaż wy tutaj się cieszycie — zauważył Remus. — Bo James już rozpacza, mimo że mamy dopiero początek roku szkolnego.
— Dlaczego rozpacza? — zainteresowała się Elise. Trudno było poznać, czy to rozpaczanie było naprawdę, czy należało je traktować z przymrużeniem oka.
— Zaproponowałem Evans obcięcie jej włosów. Nawet zapewniłem, że będzie wyglądała jeszcze pięknej, choć to niemożliwe, bo już wygląda pięknie — mówił z rozgoryczeniem. — Ale ona powiedziała, że nie dałaby mi pod opiekę chomika, a co dopiero swoich włosów!
— To... Straszne — stwierdziła Elise. — Na pewno kiedyś zauważy, jak wiele tra...
— A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? — przerwał jej James. — Ja nawet nie wiem, co to do cholery jest ten chomik!
W tym momencie Syriusz wprost umierał ze śmiechu, podobnie jak pozostali.
— Mówiłem ci, że to taki gryzoń, którego często hodują mugole... — zauważył Remus.
— Elise to nasz ekspert do spraw zwierząt, musi potwierdzić twoją tezę — stwierdził James.
Elise pokiwała głową.
— Remus ma rację, chomiki to gryzonie, którymi opiekują się mugole — przytaknęła. — Coś jak nasze puszki pigmejskie.
— Może mógłbym sprezentować Evans takiego puszka? — zastanowił się James.
Syriusz pokręcił przecząco głową.
— Kiepski pomysł. Jeśli puszek jej się nie spodoba, to będzie smutny, że nikt go nie kocha.
— Nie wiedziałem, że tak rozumiesz zwierzęta, Syriuszu — zauważył Remus, na co Black wzruszył ramionami.
— One też mają uczucia, nie można o tym zapominać.
Nie wiedział, że tymi słowami bardzo zaimponował Elise, której zrobiło się cieplej na sercu.
Na szóstym roku Huncwoci kontynuowali kilka dosyć podstawowych przedmiotów, oczywiście o ile pozwalały im na to oceny. Jedynie Remus wziął jeszcze kilka przedmiotów, bo nie wiedział, czym będzie zajmować się w przyszłości.
Elise była lekko zdziwiona, kiedy Syriusz powiedział jej, że idzie razem z nią na opiekę nad magicznymi stworzeniami.
— Nie mówiłeś, że też będziesz ją kontynuował — zauważyła, na co Syriusz tylko wyszczerzył do niej zęby.
— Eli, gdybym ci powiedział, nie miałabyś niespodzianki.
— Wiesz, że wybieranie przedmiotu ze względu na mnie nie jest za mądre?
— Nie zrobiłem tego tylko ze względu na ciebie — zaprotestował Syriusz. — Po prostu... No, tak mnie zainteresowałaś zwierzętami, że postanowiłem dalej się o nich uczyć razem z tobą.
Elise uśmiechnęła się do przyjaciela.
— Nie traćmy czasu, czekają nas lekcje pełne wrażeń.
Syriusz odwzajemnił uśmiech i razem z Elise udał się na lekcję, w czasie której przekonał się, że wybór kontynuowanie nauki o magicznych stworzeniach było świetnym pomysłem - lekcje razem z Elise może i w niczym nie przypominały lekcji z Jamesem, Remusem i Peterem, kiedy to zdarzało im się obmyślać plany na kolejne żarty, ale wciąż podobały mu się lekcje, na których towarzyszyła mu Elise.
Kiedy Syriusz i Elise wracali z opieki nad magicznymi stworzeniami, po drodze spotkali Michaela, który z bólem serca patrzył, jak dziewczyna, w której się zakochał, jest taka roześmiana w towarzystwie innego chłopaka. Mimo to nie pokazywał tego po sobie.
Elise postanowiła pogadać z Michaelem, natomiast Syriusz udał się do pokoju wspólnego Gryfonów. Czuł lekkie ukłucie w sercu, kiedy pomyślał, że kiedyś ta dwójka mogłaby być razem. Zaraz potem otrząsnął się z tego. Musi w końcu zebrać się na wyznanie Elise, że coś do niej czuje, choć nie chciał robić tego tak szybko. W końcu sam wolał się upewnić, czy to na pewno to. Gdyby nie był tego na sto procent pewien, mógłby złamać serce Elise, a tego na pewno nie chciał.
— Jak mija ci dzień? — zainteresował się Michael.
— Całkiem nieźle — odparła Elise. — A jak u ciebie?
— Nie narzekam — uśmiechnął się Michael. — Może chcesz przejść się do kuchni i napić się herbaty? — zaproponował jej. Zależało mu na odbudowaniu relacji z Elise, która trochę się nadwyrężyła.
Blondynka również miała takie odczucia, dlatego chętnie przystała na jego propozycję.
Wspólnie spędzony czas przy herbacie bardzo im się przydał - unikali wrażliwego tematu, jednak mieli wrażenie, że dystans pomiędzy nimi już trochę się zmniejszył. Ich rozmowy były już o wiele mniej pełne skrępowania niż wcześniej. Obydwoje mieli nadzieję, że prędzej czy później wszystko się unormuje.
Kiedy Elise wróciła do wieży Ravenclawu, Delilah siedziała w pokoju wspólnym i czytała temat z wróżbiarstwa. Uśmiechnęła się, zauważywszy swoją przyjaciółkę, która usiadła przed nią.
— Chyba mieliście ciekawą lekcję, skoro tak długo was nie było — zauważyła z uśmiechem. — Albo coś napsociliście i zostaliście po kozie.
Elise pokręciła głową z rozbawieniem.
— Nie, po prostu zagadałam się po drodze z Michaelem — odparła blondynka, po czym dodała: — Ale masz rację, lekcja była ciekawa.
Max, który dotychczas siedział na jej ramieniu, teraz powoli zsunął się po jej ręce, by znaleźć się na stole. Delilah przez chwilę patrzyła na poczynania nieśmiałka, zapewne zastanawiając się nad odpowiedzią.
Jakkolwiek nienawidziła Michaela, nie mogła zmusić swojej przyjaciółki do tego samego - to byłoby nie w porządku i doskonale o tym wiedziała. Dlatego choć ona sama nie darzyła Reagana sympatią, to musiała akceptować fakt, że on i Elise się lubią.
— Ty i Syriusz na pewno nie napsociliście nic na lekcji? — zapytała brunetka ze śmiechem.
— Kiedy ostatnio ja coś napsociłam? — odpowiedziała pytaniem Elise.
— Sęk w tym, że dawno — odparła Delilah, wzruszając ramionami. — A kto wie, czy Syriusz nie namówi cię do ucieczki z lekcji czy coś...
— Trudno mu będzie namówić mnie na ucieczkę z opieki nad magicznymi stworzeniami — zaśmiała się Elise.
Następnego dnia rano uczniowie zostali obsypani poranną pocztą, jak każdego poranka. Również do Elise przyleciała sowa z listem - rodzinny puchacz przysiadł na jej ramieniu i wyciągnął nóżkę, do której przymocowany był list. Jak się okazało, nadawcą była Samantha.
Elise odwiązała jasnożółtą kopertę od nóżki Jaskra, po czym wczytała się w list od siostry.
— O Merlinie! — westchnęła z uśmiechem.
Delilah spojrzała na nią pytająco, na chwilę odkładając łyżkę do miski z owsianką.
— Co się stało?
— Moja siostra i jej chłopak się zaręczyli! — odparła, a Delilah też nie mogła się nie uśmiechnąć.
— Jeju, to wspaniale! Ciekawe, co to za uczucie, kiedy twoje rodzeństwo bierze ślub...
— Powiem ci po ślubie Samanthy — zaśmiała się Elise.
Wiadomość od siostry była dla niej dostatecznie szczęśliwa, by chwilowo przysłonić świadomość zbliżającej się jesieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top