Rozdział 21. Wyścigi
Wakacje mijały Elise dosyć spokojnie. Do czasu, aż zaczęli odwiedzać ją Syriusz i James. Wtedy byliby w stanie przestraszyć zwierzęta w szopie jej taty, jednak na to im nie pozwoliła.
Czasami przylatywał do niej również sam Syriusz. Głównie dlatego, że James uważał, że z nim jako przyzwoitką nic między nimi nie zaiskrzy. Syriusz jak zawsze kwitował to śmiechem, jednak zastanawiał się, czy jego przyjaciel kiedyś nie będzie miał racji.
— Tym razem bez Jamesa? — zapytała Elise, kiedy przyleciał do niej sam Syriusz.
— Taaak, James musiał w czymś pomóc rodzicom — odparł Syriusz. Jakoś nie uśmiechało mu się opowiadanie jej o tym, jak bardzo James uważa, że do siebie pasują. Sam jeszcze nie wiedział, czy czuje coś do Elise - wiedział tylko, że od jakiegoś czasu w jej towarzystwie czuł się jakoś... Inaczej niż dotychczas.
Elise skinęła głową.
— Rozumiem.
Miała dodać coś więcej, ale przerwał jej tata, który akurat wyszedł z szopy, w której trzymał zwierzęta.
— Z kim tam rozmawiasz, Ellie?
Syriusz pięknie uśmiechnął się do Philipa Mayersa. Ostatnio on i James umawiali się na spotkania z Elise nie w ogrodzie Mayersów, a w miejscach oddalonych od mugoli. Po pierwsze, nie chcieli przeszkadzać jej tacie w pracy, a po drugie nie chcieli, by mugole z sąsiedztwa zauważyli dwóch nastolatków jakby nigdy nic fruwających na miotłach. Dlatego teraz po raz pierwszy rozmawiał z Philipem Mayersem.
— Dzień dobry — przywitał się Black.
— To mój przyjaciel, Syriusz — wyjaśniła Elise, na co Philip skinął głową.
— Miło mi cię poznać, Syriuszu — mężczyzna uśmiechnął się. — Jak tam u twoich rodziców?
— Pan ich zna?
— Powiedzmy, że nie wspominamy się za dobrze — odparł pan Mayers, lekko wzruszając ramionami.
— Wydaje mi się, że wszystko u nich dobrze — odpowiedział Syriusz. Nie miał pojęcia, jak tata Elise zareagowałby na wieść, że jej przyjaciel uciekł z domu. Kto wie, czy nie zabroniłby jej kontaktu z nim? Nie miał pojęcia, jak by na to zareagował, a zresztą wcale nie skłamał - był pewien, że po jego odejściu za bardzo się tym nie przejęli. No, poza tym, że go wydziedziczyli, czego dowiedział się z listu od matki, ale to jakoś średnio go ruszyło - w końcu sam stwierdził, że mogą go wydziedziczyć, bo jemu to wszystko jedno.
— To wspaniale — Philip się uśmiechnął. — Przekaż im moje pozdrowienia.
Elise musiała zdusić w sobie śmiech, podobnie zresztą jak Syriusz. Pan Mayers nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo trudnym dla Syriusza zadaniem było pozdrowienie rodziców w obecnej sytuacji.
— Oczywiście, przekażę pozdrowienia.
Philip skinął głową, po czym z uśmiechem zwrócił się do córki:
— Zajmij się kolegą, a ja wracam do pracy. Muszę jeszcze dokończyć karmienie hipogryfów...
Po słowie "hipogryfów" Syriusz jakby się ożywił.
— Są tu hipogryfy? — zapytał z zainteresowaniem.
Philip pokiwał głową, zadowolony, że Syriusza tak to zaciekawiło.
— Owszem. Chcesz je zobaczyć?
— No jasne! — powiedział ochoczo Syriusz. — Są takie dostojne... Gdybym był zwierzakiem, to chciałbym być hipogryfem.
Elise nieco rozbawiło ostatnie zdanie, jednak sam fakt, że Syriusz zainteresował się zwierzętami, przyprawił ją o jakieś uczucie tam, w środku. W końcu to głównie ona odpowiadała za takie zainteresowanie Syriusza zwierzętami.
— W takim razie byłbyś moim ulubionym hipogryfem — stwierdziła Elise z uśmiechem.
Teraz to Blackowi zrobiło się cieplej na sercu.
Najwyraźniej Syriusz niezwykle uważnie słuchał nauk Elise o obchodzeniu się z hipogryfami, bo wiedział, jak podejść do hipogryfa, a jeden z nich, noszący imię Koral, widocznie bardzo go polubił.
— Koniecznie musisz tu wrócić — zaśmiał się pan Mayers. — Koral bardzo lubi towarzystwo ludzi.
— Bardzo chętnie — zapewnił go brunet, po czym pomachał Koralowi na pożegnanie. Hipogryf zaskrzeczał i obserwował, jak jego nowy kolega opuszcza szopę.
Zaraz potem Syriusz i Elise szli mało uczęszczaną drogą w ich miejsce spotkań podczas tych wakacji. Po drodze umilali sobie czas rozmową.
— Pamiętasz, jak ścigaliśmy się w święta? — zapytała Elise z figlarnym uśmiechem.
— I jak pomyliłem cię z prawdziwym skowronkiem? Jakże mógłbym zapomnieć — zaśmiał się Syriusz. — Ale przynajmniej teraz wiem, jak cię odróżnić.
— Po kolorze oczu? — zapytała Elise ze zdziwieniem. Jakoś nie sądziła, by prawdziwe skowronki chętnie przylatywały do ludzi i dawały sprawdzić swój kolor oczu.
Brunet potrząsnął głową, a jego kręcone włosy lekko zafalowały w powietrzu.
— Nie, Eli. Po prostu ja wiem, że żaden skowronek oprócz ciebie nie darzy mnie takim zaufaniem, jak ty.
— I tu masz rację — Elise uśmiechnęła się lekko.
Syriusz również się uśmiechnął.
— No dobra, mamy już jakieś plany na dzisiaj?
— Raczej nie — odparła Elise. — To będzie totalna improwizacja.
— I bardzo dobrze — stwierdził Syriusz. — Improwizowanie to coś, co szczególnie lubię.
Blondynka zaśmiała się.
— Wiem, zdążyłam się przyzwyczaić.
I była to prawda, bo przez tyle czasu zdążyła już przekonać się, jak bardzo spontaniczne bywają żarty jej przyjaciół oraz ich późniejsze próby wyjaśnienia tego. Oczywiście, nie zawsze na ich korzyść.
— Mam pomysł. Zrobimy kolejne wyścigi — powiedział Syriusz.
— Koniecznie chcesz udowodnić, jak bardzo szybki jesteś, co? — zaśmiała się Elise, na co Black z oburzeniem skrzyżował ręce na piersiach.
— Wcale, że nie! Ostatnio postanowiłem ćwiczyć kondycję jako pies — odrzekł przekonująco. — Wyścigi to idealny sposób na trening!
— Niech ci będzie, sportowcu — zgodziła się Krukonka ze śmiechem.
Upewniwszy się, że w okolicy nie ma mugoli, przemienili się w psa i skowronka. Rozpoczęli swój wyścig - czarny pies biegł co sił, natomiast skowronek leciał w powietrzu, trzepocząc skrzydłami.
Wydawało się, że Syriusz jest bliższy zwycięstwa, jednak koniec końców to Elise przybyła pierwsza na metę. Głównie dlatego, że Black w połowie drogi uznał, że widok jego ucieszonej z wygranej przyjaciółki będzie dla niego o wiele bardziej satysfakcjonujący, niż dotarcie na metę jako pierwszemu, więc minimalnie zwolnił. Na tyle, by to Elise wygrała.
Skowronek zrobił kilka kółek w powietrzu, ćwierkając radośnie. Czarny pies przebiegł za krzaki, by po chwili wrócić jako Syriusz.
— No, udało ci się wygrać, Eli — powiedział z uśmiechem. — Jestem z ciebie dumny.
Skowronek przysiadł na ramieniu Syriusza i zaćwierkał. Black przysunął dłoń do ptaszka, który przesiadł się na grzbiet jego dłoni.
— Zaraz, czy ja znów nie gadam do zwykłego skowronka?
Skowronek jak na zawołanie wzbił się w powietrze, po czym wylądował gdzieś za gęstymi zaroślami. Zaraz potem wyszła stamtąd Elise.
— Nie tym razem, Syriuszu — zaśmiała się Krunkonka. — Chociaż pamiętam, że twoja mina była godna zapamiętania.
— Będziesz mi to do końca życia wypominać, Eli?
— A i owszem — odparła ze śmiechem. — Na łożu śmierci też ci o tym przypomnę.
To tylko przypomniało jej o dręczącej ją przepowiedni. Dosyć długo nie zaprzątała sobie tym głowy - przepowiednia dotyczyła jesieni. Tyle że było już lato, a przez ten strach miała wrażenie, że pory roku mijają coraz szybciej, byle tylko jak najszybciej przyszła jesień. Najbardziej frustrujący był sam fakt, że to nie musiała być ta najbliższa jesień. To mogła być jesień za rok, za dwa lata, za sześć, a ona niepotrzebnie obawia się tego teraz.
W pewnym momencie poczuła, jak palce Syriusza dotykają jej jasnych włosów. Momentalnie przeszedł ją lekki dreszcz.
— To tylko listek, Eli — odparł, pokazując jej zielone znalezisko, wyjęte z jej włosów.
Elise tylko roześmiała się, starając się zignorować ciepło, napływające jej do policzków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top