Rozdział 2. Delilah uwielbia zaskakiwać
— Kto wymyślił, żeby dwie lekcje eliksirów umieścić na dwóch pierwszych lekcjach? — jęknęła Delilah, opierając się czołem o ramię przyjaciółki.
Elise roześmiała się.
— Za rok nie będziesz musiała chodzić na eliksiry, Lilah.
— I Merlinowi niech będą dzięki — odpowiedziała, nie podnosząc głowy z ramienia Elise. — Przecież nie zamierzam być eliksirowarem, nie jestem jak taka Brenna Edelweiss, u której w żyłach płyną chyba wszystkie eliksiry świata...
Blondynka parsknęła śmiechem. Przy Delilah ciężko było utrzymać powagę, nawet jeśli ona mówiła coś poważnym głosem, co jednak miało zabawną treść.
— Oj, Lilah, Lilah... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mi ciebie brakowało przez ten rok. Ciebie i twojego poczucia humoru.
Delilah wyprostowała się i uniosła jeden z kącików ust.
— A mi brakowało twoich wykładów o zwierzętach, Eli.
— To się dobrze składa — Elise się uśmiechnęła. — Widziałam tyle zwierząt, że mogę opisywać ci każde z osobna.
— Opieka nad magicznymi stworzeniami zamiast eliksirów? Piszę się na taki układ — odparła Delilah z błyskiem w oku.
Przez połowę lekcji Elise ożywionym szeptem opowiadała przyjaciółce o lunaballach, a dodatkowo rozrysowała przyjaciółce, jak wyglądają. Brunetka słuchała jej z zaciekawieniem i obserwowała, jak na pergaminie pojawia się zwierzę o dłuższej szyi z wyłupiastymi oczami.
— Łał — westchnęła, przesuwając pergamin po ławce w swoją stronę. — Miałabyś coś przeciwko, gdybym wzięła ten rysunek? Przyda mi się jako zakładka do książki.
— Pewnie, weź go... Zaraz, zakładka do książki? — Elise wyglądała na zdziwioną. — Przecież nie lubisz czytać...
— Masz nieaktualne informacje, Eli — odparła Delilah, uśmiechając się. — Zdążyłam polubić czytanie.
Bursztynowe oczy Elise nieco się rozszerzyły.
— Poważnie? No, teraz to mnie zaskoczyłaś, Lilah...
Jej przyjaciółka uśmiechnęła się i odrzuciła do tyłu swoje czarne włosy.
— Uwielbiam zaskakiwać, Eli — odpowiedziała i mrugnęła do niej okiem. — A tak na poważnie, to przecież musiałam się czymś zająć, kiedy ciebie nie było...
— Wróżbiarstwo ci nie wystarczało? — zażartowała blondynka.
Delilah pokręciła głową.
— Nie, po prostu... Remus dużo czyta i postanowiłam też poczytać dla przyjemności, chociaż z początku skupienie się na czytaniu szło mi opornie.
— A to dopiero niespodzianka — zauważyła Elise, uśmiechając się. — Twoja mama pewnie jest zadowolona, że polubiłaś czytanie?
Beatrice Whitmore pisała kryminały i chociaż nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, to zawsze miała nadzieję, że któraś z jej córek będzie lubiła książki tak bardzo, jak ona. Tyle że ani Delilah, ani Lillian nie ciągnęło do książek. Do niedawna, bo starsza przez wakacje dosyć często była widziana z nosem w książce.
— Nie dowierzała, kiedy zobaczyła, że czytam — odpowiedziała z rozbawieniem Delilah. Miała dodać coś jeszcze, ale widząc, że profesor Slughorn patrzy na nie nieco karcąco, obydwie postanowiły przenieść rozmowę na później.
Pierwsza lekcja eliksrów minęła zaskakująco szybko, co ucieszyło Delilah, ale Krukonki musiały uporać się z jeszcze jedną. Wyszedłszy z klasy, zauważyły czwórkę znajomych Gryfonów wędrujących w kierunku wejścia na Wieżę Północną, do sali wróżbiarstwa.
— Dlaczego nie mamy najciekawszych lekcji pierwszego dnia? — zdenerwowała się Delilah, ku rozbawieniu Huncwotów. — Wróżbiarstwo mamy dopiero w czwartek...
— Zawsze możemy cię zmniejszyć i zabrać na wróżbiarstwo, Delilah — zażartował James.
Brunetka podrapała się po głowie, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią.
— Niegłupi pomysł, ale nie chciałabym przez całe życie być wielkości karalucha.
— Czyli bezpieczniej będzie iść na eliksiry — skwitował Remus.
— Ja wiem, czy bezpieczniej... Mogę przecież niechcący wylać na siebie jakiś eliksir, a jak nie, to rzucę nim w Reagana — odparła Delilah, wspominając o znienawidzonym przez siebie Puchonie.
— Lilah, chyba czytasz za dużo kryminałów — zaśmiała się Elise.
— Nie, spokojnie, to tylko moja wyobraźnia przypomina, że istnieje — uspokoiła ją, rozbawiając tym całe towarzystwo.
Michael Reagan nie oberwał trucizną od Delilah, przez co Elise żartowała, że teraz jej przyjaciółka będzie wypatrywała lekcji o truciznach. Brunetka zareagowała na to przewróceniem oczami.
— Nie przesadzajmy, Elise — odparła, po czym spojrzała na leżące przed nią składniki do eliksirów. — Eee... Co teraz powinnyśmy dodać?
— Sproszkowane kolce jeżozwierza — poinformowała ją Elise, zerkając do podręcznika.
Delilah zmierzyła wzrokiem obydwa pojemniki.
— To są te kolce — stwierdziła, podsuwając przyjaciółce odpowiednie pudełko. — No chyba, że podmienili opakowania, to wtedy będziemy miały problem.
Elise roześmiała się i wrzuciła kolce jeżozwierza do eliksiru.
— Wtedy eliksir się nie uda albo wybuchnie, tak dla odmiany — odpowiedziała, po czym pomieszała eliksir, a jego kolor zaczął powoli zmieniać się na pomarańczowy, co znaczyło, że dodały odpowiedni ze składników.
Choć Delilah kompletnie nie rozumiała eliksirów, starała się jak mogła, co doceniała Elise - podejście Delilah było dobre, bo nie zostawiała przyjaciółki samej z pracą tylko dlatego, że nic nie umie, a miała swój wkład w przygotowanie eliksiru.
— Wiesz, czasami zastanawiam się, co takiego zrobił ci ten Reagan, że go tak nie lubisz — zagaiła cicho Elise, w czasie kiedy Delilah podgrzewała eliksir.
Brunetka nie podniosła na niej wzroku znad mikstury, tylko westchnęła z irytacją.
— Cóż, to długa historia, Eli, ale powiem tylko tyle, że już w dzieciństwie się nie polubiliśmy. Znaczy, ja go nie polubiłam, bo on mnie to aż za bardzo — spojrzała przepraszająco na Elise. — Aktualnie to nie jest dobre miejsce na rozmawianie o Reaganie, opowiem ci to kiedy indziej, dobrze?
— Jeśli nie chcesz, to nie musisz mi o tym opowiadać, Lilah — powiedziała blondynka, ale Delilah zbyła jej słowa machnięciem ręką.
— Nikomu o tym nie mówiłam, może przydałoby się podzielić z kimś tym, czego najbardziej nienawidzę — odrzekła, po czym spojrzała na eliksir, który teraz był koloru białego. — Myślisz, że jest już gotowy? Bo jak patrzę na Reagana, to mam ochotę wydrapać mu oczy, może powinnam wypróbować ten eliksir...
Elise próbowała kaszlem powstrzymać śmiech, przez co pozostali uczniowie popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
— Dla ciebie jak eliksir zadziała wróżbiarstwo, Lilah — odparła blondynka, na co jej przyjaciółka się uśmiechnęła.
— A to akurat prawda. Szkoda tylko, że mamy je dopiero w czwartek...
Ostatnią lekcją tego dnia była opieka nad magicznymi stworzeniami. Krukoni z piątego roku mieli te lekcję razem z Gryfonami, co odpowiadało zarówno Delilah i Elise, jak i Huncwotom.
Patrząc na Elise, od razu było wiadomo, że opieka nad magicznymi stworzeniami to zdecydowanie jej ulubiony przedmiot - była bardzo skupiona na słuchaniu profesora Kettleburna, a ucząc się z jej starannych notatek można było poprawić oceny z Trolli na Wybitne. Ktoś, kto nie rozumiał jej pasji, mógł uznać ją za osobę z psychiczną obsesją na punkcie wszystkiego, co żyje, ale dla Elise to było coś więcej, niż tylko żyjątka - dla niej były to również wspomnienia, gdyż tę pasję dzieliła ze swoim ojcem, którego bardzo kochała.
A nikt inny lepiej nie rozumiał pasji Elise, niż jej przyjaciele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top