Rozdział 82. Wizyta brata

Elise z niecierpliwością czekała na Syriusza. Jego nieobecność wybitnie jej się dłużyła - tym razem to ona tego dnia miała wolne, podczas gdy on był w pracy. W oczekiwaniu na jego powrót zajęła się wieloma rzeczami - przygotowała obiad, poczytała, zajęła się Maxem... Wreszcie, kiedy usłyszała dźwięk otwierająch się drzwi, uśmiechnęła się, jednocześnie zastanawiając się, w jaki sposób ma powiedzieć Syriuszowi o ich dziecku, które przez najbliższe miesiące miała nosić pod sercem.

Sposobność zjawiła się sama.

— Cześć, kochanie — powiedział Syriusz i krótko pocałował ją w usta. — Jak samopoczucie dzisiaj? Jest lepiej?

— Powiedzmy — odparła Elise wymijająco. — Znalazłam przyczynę.

— O, naprawdę? — zapytał zaskoczony Black. — Byłaś w Świętym Mungu?

— Nie, ale... — tu westchnęła ciężko, na chwilę odbiegając gdzieś wzrokiem. Syriusz ze zmartwieniem zmarszczył brwi i ujął jej dłoń. Wreszcie Elise spojrzała mu prosto w oczy powiedziała na jednym wdechu: — Jestem w ciąży.

Syriusz zamrugał oczami, zupełnie jakby przez chwilę nie dotarło do niego to, co powiedziała Elise.

— Co?

— Jestem w ciąży, Syriusz — powtórzyła, a głos lekko jej zadrżał przez niepewność co do reakcji Syriusza na wieść, że będą mieli dziecko. Black zawsze powtarzał jej, że gdyby zaszła taka sytuacja, on nie zamierza jej porzucić i w teorii nie powinna się niczego obawiać, ale w praktyce było inaczej. — Będziemy rodzicami...

Nie powiedziała nic więcej, kiedy Syriusz pochwycił ją w ramiona i zamknął ją w ciepłym uścisku. Zaskoczona Elise oparła podbródek o jego ramię, ufnie przywierając do swego męża.

— Przyznaję, nie myślałem, że tak szybko to nastąpi — odezwał się Syriusz — ale cieszę się tak samo bardzo, jak cieszyłbym się za pół roku, rok czy dwa...

Elise uśmiechnęła się, po czym, wyplątawszy się nieco z uścisku Syriusza, pocałowała go w policzek.

— Kocham cię.

— Ja ciebie też, Eli — odpowiedział, a powiedziawszy to, zbliżył dłoń do jej brzucha. — I ciebie również, maleństwo.

• • •

Nie pozostawiało wątpliwości, że wszyscy ich bliscy zareagowali pozytywnie na wieść o dziecku, które niebawem miało urodzić się młodym Blackom. James prawdopodobnie zareagował najoryginalniej - zaprosiwszy wcześniej również Remusa, Delilah i Petera, wraz z Lily zrobił najazd na dom Syriusza i Elise, przynosząc ze sobą oranżadę, która miała udawać szampana. Głównie ze względu na Elise, bo ta przecież nie mogła pić alkoholu z uwagi na dziecko. Po wychyleniu udającej szampana oranżady chłopcy uraczyli się jeszcze Ognistą Whisky, ciesząc się z radosnej nowiny, którą przedstawili im przyszli rodzice.

Syriusz był bardzo opiekuńczy w stosunku do Elise. O ile zawsze tak było, to teraz znacznie bardziej, bo troszczył się nie tylko o Elise, ale i o ich nienarodzone dziecko. Na szczęście nie próbował jej we wszystkim wyręczać - jedyne co, to proponował jej pomoc.

Na początku czerwca James i Lily przeprowadzili się do mniejszego domu w Staffordzie, chcąc być bliżej przyjaciół. Związek Remusa i Delilah wciąż rozkwitał, zaś Peter z jakiegoś powodu pozostawał sam. Wprawdzie był na jednej czy dwóch randkach, ale zwierzył się przyjaciołom, że były one kompletnym niewypałem. Doszedł do wniosku, że randkowanie nie jest dla niego.

Pewnego sierpniowego wieczoru Elise i Syriusz siedzieli na werandzie swojego domu. Wieczór był ciepły, dlatego postanowili posiedzieć razem na ławce korzystając ze sprzyjającej jeszcze pogody.

— Ale nie przemęczasz się zanadto, prawda? — upewnił się Syriusz.

— Nie martw się, dają mi lżejsze zadania — zapewniła go. — Lebedev już sam o to dba.

— I chwała mu za to — uśmiechnął się Syriusz. Wciąż otaczając Elise ramieniem, palcami drugiej dłoni zaczął kreślić kółeczka na jej brzuchu, już lekko zaokrąglonym. — Często się zastanawiam, jak nazwiemy naszą córkę.

Podczas ostatnich badań w Świętym Mungu okazało się, że Elise pod sercem nosi dziewczynkę. Syriusz nie czuł się tym zawiedziony - lubił zastanawiać się, jaka będzie ich córka. Bardziej podobna do niego, czy do Elise, spokojna, czy taka jak on, bardziej przebojowa? Wiedział, że jaka by nie była, i tak będzie ją kochał.

— Często o tym rozmawiamy, a jeszcze nic nie zdecydowaliśmy — roześmiała się Elise. — Mówiłam, że jeśli chcesz, to możemy kontynuować tę tradycję Blacków z imionami od gwiazd...

— Po moim trupie będę to kontynuował — oznajmił stanowczo Syriusz. — Nie mam zamiaru upodabniać naszej rodziny do tych chorych ludzi.

Elise wcale nie dziwiła odpowiedź Syriusza. Zakładając własną rodzinę, chciał całkowicie oddzielić się od Blacków i ich sposobów wychowawczych - w rodzinie jego i Elise nie miały przetrwać żadne tradycje, zapoczątkowane przez Blacków. Żadne imiona pochodzące od gwiazd, posiadanie skrzatów domowych i wieszanie ich głów na ścianie czy ustawianie dzieciom małżeństw nie wchodziło w grę - Syriusz poprzysiągł sobie, że nie zafunduje własnej córce takiego piekła, przez jakie sam przechodził. No i ona doświadczy od niego znacznie więcej miłości niż on od rodziców w latach dzieciństwa.

W pewnym momencie obydwoje usłyszeli jakiś szelest, coś jakby potknięcie się o wystającą gałąź i łomot po tym, jak ktoś się przewrócił. Syriusz zesztywniał. Jeśli to Śmierciożercy, nie może pozwolić, aby zbliżyli się do Elise. Uścisnął jej dłoń i podniósł się z miejsca.

— Zostań tu. A najlepiej wróć do domu i zamknij się od środka. Sprawdzę, czy ktoś tu jest.

Elise kiwnęła głową, podnosząc się z miejsca.

— Tylko uważaj na siebie.

Syriusz szybko cmoknął ją w policzek i już go nie było - pędem wybiegł z werandy, by znaleźć się w miejscu, z którego dobiegały trzaski.

— Hej! — zawołał. — Kim jesteś i co tu robisz?

Odpowiedziała mu tylko cisza. Syriusz wszedł pomiędzy drzewa, po drodze zapaliwszy światełko na różdżce. Przez dłuższą chwilę poszukiwał delikwenta, nasłuchując jego kroków. Wreszcie ich drogi się skrzyżowały. Nieznajomy stanął jak zastygnięty, widząc Syriusza.

— Jak ktoś pyta, co tu robisz, to się odpowiada — powiedział z irytacją Syriusz, po czym uniósł różdżkę wyżej.

Światło padło na bladą twarz młodzieńca. Ukazało Syriuszowi jego szare oczy, lekko falujące, czarne włosy, ciemne kręgi pod oczami, usta wygięte ku dołowi i czarne szaty Śmierciożercy. Syriusz wytrzeszczył oczy.

— Regulus?

Jego młodszy brat otworzył usta, jakby chciał mu o czymś powiedzieć, ale z tego zrezygnował. Cofnął się o krok do tyłu, jakby obawiał się spotkania z bratem.

— Stój — powiedział mu stanowczo Syriusz, jednak Regulus nie spełnił jego prośby. — Stój, mówię!

To poskutkowało. W oczach i na twarzy Regulusa odmalowywało się zmęczenie i... Strach?

— Nie będę pochodził bliżej — zapowiedział Syriusz, zaobserwowawszy, że Regulus woli być w oddaleniu od niego. — Ale powiedz mi. Co tu robisz i po jakie licho niepokoisz moją rodzinę?

Regulus otworzył usta i znów je zamknął, jakby zrezygnował z powiedzenia czegoś. Posłał tylko Syriuszowi blady i wymuszony uśmiech.

— Gratuluję założenia rodziny. Wiem, że... Zawsze tego chciałeś.

Syriusz nie rozumiał nic. Regulus przyszedł tylko po to, aby mu pogratulować? Szczerze w to wątpił.

Regulus znów zaczął się cofać. Syriusz zrobił kilka kroków do niego, jednak nie zdążył go zatrzymać - Regulus obrócił się i puścił biegiem przed siebie.

— Czekaj! — zawołał Syriusz, jednak Regulus nie poczekał - deportował się i tyle go Syriusz widział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top