Bonus: Jak zostałem Śmierciożercą?
Jako że Michael to imo spoko mordeczka, to napisałam bonus z nim. Plus trzeba wyjaśnić, po co, na co i dlaczego został Śmierciożelkiem.
No i trzeba go uszczęśliwić 😏
Mam nadzieję, że trochę bardziej zrozumiecie postać Michaela dzięki temu bonusowi. Miłego czytanka! ❤️
• • •
— Puchon, Connorze? — Voldemort popatrzył z politowaniem na Connora Reagana, który zaciskał dłoń na przedramieniu Michaela. Ten z trudem powstrzymywał się przed jęknięciem - uścisk Connora był naprawdę mocny.
— Tak, panie — przytaknął Connor. — Zapewniam jednak, że mój kuzyn jest godny zaufania oraz bycia Śmierciożercą. Jest lojalny...
Voldemort patrzył na Michaela przenikliwym wzrokiem. Chłopak nie spostrzegł, że w tamtym momencie Czarny Pan zaczął przeczesywać pamięć chłopaka. Dowiedział się, co było ukryte głęboko w sercu Michaela. Poznał jego słabości, z czego jedną było uczucie, którym darzył Elise, choć teraz, po czasie rozłąki, już cierpiał przez to mniej.
— Connorze... Zostaw mnie i swojego kuzyna samych — rozkazał Voldemort. — Chciałbym pomówić z nim na osobności.
Connor skinął głową. Po raz ostatni ścisnął dłonią ramię Michaela, po czym opuścił pomieszczenie, którym był salon w domu Connora.
Michael nie mówił nic. Bał się odezwać w towarzystwie Voldemorta, aby nie zostać uznanym za zuchwalca. Czekał, aż to Voldemort odezwie się pierwszy.
— Zatem, Michael Reagan... — zaczął Voldemort, brzmiąc tak, jakby sprawdzał, jak godność Michaela brzmi w jego ustach. — Twój brat bardzo cię zachwalał. Mówił, że mnie nie zawiedziesz... Jednak chcę złożyć ci propozycję.
Michael zadrżał. Głos Voldemorta był nieco chłodny, jednak chłopak widział, że Czarny Pan dobrze się bawi jego kosztem.
— Ta kobieta, którą widziałem w twoich wspomnieniach... Jest dla ciebie ważna, jak widzę. Pozwolę jej żyć, jeśli zasilisz moje szeregi.
Ceną życia Elise miało być odbieranie życia niewinnym mugolakom i mugolom. Ci pierwsi pragnęli jedynie akceptacji, ci drudzy zaś byli świadkami zimnej wojny w świecie czarodziejów, choć nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. Michael nie chciał odbierać życia niewinnym ludziom, jednak... Nie chciał, aby przez niego Elise poniosła śmierć.
Ostatnio widział ją i Syriusza. Najwyraźniej załatwiali coś w Londynie. Michael nie odważył się podejść, aby się z nimi przywitać, więc tylko chwilę odprowadził ich wzrokiem. Widział, że para oczekuje na narodziny dziecka i nawet ucieszył się, że tak dobrze im się układa.
A teraz został zaszantażowany. Jeśli nie zgodzi się zostać Śmierciożercą, życie zostanie odebrane nie tylko Elise, lecz również bezbronnemu dziecku, które ta nosiła pod sercem. Jeśli nie przyjmie miana Śmierciożercy, sprawi, że Syriusz będzie młodym wdowcem, który stracił nie tylko żonę, ale i dziecko.
Dwa życia za setki, tysiące innych. Michael miał wyrzuty sumienia, podejmując decyzję. Gdyby był bardziej zawistny, skazałby Elise na śmierć za to, że wybrała Syriusza. Michael jednak nie był zawistny - miał na tyle człowieczeństwa i moralności, aby życzyć Elise jak najlepiej i cieszyć się tym, że jest ona w szczęśliwym związku. Pomimo tego, że nie z nim.
To był powód, dla którego Michael Reagan zasilił szeregi Śmierciożerców.
• • •
Michael opierał głowę o zimny kamień celi w Azkabanie, do której został wtrącony. Wylądował tam wydany przez Syriusza, czemu wcale się nie dziwił. Jako członek Zakonu Feniksa Syriusz pomagał w tropieniu Śmierciożerców, a Michael miał krew niewinnych ludzi na rękach.
Blondyn jednak wiedział, że robił to w dobrej wierze. Nie chciał mieć na rękach krwi Elise i jej dziecka. Bądź co bądź kiedyś byli blisko. Gdyby doprowadził do tego, że Voldemort ją zabije, zabolałoby go to bardziej niż samodzielne przyczynianie się do śmierci mugoli i mugolaków. Brzmiało bezlitośnie, ale obydwa wyjścia niosły ze sobą straty. Z tą różnicą, że to, które wybrał Michael, niosło ich znacznie więcej.
Sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny, godziny w dni, dni w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Ostatnie spotkanie Syriusza i Michaela odbyło się w październiku. Michael spędził w Azkabanie blisko rok. W tym czasie widział, jak więźniowie wariują pod wpływem ponurej aury, niesionej przez dementorów. On sam powtarzał sobie, że robił to wszystko w słysznej sprawie. Chwytał się tego jak tonący brzytwy.
Po roku Michael ponownie spotkał Syriusza Blacka. I to gdzie - w Azkabanie. Gryfon został wprost wepchnięty do celi naprzeciwko Michaela. Odarty z godności, Black oparł się dłońmi o kamienną podłogę, uparczywie się w nią wpatrując.
— Podły drań — wymamrotał, podnosząc się na równe nogi. Przeszedł kilka kroków, po czym kopnął żelazne kraty. Dźwięk ten aż zabolał Michaela w uszy. — NIENAWIDZĘ CIĘ, PETTIGREW! — wykrzyczał. Głos lekko mu się załamał. — Nienawidzę...
Skulony w rogu swojej celi Michael widział, jak Syriusz powoli osuwa się na podłogę, zaciskając dłonie na kratach. Ciało Blacka zadrżało, a z jego ust wydarł się szloch. Gorące łzy popłynęły po jego policzkach i Syriusza nie obchodziło, że uważane jest to za niemęskie. Płakał nad niesprawiedliwością na tym świecie. Bolało go to, że zostali zdradzeni przez Petera. Bolało go, że nigdy więcej nie zobaczy ukochanej żony oraz ich córeczki. Kathleen miała dopiero niecałe dwa lata. Nie będzie go przy tym, jak jego córka dorasta, a wszystko to przez pewnego zdradzieckiego szczura, który wolał ratować własną skórę niż przyjaciół.
Black podniósł wzrok. Odnalazł Michaela, który zbliżył się do krat swojej celi i patrzył teraz na niego ze zmartwieniem. Syriusz skrzywił się z frustracją.
— Miałeś rację, Reagan — powiedział gorzko. — Zadowolony? Ten podły szczur... On nas zdradził.
— Nie jestem zadowolony — zaprzeczył Michael. — Nie dziwię się, że mi nie zaufałeś. Ja też bym sobie nie zaufał.
Syriusz zmrużył oczy i zmarszczył brwi.
— Nie brzmisz jak typowy Śmierciożerca — stwierdził.
Michael westchnął ciężko.
— Bo nie robię tego z własnej woli.
— Zmusili cię?
Reagan pokiwał głową. Jakoś tak wyszło, że opowiedział Syriuszowi o tym feralnym dniu, kiedy to Voldemort wkradł się do jego myśli i zaszantażował go. Opowiedział, jak dla dobra Elise splamił swoje dłonie krwią niewinnych ludzi. Syriusz słuchał tego z szokiem malującym się na jego twarzy.
— I tak wylądowałem tutaj — zakończył blondyn. Potarł dłonią zarośnięty policzek.
— Pomyliłem się nie tylko w kwestii Petera — mruknął Syriusz, spuściwszy wzrok. — Gdyby nie twoje poświęcenie, Elise i Kathleen by nie żyły...
Na chwilę zapadła cisza. Wreszcie Syriusz spojrzał na Michaela ze łzami w oczach.
— Michael... Choć nie popieram tego, do czego byłeś zmuszony, to... Cholera, zawdzięczam ci to, że sam jeszcze żyję. Nie wiem, czy nie zabiłbym się z rozpaczy, gdybym... Gdybym stracił jeszcze Elise i Kathleen.
— Życie pisze różne scenariusze — westchnął Michael, poniekąd powtarzając to, co kiedyś powiedział Syriuszowi.
— Dziękuję ci, że poświęciłeś się dla nich — powiedział cicho Black. — I przepraszam. Gdyby nie ja, nie byłbyś w Azkabanie...
— Nie przepraszaj — zganił go Michael. — Nie zapominajmy, że mimo dobrych intencji mam krew niewinnych na rękach. Może... Może w ten sposób to odpokutuję. Może mi przebaczą...
• • •
— Michael. — Czyjś głos wyrwał Michaela z zamyślenia. Nie był to głos Syriusza - Black już od blisko roku był poza Azkabanem. Uciekł, motywowany wiele razy przez Michaela. Syriusz pragnął wyrwać się z tego miejsca, jednak nie chciał porzucać Michaela, z którym łączyła go dziwna relacja. Dwóch więźniów, osadzonych tam z różnych powodów - jeden za niewinność, drugi za zło, którego się dopuścił w celu ochrony dwóch żyć.
— Nie patrz na mnie, Syriuszu — powiedział mu wtedy Michael. — Gdybyś chciał mnie stąd zabrać, to by cię spowolniło. Masz kogoś, komu na tobie zależy. Dziecko, przy którego dorastaniu nie byłeś. Żonę, która za tobą tęskni i czeka na ciebie.
Syriusz opowiadał Michaelowi o Kathleen. Przynajmniej tak długo, dopóki dementorzy nie zasieli w nim ziarna smutku. Wtedy Syriuszowi pozostała tylko świadomość, że jest niewinny oraz że gdzieś w Anglii wciąż czeka na niego żona z córką. Te myśli stały się nieatrakcyjną dla dementorów obsesją.
Zanim jednak dementorzy doprowadzili Syriusza do tego stanu, Michael dowiedział się, jak cudownym dzieckiem jest Kathleen. Opowiadając wtedy o niej, Syriusz uśmiechał się po raz pierwszy od czasu przybycia do Azkabanu. Zaraz potem usta Syriusza wykrzywił grymas goryczy. Wybitnie kochał Kathleen - tę małą istotkę pokochał jeszcze zanim się urodziła. Razem z ukochaną Elise stworzył rodzinę, o której marzył.
Tymczasem stracił to wszystko w jedno popołudnie za sprawą pewnego zdradzieckiego przyjaciela.
Syriusz postanowił to wszystko odzyskać i pomścić przyjaciół, jednak w tym celu musiał zostawić Michaela w tym zimnym więzieniu. Czuł, że będzie miał wyrzuty sumienia, jednak opuścił Azkaban. Reagan miał nadzieję, że Syriusz odnalazł się z rodziną.
Wyrwany z zamyślenia Michael przeniósł wzrok na żelazne kraty. Patrzyła na niego kobieta o siwiejących włosach i kwadratowej szczęce. Michael zmarszczył brwi. Co szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów robiła w Azkabanie?
Gdzieś obok Amelii Bones powiewało nikłe, srebrzystobiałe światło, chroniące ją przed dementorami.
— Michael. — Amelia Bones odezwała się ponownie. — Nie daj się zwieść. To ja, Connor.
Oczy Michaela lekko się wytrzeszczyły. Connor musiał wypić eliksir wielosokowy z włosem Amelii Bones... A wcześniej na nią napaść.
— Connor?
— Zabieram cię stąd — przytaknął jego kuzyn, po czym wyjąłszy klucz, otworzył celę Michaela. Żelazne drzwiczki skrzypnęły, kiedy Connor pod postacią pani Bones podszedł do Michaela i podał mu dłoń.
— Wrócisz sam — oznajmił Michael. — Ja się stąd nie ruszam.
Nie to, że podobało mu się w Azkabanie. Zwyczajnie chciał odpokutować za wszelką krew, którą przelał, nawet jeśli w słusznej sprawie.
Connor zmarszczył brwi.
— Co ty gadasz... Chodźże, przyszedłem tu po ciebie.
— Ja mam krew tych ludzi na rękach, Connor. Nie dam rady żyć wśród nich...
— A ja nie dam rady żyć bez ciebie — odrzekł Connor. — Jesteś mi bliski jak brat, a dopiero teraz zdołałem po ciebie przyjść... Nie przedłużaj.
— Jeśli jesteś mi bliski, dlaczego siłą zabrałeś mnie do Voldemorta?
— Z troski o ciebie, Mic — odparł Connor, zwracając się do niego przezwiskiem z dzieciństwa. — Śmierciożercy to jedyna słuszna droga. Gwarantuje ci bezpieczeństwo...
— Jeśli uważasz, że robienie za parobka Voldemorta w zamian za bezpieczeństwo to genialny interes, to masz nie po kolei w głowie — odpowiedział poważnie Michael.
Connor skrzywił się. Chwycił Michaela za ramię i zmusił go do wstania. Na koniec wymierzył mu bolesny policzek.
— Przybyłem tu, aby cię uwolnić i ani mi w głowie wyjść stąd bez ciebie.
• • •
Po wyjściu z Azkabanu Michael nieprędko zaznał spokoju. Jako zbieg musiał żyć w ukryciu, aby nie zostać odnalezionym. On i Connor zaszyli się w niewielkiej chacie w górach na północy Szkocji. Ich obowiązkowym wyposażeniem był eliksir wielosokowy - Michael nie mógł zostać rozpoznanym, więc kiedy musiał się gdzieś udać, przyjmował postać przypadkowego mugola, od którego Connor pozyskał włosy. Starszy Reagan uważał to za nieco odrażający sposób (głównie dlatego, że włosy należały do mugoli), jednak dla bezpieczeństwa Michaela mógł to zdzierżyć. Bardzo się od siebie różnili, jednak koniec końców byli dla siebie jedyną rodziną, jaka pozostała - rodzice Michaela lata temu wyjechali z kraju, kiedy blondyn został zesłany do Azkabanu i mężczyzna nie wiedział, czy Cassandra i Casper Reaganowie właściwie jeszcze żyją. Wszelki ślad po nich zaginął.
Wezwani przez Voldemorta, Connor i Michael udali się na cmentarz w Little Hangleton, gdzie z racji trzeciego zadania deportował się Harry oraz - jak widział Michael - Bogu ducha winny chłopak, który teraz leżał martwy.
Voldemort wymieniał wielu Śmierciożerców. Niektórych ganił za to, że wyrzekli się go na rzecz wolności, Lestrange'ów zaś chwalił za ich pochwalił za trwanie przy swojej lojalności do niego. Michael lekko uśmiechnął się za swoją maską, słysząc, że Voldemort jest zdegustowany postępowaniem Lucjusza Malfoya, który jak zwykły tchórz uniknął Azkabanu, twierdząc, że został zmuszony do służenia Czarnemu Panu klątwą Imperius. Michael nigdy nie lubił tego zuchwałego czarodzieja.
— Michael Reagan — powiedział Voldemort, docierając do niego. — Spędziłeś lata w Azkabanie, nie wyrzekłszy się służenia mi. Wiedz, że twoje poświęcenie zostanie docenione.
Michael skinął głową z udawanym zaszczytem. Podejrzewał, że pod swoją maską jego kuzyn uśmiecha się z dumą. On sam jednak nie był z tego taki dumny. Zabijał ludzi na zlecenie Voldemorta, dlaczego miałby być z tego dumny?
Robił to jednak ze względu na Blacków. W Hogwarcie poznał Elise i urzekła go jej dobroć i nastawienie do życia. Choć dla własnego pokoju ducha oddalił się od niej, nie chciał, aby z jego winy poniosła śmierć. Ona i córka jej i Syriusza, z którym spędził wiele niewesołych chwil w Azkabanie. Syriusz zasługiwał na to, aby żyć szczęśliwie i nie martwić się o to, że jego rodzina może paść ofiarą z rąk popleczników Voldemorta.
Michael nie chciał mieć ich krwi na rękach. Dlaczego wciąż zasilał szeregi Śmierciożerców.
• • •
Wojna odciskała okropne piętno na psychice wszystkich ludzi. Również Michaela, który stał po złej stronie. Widział, jak jego kolega z Azkabanu odpływa za Zasłonę Śmierci. Widział malującą się na twarzy Elise rozpacz. Niepostrzeżenie uratował ją przed rzuconym przez Bellatrix zaklęciem. Rzucił zaklęcie, które lekko odepchęlo Elise, dzięki czemu ta w porę uniknęła Cruciatusa. W czasie, gdy Bellatrix radowała się śmiercią swego kuzyna, Elise podbiegła do swojej córki, która z rozpaczy za zmarłym właśnie ojcem straciła grunt pod nogami.
Michael nie miał odwagi ujawnić Elise swej prawdziwej twarzy. Wyszedł z założenia, że bezpieczniej będzie, jeśli pozostanie ona w pewności, że Michael był Śmierciożercą z własnej woli. Może kiedyś to wszystko się skońcy i jej o tym powie? Tego nie był w stanie przewidzieć.
Michael nie chciał, aby doszło do Bitwy o Hogwart. Wszystko jednak wskazywało na to, że miało do niej dojść. I doszło, bo drugiego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku Michael oraz inny Śmierciożercy próbowali przejąć całkowitą władzę nad Hogwartem, który wciąż się bronił.
Blondyn wprawdzie nie chciał nikogo krzywdzić. Z tego powodu z jego ust rzadko padało zaklęcie niewybaczalne - zawsze rzucał te lżejsze, aby nikogo zanadto nie skrzywdzić ani nie zabić.
Tego dnia jednak nie doprowadził do śmierci. Przeciwnie, bo przemierzając Hogwart po wdaniu się w kilka pojedynków, natrafił na kobietę, która leżała pod jedną ze ścian. Wcześniej oszołomił Śmierciożercę, który chciał zakończyć jej żywot jednym zaklęciem. Nieprzytomna, jak zauważył, a przynajmniej chciał w to wierzyć. Wziąłszy ją w ramiona, zauważył, że jej klatka piersiowa powoli się unosi i opada. Znaczyło to, że wciąż żyła. Miał jednak wrażenie, że jej powieki lekko się uniosły.
Niewiele myśląc, Michael udał się w kierunku Wielkiej Sali, gdzie leczono rannych. W zgiełku walki nikt nie zwracał na niego specjalnej uwagi. Z tego akurat Michael się cieszył.
Kobieta, którą Reagan niósł w ramionach, była dosyć drobna jak na swój wiek i miała nieco okrąglejsze kształty. Włosy miała proste i ciemne, sięgające za łopatki. Jej grzywka łudząco przypominała skrzydło jakiegoś ptaka - opadała na bok i nie była wyjątkowo równa. Mimo to dodawała jej ona uroku, podobnie jak lekko ciemniejsza cera.
Kiedy Michael przybył do Wielkiej Sali, pielęgniarka lekko się przestraszyła.
— Proszę zająć się tą panią — poprosił, wprawiając panią Pomfrey w zaskoczenie.
Kobieta poprosiła jednego z obecnych najbliżej mężczyzn, aby przyniósł kobietę na łóżko. Michael przekazał ją, kątem oka zauważywszy łudząco podobną do Syriusza Blacka dziewczynę. Ciemne loki spięte miała w koczek na karku, a determinacja na twarzy sugerowała, że jest zdeterminowana do pomocy człowiekowi, którego akurat leczyła. Michael lekko się uśmiechnął.
Syriusz byłby z niej dumny.
• • •
Wojna zakończyła się zwycięstwem dla Zakonu Feniksa. Michael czuł, że i dla niego jest ona wiktorią, lecz bolało go serce, kiedy przypominał sobie, jak Connor poległ z rąk Remusa Lupina. Oberwał prosto w serce Drętwotą, co zaburzyło rytm jego serca na tyle, że zasnął snem wiecznym.
Michael doskonale pamiętał czasy, kiedy to Connor nie interesował się jeszcze czarną magią. Wiedli oni wtedy beztroskie życie jako dzieci, nie przeczuwając, że tyle się w ich życiu odmieni.
W dzieciństwie byli dosłownie jak bracia, których nigdy nie mieli - wprawdzie Connor miał siostrę, jednak ta zmarła zaraz po urodzeniu. Michael miał wrażenie, że to dlatego Connor ma do niego taki sentyment. Troszczył się o niego, uważał, że wstąpienie do Śmierciożerców uchroni go przed śmiercią z rąk popleczników Voldemorta. Poniekąd Connor miał rację, bo Michael uznawany był za wyjątkowo oddanego Śmierciożercę, skoro przecierpiał tyle lat w Azkabanie. Mimo to lojalność Voldemortowi doprowadziła Connora do śmierci.
Siedząc w Wielkiej Sali, nieco oddalony od martwego ciała Connora, Michael wspominał stare dzieje. Pamiętał, jak Connor martwił się o niego, kiedy wpadł do jeziora, a wtedy kilka ropuch podpłynęło do niego. Nie bez powodu na pierwszym i drugim roku Michael miał ze sobą ropuchę. Jedną była ta najmniejsza ropuszka, która za nic nie chciała go opuścić.
W pewnym momencie poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzawszy w tamtym kierunku, zobaczył, że była to Elise. Na ustach igrał jej uśmiech.
— Cześć. Masz coś przeciwko, jeśli się do ciebie przysiądę?
W pierwszej chwili Michaelowi odebrało mowę. Nie wiedzieć czemu nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. A już na pewno zapewnić, że nie ma nic przeciwko jej towarzystwu. Musiała minąć dłuższa chwila zanim Michael zdołał coś z siebie wykrztusić.
— Skądże... Siadaj — zaprosił ją.
Wobec tego Elise usiadła obok niego. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza. Michael miał wrażenie, jakby świat się zatrzymał. Wprawdzie jego miłość do Elise była już słaba - na tyle, że raczej nie wyobrażał sobie związku z nią.
— Cóż, nie chcę zajmować ci za wiele czasu — powiedziała wreszcie — ale chciałam tylko ci podziękować. Od Syriusza znam okoliczności, w jakich zostałeś Śmierciożercą. Nie mogę uwierzyć, że uwierzyłam, że sam podjąłeś tą decyzję... Zostałeś zaszantażowany...
— Zbrodni nie wolno usprawiedliwiać — odrzekł Michael. — Nawet jeśli dokonywałem tego wszystkiego po to, aby nie dosięgły cię łapy Śmierciożerców, to wciąż mam krew na rękach. Żadna woda jej nie zmyje...
Elise przez chwilę milczała. Patrzyła na Michaela z lekkim zmartwieniem, aż wreszcie odezwała się, położywszy dłoń na jego ramieniu:
— Nie zmyje, to prawda, jednak ty różnisz się od zapalonych Śmierciożerców. Nienawidziłeś tego, do czego cię zmuszano i pragnąłeś się od tego wyrwać. To, że nie próbowałeś uciekać z Azkabanu świadczy o tym, że chciałeś odpokutować swoje winy. Udowodniłeś, że masz w sobie więcej dobra niż zła, Michael.
Michael uśmiechnął się. Syriusz nie bez powodu mówił, że Elise byłaby w stanie znaleźć cząstkę dobra nawet w skazańcu, którego nikt nie chce wysłuchać. Widział to teraz na własnym przykładzie.
— Dziękuję, Elise.
— To ja dziękuję. Gdyby nie ty, nie żyłabym już dawno — westchnęła. — Nie wiem, jak ci się odwdzięczę...
— Nie musisz.
— Muszę — zapewniła go Elise. — Na początek chcę ci jakoś pomóc. Co zamierzasz robić teraz, kiedy jesteś wolny od służenia Voldemortowi?
Blondyn ponownie się uśmiechnął i odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy.
— Żyć tak, jak nie mogłem wcześniej. I nigdy więcej nie splamić moich dłoni krwią.
• • •
Michael siedział przed całym zgromadzeniem Wizengamotu. Serce uderzało mu dosyć szybkim tempem - wszyscy ci czarodzieje patrzyli na niego jak na zbrodniarza, a minister magii nie był przekonany co do tego, czy powinien zostać uniewinniony. Elise powiedziała to, co wiedziała oraz co przemawiało na korzyść Michaela. Zezwoliła nawet na wtargnięcie do jej myśli legilimencją, aby pokazać to, co powiedział jej Syriusz o Michaelu. W końcu jej mąż został uniewinniony po śmierci. Nie było to jednak na tyle prawdopodobne dla Wizengamotu, aby Michael został oczyszczony z winy.
Kiedy Michael zaczynał tracić wszelkie nadzieje na powrót do normalnego życia, do sali przybył czarodziej, który oznajmił, że przybył świadek, który koniecznie chciał się wypowiedzieć na rozprawie.
— Niech wejdzie — oznajmił Kingsley Shacklebolt, który po wojnie został ogłoszony ministrem magii. Początkowo tylko tymczasowym, jednak koniec końców społeczność czarodziejów uznała, że potrzeba im właśnie takiego ministra.
Zgodnie z poleceniem został wprowadzony świadek, a właściwie - świadkowa. Michael z zaskoczeniem rozpoznał w niej kobietę, którą uratował podczas bitwy o Hogwart. Ciemne włosy miała spięte w elegancki kok z tyłu, obcasy butów głośno stukały o posadzkę. Kroczyła pewnie, jakby była zdeterminowana wydostać Michaela spod zarzutów lub wręcz przeciwnie - gorzej mu dokopać. Widział, jaką determinację wyraża jej ciemne spojrzenie. Michael musiał przyznać, że nie chciałby się jej narazić.
— Imię i nazwisko? — zapytał Shacklebolt, kiedy kobieta zajęła miejsce Michaela.
— Riza Mariah Larch — odrzekła spokojnie.
— Wiek i stan cywilny?
— Czterdzieści jeden lat. Jestem rozwódką.
— Co panią łączy z oskarżonym?
Riza przeniosła wzrok ma Michaela. Blondyn stwierdził w myślach, że spojrzenie kobiety jakby złagodniało.
— Uratował mi życie w czasie Bitwy o Hogwart.
Na chwilę zapadła cisza. Ludzie zasiadający w radzie Wizengamotu zaczęli coś do siebie szeptać, jakby nie dowierzali, że Śmierciożerca mógł tego dokonać. Michael im się nie dziwił. On sam by w to nie uwierzył.
— Jest pani pewna? — zapytał Kingsley.
— Jestem tego pewna tak bardzo, jak kocham własne dzieci, panie ministrze — odparła Riza poważnie. Miłość do dzieci musiała być dla niej sprawą najwyższej wagi.
— Proszę opowiedzieć, jak to dokładnie wyglądało, pani Larch.
Riza wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła opowiadać, przypominając bitwę, która zabrała wielu ludzi.
— Walczyłam z jakimś Śmierciożercą. Najpewniej nie przeżył on bitwy, jednak mnie zdążył prawie zabić. I zrobiłby to, gdyby nie obecny tu pan Reagan, który oszołomił tego Śmierciożercę, a mnie odniósł pod opiekę uzdrowiciela. Zdołałam zapamiętać twarz człowieka, który mnie uratował. Szukałam go, chciałam mu podziękować za uratowanie mi życia. Dowiedziałam się, że dziś stanie przed sądem. Musiałam przyjść i opowiedzieć, jaką odwagą się wykazał. Był Śmierciożercą, a jednak pomógł przeciwniczce. Czy to nie sugeruje, że powinien zostać uniewinniony? Nie każdy Śmierciożerca by się na to zdobył.
Pomiędzy radą wybuchła żywa debata. Rozważali, czy powinni uniewinnić Michaela. Jedni uważali, że nie zasługuje na drugą szansę przez całe zło, którego dokonał. Inni uważali, że jego poświęcenie i uratowanie Rizy Larch udowadniało, że jest prawym człowiekiem. W tym czasie Michael obawiał się, że jeszcze tego dnia poczuje chłód Azkabanu..
Kiedy Kingsley Shacklebolt ogłosił wyrok, Michael poczuł, jakby ogromny kamień spadł mu z serca.
— Oczyszczony z zarzutów.
• • •
Po tym, jak opuścili Wizengamot, Elise kilka razy powtórzyła Michaelowi, że cieszy się z jego uniewinnienia i życzy mu powodzenia na nowej drodze życia - nie jako szantażowany Śmierciożerca, a wolny człowiek.
Idąc z Elise korytarzem, zauważył zmierzającą ku wyjściu Rizę. Przyspieszył kroku.
— Muszę iść, Elise...
Blondynka najwyraźniej zrozumiała aluzję.
— Nie ma problemu, Michael. Jeszcze raz gratulacje.
— Dzięki. — Michael odwzajemnił uśmiech. — Na razie, Elise. Pani Larch, proszę poczekać!
Riza zatrzymała się, zaś Elise oddaliła się korytarzem, zostawiając Michaela samego z Rizą. Uśmiechnął się do niej.
— Dobrze, że jeszcze na panią trafiłem. Bałem się, że pani już poszła...
— Nie mogłabym odejść bez podziękowania, panie Reagan. Uratował mi pan życie, jestem dozgonnie wdzięczna.
— A ja chciałem pani podziękować z całego serca. Gdyby nie pani zeznania, musiałbym wrócić do Azkabanu.
Riza uśmiechnęła się. Michael zauważył, że kobieta ta miała śliczny uśmiech.
— Jak mogłabym pozwolić, aby tak dobry człowiek jak pan wylądował w Azkabanie?
— Nie czuję się jak ktoś o krystalicznie czystym sercu.
— Kto z nas nie ma czegoś za uszami? — zapytała Riza retorycznie. — Jesteśmy grzesznikami. Popełniamy błędy i różne występki. Niekiedy dla dobra innych, jak pan...
— Nie należy wybielać mojej przeszłości — zauważył Michael.
— To prawda — przytaknęła Riza. — Ale nie może się pan uważać za najgorszego diabła. Ten już odszedł, pokonany przez Harry'ego Pottera. A panu jeszcze raz dziękuję. Nie chciałabym osierocić moich dzieci...
— Muszą być szczęściarzami, mając za matkę taką kobietę, jak pani.
Riza roześmiała się nerwowo. Wtedy Michael jeszcze nie wiedział, jak ciemna jest przeszłość Rizy i jej rodziny.
— Często mi to powtarzają...
— I mają rację — zapewnił ją Michael. — Dziękuję pani za pomoc. Jak mogę się pani odwdzięczyć?
Riza przekrzywiła głowę, uśmiechając się lekko do niego. Jedna rozmowa nie mogła oddać tego, jak bardzo obydwoje byli sobie wdzięczni...
— Proszę dać zaprosić się na kawę — poprosiła, na co Michael odwzajemnił uśmiech. Takiej prośby raczej się nie spodziewał, ale skoro miał zaczynać nowe życie, to dlaczego by nie zacząć go od nowej znajomości?
— Zna pani jakąś dobrą kawiarnię?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top