Wysokie Komnaty Królów Minionych
Wysoko w chmurach, były komnaty zamieszkiwane przez dawnych Królów Westeros.
Przez ściany, które były przezroczyste widać było wnętrze ich ogromnego Podniebnego Zamku. Ogromne komnaty i niekończące się korytarze, po których skakała i tańczyła sama Śmierć, pieszczotliwie nazywaną przez niektórych Jenny.
W Podniebnym Zamku dobrze znał ją każdy z Królów i każdy z Królów zawsze z nią tańczył, jednak żaden nie mógł zapamiętać jak wygląda, choć i tak każdy z Królów wiedział, że Jenny jest bardzo piękna.
To ona ich tu sprowadziła i ciągle wychodziła po nowych Królów. Żaden z nich nigdy nie mógł jej się oprzeć. Od najgorętszych Królów Południa do najzimniejszych Królów Północy.
Zawsze przychodziła w odpowiednich momentach. Tym razem zeszła na ziemię jeszcze przed Zimą.
Królowi Siedmiu Królestw przypatrywała się już od kilku dni. Kiedy widziała go ostatnim razem był na wojnie. Pragnęła go wtedy zabrać, choć przyszła tylko po Króla, ale nim to zrobiła, sam do niej przyszedł inny, srebrnowłosy książę, więc cieszyła się i jego towarzystwem w Podniebnym Zamku.
Teraz jej ciemnowłosy Król był niepoważny i otyły, jednak podobało jej się jego pełne życia zachowanie i nierozważne, nieco niewłaściwe decyzje.
Kiedy chciał wziąć udział w turnieju przeraziła się, że będzie musiała go wtedy zabrać. Obawiała się, że jeżeli zabrałaby go, odebrałaby mu to nierozważne zachowanie, które tak zdążyła pokochać.
I kilka dni później w jej powinnościach wyręczył ją jakiś zwierz, chyba dzik. Albo nie był to zwierz.
Nie zmienia to faktu, że po przyjściu do niej stał się zimny, smutny i przygnębiony.
Straciła go.
Przemierzając dalsze Westeros natknęła się na piękne, kwitnące Reach.
Znalazła tam kolejnego Króla, który przyszedł do niej z błogim uśmiechem ulgi. Dał jej dojrzałą brzoskwinie.
Odwzajemniła uśmiech i wzięła owoc, chwyciła go za rękę, a następnie poprowadziła za sobą.
Znalazła kolejnego Króla.
We trójkę skierowali się na Północ, jednak zatrzymali się już tuż przed Przesmykiem, w połowie drogi.
Miało się odbyć wesele, więc nie mogli przepuścić tej okazji. Jenny od wieków nie widziała wesel.
Wesele było cudowne, cóż było biesiadowania i melodyjnego śpiewania, a Jenny ze swoimi nowymi Królami słyszała wycie wilkorów , które po wyjściu pary młodej zagłuszyły zamykanie drzwi.
Zdrajcy wyciągnęli broń i zaczęli rozlewać krew ludzi Północy.
Widziała jak Król z dwoma strzałami w ciele przysuwa się do swojej miłości, którą zabili chwilę temu, uśmiercając przy tym dziecko, które dziewczyna nosiła jeszcze w brzuchu.
Jego matka płakała i błagała zdradzieckiego lorda o litość. Ale lord nawet nie myślał o litości czy łasce.
Ale kiedy Król Zimy podniósł się, Jenny zobaczyła łzy w jego oczach. Spojrzał na matkę, która również przeniosła na niego swój zrozpaczony wzrok.
- Matko. - Jego głos był zachrypnięty i wewnętrznie zmęczony.
Podszedł do niego inny zdrajca i przytrzymał go od tyłu, by w razie czego Król nie mógł mu uciec ani uchylić się od ciosu.
Pchnął sztylet w jego serce, a kiedy wyjął ostrze z rany prysnęła krew.
Usłyszeli przeraźliwy krzyk matki, kiedy Król Północy padł martwy obok swojej żony.
Jenny wiedziała co zaraz się stanie. Nie czekając dłużej podeszła do leżącego Króla. Spojrzała na niego, kiedy on również zwrócił na nią swoje spojrzenie.
Uśmiechnęła się i podała mu dłoń.
Król Zimy popatrzył na nią zdezorientowany, ale przyjął pomocną dłoń.
Biedny, pomyślała Jenny, posiadła go miłość i to go straciło jak i cały jego ród i Północ.
We czwórkę wrócili do wysokich komnat Podniebnego Zamku.
I Jenny przedstawiła wszystkim pozostałym nowych przybyszów, przygnębionego Króla Siedmiu Królestw, uśmiechniętego Króla Reach i zimnego Króla Północy.
Niestety nowym Królom nie mogła przedstawić tych pozostałych. Jedni odeszli do niej już tak dawno temu, że imion ich też już zapomniała.
Ta historia powtarzała się wiele razy. Jenny wychodziła z Podniebnego Zamku i przyprowadzała nowych Królów. Tym razem jednak przyprowadziła wielu nowych.
Będąc w Westeros natknęła się na kolejne wesele i nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Mimo ostatniego, krwawego żniwa na weselu i tak chciała być na kolejnym.
Ślub brał Król. Młody i niedoświadczony, stwierdziła to od razu kiedy go zobaczyła, a jednak spodobał jej się od razu. Miał piękne oczy, jasne włosy i co najważniejsze dla Jenny - cieszył się życiem, po prostu był szczęśliwy, taki jakiego szukała, ale i jego uczta nie trwała długo.
Kiedy szczęśliwy, złotowłosy Król wzniósł toast ze wspólnego kielicha małżeńskiego, zakrztusił się, złapał za gardło i padł na ziemię. Jego matka podbiegła do niego i położyła głowę umierającego syna na kolanach, podczas kiedy z jego buzi wypływała piana, a na twarzy zrobił się fioletowy.
Jego równie złotowłosa matka płakała, obejmując go i błagając by ktoś mu pomógł. Ale nikt nie chciał się ruszyć.
W końcu Król przestał się miotać, a z jego nosa popłynęła stróżka krwi.
Tylko chwilę zaczekała na Króla o złotych włosach. Przyszedł do niej, ale tak jak się spodziewała - smutny i przygnębiony. Straciła kolejnego szczęśliwego Króla.
Jego matka krzyczała i oskarżała kogoś, ale ich to już nie obchodziło. Jenny wraz z młodocianym Królem odeszła w dalszą drogę.
Następnie znaleźli się na wyspach. Na moście, podczas wielkiej ulewy.
Mostem szedł, jak się domyśliła Król po którego przybyła, a na przeciwko niego wyszedł inny człowiek. To jak popchnął go na skały, do morza trwało chwilę.
Jenny zeszła na dół i wyciągnęła go z wody. Był niewzruszony, może lekko podirytowany. Nie spodziewała się go spotkać ponownie. Nie po jego buncie, po którym zgiął kolano, stracił synów, których wzięła do siebie i przestał być Królem.
Ale najwyraźniej znowu nim został. Znalazła go bardzo szybko i poprowadziła za sobą.
I Jenny wraz z dwójką Królów ponownie udała się na Północ, tym razem dochodząc pod stare, znajome Winterfell, ale nie było one takie jak kiedyś...
Nie było już siedzibą słynnych Królów Północy, po których kiedyś tak lubiła przychodzić.
Tym razem nie był to Król Północy, ani chociażby Król, który zamieszkiwał Północ. Przypatrywała mu się kilka dni.
Miał żonę i córkę, a czas spędzał z inną kobietą...
Czerwona Kobieta, której tak słuchał w końcu namówiła go, by spali swoją jedyną córkę. Jego żona zabiła się kilka dni później. Ale Jenny nie mogła ich zabrać, do Podniebnego Zamku, ponieważ mogła zabrać tylko Królów.
Tuż przed bitwą, którą Król miał rozegrać pod jej Winterfell, opuściła go Czerwona Kobieta i Król przegrał.
Przegrał przez miłość jaką obdarzył obcą kobietę. Zbyt bardzo jej zaufał i dał się posiąść miłości.
Wzięła go za rękę i tym razem skierowała na Południe. Chciała kolejnego Króla Północy, ale takiego już nie było, więc skierowała się do siedziby najważniejszych Królów.
Będąc w stolicy poznała nowego Króla Siedmiu Królestw.
Był jeszcze młodszy niż tamten. Malutkie i urocze dzieciątko, które ma już obowiązki i koronę. Zrobiło jej się jego żal i już chciała odejść w inne miejsce, ale coś powstrzymało ją. Miała nadzieję, że ten Król pozostanie szczęśliwy, jeśli go zabierze. W końcu był jeszcze młody i niezbyt wiele wiedział o życiu, ale w ostatnich latach poznał dziewczynę, którą pokochał całym sercem i to przyczyniło się do jego śmierci.
Jego okna z komnaty wychodziły na miasto i sept. Król wyglądał przez nie i przypatrywał się miejscu modlitewnemu, w którym aktualnie przebywała jego ukochana. Na głowie miał koronę, którą nosił każdy Król.
Kiedy sept wybuchnął zielonym ogniem jej malutki Król odszedł od okna. Odłożył koronę na stół i ponownie podszedł do okna. Niespodziewanie wszedł na jego ramę i jeszcze bardziej niespodziewanie wyskoczył z niego.
Jenny wiedziała, że wreszcie to nastąpi, w końcu po coś tu przyszła. Zeszła do niego, a jego ciało było poobijane i zniszczone, ale podała mu rękę i wstał.
Nie był jak kiedyś. Nie był taki jak żył. Nie widział sensu. Nikogo już nie kochał.
Straciła go.
Czując potrzebę, zawędrowała jeszcze bardziej na Południe.
Spotkała spokojnego Króla, który całymi dniami przesiadywał na fotelu i patrzył na dzieci bawiące się w ogrodach.
Był w podeszłym wieku oraz był chory. Miał zaczerwienione i spuchnięte stawy, Jenny widziała, jak wykrzywia się z bólu, przy każdym najdrobniejszym ruchu, czy dotyku, ale nie to było powodem jego śmierci.
Tego Króla znalazła przez zdradę, jaką dopuściła się na nim jego rodzina, przebijając jego serce włócznią, więc i jego zabrała ze sobą.
Wszyscy skierowali się do jej Podniebnego Zamku i historia po raz kolejny się powtórzyła.
Starym Królom przedstawiła tych nowych, ale tym nowym nie mogła przedstawić tych starych. Tamci odeszli do niej już tak dawno temu, że imion ich też zapomniała.
I dalej tak wszyscy razem tańczyli wysoko w komnatach królów minionych.
Jenny często miewała załamania i błąkała się po niekończących się korytarzach zrozpaczona, ale wtedy jej Królowie zabierali ją na zewnątrz.
Wszyscy wokoło krążyli po mokrych i starych kamieniach nad jej ulubionym jeziorem. Odpędzali jej wtedy smutek i ból.
Była szczęśliwa i nie chciała od nich odchodzić.
Była tu już od wieków i ani razu nie pomyślała żeby od nich odchodzić.
Nigdy nie chciała odejść.
W Podniebnym Zamku tańczyli przez całe dnie, od rana do nocy. Od zimy do lata, aż znowu nadeszła zima.
Przez ogromne okna, jeszcze większych komnaty zobaczyli Białego Kruka.
Nie minęła chwila, kiedy ich Podniebny Zamek został zasypany białym śniegiem.
Ale i to im nie przeszkadzało.
Tańczyli przez śnieg, który przetoczył się przez komnatę.
Jednak była to najmroźniejsza zima.
Podczas ich codziennego tańca mury nieśmiertelnego zamku zamarzły, a następnie rozpadły się na miliony kawałeczków.
Jenny wiedziała co stało się w Westeros. Mur runął jak jej Podniebny Zamek.
Ale ona nie chciała odejść.
Nigdy nie chciała odejść.
Rozejrzała się po swoich Królach, których duchy wylatywały w świat, przez ruiny murów zamku.
Tych, co straciła,
I tych, co znalazła,
I tych, których miłość posiadła...
https://youtu.be/IR_VD6Lftj8
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top