Rozdział 5

Pov: Izuku

Pierwsze lekcje nie były wcale najgorsze, lecz Mina z Kirishimą znowu mnie wykończyli. Padłem na łóżko i chciałem pójść spać, lecz musiałem najpierw się umyć. Była 20:49, ale byłem zmęczony jak nie wiem. Gdy już się umyłem, położyłem się do łóżka i zasnąłem.

Obudziłem się, lecz nie w swoim łóżku. Byłem w jakimś białym pomieszczeniu. Zauważyłem wchodzącego mężczyznę, którym był mój ojciec.

-Tu jesteś. To już twój koniec. Myślałeś że co? Że będziesz sobie spokojnie żył z przyjaciółmi? Otóż nie. Jesteś gównianą wpadką. Nie powinieneś żyć. I tak powinieneś dziękować, że jeszcze jakoś funkcjonujesz.

-C-co...? A-ale dlaczego? I gdzie j-ja jestem..?

-To twój koniec. Dostaniesz kulką w łeb. Giń gówniarzu i gnij w piekle.

Gwałtownie wstałem z łóżka. To był koszmar.. A co jeśli on naprawdę tak myśli? Jeśli tu wróci i tak właśnie zrobi?

Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Musiałem się ogarnąć, bo zaraz szkoła. Wstałem z łóżka, poszedłem szybko wykonać rutynę i zmyć ślady po łzach.
Potem wziąłem plecak i poszedłem na dół.

-Dzień dobry. Nie zjem śniadania muszę już iść, pa Akane.

-Do zobaczenia

Spokojnie wyszedłem z domu i zacząłem iść do szkoły. Miałem jeszcze czas, więc się nie śpieszyłem. Próbowałem nie myśleć o tym śnie, lecz bardzo się niepokoiłem. Może niedługo tu przyjedzie? Nie, tak nie będzie. Po to mnie tu przywiózł. Albo chciał po prostu się mnie pozbyć na jakiś czas żeby wymyślić jak.. Nie nie! Przestań Izuku!

Nim się obejrzałem byłem już pod budynkiem szkoły. Wszedłem do środka i poszedłem do sali. Było kilka osób, łącznie z Katsukim. Udawałem szczęśliwego i poszedłem do mojej ławki. Za mną był właśnie Bakugou. Nie chciałem, by coś podejrzewał więc nie odwracałem się w jego stronę.

-Oi Izuku

No i to by było na tyle

-T-Tak?

-Coś cię gnębi? Wyglądasz na przybitego.

-Ja? Nie skądże! Wszystko w porządku! Dziękuję za troskę.

On chyba i tak coś podejrzewał, ale módlmy się że nie.

Po 2 lekcjach

Wyszedłem z klasy i pokierowałem się w stronę dachu. Nie, nie będę skakał. Chce odpocząć. Usiadłem obok schodów i patrzyłem na widoki. Widać było dom Akane i wiele innych budynków. W ogóle to miasto było piękne. Lecz mnie gnębił ciągle ten sen. Okropnie się bałem. Usłyszałem czyjeś kroki na schodach. To był blondyn. Uśmiechnąłem się do niego.

-Izuku, co się dzieje.

-Ale co? Jest w porządku.

-Mnie nie oszukasz. Powiedz.

-...

Schowałem głowę w rękach i zacząłem cicho szlochać. Bakugou wziął moje ręce i popatrzył mi w oczy. Po tym pzysunął mnie do siebie i mocno przytulił.

-No już nie martw się Izuku. Jestem z tobą.

I to mnie najbardziej cieszy. Chyba tylko z jego obecnością mogę się czuć bezpiecznie. Przytuliłem się do jego klatki piersiowej, a on mnie objął rękami. Czułem miłe ciepło od jego ciała.

-To wyjaśnij mi teraz, o co chodzi

Opowiedziałem cały mój koszmar blondynowi, który dalej nie wypuścił mnie z uścisku.

-Będzie dobrze. Jak tu tylko przyjedzie, to dostanie ode mnie w mordę.

-Dziękuję Bakugou...

-W porządku, przyjaźnimy się przecież. Tak.. Tylko..

-Co?

-Nie nic.

Posłałem starszemu uśmiech i go mocniej przytuliłem, co on odwzajemnił. Tak.. To TYLKO przyjaźń..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top