Rozdział 30
Matias
Patrzyłem jak palce Benity sprawnie przesuwały się po klawiaturze jej wypasionego laptopa. Nawet na moment nie odrywała wzroku od ekranu, tylko ciągle coś mruczała pod nosem, jakby odliczała jakieś sekwencje, które tak naprawdę rozumiała tylko ona.
- Pół minuty. - mruknęła, więc przeniosłem wzrok na stojącą obok mnie Xarię.
Wyglądała na dość zrelaksowaną, jednak bawiące się zegarkiem zapiętym na nadgarstku palce, wyraźnie podkreślały jej nerwowość. Taka właśnie była Xaria Santana. Jej twarz nigdy nie wyrażała żadnych emocji, ale całe ciało było ich pełne. Nie pokazywała tego, co czuła, ale ktoś, kto ją znał, wiedział, co trzeba. A ja ją zdążyłem już trochę poznać.
- Boisz się? - pokazałem jej tablet, a ona wywróciła oczami z udawanym rozbawieniem.
- Skąd.
- Na pewno?
- Na pewno. Ale możesz wziąć mnie za rękę.
Nie musiała dwa razy powtarzać. Chwyciłem jej dłoń i mocno splotłem nasze palce, aby dodać jej tym otuchy. Nawet najgroźniejszy człowiek na świecie czasem potrzebował odrobinę bliskości i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
- Dziesięć sekund. - mruknęła Beni, a Xaria jeszcze mocniej ścisnęła moją dłoń.
Staliśmy właśnie w bezpiecznym miejscu, tuż obok hotelu, w którym odbywała się impreza z okazji awansowania Nicolasa. Zgodnie z ustaleniami Xarii, Benita próbowała przejąć cały system, aby trochę nastraszyć rodzinę Santana i zgromadzonych w budynku gości.
- Trzy, dwa, jeden...
W budynku rozbrzmiał alarm, a wszystkie światła zgasły w jednej chwili. Z satysfakcją patrzyłem jak drzwi zamknęły się z głośnym chrzęstem, blokując drogę ucieczki osobom znajdującym się w środku. Nikt się nie spodziewał ataku w takim momencie, więc żołnierze Nicolasa i Cesara nie byli wystarczająco przygotowani, a Xaria to skutecznie wykorzystała. Nawet z drugiej strony ulicy doskonale słyszeliśmy popłoch jaki wywołał atak hakerski Beni. Gdyby Xaria weszła do środka, byłaby łatwym celem, jednak mogła utrzeć bratu nosa, nawet nie pojawiając się w hotelu.
Wzięła z siedzenia słuchawkę z wbudowanym mikrofonem i założyła ją na ucho.
- Mamy obraz. - Benita popatrzyła na mnie, więc od razu nakierowałem obiektyw małej, dość starodawnej kamery, którą trzymałem, na twarz Xarii.
- Ojcze, bracie. - uśmiechnęła się chłodno i choć nie mogła zobaczyć min członków swojej rodziny, to na jej twarzy i tak wykwitł zimny uśmiech. - Nie zamierzam was zabijać, choć sami pomyślcie, bardzo łatwo mogłabym to teraz zrobić. Banda zamkniętych w pułapkę tchórzy. - zaśmiała się i nawet mnie przeszły po plecach ciarki ze strachu, choć jej złość wcale nie była skierowana na mnie. - Przyszłam tu dziś tylko po to, aby pokazać wam, że z kilkoma ludźmi jestem w stanie pokonać was wszystkich. Może nie zostałam bossem, bo nie miałeś wystarczających jaj, ojcze, ale ja na pewno się nie poddam i jeszcze wam pokażę, na co mnie stać. Hiszpański oddział od teraz ma dwóch bossów – wybranego przez mojego ojca Nicolasa Santana i samozwańczą Xarię, która zgotuje wam piekło na ziemi. Powodzenia, żałośni ludzie. Będziecie go potrzebować, gdy staniecie na mojej drodze. - pomachała do kamery, więc opuściłem ją w dół, a Benita zerwała połączenie.
Jak najszybciej wsiedliśmy do samochodu, świadomi, że jak tylko puści blokada założona przez Benitę, ludzie Nicolasa od razu ruszą za nami. Ikar odpalił samochód i wcisnął mocno gaz, przez co samochód odjechał z piskiem opon, a ja popatrzyłem na siedzącą obok mnie Xarię, która o dziwo uśmiechała się od ucha do ucha.
- Jak wypadłam?
- ZJAWISKOWO! - napisałem, a ona uśmiechnęła się szeroko i objęła mnie za szyję.
- To teraz musimy się zabrać za budowanie naszego imperium.
- Cały czas będę przy tobie. - czułym gestem pogładziłem jej gładki policzek.
Odsunęła się ode mnie i pokazała dość nieudolnie na migi: „Jesteś piękny". Zaśmiałem się bezdźwięcznie i odwzajemniłem gest, choć szczerze mówiąc, miałem ochotę pokazać jej coś zupełnie innego. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zakocham się w kobiecie takiej jak Xaria. Różniło nas dosłownie wszystko. Nie pasowaliśmy do siebie pod żadnym względem. Ja byłem cichy i spokojny, a ona głośna i szalona. Ja lubiłem spędzać czas w domu, a ona uwielbiała adrenalinę. Ja chciałem się ustatkować, a ona bawić.
Łączyło nas tylko jedno.
Ja kochałem ją, a ona na pewno kochała mnie, bo inaczej nie patrzyłaby na mnie w ten sposób. W jej oczach widziałem cholerną miłością i tylko musiałem poczekać, aż to samo powiedzą mi jej usta.
Ja już ją kochałem całym sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top