Rozdział 27

Xaria

Nie miałam zamiaru mieszać w swoje problemy z Nicolasem moich ludzi, więc wyszłam z domu bez słowa i wsiadłam do swojego auta. Branie ze sobą obstawy nie należało do mądrych posunięć, bo wtedy mój brat mógłby poczuć się zagrożony i zrobiłby coś Matiasowi, a do tego nie mogłam dopuścić. Nie mogłam go stracić i choćby na mojej drodze miał stanąć sam diabeł, obiecałam sobie, że ocalę bruneta i wyjaśnię sobie z nim wszystkie nieporozumienia. Ikar miał rację. Powinnam na spokojnie omówić z Szarookim, co dalej, a nie wściekać się na niego, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że gdybym była na jego miejscu, zachowałabym się jeszcze gorzej.

Gnałam przez miasto jak najszybciej się dało, byle tylko znaleźć się w domu mojego brata i mu wygarnąć, a później uwolnić Matiasa, zabrać go do domu i pieprzyć się z nim tym razem w moim łóżku. Dopuszczałam do siebie tylko taką kolejność. Najpierw praca, a później przyjemności.

Brama do posiadłości była otwarta, więc wjechałam na ogromną posesję i z piskiem opon zatrzymałam samochód na szarej kostce, pozostawiając oponami dwa, długie, czarne ślady, których nie domyją nawet najlepszym środkiem. Wyjęłam spod siedzenia pasażera swój pistolet, po czym wysiadłam i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Na mojej drodze stanęło dwóch ochroniarzy, którzy zapewne chcieli mnie przeszukać, ale zanim którykolwiek z nich zareagował, wyciągnęłam przed siebie broń i dwa razy pociągnęłam za spust, a ich postawne cielska zwaliły się na kostkę, brudząc ją sporą ilością krwi.

Krew.

Tego właśnie teraz potrzebowałam.

Miałam ochotę zabić Nicolasa za to, że w ogóle położył swoje brudne łapska na Matiasie. Mógł zrobić wszystko. Spalić moje magazyny, zepsuć moje relacje z ojcem, zniszczyć mnie w oczach Isaaca, ale porwania Szarookiego nie mogłam mu darować. Będzie błagał o litość, gdy w końcu go dopadnę.

Skierowałam się prosto do salonu, nie mając czasu nawet się rozejrzeć po domu, w którym tak naprawdę byłam tylko jeden raz i już sporo zdążyło się w nim pozmieniać. Nicolas zawsze lubił zmiany.

Mój wzrok od razu padł na krzesełko ustawione na środku pomieszczenia i w pierwszej kolejności upewniłam się, że Matiasowi nic nie było. Co prawda z jego nosa nadal sączyła się krew, brudząc szyję i szarą koszulkę, ale poza tym, wyglądał dobrze. Najważniejsze jednak dla mnie było, że żył, więc mogłam w spokoju zająć się moim bratem.

- Nie uciekłeś? To do ciebie niepodobne. - posłałam mu zirytowane spojrzenie.

Jak zwykle siedział rozciągnięty na kanapie, z jedną stopą założoną na kolano. Chciał wyglądać na nonszalanckiego i obojętnego, ale doskonale wiedziałam, że się obawiał tego, co mogło mi wpaść do głowy, a jego ludzie tylko czekali na znak, aby go bronić. Nie mogłam zabić go w jego własnym domu, więc musiałam chwilę poczekać na moją zemstę, ale to wcale mi nie przeszkadzało, bo dzięki temu mogłam lepiej wszystko zaplanować i sprawić, że mój brat będzie płakał u moich stóp jak małe dziecko.

- Nie mam tego w zwyczaju. Ale nie spodziewałem się, że ty będziesz mieć wystarczająco dużo odwagi, aby tu przyjechać bez żadnej obstawy.

- Widocznie ani trochę mnie nie znasz.

- Ciągle mnie zaskakujesz, ale nie wiem czy bardziej jestem pod wrażeniem, czy może jednak bardziej mi cię szkoda. Podstawiłaś mi się na złotym talerzu i to dla takiego faceta? - zaśmiał się, a ja uniosłam pistolet i wycelowałam prosto w niego.

Tak jak myślałam, dwóch ludzi stojących za kanapą automatycznie wyjęło swoje pistolety, celując nimi we mnie, ale nawet nie drgnęłam. Matias za to zaczął się szarpać na krzesełku, próbując mi coś przekazać i wiele mnie kosztowało, żeby nawet na niego nie zerknąć, bo byłam pewna, że pęknę i zamiast policzyć się z moim bratem, to zabiorę go jak najszybciej się da do domu.

- Może mnie zabiją, ale przynajmniej sprawię, że twój mózg rozbryźnie się na tej taniej skórze.

- To skóra najlepszej klasy. - prychnął. - Ale nie ściągnąłem cię tutaj, aby rozlewać krew. Wydaje mi się, że to najodpowiedniejszy moment, aby zakończyć tę naszą grę i wyjaśnić ci kilka spraw.

- Tu nie ma czego wyjaśniać. Wywołałeś wojnę domową i to, co zrobiłeś jest ciosem poniżej pasa, a ja tak tego nie zostawię. Zostanę cholernym bossem, a wtedy się ciebie z ogromną przyjemnością pozbędę. Może nawet to nagram, aby wszyscy moi wrogowie zobaczyli, co dzieje się z takimi zdrajcami. Wybaczyłabym ci wiele, ale każda kropla krwi, która wypływa z Matiasa, skraca twoje marne życie. - powiedziałam to najgroźniejszym tonem na jaki było mnie stać, jednak na twarzy mojego brata wykwitł szeroki uśmiech, który miałam ochotę zetrzeć. Najlepiej swoim butem.

Coraz bardziej mi się to wszystko nie podobało. Nicolas nie zdecydowałby się na otwartą wojnę ze mną, gdyby nie miał czegoś w zanadrzu. Był tchórzliwym gnojem, który zdecydowanie nie zasługiwał na zostanie bossem. Jego uśmiech, nonszalancja, nagła odwaga, to wszystko sprawiało, że moje całe ciało ogarnęły coraz gorsze przeczucia.

- Wydaje mi się, że odrobinę cię zmartwię, ale to wszystko nie jest tak kolorowe jak ci się wydaje.

- Wyduś to w końcu z siebie, bo widzę, że aż cię skręca. - opuściłam broń, uważnie przyglądając się siedzącemu przede mną mężczyźnie.

- Ojciec już dawno dokonał wyboru.

Powiedział spokojnym tonem, a cała krew odpłynęła z mojej twarzy. Wszystko zaczęło się rozjaśniać w mojej głowie, ale nie chciałam znać całej tej prawdy. Miałam ochotę zakryć uszy dłońmi i krzyczeć „lalalalalalalala", aż Nicolas odpuści i odejdzie.

- To całe przedstawienie było tylko po to, żeby przymknąć cię na trochę i nie wywołać za wcześnie wojny z Amerykanami. Bossem zostanę ja, droga siostro i wiadomo o tym od wielu lat. Pewnie nawet od dnia moich narodzin. Te całe twoje szkolenia, obiecywanie, tortury, to wszystko było grą. Bajka opowiedziana głupiej kobiecie, która myślała, że może dorównać jakiemukolwiek mężczyźnie. - zaśmiał się zimno, jednak w tym momencie nie czułam już dosłownie nic.

Wszystkie emocje uleciały z mojego ciała jak bańka mydlana. Chciałam, żeby to było kłamstwo, jednak zadowolona mina mojego brata mówiła mi, że każde, żałosne słowo, które wydobywało się z jego ust, było szczere. Naprawdę dałam się wyrolować mojemu ojcu jak małe dziecko.

- Żadna kobieta nigdy nie zostanie bossem. Zapamiętaj to sobie.

Nie wiem ile tak stałam i gapiłam się na niego, ale chyba po prostu potrzebowałam chwili, aby zebrać myśli i zadecydować jak to dalej odegrać. Powinnam się wściec, roznieść jego dom na małe kawałeczki, powybijać wszystkich jego ludzi, a później ruszyć na mojego ojca i wygarnąć mu, że jest zwykłym śmieciem. Że kobiety są tak samo silne jak mężczyźni i jeszcze mu to udowodnię. Niestety, upragniona złość nie nadchodziła. Zamiast niej czułam tylko dziwne odrętwienie.

Do tej pory naprawdę wierzyłam, że mogę zostać bossem, a mężczyźni przyznają, że się do tego nadaję. Wszyscy zaczną mnie szanować i liczyć się z moim zdaniem, ale wyszło na to, że głupia Xaria znów dała się omamić.

- Będziesz płakać? - zaśmiał się Nicolas. - A może chcesz, żebym cię przytulił? Nie! Wiem już! Mam rozwiązać twojego chłoptasia i to on cię przytuli, co? Właśnie dlatego kobiety są takie słabe, droga siostro. Kierujecie się emocjami, a nie logiką. W mafii nie ma miejsca na emocje i uczucia, bo one są słabością. Szanujący się szef nigdy nie wszedłby do domu wroga bez obstawy, aby ratować jakąś miłostkę.

- Mylisz się. - odezwałam się w końcu, jednak nawet ja nie rozpoznawałam swojego głosu.

Powoli podeszłam do mojego brata, kompletnie ignorując jego ludzi, którzy drgnęli, gotowi bronić swojego pana.

- Uczucia nie są słabością. Uczucia są siłą napędową i to one sprawią, że będę z uśmiechem na ustach patrzeć jak obydwaj płoniecie. Ty i nasz kochany tatuś. Spalę was obydwóch i razem z Matiasem, Ikarem i całą resztą, będę to podziwiać. Nie potrzebuję pozycji bossa, żeby was zniszczyć, a hiszpańska mafia będzie pod moją kontrolą czy to się Cesarowi podoba czy nie.

- Piękne masz marzenia, ale szkoda, że tak mało realne. Wszystko już i tak jest postanowione. W następnym miesiącu dostaniesz pewnie zaproszenie na moją uroczystość przejęcia władzy. Mam nadzieję, że wpadniesz. - ruchem głowy wskazał swoim ludziom Matiasa, więc jeden z goryli podszedł do niego i zaczął rozwiązywać liny znajdujące się na jego nadgarstkach i kostkach.

- Och, nie mogłabym tego przegapić. Załatw porządną ochronę i lepiej do tego czasu śpij z otwartymi oczami, bo po ciebie przyjdę.

Miałam wrażenie, że rzucę się na niego i zacznę dusić, ale wtedy Matias podszedł do mnie i chwycił mój nadgarstek. Po tym wszystkim, czego był świadkiem, nie miałam nawet odwagi, aby na niego spojrzeć, więc cały czas wlepiałam wzrok w zadowoloną twarz mojego brata i wyobrażałam sobie sposoby w jakie się go pozbędę.

- Przegrałaś, siostrzyczko. Pogódź się z tym.

- Jestem Xaria Santana. Ja nie przegrywam. - chwyciłam dłoń Matiasa i splotłam nasze palce, nawet nie próbując tego ukryć przed moim bratem.

Odwróciłam się na pięcie, ciągnąc za sobą Szarookiego do wyjścia. Wiedziałam, że żaden z tych tchórzy do nas nie strzeli. Czuli się wygrani, a ja nie miałam zamiaru wyprowadzać ich teraz z błędu, choć pistolet w mojej dłoni mocno patrzył mi skórę, gotowy do wystrzału w każdej chwili. Nie marzyłam o niczym innym, tylko o zobaczeniu martwych, nieruchomych oczu Nicolasa, ale musiałam jeszcze na to poczekać. Bez dobrego planu i tak nic bym nie zyskała.

Podeszłam do swojego samochodu i dopiero wtedy puściłam dłoń bruneta. Chciałam zająć bez słowa miejsce kierowcy, ale on znów chwycił mój nadgarstek i odwrócił mnie w swoją stronę.

- Nie mam teraz na to nastroju. Wsiadaj do auta, Matiasie. - szarpnęłam rękę, chcąc się wydostać i chociaż spróbować zebrać myśli w logiczną całość, ale znów mi na to nie pozwolił. - No co? Może wolisz tu zostać i razem z moim bratem pośmiać się z tego jaka jestem naiwna? Głupia Xaria myślała, że może być kimś w świecie żałosnych samców alfa! Boki zrywać!

Chciałam coś rozerwać, ale jak na złość nic godnego uwagi nie znajdowało się w zasięgu moich rąk. Wszystko działało dziś przeciwko mnie i pozostało mi już chyba tylko płakać nad swoim losem, choć to nie mogło się wydarzyć.

Matias pochylił się lekko w moją stronę i wyją z kieszeni moich spodni komórkę. Odblokował ją, przesunął kilka razy po ekranie, po czym przekręcił urządzenie tak, abym mogła zobaczyć, co napisał w notatniku.

- Obiecuję, że będę stać u twojego boku, gdy oni będą płonąć.

Niczego więcej nie potrzebowałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top