Rozdział 23

Matias

Trzymając Xarię w ramionach, miałem wrażenie, że odnalazłem swoje miejsce na tym cholernym świecie. Nie chciałem myśleć o niczym innym, tylko o tym, że przez kilka następnych minut, mogłe po prostu ją dotykać jakby była moja. Gładziłem delikatnie jej nagie ramię i uśmiechnąłem się mimowolnie, gdy z jej gardła wydobył się zadowolony pomruk, jakby mój dotyk naprawdę sprawiał jej przyjemność. Przeciągnęła się, wtulając twarz w zagłębienie na moim ramieniu. Siedzenie samochodu było dość ciasne, bo jednak znajdowaliśmy się w sportowym aucie, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało, bo dzięki temu znajdowała się jeszcze bliżej mnie.

Odchyliła się na moment, wzięła ze schowka swoją komórkę i wysłała do kogoś krótką wiadomość, po czym wróciła do dotychczasowej pozycji.

- Jak mnie będziesz tak smyrał, to zaraz tu zasnę. - ziewnęła w uroczy sposób i lekko odchyliła głowę, aby popatrzeć na moją twarz.

Wydawała mi się być w tym momencie niesamowicie rozluźniona, a z jej pięknych, czarnych oczu praktycznie zniknęła ta nieufność, która dotychczas jej nie opuszczała. Czy to możliwe, że mi zaufała? Sama ta myśl sprawiła, że zrobiło mi się gorąco, bo doskonale wiedziałem, co zrobiłem i jak to wpłynie na naszą przyszłość. Wiedziałem, że Xaria nigdy nie będzie chciała próbować ze mną czegoś więcej, ale jakaś maleńka cząstka mnie naprawdę chciała wierzyć, że mogłem być dla niej wystarczająco dobry i to, co się wydarzyło, nie zepsuje wszystkiego, co udało się nam zbudować. Byłem chyba naiwny.

Xaria nie wybaczała zdrady.

Wziąłem z siedzenia swój tablet i go odblokowałem.

- Jeżeli zaśniesz, to wcale nie będę marudził, bo przynajmniej będę mógł cię dłużej przytulać.

- Mmm, uważaj, bo się zakochasz. - wywróciła z rozbawieniem oczami, więc ja też się lekko uśmiechnąłem.

Obawiałem się, że mogło być już za późno na takie ostrzeżenia, ale nie odważyłem się tego napisać, aby jej czasem nie spłoszyć. Jeżeli chodziło o uczucia, Xaria była mniej doświadczona ode mnie. Miałem wrażenie, że nigdy nikt jej nie okazywał miłości, więc nie do końca ją rozumiała. Ja także nie zaznałem w swoim życiu wielu pozytywnych uczuć, ale akurat tego pragnąłem od zawsze. Mieć przy sobie osobę, która kocha cię za to jaki jesteś, bez względu na twoje wady, to największe szczęście na świecie.

- Zdziwisz się, gdy to ty zakochasz się we mnie.

- Ja się nie zakochuję. - przekręciła się lekko, aby było mi wygodniej pisać. - Miłość to słabość, a ja nie mam zamiaru mieć żadnej słabości.

- Miłość nie jest słabością.

- Jesteś typem romantyka, więc nie dopuszczasz do siebie myśli, że w moim świecie tak to właśnie wygląda. Gdybym się w kimś zakochała, to jak myślisz, kto byłby pierwszym celem moich wrogów? Tak. Mój wybranek. Złapaliby go, poćwiartowali na małe kawałeczki, a później wysłali mi nagrania, aby mnie złamać. Zatem tak. Miłość to jebana słabość.

Przyglądałem jej się przez chwilę, ale wyraz jej twarzy jak zwykle był nieodgadniony. Opuszczała maskę tylko podczas seksu, gdy kontrolę nad jej ciałem przejmowała rozkosz.

- Moim zdaniem miłość to siła. W twoim świecie może się wydarzyć coś podobnego, ale gdy wracasz z pracy, po ciężkim dniu pełnym stresu, nie chciałabyś, żeby ktoś cię przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze? Że jesteś piękna, mądra, najcudowniejsza na całym świecie? Nie chciałabyś mieć przy sobie osoby, która wspierałaby cię we wszystkim, co robisz? Która oddałaby za ciebie życie, jeżeli zaszłaby taka potrzeba?

- Mam taką osobę. To Ikar.

- Kochasz go? - popatrzyłem na nią, a ona cicho prychnęła.

- Skąd. Wydaje mi się, że nie ma osoby, którą bym teraz kochała. To luksus, na który nie mogę sobie pozwolić. Nie mam na to czasu, Matias. Rozumiem, że ty pragniesz czegoś takiego, ale jeżeli chcesz ode mnie miłości, to odpuść. Ja ci jej nie dam. Przyjemność, zabawę, adrenalinę... Tak. Ale nie miłość.

- Rozumiem. Nie chcę miłości. - napisałem, choć miało to tyle wspólnego z prawdą, co przemowa kandydata na prezydenta przed wyborami.

Wydawało mi się, że się delikatnie rozluźniła i ułożyła bliżej mnie, więc wróciłem do wędrówki palcami po jej delikatnej, miękkiej skórze. Moje palce co chwila natrafiały na dziwne zgrubienia i musiałem się lekko odchylić, aby zobaczyć mnóstwo maleńkich blizn, pokrywających całe jej plecy. Chyba wyczuła, że się im przyglądam, bo jej ciało znów się napięło.

- Pejcz z haczykami. - powiedziała cicho, a ja zmarszczyłem brwi, nie bardzo rozumiejąc, o czym mówiła. - Te blizny. To były ulubione tortury mojego ojca. Pejczem z haczykami przyzwyczajał mnie do bólu. Dostawałam w ten sposób raz w tygodniu, na gołe plecy. Gdy to robił, naprawdę go nienawidziłam, ale coś to chyba dało, bo teraz mogę naprawdę dużo znieść. - uniosła koszulkę, aby pokazać mi bliznę, ciągnącą się wzdłuż jej boku. - Dwa lata temu porwali mnie Rosjanie. Przetrzymywali mnie przez tydzień i byli naprawdę zdziwieni, że przeżyłam wszystkie tortury, które mi zafundowali. Tutaj próbowali sprawdzić „czy w środku jestem tak samo ładna jak na zewnątrz".

Moje serce zaczęło bić szybciej na samą myśl o tym, co musiała w swoim życiu przejść. Jak wiele razy cierpiała? Jak wiele osób ją skrzywdziło? Jak wiele będzie musiała jeszcze wytrzymać? Nie chciałem wyobrażać sobie tych wszystkich okropności, więc mocniej przyciągnąłem ją do siebie, wtulając twarz w jej czarne, pachnąc jabłkowym szamponem włosy. Zaciągnąłem się odurzającym zapachem, chcąc choć na chwilę zapomnieć o jej cierpieniu, które z jakiegoś powodu dotykało także mnie. Marudziłem, że raz na jakiś czas dostawałem od mojego opiekuna, ale ona w życiu musiała przeżyć znacznie gorsze rzeczy, a ja w żaden sposób nie mogłem jej od tego uwolnić. Gdybym miał więcej odwagi, znalazłbym Martineza i go zabił, aby zemścić się za całe cierpienie, które sprowadził na moje życie. Byłem pewien, że Xaria także pragnęła zemsty na tych Rosjanach, a może nawet już się ich wszystkich pozbyła.

- To się stało jedenaście lat temu. - napisałem na ekranie tabletu, a ona uniosła lekko głowę, chcąc dokładnie widzieć, co chciałem jej przekazać. - Padał potworny deszcz, a ja za karę musiałem biegać po stadionie. Martinez kazał zrobić mi trzydzieści dwa okrążenia, choć nie należałem do sportowców. Ledwo przebiegałem trzy kółka, ale nie mogłem przerwać, bo wiedziałem, że mnie za to ukarze. Biegałem więc, ledwo poruszając nogami. - pisałem i co chwila ścierałem najstarsze słowa, bo całość nie mieściła się na ekranie. - Nawet nie wiem, na którym kółku padłem z wycieńczenia, ale Martineza to nie obchodziło. Zaciągnął mnie do piwnicy i sprał tak, że nie miałem siły się poruszyć. Płakałem i krzyczałem, ale nikt mi nie przyszedł z pomocą. Każdy zakrywał uszy i udawał, że nic się nie dzieje, bo wtedy Martinez był kimś. Był najważniejszą osobą w bidulu. Nikt nie miał prawa się przeciwstawiać jego metodom wychowawczym, a ja ciągle robiłem coś źle, nie tak jak on chciał.

Popatrzyłem na dłoń kobiety, która mocno zacisnęła się na moim lewym nadgarstku, unieruchomiając moją rękę przed pisaniem kolejnych słów. Nie miałem odwagi na nią spojrzeć. Nie teraz, gdy pierwszy raz od tamtej nieszczęsnej nocy, postanowiłem powiedzieć jak to dokładnie wyglądało.

- Nie musisz... - zaczęła, ale ja tylko pokręciłem głową i pisałem dalej.

- Nie wiem ile czasu leżałem nieprzytomny, ale gdy się obudziłem, wiedziałem, że muszę uciekać, bo następnym razem mnie zabije. Wyszedłem z budynku cały zakrwawiony i obolały. Ledwo mogłem się poruszać, ale jakoś udało mi się dotrzeć do drogi. W wolnych chwilach pomagałem w miejscowym warsztacie samochodowym, więc miałem trochę pojęcia o autach. Wpadłem na pomysł, aby jedno ukraść z parkingu. Znalazłem takie, w którym nie było alarmu i wybiłem szybę, a później jakoś go odpaliłem. Nie potrafiłem jeździć, ale chęć ucieczki była silniejsza. Wyjechałem na drogę. Nie miałem doświadczenia za kółkiem, a pogoda wcale mi nie pomagała. W którymś momencie zjechałem na przeciwległy pas, gdzie akurat jechał samochód ciężarowy. Powinienem tam zginąć. Nie mam pojęcia jak mi się udało wyjść z tego cało. Uderzenie wyrzuciło mnie z samochodu, a kawał rozbitej szyby wbił mi się w szyję. Nie mogłem oddychać, wszędzie czułem zapach i smak krwi i ze strachu nie mogłem się ruszać. Kierowcy tira nic się na szczęście nie stało. Wezwał pomoc i w ostatniej chwili udało im się mnie uratować. Mnie, ale nie mój głos. Zapłaciłem nim za swoją lekkomyślność i teraz myślę, że chyba nie było warto.

Xaria powoli oderwała wzrok od ekranu tabletu i ku mojemu zdziwieniu, uniosła się lekko i złożyła na mojej szyi, tuż przy grubej bliźnie, czuły pocałunek. Spiąłem się przez jej gest, ale nie powstrzymałem jej, gdy zrobiła to znów i znów.

- Co było później?

- Leżałem w szpitalu kilka tygodni. Moje obrażenia były dość poważne. Gdy wróciłem do bidula, nie byłem już tym samym chłopakiem. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwadło, koledzy się odsunęli, a Martinez zaczął się nade mną pastwić jeszcze bardziej, ale mnie przestało to obchodzić. Straciłem chęci do walki czy do ucieczki. Cierpliwie znosiłem to przez trzy lata, bo wiedziałem, że w końcu nadejdzie dzień, gdy się od niego uwolnię. Zepsuł mnie. Właściwie to sam się zepsułem, przez swoją głupotę.

- Nie jesteś zepsuty, Szarooki. - popatrzyła prosto w moje oczy. - Jesteś doskonały.

Jej słowa sprawiły, że moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. Przez moment nawet obawiałem się, że to usłyszy i mnie wyśmieje, ale ona zamiast tego pogładziła delikatnie mój policzek, jakby bała się, że mocniejszy dotyk sprawi, że się rozpadnę na małe kawałeczki.

Cholera. Była idealna.

Miałem ochotę przyciągnąć ją mocno do siebie i pocałować tak namiętnie jak tylko byłem w stanie. Chciałem, żeby było moja. Żebym ja był jej, ale wiedziałem, że taki scenariusz był niemożliwy. Jeżeli miała być obecna w moim życiu, to bez mrugnięcia okiem musiałem postępować według jej zasad i przyjmować to, co była skłonna mi dać. Nawet jeżeli mogłem dostać tylko seks, to i tak było wiele. Wziąłbym nawet najmniejsze ochłapy, byleby tylko móc mieć ją w ramionach choć przez chwilę.

- Mówisz mi takie rzeczy i myślisz, że się nie zakocham? - zaśmiałem się bezdźwięcznie.

- Jeżeli się we mnie zakochasz, to znaczy, że jesteś idiotą bez instynktu samozachowawczego.

Jej komórka wydała z siebie cichy brzdęk, więc podniosła urządzenie, odczytała wiadomość i uśmiechnęła się do ekranu.

- Musimy wracać. Obowiązki wzywają.

Miałem ochotę jęknąć z niezadowolenia, ale mimo wszystko usiadłem obok niej i zacząłem się ubierać. Nie uszło mojej uwadze, że jej wzrok zsunął się w dół mojego brzucha, jakby chciała jeszcze raz zobaczyć mojego penisa, zanim schowałem go w swoich bokserkach. Zagryzłem dolną wargę, żeby się nie uśmiechnąć, bo naprawdę podobało mi się, że podniecałem ją tak samo, jak ona mnie.

Xaria usiadła za kierownicą, a ja zająłem miejsce pasażera i już po chwili jechaliśmy uliczkami naszego miasta, w kierunku posiadłości należącej do mojej towarzyszki.


Xaria

Zerknęłam na siedzącego obok mnie Matiasa i z trudem powstrzymałam cisnący się na moje usta uśmiech. Nawet sama nie wiedziałam z czego dokładnie się cieszyłam, ale gdzieś głęboko w klatce piersiowej czułam dziwne ciepło, rozpływające się powoli po całym ciele, jakbym napiła się najlepszego whisky w całym moim życiu. Co się ze mną do jasnej cholery działo? Obecność Matiasa wpływała na mnie w sposób, którego nie potrafiłam zrozumieć, ale wcale nie chciałam tego odrzucać. Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się po prostu... Spokojna. Moje mięśnie były rozluźnione, umysł czysty, a serce biło powolnym, monotonnym rytmem.

- Gdzie się nauczyłeś języka migowego? - zapytałam, chcąc przerwać ciszę panującą w samochodzie.

- Po moim wypadku ciężko mi było komunikować się z dzieciakami i opiekunami, więc jedna z nauczycielek zaproponowała, żebyśmy wszyscy uczyli się w wolnym czasie. Pomysł szybko umarł, ale ja nauczyłem się komunikować ze światem w ten sposób.

- A Elias? Podczas wizyty w Nowym Jorku rozmawialiście w ten sposób.

- Jego córka nie mówi.

Chwilę mi zajęło przetrawienie tej informacji, bo szczerze mówiąc, słyszałam pierwszy raz, żeby doradca Harrisa miał dziecko. Przeglądałam mnóstwo dokumentów o nim, ale w żadnym nie było słowa o córce, więc nieźle musiał ją ukrywać. Dlaczego więc powiedział o niej Matiasowi? Niepewność ścisnęła mi żołądek, ale nie chciałam w tym momencie zastanawiać się nad relacją łączącą Szarookiego z doradcą bossa amerykańskiego oddziału.

Wjechałam główną bramą na podjazd i zaparkowałam samochód tuż przed drzwiami do garażu, bo moi mechanicy jak zwykle porozrzucali narzędzia na chodniku, przez co nie mogłam wjechać do środka, bez najeżdżania na jakieś klucze czy skrzynki.

- Dobrze się dziś bawiłem. - Matias znów uniósł tablet, abym mogła przeczytać to, co chciał mi przekazać.

- Nie powiem ci tego samego, żebyś nie stał się zbyt próżny.

- Przeleciałem cię na masce samochodu. Stanę się próżny czy tego chcesz czy nie.

Odczytałam napisane przez niego słowa i nic nie mogłam poradzić na to, że parsknęłam śmiechem. Był naprawdę niemożliwy. Czasami potrafił mnie rozbawić nawet najgłupszym tekstem i nawet się przy tym nie wysilał. Był nieśmiały, ale jednocześnie potrafił czasami pokazać pazurki. Pełen sprzeczności, doskonały Matias. On także się uśmiechnął i jak gdyby nigdy nic wysiadł z samochodu, dumnie się przy tym prężąc, jakby podczas naszej wizyty nad jeziorem zdobył Mount Everest, więc ja podążyłam za nim.

- Jak jest w języku migowym „zabiję cię, jeżeli komuś powiesz"?

Chłopak odwrócił się w moim kierunku i pokazał mi jakieś ruchy dłońmi i palcami, które próbowałam powtórzyć, ale chyba słabo mi to wyszło, bo znów zaśmiał się w uroczy sposób i pokiwał z politowaniem głową. Spróbowałam jeszcze raz, ale znów mi nie wyszło, więc zamiast zdania, które chciałam mu przekazać, po prostu pokazałam środkowy palec.

Z wyraźnym rozbawieniem ruszył w stronę wejścia do domu, mijają na schodach Benitę i Safari, którzy z zaciekawieniem się nam przyglądali. Miałam nadzieję, że Benita nic nie wygadała mojemu informatorowi, bo nie zamierzałam się mu tłumaczyć.

Moja hakerka podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Czy to znaczy, że nasz jeniec nie jest już prawiczkiem? - wyszczerzyła się jeszcze szerzej, przez co mimowolnie wywróciłam oczami.

- Zamknij się, Ben. Do niczego nie doszło. - skłamałam.

- Jasne. Jakby do niczego nie doszło to nie mówiłby ci takich rzeczy.

Zatrzymałam się w pół kroku, nie bardzo wiedząc, co miała na myśli. Odwróciłam się w stronę dziewczyny, a ona zrobiła minę niewiniątka jak zawsze, gdy wiedziała coś, czego nie powinna wiedzieć. Jeżeli na tym świecie istniała osoba, którą mogłabym nazwać przyjaciółką, to była nią właśnie Benita, choć istniało wiele rzeczy, o których nigdy jej nie opowiadałam, bo nie należałam do kobiet dzielących się swoimi sekretami, podjadając przy tym lody prosto z pudełka i oglądając ulubiony serial. Nasza przyjaźń była raczej... Niema. Nie rozmawiałyśmy, tylko przy sobie byłyśmy, gdy zaszła taka potrzeba.

- Co masz na myśli?

- Jak to co? Przecież ci zamigał, że jesteś piękna.

- Co?

- No przed chwilą. Uczył cię powiedzieć: „Jesteś piękna".

Po moim ciele rozeszło się znów te cholernie przyjemne ciepło, od którego moje nogi zrobiły się dziwnie miękkie.

Uważał, że jestem piękna?

Wiedziałam, że uważał mnie za atrakcyjną, jeżeli chodziło o samą cielesność, bo w końcu mnie pożądał odkąd tylko się poznaliśmy, ale bycie „seksowną", a bycie „piękną", to dwie zupełnie inne rzeczy, które mężczyźni zdecydowanie zbyt często mylili.

- Skąd możesz to wiedzieć? Znasz język migowy?

- Jak jeszcze studiowałam, to był darmowy kurs, więc postanowiłam skorzystać. To przeleciałaś go czy nie?

Odwróciłam się na pięcie, nie wiedząc nawet, co odpowiedzieć Benicie, a ona tylko się zaśmiała, zapewne znając odpowiedź. Weszłam do domu chwilę po Matiasie, ale on już zdążył zniknąć za drzwiami swojego pokoju. Z jakiegoś dziwnego powodu miałam ochotę pobiec za nim i powtórzyć to, co robiliśmy jeszcze jakieś dwie godziny temu, ale musiałam się powstrzymać. Miałam ważniejsze zadania na głowie, niż zajmowanie się moim seksownym jeńcem i jego wielkim kutasem.

Ruszyłam w stronę schodów prowadzących do piwnicy, akurat w momencie, gdy z pomieszczenia wyszedł Ikar. Przyjrzał mi się nieufnie, zastanawiając się zapewne gdzie byłam z Szarookim, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Wiedział chyba, że to po prostu nie jego sprawa i w temacie moich relacji z mężczyznami nie miał nic do gadania. Był tylko i wyłącznie moim doradcą, jeżeli chodziło o sprawy oddziału.

- Masz?

- Mam, ale nie rozumiem po co miałem to robić. Nawet nie jest powiązany z nikim od nas. Co masz zamiar zrobić? - otworzył mi drzwi i przepuścił przodem, więc powolnym krokiem ruszyłam schodami na dół.

- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz uzyskać odpowiedzi.

- Powinnaś mnie informować wcześniej o takich rzeczach Xaria. Muszę być przygotowany na twoje pomysły, a ja o wszystkim dowiaduję się ostatni. Wpadłem tam bez planu, bez żadnego przygotowania, więc mogłem popełnić jakiś błąd. Ktoś mógł mnie zobaczyć, a wtedy nasi wrogowie wykorzystają to przeciwko nam.

- To nie ma nic wspólnego z mafią.

Przeskoczyłam kilka stopni i stanęłam na jasnych płytkach. Piwnica była dobrze oświetlona, więc miałam doskonały widok na krzesło przymocowane do podłogi na samym jej środku. Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc na nim przerażonego, starszego mężczyznę. Był pewnie po sześćdziesiątce i wyglądał na naprawdę poczciwego.

Jak to pozory potrafiły mylić.

Z każdym moim krokiem robił się coraz bardziej spięty, a jego oczy przybrały wielkość pięciozłotówek, gdy podniosłam ze stołu swój ulubiony nóż.

- Kim... Kim jesteś?

- Wydaje mi się, że jestem twoim największym koszmarem. - stanęłam przed nim, przyglądając się mu z kpiącym uśmieszkiem.

Wyglądał jakby za chwilę miał posikać się w majtki i szczerze mówiąc właśnie na to liczyłam. Upokorzę go i okaleczę na każdy sposób jaki tylko znam.

- Ja nic nie zrobiłem, przysięgam! Nawet nie wiem dla kogo pracujecie. Ja jestem tylko zwykłym pracownikiem biurowym. Przysięgam! Całe życie robiłem wszystko zgodnie z prawem!

- Oj, nienawidzę kłamców. - zacmokałam, udając niezadowolenie z jego słów. - Wydaje mi się, że bardzo często łamał pan prawo, panie Martinez.

Właśnie wtedy uderzyłam go pierwszy raz, aż jego głowa odleciała do tyłu, a on wydał z siebie zduszony jęk. Zapiekły mnie knykcie, ale to tylko jeszcze bardziej mnie nakręciło.

- Zapłacisz mi za każdego siniaka, którego mu nabiłeś. Zapłacisz mi za każdą łzę, którą przez ciebie wylał. Zapłacisz mi za każdą noc, którą spędził samotnie na ulicy, uciekając przed tobą. Zapłacisz mi za to, że do reszty zniszczyłeś mu dzieciństwo. Matias Botelo jest, kurwa, mój i sprowadziłeś na siebie córkę jebanego diabła, gdy lata temu po raz pierwszy położyłeś na nim swoją łapę.

- Ja pierdole. - jak przez mgłę słyszałam jeszcze słowa Ikara, ale byłam tak oślepiona chęcią zemsty, że ledwo to zarejestrowałam.

Zaczęłam bić tak mocno, jak tylko byłam w stanie.

Nikt nie miał prawa krzywdzić Szarookiego. Nawet nie wiedziałam czy chciał tej zemsty, ale i tak postanowiłam ją za niego wykonać. Moje sumienie już i tak było czarne jak smoła.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top