Jej Siła

PROLOG

Cholerna Sewilla.

Ile dziś było stopni? Nie znałam dokładnej odpowiedzi na to pytanie, ale byłam święcie przekonana, że na termometrach czerwona linia przekroczyła już trzydziestkę, a to znaczyło tylko tyle, że cała płynęłam i miałam wrażenie, że za chwilę się roztopię jak moje ukochane lody czekoladowe. Czarne rurki i opięta koszulka w tym samym kolorze wcale nie ułatwiały mi życia i nawet klimatyzacja w moim aucie na niewiele się zdawała.

Wjechałam swoim czerwonym Audi R8 na teren ogromnej, letniej posiadłości należącej do mojego ojca i przeklęłam w duchu, widząc ile samochodów znajdowało się już na pokaźnych rozmiarów podjeździe, wyłożonym czarną kostką.

Spóźniłam się.

Cesar Santana to człowiek, który ponad wszystko nienawidził spóźnień, a ja przyjechałam dwadzieścia minut po czasie, na obowiązkowe spotkanie rady, dotyczące po części mnie i mojej przyszłości w hiszpańskim oddziale. Cudownie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że będę musiała w najbliższym czasie ponieść konsekwencje swojej lekkomyślności, ale nie miałam czasu nawet się nad tym teraz zastanowić.

Podjechałam samochodem pod same schody i od razu wysiadłam, nie czekając nawet aż młody, lekko roztargniony parkingowy, podbiegnie do drzwi i mi je otworzy.

- Panno Santana! - znalazł się przy mnie błyskawicznie, po czym wyciągnął chudą, trzęsącą się jak osika na wietrze rękę po kluczyki od mojego pojazdu.

- Wszyscy już są?

- Boss czeka z rozpoczęciem tylko na panią.

Niedobrze.

- Jaki humor? - rzuciłam mu kluczyki i pewnym krokiem ruszyłam marmurowymi schodami w stronę wejścia, choć nogi dziwnie mi drżały przy każdym kroku, jakby za kilka chwil miało napaść na mnie piętnastu Rosjan.

Musiałam zmierzyć się tylko z moim ojcem, bratem i setką członków rady, a to było dużo mniejszym problemem, niż Brać.

- Jak zawsze.

Taka odpowiedź ze strony młodziaka mi wystarczyła, bo jakiego humoru mogłam się spodziewać po moim ojcu? Cesar Santana był bossem hiszpańskiej zorganizowanej grupy przestępczej. On nie miewał dobrego humoru. Zawsze był zły, wściekły, wkurwiony, albo ostatecznie bardzo wzburzony, a całą tą negatywną energię wyładowywał na osobach, które akurat znajdowały się najbliżej. Dopóki nie wyprowadziłam się z jego posiadłości, zazwyczaj byłam to ja, ale od dwóch lat całą jego złość przyjmował na siebie mój młodszy brat.

I dobrze mu tak.

Wcale skurwysynowi nie współczułam.

Po korytarzu prowadzącym do sali konferencyjnej kręciło się mnóstwo osób ze służby, ale nawet nie zwróciłam na tych ludzi uwagi, nie mówiąc nawet o odpowiadaniu im „dzień dobry", którymi się przekrzykiwali. Być może nie należałam do kulturalnych osób, ale nikt nigdy tego ode mnie nie wymagał. Miałam być silna, twarda i przede wszystkim skuteczna.

Mahoniowe drzwi od odpowiedniej sali były zamknięte, a tuż przed nimi stało dwóch ochroniarzy pilnujących, aby do środka nie mógł się dostać żaden nieproszony gość, jednak gdy tylko mnie zobaczyli, od razu otworzyli je na oścież, kiwając zapraszająco łysymi jak kolana głowami.

Nie racząc ich nawet jednym spojrzeniem, weszłam do środka i dopiero teraz zsunęłam z nosa przeciwsłoneczne okulary.

Pomieszczenie było ogromne, bo z założenia miało pomieścić całą radę najwyższą, liczącą prawie sto osób oraz żołnierzy, którzy raz w miesiącu się tutaj zbierali, aby słuchać zaleceń Cesara na następne tygodnie. Specjalnie na dzisiejsze spotkanie, pośrodku sali został ustawiony ogromny, lakierowany stół, z mnóstwem krzeseł, na których siedzieli najbliżsi pracownicy mojego ojca. Doradcy, handlowcy, kapitanowie, czyli wszyscy ci, którzy się z jakiegoś powodu liczyli.

Stukot moich szpilek od Louboutina momentalnie sprawił, że wszyscy zamilkli, a spojrzenia mężczyzn w sali skierowały się wprost na mnie. Nie należałam do kobiet, które speszyłyby się takim widokiem, więc uśmiechnęłam się szeroko, pokazując im, że w żaden sposób nie mogą mnie zawstydzić.

Będę waszym bossem, wy małe, niczego nieświadome skurwysyny.

Pewnym krokiem podeszłam do wolnego miejsca, tuż obok mojego ukochanego brata i odsunęłam je, szurając przy tym tak głośno jak tylko się dało, aby zwrócić na siebie jeszcze większą uwagę.

- Witaj, Lalusiu. - uśmiechnęłam się do bruneta jak zwykle ubranego w skrojony na miarę garnitur, co on od razu oddał w tak samo fałszywy sposób, ukazując przy tym rząd swoich prostych, białych zębów, które zawdzięczał majątkowi wydanemu na ortodontów, bo będąc nastolatkiem miał zęby jak gwiazdy na niebie.

Nic nie mogłam poradzić, że jedyna myśl pojawiająca się w mojej głowie, to wybicie mu tej idealnej jedynki.

- Dzień dobry, siostrzyczko. Układanie włosów zajęło ci dziś więcej czasu, niż zwykle? Niestety nie wglądasz lepiej, więc chyba słabo się starałaś.

Nicolas był ode mnie młodszy o cztery lata, jednak czy tego chciałam czy nie, zdecydowanie należał do przystojnych mężczyzn. Wysoki, muskularny, o hebanowych włosach i ciemnej karnacji, prezentował się bardziej jak model Calvina Kleina, niż członek mafii. Miesiąc temu skończył dwadzieścia jeden lat, więc wydawało mu się, że jest już wystarczająco dorosły, aby zająć się naszymi interesami, jednak w głębi duszy był nadal dzieciakiem żądnym władzy, a ja miałam cichą nadzieję, że Cesar to dostrzegał i nie szukał w nim swojego zastępcy.

Nico nie był gotowy.

Ale ja byłam.

- Nie. Malowałam sobie paznokcie. - pokazałam mu swój krwistoczerwony manicure. - A poza tym, chciałam mieć niezłe wejście i chyba się udało, bo wszystkim opadły szczęki.

- Nie da się ukryć. Myślę jednak, że to nie przez wejście, tylko przez to, że jak zwykle musiałaś pokazać cycki.

- Zazdrościsz? Mogłeś pokazać swoje, bo przez nadmiar wizyt u kosmetyczek na pewno już ci wyrosły.

- Pierdol się.

- Sam się...

- Skoro jesteśmy już wszyscy... - surowy, karcący głos mojego ojca sprowadził mnie na ziemię i oderwał od dziecinnej kłótni z bratem, więc oderwałam wzrok od mojej irytującej, młodszej wersji i spojrzałam na mężczyznę siedzącego u szczytu stołu. - Bez przedłużania przejdźmy do głównego tematu naszego spotkania.

Cesar miał już sześćdziesiąt pięć lat i w najbliższym czasie zamierzał przejść na zasłużoną emeryturę, jednak zgodnie z obowiązującym w naszym świecie mafijnym prawem, musiał przekazać swoją pozycję pierworodnemu dziecku, a tak się pięknie składało, że byłam nim właśnie ja. Od najmłodszych lat przygotowywano mnie na przejęcie władzy nad hiszpańskim oddziałem. Katorżnicze treningi na siłowni, walki na ringu z mężczyznami dwa razy większymi ode mnie, nauka dziesięciu różnych języków, tortury, poznawanie historii naszych rodzin i rodzin naszych wrogów, to wszystko miało ze mnie zrobić doskonałego przywódcę, którym niewątpliwie się stałam.

A dziś naszedł mój dzień.

W ostatnich latach mafijny świat bardzo się zmienił. Jeszcze do niedawna prym wiedli Włosi i to oni dyktowali warunki, ale kilkanaście lat temu świat podzielił się zgoła inaczej, a oni musieli oddać koronę i podzielić ją na mniejsze części. Teraz tak naprawdę liczyły się tylko trzy grupy. Hiszpanie, czyli my, Amerykanie i Rosjanie. Każda z części miała swojego bossa, czyli najwyższego szefa oraz wydzielony teren, na którym mogli prowadzić swoje interesy. Wychodzenie poza granice było niedozwolone i groziło wojną, co od lat każdy rozumiał i przynajmniej starał się tego przestrzegać.

Teoretycznie pozycja kobiet także uległa zmianie, ale w praktyce wyglądało to tak, że dziwnym trafem, każda pierworodna córka, albo rezygnowała ze swojego tytułu na rzecz młodszego brata, albo ginęła w jakichś dziwnych okolicznościach. Ja jednak żyłam, miałam się świetnie, a Nicolasowi oddałabym swój tytuł tylko, jeżeli wyrwałby mi go razem z moją duszą.

Będę cholernym bossem czy tym starym prykom się to podoba czy nie.

- W ostatnim czasie sporo się wydarzyło, a jak wiecie, ja wcale nie robię się młodszy. Mam coraz miej siły na użeranie się z naszymi wrogami. Moi informatorzy donieśli mi, że Isaac Harris, boss amerykańskiego oddziału, planuje w nas uderzyć, a to oznacza, że musimy być uważniejsi, niż zazwyczaj i gotowi na otwartą wojnę. W ostatnim czasie liczba naszych żołnierzy diametralnie spadła przez ataki na granicach, więc czy tego chcemy czy nie, jesteśmy na straconej pozycji i stanowimy łatwy cel. Z ważywszy na doświadczenia z Rosjanami, na ich pomoc nie możemy liczyć.

- Nie zapominajmy także o tym, że Isaac ma jedno dziecko, córkę. - wtrącił się główny doradca mojego ojca, którego imienia nie pamiętałam, bo nie było mi ono do niczego potrzebne. Gdy zostanę bossem, znajdę sobie nowego doradcę. Mądrzejszego i mniej irytującego. - I jeżeli zechce wydać ją za przyszłego bossa rosyjskiej części, to podpiszą sojusz, a wtedy będą w stanie zmieść nas z powierzchni ziemi.

- Dokładnie tak. Dlatego...

- Dlatego powinieneś w końcu wybrać swojego następcę i skończyć tę szopkę. Każdy wie jak wygląda sytuacja, więc powtarzanie jej pięćdziesiąty raz w tym miesiącu nie sprawi, że problem zniknie. - wzruszyłam obojętnie ramionami.

Mój ojciec nienawidził spóźnień, ale zaraz po nich, na samym podium jego listy, znajdowała się niesubordynacja, jednak ja od lat nadszarpywałam jego nerwy, więc chyba w końcu do tego przywykł, bo tylko posłał mi złowrogie spojrzenie i wrócił do swojej przemowy.

- Moja córka ma rację. Powinienem w końcu ogłosić swój wybór.

- Cudownie. Twój wybór powinien być oczywisty. Ja jestem twoją pierworodną córką i o ile nie wygrzmociłeś jakiejś dziwki na boku i nie zrobiłeś jej pięknego chłopczyka, to pozycja bossa należy do mnie.

- Pozwól, że to ja zdecyduję, kto mnie zastąpi, bo to moje imperium. - jego ton brzmiał ostro, ale nie miałam zamiaru mu ustępować. Przestałam się go bać już dawno temu. Jeżeli miałam zostać jego zastępcą, musiałam pokazać każdemu członkowi rady, że nie jest mi groźny nawet sam boss. Musiałam pokazać, że jestem odważna.

- Z tego, co zdążyłam zauważyć, to jest nasze imperium. Rodzina Santana rządzi nim od sześćdziesięciu pięciu lat.

- Dość tego! - uderzył dłońmi w stół tak mocno, że po dużym, przestronnym pomieszczeniu rozniosło się echo, a doradca siedzący z lewej strony mojego ojca aż podskoczył. Okulary korekcyjne zsunęły się z jego małego nosa i spadły na podłogę z cichym brzdękiem. Musiałam przyznać, że ja powstrzymałam się przed dygnięciem z ledwością.

Nie dam mu się zastraszyć.

Nigdy.

- Podjąłem już decyzję. Chciałem, żeby moim zastępcą została moja pierworodna córka, Xaria Santana. Zapytałem o to ludzi z rady i niestety większość nie była przekonana do tego pomysłu, dlatego musiałem wymyślić coś innego, aby zadowolić osoby pomagające mi w kierowaniu naszą organizacją.

- Że, kurwa, co? - poderwałam się błyskawicznie ze swojego miejsca i teraz to ja uderzyłam dłońmi w stół, podobnie jak to zrobił mój ojciec, a ten sam doradca, który akurat podnosił okulary, znów podskoczył i walnął głową w blat stołu. - Głosowaliście na mój temat podczas mojej nieobecności?

- To ja decyduję o spotkaniach rady.

- Ale to ja miałam zostać bossem! - zabrzmiałam jak dziecko w przedszkolu, ale kompletnie mnie to nie obchodziło.

- Uspokój się. - z ledwością wysilił się na spokojny ton, choć jego oczy ciskały błyskawice. - Nadal masz na to szansę. Ustaliliśmy, że ty i Nicolas będziecie ze sobą rywalizować o tę pozycję.

- Słucham? - teraz do rozmowy wtrącił się mój brat, jednak jego ton głosu i postawa jak zwykle były opanowane.

On nigdy nie dawał się wytrącić z równowagi, nieważne, co ktoś powiedział, albo zrobił. Bandzior w białych rękawiczkach. To nas różniło już od czasów dzieciństwa, bo ja zawsze byłam porywcza i chciałam mieć wszystko na już, podczas, gdy on mógł godzinami siedzieć i cierpliwe czekać aż to, czego właśnie chciał, samo do niego przyjdzie.

- Podzieliłem dwustu żołnierzy na dwie grupy. Każde z was dostanie setkę. Będziecie mieć także do dyspozycji doradców, handlowców, speców internetowych i mechaników. Daję wam pół roku. Po tym czasie wybiorę tego z was, kto się lepiej spisze. Będziecie zarządzać swoimi małymi grupami tak jakbyście zarządzali całym hiszpańskim oddziałem.

- Co za brednie! Doskonale wiesz, że to niesprawiedliwe zagranie i banda tych starych pryków nie powinna decydować o tym czy mogę zostać bossem czy nie! - złość zawładnęła już całym moim ciałem i przed oczami zaczęły mi przelatywać czarne mroczki, świadczące o zbliżającym się wybuchu lekkomyślności.

Jak on mógł zrobić mi coś takiego? Nie chciało to dotrzeć do mojej świadomości i jedyne o czym teraz marzyłam to powrót do domu i wyżycie się na worku treningowym, wyobrażając sobie, że to głowa mojego podłego, cwanego jak lis ojca.

- Koniec spotkania, Xario. Twoim doradcą będzie Iker Puente, a twoim – popatrzył na Nico swoim gniewnym, ciemnym spojrzeniem – Miguel Bustamante. Bierzcie się do pracy, bo czas zaczyna płynąć od dnia dzisiejszego. Pół roku i ani dnia dłużej.

I to by było na tyle.

Wszyscy mężczyźni zaczęli się podnosić ze swoich miejsc, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, jakbym w jednej chwili wyparowała z sali konferencyjnej. Wrócili do prowadzonych przed spotkaniem rozmów, śmiali się i żartowali, jakby właśnie nie zniszczyli mojej przyszłości. Liczyłam, że zostanę pierwszą kobietą od ponad dwudziestu lat, która obejmie posadę bossa, a tymczasem mój kochany tatuś tak bezczelnie mnie wyrolował. Zabawił się ze mną, a ja dałam się zrobić jak mała dziewczynka.

- Panno Santana. Mam na imię Iker i będę od dziś, przez następne sześć miesięcy, pani osobistym doradcą i kapitanem żołnierzy znajdujących się pod pani rozkazami. - u mojego boku stanął wysoki, szczupły brunet, ale nie przywitałam się z nim, tylko przekręciłam się w stronę nadal siedzącego obok mnie Nicolasa i posłałam mu najgroźniejsze spojrzenie na jakie było mnie stać.

- Wiedziałeś?

- Jestem tak samo zaskoczony jak ty.

- Akurat. Ukartowaliście to.

- Możesz wierzyć w co tylko chcesz, księżniczko. - zaczął się podnosić ze swojego miejsca, ale popchnęłam go z powrotem i pochyliłam się nad nim, ciężko dysząc z narastającej z każdą chwilą furii.

- Zniszczę cię, braciszku.

- O ile ja prędzej nie zniszczę ciebie. - posłał mi ten swój wyćwiczony uśmiech i mocnym ruchem strącił moje dłonie ze swojej białej koszuli, po czym rozprostował ją kilkoma ruchami, ale na środku i tak pozostało kilka bruzd. - Szykuj się na wojnę, bo to ja zostanę bossem. Mafia to nie zabawa dla małych dziewczynek.

I tymi słowami, mój jedyny brat, Nicolas Santana, skazał się na śmierć. 


_____________________________________

No to lecimy z kolejną historią! 

Tym razem będzie trochę mroczniej, niż zazwyczaj, więc od razu zaznaczam, że jest to raczej książka dla osób dorosłych, albo po prostu dla tych, którym sceny seksu, tortur i tak dalej nie przeszkadzają. 

Mafia, wyścigi, zemsta... Czyli wszystko to, co bad girl lubią najbardziej :D 

Rozdziały codziennie i jak zawsze zachęcam do komentowania. 

Pozdrawiam, 

CrystallineGirl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top