Rozdział 25
Xaria
- To niesamowite, że nie mogę cię spuścić z oczu choć na chwilę, bo zaraz rzucają się na ciebie napalone blondynki. A twierdziłeś, że żadna nigdy na ciebie nie leciała. - weszłam przodem na dach należącego do mnie budynku i poczekałam aż Matias wejdzie po drabinie na górę, po czym zamknęłam za nim drzwi.
Od razu ruszyłam w stronę brzegu dachu, aby zająć swoje stałe miejsce, skąd miałam idealny widok na panoramę miasta. Pogoda była tak samo piękna jak ostatnim razem, więc przynajmniej mogliśmy w spokoju cieszyć się sobą i podziwiać rozgwieżdżone niebo.
- To była pierwsza taka sytuacja.
- Jasne. - prychnęłam z lekkim rozbawieniem. - Myślałam, że będzie łatwo i przyjemnie, a tu się okazuje, że muszę cię pilnować jak każdego innego faceta.
Przez moje słowa Matias zaśmiał się, wydając przy tym te seksowne dźwięki, które tak mi się podobały, ale gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, od razu spoważniał i usiadł dalej mnie, niż miał zamiar w pierwszej chwili. Zmarszczyłam lekko brwi, nie do końca rozumiejąc czemu zachowywał się w ten sposób. Podczas seksu także powstrzymywał się od wydawania tych dźwięków.
- Lubię ich słuchać. - westchnęłam, układając się na plecach na betonowej, chłodnej powierzchni.
Głowę ułożyłam na kolanach Matiasa, a on po chwili zastanowienia, zaczął gładzić dłonią moje włosy, które rozpłynęły się po jego nogach.
- Są obrzydliwe.
- Nie. Są cudowne. - popatrzyłam na ciemne niebo, pełne gwiazd. - Za każdym razem się powstrzymujesz, ale dla mnie to jedyne dźwięki jakie mogę z tobą połączyć. Lubię, gdy mruczysz, a jeszcze bardziej, gdy jęczysz. - wyszczerzyłam się, co spowodowało, że on także się uśmiechnął.
Nie miałam pojęcia ile czasu spędziliśmy w przyjemnej ciszy.
Ja gapiłam się na gwiazdy, a on na mnie, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Przy Matiasie czułam się... Piękna. Gdy na mnie patrzył, miałam wrażenie, że byłam spełnieniem jego najskrytszych marzeń, a to okazało się najcudowniejszym uczuciem na świecie. Przez całe życie byłam niewystarczająco dobra. Za słaba, zbyt wrażliwa, za mało pojętna, nie taka jak Nicolas. Zawsze byłam „za mało", albo „zbyt", ale przy Szarookim to wszystko znikało. Dla niego byłam wystarczająca i właśnie dlatego nie potrafiłam wypuścić go ze swojego życia. Nie mogłam dać mu wiele, bo po tych wszystkich latach, gdy wbijano mi do głowy, że uczucia do drugiego człowieka to słabość, nie potrafiłam szczerze kogoś pokochać, ale on nie naciskał, nie narzucał się, tylko bez marudzenia brał to, co mogłam mu dać. A miałam wrażenie, że już i tak dałam mu więcej, niż jakiemukolwiek innemu mężczyźnie na świecie. Dałam mu swoje zaufanie.
Ja naprawdę mu ufałam.
- O czym myślisz?
- O oddziale. - skłamałam, bo przez gardło nie chciało mi przejść: „o tobie".
- Mogłem się domyślić. - uśmiechnął się uroczo. - Czasami zdarza ci się myśleć o czymś innym?
- Już ci mówiłam. Czasami zdarza mi się myśleć o twoim kutasie.
Było dość ciemno, ale i tak mogłam dostrzec, że jego policzki zrobiły się różowe. Zaśmiałam się cicho, gdy odwrócił wzrok, próbując opanować emocje, które się w nim budziły. Mogłam z niego czytać jak z otwartej księgi i naprawdę to uwielbiałam. Przy Matiasie wszystko było proste i przychodziło łatwo. Nie było kłamstw, niedopowiedzeń, niezręczności. Niektóre kobiety pragnęły fajerwerków i mężczyzny, który sprawi, że ich uczucia będą ciągle rozchwiane. Ja nie byłam taką kobietą. Ja pragnęłam mieć choć odrobinę stabilizacji w swoim życiu. Pragnęłam kogoś, kto po prostu będzie przy mnie, na dobre i na złe. I cholernie chciałam, żeby to Matias był przy mnie.
- Zawsze mnie peszysz, gdy nie chcesz rozmawiać o poważniejszych sprawach, bo wiesz, że się zawstydzę i nie będę nalegał.
- Genialna dedukcja.
- Jesteśmy sami. Powiedz prawdę. - pokazał mi ekran urządzenia, abym mogła przeczytać zapisane słowa, po czym odłożył tablet na bok i wrócił do gładzenia moich włosów, wywołując tym miliony przyjemnych dreszczy rozchodzących się po moim ciele.
Chwilę milczałam, ale to do niczego nie prowadziło, więc chyba po prostu musiałam zdobyć się na odrobinę szczerości. I przed nim i przed samą sobą.
- Tak naprawdę, to myślałam o tobie. - nawet się nie poruszył, więc oderwałam wzrok od rozgwieżdżonego nieba i popatrzyłam na jego przystojną twarz. - Moje życie jest cholernie szalone. Ciągle dzieje się coś, na co nie mam wpływu. Ciągle muszę o coś walczyć i nigdy nic nie dostaję za darmo i chyba jestem już zmęczona tą walką.
Wpatrywaliśmy się w siebie, jakby cały świat wokół nas przestał na moment istnieć.
- I gdy kolejny problem pojawił się na mojej drodze, a ja nie miałam siły stawić mu czoła, skoczyłeś przed maskę mojego samochodu i oderwałeś moją głowę od mafii, Nicolasa, mojego ojca, zostania bossem, sojuszu z Amerykanami. Czasami mam wrażenie, że jesteś moim prezentem. Dobrze mi z tobą.
Zaśmiał się cicho, znów wydając z siebie te urocze, niewyraźne, lekko chrobotliwe pomruki, ale ani trochę mi one nie przeszkadzały. Chyba on także to w końcu zrozumiał, bo nawet nie próbował się powstrzymywać.
- Przy tobie wszystko wydaje się być łatwiejsze i bardziej znośne.
- Uważaj, bo naprawdę się zakochasz, a ja okażę się nie prezentem, a koniem trojańskim. - z jego twarzy zniknął uśmiech, gdy pokazywał mi napisane przez siebie słowa.
Przyjrzałam się mu uważnie, nie bardzo rozumiejąc, co miał na myśli, ale chyba jakaś część mnie bała się zagłębiać w ten temat, aby nie poznać bolesnych faktów.
- Nie dam ci miłości Matias i nie oczekuję jej od ciebie. Mogę dać ci siebie, mogę nawet być twoja na wyłączność, ale nie będzie w tym żadnych głębszych uczuć. Nie mam na to czasu. Potrzebuję w swoim życiu jakiegoś stałego elementu, który będzie zawsze, gdy będę go potrzebować. Przy nikim nie czułam się tak jak przy tobie. Jesteś kochany, szczery, wierny... Jesteś kawałkiem dobra w tym żałosnym świecie.
- Nie jestem tak dobry jak myślisz. - stał się nagle dużo bardziej spięty i przestał dotykać moich włosów.
Usiadłam obok niego, uważnie przyglądając się jego twarzy. Skutecznie unikał mojego wzroku, co zaczynało mnie poważnie niepokoić.
- Dla mnie jesteś. Pomogłeś mi, gdy cię naprawdę potrzebowałam. Wiedziałeś, że Amerykanie mogą cię zabić, a jednak pojechałeś ze mną do Eliasa i kłamałeś mu w żywe oczy, aby uratować mój tyłek. - wyciągnęłam przed siebie rękę, gładząc delikatnie jego lekko zarośnięty policzek. - Nigdy ci tego nie zapomnę, Szarooki. Może Harris się do mnie nie odezwie, ale przynajmniej próbowałeś. Uwierzyłeś we mnie, gdy nikt inny nie wierzył.
Miałam dosyć tych smętnych rozmów o cholernych uczuciach i tego, że brunet był spięty, jakbym właśnie groziła mu śmiercią, więc pchnęłam go na beton, aby się położył, po czym sprawnie usiadłam na jego udach. Automatycznie położył dłonie na moich biodrach, jednak ani odrobinę się nie rozluźnił. Pochyliłam się lekko i zaczęłam składać na jego szyi mokre pocałunki, a jego penis, tak jak tego oczekiwałam, od razu drgnął. Zamruczałam zadowolona, ocierając się o niego powoli, chcąc doprowadzić go na skraj wytrzymałości.
Jego gorące spojrzenie sprawiało, że z każdą chwilą robiłam się coraz bardziej mokra. Chciałam go znów w sobie poczuć i wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie obchodziło mnie to, że powinnam być teraz na wyścigach, że ktoś mógł nas tu nakryć, że Amerykanie mogli na nas napaść w każdej chwili... Teraz chciałam tylko i wyłącznie mojego Szarookiego.
Moje pieszczoty w końcu zadziałały, bo mocniej przycisnął mnie do swojego twardego kutasa, a ustami zaczął wędrować tym razem po moim dekolcie. Jęknęłam cicho, ocierając się swoim najczulszym punktem o wybrzuszenie w jego spodniach, aby choć odrobinę sobie ulżyć. Jego usta, dłonie, zapach, mokre dźwięki, to wszystko sprawiało, że traciłam dla niego rozum. Matias Botelo okazał się być moją cholerną zgubą.
- Cholera, naprawdę uwielbiam to, że jesteś wiecznie napalony. - wysapałam, ujeżdżając go przez dzielący nas materiał.
Odsunął się ode mnie na moment i wyglądał, jakby chciał mi coś przekazać, ale musiał się przed tym powstrzymać. Uniósł dłonie i pokazał ten sam gest, którego mnie uczył po naszym pierwszym razie, gdy wracaliśmy do domu. Zagryzłam dolną wargę, żeby się nie uśmiechnąć, bo nawet sobie nie zdawał sprawy, że Benita zdradziła mi jego znaczenie.
- Zabijesz mnie, jeżeli komuś powiem? - spytałam z rozbawieniem, a on od razu kiwnął głową.
Patrząc prosto na jego twarz, pokazałam ten sam gest, co on przed chwilą, przez co uśmiechnął się delikatnie, bo właśnie mu powiedziałam, że jest piękny.
Miałam wrażenie, że i dla mnie i dla niego, znaczyło to dużo więcej, niż powinno. To było swego rodzaju wyznanie, tyle, że on nie wiedział, że ja znam jego sens, więc kompletnie się to nie liczyło. Dla niego po prostu mu groziłam. Wyznaliśmy sobie jakieś nasze popaprane uczucia, choć on nigdy nie będzie tego świadom, bo mu tego nie zdradzę.
Nie potrafiłam kochać, ale gdybym jednak się na to zdobyła, Matias był idealnym kandydatem do zdobycia mojego serca.
Zaskakująco pewnym ruchem przekręcił mnie na plecy, aż cicho sapnęłam z zaskoczenia. Jego namiętne usta przylgnęły do rozgrzanej skóry na mojej szyi, odbierając mi resztki rozsądku. Nogi owinęłam chętnie wokół jego bioder, chcąc go poczuć znów blisko siebie. Dłonie Szarookiego wsunęły się pod moją koszulkę, desperacko szukając nabrzmiałych, spragnionych pieszczot piersi i gdy tylko ścisnął jedną z nich, z mojego gardła wydobył się zadowolony jęk. Uniosłam się, aby mógł zdjąć ze mnie koszulkę i już po chwili zarówno ona jak i koronkowy stanik, wylądowały na betonie obok nas.
Brunet uniósł się na łokciach, chłonąc wzrokiem moje praktycznie nagie ciało, co sprawiło, że moje sutki od razu zaczęły dumnie sterczeć i błagać o odrobinę uwagi. Zachwyt widoczny w tych szarych oczach sprawiał, że moje serce biło w zawrotnym tempie i przez moment naprawdę obawiałam się, że on to usłyszy.
Pochylił się i chwycił mój sutek zębami. Zaczął go delikatnie ssać i przygryzać, a ja wsunęłam palce w jego włosy, nie chcąc, żeby odsunął się ode mnie choć na chwilę. Dłoń zsunęłam pomiędzy nas, próbując dobrać się do jego twardego penisa. Musiałam chwilę pomęczyć się z paskiem, ale w końcu rozpięłam jego dżinsy i wsunęłam palce pod materiał bokserek.
- Cholera, Matias. Chcę cię już w sobie poczuć.
Szarooki od razu się oderwał od moich piersi i z zawrotną prędkością zaczął pozbywać swoich spodni i bokserek. Rozpięłam guzik przy swoich szortach i poruszyłam kilka razy biodrami, próbując się z nich wysunąć. Brunet zagryzł dolną wargę, gdy tylko zauważył, że byłam już dla niego całkowicie naga i gotowa. Jego penis dumnie sterczał i z trudem powstrzymałam się, aby nie wziąć go do ust, bo teraz naprawdę potrzebowałam poczuć go głęboko w sobie.
Chłopak jednak nie miał zamiaru wykonywać żadnego ruchu, więc uniosłam się i chwyciłam go za szyję, ciągnąc bliżej siebie.
- Pieprz mnie. No już.
Ciało bruneta znów wyraźnie się napięło, a jego głowa opadła na moje ramię. Wyglądał jakby walczył sam ze sobą, ale nie miałam pojęcia dlaczego tak było, bo przecież pragnął mnie tak samo mocno jak ja jego. To nie było pole bitwy, bo gdy patrzył na mnie tymi swoimi szarymi oczami, które były wypełnione pożądaniem, oddałabym mu się w każdym miejscu, nie myśląc o żadnych konsekwencjach. Wyraźnie próbował powstrzymać swoje pożądanie, a ja desperacko pragnęłam mu tego zabronić. Potrzebowałam go w sobie już. Chciałam, żeby mnie pieprzył tak jak wtedy, na masce mojego samochodu. Chciałam czuć go głęboko w sobie i dojść tam samo mocno na jego twardym kutasie.
- Matias? - szepnęłam, gdy przez kilkanaście długich sekund, nie wykonał żadnego ruchu. - Co jest?
Nie mogłam go już zatrzymać, kiedy gwałtownie odsunął się ode mnie i zaczął szukać swoich spodni. Ubierał się w takim pośpiechu, jakby obok się paliło i musiał jak najszybciej uciekać. Usiadłam oszołomiona i patrzyłam na to wszystko, nie mogąc wydusić z siebie nawet jednego słowa. Chwycił tablet z ziemi.
- Nie mogę. Przepraszam.
- Co? - prychnęłam. - Nie możesz? Leżę przed tobą noga i praktycznie cię błagam, żebyś mnie zerżnął, a ty mówisz, że nie możesz?
Pokręcił szybko głową, a na jego twarzy mogłam zobaczyć takie przerażenie, że praktycznie złamało mi ono serce.
- Nic z tego nie rozumiem, Matias.
- Okłamałem cię.
- Kiedy? - zmarszczyłam brwi.
Nagle zrobiło mi się dziwnie zimno, więc gdy on pisał odpowiedź na moje pytanie, zaczęłam się ubierać. Z jakiegoś powodu wcale nie chciałam wiedzieć, co mi pisał, bo byłam pewna, że to wszystko zepsuje.
I nie myliłam się.
- Isaak nie odezwał się w sprawie sojuszu przeze mnie, bo powiedziałem doradcy, żeby nie dawał mu listu i przekazał mu, że to ty spaliłaś magazyn. Nie zaatakowali cię w Nowym Jorku, bo obiecałem, że będę ich informował o każdym twoim ruchu.
Popatrzyłam na ekran tabletu, na którym widniały dwa zdania. Dwa zdania, które zniszczyły cały mój spokój, całe moje zaufanie i całe to dziwne uczucie, które tworzyło się w moim wnętrzu. Gapiłam się na urządzenie, nie mogąc wydusić z siebie nawet jednego słowa. Miałam wrażenie, że wszystko to, co zaczynało się układać, rozpadło się właśnie na setki małych kawałeczków, których nie dało się już pozbierać.
- Zdradziłeś mnie. - szepnęłam z niedowierzaniem.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że coś do ciebie poczuję.
Na jego twarzy widniał ból nie do opisania, ale nawet nie chciałam na niego patrzeć. Odwróciłam się tyłem do niego, biorąc kilka głębokich oddechów. Musiałam się uspokoić, żeby nie zrobić czegoś, czego później mogłam żałować, ale w głowie miałam mętlik nie od opanowania.
Chaos.
- Zniszczyłeś moją jedyną szansę! - wrzasnęłam, aż zabolało mnie gardło.
Zaczął coś szybko pisać na ekranie urządzenia, ale nie byłam w stanie przeczytać już żadnego jego zdradzieckiego słowa. Złość całkowicie mnie zaślepiła, więc wyrwałam ten cholerny tablet z jego dłoni i rozbiłam go o podłogę, aż odpadło od niego kilka luźnych części. Brunet cofnął się gwałtownie, ale od razu ruszyłam z nim.
- Zaufałam ci, a ty zdradziłeś mnie jak każdy. - głos mi dziwnie zadrżał, ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. - Pragnęłam tylko jednej rzeczy. Pragnęłam zostać jebanym bossem, a ty mi to odebrałeś. Gdybyś coś do mnie czuł, gdybyś choć przez chwilę pomyślał o mnie i o tym jak to na mnie wpłynie, nie zrobiłbyś tego.
Chciał do mnie podejść i coś mi przekazać, ale odepchnęłam od siebie jego dłonie i zaśmiałam się histerycznie.
- Jestem taką idiotką. - pokręciłam z niedowierzaniem głową. - Przecież do kobiet takich jak ja nie można poczuć nic bezwarunkowo. Nie zasługujemy na ten luksus, a jak kurwa myślałam, że trafiła mi się wygrana na loterii. Cudowny, delikatny facet, który może mnie pokochać za to jaka jestem, a nie za to kim mogę zostać.
Chodziłam w tę i z powrotem po dachu, próbując zebrać myśli, ale w głowie miałam chaos. Teraz w końcu wszystko zaczęło do siebie pasować. Dlatego Harris się nie odezwał, dlatego Matias i Elias rozmawiali na migi, zamiast za pomocą tabletu, dlatego Matias był przed tym i po tym taki zestresowany. Już gdy tam jechaliśmy, doskonale wiedział, że mnie zdradzi.
- A wiesz, co jest najśmieszniejsze? - szepnęłam, zmuszając się, aby znów spojrzeć na jego zmartwioną twarz. - Że nie boli mnie to, że mnie zdradziłeś w Nowym Jorku. Boli mnie to, że pozwoliłeś mi się do siebie zbliżyć później. Boli mnie to, że udawałeś mojego przyjaciela, pieprzyłeś mnie, wykorzystałeś, choć doskonale wiedziałeś, co mi zrobiłeś.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyszło, bo przecież nie potrafił mówić, a ja zniszczyłam jego jedyny środek komunikacji. Może to i dobrze, bo znów bym uwierzyła w jakieś jego kłamstwo. Wyjęłam zza paska swój pistolet i bez zastanowienia wycelowałam nim w bruneta. Myślałam, że cofnie się, albo zacznie uciekać, bo to by było dla mnie dużo łatwiejsze, ale on tylko stał i patrzył na mnie, nie wykonując żadnego ruchu.
Jeżeli w mojej klatce piersiowej było serce, to właśnie dziś ono pękło.
- Nawet nie potrafię cię teraz zabić, choć wiem, że powinnam to zrobić. Naprawdę udało ci się mnie nabrać. Jesteś świetnym aktorem, Matiasie. Z jakiegoś chorego powodu wymordowałabym pół świata dla ciebie, a ty dla mnie nie mogłeś raz skłamać.
Nadal celowałam w niego z broni, ale on powoli ruszył w moją stronę. Zatrzymał się dopiero, gdy jego czoło zetknęło się z lufą pistoletu. Wystarczyłoby pociągnąć za spust i skończyłby jak każdy mężczyzna, który do tej pory mnie zdradził.
Ale Matias nie był jak każdy.
- Wynoś się.
Pokręcił szybko głową i chwycił mój nadgarstek. Pozwoliłam mu opuścić swoją dłoń, a później się przytulić, ale w tej chwili nie czułam już dosłownie nic. Moje serce nie biło dla niego szybciej, w moim brzuchu nie było tego dziwnego trzepotania, a moje usta nie pragnęły go całować, choć lata temu przysięgłam sobie, że pocałuję tylko tego mężczyznę, którego pokocham. W tej chwili chciałam tylko, żeby zniknął. Jego usta poruszyły się w niemym „Przepraszam", ale to już nic nie znaczyło.
- Nie chcę cię więcej widzieć Matiasie. Wynoś się z mojego życia. Dla mnie już nie istniejesz.
Odepchnęłam go od siebie i jakimś cudem ruszyłam w stronę zejścia z dachu. Nogi szły przed siebie, ale moja głowa i serce ciągle stały obok Matiasa, błagając go, aby powiedział, że to tylko zły sen i tam, w Nowym Jorku, powiedział to wszystko, na co się umówiliśmy. Wtedy moje życie nadal byłoby... Dobre.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w swoim samochodzie. Zajęłam miejsce kierowcy, oparłam głowę o zagłówek i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że moje policzki były dziwnie sztywne. Popatrzyłam w odbicie lusterka wstecznego i jak zaczarowana przesunęłam palcami po zaschniętych śladach na mojej skórze.
Płakałam.
Nie złamały mnie tortury ojca, nie złamały mnie zniewagi wrogów, nie złamał mnie mój brat, nie złamała mnie niesprawiedliwość tego świata, a złamał mnie zwykły facet, obok którego tysiące kobiet przechodziły każdego dnia obojętnie.
Wielka, silna, Xaria Santana została zniszczona przez mężczyznę, którego przecież nawet nie kochała.
A może po prostu nie znała tego uczucia i nawet nie wiedziała, że było inaczej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top