Rozdział 18

Matias

Otworzyłem zaspane oczy i przesunąłem dłońmi po części łóżka, na której wcześniej spała Xaria, jednak tak jak się domyślałem, jej strona była pusta. Prześcieradło było już zimne, więc musiała się wymknąć już jakiś czas temu. Gdyby nie brudna kołdra, pewnie nawet bym nie wierzył, że to wszystko naprawdę się wydarzyło, ale przynajmniej miałem jakiś dowód, choć z drugiej strony po jej obecności w moim łóżku nie zostało nic. 

Przekręciłem się na bok i przycisnąłem twarz do jej poduszki. Dobra. Jednak jeden, maleńki dowód był, bo powłoczka nadal pachniała jej przyjemnym, kokosowym żelem pod prysznic, który odbierał mi zmysły, gdy leżała wczoraj tak blisko mnie. Właśnie dlatego nie chciałem zasnąć, bo wiedziałem, że wyjdzie z mojego pokoju bez słowa i uda, że nic się nie wydarzyło, choć nie licząc naszego spotkania sprzed kilknastu dni w łazience, było to najbardziej intymne doświadczenie w całym moim życiu. Nadal czułem jej delikatną dłoń na moim torsie i prężącym się penisie. Bałem się nawet o tym myśleć, bo zdawałem sobie sprawę, że znów zrobię się twardy i będę musiał sobie ulżyć pod prysznicem. 

Sam nie wiedziałem, co się właściwie ze mną działo. Powtarzałem sobie jak mantrę, że mam trzymać się od niej z daleka i za bardzo nie przyzwyczajać się do jej obecności, ale gdy tylko kiwnęła palcem ja biegłem do niej jak zakochany szczeniak. Xaria wydawała mi się być kobietą idealną, spełnieniem każdej mojej najskrytszej fantazji i choć gdzieś tam głęboko w głowie wiedziałem, że nic z tego nigdy nie będzie, to nie mogłem się powstrzymać przed ukradnięciem dla siebie choć kilku chwil z jej życia. Nigdy by nie spojrzała na mnie jak na przyszłego mężczyznę, ale postanowiłem cieszyć się z tego, co zdecyduje się mi dać. Nawet jeżeli miał być to tylko ten jeden orgazm. Na pewno nigdy nie będę go żałować, bo chciałem tylko więcej. 

Niestety, przez to wszystko odrobinę skomplikowały się moje zamiary względem Amerykanów, bo do poprzedniej nocy byłem święcie przekonany, że poinformuję o wszystkim Eliasa, aby przekazał Isaacowi, że to Xaria podpaliła magazyny i teraz mnie przetrzymuje, ale po tym, co się wydarzyło, miałem kompletny mętlik w głowie. Jeżeli powiem o wszystkim doradcy Isaaca, to pomiędzy mną i Xarią nic więcej się nie wydarzy, a tylko jej zaszkodzę, bo w najlepszej sytuacji Amerykanie wypowiedzą wojnę, a w najgorszej, zabiją ją na miejscu, na moich oczach. Z jednej strony chciałem lepiej poznać Xarię, ale z drugiej nie miałem zamiaru uczestniczyć w jej szalonym życiu i być pionkiem w chorej grze pomiędzy nią, a jej szurniętym bratem. Jakiej decyzji bym nie podjął, coś musiałem stracić. Niestety, w obecnej chwili wydawało mi się, że to właśnie Xarii nie chciałem stracić najbardziej, więc sprawa wydawała się być jasna. 

Usłyszałem przekręcanie zamku w drzwiach, więc wyszedłem z łóżka i poprawiłem kołdrę. Akurat, gdy zakładałem spodnie, do mojego pokoju wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Safari. Skrzywiłem się, bo naprawdę liczyłem, że rano pojawi się tu znów Xaria, ale chyba zbyt wiele oczekiwałem. Zdążyłem ją poznać na tyle, że byłem pewien, że cała sytuacja w jej głowie w ogóle nie miała miejsca. Zrobiła to pewnie tylko dlatego, że było jej mnie żal. 

- Co tam, prawiczku? - wyszczerzył się jak kretyn. - Zwaliłeś sobie?

Wywróciłem oczami, nie chcąc z nim rozmawiać, bo bałem się, że opowiem mu o tym, co robiłem z mafijną księżniczką, aby się pochwalić, a to na pewno kosztowałoby mnie głowę, gdyby ona się dowiedziała. 

Założyłem koszulkę, którą wyjąłem z torby, a później przysiadłem na łóżku, aby założyć skarpetki. 

- Ale masz humorek! Czyli jednak nie zwaliłeś? Żałuj, że nie znalazłeś sobie takiej dupy jak Benita. Rżnąłem ją całą noc. Praktycznie nie schodziła z mojego fiuta. Miałem chyba z sześć orgazmów.

- A ona doszła choć raz? - napisałem na tablecie i posłałem mu powątpiewające spojrzenie. 

- A bo ja wiem. 

- Więc to raczej ona rżnęła ciebie, a nie ty ją.

Uśmiechnąłem się zadowolony, bo chłopak w końcu zamknął usta, zastanawiając się nad moimi słowami, więc ja mogłem się w spokoju ubrać do końca. Wsunąłem na stopy buty, do tylnej kieszeni wsadziłem tablet i stanąłem przed brunetem. Kiwnąłem mu głową, żeby dowiedzieć się jakie mamy plany, a on z nachmurzoną miną ruszył w stronę wyjścia. Mój humor od razu się poprawił, gdy go zirytowałem. 

Zjechaliśmy windą na dół i jakimś cudem nie odezwał się nawet jeden raz, a ja dziękowałem za to niebiosom, bo przynajmniej mogłem w spokoju zebrać myśli i zdecydować, co dalej zrobić ze swoją sytuacją. Czy bardziej zależało mi na Xarii czy jednak na moim życiu? W pokoju, gdy myślałem fiutem, odpowiedź wydawała mi się prosta. Na Xarii. Jednak teraz, gdy mój mózg się dotlenił, ważniejsze było dla mnie jednak życie. Ciekawe ile jeszcze razy zmienię zdanie, zanim dojedziemy do docelowego miejsca. 

Xaria i Benita stały na parkingu, oparte o wypożyczony samochód, więc od razu do nich podeszliśmy. Uśmiechnąłem się do partnerki seksualnej Diego, po czym stanąłem obok Xarii. Z jej miny ciężko było cokolwiek wyczytać, ale już się chyba do tego przyzwyczaiłem. Musiałem po prostu nauczyć się czytać z jej mowy ciała, bo nad nim panowała dużo słabiej. 

- Wyspany?

Uśmiechnęła się do mnie, chyba celowo nawiązując do naszego nocnego spotkania, przez co automatycznie poczułem pieczenie na całej twarzy. Myślałem, że uda, że nic się nie wydarzyło, a ona jednak specjalne mnie peszyła przy swoich ludziach, choć oni nawet nie mieli pojęcia, co zaszło. 

Wzruszyłem ramionami i wskazałem palcem na nią, aby dowiedzieć się jak jej się spało. 

- A całkiem nieźle, tylko jacyś dwaj samobójcy pieprzyli się tak głośno, że aż popękały mi ściany. - posłała zirytowane spojrzenie Diego, a ten tylko znów uśmiechnął się jak głupek.

- Też to słyszałem. - puścił oczko Benicie, która zachichotała i czym prędzej zniknęła w aucie. Chyba jednak nie była tak bezpruderyjna jak myślałem.

- Jedziemy do kasyna, w którym Isaac ma swoje główne biuro. Jeżeli jest tam boss, to jego doradca na pewno też. Powiesz ochronie, że jesteś pracownikiem ocalałym ze spalonego magazynu znajdującego się w Sewilli i chcesz rozmawiać z Eliasem, a gdy on przyjdzie, wyjaśnisz mu, zresztą zgodnie z prawdą, że potrąciłam cię samochodem, gdy uciekałeś przed napastnikami, tylko że było to już na głównej drodze, a nie w pobliżu magazynów, a podczas tortur wyjawiłeś mi, że pracowałeś dla Amerykanów i dlatego przyjechałam ja, żeby porozmawiać z Isaacem i to wyjaśnić. Jasne?

- JASNE. - napisałem drukowanymi literami, aby podkreślić, że wszystko doskonale rozumiem.

Nie byłem pewien czy Elias uwierzyłby w taką bajkę, ale wolałem nie podważać decyzji Xarii. Mogło mnie to kosztować na przykład jedną rękę, albo mojego penisa, choć akurat on chyba się jej spodobał. 

Wsiedliśmy do wypożyczonego samochodu i Safari ustawił nawigację, aby bez problemu dojechać do budynku, w którym mieściło się ulubione kasyno Isaaca. Podczas mojej pracy w magazynie sporo o nim słyszałem i doskonale wiedziałem, że to właśnie tam boss prowadził negocjacje i przyjmował interesantów, więc naprawdę mógł tam dziś przebywać. 

Ku mojemu zdziwieniu Xaria nie usiadła z przodu jak zawsze, tylko kazała miejsce pasażera zająć Benicie, a sama opadła na fotel obok mnie. Miała sporo wolnego miejsca, jednak usiadła na tyle blisko, że nasze uda się ze sobą stykały, a ja byłem pewien, że zrobiła to celowo, aby mnie trochę rozkojarzyć. Naprawdę musiało jej zależeć na udanym przedstawieniu, skoro posuwała się do tak perfidnych metod. 

- Byłeś już kiedyś w Nowym Jorku?

- Nigdy nie opuszczałem Sewilli. Wczoraj pierwszy raz leciałem samolotem. - odpisałem, a ona uniosła ze zdziwienia brew.

- Naprawdę? Nie jeździłeś na wakacje?

- Nie miałem pieniędzy.

Kiwnęła ze zrozumieniem głową, jednak o nic więcej już nie zapytała, więc całą drogę mogłem podziwiać zatłoczone ulice, ogromne budynki i samochody, które do tej pory widziałem tylko na filmach. 

Gdy samochód zatrzymał się przed kasynem, nadal nie wiedziałem, w którą stronę powinienem  pójść. W głowie miałem mętlik i chyba Xaria to zauważyła, bo kiedy szliśmy już w stronę drzwi, zatrzymała się i chwyciła moją dłoń, abym się odwrócił i na nią popatrzył. 

- Nigdy nie polegam na mężczyznach, Szarooki. Każdy, któremu zaufałam mnie zdradził. Tak było z moim ojcem, bratem i wszystkimi chłopakami, z którymi się spotykałam, dlatego od kilku lat nie ufam już nikomu. Ludzie potrafią tylko wbijać noże w plecy. - ścisnęła mocniej palce mojej dłoni, aż lekko się skrzywiłem. - Ale tobie musiałam zaufać. Nie zrób kolejnej dziury w moich plecach, a obiecuję ci, że gdy wszystko się uda i wrócimy do domu, puszczę cię wolno i dam ci tyle pieniędzy, że starczy ci do końca życia. Będziesz mógł podróżować, kupić dom, zrobić cokolwiek. Tylko mnie teraz nie zdradzaj.

Przełknąłem ślinę. Co miałem jej na to odpowiedzieć? Gdy patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi, czarnymi oczami, nawet nie potrafiłem myśleć o tym, że mógłbym zrobić cokolwiek wbrew jej woli. Padłbym do jej stóp, gdyby tego właśnie chciała. Kiwnąłem więc posłusznie głową i pociągnąłem ją w stronę wejścia do kasyna. Puściłem jej drobną dłoń dopiero, gdy mijaliśmy wejście. 

Nie zdradzę jej. 

Nie mogłem. 


Xaria

Benita i Safari zostali na dworze, tak jak się wcześniej umówiliśmy, bo nie miałam zamiaru narażać na niebezpieczeństwo także ich. Samo to, że przyjechaliśmy we czwórkę stanowiło problem, gdyby jednak Amerykanie nie mieli ochoty na rozmowy o sojuszu. 

Rozejrzałam się po dużym holu, który tak naprawdę niczym specjalnym się nie wyróżniał i dla osoby, która pojawiła się tutaj przypadkowo, zapewne wyglądał jak zwykły hotel, w którym można było spędzić kilka przyjemnych nocy. Całość była bardzo jasna, ściany pomalowane na ładny, beżowy kolor zdobiły bogate złote zdobienia, a w różnych miejscach ustawione były ogromne rośliny doniczkowe. Po naszej lewej stronie znajdował się ciemnobrązowy kontuar, za którym stała młoda dziewczyna, ubrana w idealnie wykrochmaloną białą koszulę. No cóż. Chyba nie tego się spodziewałam. W moich wyobrażeniach to miejsce wyglądało obskurnie i wcale nie chciało się do niego wchodzić, ale to, co właśnie widziałam, przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Gdybym nie wiedziała, co tu się naprawdę wyrabiało każdego dnia, prawdopodobnie nabrałabym się na tę piękną otoczę jak cała reszta śmiertelników. Luksusowy hotel z kasynem, a nie miejsce tortur i ulubionych rozrywek bossa amerykańskiej mafii. 

Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości i uważnie przyglądałam Matiasowi, który podszedł do dziewczyny znajdującej się za kontuarem. Uśmiechnęła się i coś do niego powiedziała, a mój towarzysz wyjął tablet, coś na nim napisał, a ona ze zrozumieniem kiwnęła głową. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale moje serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Zazwyczaj podchodziłam do wszystkiego z czystą głową i nawet jeżeli czasami ponosiły mnie emocje, to strach odczuwałam naprawdę rzadko. Tortury nie były dla mnie czymś obcym, a śmierć czeka każdego z nas, więc na przestrzeni ostatnich lat zdążyłam już się przyzwyczaić do myśli, że nie dożyję osiemdziesięciu lat, tylko ktoś mnie powali dużo wcześniej. Taki był nasz świat i każdy, kto do niego wchodził, musiał się z tym liczyć. Mogłam zginąć nawet dziś i widząc przerażoną minę recepcjonistki, gdy Matias jest wszystko wyjaśniał, prawdopodobieństwo takiego scenariusza gwałtownie wzrosło.

Nie odrywałam wzroku od dziewczyny, która uniosła telefon leżący obok niej na blacie i wybrała jakiś numer. Zaczęła z kimś rozmawiać, a moje serce po raz kolejny fiknęło gwałtownego fikołka. Elias na pewno nie przepuściłby takiej okazji. Szukają winnego podpalenia ich magazynu, więc na sto procent przyjdzie tutaj, żeby się wszystkiego dowiedzieć, bo przecież zna Matiasa. Gdy mężczyzna się tu pojawi, mój los będzie zależał tylko i wyłącznie od tego, co zrobi Szarooki. 

Nie zdradź mnie! 

Miałam ochotę krzyknąć do niego, ale z trudem udało mi przed tym powstrzymać. 

Jakby słysząc moje myśli, chłopak odwrócił głowę w moim kierunku. Całe jego ciało było spięte, a mina poważna, więc doskonale wiedziałam, że stresował się tak samo jak ja. Nie mogłam teraz w żaden sposób go wesprzeć, ale byłam przekonana, że gdy tylko wrócimy do domu, obsypię go złotem, jeżeli tego będzie chciał. Nie wiem ile staliśmy tak gapiąc się na siebie, ale tę naszą niemą wymianę zdań przerwał dźwięk zjeżdżającej na dół windy. Drzwi otworzyły się i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to niebieskie, mordercze spojrzenie. 

Elias Bowen. 

Mężczyzna był bardzo wysoki i pokaźnie zbudowany. Wyglądał na jakieś dwa metry, a w ramionach był tak szeroki, że prawdopodobnie nie dałabym rady go objąć. Negatywna energia aż od niego buchała, ale jednocześnie był on tak pociągający, że tutejsze kobiety musiały się o niego zabijać. Miał może z trzydzieści lat, wytatuowane ręce, zadbaną brodę, jasne, odrobinę przydługie włosy i te cholerne oczy, które prawdopodobnie potrafiły zabijać wrogów. Doradca Isaaca nie patrzył jednak na Matiasa, tylko prosto na mnie, aż po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Zacisnęłam dłonie w pięści, uniosłam buńczucznie podbródek i przywołałam na swoją twarz wyuczony przez lata praktyki krzywy uśmiech, który miał zamaskować mój strach. 

- Xaria Santana. – jego donośny głos rozniósł się po holu.

Mogłam się domyśleć, że zobaczą nas na kamerach. Isaac pewnie teraz siedział w swoim gabinecie i uważnie się nam przyglądał, grając w tą swoją głupią grę w kotka i myszkę. 

- Elias Jakcitam. – odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w jego stronę.

Zatrzymaliśmy się dobre dwa metry od siebie. Pistolet, który miałam schowany w kaburze przypiętej do paska, mocno grzał moją skórę, gotów do działania w każdej chwili. 

- Bezczelna po tatusiu, hm? Nie uważasz, że to trochę nierozsądne z twojej strony, że pojawiasz się sama na terenie wroga? 

- Powiedzmy, że mam pokojowe zamiary. 

- Hiszpanie i pokojowe zamiary. – zaśmiał się, ale ten uśmiech nie dotarł do jego oczu.

Zapewne żaden tam nie docierał, bo w tym człowieku nie było nawet odrobiny radości, tylko zimno, gniew i nienawiść. 

- Twój boss nie ma zamiaru ze mną porozmawiać, więc musiałam znaleźć sposób, żeby się tu dostać. 

- Mój boss jest zajęty poważnymi sprawami, a nie problemami małych dziewczynek. – znów się szyderczo uśmiechnął, a ja automatycznie zacisnęłam dłoń na swoim pistolecie. 

Elias wyciągnął swoją broń i odbezpieczył, chcąc mnie chyba tym wystraszyć, ale przez jego komentarz byłam tak wściekła, że jedyne o czym myślałam, to wpakowanie kilku kul w tę jego zimną twarz. Dwie w oczy i jedną w cholerne usta. 

Już prawie wyjęłam swoją broń, lecz powstrzymała mnie ręka Matiasa, który stanął przede mną. Posłałam mu zirytowane spojrzenie, ale on za bardzo się nim nie przejął, tylko w miarę spokojnie przekręcił w stronę stojącego przed nami Eliasa. 

- Matias. Więc to ciebie wciągnęła w swoje gierki? 

Ku mojemu zdziwieniu, Szarooki nie wyjął z kieszeni tabletu, tylko zaczął rozmawiać z doradcą Isaaca na migi. Starałam się nie pokazać zaskoczenia, ale moje otwarte usta chyba mówiły same za siebie. Elias od razu zaczął mu odpowiadać, a mi zrobiło się gorąco. To, co pisał na tablecie mogłam w jakiś sposób kontrolować, ale w tym momencie nie miałam zielonego pojęcia o czym rozmawiali. Starszy z mężczyzn posłał mi wrogie spojrzenie i pewnie gdybym nie miała doświadczenia z takimi sprawami, padłabym teraz na ziemię. Co on do cholery mu powiedział? 

Matias machał rękoma tak szybko, że nawet nie nadążałam za jego ruchami, a co dopiero mówić o  zrozumieniu, co tym przekazywał. Wyglądali jakby się kłócili, co ani trochę mi się nie podobało. To miało być kilka zdań, a miałam wrażenie, że Szarooki powiedział dużo więcej. Zacisnęłam dłoń mocniej na swoim pistolecie, praktycznie przygotowując się na atak Eliasa. 

Zdradził mnie. 

Na pewno mnie zdradził. 

Jak każdy jebany mężczyzna w moim życiu. 

- Skończyliście pogaduszki? – starałam się, aby mój głos nie drżał z nerwów, ale wiedziałam, że słabo mi to wyszło. Musiałam nad tym popracować, jeżeli miałam bawić się z dużymi chłopcami. 

Elias mocno zacisnął swoją dużą, kwadratową szczękę i oderwał przenikliwe spojrzenie od Matiasa, po czym przeniósł je na mnie. 

No już... Pokaż mi co Ci powiedział. Czas dla mnie na moment stanął w miejscu  i szczerze mówiąc, chyba byłam gotowa na śmierć, choć na pewno nie przyjęłabym jej z pokorą. 

- Boss nie chce cię dziś widzieć. Matias wyjaśnił mi jak się spotkaliście i co ci powiedział, więc przekażę to wyżej i Isaac Harris skontaktuje się z tobą w sprawie magazynów znajdujących się w Sewilli. 

- Co, kurwa? – prychnęłam z niedowierzaniem. – Przyleciałam kilka tysięcy kilometrów, a on nie może ze mną porozmawiać twarzą w twarz? W dupie mam czy uważa mnie za małą dziewczynę czy za jebanego słonia tańczącego w balecie. Będę bossem hiszpańskiego oddziału i lepiej niech szybko przyjmie to do wiadomości! – stanęłam tak blisko Eliasa, że czułam ciepło bijące z jego ciała.

A jednak nie był taki zimny jak mi się wydawało. 

- Licz się ze słowami. Nie zapominaj, gdzie jesteś. 

- Przekaż Isaacowi, że ma tydzień, żeby zabrać swoich ludzi z mojego terenu. 

Moje słowa sprawiły, że mężczyzna zaśmiał się w głos, co tylko jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi. 

- Bo inaczej, co zrobisz? Wypowiesz wojnę? Myślałem, że przyjechałaś tu błagać o sojusz, żeby ratować waszą marną spuściznę. 

- Mój teren jest dla mnie ważniejszy, niż sojusz. Może mój ojciec pozwalał na takie zagrywki, ale ja nie mam zamiaru tolerować pieprzonych Amerykanów na mojej ziemi. Niech Isaac o tym pamięta, bo z tego, co wiem, niedługo władzę przejmie jego córeczka. – powiedziałam poważnie, choć wiedziałam, że stąpałam po cienkim lodzie. 

- Radzę ci już teraz zamilknąć, jeżeli nie chcesz wyjechać stąd w czarnym worku. – syknął blisko mojej twarzy, ale już się go nie bałam.

Nie miałam nic do stracenia, mogłam tylko zyskać. 

Wyciągnęłam z tylnej kieszeni białą kopertę i wcisnęłam ją do ręki Eliasa. Popatrzył na nią, ale nie skomentował mojego ruchu, tylko wsunął ją do swojej kieszeni. 

- Niech Isaac pamięta, że gdy przejmę władzę, będę rywalizować z jego córką, a nie z nim. Czy ona jest na to gotowa? Nie wiem. Ale ja, kurwa, jestem. – warknęłam. – Tydzień na zabranie waszych ludzi z Sewilli. Wszystko, co mam do powiedzenia jest w liście, bo część mnie doskonale wiedziała, że twój boss stchórzy i nie będzie chciał się spotkać z „małą dziewczynką". Jeżeli zrobicie to, o co proszę, możemy porozmawiać o sojuszu. 

- Grasz va banque, zdajesz sobie z tego sprawę?  

- Jeżeli Isaac nie jest idiotą to zobaczy we mnie sojusznika, a nie wroga. 

Nie miałam nic więcej do powiedzenia, więc chwyciłam dłoń Matiasa i pociągnęłam go w stronę wyjścia z kasyna. Jeszcze przez moment obawiałam się, że Elias nas zatrzyma, albo zdecyduje się na strzał prosto w moje plecy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po prostu pozwolił nam odejść. 

Pchnęłam drzwi i jak burza wypadłam z budynku, akurat w momencie, gdy po schodach wchodziła  młoda dziewczyna. Zderzyłam się z nią tak mocno, że gdybym jej nie złapała wolną ręką za ramię, prawdopodobnie spadłaby ze schodów i coś sobie złamała. 

- Ojej, przepraszam. Nie zauważyłam cię. – przyłożyła dłoń do swojej drobnej klatki piersiowej, jakby obawiała się, że wyskoczy jej za chwilę serce. – Gapa ze mnie. 

Była trochę młodsza ode mnie, sporo niższa, a jej włosy miały tak jasny kolor, że aż zlewały się z promieniami słońca. Jej skóra przypominała bardziej mleko, a oczy były w podobnym odcieniu do tych Eliasa. Chyba już bardziej się nie mogła ode mnie różnić. Czerń i biel. Yin and yang. Wypuściłam jej szczupłe ramię, gdy stanęła prosto.  

- Następnym razem pozwolę ci spaść. – mruknęłam, zbiegając schodami na dół i ciągnąc za sobą Matiasa. 

- Dziękuję, że mnie złapałaś! – krzyknęła jeszcze, aż mimowolnie wywróciłam oczami. „
Przepraszam" i „dziękuję" podczas rozmowy trwającej kilkanaście sekund. Tutejsze kobiety były niezrównoważone. 

Zbiegliśmy po schodach na dół i od razu podeszłam do samochodu, przy którym cierpliwie czekali Safari i Benita. Obydwoje odetchnęli z ulgą, gdy stanęliśmy przed nimi cali i zdrowi, bo zapewne myśleli, że wszyscy tutaj dziś zginiemy. Przez moment też miałam takie wrażenie, ale wcale nie chciałam im o tym mówić, aby ich niepotrzebnie jeszcze bardziej nie stresować. Już i tak musieli nieźle przeżywać nasz wyjazd, choć nie dawali tego po sobie poznać. 

- Wracamy. - mruknęłam podchodząc, do drzwi od strony pasażera. - Nic więcej już chyba nie uda nam się zdziałać. 

- Udało ci się z nim porozmawiać?

- A czy wyglądam jakby mi się udało?

- Ale chociaż wziął list, który napisałaś? - przyjrzał mi się uważnie, ale gdy posłałam mu groźne spojrzenie odsunął się i podszedł do swoich drzwi. - Dobra, dobra. Nic więcej nie mówię. Ale może powiesz chociaż o czym rozmawiałaś z córką Isaaca?

- Z kim? - popatrzyłam na niego jak na idiotę, nie bardzo wiedząc o czym on w ogóle mówił. 

Zamiast mi odpowiedzieć, kiwnął głową w kierunku wejścia do kasyna, więc odwróciłam się w tamtym kierunku. Ładna blondynka, na którą wpadłam, nadal stała w drzwiach i przyglądała się nam z wyraźnym zaciekawieniem. 

- To córka Isaaca? - szepnęłam z niedowierzaniem.

- No. Niezła sztuka. 

Dziewczyna wydawała się być taka... Delikatna. Jak ktoś taki jak ona miał dowodzić potężnym oddziałem amerykańskim? Nie mogłam tego zrozumieć, ale z jakiegoś powodu kiwnęłam do niej głową, choć próbując okazać jej szacunek. Skoro Harris ją wybrał na swojego następcę, to musiała się do tego nadawać. Ja w oczach mojego ojca nie byłam godna, choć przygotowywałam się do tego odkąd skończyłam osiem lat. Dziewczyna nie uśmiechnęła się, ale także lekko skinęła głową i dopiero po tym zniknęła za drzwiami. 

Chwilę jeszcze gapiłam się w miejsce, gdzie przed chwilą stała, nie mogąc się ruszyć. 

Zostanę bossem, choćbym miała wybić pół świata. 

A ta dziewczyna będzie moim sojusznikiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top