Prolog

Byłam razem z Wiki na górze w swoim pokoju. Stałyśmy właśnie przy moich zdjęciach. Przedstawiały one różne chwile z mojego życia. Głównie te radosne.
- Już nie cgcesz wykończyć mojej rodziny?- pytam kiedy Wiktoria sięga po jedno ze zdjęć. Ruda uśmuecha się do mnie smutno.
- Nie. Już nie. I bardzo tego żałuję. Uświadomiłam sobie jaka okropna kiedyś byłam jak cię poznałam. I już nie chcę taka być. Chcę być tylko z tobą. Mam nadzieję że kiedyś mi to wybaczysz.- odpowiada i chwyta ramkę ze zdjęciem gdzie jestem z moją najlepszą przyjaciółką Megan. Uśmiech rozjaśnia twarz Wiktorii.
- Ciesze się że masz takich wspaniałych przyjaciół.- kładę głowę na jej ramieniu.
- Ja też.- wyciągam ramkę z jej rąk i stawiam z powrotem na półkę. Chwytam ją za ręce.- już ci dawno wybaczyłam więc przestań się tym gryźć okej? - pytam ją a ona przytakuje. Uśmiecham się.
- To co chcesz dziś robić?- ponawiam pytanie.- może film? Wiki kiwa głową.
- Z tobą zawsze. Wybierz wszystko na co masz ochotę.- ruda uśmiecha się do mnie kiedy podchodzę do półki z filmami żeby wybrać co obejrzymy razem dziś wieczór. Niestety kiedy już mam wybrać drzwi mojego pokoju otwiera mój starszy brat. Edward. Ma przerażony wyraz twarzy.
- Edwardzie co się stało?- pytam zszokowana.
- Morgan przyjechał Kajusz Volturi.- odpowiada brunet a ja wytrzeszczam na niego oczy. Nie! To się nie dzieje naprawdę! Mam ochotę z tąd uciec. Wiki dziwnie na mnie patrzy. Jest w szoku.
- Co mieliby robić tutaj Volturi?- pyta zdziwionym tonem i patrzy na mnie oczekując odpowiedzi.
- Ja..- zaczynam ale nie wiem co mam powiedzieć. Głos więźnie mi w gardle.
- Porozmawiaj z nim chociaż.- zaczyna Edward proszacym tonem. Jest wystraszony podobnie jak ja. Wzdycham. Marzę żeby uciec jak najdalej z tąd. Schodzę na dół po schodach szybkim i zdecydowanym krokiem by zastać Kajusza czekającego w salonie. Wygląda tak samo. Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Drogi garnitur leży na nim doskonale. Złote włosy lśnią jak zawsze a na szyi ma herb Volturi.
- Morgan..- zaczyna a jego głos się łamie. Pierwszy raz go widzę takiego. To wszystko co ma do powiedzenia po tylu latach uwięzienia. Nie potrafię wyrazić słowami bólu który odczuwam kiedy go widzę. Kajusz podchodzi bliżej. Coraz bliżej. Z każdym krokiem coraz bardziej odczuwam silne pragnienie ucieczki.
- Nie podchodź!- cofa się gwałtownie a w jego krwisto czerwonych oczach widać ból. Dużo bólu i szaleństwa.
- Morgan ja..- zaczyna.- proszę porozmawiajmy..- błaga.
- Trochę na to za późno. Mogliśmy wcześniej ale ty byłeś zbyt zajęty zadawaniem bólu innym żeby tracić dla mnie czas.- Kajusz drży jakbym go uderzyła w policzek a przecież nie zrobiłam tego.
- Gdybyś została..- kontynuje.
- To co? Miałam dalej patrzeć bezsilnie jak rujnujesz innym ludziom życie? Prawda w końcu wyjdzie na jaw tak mówią. A kiedy zorientowałam się jaki jesteś naprawdę to zrobiłam jedną słuszną rzecz dałam nogę.
- Morgan proszę..porozmawiajmy spokojnie.- błaga a cień nadziei błyszczy w jego krwisto czerwonych oczach.
- Wybacz. Ale nie. Nie mogę!- rzucam się do ucieczki zanim ktokolwiek zdąży mnie powstrzymać. Wybiegam przez drzwi nie oglądając się za siebie. Teleportuję się do lasu. Zatrzymuje się na polanie i siedzę tam długo. Patrzę na mój naszyjnik przedstawiający rozgwiazdę. Dostałam go od mamy na szesnaste urodziny. Imię Morgan oznacza morze. To tak jakbym się urodziła z morza. Od zawsze je kochałam. Chowam naszyjnik za bluzkę i wstaję. Otrzepuję się. Wzdycham. Czas wracać do domu mimo że nie chcę. Mogłabym zostać tu na zawze. Las to cudowne miejsce a natura która go otacza tym bardziej. My czarownice doceniamy jej piękno jak nikt inny. Jest źródłem naszej nie poskromionej magii. Słyszę szelest między drzewami i podskakuję a potem wzdycham.
- Wyjdź Demetri.- proszę go. Wampir wychodzi zza drzew.
- Skąd wiedziałaś że to ja?- pyta.
- Intuicja.- odpowiadam z uśmiechem.
- Serio?- uśmiecha się.
- Nie. Kajusz nie pozwoliłby żeby coś mi się stało. No chodź.- mówię kiedy idziemy między drzewami.- cześć Jane, Alec.- witam ich.
- Witaj księżniczko.- odpowiadają razem i uśmiechają się do mnie delikatnie. Razem wracamy do domu by zastać totalny bajzel. Kajusz chodzi po salonie i rwie sobie końcówki włosów.
- Ona mi nie wybaczy!- lamentuje a Wiktoria i Edward robią to samo. Dziwne że jeszcze nie skaczą sobie do gardeł. Wszyscy bardzo mnie kochają szczególnie mój brat.
- A jeśli coś jej się stało?- lamentuje Edward i dołącza do niego Wiktoria.
- Na pewno coś jej się stało. Idę jej szukać!- ruda zrywa się w mig z kanapy.
- Nie ma potrzeby.- odparowuję. Na dźwięk mojego głosu wszyscy zamierają. Słychać uderzenie szpilki. Po chwili wszyscy biegną żeby mnie przytulić ale piewsza dopada mnie Esme. Jej czułe objęcia są pewnym pocieszeniem.
- Gdzie byłaś kochanie!? - pyta zdenerwowana.- nic ci nie jest?
- Nie. Wszystko gra.- odzywam się a potem reszta wampirów mnie tuli. Jestem najpierw w objęciach Edwarda potem Wiki a na końcu Kajusza
Blondyn cały drży przerażony.
- Oh Morgan. Tak się martwiłem! Gdzie byłaś!?- wzdycham kiedy Kajusz ponawia pytanie.
- Tu i tam. Musimy porozmawiać.- wyjaśniam i wchodzę do środka. To będzie chyba najtrudniejsza rozmiwa w całym moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top