Rozdział 7 Effie Trinket

Weronika

Przemierzam korytarze. Wszystkie są przepełnione bogactwem i siłą. Widzę drogie pozłacane ramy i obrazy które za pewne kosztowałyby mnie fortunę. Rozglądam się jednak wszędzie gdzie tylko mogę. Chłonę ten widok ponieważ za chwilę bedę musiała wrócić do Coriolanusa. Więc pozwalam sobie cieszyć się chwilą. Doskonale pamiętam gdzie leży jego gabinet więc z powrotem nie powinnam mieć najmniejszego problemu.

Tak mi się przynajmniej wydaje. Kiedy idę mijam coraz więcej korytarzy i dochodzę do wniosku że się zgubiłam! A niech to szlak! Ta rezydencja jest wielka a ja nie przemyślałam że jak pójdę sama to mogę się łatwo zgubić. Byłam niemal pewna że znajdę drogę prosto, do jego gabinetu. No cóż. Nie poddawałam się i maszerowałam dalej. Że smutkiem zdałam sobie sprawę że bedę musiała złamać hedną z zasad Coriolanusa i zapytać kogoś o drogę. Nie dobrze. On łatwo wpada w złość kiedy ktoś mu się sprzeciwia. Jednak nie było wyjścia.

Nagle słyszę rozmowę. To dwa głosy. Jeden męski silny i mocny a druga damski łagodniejszy. Może ich zapytam? Podchodzę bliżej chcąc podsłuchać rozmowę.
- Ta kreacja była absolutnym hitem tego sezonu!- trajkocze dziewczyna nie zauważając mnie nadal. Muszę przyznać. Podoba mi się jej styl. Chciałabym usłyszeć od niej kilka porad w modzie.

Podchodzę do nich.
- Cześć. Przepraszam że przeszkadzam. Ale masz świetny styl. Czy udzielisz mi jakiś porad modowych?- pytam dziewczynę a ta robi wielkie oczy spoglądając na mnie.
- A ty kim jesteś?- pyta i spogląda na mój strój. Moje policzki płoną, ponieważ nie sądziłam że trafię tu i to w takich ubraniach.
- Ona jest moja!- zamieramy obie na dźwięk tego silnego ostrego głosu. Dobrze go znam. Dziewczyna ma twarz pełną szacunku i kłania się. Dorosły mężczyzna o czarnej skórze robi to samo.
- Panie prezydencie.- mówi kobieta i znowu spogląda na mnie zaciekawiona. Coriolanus podchodzi do nas pewnym siebie krokiem. W jednej chwili jest znowu przy mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top