Rozdział 6 Zwiedzanie
Weronika
Podchodzę do półki z książkami. Coriolanus ma ciekawy zbiór książek. Są to nieznane tytuły takie jak np historia Capitolu. Cieszy mnie to nie zmiernie bo naprawdę kocham czytać. Jednak bo długim siedzeniu obok blondyna zaczyna mnie boleć kark i sztywnieć. Chcę zobaczyć rezydencję, ale nie mogę się ruszyć na krok dopóki nie poproszę.
- Coriolan.- zaczynam słodkim proszącym tonem.- czy mogę rozejrzeć się po rezydencji.
- Nie.- pada natychmiastowa odpowiedź a on wraca do pracy tak jakby nigdy nic. Z frustracji aż płoną mi uszy. Zaciskam zęby bo już nie mogę wytrzymać. Nie wygodnie mi, no i chcę się trochę poruszać.
- Proszę. Obiecuję że bedę ostrożna.- proszę go jeszcze raz mając nadzieję że to zadziała.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł żeby szwędała się po miejscu którego sama z pewnością wcale nie znasz. Nie masz jeszcze przy dzielonego strażnika.
- Ale ja naprawdę potrafię o siebie zadbać. Proszę. Czy możesz mi zaufać?- pytam swoim najbardziej słodkim głosem. Wzdycha rozdrażniony. Pociera głowę jakby go bolała od nadmiaru pracy. Pochylam się trochę bliżej biórka żeby mieć lepszy wgląd na dokumenty które podpisuje lub czyta.
- No dobrze. Możesz iść. Ale tylko na chwilę.- mówi spokojnie chociaż wiem że jest wzburzony. Całuję go w policzek w ramach podziękowań. Zaskoczony otwiera szeroko oczy. Patrzy na mnie z jakimś takim rodzajem uwielbienia w oczach.
- Teraz się wacham czy cię puścić. Ale dobrze. Idź. Zanim zdążę zmienić zdanie. Uradowana wybiegam z pokoju zamykając delikatnie za sobą drzwi. Pamiętając o zasadach panującej tu ciszy. Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam. Ale to moja jedyna szansa na wolność. No i chcę poznać dobrze miejsce w którym się znalazłam. Na wypadek ucieczki gdyby zdarzyły się nie przewidziane okoliczności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top