Rozdział 2 Przybycie

Weronika

Prezydent zaprowadził mnie do swojego gabinetu na górę. Poczułam się odrobinę lepiej bo to było ustronne miejsce i nikt na nas nie patrzył. Rozejrzałam się po pokoju. Typowe pomieszczenie do pracy. Nic specjalnego. Pierwsze co mi rzuciło się w oczy to regał z książkami. Kocham czytać. Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Zobaczyłam że blondyn przygląda mi się uważnie. Jego przystojna twarz błyszczała fascynacją kiedy na mnie spoglądał.
- Kochasz czytać prawda?- spytał uśmiechając się szerzej.
- Tak.- potwierdziłam skiniem głowy.- a chce pan wiedzieć co lubię?- podszedł jeszcze bliżej mnie.
- Chcę wiedzieć wszystko co lubisz.- odpowiada a jego gorący oddech muska moją szyję. Drżę. A on to zauważa i sprawia mu przyjemność to jak na mnie działa. Uśmiech nie schodzi mu z ust kiedy dalej mi się przygląda badawczym wzrokiem.- pragnę wiedzieć wszystko co ciebie dotyczy. Chcę cię poznać bardziej niż siebie samego.- szepcze do mnie. Jest tak blisko..Jegu usta prawie dotykają mojego ciała. Sapię. Oh jak bym chciała żeby mnie dotknęły ale tego mu nie mówię. Jestem twarda. Jak skła. Żadne wdzięki mężczyzny nigdy mnie nie zdominują. Co innego kobiety. Mężczyźni są beznadziejni i nie warto się dla nich wysilać.- Co chce pan wiedzieć?- pytam neutralnym tonem jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.
- Żaden pan. Czuję się przez to stary. Mów do mnie Coriolanus.- odpowiada dalej przyglądając mi się intensywnie.
- Co za piękne imię.- mówię na głos a on dalej się uśmiecha.
- Dziękuję kochanie.- grucha.- teraz zdradź mi swoje.
- Weronika Winters.- odpowiadam a on wzdycha.
- Co za piękne imię. Dla pięknej dziewczyny.- próbuje mnie dotknąć ale ja się cofam. Mruży iczy w gniewie. Wyglądają jak sople lodu. Bardzo zimnego lodu.- Gdzie moje maniery? Proszę usiądź moja droga. Przed nami długa rozmawa.- wyciąga rękę i wskazuje mi na krzesło przed biurkiem.
- Dziękuję.- zajmuje miejsce pełna obaw. Myśl o domu uderza mnie z dużą prędkością światła. Jak ja teraz tam wrócę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top