#12
Po kilkugodzinnym, męczącym treningu sportowcy wzięli sobie do serca słowa wypowiedziane wcześniej przez Johanna. Żar lał się nieba, a oni do 14.30 siedzieli na zewnątrz. Po zakończeniu treningu wszyscy, poza mną oraz szkoleniowcem, z ulgą wskoczyli do basenu. Alex chciał pogadać o wynikach chłopaków, więc poszliśmy do jego pokoju, gdzie było tylko odrobinę chłodniej niż na dworze. Spędziliśmy tam prawie pół godziny analizując każde ćwiczenie po kolei. Kilka minut po trzeciej wreszcie skończyliśmy.
- Nawet nie jest źle - mruknęłam i podniosłam się z łóżka z zamiarem wyjścia. - Będę już leciała - uśmiechnęłam się.
- Jennie, zaczekaj chwilę - powstrzymały mnie słowa Stöckla. Zaskoczona odwróciłam się. - Możemy porozmawiać? - usłyszałam nadzieję w głosie byłego skoczka.
Nigdy tak nie mówił, takim tonem, szczególnie do mnie. Widziałam niepokój w jego oczach. Niepewnie usiadłam na podłodze, a szkoleniowiec kadry wstał i podszedł do okna.
- Coś nie tak? - spytałam cicho. - Co zrobiłam?
Roześmiał się, co trochę rozluźniło atmosferę. Odwrócił się w moją stronę.
- Posłuchaj, to może być dla ciebie trudne, ale obiecaj, że dasz mi to wytłumaczyć, że nie uciekniesz...
Po tych słowach naprawdę się przestraszyłam. Nie wiedziałam o co może chodzić, ale czułam, że to coś poważnego.
- Alex... - nigdy nie mówiłam do niego po imieniu, chyba że działo się coś niepokojącego. - O co chodzi?
- Jennie, to nie jest łatwe, ale myślę, że powinnaś i masz prawo o tym wiedzieć...
- Do cholery jasnej! - nigdy nie pozwalałam sobie na takie słowa w jego obecności, ale trochę mnie już zdenerwował. Był jednak chyba tak zamyślony, że nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Rzadko kiedy zachowywał się tak jak obecnie. Nie wiedziałam już co mam o tym wszystkim myśleć. - Nie mam już siły. Powiesz mi o co chodzi? - starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas.
Mężczyzna wyjął ręce z kieszeni i wziął głęboki wdech.
- Jennie, posłuchaj... - spojrzał na mnie uważnie. - Bo chodzi mi o to, że jestem twoim ojcem...
- Dobrze. Mogę... - dopiero teraz dotarł do mnie sens tych słów. - Czekaj co?! - krzyknęłam głośno i zerwałam się na równe nogi. - Jak?! Alex... - schowałam twarz w dłoniach, ale szybko doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. - Ja... To niemożliwe. Mój ojciec nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym jak byłam mała... Nie powinieneś żartować z takich spraw... - nie dbałam już o to, że mówię mu na "ty".
- Wiem, że to dla ciebie ogromny szok, ale daj mi wytłumaczyć. Proszę...
Jak w transie usiadłam na łóżku. To nie był ten sam Alex, ten sam uśmiechnięty mężczyzna, którego widziałam jeszcze rano. To był po prostu człowiek, który wiele w życiu doświadczył i teraz cierpiał. Tylko dlatego tam zostałam. Szkoleniowiec usiadł obok i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Charlotte, to znaczy twoją matkę, poznałem w Wiedniu. Przyjechała pod koniec wakacji. Od razu mi się spodobała - spojrzał na mnie. - Umówiliśmy się raz, drugi i zaiskrzyło. Po krótkim czasie okazało się, że zaszła w ciążę.
- Wtedy ją zostawiłeś, tak? - wtrąciłam się.
- Nie. To ona wyjechała. Dzwoniłem, pisałem, ale nie odpowiadała. W końcu to ja z przyczyn zawodowych przeprowadziłem się do Norwegii... Nic nie wiedziałem, nie wiedziałem gdzie mieszka, co robi, czy w ogóle urodziła... - przerwał obserwując moją reakcję.
- Skąd ty możesz mieć pewność, że ja... Że jestem twoją... córką? - spytałam po chwili. - Przecież mogłeś to zmyślić... Nie wierzę ci... To jest po prostu zbyt absurdalne. Przez tyle lat nie miałam ojca, myślałam, że nie żyje, a teraz okazuje się, że cały czas był obok. Ale skoro masz taką pewność to udowodnij - zażądałam.
Westchnął głęboko i sięgnął ręką do kieszeni, z której wyciągnął portfel. Następnie wyjął z niego zdjęcie. Zdjęcie, na którym pozował razem z moją matką.
- Jeśli to nie wystarcza to spójrz na drugą stronę.
"Nie dam rady... Wyjeżdżam, wracam do Norwegii. Nie chcę od ciebie nic, chcę tylko zapomnieć. Przepraszam." Słowa napisane przez moją matkę; jej charakter pisma zawsze rozpoznam. Widać było, że Stöckl często czytał te słowa, linie zgięć były doskonale widoczne. Więcej już nie potrzebowałam.
- Teraz mi wierzysz? - jak zza ściany usłyszałam głos mężczyzny.
Otarłam łzy, które nagle pojawiły się na moich policzkach i zaśmiałam się. Taka nagła zmiana nastroju zaskoczyła nawet mnie. Po chwili jednak się opanowałam.
- Co ja teraz mam robić? Mówić ci "tato"?
- Zrobisz co uważasz za słuszne, powiesz komuś, jeśli chcesz... Ale liczę na to, że nadal będziesz dla nas pracować - zaśmiał się cicho. - Ogólnie to cieszę, się że przyjęłaś to tak dobrze, nie wybiegłaś z krzykiem... - teraz zaśmialiśmy się oboje.
Chwilę później skinęłam głową i wstałam z zamiarem wyjścia.
- W sumie to cieszę się, że mi to powiedziałeś. Brakowało mi ojca. Do zobaczenia... tato - dodałam po krótkim namyśle i puściłam mu oczko.
- Jesteś do niej taka podobna... - westchnął gdy zniknęłam za drzwiami.
Za rogiem wpadłam na kogoś. Jak się okazało tą osobą był Hilde. Od razu zauważył, że coś jest nie tak, że płakałam.
- Jennie, słońce. Co się stało? - przytulił mnie mocno. - Czy Stöckl... On ci coś zrobił? Zabiję go... - mruknął zdenerwowany.
- Uspokój się debilu - powstrzymałam go i stanowczo chwyciłam za nadgarstek. - Chodź, wytłumaczę ci.
Pięć minut później siedziałam już na łóżku w swoim pokoju, a Hilde zajął miejsce obok. Był tak przybity, a ja nie mogłam na to patrzeć, więc usadowiłam się na jego kolanach.
- Tom... Ja właśnie się dowiedziałam, że Stöckl jest moim ojcem...
Zszokowany spojrzał mi prosto w oczy. Nie wierzył mi, więc zaczęłam wszystko powoli wyjaśniać.
- Czyli, że... Jesteś pewna? - spytał, a ja pokiwałam głową. - Cholera... No nieźle... Ale Jen, jest jeszcze jedna ważna sprawa... To ci się nie spodoba - zaczął. - Nie chcę się wtrącać w twoje życie, ale... Chodzi o Freunda - przeszedł do sedna. - Jennie, on tak naprawdę chce cię tylko zaliczyć, a później cię zostawi - mówił to tak pewnie, że prawie mu uwierzyłam. Prawie.
- Dlaczego tak mówisz? - zdenerwowana wstałam z jego kolan.
- Bo taka jest prawda... - mruknął smutnym głosem.
Nie chciałam znowu wdawać się w niepotrzebne kłótnie, więc postanowiłam rozładować całe napięcie.
- A może ty jesteś zazdrosny, co? - roześmiałam się.
- Raczej mu współczuję, bo czasem jesteś naprawdę denerwująca - odparł i szeroko się uśmiechnął.
- Jesteś zazdrosny! - wykrzyknęłam chichocząc jak głupia.
Skoczek zrezygnowany pokręcił głową i wymamrotał coś pod nosem.
- Dalej ją nosisz? - jego wzrok skierowany był na bransoletkę na moim nadgarstku.
- Obiecałam - przysiadłam obok niego i mocno przytuliłam sportowca oraz dałam mu całusa w policzek.
Nagle on odwrócił się w moją stronę i szybkim ruchem przewrócił mnie na łóżko nachylając się nade mną.
- A co jeśli Freund porwie moją księżniczkę i gdzieś ją zamknie? - spytał wesoło.
- Wtedy twoja księżniczka zadzwoni po swojego księcia, który zrobi z tym porządek - tymi słowami sprawiłam, że znowu się uśmiechnął.
W jego zielono-niebieskich, pięknych tęczówkach dostrzegłam iskierki. Hilde pochylił się jeszcze bardziej i pocałował mnie najpierw w czoło, a później w czubek nosa. Wtedy ktoś bez pukanie otworzył drzwi. Chłopak natychmiast się odsunął i wstał. Sama zaskoczona usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w przybyszy.
- Mówiłem żeby nie wchodzić... - mruknął cicho Gangnes.
- To też mój pokój - odparła błyskawicznie Therese. Kiedy jej wzrok spoczął na mnie uniosła pytająco brwi, a ja spuściłam głowę. - Ale widzę, że to faktycznie nie był dobry pomysł... No mniejsza. Idziecie grać w butelkę? - spytała po chwili milczenia brunetka.
- W sumie to czemu nie - odparł za nas oboje Tom i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
We czwórkę udaliśmy się do pokoju Gangnesa gdzie czekała reszta skoczków.
Miałam trochę czasu, więc postanowiłam, że dodam teraz. :D Co do "Your Dreams..." to kolejny rozdział pojawi się najpóźniej w środę. ;) <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top