Zwykły Dzień W Korpo

Musiałam się jakoś zebrać.Jest 11:00 a ja zamiast spędzać spokojnie dzień z rodziną tkwię w pracy. Lucy zadzwoniła do mnie z pilnym wezwaniem. Ponoć nasz klient Vincent chciałby podpisać z nami kontrakt. Poprawiłam włosy i wcisnęłam guziczek z połączeniem do sekretarki.
- Lucy czy nasz gość już jest? - Zapytałam.
- Tak proszę pani , właśnie podjechał pod budynek. - Odpowiedziała.
- Dobrze,Wpuść go od razu jak przyjdzie. - Po zakończonej rozmowie w pokoju pojawił się Erick.
- I jak kochana? Jest już nasz gość specjalny? - Powiedział domykając drzwi biodrami i w tym samym czasie poprawiając usta czerwoną szminką. Zajął miejsce stając obok mnie i opierając się o mój skórzany fotel. Chwilę później do gabinetu zawitał nikt inny jak sam słynny francuski projektant Vincent De Lore. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. Był zaskoczony widząc tu Ericka. Zajął miejsce na przeciwko mnie i przyjął  poważną minę. Erick rzucił na biurko szarą kopertę. Niepewnie nasz gość po nią sięgnął. Po ujrzeniu zawartości zbladł. Zaczął w pośpiechu drzeć znajdujące się tam zdjęcia, jego zdjęcia jak zabawia się nago z mężczyznami w różnych krępujących pozycjach.
- Nie szkodzi , mamy kopie. - Uśmiechnęłam się z pogardą i  ułożyłam głowę na dłoniach.
- Czego chcecie ? - Spytał a po jego twarzy spłynęła kropelka potu. Nabrałam powoli powietrza a z pod lady wyciągnęłam zszyte ze sobą dokumenty.
- Zrobimy tak.....ty podpiszesz te dokumenty , uszyjesz po dwadzieścia zestawów ubrań a ja nie wrzucę do internetu twoich popisów z przed dwóch dni. - Vincent podniósł się z krzesła i uderzył pięściami w biurko.
- Oszalałaś !? Jakim prawem mnie szantażujesz zdziro ! To nie ty tu dyktujesz warunki tylko ja ! Jedno moje słowo a twoja firma zbankrutuje ! WIesz w ogóle kim jestem ?!
- Wiem.....i wiem też , że operacje twojej siostry są bardzo kosztowne. -  Vincent zamilkł. - Pewnie jesteś zmęczony tym wszystkim prawda? Bo wiesz....w każdej chwili może się to skończyć. Peewniee , że możesz odmówić. Tylko wiedz iż wtedy przypadkiem stracisz tą swoją modową przygodę i cały twój wieloletni wysiłek od pucybuta do pseudo gwiazdeczki pryśnie.- Strzeliłam palcami. - Puf..jak mydlana bańka. Może lepiej usiądź bo jeszcze trochę mam do powiedzenia. - Zajął swoje miejsce. Erick włączył IPada i pokazał mężczyźnie zdjęcie na nim. - Poznajesz tę dziewczynkę? - Spytałam.
- Alice....- Na zdjęciu była leżąca w szpitalnym łóżku siostra Vincenta podpięta pod liczne aparatury i monitory.
- Taka młoda....jaka Szkoda iż miała wypadek prawda? CIekawe kiedy się wybudzi ze śpiączki. Jej cierpienie również mogę załagodzić. Czasem w szpitalach popełnia się błędy, zwłaszcza przez pielęgniarki przy podawaniu leków i kroplówek. Sam rozumiesz.Jakaś niewykwalifikowana osoba mogłaby....no nie wiem...pomylić się i tylko przez przypadek lub drobną nieuwagę pomylić się w dawkowaniu lekarstw.
- Nie zrobisz tego...
- Każda korporacja ma swój mały cmentarzyk. - Powiedziałam przesłodzonym głosikiem. Podałam mu pióro i podsunęłam bliżej dokumenty. - Wystarczy tylko , że podpiszesz. Nie proszę o wiele, zresztą mówią iż praca powinna być związana z czymś co się lubi prawda? A ty przecież lubisz swoją pracę.- Podpisał a dwie samotne łzy spłynęły mu po policzku. Erick podszedł do niego i swoimi długimi rubinowymi paznokciami przejechał po jego twarzy odwracając mu głowę w jego stronę.
- Dobrze się spisałeś słodziutki. - Dał mu buziaka w usta. Vincent spojrzał na Ericka a następnie na mnie.
- Jesteście potworami.
- Ujęłabym to raczej jako cena życia jako celebryta. Mam tylko nadzieję iż zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. - Vincent opuścił mój gabinet. Przez bodajże dwie sekundy zachowaliśmy z Erickiem ciszę , aby następnie buchnąć śmiechem.
- Kurwa mać prawie się poryczałem ze śmiechu. - Krzyknął Erick klaszcząc w dłonie.
- A widziałeś jego minę jak...?!- Zaśmiałam się. - Jak pokazałeś mu zdjęcie! Taki wojownik na początku a potem siedział jak myszka ! Hahahahaha!
- Myślałem , że się na ciebie rzuci z pięściami ! Boże co za prostak. Zbyt rzadko zdarza się nam pracować z kimś z klasą. - Odsunęłam szufladę i wyciągnęłam z niej miedzianą skrzyneczkę. Po otworzeniu wydobyłam z niej dwa cygara. Jedno podałam Erickowi. - Mmmm zbyt rzadko. - Erick wyjął z tyłu spodni dużą zapalniczkę o złotym kolorze. Odpalił. - Nadal źle to robisz. - Powiedziałam pokazując mu pudełeczko zapałek. Odpaliłam. - Tak zachowują smak.
- Nie mam czasu na zapałki. U mnie liczy się prestiż. -Zachichotałam.
- Prestiż? Jestem wyżej w stanowisku od ciebie a nie dbam o takie rzeczy.
- No właśnie , jesteś wyżej więc to ty wyznaczysz trendy i znaki rozpoznawcze firmy. Ja jestem tylko szarym pracownikiem w korpo. - Wypuścił z ust dym. - Nie tylko w tym jesteś lepsza. Masz dom , do którego chcesz wracać , faceta , który cie kocha i dziecko. Masz coś czego ja mieć nigdy nie będę.
- Przecież masz mieszkanie , rodzinę a chłopaka na pewno sobie znajdziesz. I sam wiesz , że i tak masz większe przywileje niż inni pracownicy tutaj. - Zaciągnęłam się.
- Rodzina nie chce mnie znać. Są ortodoksyjnymi katolikami. Mieszkanie mam najtańsze w mieście i to w najgorszej dzielnicy bo boje się je stracić. Boje się wrócić do czasów zanim wyciągnęłaś mnie z czarnej dupy.
- Dlatego wydajesz całą pensję w barach i dyskotekach? Chcesz być pewnie zauważany , więc stawiasz wszystkim po dwadzieścia kolejek mylę się? A potem kantujesz w papierach , żebym płaciła nadwyżki. Erick...w ten sposób nie znajdziesz miłości, dobra masz czasem swoje małe wypadki ale jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś. NIe stracisz tego na co tak ciężko pracowałeś.
- Nigdy nie miałem problemów z pieniędzmi. Rzadko kiedy miałaś dla mnie zadania więc robiłem błędy w rachunkach bo tylko wtedy miałaś dla mnie czas w grafiku. - Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Rozumiem.......więc od teraz znajdę dla ciebie czas.
- Może lepiej nie.....jeszcze Terry sie dowie , że spotykasz się z innym facetem.
- Terry nie żyje. - Powiedziałam oschle wypuszczając dym z ust.
- ...Przepraszam.....nie wiedziałem.....
- Ja też nie wiedziałam o twojej sytuacji. - Zaczęłam zmieniać grafik w telefonie , żeby mieć czas na rozmowy z Erickiem.- Wtorki i piątki, pasuje ci ? - Obróciłam się w jego stronę by ten ujął kosmyki moich czarnych włosów i przepuścił je przez palce. Patrzyliśmy tak na siebie przez chwilę by po niedługim czasie urwał ciszę.
- Tego też o mnie nie wiedziałaś. - Ostatni raz zaciągnął się przy mnie cygarem.Zaczął szybko iść w stronę drzwi. Gdy pociągnął za klamkę stanął na chwilę w miejscu. - Zapomnijmy o tym ostatnim o czym właśnie pomyślałaś. - Ostatni raz na mnie spojrzał. - Będę we wtorek słonko - Zasalutował puszczając mi oczko. Oparłam się w fotelu i wypuściłam dym z ust.
- Przecież o niczym nie pomyślałam.

Łoooo kurcza xD
ALe Villiana z niej zrobiłam , dzisiejszą część pisałam bodajże 2/3 dni , ponieważ ilekroć mam szanse piszę na przerwach lub na luźnych lekcjach w szkole. Jeśli mielibyście jakieś pomysły względem historii jakie piszę bardzo bym prosiła , byście zostawili je na moim profilu na wattpadzie lub napisali do mn , można się również ze mn skontaktować na snapie spokojnie nie gryzę xDD
Często też edytuje ,,Jeffa The Killera" więc jest możliwość , iż zmienię z lekka tę historię w poprzednich rozdziałach o ile napiszecie mi jak to powinno wyglądać buśka ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top