W prawo , w lewo , w bok , w dół.
,,Szaleję na twoim punkcie"? Na czyim? Na moim? Szalejesz? Za czym? Za mną? Po co?
Oparłam sie o zimną ścianę i zsunęłam powoli na dół.
- Kochasz mnie? Ale za co? Przecież jestem taka popsuta. Nie nadaję sie na żonę. - piwiedziałam sama do siebie. Przed oczami miałam znowu ten sam moment , kiedy blagalam go zapłakanym spojrzeniem by mnie kochał. Jakie to płytkie...pary na całym świecie mówią sobie ,,Kocham Cie" by następnie powiedzieć ,,To Nie ma sensu". Tylko dlatego , że dzielą ich kilometry zapominają o tym co ich połączyło.
- Czujesz sie lepiej? - zapytał Jeff wchodząc do pokoju.
- Nie wiem, może będzie mi lepiej jak mnie przytulisz. - Ale zatrybiłam inteligencją ! ,,..jak mnie przytulisz"? Co ja jestem? Podstawówka?
Jeff podszedł i uklękł naprzeciwko. Zbliżył usta do mojej twarzy , przymknęłam oczy i dałam sie ponieść chwili. Pocałunek Jeffa The Killera był gorący jak tysiąc słońc. Otuliłam go ramionami i zanóżyłam palce w jego kruczo czarne włosy. Były miękkie ale nie tak delikatne jak jego usta. Niestety...oderwałam sie od niego spuszczając głowę w dół.
- Wiem , że to nie był przytulas ale...- uniósł mój podbrudek ku górze. - Ale całować też umiem. - Cmoknął mnie w czubek nosa.
- Jest już jasno. Musze iść do pracy. - Zmieniłam temat. Spojrzeliśmy na siebie, w bok i znów na siebie. Jesteśmy oboje jakoś dziwnie smutni. Ta niezręczna cisza była głośniejsza niż odgłos jak trawa rośnie.
- Musze ci coś pokazać...- Jeff zdjął swoją czarną koszulkę . Miał białą skurę niczym żywa kartka papieru. Wykręcił sie tyłem tak abym podziwiała jego plecy. Zakryłam dłonią usta i nadal mu sie przyglądałam. Cały swój tył miał w grubych szramach, blizny nie miały końca a na boku miał wytatułowany czerwony pentagram . Przytuliłam sie do niego.
- Jeff..co tam sie stało?- zapytałam.
- To nie było zwykłe więzienie. To był koszmar. Ja i reszta pasowaliśmy tam....Jak do jakiejś pieprzonej kolekcji porcelanowych lalek. Codziennie przynajmniej jedna śmierć jakiegoś zwykłego szarego skazańca , ostre potyczki z innymi o to kto jest najsilniejszy i wieczne próby zabicia mnie przez Jane The Killer. Martwię sie Ebi... Nie zabiłem jej a ona może teraz w akcie zemsty zrobić coś tobie i Joddie. - odwrócił głowę i spojrzał mi głęboko w oczy. - Jesteście moimi największymi skarbami.
- Przestań! Nawet tak nie myśl! - przyłożyłam swoje czoło do jego. - Jesteśmy nie do zdarcia pamiętasz? Nic nam nie będzie. Już nie długo zostaniemy prawdziwą rodziną.
- Zostaniemy? - zapytał
- Tak Jeff. Weźmiemy ślub i razem będziemy dzielić dobre jak i złe chwile. Tylko...heh....nie wiem jaka powinna być dobra żona. - Zaśmiałam sie cicho. Jeff nagle mnie objął i mocno do siebie przyciągnął.
- Wystarczy bym codziennie mógł sie budzić przy tobie i mógł sprawić byś była bezpieczna.
- Jeff....- Wyszeptałam.
***
Wsiadłam do swojego czerwonego kabrioletu i ostatni raz spojrzałam w okno swojego domu zakładając okulary przeciwsłoneczne. Umiejscowiłam dłonie na skórzanej kierownicy , wybrałam wsteczny i obróciłam kierownicą jednocześnie naciskając pedał gazu. Dojechanie pod budynek mojej firmy zajęło mi mniej niż 15 minut. Standardowo rzuciłam kluczyki chłopcowi od parkowania i przeszłam przez próg szklanych rozsówanych drzwi. Winda,korytarz , stanowcze przywitanie sekretarki i wreszcie mój gabinet. Zajęłam miejsce na brązowym , obracanym fotelu i wcisnęłam przycisk na telefonie łączący mnie z sekretarką.
- Panno Lucy , czy pan Erick już przyszedł? - Zapytałam..
-....Tak, właśnie wszedł.
- Dobrze, prosze go wpuścić. - Rozłączyłam sie z sekretarką , a progu drzwi do pomieszczenia przestąpił wysoki mężczyzna ubrany w obcisłe , czarne rurki , białą koszulę , a na szyi miał obkręcony gruby , purpurowy szal w pióra.
- Hellow my Lady! Oh my god! How long have I not seen you? ...
- Gadaj normalnie! - Rzuciłam oschle.
- Oh Abigail! No weź! - Usiadł na biurku. - A tak sie staram być oryginalny. To tak mi sie odwdzięczasz za ciężką pracę?
- Chyba za wstukanie paru literek w google tłumacz. Masz mnie za idiotke? - Rzuciłam mu na blad papiery z zapłatą za część do głośnika. Widząc zapiski Erick lekko zbladł.
- Heh kochana..- Zarzucił szalem. - Dogadajmy sie , co? Ty podpiszesz ten świstek a ja dam ci to , o czym marzysz.
- Mianowicie? - Uniosłam do góry jedną brew w grymasie. Erick zdjął swój szal i owinął nim moją szyję przyciągając mnie do siebie.
- M-N-I-E..- Przeliterował uwodzicielskim głosem.
- Wolałabym wywalić cie na zbity pysk. - Zdjęłam z siebie jego cuchnący od perfum szal i wstałam podchodząc do przeszklonej ściany ukazującej miasto. Bydlak, tchórz , nie rób , ciota , zjebaniec umysłowy , pedał , wyrzutek społeczeństwa , debil.... Na język cisnęło mi sie tyle wspaniałych obelg. - Ericku....na co chciałeś wydać te pieniądze z przekrętu? - Erick wyjął swoje rozkładane lusterko i zaczął poprawiać w nim włosy.
- Hmmm no wiesz....ostatnio otworzono taki salon fryzjerski i ponoć fryzjer robi tam na miejscu fantastyczny lakier do włosów. Wszyscy koledzy z klubu już tego próbowali a ja nie chciałem być gorszy..
- Idioto! Idź i zarób nierobie a nie ,że wydajesz wszystko potem na męskie dziwki! Za dobrze ci płacę , żebyś mi tu podskakiwał. - Erick wybuchł śmiechem.
- Oh Abigail....ty mnie tak dobrze znasz. - Powiedział przecierając łeskę radości.
- Za długo z tobą pracuję......- Erick przytaknął z uśmieszkiem , zszedł z mojego biurka i zrobił poważną minę.
- Co mamy tym razem? - Spytał. Usiadłam z powrotem przy biurku i wyciągnęłam akta jednego z potencjalnych klijentów i podałam je Erickowi. On wziął je do rąk i zaczał uważnie czytać zapiski.
- Vincent De Lore, francuski projektant średniej działalności. Jego ubrania dobrze sie sprzedają , więc z amatora przeszedł na osobę liczącą sie w branży. Chciałam z nim podpisać umowę na stroje dla grup tanecznych do teledysków i występów , jak i do pokazywania sie po cywilnemu. Jednak z jakiegoś powodu odrzucił moją propozycję przy pierwszym spojrzeniu na mnie w drzwiach. Rzucił jedynie ,,Myślałem , że skoro takie egzotyczne imię to nadarzy mi sie jakiś ciemny przyjaciel".
- Pewnie mało go za to nie zabiłaś....hmmmm.... dobra , biorę go! - Stwierdził i wyjął z kieszeni małą kartę do aparatu. Podał mi ją i zaczął z aktami iść do wyjścia. Gdy otwierał drzwi odwrócił sie jeszcze na chwilę by powiedzieć - Aha no i ten szejk z Dubaju zgadza sie na promowanie naszych produktów a ten aktor na występ w tym filmie co gra nasza gwiazda muzyczna. Więcej z szejkami nie pracuję! W nocy są jacyś dziwni! - Rzucił i wyszedł.
- Erick....co ja bym bez ciebie zrobiła? - Zaśmiałam sie i odwróciłam na fotelu w stronę już nocnej panoramy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top