Strych się bać
To jest one shot na konkurs @Llaazy. Tu miało być zupełnie coś innego, ale mam zamiar wygrać, więc niestety, ludzie którzy wiedzą co tu miało być i czekają na to od dwóch miesięcy, muszą jeszcze poczekać.
Bardzo was przepraszam.
1650 słów
___________________________
- Dzieci, wychodzę. Muszę na chwile wyjść do sklepu, bo w domu nie ma nic do jedzenia prócz konserw i zupek chińskich. Tata jest u wujka, więc zostaniecie przez chwilę sami. Bądźcie grzeczne, postaram się wrócić jak najszybciej. To cześć
- Cześć, mamo - krzyknęła Nya, nie odrywając się od swojej kolorowanki.
Kai tylko mruknął zajęty ostrzeniem plastikowej broni.
Mama wyszła, trzaskając delikatnie drzwiami. W domu zapadła zupełna cisza. Słuchać było tylko ciche szukanie kredki i dźwięk kamyka przesuwanego miarowo po ostrzu plastikowego miecza. Pluszowy smok siedział spokojnie obok dziewczynki obserwując zapełniającą się kolorami kartkę.
Kai skończył bawić się w ostrzenie katany i zaczęło mu się nudzić. Spojrzał na swoją siostrę pochłoniętą kolorowaniem i aż oczy mu błysnęły z radości, gdy wpadł na znakomity pomysł. Dobył miecza i doskoczył do siostry kierując czubek broni w jej stronę.
- Broń się, kryształowa wojowniczko! - krzyknął.
- Po co? Byś pobiegł z płaczem poskarżyć się mamie? - spytała, nie odrywając się od kolorowanki.
- No dawaj, siostra, pobaw się ze mną - jęknął.
- No dobrze - odwróciła się do smoka. - Spyke, bierz go.
Dzielny pluszak wysilił wszystkie swoje siły by rzucić się na Kaia, ale zamiast tego tylko upadł na swój puchaty pyszczek.
- Widzisz? Nawet jemu się nie chce - powiedziała, wracając do kolorowanki.
Kai zrezygnowany usiadł na podłodze.
- Nudzi mi się - burknął.
- To weź kredkę i koloruj ze mną - zaproponowała Nya.
- Proszę, powalcz ze mną....
- Jak skończę.
Kai wbił wzrok w siostrę i zamarł w oczekiwaniu. Nya szurała dalej kredką jakby nigdy nic. Cisza potęgowała ten dźwięk. Nya, czując na sobie uporczywe spojrzenie brata, westchnęła i zerknęła na niego znad kartki.
- No dobra, daj mi broń.
Kai wstał z podekscytowaniem i podbiegł do skrzynki z zabawkami. Nya w tym czasie schowała kredki i pomogła wstać swojemu pluszowemu obrońcy.
- Łap - krzyknął Kai, rzucając Nyi dwa drewniane patyki z przywiązanymi sznurkiem na krzyż krótszymi patykami.
Nya złapała je, ułożyła sobie w ręku i ustawiła się w pozycji gotowa do walki.
- Gotuj się, blaszany rycerzu, twój koniec jest bliski.
- Tylko jeśli zdołasz być szybsza niż klinga mojego miecza - odparł Kai. - O ile w ogóle ją zobaczysz.
- To się jeszcze okaże...
Nagle powietrze z pokoju przeszył przeraźliwy jęk.
Dzieci zamarły.
- Co to było? - pisnęła Nya.
Nagle to coś zajęczało znowu.
Kai głośno przełknął ślinę.
- Nie wiem, ale chyba pochodzi ze strychu...
Dzieci uniosły wzrok ku sufitowi.
Gdy jęk się powtórzył, lampa aż zadrżała.
- To jakieś duchy - szepnął Kai.
- Chodźmy to sprawdzić - powiedziała Nya, ruszając zdecydowanym krokiem ku drzwiom w pokoju.
- Co?! Chcesz pójść na strych?! Oszalałaś?! A jak to coś jest.... - nabrał powietrza w usta z przejęcia. -...niebezpieczne?
- Chce zobaczyć, co to - stwierdziła Nya, tonem nie przyjmującym sprzeciwu. - Jeśli nie chcesz iść ze mną, to tu zostań. Chodź Spyke.
Wzięła pluszaka za rękę i wyszła z nim z pokoju.
Kai przez chwilę stał bezradnie, nie wiedząc co robić. Usłyszał pisk rozkładanym schodów na strych.
- Nya, zaczekaj!
Zastał ją tuż na korytarzu, tuż pod schodami. Właśnie odkładała kijek, którym sięgnęła do klapy w suficie.
- Weź latarkę, tam jest strasznie ciemno - rzekła na jego widok.
Weszli razem na strych. Stopnie skrzypiały pod ich ciężarem. Gdy byli już na górze, zastała ich nieprzenikliwa ciemność.
Kai włączył latarkę. W strumieniem jej światła ujawniły dzieciom swe istnienie niezliczone przedmioty, wszystkie przykryte puszystą warstwą kurzu. Uderzyła ich też gama zapachów, stęchlizna i wilgość.
Kai jeszcze raz przełknął ślinę, a Nyi ten dźwięk wydawał się tutaj niesamowicie głośny. Aż podskoczyła ze strachu.
- Możesz przełykać odrobinę ciszej? - szepnęła.
W odpowiedzi odezwał się jęk, jeszcze głośniejszy i bardziej przerażający niż przedtem. Był świszczący i szorstki, jakby chór duchów wył gdzieś z podziemi.
- Lepiej już stąd chodźmy - szepnął Kai, czując jak drży mu dłoń, w której ściskał latarkę.
- Jeszcze nie -upierała się Nya. - Chcę zobaczyć tego ducha.
- Ty zawsze musisz być taka uparta - jęknął Kai.
Szli powoli przedzierając się przez zakurzone gratowisko, oświetlając sobie drogę. Gdy dotarli wreszcie na drugi koniec strychu, znaleźli się pod wyblakłą ścianą przy której stał zniszczony zegar z wahadłem mocno nadgryziony zębem czasu. Otaczały go równie stare i zniszczone firanki, nadając mu dziwnie mroczny wygląd.
Kai nakierował na niego latarkę.
- On nie ma wskazówek... - szepnął.
Nya podeszła do zegara, niosąc Spyke'a pod pachą.
- Myślisz, że jest opętany przez duchy?
Kai przyglądał się mu w skupieniu, oświetlając zegar latarką.
- Nie wygląda strasznie - przyznał.
- No widzisz? A ty się bałeś.
Nagle światło latarki zamigotało i zgasło. Kai uderzył nią kilka razy o dłoń.
- No pięknie...
Coś zaszeleściło. Dzieci nieufnie spojrzały na zegar. Firanki falowały w upiornym tańcu. Wahadło zaczęło delikatnie się przesuwać. Dzieci patrzyły na to z przerażeniem. Wahadło szybko się rozbujało. Firanki łomotały rzucając się na wszystkie strony.
I nagle jakby zza zegara rozległo się przeciągłe, donośne wycie...
Nya pisnęła. Odwróciła się, by uciec, ale potknąła się o coś i przewróciła. Kai krzycząc, podbiegając, by jej pomóc.
I w tym momencie stary, zniszczony zegar bez wskazówek zaczął wybijać dwunastą...
Nya szybko wstała i podniosła Spyke'a. Dzieci w panice zaczęły uciekać, przedzierając się przez graty. Przenikliwe wycie i bicie zegara towarzyszyło im aż do schodów.
***
- Jesteś pewny, że tu jesteśmy bezpieczni? - wymamrotała Nya, wtulając się w Spyke'a.
- Raczej tak. Jesteśmy poza ich zasięgiem - mruknął Kai, spoglądając nieufnie przez okienko w domku na drzewie. - Poczekamy tu, aż mama nie wróci.
- Jak myślisz, czego chcą od nas te duchy? - spytała, już trochę spokojniejsza.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że są tu tylko przejazdem.
- Myślisz, że można się z nimi jakoś dogadać?
- Oszalałaś?! Zaprzyjaźnić się z duchem? Co za kosmos! Jak można przyjaźnić się z jakimkolwiek duchem!
- Racja. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na mamę. Lubię nasz domek na drzewie, ale wolałabym spać w moim łóżku.
Kai skinął głową w zamyśleniu.
- Dobrze, że wziąłeś coś do jedzenia - rzekła Nya, głaszcząc delikatny pluszaka. - Przynajmniej nie umrzemy tu z głodu.
- No nie wiem, w domu nic było nic do jedzenia - powiedział, przyciągając do siebie czarny plecak z białym napisem Adidas. - Po za tym brałem pierwsze lepsze co mi wpadło do ręki...
Rozsunął suwak, chwilę pogrzebał w plecaku, po czym pojedynczo zaczął wyciągać z niego rzeczy.
- Mamy tu kukurydzę w puszce, tuńczyka i...
Odwrócił otwarty plecak wysypując jego zawartość na drewnianą podłogę domku.
- Zupki chińskie.
- Nie mamy wody - zauważyła Nya. - A nawet gdybyśmy mieli nie byłoby jak ją podgrzać.
- Woda - mruknął Kai. - O tym nie pomyślałem...
- I co teraz? - spytała. - Co będziemy pić?
Kai spojrzał na drabinkę.
- Trzeba będzie tam wrócić...
- O nie! Ja nigdzie nie wracam!
- Przed chwilą sama się tam pchałaś!
- Dzieci! - krzyknął głos z dołu. - Co wy tam robicie?
Kai i Nya wychilili się by zajrzeć przez dziurę w środku domku.
- Mama! - wykrzyknęli razem.
- Owszem, ja - uśmiechnęła się. - W co się bawicie?
- Nie bawimy się tylko chowamy się przed duchem! - tłumaczyła Nya.
Mama uniosła brew.
- Z duchem?
- Tak! Jest na strychu i opętał stary zegar! - mówił Kai, gestykulując z przejęciem. - I przeraźliwie wyje! On jest tak straszny, że nawet Spyke się go boi!
Smok uśmiechał się jak zwykle, ale jego szklane oczy mówiły, że zgadza się ze słowami chłopca.
- Wyje, mówisz? - odparła mama.
- Tak! - przytaknęła z zapałem Nya. - I to strasznie!
- Hm... No dobrze, odstawię do kuchni zakupy i pokażecie mi tego ducha, dobrze?
Kai i Nya zgodnie kiwnęli głową.
- To teraz zejdźcie i pomóżcie mi z tymi zakupami, bo są straaasznie ciężkie.
Dzieci zbiegły na dół i pomogły mamie z siatkami.
Gdy już wszystkie zakupione rzeczy były na swoim miejscu, mama odetchnęła z ulgą.
- No dobrze. Pokażcie mi tego ducha.
- Jest na strychu! - krzyknęła Nya, podbiegając do rozkładanych schodów na korytarzu.
- Ale uważaj mamo, on jest niebezpieczny! - ostrzegł ją Kai.
- I nie mamy latarki - dodała Nya.
- Zgubiłem ją uciekając przed duchem - Kai spuścił głowę.
- Uciekaliście przed nim? - mama tym razem się zaśmiała. - Cóż, myślę, że latarka nie będzie nam potrzebna - powiedziała, wchodząc na strych.
Dzieci ostrożnie wspieły się za nią.
Mama, gdy była już na strychu, zaczęła macać ręką ścianę, aż dało się słyszeć ciche "pstryk!" i cały strych zalało nieśmiałe światło żarówki.
Kai i Nya schowali się za mamą, zerkając bojaźliwie w stronę przeciwległej ściany.
- On jest tam - szepnął Kai, wskakując palcem stary zegar.
Mama podeszła do niego spokojnie.
Nagle, tak jak wcześniej, firanki zaczęły się poruszać, a zza zegara dało się słyszeć upiorny dźwięk.
Mama podeszła bliżej do zegara.
- Mamo, nie idź tam! To niebezpieczne! - krzyknął Kai.
- On może ci coś zrobić, wracaj! - dodała Nya.
A Spyke tylko się uśmiechał.
- Mówisz, że to okno mi coś zrobi, Kai? - spytała mama.
Chłopiec zamrugał, nie rozumiejąc.
- Okno?
- Tak, okno.
Odsunęła ręką firanki i ich oczom ukazała się framuga okna.
- Otworzyłam je wczoraj, żeby tu trochę przewietrzyć, ale nie mogłam go otworzyć dość szeroko, bo zegar mi przeszkadzał, a był za ciężki, by go przesunąć. Chciałam poprosić dzisiaj tatę, żeby mi pomógł. Ogólnie trzeba tu porządnie posprzątać.
- Ale... - Kai nadal nie do końca rozumiał. - Czemu to okno jęczało?
- I czemu zegar zaczął sam bić?
- Ten zegar jest popsuje i zdarza mu się samemu uruchomić. To się już zdarzało. A to wycie to tylko wiatr, nic więcej - tłumaczyła mama.
- To tylko wiatr? - upewniła się Nya.
- Tak, to tylko wiatr - uśmiechnęła się mama. - Ale was nastraszył, co?
- Ja się nie byłem - zapewnił dumnie Kai.
- Ta, jasne, krzyczałeś jak baba! - zaprotestowała Nya.
- No już, spokój! Pewnie jesteście głodni?
- Tak! - krzyknęło rodzeństwo.
- To chodźmy już na dół do kuchni. Mam dla was wasz ulubiony obiad.
Kai i Nya spojrzeli po sobie z przejęciem.
- Tacos! Hurra! - krzyknęli zbiegając po schodach.
- Tylko się nie przewroćcie! - wołała za nimi mama, śmiejąc się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top