Żywy pamiętnik
,,-Jesteś psychopatą. – Wole określenie Człowiek z wyobraźnią." - Becca Fitzpatrick
Wiatr zawiał mocno poruszając koronami drzew i krzewów, otaczających Liceum V Hokage. Szkoła jak każda inna. Chodzą do niej przedstawiciele różnych klas społecznych. Bogaci i ci mniej zamożni. Uczniowie o różnych talentach i zainteresowaniach.
Liceum V Hokage ma bardzo dobre drużyny sportowe. W tej dziedzinie na tle innych szkół wyraźnie się wyróżniali.
Koszykówka, piłka nożna i sporty wodne były dziedzinami w których górowali i czuli się najlepiej.
Koniec roku zbliżał się nieubłaganie. Najstarsze roczniki przygotowywały się do swojego balu, który odbywał się w ostatnim miesiącu w którym chodzili do szkoły. Tradycją było odtańczyć walca. Uczniowie z trzecich klas wraz z swoimi partnerami przychodzili popołudniu do szkoły na próbę tańca.
Stąpała z jednej nogi na drugą nie ukrywając swojej narastającej irytacji.
Gdzie on się podziewa?
Już wszyscy przyszli, oprócz wspaniałej trójki drużyny koszykarskiej. Spojrzała na dwie pozostałe dziewczyny, które czekały na swoich partnerów. Nie znała ich. Musiały być z innej szkoły. Jednak była pewna, że dogadają się na balu. Wyglądają na sympatyczne osoby.
- Przepraszamy. Już jesteśmy – w imieniu dwóch pozostałych chłopaków usłyszała głos swojego ukochanego. Pokręciła przecząco głową pokazując swoje zniecierpliwienie, po czym przelotnie musnęła jego usta.
- Masz mokre włosy. – odparła.
- Trening się przeciągnął, a przecież prysznic musiałem wziąć – oznajmił. Faktycznie już lepiej jak się spóźnił niż miałaby przytulać swojego spoconego chłopaka. Gra w kosza naprawdę męczy, a przede wszystkim wyzwala z ciała pot, który nie należy do przyjemnych zapachów.
- To ty się będziesz usprawiedliwiał przed tą wredną babą. To nie moja klasa – zachichotała, przyjmując jego ramie, które wystawił w jej kierunku.
- Ciekawe co powiesz za rok, kiedy to ty mnie zaprosisz na swój bal.
- Na pewno się nie spóźnię – wystawiła swój język, aby go rozbawić. Istotnie. Udało się. Smagnął ją palcem w nos. Przy nim była taka drobniutka.
Och...jak on kocha tą dziewczynę.
Sakura Haruno rok temu przyszła do Liceum V Hokage wraz z innymi pierwszakami. Od razu urzekła go ta piękność. Nie raz z chłopakami podglądał ją na basenie. W końcu należała do sekcji pływackiej i w kostiumie kąpielowym paradowała prawie każdego dnia po zajęciach. W wodzie wygląda jak syrena. To żywioł w którym bardzo dobrze się czuła.
Uśmiechnął się, po czym wszedł z Sakurą na sale gimnastyczną, a za nimi pomaszerowali jego koledzy z drużyny wraz z swoimi partnerkami.
- Ikuto i koledzy jak zwykle ostatni! – warknęła wściekła kobieta o długich czarnych włosach. Pani Kurenai uczyła w-fu, ale jej specjalizacją był taniec. Jedyne czego nienawidziła to spóźnialskich.
- Przepraszam. Trening z Panem Asumo się nam przedłużył – wyjaśnił w imieniu całej trójki Ikuto. Ruszyli na koniec, aby ustawić się do przedostatniej pary. Ikuto był bardzo wysoki. Zresztą jak każdy koszykarz w ich szkole.
- Ikuto ty i Twoja partnerka do przodu. Pani dyrektor zarządziła, że sportowcy mają iść z przodu. Jesteście drugą parą. – różowowłosa uśmiechnęła się. Każda para chciała iść na przedzie. Takie pary są bardziej widoczne i to na nich opiera się cały taniec.
Stanęli za klasowa parą. Saya Kichi i Sasuke Uchiha.
Saya odwróciła się do różowowłosej z delikatnym uśmiechem na ładnej buzi. Znały się z sekcji pływackiej. Saya była kapitanem sekcji.
- Świetnie, że jesteście za nami. Tamte dziewczyny były okropne. – parsknęła.
Czarnowłosa dziewczyna jest miła tylko dla dziewczyn, które mają swoich stałych chłopaków i nie wlepiają zauroczonego spojrzenia w twarz jej chłopaka.
Sasuke Uchiha to już inna bardzo smutna historia.
Prawda, gdy przyszła pierwszy dzień do szkoły również wlepiała w niego rozmarzone spojrzenie nie przejmując się tym, że ma dziewczynę. Jednak tak naprawdę nigdy z nim nawet nie zamieniła żadnego słowa. Zresztą dlaczego miałby interesować się młodszą uczennicą, jeżeli w jego klasie była Saya.
Później zdarzenia potoczyły się jak w komediach romantycznych. Zapoznała się z drużyną koszykarską, a tam jej serce zabiło mocniej do kapitana drużyny.
Przez to, że Sasuke należy do drużyny piłki nożnej to Ikuto nie utrzymuje z nim relacji koleżeńskich. Drużyna koszykarska i piłkarska nigdy w szkole za sobą nie przepadała, a relacje między nimi zawsze były oziębłe.
Ikuto jednak nic nie miał do Uchihy. To po prostu zwykła szkolna rywalizacja drużyn, nie jednostek.
Ikuto opowiedział jej o strasznej historii w domu Uchihy. Pięć lat temu w jego domu morderca urządził rzeź. Zabił wszystkich oszczędzając tylko Sasuke. Na pozór zachowywał się normalnie. Ma piękną dziewczynę. Kolegów i gra w drużynie piłkarskiej, ale jego oczy były zawsze chłodne i nieprzychylne dla każdego.
- Jaką będziesz mieć sukienkę? – zapytała Saya nie ukrywając swojej ciekawości.
- Asymetryczną w kolorze kremowym, a ty?
- Ja mini złotą, więc pięknie będziemy się kontrastować. – puściła jej oczko, po czym odwróciła się do przodu, słysząc chrząknięcie Pani Kurenai.
- W takim razie, kiedy jesteśmy już wszyscy; to zaczynajmy. – klasnęła w dłonie, po czym pokazała nam podstawowy krok.
....
- ....I tak wspaniale. Łańcuszek. Zmiana partnera. Ukłon i powrót do swojego partnera. Ukłon i rozchodzimy się. – instruowała przez cały czas, przyglądając się każdemu z kolei.
Sakura ścisnęła mocniej dłoń Ikuto, po czym odetchnęła widząc, że to już koniec.
- Ona nas naprawdę wykończy.
- Wiem, ale jakoś to przetrwamy. Dla samego balu warto – uśmiechnął się Ikuto, muskając ustami jej policzek.
- W środę się widzimy na następnej próbie, a później uzgodnimy, kiedy odbędzie się próba generalna. – klasnęła w dłonie, a następnie pozwoliła im się rozejść. Chyba klaskanie ma w nawyku, bo robi to notorycznie.
Sakura objęła Ikuto w pasie, po czym głośno westchnęła.
- Nogi mnie bolą.
- A mnie mięśnie – odparł, ale widząc jej błagalny wzrok w stylu kota ze Shreka wziął ją na ręce.
- Teraz o wiele lepiej – zachichotała.
- Jesteś taka leciutka. Powinnaś więcej jeść. Idziemy do McDonalda.
- Wydaje ci się – mocno nogami objęła go w pasie i ucałowała w usta. – Mam ci się jakoś za to odwdzięczyć? – zasugerowała z błyskiem w oku.
- A jak? – na jego wargach wystąpił łobuzerski uśmiech. Potarmosiła mu dłonią włosy, po czym przytuliła się do niego, opierając głowę ma jego ramieniu.
- Wiesz jak...
- No nie wiem – zaczął się z nią droczyć –Ej...! – krzyknął, kiedy ktoś przy wyjściu ich popchnął z rozmachem otwierając drzwi. Podniosła wzrok, a widząc Uchihe tylko westchnęła, wzruszając ramionami.
- Pewnie nie odpowiada mu, że Saya wciągnęła go do pierwszej pary. Wiesz, że woli być w odizolowaniu.
- Ale chociaż trochę mógłby przystopować. Jeden taniec go nie zbawi. – wyszli również na podwórko, kierując się na parking.
- Hej – dobiegła do nich Saya – Widzieliście...aha.... – parsknęła widząc jak czarne porsche odjeżdża z piskiem opon.
- Pokłóciliście się? – zapytała Sakura.
- Ech... Sasuke nie chce tańczyć. Uważa to całe wydarzenie za bezsens – Sakura zeskoczyła z bioder Ikuto, po czym spojrzała na niego wymownie. Przekręcił oczami, ale postanowił grzecznie spełnić zachciankę Sakury.
- To jak chcesz możemy cię odwieźć. W końcu to po drodze – zaproponował, ale tylko ze względu na Sakure.
- Naprawdę? Bardzo wam dziękuje. – uścisnęła różowowłosą, a wsiadającemu za kierownicą Ikuto skinęła głową w podzięce. Sakura usiadła na miejscu pasażera mając w sercu dziwne przeczucie, że problemy z Sasuke dopiero się zaczną.
***
Dzisiaj Ikuto miał ważny mecz. Niestety nie mogła mu kibicować, ponieważ miała na ostatniej lekcji ostateczny test z biologii, a zawalenie go groziłoby obniżeniem oceny na koniec roku. O przenoszeniu sprawdzianu też nie było mowy, to już półmetek i za niedługo koniec roku.
- I jak Sakura po próbie? – oderwała wzrok od kartek z których przypominała sobie najważniejsze informacje o wirusach; aby spojrzeć na swoją przyjaciółkę Hinate Hyuga. Granatowłosa dziewczyna wyrażała w naprawdę zabawny sposób swoją ciekawość.
- Dobrze było. Układ idzie nam całkiem dobrze. Tylko ta Kurenai za dużo wymaga, a drżę się po nas jak opętana.
- Oj nie dziw się kochana. Klasa twojego chłopaka to sportowa. A rekreacja zawsze musi zabłysnąć.
- Prawda – uśmiechnęła się – Umiesz na test? A zresztą głupio się pytam.
- A tam głupi test. Ty mi lepiej powiedz czy rozmawiałaś z Sasuke? – zachichotała. Jej również przez chwile zawrócił w głowie. Nasuwa się pytanie, która dziewczyna nie była zauroczona tym przystojnym chłopakiem? Urodę ma nieziemską. Z takim wyglądem może zyskać wszystko co chce.
- Nie i chyba udział w balu nie za bardzo przypadł mu do gustu. – zamyśliła się – Ale tańczę w drugiej parze i gdy mamy przejścia idę z nim w parze. Powiem ci, że go naprawdę ten bal nie interesuje, ale przykłada się do tańca. Muszę przyznać, że najlepiej się poruszał i szybko zapamiętywał kroki. Ale mój Ikuto nie był gorszy.
- Ach szkoda, że nie idę – parsknęła zawiedziona.
- Za rok będziesz miała swój bal i pójdziesz z Naruto.
- A tam...ze starszymi jest lepsza zabawa.
- Skąd wiesz, jeżeli nie uczestniczyłaś w takim balu? A poza tym nasz bal na pewno będzie lepszy. W końcu będziemy tam obydwie – uśmiechnęła się, po czym wstała, kiedy rozniósł się po korytarzu dzwonek zwiastujący koniec przerwy. – Chodźmy do Sali. – złapała ją pod ramie.
W drodze do klasy natknęły się na starszaka, który wraz z nauczycielem zmierzał w kierunku gabinetu higienistki. Z nosa ciekła mu krew, a twarz była mocno obita.
Zaraz za nimi szedł spokojnie Sasuke z nauczycielem, który ciągle do niego coś mówił, jednak Uchiha jak miał to w zwyczaju lekceważył go.
- Poważnie? Sasuke pobił go ? – Sakura wzruszyła ramionami, patrząc wraz z przyjaciółkom na oddalającego się Uchihe w towarzystwie nauczyciela. Na jego twarzy nie było żadnych objawów pobicia, tylko koszula, którą miał na sobie zdradzała, że wdał się w bójkę, a precyzyjniej kropelki krwi.
Dyrektorka na pewno będzie wściekła. Zwłaszcza, że mają dzisiaj w szkole wizytacje z kuratorium.
***
- Nie było tak źle – odparła Sakura, kiedy wyszły z Sali. – Bałam się, że będą bardziej skomplikowane pytania. W końcu nasz nauczyciel jest z tego znany.
- Może Pan Iruka postanowił nam nie utrudniać na koniec roku. – powiedziała Hinata uśmiechając się do blondyna, który pomachał w ich kierunku. Naruto Uzumaki chodzi do równoległej klasy i jest jednym z graczy piłki nożnej.
- Jak daleko się już posunęliście w waszym półrocznym związku? – zapytała Sakura nie ukrywając swojego zainteresowania.
- Naruto nie napiera na mnie, ale zapewne chciałby już się ze mną kochać. Troszkę mnie to przeraża, ale z drugiej strony jak ty tyle mówisz, że nie ma czego się bać to....
- Czekaj. To ma być tylko i wyłącznie twoja decyzja. Jeżeli Naruto mówi, że na Ciebie poczeka to nie musisz czuć się zagrożona. Ja z Ikuto zaczęłam współżyć, bo go naprawdę kocham i bardo pragnę tej bliskości. Czuje się przy nim bezpiecznie, a uczucie, które podczas seksu mi dopisuje jest nieziemskie. Uwielbiam seks z Ikuto.
- Ja też pragnę Naruto, ale tak nieudolnie mi idzie uwiedzenie go. W końcu wychodzi na to, że nie jestem jeszcze gotowa, a Naruto mnie przytula i tłumaczy, że poczeka. – odparła zirytowana własnym zachowaniem.
- Czyli rozumiem, że ty chcesz tej bliskości, ale nie wiesz jak się za to zabrać? – Hinata skinęła głową – To słuchaj – zatrzymały się przy jednej sali. – Najlepiej, kiedy o tym porozmawiacie. My z Ikuto dokładnie to omówiliśmy, aby uniknąć jakiejkolwiek wpadki. Antykoncepcja w naszym przypadku to podstawa, więc o tym pamiętaj. Dobrze, gdy wyjdzie to spontanicznie, ale jednak to działa tylko w jedną stronę. Ty i tak powinnaś zawsze kontakt fizyczny przewidzieć. – wytłumaczyła pokrótce – Możesz również strzelić jakąś romantyczną szopką, ale to jest dobre na dalszy etap związku, kiedy zaczyna powiewać nudą.
- W tabletki jestem zaopatrzona. Teraz tylko musze działać – poczerwieniała po twarzy, a następnie westchnęła. – Nic mi nie ułatwia życia. Czemu mój ojciec go tak nie lubi? – Sakura uśmiechnęła się znacząco. – Taaa, uważa sportowców za bezmózgowców biegających po boisku za głupią piłką, a dla mnie szuka jakiegoś ustawionego finansisty. Kiedy on się z tym pogodzi, że mnie interesuje tylko Naruto?
- Nie wiem, ale w końcu musi to zrobić.
- Yhmmm...ciekawe ile jeszcze mam czekać. No nic chodźmy do domu. Dzisiaj muszę być wcześniej.
- Mogłaś od razu mówić, to byśmy się pospieszyły.
- Haruno, Hyuga – odwróciły się pobladłe na nauczyciela, który otworzył drzwi Sali przed którą dyskutowały.
Co za wstyd! Czyżby wszystko słyszał??!
Zresztą co to za niecodzienny widok, aby Pan Kakashi Hatake – nauczyciel japońskiego był jeszcze w szkole. Zawsze się spóźnia na zajęcia, a po nich od razu znika. Dziwny, ale sympatyczny nauczyciel.
Zerknęły na siebie, a następnie zawstydzone spojrzały na nauczyciela.
- Tak Panie Hatake? Czy coś się stało?
- Dziewczyny uratujecie mnie? Bardzo się spieszę, a nie mogę zamknąć Sali dopóki jeden z uczniów nie zabierze plecaka – odetchnęły z ulgą, uśmiechając się. Jednak nic nie słyszał. – Wiedziałem, że mogę na was liczyć. – odparł, kiedy jeszcze nie zdążyły zareagować – Sakura zamknij drzwi, a później oddaj klucz w dyżurce.
- Ale Panie Kakashi... – jęknęła zdegustowana, jednak nauczyciel poklepał ją po ramieniu i czym prędzej z teczką pod ramieniem mknął w stronę wyjścia. – Ale pech – parsknęła, po czym wraz z Hinatą weszła do Sali – Czyj to plecak?
- Nie wiem. Może otwórz i sprawdź zeszyt – spojrzała na zegarek – Albo wróbmy w to pierwszaków. Na pewno jak się uśmiechniemy wyręczą nas.
- Nie jestem taka – westchnęła widząc rodzącą się niecierpliwość koleżanki. – Okay, idź. Ja zostanę i poczekam na właściciela plecaka. W końcu do tego nie trzeba dwojga – uśmiechnęła się.
- Dzięki – odparła i cmoknęła ją w policzek. Sakura spojrzała za odchodzącą dziewczyną, po czym podeszła do plecaka.
- Kim jesteś? – spojrzała na plecak, gdzie szukała inicjałów. Teraz często młodzież ozdabia swoje plecaki pierwszymi literami imienia i nazwiska. Swoją torbę również miała tak udekorowaną.
Nie znalazła niczego odstającego od czarnego plecaka. Niechętnie otworzyła plecak po czym spojrzała do środka. Książki i zeszyty były uporządkowane malejąco. Było czysto, przez co śmiała twierdzić, że tak pedantyczny porządek mogła mieć tylko dziewczyna. Złapała za pierwszy zeszyt. Nie był podpisany. W środku jednak zastała estetyczne i schludne pismo.
Przejechała po nim palcem wczytując się w treść.
Prawo.
W pierwszej klasie nie ma prawa. W drugiej zaczynali podstawy, a tutaj jest już zaawansowana treść.
Trzecia klasa.
Spojrzała na zegar, a następnie westchnęła. Ach tak, polski miała klasa Ikuto. Czyli to rekreacja.
Zagryzła wargę, po czym odłożyła zeszyt do plecaka. Jej wzrok jednak przykuł gruby zeszyt, obity brązową skórę. Niepewnie sięgnęła po niego. Bardzo ładny. Taki stary. Lubiła takie starocia.
Nie wyglądał jak reszta zeszytów. Był ciut mniejszy i bardziej przypominał pamiętnik.
Chciała go odłożyć, ale ostatecznie, gdy pomyślała, że z pierwszej strony dowie się jak nazywa się osoba, która zostawiła plecak, otworzyła go. Spojrzała na pierwszą stronę. Pusto.
Kolejna strona.
Pusto.
I kolejna...
Wkurzona przeszła na ostatnią stronę.
Treść.
Cała strona była zapełniona tym samym schludnym pismem.
Jej wzrok samoistnie zjechał w dół.
Marzec 2006 rok.
„Mówi się, że przelewanie uczuć na papier sprawia, że człowiek czuje się o wiele lepiej.
Chce tu pisać, aby wyzbyć się tych uczuć, które siedzą we mnie. Chce wyrzucić tego potwora, który szepcze mi do ucha złe słowa.
Bezpieczniej będzie, kiedy zostanie on wypisany na kartach pamiętnika niż mną zacznie kontrolować."
Pokręciła głową. Kto pisze pamiętnik od końca? Dziwna osoba, ale z drugiej strony nie ma prawa ją oceniać, a przede wszystkim nie powinna tego czytać. Niestety ta cholerna ciekawość nie pozwoliła zamknąć pamiętnika.
O jakiego potwora tu chodzi?
Przeleciała do przodu do ostatniej wypełnionej kartki.
Pamiętnik na pewno nie był systematycznie prowadzony. Zeszyt gruby, ale na pewno nie pomieściłyby 365 dni razy sześć lat .
Kwiecień 2012
„Jakie to wszystko irytujące. Rzygać chce mi się tym udawanym życiem. Ta dziewczyna mnie wkurza. Irytuje!
Chciałbym..., ach potrzebuje czegoś.
Ten cholerny potwór całkowicie wyprał mnie z uczuć.
Najchętniej wszystkich bym zniszczył.
Nie potrafię nad tym zapanować, ponieważ lubię to."
Czyli to plecak jakiegoś chłopaka i to dość dziwnego. Może ma jakieś problemy ze sobą? Powinien się zgłosić do psychologa. Samo wylewanie uczuć na papier nic nie da.
Wróciła się do tyłu, a treść w którą się wczytała przeraziła ją. Pamiętnik prawie co wyślizgnął się z jej dłoni. Właśnie odkryła przerażającą tajemnice.
Czerwiec 2006
„ Nie chciałem tego. Tak bardzo nie chciałem tego robić, a jednocześnie nie potrafiłem już nad tym zapanować. Im dłużej się powstrzymywałem, tym pragnienie stawało się silniejsze. Musiałem dać temu upust.. Za długo się powstrzymywałem. Czuje się o wiele lżej. Potwór się nasycił, ale kiedy znowu zapoluje? (...)
Z każdym kolejnym zapisanym słowem ledwo powstrzymywała się od łez, kiedy dotarł do niej sens zapisanych słów. To niemożliwe...
Odłożyła szybko pamiętnik. Rozgryzła autora pamiętnika, ale również odkryła makabryczną prawdę, której nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby poznać.
Co ma teraz zrobić?
Usłyszała skrzyp drzwi. Szybko wsunęła pamiętnik do plecaka, a następnie zamknęła go.
- Co ty tu robisz? – usłyszała chłodny głos, który przeszył ją na wskroś. Uspokoiła swój przyspieszony oddech, po czym z sztucznym uśmiechem odwróciła się w kierunku chłopaka.
- Pan Kakashi musiał wyjść. Miałam poczekać, aż ktoś odbierze plecak i zamknąć drzwi. – cofała się w kierunku tablicy, kiedy ruszył w stronę plecaka.
- Saya nie mogła go odebrać?
- Ja nie wiem – szepnęła, po czym zacisnęła zęby, kiedy uderzyła udem w kant stołu. Serce łomotało jej jak szalone. Czuła jak się poci z przerażenia, które ją ogarnęło.
Próbowała wziąć się w garść i odezwać się, ale było to naprawdę trudne po tym co się dowiedziała.
- Zostaw te klucze. Zamknę drzwi. – skinęła głową, po czym szybko odłożyła klucz na biurku nauczyciela, a następnie w pośpiechu pognała do drzwi. – Czekaj! – zimny pot przeleciał po jej ciele. Czyżby nie domknęła zamka? – Długo czekałaś?
- Nie. Chwileczkę. – skłamała nabierając w płuca powietrza.
- Jeżeli chcesz mogę Cię odwieźć. – zadygotała. Nie sądziła, że może jej to zaproponować.
- Nie trzeba. Jest ładna pogoda i z chęcią się przejdę – była dumna z siebie, że aż tyle powiedziała powstrzymując drżenie głosu.
- Na pewno? – była zaskoczona, że tak nalega. Czuła jego wzrok na plecach. Zacisnęła zęby, po czym z delikatnym uśmiechem odwróciła się do niego.
- Naprawdę dziękuje – odparła, po czym szybko wyszła. Oddychając, biegiem puściła się do wyjścia. Musiała to przemyśleć i szybko zacząć działać.
Spojrzał na plecak. Był taki wściekły wizytą u dyrektorki. I chociaż przy niej udawał oschłego to w rzeczywistości w nim aż wrzało.
Gdyby nie nauczyciele rozszarpałby tego skubańca, ale z drugiej strony było to niebezpieczne podejście.
Otworzył plecak, po czym spojrzał na książki. Chłodnym wzrokiem snuł po ich ułożeniu, zatrzymując wzrok w jednym punkcie.
Uśmiechnął się, spoglądając w kierunku drzwi przez które chwile temu wyszła dziewczyna.
Zapowiada się bardzo interesująco.
***
- Co jest kochanie? Cały czas byłaś jakaś markotna. Wydarzyło się coś w szkole? Chyba nie zawaliłaś testu? – zapytał z rozbawieniem. Wracali na nogach z klubu. Świętowali z grupką znajomych zwycięstwo drużyny Ikuto i wyjazd na mecz krajowy.
- Chyba złapała mnie jakaś infekcja. Głowa mnie strasznie boli – skłamała. Pierwszy raz nie była z nim szczera. Źle się z tym czuła, ale wiedziała jedno. Czym mniej osób wie tym lepiej. Przynajmniej są bezpieczni.
Myślała już nad anonimowym powiadomieniem policji. Wiedziała, że nie może stać biernie.
- Mogłaś kochanie powiedzieć, że źle się czujesz to inaczej byśmy to uczcili. W dwójkę.
- Zepsułam ci wieczór? – spojrzała w jego twarz.
- Skądże. Bardzo dobrze się bawiłem – ścisnął mocniej jej dłoń, którą trzymał w uścisku – Po meczu byłem wykończony, więc cieszę się, że nie ciągnęłaś mnie ciągle na parkiet.
- Na pewno? Mogłeś przecież dłużej zostać.
- Na pewno kochanie – potwierdził – I ja też już chciałem wracać. – ucałował ją w usta, kiedy zatrzymali się przed jej domem – Nie będę wchodzić, aby nie zawracać ci głowy. Obiecaj mi, że się od razu położysz.
- Obiecuje – uśmiechnęła się, po czym wtuliła w jego ramiona. Czuła się przy nim naprawdę bezpiecznie. Ucałowała go namiętnie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. – szepnęła.
- Idź do domu. Poczekam, aż wejdziesz – uśmiechnęła się, po czym ruszyła do domu. Przy drzwiach posłała mu olśniewający uśmiech, machając dłonią.
Weszła do środka, po czym ściągnęła obuwie, spoglądając na srebrny zegarek na nadgarstku. Po 21:00. Była wcześniej niż jej rodzice chcieli.
Ruszyła do salonu, gdzie przy czerwonym winie jej rodzice gawędzili na temat jakiś politycznych wydarzeń.
- O wróciłaś. A myślałam, że twój kolega będzie musiał dłużej czekać – odparła Rin; czerwonowłosa kobieta. Upiła łyk wina, po czym zaczęła przekręcać kieliszek w dłoni.
- Jaki kolega? – zapytała całkowicie zbita z tropu.
- Czeka na Ciebie w Twoim pokoju.
- Moim pokoju? Przecież tam są moje prywatne rzeczy – warknęła nie wierząc w to, że jej matka wpuściła kogoś do jej pokoju.
- Oj nie przesadzaj kochanie. Pięć minut temu przyszedł. Pozwoliłam mu zaczekać w twoim pokoju, bo przecież nie będzie z nami się nudził.
Westchnęła nie widząc sensu dalszej konwersacji. Chyba zbyt dużo tego wypili, że tak trudno myślą.
Wbiegła po schodach na górę, po czym podeszła do drzwi, które delikatnie pchnęła. Tego się nie spodziewała.
W całej okrasie przy oknie stał Uchiha przeglądając jej granatowy album w którym miała zdjęcia z wakacji. Zawrzało w niej, ale szybko emocje opadły, kiedy dotarło do niej kim tak naprawdę jest Uchiha.
- Co tu robisz? – zapytała niepewnie. Czyżby rzeczywiście nie domknęła zamka? Nie, to niemożliwe.
- Hej – odłożył album, po czym podszedł do niej – Przyszedłem, aby coś ci oddać – drgnęła na jego zimny ton. Jej serce biło jak szalone. – Chyba zapomniałaś długopisu – zmarszczyła brwi patrząc na czerwony długopis, który wyciągnął z kieszeni spodni.
- Tylko dlatego tu przyszedłeś? – ulżyło jej, ale nie czuła się pewnie w jego towarzystwie. Zresztą to było dziwne, że nagle zaczął ją zauważać.
- Tak.
- Ale to nie jest mój długopis. Pewnie ktoś z twojej klasy zostawił.
- Być może – włożył z powrotem długopis do kieszeni. Coś za szybko poszło. Bezsensu. To jakieś dziwne, że przyszedł tu w sprawie długopisu, który mógł jakby co oddać jej w szkole. A zresztą, to przecież tylko długopis. W dodatku nie jej. Cofnęła się do tyłu, gdy zbliżył się do niej, po czym głośno przełknęła ślinę.
- Nie widziałam twojego samochodu.
- Przyszedłem na nogach. Wiesz, że niedaleko siebie mieszkamy? – mówił wciąż bacznie obserwując jej twarz.
- Naprawdę? Nie wiedziałam – bała się, że zaraz ją zdemaskuje – A skąd wiedziałeś, gdzie ja mieszkam?
- Łatwo jest zdobyć takie informacje – zrobił kolejny krok w przód – Czy ty się mnie boisz? – zastygła w bezruchu, spuszczając wzrok – Wiem, że nie jestem zbyt przyjazny, ale taki mam charakter. Jednak, gdy kogoś lubię to potrafię być miły – dotknął jej ramienia, delikatnie go masując. Czuła tworzącą się gule w gardle. Bała się go i wcale nie pocieszał ją fakt, że rodzice są na dole.
- Jestem zmęczona – odparła, ale nie zwalniał uścisku.
- Rozumiem. Dobranoc – nachylił się i dotknął zimnymi wargami jej policzka. – To do poniedziałku – powiedział, po czym wyszedł z jej pokoju. Dlaczego tak dziwnie się zachował? Przejechała dłonią po policzku, odrzucając od siebie obrzydliwe myśli.
***
Sobota. Dzień wolny. Czas na przyjemności.
I zamiast się świetnie bawić ze znajomymi i chłopakiem, ona siedziała przed komputerem, próbując dowiedzieć się jak najwięcej o tym co powinna zrobić.
Nikt ku swemu szczęściu nie znalazł się w tak żałosnej sytuacji jak ona.
Jedyne czego się dowiedziała, to, to że bez dowodów nie można otworzyć sprawy.
Czytała o nagłaśnianych sprawach morderstw, jednak przebieg śledztwa nie był zdradzany. Zawsze jednak były dowody. No bo szczerze powiedziawszy jak inaczej?
Więcej dowiedziała się na stronie na której przypadkiem się pojawiła. Była to strona dla kobiet, które zostały skrzywdzone fizycznie. Wiele zgwałconych kobiet się wypowiadało. Poruszyła ją jedna z historii. Kobieta została zgwałcona i pobita. Wiedziała jednak kto był jej oprawcą i zgłosiła się na policje. Obdukcja wykazała ślady przemocy, jednak nie znaleźli śladów spermy. Okazało się, że bez sowitych dowodów nie mogli go zamknąć. Policja wzięła go na przesłuchanie, a po nim wypuściła go na wolność; co sprawiło, że dziewczyna w ciężkim stanie trafiła na OION.
Z jej przypadkiem może być jeszcze gorzej.
Musi zdobyć dowód!
Pamiętnik...
Nie mogła pozwolić na to, aby tak niebezpieczna osoba przebywała na wolności.
***
W szkole było tak dziwnie. Źle się czuła mając na barkach tak duży ciężar. Uchiha uśmiechał się do niej, puszczał oczko. Na przerwach czy w porze lunchu robił wszystko, aby ich ciała się ze sobą zetknęły. Dlaczego tak nagle zwrócił na nią uwagę? Czyżby planował pozbawić jej życia? To psychopata! Nie wiadomo co w głowie mu siedzi.
Postanowiła, że go przechytrzy i na pewno wtedy zdobędzie dowód.
***
- Łapiemy za dłoń partnera koleżanki i idziemy. Delikatny i zmysłowy taniec. Panowie trzymać ramę. Proste plecy.
- Ładnie wyglądasz – usłyszała głos Sasuke przy uchu. Wyglądała normalnie. Marmurkowe legginsy i biała tunika na ramiączkach z dużym czarnym krzyżem. Nic specjalnego.
- Saya również świetnie wygląda – odparła chcąc przypomnieć mu o swojej dziewczynie.
- Oj nie bądź taka skromna – Chce ją podrywać? Okay, zobaczymy jak się na tym przejedzie.
- I znowu przejście. Wracamy do swoich partnerów – oswobodziła się z jego ramion, po czym wróciła do Ikuto, który uśmiechał się od ucha do ucha.
- Co jest?
- Widzisz minę Kurenai? Jest wściekła, bo nie ma się do czego przyczepić.
- To chyba dobrze.
- Bardzo dobrze – ukłonił się przed nią, po czym powoli zaczęli schodzić.
***
Przez cały tydzień było spokojnie w szkole. Test z biologii zdała na -5.
Zdobyła pierwsze miejsce w pływaniu stylem motylkowym. Była z siebie dumna, jednak to nie sprawiało, że zapominała o tym psychopacie. Miłe chwile sprawiały, że tylko na chwile mogła od tego odetchnąć.
Ikuto już wczoraj wyjechał na mistrzostwa krajowe. Była z nim sercem, ale pojechać nie mogła z ukochanym. Na tak ważne mecze trener zawsze trzymał daleko swoich członków drużyny od dziewczyn. Uważał, że to dekoncentruje jego graczy.
- Sakura gratuluje wygranej!
- Dziękuje – uśmiechnęła się do Sayi, która jako kapitan sekcji przyszła mi pogratulować.
- Chyba już wiem kto zajmie moje miejsce – odparła tajemniczo – Mam dyrektorce powiedzieć, kto zostanie nowym kapitanem. A ja mam ten przywilej, że mogę wybrać swojego następcę. Więc co ty na to Sakura? – Saya uśmiechnęła się radośnie klepiąc mnie po ramieniu.
- To dla mnie zaszczyt.
- No to w takim razie gratuluje – przytuliła mnie – Naprawdę bardzo cię lubię Sakura. Jesteś najzdolniejsza w mojej sekcji pływackiej.
- Miło mi to słyszeć. – żal jej było Sayi. Jak ona mogła nie wiedzieć z kim się spotyka? Zresztą nikt nie wie. Wspaniale się maskuje.
- No nic lecę. Widzimy się jutro na pływalni. – Sakura skinęła głową, po czym pożegnała się z starszą koleżanką.
Wrzuciła do szafki książkę z fizyki, a następnie również ruszyła do wyjścia.
Szła powoli na przystanek. Przez cały tydzień nie natknęła się na Sasuke. Jeżeli tak dalej będzie to nigdy nie zdobędzie dowodu. Że też nie wzięła od razu tego pamiętnika, ale nie wiadomo też jak daleko by z nim zaszła za nim Sasuke by ją dorwał.
Delikatnie przejechała palcami po czole. Coraz cieplejsze były dni. Upał był gorszy niż w połowie lata. To niby dobrze, ale jednak kiedy trzeba siedzieć w szkole, to wcale nie myśli się o nauce. Najchętniej zrzuciłaby ten podkoszulek i dżinsowe spodenki i wskoczyłaby do basenu. Rozkoszowałaby się przyjemnym chłodem wody, która pieściłaby jej gorące ciało. Ah... przynajmniej by się zrelaksowała.
Za niedługo początek maja i długi weekend. Ma nadzieję, że załatwi sprawę z Sasuke do tego czasu i wyrzuci go z pamięci wraz z tymi mrocznymi sekretami. Chciałaby się dobrze bawić w towarzystwie swojego chłopaka. Pragnęła w końcu poczuć się spokojnie. Zaskoczona przystanęła, widząc czarne porsche stojące na wyspie, gdzie zjeżdżały autobusy, aby zabrać czekających ludzi. To samo porsche ma Sasuke.
Przełknęła ślinę, po czym nie zwracając uwagi na samochód podeszła do przystanku spoglądając na tablice odjazdów. Znała ją bardzo dobrze i wiedziała o której ma autobus, jednak musiała przenieść swoją uwagę na coś konkretnego, by nie zwracać uwagę na stojący samochód.
- Masz autobus dopiero za 20 minut – usłyszała chłodny głos Uchihy za sobą. Przestraszyła się. Tak niezauważalnie się pojawił. – Masz zamiar tyle czekać?
- A co mam innego robić?
- Chodź, odwiozę cię. – widziała jego odbicie w szybie za którą znajdował się rozkład jazdy. Miał tak spokojne oblicze, że nie potrafiła nic odczytać z jego wyrazu. Trochę się bała, ale znalazła w tym okazje do zdobycia pamiętnika. W jej głowie natychmiast ułożył się genialny plan.
- Dziękuje – uśmiechnęła się słodko w jego kierunku. Odwzajemnił uśmiech, przyglądając się jej badawczo, po czym ruszył do samochodu. Otworzył jej drzwi na miejscu pasażera, po czym, gdy wsiadła zamknął je, a sam zajął miejsce za kierownicą. W samochodzie roznosił się ładny męski zapach. Zapach jego perfum. W tle roznosiła się jakaś cicha klasyczna nuta, której tytułu ani autora nie znała. Tu też widniał porządek.
Ikuto często miał jakieś graty z tyłu. Rozrzucone płyty czy tym podobne męskie zabawki. Natomiast w jego samochodzie wszystko miało swoje miejsce. Było to aż przerażające.
- Gratuluje wygranej. – odparł, kiedy włączył się do ruchu.
- Dziękuje. – masakra. Serce szybko jej kołatało. Wcisnęła się w samochód psychopaty. Zrobiła to sama! Czego się nie robi, aby zdobyć dowód. Zerknęła do tyłu. Na tylnym siedzeniu leżał jego plecak. Odchrząknęła. Jak zaraz czegoś nie wymyśli to dojadą do jej domu i nic z tego nie będzie miała, oprócz podwyższonej adrenaliny.
- Byłaś świetna. Zwłaszcza ładnie się prezentowałaś w stroju kąpielowym – spojrzała na niego zdezorientowana. – Byłem tam. Byłem ciekawy jak sobie poradzisz.
- Aha. – zauważyła jak przejeżdżają koło sklepu, dlatego zaczęła udawać napad duszności.
- Co ci jest? – zapytał, kiedy zaczęła głośno kaszleć.
- Wody – szepnęła, uderzając dłonią w klatkę piersiową. Sasuke szybko zjechał na pobocze, po czym sięgnął do plecaka.
- Cholera – warknął widząc pustą butelkę. Sakura nadal kaszlała. – Zaraz wrócę – dotknął mojego ramienia, a następnie szybko wybiegł z samochodu. No cóż, zrobił tak jak myślała...
Widząc jak się oddalił, szybko złapała za jego plecak. Przeszukiwała go, a wściekłość narastała, gdy w tym uporządkowanym rządku nie znalazła obitego w skórę zeszytu. Cholera!
Zerknęła za siebie, jednak nic tam nie było. Złapała za klapkę samochodu i podniosła ją. Niestety oprócz dzisiejszej gazety nic nie znalazła. Z boku samochodu również nic nie było.
Usłyszała pukanie w szybę, przez co faktycznie się zadusiła. Spojrzała na Sasuke, który znowu nie wiadomo, kiedy i jak się zjawił. Na szczęście plecak był na swoim miejscu. Sasuke otworzył drzwi pasażera, po czym podciągnął ją do siebie, podając już odkręconą butelkę wody. Napiła się łyka, następnie jeszcze kilka.
Odetchnęła, patrząc na niego niepewnie. Czy czegoś się domyśla, kiedy zobaczył ją prawie leżącą na dwóch siedzeniach i grzebiącą w jego drzwiowej szufladce.
- Ale się zakrztusiłam – uśmiechnęła się, a on przejechał dłonią po mojej twarzy. Troskliwy gest, ale w tym wypadku wcale nie była szczęśliwa. Udawała, że jej to nie przeszkadza.
- Już ci lepiej? – skinęła głową – To chyba dobrze, że jednak ze mną pojechałaś. Gdybyś tak sama siedziała na przystanku, to nie wiadomo czy dostałabyś pomoc.- przełknęła ślinę kiedy zaczął intensywnie wpatrywać się w jej oczy. Speszyła się.
- Jedziemy? – zagadała, odwracając wzrok.
- Jasne – zamknął drzwi.
Kiedy dojechali do jej domu, pożegnała się z uśmiechem z Sasuke. Grała wspaniale. Nabrała go i była z tego dumna, że potrafiła powstrzymać swój strach. Niestety nadal nie wiedziała jak zdobyć dowód.
***
Przez kolejne dwa dni udało się jej kilka razy być blisko plecaka Sasuke, ale niestety pamiętnika tam nie miał. Dziwne dlaczego go teraz nie nosi? A może właśnie wtedy pierwszy raz go wziął? Na to pytanie nie znała odpowiedzi. Coraz bardziej zaczęła w tą kryminalną zagadkę popadać. Jutro wraca Ikuto. Nie chciała wzbudzać jego podejrzeń, dlatego postanowiła posunąć się o krok dalej. Jest szalona chcąc to zrobić, ale musi jeżeli chce zaznać spokój.
Pożegnała się przy wyjściu z Hinatą, która jako jedyna zauważyła jej dziwne zachowanie. Nie mogła jednak jej nic zdradzić. Tłumaczyła się okresem i swoim zmiennym charakterem, który podczas miesiączki jej towarzyszy.
Spojrzała za wychodzącą Sayą i Sasuke, który się do niej uśmiechnął. Jego zmienne zachowanie było nadal dla niej wielką zagadką.
***
Poprawiła beżową sukienkę na której widniały motywy kwiatów, a następnie złapała swojego małego psa w dłonie.
- Szkoda, że nie jesteś groźnym psem. Na pewno czułabym się wtedy bezpieczniej. – piesek zaszczekał, po czym wyciągnął język sapiąc. – Pójdziemy na mały spacer.
Wyszła z domu, kierując się w stronę domu Uchihy. Wiedziała już gdzie mieszka. Miał rację takie informacje szybko można zdobyć.
Po makabrycznej śmierci rodziców Sasuke za którą sprawą już wiedziała kto stoi, Uchihe przygarnął wujek. W końcu Sasuke w tak młodym wieku nie mógł mieszkać sam. Niestety dwa lata temu dziwnym trafem jego wujek z całą swoją rodziną znikł. Sasuke jednak mógł już mieszkać sam. Stał się samodzielny, a na swoim koncie miał środki pieniężne, które wystarczyłyby mu na kilka pokoleń. Po śmierci rodziców do niego poszły wszystkie pieniądze. Tak samo stało się z pieniędzmi jego wujka. Dziwnym trafem oprócz domu, który mu przepisał, zostawił pokaźną sumkę na koncie.
Teraz nie chciało się jej wierzyć, że to przypadek, że cała rodzina jego wujka zniknęła. Teraz dałaby sobie rękę uciąć, że stoi za tym Sasuke.
Po 15 minutach widziała już okazałą posiadłość Sasuke.
Raz kozie śmierć!
Podeszła do bramy, po czym zadzwoniła na domofon. Nie odbierał, a przecież musi być w domu. Widziała w otwartym garażu czarne porsche.
Zadzwoniła jeszcze raz.
- Kto tam? – usłyszała jego nieprzyjemny głos.
- Cześć Sasuke. To ja...
- Sakura? Wejdź... – wydawało jej się, że usłyszała zadowolenie w jego głosie. Brama się otworzyła. Złapała psa w dłonie, po czym asfaltową dróżką ruszyła do drzwi w których po chwili stanął Sasuke. Przebrał się. Miał na sobie dżinsowe spodnie i czarny podkoszulek. Gdyby zachowywał się tak w jej stosunku wcześniej, zanim związała się z Ikuto na pewno odwzajemniłaby to zainteresowanie. Jednak, gdyby odkryła tajemnice Sasuke natychmiast by ją wydała i żadna miłość by jej przed tym nie powstrzymała. Potrzebny jest tylko ten cholerny pamiętnik.
- Co cię do mnie sprowadza? – spojrzał niezbyt przyjemnym wzrokiem na kruszynkę w jej dłoniach. Chyba nie przepada za czworonogami.
- Cześć. Słyszałam, że masz węża – spojrzał na mnie dwuznacznie nie ukrywając swojego rozbawienia. – Przerabiamy teraz reptiliologie i poznajemy dokładnie gady. Tak myślałam, że fajnie by było zobaczyć jak to w rzeczywistości wygląda.
- Nie boisz się węży?
- Nie przepadam za nimi, ale w końcu się przełamię – aż dygotało nią gdy myślała o obślizgłym wężu, ale jednak to był dobry powód do odwiedzenia go w domu w którym na pewno znajduje się pamiętnik.
- Chodź, ale niech pies zostanie na dworze. Nie chcę, aby mi pobrudził mieszkanie.
- Okay – skinęła głową, po czym ukucnęła, puszczając swojego psa. Następnie ruszyła z nim w głąb domu. Zamknął drzwi.
Zaczęła czuć się niepewnie, będąc w tym ogromnym domu sam na sam z tak psychopatyczną osobą.
- Idziesz? – zapytał, kiedy z ciekawością przyglądała się wystrojowi. Elegancja. Biel połączona z czernią. Pięknie to się komponowało, ale Sakura postawiłaby prędzej w swoim pokoju na cieplejsze barwy.
Wdrapali się po schodach, a następnie idąc korytarzem Sakura przyglądała się obrazom wiszącym na ścianie. Żadnych zdjęć rodziny. Były to obrazy ukazujące przygaszoną naturę. Więdnące kwiaty, rozkładające się drzewa i krajobrazy przedstawione podczas burzy. Co za mroczne kompozycje. Nie podobało się jej to.
Weszli do pokoju na samym końcu. Zaskoczona wodziła po pomieszczeniu wzrokiem. Pokój w kolorze granatowym. Na całej ścianie znajdowało się ogromne akwarium, które oprócz roślinności i wielkiej kłody drzewa ukrywało potężnego węża. Aż zaczęło się jej przewracać w żołądku.
- Nie chciałem też, aby twój pies z nami poszedł, bo mój mały pyton na pewno chętnie by go spożył. Po co kusić los? – westchnęła, świadoma, że właśnie waży się jej los.
- Ty mówisz, że on jest mały? Ile on ma? – zapytała nie ukrywając drżenia głosu, kiedy podszedł do akwarium przejeżdżając po nim dłonią. To było dziwne, że w tym momencie bała się bardziej węża, który był w akwarium niż Uchihy, który jest psychopatą.
- Nie całe pięć metrów. Chcesz go dotknąć? Pytony nie posiadają jadu – wrócił się do mnie – Zabijają jak dusiciele. Oplatają się wokół klatki piersiowej i mocno ściskają – mówił, dotykając dłońmi moich ramion i bioder. – Uniemożliwiają w ten sposób prace klatki piersiowej, prowadząc do asfiksji. – przełknęła ślinę, kiedy jego dłoń zbliżyła się do góry. Mówił tak spokojnie i pasjonująco; że można było się zatracić.
Odsunęła się od niego szybko, po czym zwróciła uwagę na kolejne o wiele mniejsze akwarium w którym znajdowało się mnóstwo myszy. To również dość mocno ją obrzydzało, ale taką mysz wzięłaby do dłoni prędzej.
- Jeszcze pewnie urośnie. Pyton tygrysi osiąga wielkość do ponad 8 metrów. – dodał.
- Jest to największy wąż z rodziny pytonów?
- Przed nim jest jeszcze pyton siatkowy. Ten to nawet ponad 10 metrów może mieć. One jednak wolą środowisko wodne.
- Widzę, że bardzo interesujesz się wężami.
- Są przebiegłe i sprytne. – przeczesała włosy. Te cechy i jego opisują bardzo dobrze.
- Po co ci więc te gryzonie? – uśmiechnął się rozbawiony. Dziwne było, że tak łatwo mu to przychodziło, gdy w szkole chodzi wciąż z tą zimną maską.
- Czy to nie jasne? – podszedł do akwarium z myszami, po czym wyciągnął za ogon szarą pulchną myszkę. – Patrz. – odparł, a następnie ruszył do akwarium z wężem. Od razu pojęła co chce zrobić. Cofnęła się o krok z obrzydzeniem obserwując, jak otwiera akwarium i wrzuca mysz obok węża, który zaczął powoli się poruszać w jej kierunku. Myszka uciekała na wszystkie strony, ale...
- Wow...świetnie to zrobił! – usłyszała zafascynowany głos Sasuke. No tak, jego osobiście podnieca widok przemocy. Dla niej było obrzydliwe jak wąż połyka myszkę – To i tak nic. Lepszy widok jest gdy połyka królika w całości.
- Nie możesz mu dawać czegoś innego? – zapytała z głową odwróconą w bok.
- Najlepszy jest żywy pokarm. Łaknie krwi – uśmiechnął się. – Gdzie moje maniery. Chcesz coś do picia?
- Tak jasne, ale muszę do toalety – zagryzłam dolną wargę.
- Okay, więc skorzystaj z tej niedaleko mojego pokoju – uśmiechnęła się w myślach. Już bała się, że nie będzie miała jak go znaleźć, a on sam podsunął jej informacje. – A później zejdź do kuchni. Po schodach i na lewo. – zaprowadził ją do łazienki, a sam ruszył na dół.
Przeczekała chwile, po czym gdy upewniła się, że go nie ma na piętrze, zaczęła otwierać po kolei drzwi najbliżej toalety.
W każdym było łóżko i ładne meble; jednak dopiero w trzecim meble były zapełnione książkami. Na biurku przy oknie znajdował się laptop, a łóżko było ładnie zaścielone. Zapach męskich perfum zdradził jej, że to jest właśnie ten pokój. Jeszcze raz się rozejrzała, po czym weszła do środka. Natychmiast zaczęła szukać po półkach notesu. Jeżeli tu go nie będzie, to może być wszędzie w tym ogromnym domu. Jak więc będzie go mogła znaleźć? Przecież nie może się tu wkraść. Znaczy mogłaby, tylko nie wiedziała jak to zrobić.
Cholera! Nigdzie tego nie widziała. Otwierała po kolei szuflady w biurku, ale oprócz ładnie posegregowanych dokumentów nic nie znalazła.
Za długo już siedzi w tej „toalecie". Szybko zaczęła się rozglądać. Podbiegła do łóżka. Kiedy ona prowadziła swój krótki pamiętnik zawsze trzymała go pod łóżkiem. Uklęknęła, odsuwając kołdrę. Nic pod łóżkiem nie było. Nawet delikatnego kurzu. Prychnęła, po czym odsunęła poduszki...
- Co ty robisz? – przerażona odwróciła się w jego kierunku.
- Ja...- przełknęła ślinę szybko oddychając.
- To mój pokój.
- Ciekawa byłam jaki masz pokój – pierwsza lepsza wymówka, która okazała się największym głupstwem.
- Tak? – odłożył szklankę z sokiem na szufladzie, po czym do niej podszedł.- A może chodzi o coś innego?
- Ja chyba muszę już iść – powiedziała, jednak Sasuke popchnął ją na łóżko. Chciała wstać, ale nakrył ją swoim ciałem, łapiąc ją za dłonie. Rozszerzyła oczy, szukając jakiegoś miejsca ucieczki. Domyślił się! Zabije!
- Podobam ci się, co? Dlatego tu przyszłaś. – dotknął wargami jej szyi. Z jednej strony poczuła ulgę, ale z drugiej nie wiedziała jak go od siebie odrzucić.
- To nie tak do końca – szepnęła, kiedy na nią spojrzał. – Ja już naprawdę muszę iść.
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. Martwisz się o Ikuto? Zobaczysz, że wcale nie musisz. – próbowała go odrzucić, jednak on zaczął całować ją po policzkach i kącikach ust.
- Przestań. Źle to zrozumiałeś – pchnęła na niego dłońmi, ale on jeszcze mocniej ją ścisnął.
- Uwierz mi, że wszystko dobrze zrozumiałem. – próbowała się wyrwać, kiedy dotykał ją w taki sposób na jaki pozwalała tylko Ikuto.
W pewnym momencie spojrzał na jej przerażoną twarz i głośno się zaśmiał wstając z jej dygoczącego ciała. Niepewnie podniosła się do pozycji siedzącej, patrząc na jego roześmianą twarz. Nigdy się nie śmiał. Zresztą ten śmiech był tak przerażający, że na jej ciele zaczęły pojawiać się ciarki.
- Ja już pójdę – odparła, kierując się do drzwi. Jednak Sasuke stanął w nim zagradzając jej wyjście.
- Tak szybko? Jeszcze się nie napiłaś.
- Sasuke spieszę się. Muszę powtórzyć materiał.
- Okay, ale mogę ci coś dać? – spojrzała na niego niepewnie; obserwując każdy jego ruch. Wyszedł z pokoju, a ona za nim powoli podążyła do pokoju z akwarium, gdzie znajdował się wąż. Otworzył je, a następnie włożył tam dłoń. Z obrzydzeniem obserwowała jak przejeżdża dłonią po skórze węża, a następnie sięga za roślinnością. – Tego szukałaś, prawda? – kiedy wyciągnął zeszyt obity skórą, natychmiast zrobiła kilka kroków do tyłu.
- Nie wiem co to jest.
- Oj na pewno wiesz Sakura, a przede wszystkim chyba wiesz co tam napisałem. Myślałaś, że tego nie zauważę? – kiedy odwrócił się w jej kierunku, nie czekała dłużej. Szybko się odwróciła z rozmachem pchając drzwi. Biegła korytarzem, a następnie szybko zaczęła zbiegać po schodach do drzwi. Musi biec na policje. Teraz jest już na celowniku i nie ma nic do stracenia. Usłyszała za sobą kroki Sasuke. Podbiegła do drzwi i złapała za klamkę. Zaczęła ciągnąć, jednak były zamknięte.
- Tak mi przykro Sakura! – uśmiechnął się kpiąco słysząc jak krzyczy o pomoc waląc w drzwi. – To nic nie da. Cały dom jest dźwiękoszczelny. – odwróciła się w jego kierunku, szybko oddychając. Sasuke nabrał głęboko w płuca powietrza, zamykając oczy – Czuje twój strach. Niesamowite.
- Proszę cię...
- Jesteś odważna, że tu przyszłaś po mój pamiętnik. Tylko trochę głupia, że nie pomyślałaś, aby odłożyć go na miejsce. To i twoje dziwne zachowanie cię zdradziły.
- Proszę, ja nikomu nie powiem – strach obleciał całe jej ciało – Błagam cię. Nie chcę umierać – w jej oczach pojawiły się słone łzy, kiedy zaczął się zbliżać.
- Chciałaś być bohaterką, co? – położył dłoń na jej mokrym od łez policzku. – Nikt się jednak nie dowie o tym pamiętniku, prawda? – skinęła pospiesznie głową. – Będziesz grzeczna?
- Tak. Naprawdę nic nie powiem. – zaczęła się jąkać – Ja tylko byłam ciekawa co tam pisze. Ja... – uspokoiła się, kiedy położył palec na jej ustach.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Chyba nie chcesz już się tam znaleźć – pokręciła przecząco głową. – Och..., chodź – złapał ją za dłoń.
- Proszę nie zabijaj mnie. – nie potrafiła powstrzymać szlochu.
- Uspokój się bohaterko – zakpił.
Zaciągnął ją do swojego pokoju, po czym posadził na łóżku. Położył na jej kolanach pamiętnik. Sakura przetarła oczy, spoglądając na niego niepewnie.
- Zostawię cię teraz samą. Mam nadzieję, że się nie spieszysz? – zakpił – Masz to wszystko przeczytać. Nie zajmie ci to dużo czasu. Masz dobrą pamięć prawda? – przeczesał jej włosy. Subtelnie palcami dotykał jej szyi. – Bardzo dobrze się w to wczytaj. Rozumiesz? – nie odpowiedziała, tempo spoglądając się w pamiętnik. Zobaczyła jak Sasuke odchodzi zamykając za sobą drzwi. Zgrzyt zamka utwierdził ją w tym, że już się stąd nie wydostanie.
Otworzyła na ostatnich stronach, tam gdzie wcześniej skończyła czytać. Przez załzawione oczy czytała.
(...) czułem się wspaniale zabijając ich. Dali tak łatwo się podejść.
Mamę zasztyletowałem nożem, kiedy robiła kawę. Była w takim szoku, że nawet nie krzyknęła. Potwór nie był zadowolony. Chciał poczuć strach.
Itachi. Zabiłem go w jego pokoju. Poderżnąłem mu gardło. Krzyczał. Był zdezorientowany. Ta śmierć zadowoliła potwora siedzącego we mnie. Krew, która wypływała sprawiła, że czułem się jak po zażyciu narkotyku. Było mi dobrze...
Tata. Zawołałem go do garażu. Potwór we mnie zachował się jak tchórz. Zaatakowałem nożem w jego plecy. Tata się bronił. Nie wiedział co się dzieję. Dźgałem go i dźgałem, aż upadł z utraty krwi. Tym widokiem byłem rozanielony."
Czytała o kolejnych przypadkach. O zabiciu prostytutki, która irytowała go swoim żałosnym zachowaniem.
O parze, która nocą włóczyła się po parku.
W końcu rodzinie wujka. Zamordował ich, a ciał się pozbył. To jak pozbywał się ciał było okropne. Wiedziała, że policja w ciałach nigdy może nie mieć dowodów.
Czytała o kolejnych osobach, które zabił. Mężczyźnie spieszącym się na autobus. Kobiecie, która zaparkowała samochód na jego podjeździe i wielu innych przypadkowych osób. W ogóle nie było powiązań. Nie miał swojego typu ofiary. Zabijał tego co się napatoczył. Zabijał, kiedy potwór go prosił.
O potworze pisał tylko przez dwa lata. Później mówił już o sobie. Zabiłem. Zasztyletowałem. Był już całkowicie świadomy swojej mrocznej strony.
Kolejną rzecz jaką się dowiedziała. To zawsze zabijał nożem. Nie opisał dlaczego.
Ofiary swoje ćwiartował na kawałki jak rzeźnik, a następnie zanurzał w bardzo stężonym kwasie.
Butle trzymał na dole w piwnicy. W takim razie wszystkie swoje ofiary tutaj sprowadzał.
Trzy godziny później...
Nie potrafiła już płakać. Na jej twarzy było widoczne zmęczenie z strachem. Nie sądziła, że jest aż tak psychopatyczny.
Nie podniosła wzroku, gdy drzwi się otworzyły. Nadal trzymała pamiętnik na ostatniej wypełnionej karcie.
„ Naiwność to największa wada każdej osoby z którą przebywam. Ja nie jestem naiwny. Szkoda, że ona tego nie zauważa. Muszę przyznać, że zabawa z nią bardzo mi się podoba. Odprężam się przy tym."
Wiedział. Cały czas wiedział. Jak mogła być tak naiwna?
- I jak przeczytałaś? – położył obok niej na łóżku tacę na której znajdowały się rogaliki i szklanka z sokiem.
- Tak.
- Dużo o mnie się dowiedziałaś. Zjedź coś, przecież długo tu siedziałaś więc na pewno jesteś głodna.
- Nie jestem – odparła drżącym głosem. Jak mogła w takiej chwili coś przełknąć. W ogóle w tej chwili nie myślała o czymś takim jak jedzenie.
- No zjedź. Nie krępuj się. Nie zatrułem – na potwierdzenie swych słów wziął jednego rogalika i zjadł go.
- Naprawdę nie jestem...
- Jedź. – przerwał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu. Bojąc się o swoje życie, drżącymi dłońmi sięgnęła po rogalik, po czym podsunęła do ust. Znowu w jej oczach pojawiły się łzy. – Jesteś naprawdę dziwna. Chcę być dla Ciebie miły to ty wydziwiasz.
- Przepraszam – szepnęła, robiąc kęsa. Zemdliło ją. Nie miała ochoty jeść.
- Ech, jak nie chcesz to już nie jedź – warknął wściekły wstając. Spojrzała na niego z panicznym strachem. Złapał ją za dłoń, poc zym szarpnął do siebie, uprzednio zabierając pamiętnik.
- Nie...przepraszam. Ja zjem... – bała się, że przez tak głupi powód ją zabije. Ciągnął ją przez cały korytarz. Na schodach prawie co się przewróciła. Drżała, płacząc. – Błagam...
- Nie maż się! – warknął zaciągając ją do salonu. Popchnął ją w stronę kominka, które się paliło. Ukryła twarz w dłoniach, błagając go o litość. Była żałosna. Tak właśnie teraz o niej myślał. Chyba zbyt wysoko ją ocenił. Zresztą z drugiej strony wszyscy przed obliczem śmierci trzęsą portkami.
Zbyt bardzo się zawiódł. Miał nadzieje, że inaczej do tego podejdzie. Nie sprostała zadaniu.
Usiadł na fotelu naprzeciwko kominka, przyglądając się bacznie Sakurze, która przyciągając nogi do siebie, szlochała z głową spuszczoną w dół. Oparł dłonie na oparciu fotela z głośnym westchnięciem.
- Psujesz mi zabawę. – spojrzał na pamiętnik, otwierając go na środku. Wyciągnął długopis z kieszeni, po czym wpisał coś na kartkach pamiętnika – Jest mi o wiele lżej, gdy ktoś w końcu wszystko o mnie wie. Moje ofiary przed śmiercią poznawały mnie w ograniczony sposób, ale wiedziały w końcu o losie który ich czekał. Zabijając ich, pragnąłem znowu poczuć się wolny, jednak wraz z ich śmiercią traciłem swoją władzę. A teraz, kiedy ty wszystko o mnie wiesz, czuje się niesamowicie. Jest to w pewnym sensie ekscytujące. Mogłabyś całemu światu to ogłosić, a jednak wiem, że tego nie zrobisz – uśmiechnął się perfidnie. – Wcześniej byłaś bardziej gadatliwa. Cholernie się nudzę. Mogłabyś w końcu ze mną porozmawiać? - westchnął znużony widząc jak nie przestaje szlochać. – Zacznij ze mną rozmawiać. Chcesz naprawdę tego pożałować? Przecież wiem, że mnóstwo pytań się w tobie kłębi. No dawaj. Odpowiem ci. – podniosła powoli twarz, spoglądając na niego przestraszona.
- Zabijesz mnie? – zapytała niepewnie. Przekręcił oczami zdenerwowany.
- Jestem tobą coraz bardziej zawiedziony. Musiałaś zacząć od pytania tak bardzo przewidywalnego? No nic, pytaj dalej. O tamtym przekonasz się za niedługo – uśmiechnął się szatańsko. Zacisnęła dłonie na kolanach, po czym przełykając łzy, spuściła wzrok. Miała wiele pytań, ale strach o życie sprawiał, że słowa nie potrafiły przejść przez gardło. Westchnęła głośno, ściskając oczy, kiedy usłyszała jego kroki. Szybkie i stanowcze. Bojąc się tego co jej zrobi; jąkając wydukała z siebie pytanie.
- Dlaczego to robisz? – zatrzymał się przed nią, po czym ukucnął, mocno łapiąc za jej podbródek. W dłoni trzymał chusteczkę, którą zaczął szybko i energicznie wycierać jej twarz. Próbowała się wyrwać, ale szarpnął nią mocno.
- Znowu dość banalne pytanie, ale odpowiem ci. – puścił jej twarz, po czym wrócił na swoje miejsce, zostawiając przy niej paczkę chusteczek. – Ty lubisz pływać, prawda? – nie czekał na jej odpowiedź, aby kontynuować – A ja uwielbiam usuwać irytujących ludzi. Usuwam śmieci, które leżą mi pod nogami. Lubię porządek, chyba zauważyłaś.
- To nie jest powód, aby zabijać – szepnęła. – Ludzi nie można porównywać do śmieci, które wyrzuca się do kosza.
- Miałaś zadawać pytania, a nie oceniać – warknął. – Słucham?
- Jak mogłeś to zrobić własnej rodzinie? – ugryzła się w język, kiedy dotarło do niej, że to pytanie mogłoby wywołać burzę. Nic na szczęście takiego nie nastąpiło.
- Przecież oni są tacy sami jak każdy inny. Kotku nie czułem tu żadnych więzi rodzinnych, jeżeli o to ci chodzi. Jeżeli ktoś mnie irytuje, to bach i po sprawie.
- Nic nie czułeś?- zapytała przecierając załzawione oczy.
- Oczywiście, że czułem. Podniecenie, fascynacje. Rozlew krwi sprawia, że czuje się fantastycznie. – zazgrzytała zębami na te słowa. – Chyba powinienem ci pomóc, bo jakoś średnio idzie ci zadawanie pytań. Nie jesteś ciekawa dlaczego każdą ofiarę zabijam nożem? Nie jesteś ciekawa dlaczego ćwiartuje ciała i jak to robię? Nie jesteś ciekawa jak pozbywam się ciał? – zaczął wyliczać, a ją coraz bardziej brało na wymioty. Czuła nieprzyjemny smak w ustach, jeszcze po słodkim rogaliku. Zaschło jej w gardle i teraz miała ogromną ochotę się czegoś napić.- Jesteś ciekawa? – zapytał żądny odpowiedzi.
- Tak. – odparła niechętnie, wiedząc, że tą decyzją go usatysfakcjonuje.
- Lubię być blisko ze swoimi ofiarami. Uwielbiam patrzeć jak ulatnia się życie z ich ciała. Jak gasną oczy. Zabijając nożem zadaje głębokie i mocne cięcia. I to nie jest tak, że jak zabija się nożem, to jest się impotentem. W serialach kryminalnych najczęściej tak wyjaśniają motywy morderców zabijających nożem. A uwierz mi; w moim przypadku tak nie ma. Przejdźmy do kolejnego pytania. Ćwiartując ciała, łatwiej jest mi pozbyć się zwłok. Mam taką specjalną pilarkę i kostium. Krew mnie nie ochlapie. Przyznam się, że pomysł zapożyczyłem z „Dextera". Oglądasz ten serial? Spoko gość, jednak w jakimś sensie bezsensu są te jego pomysły z wyrzucaniem ciał do rzeki. Ja wolę je rozpuszczać w beczkach z kwasem. Kilka godzin i ciała nie ma. Kości też dają się rozkładowi. Ej chyba nie puścisz pawia na mój dywan? – zapytał widząc jej odruch. – Myślałem, że jesteś bardziej odporna. Jeżeli chcesz zostać lekarzem, to przecież będziesz działać na otwartym ciele – uśmiechnął się. – No dobrze. Widzę, że to na Ciebie źle działa. A nie chce, abyś mi obrzygała salon. Przejdźmy do konkretów. Teraz to ja ci zadam pytania. Zobaczymy czy zdasz test. Lepiej przyłóż się do niego. – zerknęła na niego niepewnie. – Co się wydarzyło 21 lutego 2010 roku? – Sakura spojrzała na niego z niedowierzaniem. Co on chce tym osiągnąć? – No mów. – warknął, pospieszając ją. Nie chcąc go bardziej zdenerwować, szybko w głowie przypominała sobie co przeczytała.
- Chyba... – zaczęła, ale przerwał jej.
- Chyba? – wyraźnie się zdenerwował – Nie przeczytałaś dokładnie? – był wściekły.
- Czytałam, chciałam powiedzieć na pewno. Na pewno to była ta starsza kobieta z psem. Zdenerwowało cię, że chodziła z psem w koło twojego domu. Przeszkadzało ci to.
- Dobrze – rozluźnił się – Rozumiesz mnie, prawda? Ten pies nie tyle co szczekał to i załatwiał się koło mojej bramy. Było to obrzydliwe. Nie mogłem sobie na to pozwolić. – wyjaśnił – Okay, to powiedź mi jeszcze co stało się 14 lipca 2008? – sięgnęła w pamięć, po czym zaczęła opowiadać o biegaczu w lesie.
- To był zwykły przypadek. Znalazł się w złym miejscu o złej porze. Musiałem na czymś rozładować napięcie.
Sprawdził czy pamięta jeszcze kilka innych zabójstw, a następnie kiedy ładnie wszystko mu opowiedziała z satysfakcją się uśmiechnął; wstając.
- Ten pamiętnik nie jest mi już potrzebny. – nie rozumiejąc o co chodzi zadarła twarz do góry, patrząc na jego profil. – To nie to samo, co człowiek – odparł, po czym wrzucił pamiętnik do kominka. Z niedowierzaniem patrzyła jak płomyki ognia połykają jedyny dowód jego zbrodni. Odruchowo ruszyła do przodu wyciągając dłoń w stronę ognia, jednak odsunął ją szybko i tylko poczuła ogromne ciepło na dłoni.
Podniósł ją, tak, że stała na nogach, tyłem do niego.
- Odpowiedź na twoje pierwsze pytanie: Nie zabije cię. Chcę, abyś się męczyła tak jak ja. Nie miałem nikogo komu mogłem to zdradzić. Czułem się jak więzień siebie samego. To było cholernie wkurzające. Teraz ty się będziesz z tym zmierzać. Nawet nie wiesz jak czuję się lekko. Będzie cię zżerać od środka. Będzie cię to gnębić. Może cię to nawet zaprowadzić do szaleństwa, a ja będę blisko Ciebie. – szeptał jej do ucha. – Nie powiesz tego nikomu. Będę cię obserwować i zanim zaczniesz szczekać, twoi rodzice będą się pławić we własnej krwi. Później zabije Twojego chłopaka, a następnie dotrę do całej twojej rodziny. Poza tym, dobrze wiesz, że bez dowodów nic nie będziesz miała. A pamiętnik zaraz zamieni się w popiół – załzawionymi oczami wpatrywała się w tańczące płomyki ognia. – Teraz mam Ciebie.
***
Zapłakana z drżącym ciałem wróciła do domu. Po cichu weszła do domu, kierując się do pokoju. Przeżyła, ale musiała trzymać w sobie tak okropną tajemnice. Tajemnice, która wyniszczała ją od środka.
Zamknęła drzwi i rzuciła się na łóżko.. Szlochała, tłumiąc ten dźwięk w poduszkę.
Nie chciała umierać, ale nie chciała też nosić w sobie tak ogromnej tajemnicy. Czy w takim razie jest jego wspólniczką? Czy jest jakieś normalne wyjście z tego?
***
Wyglądała okropnie, kiedy się obudziła. Oczy były spuchnięte od płaczu, a twarz cała czerwona. Postanowiła, że nie pojawi się dzisiaj w szkole. Nie potrafiła, kiedy miała tak wzburzony charakter. Jej ciało drżało i nadal w oczach pojawiały się łzy, których za żadne skarby nie potrafiła pohamować.
Wzięła letni prysznic, po czym ubrała się w świeże ubrania, a na twarz nałożyła makijaż, który miał ukryć zmęczenie i przerażenie.
Niechętnie zeszła na dół. Słyszała poranne paradowanie matki w kuchni. Nie chciała się z nią widzieć, ale musiała czegoś nie napić. Miała tak sucho w gardle, że już nawet śliny w ustach nie czuła.
- O skarbie...na którą dzisiaj masz? – zapytała spoglądając na zegar ścienny. Dobijała 10.
- Trochę źle się czuje. Odpuszczę sobie dzisiaj.
- Co ci jest skarbie? – matka podeszła do niej, po czym kiedy Sakura usiadła przy stole położyła dłoń na jej czole, a następnie na swoim – Nie masz temperatury, ale może jeżeli coś cię boli powinnaś iść do lekarza. Pojadę z Tobą jeszcze przed pracą.
- Mamo nic mi nie jest. Trochę żołądek mnie boli. Musiałam się zatruć pizzą – skłamała – Wezmę krople na żołądek i od razu mi przejdzie. – Wytłumaczyła sięgając po dzbanek z wodą i szklankę. Nalała wody, po czym szybko przycisnęła ją do spierzchłych ust.
- Jesteś pewna? – w odpowiedzi skinęła głową – No dobrze. Zrobię ci naleśniki z musem truskawkowym. Twoje ulubione – uśmiechnęła się, po czym musnęła ją w czoło.
Zagryzła dolną wargę nad czymś gorączkowo się zastanawiając. Westchnęła, a następnie wbiła wzrok w plecy matki.
- Mamo mam takie pytanie. Bo widzisz chodzi o to, że gdybyś wiedziała, że ktoś coś źle robi, to co byś zrobiła? – westchnęła, a jej matka zerknęła na nią zdezorientowana.
- Coś się stało?
- Nie, tylko gdybyś załóżmy znała mordercę, to czy zgłosiłabyś to na policje, gdyby groził ci, że zabije twoją całą rodzinę? – Rin odwróciła się do córki zszokowana.
- Sakura o czym ty mówisz? – Sakura zachichotała. Był to tak sztuczny śmiech, że sama nie mogła w niego uwierzyć.
- Mamo to czysto retoryczne pytanie. Wczoraj oglądałam taki film kryminalny i zastanawiałam się jak ja bym się zachowała na miejscu głównej bohaterki.
- Od kiedy ty takie filmy oglądasz? – odparła, po czym znowu odwróciła się do swojego zajęcia.
- A polecali mi, więc zobaczyłam. Jakbyś się więc zachowała?
- A czy to nie jasne? Oczywiście, że broniłabym swojej rodziny. Nie udawałabym bohatera jak to pewnie zrobiła dziewczyna w filmie.
- A myśl, że coś takiego wiesz i nie możesz nic zrobić. I dobrze wiesz, że ten morderca zabija innych ludzi – zbyt bardzo się wczuła przez co jej matka znowu spojrzała na nią niepewnie. – Po prostu jestem ciekawa, ponieważ losy bohaterki przewidziałaś. Myślę więc, czy naprawdę człowiek byłby wstanie poświęcić rodzinę?
- Tylko egoistyczny człowiek potrafiłby poświęcić rodzinę. A jeżeli bohaterka w filmie miała jakiś dowód, mogła go anonimowo wysłać na policje. Bo przecież jeżeli morderca miałby ją ciągle obserwować, to już by nie zabijał, a przecież to kłóciłoby się z jego naturą – jej mama była psychologiem. Pracowała w szkole, ale na szczęście dużo od niej mogła się dowiedzieć. Rzeczywiście Sasuke nie mógłby jej cały czas obserwować, ale z drugiej strony nie ma co się cieszyć jeżeli nie ma dowodu. – Miała dowód?
- Co? – spojrzała na matkę wyrwana z rozmyślań.
- Czy bohaterka filmu, który oglądałaś, miała dowód na tego mordercę?
- Nie miała.
- Nie wiem czemu zawracasz sobie tym głowę. Uwierz mi, większość osób zachowałoby się tak jak ci powiedziałam, chyba, że nie miałoby nic do stracenia. – Sakura drgnęła, kiedy rozniósł się dzwonek do drzwi. Teraz każdy szelest sprawiał, że czuła się niepewnie. – Otworzę. Może listonosz – uśmiechnęła się po czym ruszyła do drzwi. Sakura upiła łyka zimnej wody, a następnie oparła głowę na dłoniach. Uchiha miał rację. Będzie się męczyć, aż wpadnie albo w depresję lub jeszcze gorzej, postrada zmysły.
- Dzień dobry – drgnęła słysząc ten głos, po czym szybko się wyprostowała na krześle.
- Dzień dobry. Sasuke? Dobrze pamiętam?
- Tak. Przyszedłem do Sakury – głos był coraz głośniejszy, przez co od razu zrozumiała, że mama wpuściła go do domu i zmierzają w kierunku kuchni – Jaki widzi Pani mam jej pupila. – zastygła w bezruchu, a następnie szybko się podniosła słysząc szczeknięcie psa. O Boże...Tina! Jak mogła zapomnieć o swojej małej suczce.
- Sakura twój kolega przyszedł – wstrząsnął nią dreszcz, kiedy zobaczyła kpiący wzrok Sasuke.
- Zostawiłaś u mnie psa – niby kierowała nim życzliwość? Wiedziała, że przyniósł psa tylko dlatego, żeby zobaczyć jak się trzyma.
- W takim razie to u Ciebie wczoraj była Sakura? – zapytał podejrzliwie matka, a Sasuke skinął głową. – Co wy za film Sasuke oglądaliście, że tak wpłynął na moją córkę? – uśmiechnęła się, a Sakura drgnęła.
- Mamo zostawisz nas samych. – odparła Sakura zabierając z rąk Sasuke psa. Zauważyła jak z obrzydzeniem spojrzał na swoje dłonie, jakby trzymał coś zakażonego. Nienawidzi go.
- Jaki film proszę pani? – zapytał Sasuke, wracając do tematu, który pragnęła przerwać.
- O mordercy na którego główna bohaterka nie ma dowodów. Zresztą jak ten film się skończył? – Sasuke spojrzał na Sakure z złością wymieszaną z kpiną.
- Niech mi Pani uwierzy, że nie najlepiej dla głównej bohaterki. – odparł, patrząc na nią jadowitym wzrokiem.
- Tak przypuszczałam – odparła, po czym podeszła do kredensu. – Idźcie do salonu. Ja skończę przygotowywać naleśniki. Lubisz naleśniki Sasuke?
- Lubię, ale niestety nie mam dużo czasu. Muszę wracać do szkoły. – powiedział grzecznie, chociaż wiedziała, że musi być naprawdę zły. Sakura ruszyła do salonu, a Sasuke za nią. Gdy znaleźli się poza zasięgiem Rin, Sasuke złapał ją boleśnie za ramię. Zacisnęła mocno zęby, aby nie jęknąć z bólu.
- Jesteś żałosną suką. Chyba wiesz jak może się to dla Ciebie i twoich bliskich skończyć. Nie zadzieraj ze mną – wyszeptał, ale w każdym słowie czuła ostre pełne furii groźby. – Jakie przewidywalne było, że nie pojawiłaś się w szkole. Chciałem twojego „pieska" wrzucić do butli z kwasem. Dobrze, że tego nie zrobiłem – uśmiechnął się chytrze widząc jej szok. – Twoja mama jest bardzo naiwna. Widzisz, że mogę wejść w każdej chwili do twojego domu. Nie zmuszaj mnie, aby moja kolejna wizyta skończyła się krwawą rzezią. Rozumiemy się Sakura?
- Tak. Ja naprawdę nic nie powiedziałam. Tylko...
- Nie obchodzi mnie to. I powiem jeszcze raz; mi nie zaszkodzisz, ale sama stracisz wiele. – warknął, po czym ruszył do wyjścia.
Coraz bardziej się bała. Dlaczego wzięła ten cholerny pamiętnik do rąk?! Gdyby nie to szczęśliwa siedziałaby w szkolnej ławce.
Rozszerzyła mocno oczy machając dłonią przed twarzą, aby powstrzymać się od płaczu. On tu nic nie zdziała, a w końcu to jeszcze bardziej irytuje Sasuke.
Wróciła do kuchni, gdzie jej mama już obracała jednego naleśnika.
- A myślałam, że zdążę go poczęstować – zerknęła w kierunku córki, która usiadła na wcześniejszym miejscu. – Co tam się musiało dziać, że zapomniałaś o Tinie. – mówiła do siebie pod nosem, ale wszystko słyszała.
- Mamo to nie tak jak myślisz.
- Lubię bardzo Ikuto. Dlatego moim zdaniem lepiej popełniać błędy teraz niż gdy będziecie małżeństwem.
- Mamo...ech.- westchnęła – Źle to wszystko interpretujesz. Nic mnie nie łączy z Sasuke. Przysięgam. Ja go nawet nie lubię.
- To co u niego wczoraj robiłaś?
- On ma węża, a że się teraz o nich uczę, to chciałam zobaczyć jak to się w realnym świecie prezentuje. I zostaje w przekonaniu, że jest to najobrzydliwsze stworzenie na ziemi.
- A film tak ...
- Mamo – przerwała jej po raz kolejny – Dla mnie ważny jest Ikuto. Bardzo go kocham, a Uchiha nic dla mnie nie znaczy. I proszę cię, jeżeli mnie nie będzie nie wpuszczaj go do domu.
- Mogę wiedzieć dlaczego? – zapytała ściągając z patelni naleśnika.
- Po prostu go nie wpuszczaj. Zresztą mam nadzieję, że się tu nie pojawi – odetchnęła – Poza tym może jednak pójdę na ostatnie trzy lekcje.
- Dobrze się już czujesz?
- Tak – skłamała. Nie chciała wychodzić, ale musiała w końcu żyć i pokazać Sasuke, że wcale nie jest taka przewidywalna.
***
Podbiegła do niej Hinata na przerwie, kiedy wyciągała książki na chemię.
- Sakura, dlaczego nie było cię na japońskim i matematyce? – różowowłosa zerknęła na nią, uśmiechając się sztucznie.
-Trochę źle się czułam. – powiedziała. Hinata spojrzała na nią zmartwiona, a następnie przeniosła wzrok na nadgarstek różowowłosej.
- Co ci się stało? Masz dużego siniaka. – Sakura spojrzała na swoją rękę, poczym naciągnęła mocniej sweterek, co było dla niej utrapieniem przez pogodę, która panowała na zewnątrz. Było strasznie gorąco, ale nie chciała pokazywać siniaków, które wywołał mocny uścisk Sasuke.
- Przewróciłam się – jedna z prostych wymówek, która w takich momentach występuje. – Na basenie – dodała widząc jej zdziwienie. – Poślizgnęłam się i pac na kafelki – Hinata skrzywiła się. Taki upadek musi boleć – A co ciekawego było na japońskim?
- A Pan Kakashi się spóźnił i to sporo, więc nic ciekawego cię nie ominęło. Na matmie też było nudno. Wciąż te parabole. – spojrzała za mnie – Dziwne, ale wydaje mi się, że 185 centymetrów seksu zbliża się w naszym kierunku. – różowowłosa zachichotała. Tak mówiły o swoich chłopakach. Tylko, że Ikuto ma 188, a Naruto 180, więc...
Odwróciła się za siebie i błyskawicznie zrobiła krok do tyłu, co dość mocno zaskoczyło Hinate.
Kąciki ust Sasuke nieznacznie podniosły się do góry. Czy on nie zamierza zostawić ją w spokoju?
- Cześć Sasuke – Hinata zatrzepotała jak skowronek. Sasuke skinął głową, nadal maltretując wzrokiem Sakure.
- Haruno chodź ze mną. Pani z w-fu cię szuka. – wiedziała, że kłamie. Widziała w jego oczach arogancje i chęć poczucia władzy. Czuła się jak pieprzony niewolnik, pod jego kontrolą. I chociaż pragnęła się postawić, nie potrafiła tego zrobić.
- Zaraz przyjdę Hinata. Poczekasz na mnie przy Sali?
- Jasne – odparła z szalonym uśmiechem, jakby przeżywała orgazm samym patrzeniem na Sasuke. Szkoda, że ona tego nie czuje. Szkoda, że tak cholernie się go boi.
- Jesteś pewna, że wrócisz? – zapytał nie ukrywając swojego zadowolenia, kiedy się oddalili. Niektórzy uczniowie spoglądali na nich z zaskoczeniem. Obydwoje nigdy ze sobą nie przebywali, a przede wszystkim nie rozmawiali, przez co zaczęły się dziwne szepty. Zwłaszcza, że w szkole nie było Ikuto, który nadal był na zawodach i Sayi, która była na pogrzebie swojej babci. Z ich perspektywy wyglądało to całkiem inaczej. Jednak obydwoje nie zwracali na to uwagi. Sakura była zbyt przestraszona, aby nawet racjonalnie myśleć. – Nie odpowiesz mi? Jesteś pewna, że wrócisz? Jestem trochę zaskoczony, że jednak przyszłaś. Coś mi się wydaje, że się za mną stęskniłaś.
- Nie stęskniłam się za tobą – odważyła się powiedzieć – Tak naprawdę byłabym w siódmym niebie, gdybym była daleko od Ciebie – wyrzuciła w końcu to co w niej siedzi, gdy znaleźli się w pustym korytarzu prowadzącym do szatni męskich i żeńskich.
- Wiesz, że szybko mogę ci załatwić wycieczkę do nieba. – spojrzała na jego chłodne oblicze, po czym pobladła, kiedy w jej kierunku poleciała ściśnięta pięść Sasuke. Zacisnęła oczy. Nie otwierała ich jednak nawet wtedy, kiedy nie poczuła bólu, a tym bardziej gdy usłyszała jego śmiech. – Nie mam zamiaru psuć twojej ślicznej buźki. – jęknęła, kiedy przerzucił swoją dłoń przez jej szyję i przycisnął swoje wargi do jej ust. Zdezorientowana otworzyła oczy, po czym odepchnęła go.
- Nie dotykaj mnie – prędzej zabrzmiało to jak prośba niż rozkaz. Przerażonym wzrokiem wodziła po jego twarzy na której malowała się błoga rozkosz.
- Lubię cię ostrzejszą, a nie mazgającą się. Posłuchaj, teraz jesteśmy jak partnerzy. Ja jestem od brudnej roboty, a jednocześnie najbardziej przyjemnej, a ty ładnie wszystko będziesz ode mnie wyciągać. Okay?
- Nie rozumiem.
- Mam ochotę kogoś zabić. Masz kogoś na oku, co ci przeszkadza? Może ta Hikari, która przystawia się ciągle do Ikuto. Przecież jej nie lubisz.
- To, że kogoś się nie lubi nie oznacza, że zaraz trzeba go zabijać – rozglądnęła się – Nie boisz się, że ktoś nas usłyszy?
- Czego mam się bać, przecież mógłbym taką osobę załatwić i już nie miałbym problemu zastanawiając się kogo zabić. To co, wybierzesz mi kogoś?
- Dlaczego mnie w to mieszasz?
- Sama się w to wmieszałaś – odparł – A mi się to bardzo podoba. Jestem zachwycony mając taką osobę jak ty. Z wszystkim się będę z Tobą dzielić i przynajmniej kamień spadnie mi z serca. Chociaż, czy ja mam serce? – uśmiechnął się chytrze – A teraz kotku, chcesz się kogoś pozbyć? Taki przywilej dla Ciebie.
- Nie chcę, abyś kogoś zabijał. – poprosiła.
- Rozumiesz to, że strasznie podburzyłaś mnie, tą swoją gadką z mamą. Mogłaś oczywiście od razu jej powiedzieć o kogo chodzi – zakpił.
- Zrozum, że źle się z tym czuje. W końcu nic takiego nie powiedziałam. – przyjrzał się jej, po czym oparł się o ścianę.
- Okay. Nie zabije nikogo przez tydzień. To naprawdę dużo jak na mnie. Później zabije osobę, która mi przeszkadza – powiedział spokojnie – Wystarczy, że mnie ładnie i szczerze przeprosisz i przyrzekasz posłuszeństwo. Chyba nie za dużo wymagam, zwłaszcza, że mogę to i o wiele więcej dostać siłą. – Sakura spuściła głowę, po czym niepewnie podniosła wzrok na jego zadowoloną twarz.
- Przepraszam Cię. To już się nie powtórzy. Ja...naprawdę będę ci posłuszna – po wypowiedzeniu tych słów cofnęła wzrok. Ledwo przeszło jej to przez usta. Czuła do siebie nie smak przez to w jakie układy z Uchihą wchodzi. Kiedy jednak szła do szkoły. Na świeżym powietrzu uznała, że mogłaby jakoś zebrać dowody, gdyby Sasuke ją do siebie dopuścił. Gdyby dostała się do piwnicy. Na pewno znalazłaby tam jakieś dowody. Choćby plamkę skrzepniętej krwi lub też włos ofiary. Cokolwiek, co potwierdziłoby jego morderstwa.
- A jakieś potwierdzenie na to, że będziesz mi posłuszna? – cofnęła się o krok, kiedy do niej się zbliżył. Jęknęła głucho, kiedy zacisnął dłonie na jej łokciach i pociągnął do przodu, tak, że jej twarz przechyliła się do tyłu. – Miałaś być posłuszna – uśmiechnął się, po czym żarliwie wręcz brutalnie ją pocałował. Chciała go odepchnąć, ale wiedziała, że musi to wstrzymać. Teraz tylko modliła się o to, aby nikt ich nie zobaczył. Związek z Ikuto był dla niej najważniejszy. – Grzeczna dziewczynka – szepnął do jej ucha – Zasłużyłaś sobie na tydzień spokoju.
***
Tydzień spokoju.
Niestety szybko minęły te dni, a wraz z nimi wiele się działo.
Ikuto wrócił z zawodów. Wygrali! Zdobyli pierwsze miejsce i tytuł najlepszej drużyny w kraju. Ikuto i jego koledzy dostali wiele ofert szkół sportowych, które są nimi zainteresowane. Była dumna ze swojego chłopaka. Cieszyła się, że przynajmniej on ma powody do radości i że tak gładko wspina się po drabinie na szczyt kariery koszykarskiej.
Saya. Niestety dotarła do niej informacja o Sakury zniknięciu z Sasuke, co sprawiło, że zaczęła Sakure postrzegać jako rywalkę. O ile Ikuto nie przejął się tymi plotkami, a wręcz śmiał się z głupot jakie inni rozgadywali wokoło. To tyle Saya nie mogła się pogodzić z faktem, że Sasuke w ogóle na Sakure spojrzał. Sakura była wręcz przekonana, że już za niedługo Saya pójdzie do dyrektorki i wykreśli ją z rubryki nowego kapitana. No nic. Zresztą nie ważne jest stanowisko w drużynie, a fakt, żeby jak najlepiej przyczynić się sukcesami.
- Co się dzieję? – spojrzała na Ikuto, który wjechał samochodem przez bramę szkoły. Dzisiaj miała później, a Ikuto wybrał się na wagary, aby spędzić z Sakurą, więcej czasu. Ostatnio obydwoje czuli się przez siebie zaniedbani.
Przed szkołą stał wóz policyjny i karetka. Wokół zebrało się sporo uczniów, a dyrektorka stała z boku z jednym z policjantów coś żwawo tłumacząc. Kiedy Ikuto zaparkował, obydwoje szybkim krokiem podeszli do grupki zebranych osób, zastanawiając się co się wydarzyło.
Za nim jednak, ktoś im zdał relacje, zobaczyli jak dwóch sanitariuszy medycznych w czarnym worku niosą ciało.
Sakura zadrżała myśląc o najgorszym.
- Co się stało? – zapytała jakiegoś białowłosego pierwszaka.
- Samobójstwo. Dziewczyna jakaś skoczyła.
- Ale jak to? Jaka dziewczyna? – odwróciła się, po czym podeszła do Ikuto mając nadzieję, że dowiedział się o wiele więcej. Zatrzymała się jednak przerażona, kiedy zobaczyła wysiadającego z wozu policyjnego Sasuke. Uścisnął sobie dłoń z policjantem, a następnie ruszył w stronę reszty grupy. Również się zatrzymał, kiedy ją zobaczył. Na jego twarzy od razu wyskoczył szeroki uśmiech. Czy to jego sprawka?
Podeszła do Ikuto, po czym spojrzała na niego pytająco.
- Koleżanka z mojej klasy popełniła samobójstwo.
- Kto? – zapytała, chcąc w końcu znać tożsamość dziewczyny.
- Saya – odparł spokojnie – Sakura co ci jest? – zapytał widząc jak pobladła. – Sakura! – zdawało się jej, że jego głos do niej nie dociera. Spojrzała za siebie na Sasuke, który również intensywnie się w nią wpatrywał. To niemożliwe. – Sakura...! – Ikuto krzyknął widząc jak różowowłosa osuwa się na ziemie. – Lekarza...!- usłyszała głos swojego chłopaka, chociaż w głowie krążyły jej słowa Sasuke.
„Później zabije osobę, która mi przeszkadza"
***
Otworzyła oczy, niepewnie rozglądając się po ambulansie w którym leżała.
- Leż spokojnie...
- Co się stało? – zapytała, a nie przyjemna suchość w gardle dała o sobie znać, przez co jej głos stał się chrapliwy.
- Zasłabłaś. Napij się – sanitariusz wyciągnął w jej kierunku butelkę z wodą. Z wielką ulgą napoiła swój spragniony organizm.
- Co z dziewczyną? – zapytała, chcąc wierzyć, że to wszystko to tylko zły koszmar, a Saya naprawdę żyję.
- Popełniła samobójstwo. Zawieziono ją już do kostnicy.
- Ale jak to możliwe? Ona na pewno nie popełniłaby samobójstwa. Znałam ją...
- Jeżeli wiesz, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić porozmawiaj z policją. Ja nic na ten temat nie mogę ci powiedzieć – drzwi karetki się otworzyły, a do środka wszedł Ikuto, który widząc Sakure z otwartymi oczami odetchnął z ulgą.
- Martwiłem się o Ciebie. – przytulił różowowłosą, po czym ucałował ją w czoło – Czy mogę ją już zabrać? – zwrócił się do sanitariusza.
- Oczywiście, ale uważaj na nią. Źle przyjęła samobójstwo swojej koleżanki. – Ikuto wziął Sakure na ręce, a następnie bezpiecznie wyskoczył z ambulansu.
- Ikuto to nie możliwe, aby popełniła samobójstwo. Przecież znasz ją nawet lepiej niż ja. Chodziłeś z nią przez trzy lata do jednaj klasy, więc wiesz, że miała wszystko i nie miała żadnego powodu, aby się zabijać.
- Sakura nie wiem. Sasuke rozmawiał z policjantem. Powiedział, że ostatnio dość często się kłócili, bo Saya podejrzewała go o zdradę.
- Niby z kim?
- Z tobą – odparł sucho, a Sakura zaskoczona zeskoczyła mu z ramion. Delikatnie zakręciło się jej w głowie, ale równie szybko przeszło jak się pojawiło.
- Chyba w to nie wierzysz? – zapytała, bacznie mu się przyglądając.
- Oczywiście, że w to nie wierzę. Wiem jak Saya mogła być zazdrosna o Sasuke, a to, że z Tobą rozmawiał po prostu sprawiło, że otworzyły się jej kolejne drzwi do tego, aby pokłócić się z Sasuke. Zresztą jesteś ładna, więc miała obawy. – Sakura przetarła zmęczone oczy. To wszystko to nonsens. Saya na pewno by się nie zabiła. Prędzej uprzykrzałaby jej życie niż pozwoliła w taki sposób przegrać.
- Ikuto ja w to nie wierzę. Saya nie byłaby do tego zdolna.
- Chyba o czymś nie wiesz? Saya, kiedyś targnęła się już na swoje życie. Miała wtedy 10 lat. Jej rodzice przeżywali kryzys i żeby zwrócić na siebie uwagę cięła się.
- Skąd to wiesz?
- Shino z trzeciej B chodził z nią do podstawówki. Wiesz, że od niego wszystkie informacje można wyciągnąć.
- Ikuto, ale to mnie nie przekonuje. Wtedy była małym dzieckiem. 10 lat a 19? To jest spora różnica. Teraz inaczej by rozwiązała ten problem.
- Sakura mówisz, jakbyś była pewna, że ktoś ją zamordował. Ale kto miał powody, aby coś takiego zrobić? Jakaś zazdrosna dziewczyna, która chciała być bliżej Sasuke? No Sakura pomyśl, za nim zrobisz jakieś bagno. – wiedziała, że Ikuto nie chciał, aby w to się mieszała. Tylko, że ona wiedziała dużo więcej niż on może sądzić. – Ostatnio strasznie podenerwowana chodzisz. I nie tylko ja to zauważyłem, ale i twoja przyjaciółka Hinata. Co się dzieję?
- Nic. Wydaje ci się. Nie mogę po prostu uwierzyć, że coś takiego mogło się stać w naszej szkole. – przytuliła się do niego mocno.
***
Lekcje w szkole zostały odwołane. Policjanci przesłuchiwali jeszcze kilka osób w tym Ikuto. Chcieli znać opinie osób z klasy Sayi.
- Sakura Haruno?
- Tak – odparła, patrząc na policjanta.
- Inspektor Hanazawi, chciałbym porozmawiać na temat denatki. Należała Pani do sekcji pływackiej w której kapitanem była denatka? – westchnęła, po czym skinęła głową – W takim razie jak się zachowywała w ostatnim czasie?
- Tak jak zawsze. Wręcz tętniła życiem. Poszczęściło się naszej drużynie i pozyskiwałyśmy coraz to nowsze medale. Była bardzo zadowolona z tego powodu.
- A jak się zachowywała w stosunku do Pani? – zmarszczyła brwi, przyglądając się policjantowi – Chodzi o to, że mamy świadków, którzy potwierdzają, że w ostatnim tygodniu między paniami iskrzyło.
- To bzdura. Ostatnim czasem po prostu nie za bardzo przykładałam się do pływania.
- Ma to związek z Panem Uchiha?
- Nie rozumiem.
- Proste pytanie. Czy łączyło Cię coś z jej chłopakiem? – westchnęła przeciągle.
- Oczywiście, że nie. Zdarzyło się, że przeszliśmy się po korytarzu i już zaczęła cała szkoła plotkować. To bzdury. Mnie i Sasuke nigdy nic nie łączyło. A tamten dzień był jedynym jakim z nim rozmawiałam. – skłamała.
- A więc o czym rozmawialiście? – miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz całą prawdę. O tym, że Sasuke jest mordercą i o podejrzeniu, że w samobójstwie Sayi uczestniczył Sasuke.
- O zwykłych koleżeńskich sprawach. Na balu maturalnym tańczymy również razem. Sasuke chciał się również zapytać czy w takim razie musi mieć coś co pasowało by i do mnie. Czy tu naprawdę chodzi o samobójstwo?
- Tak, ale musimy dowiedzieć się co nią kierowało. Tak mi się wydaje, że źle zinterpretowała twoją znajomość z jej chłopakiem. Dziękuje za rozmowę. – skinęła głową, a następnie ruszyła do samochodu Ikuto, który na nią czekał. Wyciągnęła telefon z torebki, kiedy zaczął dzwonić, po czym odebrała.
- Słucham?
- Za dwie godziny w moim domu. Inaczej twojemu Ikuto może przydarzyć się to samo co Sayi. Grzecznie się zachowaj i nawet nie myśl o tym, aby coś wykrakać – zanim zdążyła się odezwać, usłyszała sygnał rozłączenia się.
Pod maską spokoju wróciła do samochodu Ikuto.
- Co chciał?
- Dowiedzieć się jak zachowywała się w ostatnim czasem Saya – powiedziała tylko część przesłuchania.
- Wiem, że to niby nie w porządku i powinniśmy upamiętnić koleżankę, ale od tego jest pogrzeb, więc gdy już mamy wolny dzień, może go jakoś wykorzystamy? – spojrzała na niego przygnębiona. Bardzo by tego chciała. Pragnęła być z Ikuto i zapomnieć o Sasuke, który nią kontrolował. Nie mogła jednak.
- Przepraszam cię Ikuto, ale nie mam siły. – widziała jak zapał w jego oczach gaśnie – Naprawdę bardzo cię przepraszam.
- Nie no, nic się nie stało. Chłopacy coś mówili o meczu, więc może zobaczę go z nimi.
- Przepraszam cię. Wszystko ci wynagrodzę – przytuliła go. – Wiesz, że potrafię – pozwoliła sobie na nutkę uwodzicielską, po czym ucałowała go w szyje.
- Oj wiem...- wyczuła w jego głosie ożywienie. Wiedziała, że tak mu poprawi humor. – Odwiozę cię do domu.
- Yhmm... – cmoknęła go w usta. Pod pokrywą tej radosnej dziewczyny siedziała skulona przygnębiona osoba, która nie wiedziała co zrobić. I niestety dobrze wiedziała, że czym dłużej będzie w tym siedzieć, Sasuke będzie mógł z nią zrobić co tylko zechce.
***
- Cieszę się, że przyszłaś na czas – tymi słowami ja przywitał. Niepewnie przekroczyła progi jego domu, po czym ruszyła wraz z nim do salonu. – Przepraszam, że wciągnąłem cię w to śledztwo, ale wiesz łatwiej było ustalić powody samobójstwa Sayi. I tak zresztą cała szkoła plotkowała.
- Jak mogłeś to zrobić? Siedziałam w domu i zastanawiałam się jak mogłeś to zrobić swojej dziewczynie. Później jednak pomyślałam, że to musiała być dla Ciebie pestka, jeżeli wcześniej zabiłeś swoją rodzinę.
- Saya była jednym z wielu elementów mojego wykreowanego świata. Od razu patrzyliście na mnie inaczej, kiedy miałem przy sobie tak otwartą na świat dziewczynę. Trzeba się przystosować, co nie? A że ładna była, to tylko dla mojej korzyści – uśmiechnął się.
- Zepchnąłeś ją?
- Nawet nie dotknąłem. Zapamiętaj 29 kwietnia 2012 rok. Zaprosiłem Saye na dach, pod przykrywką niespodzianki. Od razu przyszła. Nie musiałem długo czekać. Zaskoczona rozglądała się i wciąż pytała: „Gdzie ta niespodzianka Sasuke-kun?" – przedrzeźniał. Jak można nie mieć szacunku do zmarłych? Chociaż on nawet nie ma szacunku do ludzkiego życia. W takim razie chyba łatwiej to zrozumieć. Bezwzględny morderca! – Kazałem jej, więc zamknąć oczy. I powoli kierować się do tyłu. Z każdym krokiem chciałem z jej ust słyszeć zapewnienie, że mi ufa. Następnie powiedziałem jej, aby się odwróciła i nadal szła prosto. Gdyby spadła na plecy można byłoby kwestionować czy to na pewno było samobójstwo – dopowiedział, poczym wrócił do swojej opowieści. Była przerażona, że tak doskonale potrafił manipulować ludźmi. – Saya posuwała się do przodu. Niepewnie szła i szła, aż spadła – zaśmiał się – Szkoła nadal nie wyremontowała dachu. Gdyby przynajmniej rama dachu była o stopień wyższa to wcześniej by się skapnęła i nie zrobiłaby kolejnego kroku w przód. Sądzę, że dzięki mnie w końcu się za to zabiorą.
- Tak myślisz? Przecież wszyscy uważają, że popełniła samobójstwo, więc nawet, gdyby było o stopień wyżej i tak by mogła skoczyć.
- Prawda, jednak przyjedzie Inspekcja i zobaczymy co powie na te niedociągnięcia.
- Jak to w ogóle zrobiłeś? Nie potrafię pojąć w głowie jak udało ci się wszystkich przekonać, że Saya popełniła samobójstwo. Przecież nie miała powodów.
- Po pierwsze jak już ci mówiłem jej ciało leżało w pozycji w jakiej najczęściej samobójcy, którzy skaczą; zostają znalezieni. Po drugie. Już tydzień temu ładnie to sobie zaplanowałem. Wiedziałem, że sensacją będzie jak do Ciebie zagadam. Przecież ja się odcinam od wszystkich, a tu nagle idziemy sobie razem do pustej szatni – uśmiechnął się kpiąco – A poza tym był to jedyny dzień w którym ani twojego chłopaka, ani Sayi nie było. Coś podejrzanie to dla tych plotkarzy wyglądało. A, że Saya była chorobliwie zazdrosna to szybko ją to ukuło. Przyznam, że jednak zaskoczyło mnie zachowanie Ikuto. Nie przejął się tym za bardzo, chociaż gdyby wiedział gdzie teraz jesteś inaczej by cię ocenił.
- Czy ty wszystko masz zaplanowane? – chciała go jak najdalej odsunąć od tematu Ikuto. Bała się o niego.
- Przeważnie. Przynajmniej zawsze wiem czego mogę się spodziewać jak na przykład w twoim przypadku.
- I co teraz? Znajdziesz sobie nową dziewczynę? – zapytała nie ukrywając sarkazmu. Trochę pewniej się poczuła. A poza tym on oczekiwał, aby zachowywała się normalnie, a nie wciąż się mazała. To zresztą na nic by się nie zdało. Tylko by sobie zaszkodziła.
- Nie. Czuje się lepiej jako kawaler. Nikt mi nie przeszkadza. Zresztą nie będę tak całkowicie sam. Nasze relacje są bardzo ciekawe.
- Ale ode mnie nie dostaniesz tego co od swojej partnerki.
- Tak pewnie to mówisz – uśmiechnął się, po czym wstał – Uczcisz ze mną moją wolność? – zapytał podchodząc do barku – Nie przepadam za piwem; wolę dobre wino lub wieloletnie whisky. Napijesz się? – otworzył wino korkociągiem.
- Nie dziękuje – grzecznie odmówiła, ale widząc jak nalewa wina do dwóch lampek, wiedziała, że nie przyjmuje odmowy – Myślisz, że mam powody do świętowania? Saya była moją koleżanką.
- Jedną z wielu. I tak szybko o niej zapomnisz – odparł podchodząc do niej z lampką wina. Może i miał racje. Nie była to taka znajomość o której by całe życie pamiętała. Nie byłaby, gdyby nie fakt, że Uchiha to zrobił. Jego zbrodnie wszystkie pamiętała. I tego właściwie od niej oczekiwał.
Idąc do niego zastanawiała się, czy najlepszym rozwiązaniem byłoby zabicie Sasuke. Zabicie tak jak on to robi. Brutalnie bez wyrzutów sumienia. Jednak nie potrafiłaby. Była do tego zbyt słaba psychicznie. W dodatku na pewno zostawiłaby ślady. Uchiha przez te lata perfekcyjnie się udoskonalił. I w dodatku wszystko ma zaplanowane.
Spojrzała niepewnie na wino.
- Głupia. Nie wrzuciłem ci tam niczego – odparł z rozbawieniem, po czym zamienił kieliszki.
- Skąd mam wiedzieć czy to nie jest jakiś twój chwyt? – prychnął, a następnie upił dużego łyka, a następnie wyrwał z jej rąk kieliszek popijając i z niego wino.
- Zadowolona?
- Nie koniecznie – odparła, ale napiła się wina.
- I widzisz, jednak da się normalnie rozmawiać- nie wrócił na fotel tylko przysiadł się do niej na kanapę. Ta wolna przestrzeń, którą mogła się cieszyć została przez niego zakłócona.
- Czy ty kiedykolwiek kogoś kochałeś? Tak łatwo przyszło ci zabić rodziców i Saye.
- A co ty zamieniasz się w psychologa? O ile wiem chcesz być lekarzem. Wydaje mi się, że będziesz mogła później skorzystać z mojej pomocy. Załatwię ci czaszkę lub jakiś szkielet do badań. – zniesmaczona wbiła wzrok w czerwoną ciecz w kieliszku.
- Skąd tyle o mnie wiesz?
- Wiadome, że jeżeli ty mnie poznałaś to ja musiałem poznać Ciebie. Masz jeszcze kolczyka w języku? – drgnęła zaskoczona, że nawet o takim drobiazgu wie.
- Nie. Miałam wtedy 14 lat. Byłam głupia.
- I buntownicza. Nie odważyłbym się w takich warunkach przekuć. – naprawdę była wtedy bardzo nierozsądna. Ale chciała nadążyć za trendami. Starszy brat jej koleżanki, która zresztą miała na nią duży wpływ; przebił jej język w ich domu. Znał się na tym, ale co by było, gdyby dostała zakażenia? O tym dopiero po fakcie pomyślała. Język przez kilka dni miała spuchnięty i w ogóle nie mogła jeść niczego co smaczne, a same zupki. Ech..., dobrze, że jej bunt minął wraz z wyjazdem koleżanki za granice.
- Po co ci te informacje? – zapytała.
- Aby zaspokoić własną ciekawość. A co do twojego pytania. Nie, nigdy nikogo nie kochałem. Rodziców – nie pamiętam. Miłość to złudne uczucie. Sprawia, że ludzie stają się słabi. Weź siebie za przykład. Tak bardzo się poświęcasz, bo kochasz bliskich. A gdyby ich nie było na pewno już dawno siedziałabyś na komisariacie. Może jakimś cudem udałoby ci się zdobyć dowód, tyle, że chyba lepiej jest tak jak teraz, niż gdybym miał jak łowca ścigać nieposłuszną zwierzynę.
- Ja.... Ja bym tego pamiętnika nie przeczytała, gdyby nie to, że żadnego zeszytu nie miałeś podpisanego. Czy nie możesz zrozumieć jak jest mi ciężko z czymś takim żyć? Gdybyś przynajmniej dał mi spokój. Nigdy nikomu nie zdradziłabym twojego sekretu.
- Ty dalej nie rozumiesz, że mnie taki układ nie satysfakcjonowałby. Ja nie czuje się w żadnym wypadku zagrożony przez to, że wiesz o mnie wszystko. Lżej mi na sercu, że ktoś w końcu wie jaki naprawdę jestem i nadal żyje. Powinnaś czuć się wyjątkowo – dotknął dłonią jej policzka. Cofnęła się szybko, po czym upiła dużego łyka wina.
- Ja powinnam już iść.
- Tak szybko? – dopił swój kieliszek.
- Mogę iść?- zapytała co bardzo mu się spodobało.
- Grzeczna jesteś. Możesz iść, chyba że wolisz, abym cię odwiózł? – przetasował ją wzrokiem, kiedy wstała.
- Piłeś, lepiej nie ryzykować – wiedział, że to jedynie marna wymówka, ale pozwolił jej iść. Nie odprowadzał jej do wyjścia, w końcu sama umiała wyjść. Coraz bardziej był zadowolony ze swojego uporządkowanego życia. Zakasał rękawy, po czym ruszył do piwnicy. Był pewny, że Sakura się nie podda i będzie chciała znaleźć jakiś dowód. Musi się upewnić, że takiego nie ma.
***
Dochodziła do domu wolnym krokiem. Kiedy musi iść do domu Uchihy strasznie się boi. Nie dość, że musi znosić jego obecność i być przygotowana na wszystko, nawet na to, że umrze; to jeszcze myśl o tym ogromnym pytonie ją przeraża. Wystarczy jakby ją z nim zostawił. Gdyby pyton ją udusił znowu Uchiha wyszedłby bez szwanku zwalając na wypadek.
Stanęła zdziwiona widząc samochód swojego chłopaka. Siedział na masce, bawiąc się telefonem. Szybko wyciągnęła swój z torebki i pacnęła się w czoło. Wyłączyła dźwięk i teraz mogła zobaczyć kilka nieodebranych połączeń i sms-ów.
Ikuto ją zauważył i stanął na równych nogach.
- Nie jesteś jednak z kolegami?
- A ty nie jesteś w domu? – odpowiedział pytaniem na pytanie – Zresztą nikogo nie ma. Gdzie byłaś?
- Ile czekasz?
- Jak tak będziemy prowadzić rozmowę to nigdy niczego się nie dowiemy – stwierdził.
- Byłam u Hinaty. Wejdziesz do środka? – odparła wyciągając klucze z torebki. Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy po tym jak łatwo przychodziło jej kłamać.
- Nie mogłaś oddzwonić? – ruszył za nią do domu.
- Nie słyszałam, że dzwonisz. Wyłączyłam dźwięk i dopiero teraz zauważyłam. Przepraszam cię – cmoknęła go w usta, kiedy weszli do środka.
- Piłaś? Wyczuwam od Ciebie alkohol.
- Łyka na pocieszenie.
- Zachowujesz się naprawdę dziwnie ostatnim czasem. I nie mów mi, że to przez Saye, bo ona dopiero dzisiaj zeszła z tego świata, więc musi być jakiś inny powód. – warknął, widząc, że coś jest nie tak z jego dziewczyną. Oddalała się, a to go przerażało. Nie chciał jej stracić.
- Nie ma innego powodu. Wydaje ci się. Jestem po prostu zmęczona.
- Cały czas jesteś zmęczona. Fajna wymówka, ale nie wierzę ci. – westchnęła. Zdarzały im się kłótnie, ale na drugi dzień już nie pamiętali o co się pożarli. Jednak teraz widziała w jego oczach to coś, co sprawia, że mężczyzna czuje się niepewny swojej męskości – Po prostu się zastanawiam czy to co mówią uczniowie nie jest prawdą – w odpowiedzi został spoliczkowany. Sakura spojrzała na niego zrozpaczona, po czym krzyknęła, aby się wynosił. Nie powiedział nic, tylko wyszedł. To jeszcze bardziej ją zabolało.
***
W szkole nie czuła się dobrze, nie mając przy swoim boku Ikuto. Tyle razy ze swoją paczką ją minął, ale nie powiedział ani jednego słowa. Nawet się nie przywitał. Bolało ją to.
Na lunchu niestety musiała słuchać jeszcze paplaniny Hinaty, która żądała wyjaśnień na temat jej wczorajszej wymówki.
- Ikuto mnie zatrzymał i pyta się czy wczoraj u mnie byłaś. Oczywiście połapałam się, że jest coś nie tak i skłamałam, że byłaś. W takim razie mi chyba możesz powiedzieć, gdzie byłaś. To coś niedogodnego, że Ikuto okłamałaś? Zresztą głupio się pytam. Sakura coś jest nie tak, prawda? – miała ochotę się rozpłakać i przytulić do jej ramienia, jednak musiała zgrywać silną i dopiero we własnym koncie w samotności dać upust łzom. – Sakura, zawsze się mówi, że w plotkach jest jakieś ziarno prawdy. Czy...
- Wiem co chcesz powiedzieć, ale mnie naprawdę nic nie łączy z Sasuke. Mam już dość słuchania tych wszystkich głupot. Nigdy między mną, a Sasuke do niczego nie doszło.
- Nawet się nie pocałowaliście? – wydawało się jakby o wszystkim wiedziała, jednak tak naprawdę Hinata nigdy nie dawała za wygraną i chciała wszystko do końca wyciągnąć. Nie znała granic.
- Nie – skłamała. Bo w rzeczywistości ona tego nie chciała, więc nie można czegoś takiego liczyć.
- W takim razie, gdzie wczoraj byłaś, że nie powiedziałaś prawdy Ikuto?
- Poszłam się napić do klubu – skłamała po raz kolejny, coraz bardziej zagłębiając się w labirynt w który wciągnął ją Uchiha. – Nie chciałam wypaść żałośnie przed Ikuto. Po prostu czuje się winna. Wydaje mi się, że gdyby nie te plotki, to Saya by żyła.
- Nie obwiniaj się. Wcale nie wiadomo czy to z tego powodu. Zresztą widziałaś jak się przez ten tydzień zachowywała. Trochę tylko naciskała na zajęciach, a tak nic od ciebie nie chciała. Powiem ci, że nie mogę uwierzyć, że ona popełniła samobójstwo. To do niej nie pasuje. Ma wszystko. Rodzinę. Przystojnego chłopaka. Pasje. Mając tyle, chce się człowiek zabić? Dla mnie to jest co najmniej dziwne. – ciekawe ile osób tak samo myśli jak Hinata? Zresztą to nie było ważne, ponieważ śledztwo i tak już umorzyli, potwierdzając domniemane samobójstwo. Gdyby tak chociaż raz się pomylił. – Wiesz, Ikuto chciał abym z tobą porozmawiała. Ja też zauważyłam, że ostatnim czasem jesteś jakaś nieobecna. Zaczęło się to tak po tej próbie. Jestem spostrzegawcza i wiem, kiedy coś nurtuje moją przyjaciółkę. Sakura...
- Co? – spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Jak tak teraz myślę, to masz wahania nastrojów i... – zawahała się przez chwile – ...może jesteś w ciąży? – dodała szybko.
- Oszalałaś? – rozejrzała się po jadalni, jednak nikt tego nie usłyszał. Przynajmniej miała taką nadzieję.
- No, ale popatrz; masz wszystkie symptomy, które na to by wskazywały.
- Nie jestem w ciąży. Na pewno. Dobrze wiesz, że się zabezpieczamy.
- Okay, ale antykoncepcja nie jest 100 procentowo skuteczna. Może prezerwatywa pękła, albo...
- Czy ty mnie Hinata słyszysz? Nie jestem w ciąży.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Jak chcesz mogę zrobić test ciążowy, ale on nic nie wykaże.- ucięła gładko, ale Hinata nadal zadawała jej głupie pytania.
*** ***
Nagle poczuła dłonie w pasie i po chwili wisiała w powietrzu. Spojrzała za siebie, a natykając się na spojrzenie ukochanego poczuła motyle w brzuchu.
- Jesteś w ciąży? – zapytał bez owijania w bawełnę.
- Oh...nie. Skąd takie informacje do Ciebie dotarły? – postawił ją, po czym odwrócił w swoim kierunku.
- Ja wezmę odpowiedzialność za to dziecko, więc nie rób nic głupiego.
- Ikuto nie jestem w ciąży. Co ci przyszło do głowy – spoglądali na siebie dłuższą chwile.
- Mój kolega słyszał jak z Hinatą o tym rozmawiałyście.
- Zapewniam cię, że to bzdury – odparła z uśmiechem mając nadzieję, że napięcie między nimi zgaśnie.
- Przyznam, że odetchnąłem z ulgą. Teraz jeszcze nie czas na dzieci – zgadzała się z nim. Sami zresztą co wyrośli z pieluch – Po za tym... – podrapał się po głowie, a następnie przeczesał swoje brązowe włosy. – Chciałbym cię przeprosić. Przepraszam – rozłożył dłonie w geście skruchy – Zachowałem się jak palant. Nie powinienem takich głupstw mówić.
- To chyba ja powinnam przeprosić, głuptasie – dotknęła dłonią jego policzek, delikatnie głaszcząc palcami miejsce w które go uderzyła.
- Chodźmy stąd – ucałował wierzch jej dłoni. Zachichotała, po czym objęła go w pasie.
- Gdzie?
- Gdziekolwiek. Pragnę Cię Sakura – wyszeptał jej do ucha.
***
Paląc papierosa spoglądał na kochającą się parę na tylnym siedzeniu czarnej toyoty. Patrzył na giętkie ciało dziewczyny, której różowe włosy kaskadą spływały na lśniące od potu plecy.
Siedział na tyłach szkoły, jak to w zwyczaju robił. Miał już iść na boisku, kiedy niedaleko podjechał Ikuto. Nie zauważyli go, a on nie miał zamiaru opuścić takiego przedstawienia. Widział jak się całują i pieprzą.
Rzucił niedopalonego papierosa; widząc, że skończyli. Już dawno miał przestać palić, jednak trudno było rzucić nawyk.
Uśmiechnął się zawadiacko, po czym wyciągnął telefon.
***
Zachichotała całując gorące usta Ikuto. Już dawno tak dobrze się nie czuła. Założyła stanik, po czym zabrała się za koszule.
- Lubię te nasze szybkie numerki. Od razu lepiej się czuje – odparł Ikuto naciągając bokserki i spodnie – Jesteś piękna.
- Kocham cię – wyznała chichocząc, kiedy pocałował ją w szyję. Wsunęła majtki pod spódniczkę, po czym wyciągnęła lusterko z torebki, aby przyjrzeć się swojemu obliczu. – Ludzie od razu się skapną co robiliśmy, jeżeli teraz znowu przestawisz samochód. – powiedziała.
- Super. Chcę, aby o nas plotkowali – odparł z łobuzerskim uśmiechem, po czym przesiadł się do przodu. Sakura nie ukrywała zadowolenia. Odreagowała w końcu stres tych kilku dni.
Słysząc dźwięk telefonu od razu sięgnęła po niego. Westchnęła widząc od kogo dostała sms-a. Oczywiście w telefonie widniał jako pytajnik.
Pewnie będzie chciał się spotkać. Tak myślała dopóki nie przeczytała sms-a.
„Masz ładne cycki"
Drgnęła, przełykając głośno ślinę. Rozejrzała się przez szybę w samochodzie, ale nie dostrzegła Uchihy.
- Co jest? – usłyszała głos swojego chłopaka. Uśmiechnęła się, poc zym przesiadła się na miejsce pasażera.
- Nic i masz rację. Lepiej jak będą o tym mówić. W takim razie podkręćmy atmosferę – powiedziała, pomagając ściągnąć mu bluzkę. – Ubierz ją na odwrót – zachichotała rozpinając swoje guziki koszuli. – Sprzedajmy im sensację na tacy – cieszyła się widząc te radosne ogniki w oczach Ikuto.
- Moja szalona Sakurka się obudziła – cmoknął ją w policzek.
***
Tak jak myśleli po całej szkole rozniosło się, Że Sakura i Ikuto wyskoczyli na szybki numerek. Wchodząc do szkoły teatralnie udawali swoją nieuwagę. Ikuto mistrzowsko wyszło udawanie, że nie zauważył, że ubrał bluzkę na lewo.
Niestety jeden z nauczycieli zwrócił im uwagę, że w takiej sytuacji jak samobójstwo Sayi, które było świeżą sprawą, powinni być bardziej taktowni. Nie zepsuło jej to humoru. Cieszyła się, że między nią, a Ikuto jest lepiej.
Dwa dni później...
Zdenerwowana zadzwoniła do drzwi Sasuke. Miała dość bycia jego pieskiem. Na pogrzebie Sayi wspaniale zagrał pogrążonego w smutku chłopaka. Od razu jednak po wsadzeniu trumny w dół nie wiadomo kiedy zniknął.
- Cześć – uśmiechnął się ilustrując ją wzrokiem. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem ci. Nie wyjeżdżasz nigdzie na majówkę?
- A mogę, jeżeli co chwile każesz mi przychodzić? – syknęła na co mocno złapał ją za ramie. Przerażenie na nowo wróciło.
- Lubię jak się normalnie zachowujesz, ale chyba się zapędziłaś. Panuj nad sobą, okay?
- Tak – odparła skruszona. – Po co miałam przyjść? – zapytała, kiedy weszli do salonu. Usiadła na kanapie, a Uchiha jak zwykle zajął miejsce na fotelu. Czuła się jak na dywaniku u dyrektora, albo jeszcze gorzej u terapeuty.
- Chcę z tobą porozmawiać o twoim ostatnim wyczynie. Byłem trochę zaskoczony. – Sakura spuściła głowę, ukrywając twarz pod kaskadą różowych włosów. Nie była zawstydzona. Nie wstydziła się swojej nagości. Jednak Sasuke skradł jej prywatność, patrząc na jej akt cielesny.
- Masz w nawyku podglądać pary w tak intymnej sytuacji?
- Nie – zaprzeczył – Ale to wy się pojawiliście nie wiadomo skąd. Często przebywam za szkołą.
- A nie mogłeś po prostu sobie iść?
- Nic ciekawego nie miałem do roboty, więc sobie popatrzyłem. Zresztą szkoła od razu zaczęła o tym piać. Jestem trochę zawiedziony, bo nasz temat zszedł na drugi plan. Poza tym miło było pooglądać twoje wdzięki – z ciekawością zerknął na jej biust ukryty pod fioletowym sweterkiem.
- Mogłeś to przynajmniej zachować dla siebie, a nie dzielić się ze mną.
- Ale tak jest o wiele zabawniej – powiedział. – Jak najbardziej lubisz, co? – spojrzała na niego ze zdziwieniem – Klasycznie, analnie? Seks oralny też wchodzi w grę?
- Jesteś obrzydliwy. Nie będę z Tobą na takie tematy rozmawiać.
- Pozwól, że to ja zdecyduje o czym będziemy rozmawiać. Chociaż, wiesz co mi się wydaje? – nie czekał na jej odpowiedź tylko kontynuował – Byłaś brana na wiele sposobów. Ciekawe czy potrafisz dać tyle przyjemności. – ścisnęła mocno dłonie w pięści – Przecież jesteśmy przed sobą otwarci. Możesz mi mówić o wszystkim.
- Nie będę z Tobą rozmawiać o takich sprawach.
- To mam to sam sprawdzić? – drgnęła, po czym automatycznie przesunęła się do końca kanapy. – To rozmawiaj ze mną. Chcę usłyszeć twoje najintymniejsze wątki z życia. – myślała, że żartuje, ale kiedy ją pospieszył, wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Wbiła paznokcie w skórę, zaciskając oczy.
- A ty nie idziesz na bal? – zagryzła wargę, mając nadzieję, że odsunie go od tego tematu.
- Nie zmieniaj tematu. Ale na bal idę.
- W takim razie masz partnerkę. Będziesz tańczył?
- Zobaczysz złotko, a teraz wracajmy do początku. Co lubisz? – wiedziała, że nie chodzi o zwykłe co lubisz, a po prostu co preferujesz w łóżku.
***
Za dwa dni bal. Miała dwa powody do zadowolenia. Fakt, że szli na bal i tańczyli w pierwszej parze. Dwa, że Sasuke dał jej spokój. Przez równe trzy tygodnie się nie odzywał. Co świadczyło nie tylko o jej spokoju, ale o tym, że Sasuke przez te całe trzy tygodnie nikogo nie zabił.
- Hej, gdzie jest Ikuto? – zapytała Sakura wchodząc na sale, gdzie była tylko garść chłopaków. Przywitali się z nią skinięciem głową.
- Dzisiaj pan Gai zarządził, że drużyna piłki nożnej i koszykówki zmierzy się w pojedynku. – odpowiedział jej jeden z chłopaków.
- Mają grać w piłkę nożną. To nie fair dla nas – odparł kumpel z drużyny koszykarskie. – Pan Gai za wszelką cenę chce udowodnić, że jego drużyna jest lepsza. Pan Asuma nie chciał się na to zgodzić, bo w końcu mogliby w kosza zagrać, a nie w nożną, ale Ikuto i reszta uparli się że ich rozjadą. No i teraz grają. – Sakura pokręciła z zażenowania głową. No nic, pójdzie na salkę potańczyć z dziewczynami, a później spotka się z chłopakiem. Była ciekawa kto wygra w tym bezsensownym pojedynku.
Wchodząc na salkę, od razu w jej kierunku tanecznym krokiem rzuciła się Hinata, bombardując ją setką pytań.
- Sakura jak tam samopoczucie? Jak ułożysz włosy? Decydujesz się na koka?
- Nie. Będę szaleć z Ikuto, więc nie będę specjalnie upinać włosów, gdy chwile później może z nich być siano. Zrobię mocne fale. Z tyłu troszkę zepnę i wepnę białą róże.
- Super – odparła z zachwytem – Jak ja bym chciała być na twoim miejscu. Jeszcze w pierwszej parze idziesz.
- Ale kosztem czego. – przypomniała o Sayi.
- W takim razie Sasuke nie pojawi się na balu?
- Nie wiem. Mnie nie pytaj. Nie wiem czy ktokolwiek to wie, oprócz niego. W końcu wiesz, że jest odosobniony. – tak naprawdę wiedziała, ale jakby to wytłumaczyła Hinacie? Nie chciała już więcej mieszać. Zresztą Uchihy miała dość i cieszyła się, że się nie odzywa. Po tym jak kazał jej zdradzić jej intymną sferę czuła się już całkowicie skrępowana przy nim. Nienawidziła go całym sercem.
- A makijaż?
- Kosmetyczka ma do mnie przyjść. Załatwi wszystko. Chciałabym coś naturalnego, a nie w takim stylu, żeby makijaż zlewał się ze mnie hektolitrami.
- Masz to fajnie, że masz takie grube rzęsy – odparła Hinata – Ja mam długie, ale zobacz jakie rzadkie.
- Oj nie przesadzaj. Dobry tusz i będziesz miała rzęsy jak z reklamy – uśmiechnęła się, po czym spojrzała na tańczące koleżanki. – Miałam się przyłączyć, ale jak teraz widzę jak się męczą z tą salsą, to aż nie chcę mi się tego robić.
- To odpuśćmy sobie te zajęcia. Najlepiej chodźmy do domu. Później mamy plastykę. Możemy sobie na koniec roku odpuścić, a ty mi pokażesz jak się prezentujesz w kreacji.
- Mówisz poważnie? – zapytałam zdezorientowana. Hinata to najpilniejsza uczennica. Nawet, kiedy jest koniec roku i nikt nie chodzi, ona nie opuszcza żadnej lekcji.
- Tak, idziemy? Musimy korzystać z okazji za nim... – przerwały rozmowę, kiedy usłyszały głośny krzyk z korytarza. Sakura przerażona wybiegła z klasy rozpoznając w tym barwę jej chłopaka.
- Boże Ikuto!! – krzyknęła widząc jak jej chłopak był prawie niesiony przez dwóch kolegów. Ikuto miał okropny wyraz twarzy. Ściskał mocno szczękę, powstrzymując się od kolejnego krzyku przy swojej dziewczynie. – Co się stało?
- Graliśmy i ktoś walnął zamiast w piłkę w kostkę Ikuto. – wytłumaczył Hiro, białowłosy chłopak.
- Boże drogi – Sakura jęknęła. – Kochanie...
- Nie martw się Sakura – powiedział z trudem, ale coraz gorzej było mu utrzymywać ten ból w sobie.
***
Higienistka wezwała pogotowie. Sprawa była bardzo poważna. Siedziała teraz na izbie przyjęć z Ikuto, który był już u jednego z lekarzy, który nafaszerował go środkami przeciw bólowymi. Sprawdzali teraz zdjęcia z prześwietlenia. Ikuto na ten czas dostał wózek inwalidzki w którym bez problemu mógł się poruszać.
- Cholera. Te leki nic nie pomagają.- syknął przez zaciśnięte zęby.
- Musisz poczekać na efekty – odparła, łapiąc go za dłoń.
- Gdybyśmy nie dali się sprowokować, to teraz grałbym w kosza, albo niósł cię na rękach.
- Ikuto... – szepnęła, widząc jak się obwinia.
- Za dwa miesiące jest mecz w którym chciałem wziąć udział. Trenerzy mieli sprawdzić czy się nadaję do szkoły sportowej.
- Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży Sakura – spojrzał na swoją dziewczynę. – Jest coś o czym ci nie mówiłem. – westchnął przecierając dłońmi twarz – Widzisz chodzi o to, że od tego meczu zależy moja kariera. Gdybym się wykazał... – cofnął wzrok, ściskając mocniej dłoń Sakury – Dostałem propozycję ze szkoły sportowej w Stanach. – Sakura drgnęła. Chciała coś powiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły, po czym lekarz zaprosił ich do środka. Porozmawiają o tym później, teraz najważniejsze, aby przestało go boleć.
- Panie Ikuto nie jest dobrze. – zaczął lekarz bez ogródek – Ma pan uraz wewnętrzny. I jeżeli nie podda się pan rehabilitacji to może być to długotrwała kontuzja.
- O czym pan mówi? Ja jestem koszykarzem. Musze być sprawny. – Sakura w spokoju się przysłuchiwała. Nie była w stanie trzeźwo myśleć, kiedy Ikuto powiedział jej, że chcę studiować w Stanach. Przecież miłość na odległość nie ma szans na przetrwanie. Nie chciała go tracić.
- Jeżeli Pan poda się rehabilitacji lub jeszcze lepiej, gdyby zgodził się Pan na operacje to ten problem szybko byłby załatwiony.
- Kiedy mógłbym mieć operacje? Chodzi mi o najszybszy termin. – lekarz spojrzał na kartę pacjenta.
- Za cztery dni. Przed tym muszę Pana zatrzymać w szpitalu. Jednak jest jeszcze mały problem. Ta operacja jest dość kosztowna. Jeżeli miałby Pan czas poczekać, to mógłby Pan zebrać... – Ikuto przerwał mu, wręcz krzycząc, że cena nie gra roli. Dopiero teraz zauważyła jak koszykówka jest dla niego ważna. Trochę to bolało. – W takim razie, zaraz zaprowadzę Pana do Sali.
***
Spojrzała na zegarek, kierując się białym korytarzem w stronę wyjścia z szpitala. Było już po 19. Teraz u Ikuto byli rodzice, dlatego postanowiła się pożegnać i pójść do domu. Nie mieli nawet możliwości dokończyć rozmowy na temat przyszłości Ikuto w Stanach, która malowała się najwidoczniej bez niej.
Zimne powietrze uderzyło w jej nagie ramiona, kiedy opuściła mury szpitala. Rano było o wiele cieplej.
Odwróciła się w kierunku, gdzie usłyszała dźwięk klaksonu samochodowego. Nie mogła uwierzyć. Uchiha?! Skinął na nią dłonią. Grzecznie jak pies powędrowała do samochodu. Wsiadła, widząc jak skinął głową na miejsce obok.
- Co ty tu robisz? – zapytała niechętnie.
- Myślałem, że się za mną stęsknisz – uśmiechnął się chytrze, po czym odpalił silnik.
- Skąd wiedziałeś, że sama będę wracać?
- Nie trudno było od tej starej recepcjonistki wyciągnąć informacje na temat Ikuto. Czeka w Sali 108 na operacje – powtórzył – Wiedziałem, że będziesz sama wracać, dlatego postanowiłem ci potowarzyszyć. Porozmawiamy u mnie – westchnęła znużona. Marzyła o kąpieli w domu. Nie chciała z nim rozmawiać. – Opowiem ci o kolejnym przypadku – zerknęła na jego uśmiech. Nie chciała znowu wysłuchiwać tych okrucieństw. Martwił ją fakt, że nadal nie może z tym nic zrobić.
***
Otworzył drzwi, a następnie załączył światło. Grzecznie powędrowała przed nim do salonu. Tą drogę z zamkniętymi oczami mogłaby przejść.
- O co chodzi? – usiadła na kanapie. Jednak Sasuke nie zajął miejsca na swoim władczym fotelu. Przeszedł się po pokoju, po czym ukucnął przed kominkiem, który zaczął rozpalać. Oczywiście pospieszać go nie mogła. Nie wiadomo czy wtedy wyszłaby żywa z tego domu.
- 21 maja 2012 – odparł. Dzisiejsza data. Czyli kogoś dzisiaj zabił. – Niestety nie zabiłem nikogo – sprostował widząc jej minę. – A tylko sprawiłem uszczerbek na jego zdrowiu. Wiesz o kim mowa? – zacisnęła palce w pięści, kiedy połapała się o co chodzi. Nie, nie, nie, nie!!!! To nie możliwe! Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć. Dlaczego pomyślała, że to nieszczęśliwy przypadek? Przecież teraz wszystko co wokół niej się zdarza nie jest przypadkiem! – Rozmawiałem z naszym trenerem i nakręciłem go na rywalizacje drużynową. Wiedziałem, że Ikuto nie splami honoru drużyny i przyjmie nasze zaproszenie na mecz. Gracze mojej drużyny oczywiście strasznie chcieli skopać tyłek drużynie twojego chłopaka. Mnie to nie kręciło. Chodziło mi tylko o Ikuto. Do samego końca nie byłem pewny czy się uda. W końcu takie coś jest trudne do zorganizowania, kiedy koncentrujesz się na jednym osobniku a dookoła niego biega ze dwadzieścia. Nadarzyła się jednak okazja. Przez przypadek zamiast w piłkę, mocno kopnąłem w jego kostkę. Chociaż chyba za słabo. Widziałaś w Internecie najgorszy wypadek w piłce nożnej? Gościu miał całą stopę przekręconą. Chciałem to powtórzyć, ale nie udało się. Ej nie płacz, przecież możliwe dzięki temu dłużej przy Tobie zostanie. Może nie zdąży się wykurować na mecz i nie ucieknie ci do Ameryki.
- Przerażasz mnie – odparła, przecierając łzy. Nie potrafiła pohamować tych wstrętnych emocji. Miała ochotę wybuchnąć. – Wszystko wiesz. Wszystko planujesz. Jesteś jak jakiś demon...
- Boli cię to, że dowiedziałem się wcześniej o planach twojego chłopaka? Nie musisz być zła, a przeciwnie powinnaś mi podziękować. Gdyby nie ja, to nadal mogłabyś nic nie wiedzieć. Szczerze nie wiem na co on czekał.
- I co? Cieszysz się, że tak niszczysz mi życie?
- Nie niszę ci go. Pomagam ci się z nim zmierzyć. Bo w głębi jesteś strasznie słabiutka. Trochę mnie to denerwuje. Chociaż zauważyłem, że już lepiej znosisz tą tajemnice w sobie. Wiesz co spostrzegłem? – dobijało ją, że takie trudne dla niej rozmowy były dla niego błahostką i czymś przyjemnym. Wiedziała przecież, że czerpie z tego satysfakcje. – Obydwoje jesteśmy teraz samotni. Ja nie mam z kim iść na bal, a ty z powodu Ikuto nie będziesz mogła iść.
- A dzięki komu? – spojrzała na niego oskarżycielsko. Dopiero on jej uświadomił, że z balu nici.
- W takim razie chodźmy razem. Sądzę, że nie będziemy taką złą parą. Wręcz muszę przyznać, że idealnie będziemy razem wyglądać.
- Nigdzie z Tobą nie pójdę. Zapomnij – warknęła.
- Nie? – uśmiechnął się. – Okay – zaskoczył ją fakt, że tak szybko odpuścił.
- Co ty kombinujesz?
- Nic. Chodź zawiozę cię do domu.
- Mogę się przejść – szybko wstała.
- Jest już zimno. A ja nie chcę, abyś się przeziębiła – odparł niby zatroskanym głosem, uśmiechając się przy tym kpiąco. Ile by dała, aby zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Zasługiwał na najgorsze tortury jakie człowiek może komuś zadać.
***
Urwała się z lekcji, aby iść do szpitala w którym przebywał jej chłopak. Może nie był to i odpowiedni czas na rozmowy o jego planach w Ameryce, ale i tak nie miał nic innego do roboty toteż wolała z nim na spokojnie o tym porozmawiać.
Weszła do środka, a z jej rąk spadła siatka z owocami, kiedy spostrzegła siedzącego na krześle Uchihe.
- Sakura co jest...? – Ikuto spojrzał na nią, kiedy kucnęła zbierając owoce. Zauważyła po chwili Sasuke, który pomógł jej. Stojąc plecami do Ikuto uśmiechnął się kpiąco, po czym spojrzał na chłopaka Sakury.
- W takim razie idę ustalić wszystko. Zaraz wrócę. – posunęła wzrokiem za wychodzącym mężczyzną, po czym natychmiast podeszła do Ikuto.
- Czujesz się dobrze? Nie zjadłeś niczego przy nim, prawda?
- Co ci jest? – zaśmiał się widząc panikę w jej głosie.
- Co on tu robi?
- Przeszkadza ci to, że tu jest? – zapytał nie rozumiejąc jej. – Coś się stało?
- Po prostu go nie lubię. I dziwi mnie fakt, że do Ciebie przyszedł, jeżeli nawet w szkole „Cześć" sobie nie mówicie.
- A tam... – machnął dłonią – Ale masz racje nie przyszedł bez powodu – odchrząknął – Przyszedł mnie przeprosić. To on mnie przypadkiem kopnął w kostkę.
- Powinieneś go stąd wyrzucić.
- Sakura przyszedł mnie przeprosić. A poza tym to nie jego wina. Takie coś każdemu mogło się przytrafić. – gdyby tylko mogła mu powiedzieć. Od razu zmieniłby zdanie o Sasuke – No i Sasuke chcę opłacić mi tą operacje.
- Chyba się nie zgodziłeś? – zapytała wywąchując w tym podstęp.
- Ja go spłacę, po prostu...
- Zgodziłeś się? – niemal krzyknęła, pojmując co jej chłopak chce jej przekazać.
- Nie mam innego wyjścia. Moi rodzice zainwestowali w samochód i mają jedynie na rehabilitacje. Sasuke spadł mi jak z nieba.
- Zapytam moich rodziców, może oni będą mieć jakieś oszczędności. – odparła, już prawie wyciągając komórkę z torebki. Ikuto powstrzymał ją przed tym.
- Nie chcę naciągać twoich rodziców. A po drugie umówiłem się z Sasuke, że oddam mu kasę. Nie rozumiem zresztą, dlaczego ty go tak nie lubisz. On jest całkiem w porządku. – usiadła na krześle, który wcześniej zajmował Sasuke, po czym położyła siatkę z owocami na szafce na której leżał słownik do angielskiego. Zauważył na co patrzy. – Sakura, przepraszam, że tak się o tym dowiadujesz.
- A gdyby to się nie wydarzyło, to ile miałabym jeszcze czekać?
- Chciałem ci powiedzieć po balu, ale teraz nici z niego.
- To już nie jest ważne. Interesuje mnie bardziej jak sobie wyobrażasz nasz związek na odległość? – zapytała bacznie mu się przyglądając.
- Nie wyobrażam sobie. Chciałbym, abyś pojechała ze mną. Zresztą nic nie jest jeszcze przesądzone. Jak się nie uda operacja z moją nogą to mogę tylko o karierze koszykarskiej pomarzyć.
- Ale o czym ty mówisz? Mam jeszcze rok szkoły. – odparła oburzona. Nie jest tak łatwo wszystko rzucić i wyjechać do kraju, którego zna się tylko z hollywoodzkich filmów. Zresztą nie mogłaby zostawić rodziny, gdy tak blisko jest psychopata. A właściwie od niego nie mogłaby uciec.
- To byś przyjechała po tym roku. Wiem, że chcesz iść do Tokijskiej szkoły medycznej. Ale w Ameryce są również świetne szkoły medyczne.
- Łatwo ci się mówi Ikuto. Ty jak co pojedziesz już do szkoły i wszystkie papierki od ręki będziesz miał załatwione. A ja? Musiałabym się starać o wizę, a następnie o przyjęcie na taką uczelnie co nie byłoby dla mnie zbyt łatwe.
- Jestem pewny, że z papierami nie będzie tak trudno. Załatwiłbym ci to. – westchnęła przez chwilę przyglądając mu się w zastanowieniu, a następnie wstała podchodząc do okna.
- Rzeczywiście nie ma teraz sensu nad tym gdybać. Na początku muszą cię przyjąć, a gdyby ci się udało to jest jeszcze między nami rok rozłąki.
- Kocham cię skarbie i uwierz, że nic nam nie przeszkodzi do bycia razem. Kochasz mnie? – zapytał z delikatnym uśmiechem.
- Bardzo – podeszła w kierunku niego, gdy nagle do Sali wszedł Uchiha.
- Wszystko załatwiłem. Operację będziesz miał o dzień wcześniej.
- Poważnie? – Ikuto uśmiechnął się.
- Tak. – czuła na sobie jego zwycięskie spojrzenie. Nie rozumiała co on chcę tym wszystkim uzyskać.
- Wielkie dzięki Sasuke, gdyby nie ty to byłoby ciężko.
- Gdyby nie ja, to nie doszłoby do tego – chciało jej się śmiać z tej jego udawanej skruchy. Była wielce zrozpaczona faktem jak Uchiha potrafi manipulować. Każdego potrafił przechytrzyć.
- Nie wspominajmy tego. Stało się i już.
- Ale przeze mnie nawet nie pójdziecie na bal. Przepraszam Sakuro. Na pewno sukienkę już miałaś, a przeze mnie nie będziesz mogła się w niej pokazać. – spojrzała na niego zdezorientowana. Przecież to jego wina, wiec niech nie zgrywa takiego niewiniątka, bo to do niego nie pasuje.
- Tak, rzeczywiście. Biegałaś przecież Sakura za tą sukienką jak szalona – uśmiechnął się, ściskając jej dłoń.
- Co to się porobiło. Moja dziewczyna popełniła samobójstwo i teraz też chyba przesiedzę bal w domu.
- Nie znalazłeś partnerki? Na pewno nie brak chętnych dziewczyn, które by ci potowarzyszyły.
- Racja. – uśmiechnął się, co Sakure jeszcze bardziej zdenerwowało – Chciałbym iść na bal, ale nie z dziewczyną, która już po jednym balu będzie chciała, bym był jej chłopakiem. Wolałbym iść z jakąś koleżanką, ale wszystkie zajęte. – miała ochotę stąd jak najszybciej uciec. Nie dobrze się jej robiło, kiedy widziała jak wspaniale wczuwał się w rolę normalnego chłopaka. – Zresztą Kurenai będzie strasznie wściekła. Coś mi się wydaję, że nasza klasa nie wypadnie za dobrze z walcem. Dwie prowadzące pary się rozpadły. Gdybyście przynajmniej wy tańczyli to jeszcze by to jakoś poszło. A tak nie wiem jak sobie jutro poradzą.
- Masz rację...- zastanowił się, po czym spojrzał na swoją dziewczynę – W takim razie. Jeżeli ja mam kontuzję, a ty nie masz partnerki. To może zabierz Sakure na bal. Po co sukienka ma wisieć w szafie, jeżeli i tak za rok na pewno nie ubrałabyś tej samej. – po prostu ją ścięło z nóg. O czym on mówi? Jej chłopak wciska ją w ręce Uchihy?! Przecież był taki zły na plotki, które krążyły na ich temat, a teraz tak nagle...
Spojrzała na Uchihe, który spoglądał na nią ze zwycięskim spojrzeniem. Huh...czyli o to właśnie mu chodziło? Wszystko znowu zaplanował. To jest okropne. Czuła się jak w teatrzyku. Wszyscy byli ustawieni i tylko ona nie wiedziała co się wydarzy.
- Czemu o tym nie pomyślałem? Miło by mi było, gdybyś mi potowarzyszyła. – zwrócił się do różowowłosej,
- Ja nie muszę iść na ten bal – mocniej ścisnęła dłoń Ikuto – Przyjdę jutro do Ciebie.
- I co ponudzisz się ze mną? I tak o 20 musiałabyś iść, a bal trwa do 6 rano. Rozerwiesz się trochę. Tak się w końcu cieszyłaś na ten bal, a Sasuke jak nie ma partnerki to przecież moglibyście iść razem.
- To może ja was zostawię samych. Pojadę na resztę zajęć, a wy sobie wszystko uzgodnijcie. Byłbym bardzo zadowolony, gdybyś jednak mi towarzyszyła, ale ja tylko grzecznie proszę – podkreślił, po czym pożegnał się i wyszedł.
- Oszalałeś? Dlaczego z taką propozycją wyskoczyłeś?
- Sakura to dobry pomysł. Ufam ci, a on jest w takim stanie po stracie Sayi, że nawet nie spojrzałby na Ciebie jak kobietę. – spojrzała na niego zła.
- Jestem twoim zdaniem za mało atrakcyjna?
- Co? Nie to miałem na myśli. Bardzo cię kocham. Jesteś piękna. Po prostu widziałaś jaki on zdołowany jest.
- Dlatego mnie pożyczasz?
- Nie myśl tak o tym – odparł spokojnie. – Przepraszam, jeżeli nie chcesz nie musisz iść. Chciałem tylko dać ci do zrozumienia, że nie miałbym nic przeciwko, gdybyś jednak się wybrała na ten bal. – pociągnął ją mocniej do siebie – Chodź tu kochanie i przytul mnie. Nie będziesz się gniewać? – westchnęła, po czym pokręciła przecząco głową. – No i ma tak zostać.
***
Odebrała telefon widząc na wyświetlaczu kto dzwoni. Chociaż mogła robić co chce, to przy nim czuła się jak niewolnik.
- Jesteś już w domu czy siedzisz jeszcze u swojego kochasia?
- Jestem w domu – odpowiedziała – Mogę wiedzieć po co ta szopka? Dlaczego się tak zachowujesz? Powiedziałam ci, że nie pójdę z Tobą na bal.
- A ty myślałaś naprawdę, że ja się na to zgodzę? Czy ty naprawdę mnie jeszcze nie poznałaś? Jestem zawiedziony. Popatrz jak wspaniale potrafię człowieka okręcić. Nie musiałem nawet pytać czy mogę cię wziąć na bal. Sam to zaproponował – była pewna, że szczerzy się do telefonu. – Poza tym zrobiłem to z myślą o Tobie. Chyba nie chciałaś się pojawić ze mną na balu bez jego wiedzy? – westchnęła wściekła. – W takim razie o której po Ciebie przyjechać?
- Ale...
- Której? – powtórzył tym razem bardziej władczym tonem.
- O 19 – szepnęła.
- To widzimy się o 19. – rozłączył się. Usiadła na ziemi przy łóżku, przyciągając do siebie nogi. Bała się śmierci, jednak w miarę czasu coraz bardziej rozumiała, że tylko śmierć odsunie ją od tego psychopaty. Dusiła to w sobie, chociaż pragnęła cały świat ostrzec przed tym potworem. A jeszcze bardziej pragnęła go zabić. Marzyła o tym, aby cierpiał tak samo jak jego ofiary.
***
Pragnęła wyglądać jak najmniej atrakcyjnie. Tak, a żeby nie chciał się z nią pokazać. Wiedziała jednak, że wyszłoby tylko na jej niekorzyść, a Uchiha i tak szedłby zadowolony. Dlatego starannie się przygotowywała.
Poinformowała Ikuto o tym, że się zgodziła. Przyjął to ze spokojem w końcu sam ją na ten bal pchał. Jednak tak jak przeczuwała, Ikuto nie ufał w stu procentach Sasuke i poinformował swoich kumpli, aby mieli ją na oku. Usłyszała jego rozmowę z kolegą całkiem przez przypadek.
Trochę żałowała, że nie poinformowała Hinaty o swoim pójściu na bal. Teraz dowie się z szkolnych plotek. Zresztą nie było to dla niej w tym momencie ważne. Chciała wytrzymać te kilka godzin w hotelu w którym będzie odbywać się bal końcowy. Już teraz wiedziała, że nie będzie to bal o jakim marzyła.
Punkt 19 w kremowej sukni zeszła po schodach. Uchiha w czarnym garniturze już czekał rozmawiając z jej matką. Jej wszystko opowiedziała. Oczywiście matce nie chciało się wierzyć, że nic między nimi nie ma. Irytowało ją to, ale lepiej jeżeli nie zna prawdy.
- Pięknie wyglądasz kochanie – pisnęła jej matka, całując ją w policzek.
- Nie zachwycaj się tak mamo. To nawet nie mój bal. Będę bardziej podekscytowana, kiedy pójdę na swój bal z Ikuto – odparła złośliwie. Jej matka delikatnie popchnęła ją w bok, patrząc na Uchihe, na którego te słowa spłynęły jak po kaczce.
- Chodźmy już, bo autokar nam odjedzie – odparł, prawie siłą łapiąc za jej dłoń.
- Bawcie się dobrze! – krzyknęła za nimi matka różowowłosej. Dziewczyna wyrwała swoją rękę czując ostry ból.
- Dlaczego musimy to robić? Nie będziesz się ze mną dobrze bawić. Zresztą ja z Tobą też.
- Nie obchodzi mnie to. Będziesz grzeczna i słodka w stosunku do mnie. Jeżeli ci nie pozwolę masz się nie oddalać. Rozumiesz?
- O to czy do toalety mogę iść też mam się ciebie pytać? – powstrzymała się od złośliwego tonu tylko i wyłącznie dlatego, że bała się go.
- Tak, to też masz mi mówić. – jego bezczelność nie znała granic. Otworzyła okno, po czym skierowała swoją twarz w tym kierunku.
Uchiha zachowywał się jeszcze gorzej niż myślała. Po walcu rozpoczęło się jego nachalne zachowanie. Nie pozwalał jej z nikim zatańczyć i traktował ją jak swoją własność. Koledzy Ikuto nie raz ingerowali, kiedy widzieli jak Sasuke przylepia się do Sakury, która wręcz chciała od niego uciec.
- Puść mnie – szepnęła, kiedy objął ją w pasie. – Dlaczego to robisz?
- Chcę zobaczyć minę twojego chłopaka, kiedy to wszystko do niego dotrze. Miło się przecież bawisz. Nie udawaj. Gdybym spojrzał na ciebie w pierwszej klasie, to na pewno byłabyś moja. Nie udawaj, że nigdy do mnie nie wzdychałaś – nie odezwała się. Miał rację, jednak to była tylko chwilowa słabość. Nigdy nie myślała, a co by było gdyby, jednak...? Pewnie skończyłaby tak jak Saya.
- Zastanawia mnie jedno. Dlaczego zabiłeś Saye, a nie mnie? Przecież mogłeś jej wszystko powiedzieć. Na tyle cię kochała, że na pewno nic by nie zrobiła przeciwko tobie.
- Wiem, ale czy to nie łatwe? Ja nie chcę partnera do morderstw, a osoby, która mnie wysłucha.
- I myślałeś, że Saya chciałaby ci pomóc zabijać?
- Nie, ale ona nawet człowieka wysłuchać nie potrafi. Z Tobą natomiast bardzo miło spędzam czas. Powinnaś mi podziękować, twoje dotychczasowe nudne życie, stało się w końcu ciekawe.
- Nie prowadziłam nudnego życia. I uwierz mi na pewno nikt nie chciałby mieć zapewnionej takiej rozrywki jaką ty mi serwujesz.
- Nie martw się. To dopiero początek tego pięknego wieczora. – odparł zagadkowo, po czym poinformował ją że za niedługo wróci. Wściekła wróciła do stolika, a następnie usiadła obok chłopaków z drużyny koszykarskiej, którzy wraz z swymi partnerkami nielegalnie popijali napoje procentowe.
- Chcesz Sakura? – zapytał, podsuwając jej kieliszek.
- Tak nalej mi – odparła. Nie lubiła sake, ale teraz dobrze jej to zrobi.
- Uchiha trochę przesadza. Zaleca się do Ciebie Sakura – zauważył Hiro, spoglądając na różowowłosą podejrzliwie, jakby chcąc wiedzieć czy czasem nie przyprawia rogów Ikuto.
- Wydaje się wam. Po prostu mnie denerwuje.
- Znaleźliście wspólny język? – zapytał Kimmaro – My z nim przez trzy lata chodziliśmy do klasy i nadal nic o nim nie wiemy. – sprostował.
- Wręcz przeciwnie – odparła, po czym wypiła na raz zawartość kieliszka. Skrzywiła się, ale po chwili uśmiechnęła się. – Mocne.
- A jak ma być inaczej – zaśmiał się Hiro. – Jak belfrzy pojadą to zacznie się prawdziwa imprezka – zaśmiała się, ale dobry humor szybko prysł, gdy zobaczyła za plecami Hiro zmierzającego w ich kierunku Sasuke. – Mogę porwać ci partnera do jednego tańca? – zwróciłam się do dziewczyny Hiro, która z uśmiechem skinęła głową. Hiro dopił sok z szklanki, po czym wstał.
- No jakbym nie mógł zatańczyć z dziewczyną kapitana – uśmiechnął się łapiąc różowowłosą za dłoń, kiedy poczuł jak ręka Sakury wyrywa mu się z uścisku. Spojrzał zdezorientowany na Uchihe, który pociągnął do siebie Sakure. – Człowieku, co ty sobie myślisz? – zapytał wyraźnie zdenerwowany Hiro. Nie podobało mu się to jak Sasuke traktuje Sakure. – Chyba coś ci się pomyliło. Nie zachowuj się jakbyś był chłopakiem Sakury. Jeszcze nie dawno miałeś swoją dziewczynę – warknął.
- Przyszła ze mną, więc mi będzie dotrzymywać towarzystwa.
- Nie pozwalaj sobie Uchiha. Co już nie może z nikim zatańczyć? – wtrącił się Kimmaro, wstając. Sasuke zmierzył ich pogardliwym wzrokiem. Dla niego była to wspaniała zabawa, dla niej niekoniecznie. Znowu zachowywał się dziwnie, a to na pewno będzie mieć swoje konsekwencje.
„Będziesz mnie słuchać, a jeżeli zrobisz coś nie po mojej myśli. To zabije osoby, które w tym uczestniczyły. Co o tym myślisz? Dobry układ?"
- Chłopacy, rzeczywiście nie powinno mnie tu w ogóle być. Nie kłóćcie się przeze mnie. Później potańczymy Hiro – odparła, chociaż dobrze wiedziała, że do tańca na pewno nie dojdzie, jeżeli Uchiha będzie ją trzymał na tak krótkiej smyczy.
- No, ale Sakura...
- O co wam chodzi? To był pomysł Ikuto, abym tu przyszła. Ufa mi, a poza tym Sasuke nie jest mną zainteresowany. – odparła, chcąc załagodzić sytuacje. Chłopacy skinęli głowami, po czym Kimmaro już usiadł.
- Wcale nie mówiłem, że nie jestem tobą zainteresowany – odparł Sasuke idealnie odgrywając zaskoczenie. Hiro zmierzył go wściekłym wzrokiem zaciskając pięści w złości – Po prostu nie sądziłem, że Ikuto może być tak głupi.
- Ty...- warknął Hiro, gotowy do rzucenia mu się do gardła, kiedy usłyszał ten kpiący głos. W życiu nie myślał, że Uchiha to taki przebiegły skunks. Od ataku powstrzymała go dziewczyna, która nakazała mu, aby się nie wtrącał i usiadł.
Sakura z niedowierzaniem wpatrywała się w jego profil. Co on robi? Dlaczego tak podgrzewa atmosferę.
- To co idziemy potańczyć? – pociągnął ją na parkiet nawet nie czekając na odpowiedź.
- Co ty robisz? – zapytała szeptem, widząc jak grupka kolegów Ikuto bacznie ich obserwuje – Dlaczego takie bzdury opowiadasz?
- Przecież powiedziałem szczerą prawdę. Naprawdę uważam twojego Ikuto za głupka i rzeczywiście nigdy nie powiedziałam, abym nie był tobą zainteresowany. To ty wyskoczyłaś z takimi bredniami.
- Piłeś coś, że tak dziwnie się zachowujesz?
- Skądże. Muszę cię przecież jeszcze odwieźć do domu. – przycisnął ją bliżej siebie, co tylko jej strasznie przeszkadzało.
***
Bal zakończył się po szóstej. Udało się jej zatańczyć z Hiro, a nawet z Kimmaro. Sasuke poszedł zapalić i nie było go mogłaby nawet śmiało powiedzieć długi czas. Nawet nie interesowało jej co robił, cieszyła się jednak, że dał jej trochę przestrzeni.
W autokarze, kiedy wracali nie odzywał się ani słowem. Na początku myślała, że śpi, ale gdy chciała się przenieść do jedynej grupki, która nie zasnęła, a rozmawiała, zatrzymał ją, kładąc swoją dłoń na jej. Nie miała innego wyjścia jak się nie ruszać.
Przez cała drogę jednak nie odezwał się słowem, a wpatrywał się przez szybę na migający krajobraz. Zawsze, gdy tak cicho się zachowywał, miało to później swoje konsekwencje.
Zdezorientowana spojrzała jak przejeżdża obok jej domu, jadąc samochodem nadal prosto. Spojrzała na niego, ale ani słowem się nie odezwał.
- Chyba się zagapiłeś. Minąłeś mój dom. Sasuke.... – próbowała zwrócić na siebie chociaż na chwile uwagę, ale nie podziałało. Skręcił w lewo, gdzie już po chwili jej oczom ukazała się jego posiadłość.
Co tym razem? Znowu będzie jej głowę suszyć tymi gadkami? Myślała, że chociaż dzisiaj, po tym jak namieszał na balu da jej chwile wytchnienia. Nie chciała słuchać o kolejnej zbrodni. Była zmęczona. I jedyne o czym marzyła, to położyć się do łóżka i ściągnąć te cholerne szpilki.
Brama wjazdowa się otworzyła, a on powoli wjechał na swoją posesję. Wysiadł, a ona ślamazarnie zrobiła to co on. Powędrowała wraz z nim do jego posiadłości. Bardzo była ciekawa co w tej jego głowie się tworzy. To psychopata, ale jednak coraz mniej czuła zagrożenie. Coraz mniej czuła jeszcze jakieś 30 minut temu. Teraz troszkę się obawiała. Zawsze będąc w jego domu zastanawiała się czy jeszcze wyjdzie. Ruszyła do salonu jednak zatrzymał ją, łapiąc mocno za nadgarstek.
- Co się dzieję? – spojrzała na niego niepewnie. Jednak zamiast odpowiedzi słownej, przyciągnął ją do siebie, a następnie wpił się w jej usta. Zdezorientowana z rozszerzonymi oczami wpatrywała się w jego czarne oczy, które powoli nikły pod powiekami. Ocknęła się i odepchnęła go wkładając w to swoją całą siłę. – Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, po czym oburzona jak najszybciej ruszyła w stronę wyjścia. Złapał ją jednak w pasie, nie przejmując się jej wierzganiem. – Zostaw! Co robisz?!
- Mówiłem ci, że będzie to ciekawy wieczór – odparł chłodno. Nawet nie pokazując jak dobrze się przy tym bawi.
- Puszczaj mnie!
- Masz prawo mówić mi co mam robić? – postawił ją, po czym odwrócił w swoim kierunku. – Wiem co lubisz, a za czym nie przepadasz. Będzie ci ze mną naprawdę dobrze – zaskoczona jego słowami przez chwile nie reagowała, gdy zaczął ciągnąć ją na górę. Czy on zasugerował, że chcę się z nią kochać?
- Proszę zostaw mnie. Nie możesz mnie do czegoś takiego zmusić – usłyszała jego śmiech, kiedy pchnął drzwi sypialni. Przystanęła zaskoczona widząc całe łoże w płatkach róż. Na ziemi również się walały. Czy on naprawdę uwierzył, że chciałaby takie coś przeżyć. Zresztą nie żartowała. Marzyła o takiej romantycznej scenerii, ale nie z nim!
Przełknęła głośno ślinę, kiedy stanął za nią i zaczął całować jej szyję.
- Przestań.
- Mogę przestać, to nie jest dla mnie trudne, ale czy ty na pewno chcesz? – ścisnęła brwi – Nie pytam teraz o to czy jesteś podniecona tą sytuacją, chodzi mi bardziej czy liczysz się z konsekwencjami?
- Czy ja dobrze rozumiem? W zamian za to, że będę z tobą sypiać ty nikogo nie zabijesz? – nie dobrze jej się robiło od samego myślenia na ten temat.
- Nie. W zamian za to, że ze mną się prześpisz uchronisz swoich bliskich przed śmiercią. Nie będę już z ciebie robić takiego męczennika, aby za wszystkich brać odpowiedzialność. Zawalcz przynajmniej o swoją rodzinę – odparł chytrze. – Obiecuje ci, że nie będzie tak źle. No, ale masz wybór. Nie skrzywdzę cię, ale jutro ktoś może nie przywitać cię w domu z uśmiechem. – odwróciła się w jego kierunku, po czym zamknęła oczy.
***
Obudziła się rano. Naga. W obcym łóżku. Z obrzydzeniem do siebie. Uchihy nie było obok. Jedyny pozytyw tego wszystkiego. Miała ochotę się popłakać, jednak nie zrobiła tego. Nie da mu tej satysfakcji.
Podciągnęła mocno pościel, kiedy zobaczyła jak drzwi się otwierają.
- Dzień dobry. Miło było, prawda? – uśmiechnął się podchodząc do niej z tacą z jedzeniem. To było okropne. I nie chodziło o sam seks, a moment w którym zaczęła odczuwać przyjemność. Specjalnie się znęcał nad nią w ten sposób. Pała się tym, że mógł ją w taki sposób uwieść. – Kolejny podpunkt. Widzisz jak dobrze cię słuchałem. Śniadanie do łóżka. Mam nadzieję, że ci będzie smakować. – spojrzała na zawartość tacy, a następnie swój wzrok skierowała na niego. Nie miała siły się odzywać. Czuła się podle. Jej chłopak ma dzisiaj operacje, a ona leży w łóżku innego mężczyzny. To i tak bez wątpienia zdrada, nawet jeżeli tego nie chciała. Przecież nie broniła się tak długo. Od razu się poddała, kiedy postawił jej warunek. – Nie gniewaj się na mnie, przecież było naprawdę miło – chciał dotknąć jej policzka, ale cofnęła twarz. Brzydziła się tego dotyku. – Sakura...- szepnął jej imię. – Nie musisz się wstydzić tego, że sprawiłem ci przyjemność. Może masz ochotę na coś innego do zjedzenia? – zacisnęła palce mocniej na kołdrze, spoglądając na tacę z jedzeniem. Intensywnie przyglądała się szklance z sokiem pomarańczowym, by następnie zwrócić swój wzrok na zadowoloną twarz Uchihy.
- Mam ochotę na czekoladę. Jakiegoś batonika czy ciasteczka. – uśmiechnął się po czym wstał.
- Nie mówiłem ci, że nie lubię słodyczy? – spuściła głowę. Bardzo dobrze wiedziała, że nie lubi słodyczy. Podkreślił to kilka razy w swoim pamiętniku. I dlatego chciała wykorzystać ten fakt i zdać się na jego dobroduszność. – Kilka kilometrów stąd jest market. Mogę pojechać i kupić ci czekoladę. – zaproponował nie ukrywając swojego rozbawienia. Miała nadzieję, że jej nie przejrzał. – Coś jeszcze sobie życzysz?
- Nie.
- Okay. Tylko nie ucieknij mi z domy. Chcę jeszcze sobie z Tobą porozmawiać.
- Nie mam zamiaru uciekać. Nie będę wracać do domu w takim stanie. – zaśmiał się.
- Oczywiście, odwiozę cię. Widzę, że moje towarzystwo jednak ci się spodobało – nie zaprzeczyła, chociaż nie dobrze się jej robiło widząc go. – Uśmiechnij się, dzisiaj taki ładny dzień. Jeżeli chciałabyś wziąć kąpiel, to wiesz, gdzie jest toaleta.
***
Kiedy usłyszała jak wychodzi, upewniła się patrząc przez okno, że wsiada do samochodu i wyjeżdża. Natychmiast wstała i wpierw co zrobiła zabrała sukienkę leżącą niedbale na biurku, po czym ruszyła do toalety.
Zmyła z siebie cały brud nocy. Jego dotyk, zapach. Wszystko co było z nim związane. Całe ciało namydliła waniliowym żelem pod prysznic. Nie było nawet zaczęte. Obok był męski żel pod prysznic do połowy pusty. Przygotował się na wszystko. Jak można być tak świetnie zorganizowanym?
Po wzięciu prysznicu i założeniu swojej sukienki balowej postanowiła w końcu ziści swój plan, którego spisywała na straty. Jednak nadarzyła się sytuacja, kiedy w końcu została sama w jego posiadłości.
Po raz kolejny upewniła się czy samochodu nie ma na podjeździe, po czym zaczęła szukać zejścia do piwnicy. Wcale nie było to trudne , już wcześniej tu przychodząc w wejściu zauważyła, że w holu jest wiatrołap, gdzie są schody prowadzące w dół. Po woli zeszła w dół, po czym pociągnęła klamkę w dół. Drzwi się otworzyły. Myślała, że to miejsce będzie trzymał pod kluczem, ale ku jej szczęściu było otwarte. Z obawą szukała załącznika. Bała się tego co jej oczy mogą zaraz zobaczyć. Sasuke był nieobliczalny, więc mogła spodziewać się wszystkiego. Odnalazła dłonią załącznik, po czym nacisnęła palcami na niego. Zaskoczona wodziła wzrokiem po uporządkowanym miejscu. Żadnej graciarni, ani scenerii prosto z horrorów. Było tu schludnie, wręcz przerażająco czysto. Weszła w głąb dokładnie się rozglądając. Na środku stał stół złożony tak jak do tenisa stołowego. Był węższy i w kolorze czerwonym. Od razu pojęła do czego służy, kiedy zobaczyła zwisające czarne pasy, które musiały unieruchamiać kończyny. Sądziła, że będzie tu śmierdzieć, jednak nie czuła przykrego zapachu. Całkiem inaczej wyobrażała sobie to miejsce. Filmy, które się na oglądała podsuwały jej przedziwne wyobrażenia tego miejsca.
Zaczęła się dokładnie rozglądać po pomieszczeniu w celu znalezienia chociaż najmniejszego dowodu.
***
Nic nie znalazła. Nawet tej cholernej beczki w której zanurzał ofiary. Było jej strasznie niedobrze. Miała ochotę zwymiotować na miejscu; a jednocześnie płakać z swojej bezsilności. Przecież na pewno musiał popełnić jakiś błąd! Na pewno!
Usłyszała głosy z góry. Przerażona nie wiedziała co zrobić. Zagryzła wargę. Zapomniała o czasie. Nawet nie wiedziała ile spędziła tu czasu. Przełknęła ślinę słysząc kobiecy śmiech. Hmm...co jest? Powoli po schodach wdrapała się na górę i pchnęła drzwi. Przejechała dłonią po mokrych włosach. Nikogo nie zastała w holu przez co cicho odetchnęła. Pobiegła do schodów, kiedy usłyszała zaskoczony pisk.
- Sakura?
- Hikaru? – odwróciła się, a widząc swoją rówieśniczkę z przeciwległej klasy, która ugania się za Ikuto zacisnęła dłonie w pięści. – Co ty tu robisz?
- To chyba ja powinnam zapytać – różowowłosa rozejrzała się w poszukiwaniu Sasuke, ale nie było go w korytarzu – Sasuke – kun spotkał mnie nie daleko sklepu i prosił, abym dostarczyła w poniedziałek jego deklaracje, ponieważ jego nie będzie. A ty? Co ty tu robisz? W takiej sukience i w mokrych włosach? – zatrzepotała z przebiegłym błyskiem w oku.
- To nie tak jak myślisz. – zaprzeczyła.
- Nawet nie wiesz co sobie myślę – podeszła bliżej zarzucając swoje blond włosy do tyłu – Jesteś podłą suką Sakura. Twój chłopak leży w szpitalu, a ty się zabawiasz z Sasuke-kun? Spałaś tu, prawda? – Sakura zacisnęła dłonie w pięści, wiedząc, że Hikaru ma rację.
- Nie rozumiesz...
- Wystarczająco rozumiem – uśmiechnęła się, splątując dłonie na piersi. Odwróciła się do niej tyłem, pokazując jej tym samym, że nie ma zamiaru z nią rozmawiać.
Wściekła Sakura ruszyła na górę do sypialny Uchihy. Nie zastała go tam, natomiast wpadła na niego, kiedy wychodził z innego pokoju w którym jeszcze nie była.
- O i jak tam oględziny? Nie wiedziałem jaką czekoladę lubisz dlatego kupiłem wszystkie rodzaje – ukuło ją jego pierwsze słowo. Domyślił się. – Jesteś strasznie przewidywalna. Wiedziałem, że będziesz chciała odwiedzić moją piwnice. Nie trudno było się skapnąć. Jestem trochę zawiedziony twoją postawą, że tak łatwa jesteś do rozszyfrowania. Dlatego przyprowadziłem niespodziankę.
- Zrobiłeś to specjalnie. Fakt, przecież deklaracje oddawaliście w lutym. Łatwo było ci tą tępaczkę nabrać – warknęła.
- Tego się nie spodziewałem. Przyznam. No, ale widzisz mamy problem, który możesz tylko ty rozwiązać. A mianowicie. Chcesz, aby stąd wyszła i powiedziała wszystkim, że zastała cię w moim domu rano. Świeżo po kąpieli w sukience z balu? Ikuto zapewne dowiedziałby się pierwszy. Wydaje mi się, że rzuciłby cię w przeciągu kilku minut od wyjścia tej dziewczyny i pewnie to z nią by się po tobie pocieszył. Oj nie bądź zazdrosna, przecież masz swoje na sumieniu. – uśmiechnął się kpiąco – Jednak jest wyjście, dzięki któremu możesz przytrzymać przy sobie Ikuto. Wystarczy, że powiesz: : Zabij ją. A ja usunę przeszkodę.
- Nie zrobię tego. Czy ty naprawdę uważasz się za Boga? Myślisz, że możesz odbierać życie, kiedy chcesz? To tylko i wyłącznie twoja wina. Gdybyś jej tu nie sprowadził, ale ty musisz mi utrudniać życie.
- Nie przesadzaj. Krótka piłka. Zabić ją czy nie?
- Sam się zabij. Wtedy będę szczęśliwa – uśmiechnął się kpiąco, po czym chwycił ją mocno za ramiona.
- Decyzja należy do Ciebie kotku, ale uwierz mi nie mam zamiaru kłamać, wręcz przeciwnie potwierdzę każde słowo, które ona wypowie. – wyrwała mu się, po czym pobiegła w kierunku schodów, aby porozmawiać z Hikaru.
Dziewczyna stała tam, gdzie wcześniej przyglądając się wystrojowi domu.
- Wspaniały dom. Ciekawe kto pomógł mu urządzać wnętrza. Może to ty byłaś? Ile wasz związek trwa? – bezczelnie atakowała różowowłosą.
- Nie ma żadnego związku Hikaru.
- Inaczej to wygląda. A może ty cały czas byłaś za Uchihą. Teraz, kiedy jest znowu sam możesz z nim być, jednak na początku powinnaś zerwać z Ikuto, a nie takie świństwo mu robić za plecami. Kto by pomyślał, że słodka Sakurka okaże się taką dziwką.
- Do cholery. Zrozum mnie! – krzyknęła – Uciekaj stąd! – warknęła – Nie jest to dobre miejsce dla Ciebie.
- Jesteś nienormalna. Całkowicie ci w głowie się pomieszało. Stuknij się w głowę.
- Sasuke nie jest tym za kogo się podaje. Uwierz mi, że cię zabije. – Hikaru zaśmiała się, spoglądając na schodzącego Uchihe. – Uciekaj stąd! – krzyknęła.
- Jej odbiło Sasuke – zaśmiała się, a Uchiha wraz z nią. Czuła się, jakby znalazła się w jakimś kiepskim teatrzyku.
- Ja mordercą? – zaśmiał się, a Hikaru powoli zaczęła się uspokajać.
- Nie wie co wymyślić. Od dawana, ze sobą sypiacie? – zapytała bezceremonialnie.
- Od wczoraj – odpowiedział zgodnie z prawdą – I wiesz co? Ja naprawdę jestem mordercą. Bezlitosnym mordercą.
- Ale się zgrywasz. Macie zbyt dobre humory, a przecież was przyłapałam To gdzie te papierki?
- W sekretariacie idiotko. Uciekaj stąd! – krzyknęła po raz kolejny. Sasuke złapał Sakure w pasie.
- Widzisz koteczku, właśnie podjęłaś decyzję, ale nie powinnaś tego widzieć – wyszeptał do jej ucha, po czym uderzył ją w kark, aby straciła przytomność.
- Co ty jej robisz? – usłyszała przed upadnięciem w jego ramiona jej przeraźliwy krzyk, później pogrążyła się w ciemności.
***
Złapała się za głowę. Tak strasznie ją bolało. Czuła się jakby dostała solidnego kopa. Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Zauważyła kominek, a przed nim klęczącego Uchihe. Sama leżała na kanapie na której często wysłuchiwała jego wyznań.
- W końcu się zbudziłaś. Już po 18 – zerknął w jej kierunku, nie pokazując po sobie żadnych emocji. Nie przejęła się późną godziną, a tylko faktem, że nigdzie nie widziała Hikaru.
- Gdzie ona jest?
- W beczce. Rozczłonkowałem jej ciało. – wyznał bezwzględnie. Zacisnęła otwartą dłoń na ustach, aby powstrzymać odruch wymiotny.
- Na pewno cię z nią widzieli. Będziesz pierwszą podejrzaną osobą.
- Mylisz się kotku. Nikt nas nie widział. Nie jestem taki głupi. Wokół nie było monitoringu. Nic mnie nie uchwyciło, jedynie ty o wszystkim wiesz, ale przecież nic nie powiesz, prawda?
- Nie mogę tego wytrzymać... – wyszeptała sama do siebie, kiedy poczuła jak oczy ją zaczynają szczypać od łez. Uchiha zmarszczył brwi, a następnie delikatnie się uśmiechnął.
- Nie martw się. Dzwoniłem do twoich rodziców. Twoja matka naprawdę bardzo mnie lubi – uśmiechnął się w jej kierunku – No nie becz. Tak naprawdę nieunikniona była śmierć tej żmii.
- Proszę cię zabij mnie! Ja już nie mogę – krzyknęła zalana łzami. Naprawdę nie była wstanie znosić tego ciężaru. – Słyszysz skurwysynie. Zabij mnie! – krzyknęła. Spojrzał na nią chłodno, jednak nie urażony zwrotem jaki użyła w jego kierunku. Był zły, że okazała się tak samo słaba jak reszta tych parszywych ludzi z którymi miał do czynienia. – Chcesz, abym sama się zabiła? Przecież odbiorę ci przyjemność jaką z tego masz! – wykrzyczała w jego kierunku. Sasuke mocnymi krokami podszedł do niej, po czym przycisnął jej ciało do kanapy, dłoń zaciskając na jej policzku.
- Ty mała... – powstrzymał się od przekleństwa. – Kiedyś byłem taki spokojny, a ty sprawiasz, że burzą się we mnie sprzeczne emocje. Nienawidzę czuć się niepewny. Naprawdę chcesz, abym cię zabił? To dziwne, ale kiedy ty o to prosisz jeszcze bardziej chcę cię utrzymać przy życiu. Szybko się poddajesz. – warknął – Spróbuj tylko wywinąć coś głupiego. Będę jeszcze bardziej cię obserwować. Obiecuje, że śmierć jaką ponieśliby twoi bliscy byłaby długa i cholernie bolesna. Torturowałbym ich przez wiele dni, a później dałbym ich kawałki ciała na pożarcie dzikim psom. Takiej śmierci chcesz dla swoich bliskich? – zapłakanymi oczami spoglądała na jego wściekłe oblicze. Puścił ją, po czym wyciągnął chusteczki, aby wytrzeć dłoń na którą skapywały jej łzy. – Ubieraj się. Odwiozę cię! – zażądał.
***
- Bardzo przepraszam, że tak późno odstawiam Pani córkę. Upiła się i nie chciała się w takim stanie pokazywać w domu. Na szczęście udało się wyleczyć kaca i oddaje ją jak nową. – tymi słowami Sasuke wyjaśnił tak późny powrót Sakury do domu z balu. Pani Haruno jakby dobrze wiedząc co się wydarzyło uśmiechnęła się, po czym zaprosiła Sasuke do domu. Odmówił. Pożegnał się, a następnie wrócił do samochodu.
Powoli kierowała się do swojego pokoju. Nie chciała rozmawiać z matką, która uśmiechała się pod nosem.
- Bardzo miło ze strony Sasuke, że się Tobą tak zajął. Ładnie razem wyglądacie.
- Skończ! – warknęła. – Nie chcę tego słuchać.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Jesteś zła, że Ikuto może wyjechać do USA? – zatrzymała się, po czym spojrzała za siebie na matkę.
- Skąd o tym wiesz? Nie rozmawiałyśmy, przecież o tym.
- Wiem. Dzisiaj z rana byli tu rodzice Ikuto. Chcieli z Tobą porozmawiać, ale nie było cię, więc ze mną rozmawiali. Spieszyli się do szpitala, ponieważ Ikuto miał operacje o 14. – różowowłosa przetarła czoło ze zmęczenia, po czym zeszła do matki.
- Co mówili?
- Prosili, abym porozmawiała na temat twojego związku z Ikuto – chrząknęła – Oni nie chcą, aby przez ciebie Ikuto zrezygnował z kariery sportowca. Martwią się, że możesz go tu przytrzymać, a wiadomo, że tutaj wiele nie zdoła zrobić.
- Nie muszą się o to martwić. Będę wspierać Ikuto. – odparła spokojnie.
- Może lepiej dla was będzie jeżeli się od siebie oddalicie. Ten Sasuke to naprawdę bardzo miły chłopak.
- Przestań. Nic mnie z nim nie łączy – warknęła, po czym wręcz biegiem ruszyła do swojego pokoju.
***
Zaskoczona była, że dopiero we wtorek szkoła zaczęła piać o zniknięciu Hikaru. Nie wtrącała się do tego, chociaż dobrze wiedziała, że przypuszczenia niektórych uczniów o jej ucieczce, albo zabalowaniu na jakiejś imprezie się nie sprawdzą. Tak naprawdę już nigdy nie zobaczą tej roześmianej blondynki, która tak bardzo działała jej na nerwy.
Z Ikuto widziała się, kiedy w niedziele odwiedziła go w szpitalu. Czuł się dobrze i wierzył, że rehabilitacja mu pomoże. Niestety nie obyło się bez kłótni. Zarzucił jej, że chyba zbyt dobrze bawiła się w towarzystwie Uchihy, a z nim się rozliczy po swoim wyjściu ze szpitala. Poprosiła, aby nie robił głupot i od tego się zaczęło. Nie miała siły dzisiaj się tam pokazywać. Zresztą bardzo trudno było jej patrzeć w oczy ukochanego, po tym co się wydarzyło między nią, a Uchihą.
W szkole miała spokój. Starsze roczniki już nie chodziły. Toteż jej kontakty z Uchihą również zostały zminimalizowane, chyba, że kazał jej przyjść do siebie.
***
Dni mijały. Koniec roku. Początek wspaniałych wakacji. Jednak Sakura Haruno nie wierzyła, aby te wakacje były udane.
Rehabilitacje Ikuto przeszły pomyśle. Cieszyła się, że odzyskał swoją sprawność, jednak wiedziała co teraz może się wydarzyć. Jej relację z Sasuke się nie zmieniły. Nadal zabijał, wszystko dokładnie jej opisując. Do tego doszło jeszcze łóżko. Sypiała z nim, kiedy tylko tego chciał. Przez to sprawiła, że jej relacje z Ikuto oziębły. Źle się czuła nawet z tym, kiedy ją całował, gdy myślała, że wcześniej dotykał ją Uchiha.
Podeszła do okna w salonie Uchihy spoglądając na krajobraz. Już prawie połowa wakacji. Ikuto wczoraj wyjechał na swój mecz pokazowy. Możliwe, że już skończył grać, albo jest w trakcie meczu. I zamiast mu kibicować siedzi u tego psychopaty.
- I jak smakowało ci? Sądzę, że dobrze gotuje. Zresztą często to robię – uśmiechnął się – Lubię wiedzieć co jem.
- Było dobre – westchnęła, po czym spojrzała na niego przelotnie.
- Nie chcesz, aby wygrał, prawda? Przykro by było, gdyby taka ładna para się rozpadła.
- Chcę, aby spełnił swoje marzenia. – powiedziała.
- Ja też chcę spełnić swoje – objął ją w pasie całując po szyi – Lubisz to – w rzeczywistości nienawidziła tego, ale tylko tak mogła obronić swoich bliskich.
Odsunęła się od Sasuke, kiedy zadzwonił dzwonek telefonu. Odebrała widząc na wyświetlaczu imię swojego chłopaka. Sasuke stał tak blisko, że wszystko mógł słyszeć.
- Sakura! Kotku przyjęli mnie!!- krzyknął do słuchawki. Słyszała w telefonie okrzyki radości i hasła kibiców – Jestem przyjęty! – powtórzył radośnie.
- To wspaniale. Gratuluje.
- Musiałem ci się pochwalić skarbie!! Wracam w sobotę.... – chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale rozłączyło ich.
- Masz medal za najbardziej nieszczere gratulację – zaśmiał się, po czym przytulił ją – Niestety ja też nie mam miłych wiadomości. Powiem ci teraz, abyś podczas seksu się rozluźniła. Ze mną również musisz się na jakiś czas rozstać. Czas trochę zmienić teren działań.
- To znaczy? – spojrzała na niego niepewnie.
- To znaczy, że muszę wyjechać w pewnej sprawie. Nie wiem ile mi to zajmie. Rok, dwa...może dłużej. Dowiedziałem się, że mam jeszcze niedaleką rodzinę. Muszę się z nią spotkać – zadrgała, domyślać się, że wcale nie chodzi o miłe spotkanie rodzinne. Dlaczego on tak wyniszcza swoich bliskich? – Po drugie mam pewne eksperymenty. Chcę zobaczyć jak daleko będę mógł się posunąć, bawiąc się z prawem. W Japonii wzrosła liczba zaginionych osób i tylko my wiemy, że tak naprawdę większość z nich nigdy nie zostanie odnaleziona. Pożegnasz się więc ze mną w bardzo miły sposób? – przycisnął ją mocniej do siebie.
- I tak po prostu pozwolisz mi tu zostać?
- Martwi cię to? – zapytał z rozbawieniem, przecież dobrze wiedział, że ta informacja na pewno ją ucieszy – Nie zapomnę o Tobie. Będziemy w ciągłym kontakcie. – pocałował ją, po czym podniósł jej ciało kierując się do sypialni. Czy teraz jej ciężar opadnie? Może przecież już nie wróci.
***
Dwa miesiące później.
Jej życie wydawało się wrócić do normalności, kiedy wyjechał Sasuke. Nie musiała już biegać do niego na skinienie palca. Nie musiała słuchać jego zwierzeń. Wydawałoby się, że to już koniec. Jednak wcale tak nie było. Wyrzuty sumienia targały nią każdego dnia od tych dwóch miesięcy. Dlaczego? Dlaczego właśnie na nią spadł ten ciężar. To Uchiha powinien mieć wyrzuty, nie ona! Zbyt wiele jednak wiedziała, a fakt, że nie mogła tego nigdzie zgłosić bez dowodów był dla niej dołujący. Sasuke miał rację. Uznaliby ją za wariatkę. Każdy może rzucać sobie podejrzenia.
Ikuto wyjechał ich kontakt z dnia na dzień coraz bardziej słabł. Na początku dzwonił po kilka razy, później ograniczał się do razu w tygodniu. A teraz wiadomości od niego nie miała żadnych. Była pewna, że coś się stało. Może poznał kogoś innego.
Przez to wszystko jej plany na przyszłość uległy diametralnej zmianie. Teraz oprócz tego, żeby stać się silniejszą musiała sprawić, aby Uchiha poszedł siedzieć.
5 lat później...
Stała ubrana w czarną sukienkę w tłumie ludzi przed grobowcem do którego były wsadzane dwie dębowe trumny. Jej twarz wyrażała przygnębienie i smutek, jednak żadna łza nie spłynęła z jej oczu.
Dwa dni temu jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Na autostradzie prowadzącej z Kioto do Tokio zderzyli się z innym samochodem osobowym. Pasażerowie obydwu samochodów zginęli na miejscu. Najgorsze w tym wszystkim, że to przez winę jej rodziców wydarzyło się nieszczęście. Gdyby tylko nie wsiedli do samochodu po zażyciu alkoholu. Po co im się tak spieszyło?
Miała dziwne przeczucie, że to sprawka Uchihy, ale Uchiha tak nie postępował. On lubił bawić się swoimi ofiarami. Zresztą obiecał jej, że nie tknie jej bliskich. Miała nadzieje, że jest słowny.
- Moje kondolencje – po zakończeniu ceremonii pogrzebowej ludzie podchodzili do niej składając jej słowa współczucia. Było jej naprawdę źle. Niektórych ludzi nawet nie znała. Miała ochotę jak najszybciej znaleźć się w domu. Przed sobą miała jeszcze tyle formalności związanych z odejściem rodziców, że samo myślenie przysparzało ją o dreszcze.
Ruszyła szybkim krokiem do samochodu. Nie urządzała, żadnego przyjęcia w którym mogliby powspominać jej rodziców. Nigdy stypy tak nie wyglądają. Ludzie najedzą się, pośmieją w swoim gronie, a pamięć zmarłych nie zostanie uszanowana.
Prychnęła wściekła widząc limuzynę torującą jej wyjazd. Nie miała ochoty jeszcze teraz się wkurzać.
- Moje kondolencje Sakura. – zadrgała słysząc ten głos. Spojrzała na mężczyznę w czarnym garniturze stojącym przy drzwiach pasażera. Dlaczego teraz?
- Co tu robisz? – zapytała bez ogródek.
- Nie przywitasz się ze mną? – rozłożył w jej kierunku dłonie, ale kiedy się nie ruszyła uśmiechnął się tylko kpiąco – Nie mogłem cię w tak trudnych chwilach zostawić samej.
- Uwierz mi, że Ciebie najmniej bym chciała tu widzieć – warknęła.
- Od kiedy jesteś dla mnie taka nie miła?
- Późno to zauważyłeś.
- Ikuto jedziemy już? – Sakura spojrzała zdezorientowana na uśmiechniętego Uchihe, a następnie zwróciła swój wzrok w stronę ładnej blondynki wychylającej się z samochodu. O co chodzi? Dlaczego zwróciła się do niego Ikuto?
- Muszę jechać Sakura, ale jestem pewny, że się spotkamy. – wsiadł do limuzyny, a po chwili samochód odjechał.
Nie wiedziała co o tym myśleć, jednak była pewna, że Uchiha na nowo zagości w jej życiu. Teraz czas na jej ruch.
Kiedy tylko wróciła do domu. Usiadła przed komputerem wchodząc na pliki, które zbierała o Sasuke. Zapisała tam wszystkiego jego zbrodnie i informacje, które przesyłał jej listami. I wydawałoby się, że ma już dowód. Jednak zawartość listów była dołująca. Pod osłoną poezji opisywał zbrodnie. I tylko ona wiedziała o co chodzi. Na próbę pokazała to Hinacie nie uprzedzając ją kim jest nadawca. Uznała, że to list od zakochanego wielbiciela. Jasne, a te kwiaty, które ucina z ogrodu w który chce ją zabrać? Przecież tu chodziło o ludzi, którzy giną z jego ręki. Swoje ofiary określał jako chwasty lub zwiędłe kwiaty, a siebie samego jako ogrodnika. Z takim dowodem to mogła od razu skierować się do psychiatry. Oprócz listów, które w każdym miesiącu przychodziły, w każde urodziny dostawała od niego bukiet czerwonych róż. Zawsze pamiętał.
Wysłała wszystkie dane na swoją pocztę, po czym wszystko co było w laptopie na temat Uchihy usunęła. Musiała się mieć na baczności, jeżeli wrócił. Każdy swój błąd może zapłacić życiem.
Drgnęła kiedy zadzwonił dzwonek. Od dawna nie czuła tego paraliżującego uczucia. Westchnęła, po czym ruszyła do drzwi. Nadzieja, że to ktoś ze znajomych rodziców, którzy chcieliby o nich porozmawiać szybko prysnęła, kiedy spostrzegła uśmiechającego się Uchihe.
- Czego chcesz?
- Tak się wita gości – bez jej zgody wszedł do domu. Zresztą i tak miała mało do powiedzenia.
- Ech mam ochotę cię... – uśmiechnął się, po czym powstrzymał od wymówienia reszty słów – Bardzo za Tobą tęskniłem. Zwłaszcza za twoim ciałkiem.
- Na pewno przyjemności sobie nie odmawiałeś.
- Zależy o jakich przyjemnościach rozmawiamy. Seks...no niestety jakoś nie miałem ochoty aż do teraz. A zabijanie? Przyznam się, że te przyjemne chwile powtarzałem codziennie.
- A twoja koleżanka nie będzie zazdrosna?
- Ta dziwka? Poznałem ją pół godziny wcześniej. Tak samo jak kierowcę limuzyny. Chciałem trochę przed tobą zaszpanować, wiesz mój dostatek po moim wyjeździe znacznie poszedł w górę. – pochwalił się, chociaż dobrze wiedziała, że pieniądze były drugorzędne – Chyba źle o mnie myślisz. Wiesz, że jestem pedantyczny. W życiu bym na takiego śmiecia nie spojrzał – zadrgała sklejając sobie wszystko do kupy. – W Stanach złapali czyściciela prostytutek. Zrozumiałem, że facet ma rację. Zbyt brudno jest od tych śmieci. Wszędzie na ulicy się walają.
- Co ty jej zrobiłeś? – warknęła nie ukrywając swojej złości.
- Nie domyślasz się? – kilkoma susami znalazł się obok niej. Złapał jej twarz w mocnym uścisku, po czym zmusił ją do pocałunku. Kiedy oderwał się, zaśmiał się szaleńczo – Nadal czuję się orzeźwiająco przy Tobie. – przetarła usta z obrzydzeniem mu się przyglądając.
- Mam już cię dość Uchiha.
- Oj Sakura, kiedy dowiedziałem co się stało, wsiadłem w pierwszy lepszy samolot. Musiałem przy Tobie być – wspaniale udawał szczerość. Jej jednak nie zmyli. Dobrze wiedziała, że chcę nią manipulować. – Ikuto tu nie może być, prawda? No cóż, gdy ma się inną dziewczynę to tak nie wypada spotykać się z byłą – Sakura odwróciła wzrok. Ikuto po dwóch latach w Stanach kogoś sobie znalazł. Dowiedziała się o tym przez przypadek, kiedy szukała jakiś informacji o nim w Internecie. Nie odzywał się do niej przez tak długi okres, że musiała jakoś się dowiedzieć co się dzieję, zwłaszcza, że bała się, że Uchiha maczał w tym palcem. Było inaczej, ale i tak nie za miło dla niej.
- Dlaczego ta dziewczyna zwróciła się do ciebie przez Ikuto.
- A tak, chyba nie myślisz, że takim nie wartym osobom zdradzę swoje prawdziwe imię. A Ikuto nie wiem dlaczego, ale pierwsze przyszło mi na myśl. Może dlatego, że najmniej go lubię.
- A czy ty w ogóle kogoś lubisz? – odsuwała się do tyłu, kiedy on się do niej zbliżał.
- Lubię Ciebie.
- Pokazujesz to w przedziwny sposób, ciągle mnie nękając.
- W zły sposób to odbierasz. Po prostu dzielę się z Tobą moimi doświadczeniami. – zrobił skok w jej stronę, po czym złapał ją mocno w pasie – Mogę ci pokazać moją milszą stronę, chcesz? – zaczął coraz mocniej dociskać ją do siebie.
- Rozumiesz, że nie mam na to ochoty.
- Powinienem zrozumieć, ale ja tam źle się nie czułem po stracie rodziców. Chyba wiesz dlaczego. – uśmiechnął się, po czym nachylił się całując jej usta. Opierała się, ale mocno przytrzymywał jej twarz przy sobie. – Wiesz co? Może masz i rację. Musisz uszanować pamięć rodziców. Będę wyrozumiały – odetchnęła z ulgą, kiedy ją puścił, po czym rozejrzał się ciekawie po pomieszczeniu. – Widzę, że trochę się tu pozmieniało. Może zaproponujesz mi coś do picia? Zaschło mi w gardle. – Sakura spojrzała na niego podejrzliwie. Irytował ją swoim zachowaniem.
- W takim razie czego się napijesz?
- Wystarczy woda mineralna. – najchętniej nalałaby mu pomyj. Ruszyła do kuchni, zostawiając go samego w salonie. Sasuke podszedł do otwartego laptopa, a następnie zerknął na stos papierów. Większość dotyczyła jej zmarłych rodziców i formalności z tym związanych. Jednak pod dołem znajdowała się biała teczka, ze znaczkiem policyjnym. Zainteresowany otworzył teczkę; gdzie znalazł akta Sakury. Akademia Policyjna skończona z wyróżnieniem? Stażystka w Wydziale Zabójstw? No cóż, tego się po niej nie spodziewał. Jego informator naprawdę się nie spisał.
- Proszę – podeszła do niego z szklanką wody. Przystanęła sparaliżowana widząc co trzyma. Jej tajemnica, którą chciała przed nim ukrywać została ujawniona.
- Nie sądziłem, że z mojego powodu porzucisz marzenia o byciu lekarzem Pani detektyw. Chcesz być na jak najlepszym stanowisku, dlaczego? Myślisz, że gdy twoi rodzice nie żyją, to nie mam nic na ciebie? Wiesz przecież, że jest na odwrót. Ty nie masz nic na mnie i nawet będąc na najwyższym stanowisku w służbach prawa musisz mieć na mnie haka. Nie masz złotko, a z swoimi insynuacjami możesz tylko zostać uznana za wariatkę. Poza tym twoja rodzina jest bardzo duża, chyba nie chcesz, aby wyginęła tak jak moja. Nic się między nami nie zmieniło. Możesz być sobie kim tam chcesz, ale nadal jesteś moja, rozumiesz? – zacisnęła dłonie w pięści. To nie może tak wyglądać, sama nie zdoła sobie z nim poradzić.
- Nadal będziesz mi opowiadał o swoich morderstwach, wiesz, że...
- Radzę ci nie kończyć – boleśnie złapał za jej nadgarstek. – Nic nie możesz; a dzięki tobie będę jeszcze lepiej się bawić. Myślałem, że czeka na mnie dziewczyna lekarka, a nie policjantka; jednak to jest jeszcze bardziej interesujące.
- Nie jestem twoją dziewczyną – warknęła, powstrzymując się od jęku bólu. Była twarda i musi mu to pokazać.
- Należysz do mnie. I nie chcę uciekać się do siły, aby ci to wbić do tej ładnej główki. – natarczywie zmusił ją do wpatrywania się w jego oczy. Wiedziała, że nie żartuje, ale wierzyła, że jest jakiś sposób, aby go zniszczyć. Nie na próżno stała się detektywem w Wydziale Zabójstw. Bardzo długo walczyła o staż tam i teraz nie zrezygnuje z tego.
***
- Sakura mogłabyś przynieść nam kawy? – zawołał jeden z detektywów siedzący przed swoim biurkiem i rozmawiający z jakąś policjantką.
- Tak, jasne – odparła grzecznie. Niestety był to czas, kiedy była wykorzystywana. Czas żałoby minął, więc ulgi w jej kierunku również. Musiała to znosić. Westchnęła, po czym ruszyła do automatu po dwie kawy. W myślach miała Uchihe, z którym spotykała się każdego dnia. Miała go dosyć. Już wczoraj postanowiła porozmawiać z szefem. Chciała się w końcu dowiedzieć ile mogą w tej sytuacji zaradzić. Nie miała siły już tego w sobie trzymać.
***
- O czym chciałaś porozmawiać Sakuro? – wskazał jej na fotel przed sobą, odkładając raporty na bok. Jej przełożony był po 50. Szatyn z delikatnie pojawiającą się siwizną; zawsze chodzący w garniturach. Miał wielki respekt wśród pracowników. Zwłaszcza po tym, gdy złapał seryjnego gwałciciela. – Jeżeli chodzi o jakaś sprawę, to zrozum, że na razie mogę pozwolić ci tylko na przyglądanie z boku. Zawsze stażyści szybko wrą się do pracy. Zobaczysz, później będziesz miała dość.
- Ja nie w tej sprawie. Znaczy nie wiem jak to powiedzieć. Przyznam się, że bardzo się boję – mężczyzna spojrzał na nią niezrozumiale.
- Jesteś chyba w najbezpieczniejszym miejscu. Niczego nie musisz się obawiać.
- Muszę. Pan tego nie rozumie, ale ja nie bez powodu chcę zostać detektywem. Otóż sześć lat temu natrafiłam na pamiętnik seryjnego mordercy.
- Nie przyszłaś z tym na policję? – zapytał, nie do końca rozumiejąc.
- Nie miałam jak. Nie wiedziałam na początku co zrobić, a gdy chciałam wykraść ten pamiętnik okazało się, że on od początku wiedział, że to czytałam.
- Znasz go? – był zaskoczony na tyle, że wstał – Sakura co ty mi teraz mówisz? Znałaś seryjnego mordercę i nic nie zrobiłaś?
- A jak? On mi groził. Nadal grozi. Nie odstępuje mnie na krok, mówiąc o zbrodniach, których dokonał.
- Ile ich było?
- Setki? Dokładnie nie wiem. – zaskoczony nie wiedział co powiedzieć.
- Sakura – wymówił jej imię ze spokojem – To niemożliwe. Takie coś nie przeszło by bez rozgłosu. Nie mamy teraz żadnych spraw do rozwiązania w których chodziłoby o serie morderstw. A już na pewno nie o setki ludzi. Sakura, gdzie masz dowód? Gdzie jest ten pamiętnik? Podaj mi imię tego mężczyzny.
- Teraz to ja jestem jego pamiętnikiem.
- Nie żartuj sobie ze mnie. O czym my Sakura rozmawiamy? Nie wiem chcesz się wybić i dlatego takie bajki mi opowiadasz? Miałem już przypadek, gdzie stażyści wymyślali mi przestępstwa aby zaistnieć. Niekiedy posuwali się dalej.
- Ale ja mówię poważnie – wiedziała, że będzie to trudna rozmowa, ale nie wiedziała, że aż tak wyczerpująca. – Spalił pamiętnik, a mi zwierzał się z każdego morderstwa. Proszę mi obiecać, że to zostanie między nami. On grozi, że zabije moich bliskich. To Sasuke Uchiha – przyglądała się jak mina jej przełożonego zrzedła.
- Sasuke Uchiha. Lat 27?
- Tak, zna go Pan? – zapytała mając nadzieję, że odkryli już jakieś przestępstwo z nim związane.
- Tak. Poznałem go pięć dni temu. Przelał dość sporą sumę na nasz wydział – westchnęła zrezygnowana. Dobrze wiedziała dlaczego to zrobił?
- W takim razie...
- Sakura ja go poznałem i on nie jest taki jak mi go opisujesz. Czy coś ci zrobił i chcesz się na nim odegrać?
- O czym Pan mówi? – wstała, nie wierząc własnym uszom. Posądził ją o takie coś.
- Bez dowodów niczego nie możemy zrobić. Nawet nie dostaniemy nakazu na przeszukanie domu. Bo niby dlaczego? Sakura absurdalne jest to o ilu morderstwach mówimy. To nie mogłoby być niezauważone. Poza tym dałem cię pod skrzydła Toshika. Czemu mu tego nie powiedziałaś? On na ten czas jest twoim przełożonym. – mówił, jakby kompletnie nie brał do wiadomości, że coś takiego mogło przejść bez szumu.
- Ale ja...
- Możemy go tu wezwać i jedynie przesłuchać – drgnęła na to słowo. Wiedziała, że po przesłuchaniu zostałby wypuszczony, a wtedy zemściłby się na niej.
- Naprawdę nic nie można zrobić? Czy Pan rozumie co ja panu powiedziałam?
- Ja nie wiem czy ty się za bardzo nie nakręciłaś? Będę musiał cię wysłać na badania psychologiczne czy...
- Chcę Pan ze mnie wariatkę zrobić?
- Sakuro... – wściekła ruszyła do drzwi.
- Ile ma być jeszcze zbrodni za nim ktoś zareaguje?
- Sakuro na razie nie ma żadnej zbrodni. Nie ma ciał nie ma zbrodni – nie wierząc własnym uszom opuściła gabinet. Szacunek do tego mężczyzny właśnie znikł. Nie wierzyła, że tak mogą postąpić, chociaż szczerze powiedziawszy od samego początku wiedziała, że jest na straconej pozycji. Gdyby było to takie łatwe już sześć lat temu przyszłaby na policje.
- Podsłuchiwałeś? – spojrzała zaskoczona na detektywa, który był kilka lat od niej starszy. To on wziął ją pod swoje skrzydła i wszystko jej tłumaczył. Toshik Mirawa.
- Przechodziłem i usłyszałem co nie co. Sakura jeżeli chcesz się wybić to nie tędy droga. Mieliśmy już takie przypadki. Trudno jest zdobyć po stażu tutaj miejsce, więc trzeba się naprawdę wykazać, aby na końcu nie wylądować na drogówce; ale bajki o seryjnych mordercach już tutaj wiele razy przerabialiśmy. Nie możesz tak robić, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Ale ja przysięgam na własne życie, że nie kłamię. – spojrzał na nią jakby wzrokiem chciał prześwietlić ją na wylot. Przydałby się wykrywacz kłamstw.
- Widziałaś jakieś morderstwo?
- Nie, nigdy, ale każde znam z jego opowiadań. On naprawdę jest przebiegły. Potrzebuję pomocy. Ja już tego nie wytrzymuje.
- Nie mogę dzisiaj. Jutro z samego rana zgłoś się do mojego biura. Szefa zostaw mi na głowie. Jeżeli twierdzisz, że w Tokio grasuje seryjny morderca, to nie mogę przejść koło tego obojętnie. Lepiej sprawdzić.
- Dziękuje – szepnęła, napełniona nadzieją.
- Wracaj do domu. Już i tak dzisiaj dużo zrobiłaś. – jeżeli mówił o przepisywaniu raportów i noszeniu kawy to rzeczywiście naprawdę się napracowała
***
- Jak było dzisiaj w twojej wspaniałej pracy? – zapytał, przeglądając jej albumy z dzieciństwa. Od pół godziny znajdował się w jej domu. Zachowywał się tak jak zawsze, dlatego czuła się bezpiecznie. Była pewna, że dzisiejsza rozmowa z szefem nie wyciekła dalej.
- Normalnie – odparła, przygotowując spaghetti. Do czego to doszło, że nawet musi mu gotować?
- Czyli jak?
- Nosiłam kawę i przepisywałam raporty. Rutyna.
- Czyli nie ganiasz za złymi przestępcami? – uśmiechnął się, spoglądając na nią za albumu.
- Nie, nie biegam. Zresztą po co, jeżeli najgroźniejszy leży na mojej sofie.
- Wiesz, lubię ten twój ostry języczek. – usłyszała jak odkłada album. Zacisnęła mocniej dłonie na garnku, który zdjęła z palnika, po czym odłożyła go na blat przy którym już z drugiej strony stał Uchiha.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? – zapytała, czując jak żołądek ściska się jej z bólu. Nadal się go bała. Nie wiedziała jak to powstrzymać.
- Widzę, że dzisiaj już nie na czarno. W końcu odstawiłaś żałobę, więc chyba będziesz mogła się już mną zająć. Czekałem przecież długo. – czuła, że finał ich znajomości zakończy się tragicznie. Któreś będzie musiało umrzeć, aby ona mogła się czuć wolna. Wolałaby, aby był to on.
***
Wczesnym rankiem znalazła się w biurze detektywa, który chciał jej pomóc. Wierzyła, że się uda z jego pomocą. Musi tylko jej uwierzyć. A przekonanie go będzie najtrudniejszym zadaniem.
- W takim razie Sasuke Uchiha. Prześwietliłem go na wylot. Oprócz rodzinnej katastrofy, którą przeżył nic więcej nie ma. Jest czysty jak łza.
- To może być dla Pana zaskoczeniem, ale on zamordował swoich rodziców – zanim zdążył coś powiedzieć, opisała mu ze szczegółami to co przeczytała w pamiętniku Sasuke. Kiedy detektyw wszedł na akta tej sprawy był zaskoczony znajomością Sakury.
- Zginęli tak jak mówisz. Sprawa została zamknięta. Oskarżony o to został jakiś rabuś, który kradł nie daleko. Wina nie słusznie została mu przepisana, co po roku udowodnił jego adwokat. Sprawa się przedawniła. Jesteś pewna, że to on? Miał wtedy zaledwie 13 lat.
- Tak i był bardzo wkurzony na cały świat.- odparła z kpiną – On nie ma uczuć. Nigdy kogoś takiego nie spotkałam.
- W takim razie zabójstwa jego rodziców, co dalej? Znasz jakieś imiona.
- Nie, nie znam i ciał też nie znajdziemy – opisała mu co z nimi robi. Był totalnie tym zaskoczony; ale stwierdził, że były już takie przypadki w historii. Jednak dzięki szczęściu udało im się dorwać mordercę. Wyjaśniła, że prześledziła historie największych seryjnych morderców i nie spotkała się z kimś takim jak Uchiha. On ma wszystko bardzo szczególnie zaplanowane. Nie popełnia błędów.
- W takim razie musimy go przechytrzyć. Jeżeli jest tak jak mówisz... – odrzucił długopis na biurko siadając zrezygnowany w fotelu – To jest totalnie popieprzone. Nie wierzę by ktoś mógłby sobie od tak zabijać, a nam przeszłoby to koło nosa. – przetarła czoło nie wiedząc już jak go przekonać i wtedy to do niej dotarło.
- Osoby zaginione.
- Co? – spojrzał na nią.
- Nie ma ciał, więc nie ma zbrodni ,okay. Jednak ktoś na pewno zgłosił ich zaginięcie. – spojrzał na nią, po czym podsunął się do laptopa.
- Mówiłaś, że nie znasz nazwisk.
- Nazwisk nie, ale daty znam. Gdyby tak wyszukać zaginione osoby?
- Sprawdźmy. Podaj coś. – podała pierwszą datę i jak tylko najbardziej mogła opisała osobę.
- Rzeczywiście. Tego dnia zaginęła kobieta. Wychodziła z domu z psem i nie wróciła. Mąż zgłosił jej zaginięcie.
- Zabił ją, ponieważ irytował go hałas psa – zaskoczony nakazał jej podawać kolejne daty, każda się zgadzała z dniem zaginięcia. Zaprzestał dalszego szukania, a następnie wstał podchodząc do okna.
- Powiedź mi. Czy 15 maja . Sześć lat temu również kogoś zabił? – zastanowiła się, po czym opowiedziała mu o parze zakochanych. Kiedy się nie odezwał podeszła do laptopa i wklepała datę. Nic jednak nie wyskoczyło.
- Nikt nie zgłosił zaginięcia. Skąd więc ta data? – zapytała, widząc jak zmarnowanym wzrokiem na nią spoglądał.
- Wiedziałem, że ona już nie wróci.
- O co chodzi.
- Tego dnia zaginęła moja siostra ze swoim chłopakiem. Wszyscy uważali, że uciekli. Wiesz, dzień wcześniej się ostro pokłóciła z rodzicami, a na drugi dzień już jej nie było. Żyliśmy nadzieją, że wyjechali i gdzieś żyją sobie w tym swoim wyimaginowanym świecie. Mieli zawsze duże plany; jednak mijały lata a żadne z nich się nie odzywało. Od tego czasu zacząłem się zastanawiać czy coś im się nie stało.- westchnął, po czym zacisnął mocno oczy. – Daj mi chwilkę. – odparł, po czym wyszedł z gabinetu. Było jej przykro, że czegoś takiego się dowiedział, jednak wiedziała, że teraz może jej uwierzyć.
Po dwudziestu minutach wrócił. Widziała jak ukrywa swoją frustrację. Miał w tej chwili tak samo jak ona przez lata związane ręce. Bez dowodów nie mógł mu postawić żadnych zarzutów. To było najgorsze. W końcu jednak zrozumiał jej problem i wierzył jej.
- Posłuchaj musimy to załatwić razem. Dorwę tego gnoja, przysięgam ci. Musimy to jednak czysto rozegrać tak, aby sam wpadł do pułapki.
- Ale jak?
- On do ciebie przychodzi. W takim razie nie powinnaś czuć przy nim zagrożenia.
- Oczywiście, że czuje. Nie wiadomo, kiedy mu odbije. – spuściła głowę, kiedy zapytał czy z nim sypia.
- Rozumiem. Zmusza cię do tego?
- Tak.
- W takim razie... Nie, to nie wypali. Mogłaś od razu zgłosić go o gwałt.
- Tak? On prędzej by mnie dorwał i zabił niż ja bym postawiła nogę na komisariacie. Teraz jednak mam zamiar z nim walczyć.
- Jeżeli cię nie zabił, to musi mieć do Ciebie słabość – zmarszczyła brwi, po czym pokręciła przecząco głową.
- Wątpię. Po prostu podoba mu się jak się z tym męczę, ale teraz czuję się troszkę lżej.
- Nie zgodzę się z tobą Sakura. On trzyma cię przy życiu, ponieważ tego chce, dlatego powinniśmy go przechytrzyć.
- Ale jak? – nie potrafiła sobie wyobrazić, aby Sasuke dało się przechytrzyć.
- Niech myśli, że coś do niego czujesz.
- Tak jasne. To nie wypali. On jest bardzo inteligentny. Nie nabierze się na coś takiego.
- Wiesz co to jest syndrom sztokholmski? – skinęła głową, spoglądając na niego zdezorientowana. Jednak już po chwili ją oświeciło co chce zrobić.
- O nie. Ja go nienawidzę. On dobrze o tym wie. Nie uwierzy, że nagle...
- Wiesz, że wiele ofiar czuło coś do swoich oprawców. To powstawało mechanicznie. Niech pomyśli, że ty też masz syndrom sztokholmski.
- I jak mam mu to powiedzieć? Prosto w oczy?
- Skądże. Zainscenizujesz to?
- Nie lepiej, gdyby założyć podsłuchy w moim domu.
- Możemy, ale co jeżeli któryś znajdzie. Widziałaś jak w listach pisał do ciebie. Tylko ty wiesz o co chodzi. No i teraz ja. Słuchaj, jeżeli będzie wiedział, że zrobisz dla niego wszystko, wtedy uśpisz jego czujność. Pozwoli ci wejść do swojego świata jeszcze głębiej, a wtedy może zrobić pomyłkę z której my dostaniemy dowód. – westchnęła. Nie wiedziała czy to się uda. Musiałaby całkowicie się zmienić. Udawać kogoś kim nie jest. Zagryzła wargę, po czym skinęła głową. Trzeba użyć wszystkiego, aby w końcu go wsadzić. I tak z nim sypia, więc gdy pomyśli sobie, że tego chce nic się nie zmieni.
***
Wszystko miała przyszykowane. Laptop otworzony na właściwej stronie. Zawsze z ciekawości zaglądał co robi. Kartka przy raportach na której ciągle pisała jego imię. Niech mu się wydaje, że ciągle o nim myśli. Zresztą to nie kłamstwo. Myślała o nim w samych negatywach.
List, który zaczęła pisać, próbując w nim opisać swoje sprzeczne uczucia w stosunku do Sasuke. Był zaadresowany do poradni psychologicznej. Chciała, aby to wszystko znalazł. By myślał, że naprawdę coś do niego zaczęła czuć pozytywnego. Kilkadziesiąt razy przed lustrem grała jak ma się zachowywać. Jakie gesty robić. Jak mimiką grać, aby pokazywać swoje sprzeczne zachowanie. Zawsze ją dokładnie obserwował. Tym razem będzie tak samo. Miała nadzieję, że szybko się zorientuje.
Usłyszała szczęk zamka. Bez jej zgody dorobił sobie kluczyk. Wiedziała, że tak może teraz znaleźć się w jej domu, kiedy chce. Postanowiła wszystko to co ważne ukryć przed Uchihą w innym miejscu.
- Ale jestem zmęczony – usłyszała jego głos. Spojrzała na niego, powstrzymując w sobie wściekłość. Co on takiego niby robił? Jest tak bogaty, że mógłby siedzieć na tyłku i nic nie robić przez cały dzień. To tak śmiesznie wyglądało. Morderca przebywał sobie u niej w domu i normalnie z nią rozmawiał. Normalnie, dopóki wszystko szło po jego myśli. – Musimy pogadać.
- O czym? – kazał jej usiąść obok siebie. Niechętnie, jednak z udawaną ciekawością usiadła obok. – O czym chcesz porozmawiać Sasuke – pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. I chociaż nim gardziła, zauważyła, że uwierzył. Spoglądał na nią podejrzliwie, lecz i ze zdumieniem. A po chwili uśmiechnął się szerzej, rozkładając dłonie na oparciach sofy.
- Miła dzisiaj jakoś jesteś.
- Nigdy nie będę dla Ciebie miła – odparła. Nie mogła przecież grać słodkiej laleczki, od razu skapnąłby się, że coś jest nie tak.
- Oj, nie rzucaj się już tak. Powiem ci, że podnieciłaś mnie, kiedy wymówiłaś moje imię. Ładnie brzmi w twoich ustach – pociągnął ją bliżej siebie, odwracając jej twarz w swoim kierunku. – Powiedź to jeszcze raz.
- Nie wygłupiaj się – szepnęła, spoglądając w jego ciemne oczy. – Sasuke, zadowolony?
- Tak bardzo – przyznał, a następnie pogładził ją po gładkiej szyi. – Wczoraj wieczorem wyżyłem się na biednej staruszce.
- Czujesz wyrzuty sumienia? – zapytała, widząc jak się o niej wyraził.
- Skądże. Po prostu nie mam satysfakcji z tego. Była stara, więc i tak za niedługo by padła, a ja chciałem komuś odebrać jego cenne życie – westchnął – Rozleniwiłem się przez ciebie. Nie miałem nawet ochoty bardziej się wysilić co do ofiary. – cholera, gdyby teraz to nagrali, że też posłuchała swojego przełożonego. Będzie musiała we własnym zakresie zamontować podsłuch.
- Ja muszę się napić, chcesz też czegoś? – zapytała, wyrywając się z jego uścisku. Musiała mu dać przestrzeń do rozejrzenia się.
- Jeżeli masz wino, to z chęcią się z Tobą napije – ruszyła do kuchni, specjalnie przed tym podchodząc do laptopa, aby delikatnie zamknąć klapę. Czuła na sobie jego wzrok. I bardzo dobrze.
Wstał z sofy, po czym rozejrzał się po salonie, podchodząc do laptopa. Otworzył go, po czym zerknął na wyświetlacz.
„Syndrom sztokholmski – ofiara okazuje pozytywne uczucia do swojego oprawcy"
Z ciekawością przeczytał resztę, po czym zerknął na leżący nieopodal list. Jego uwadze również nie umknęła leżąca kartka obok raportów, która wypełniona była jego imieniem. Mocny nacisk dawała, podczas pisania. Prawie podziurawiła kartkę. Uśmiechnął się do siebie, po czym wczytał się list.
„ Nie wiem jak sobie z tym radzić. Nienawidzę go, przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, kiedy znowu go zobaczyłam. Coś dziwnego się ze mną dzieję, kiedy na niego patrzę, kiedy mnie dotyka. Teraz, czuję się jakbym miała tylko jego. Jakby tylko on się o mnie martwił. Ale to jest przecież chore. Niezgodne z moimi zasadami. On bardzo wiele złego zrobił, czy do takiej osoby można coś w ogóle poczuć? Dlaczego tak bardzo wyczekuje na to kiedy przyjdzie? Próbuje z tym walczyć, ale...
Tutaj tekst się urywał. Mężczyzna z uśmiechem satysfakcji odłożył list na swoje miejsce, po czym wrócił na sofę. No cóż, to dość dziwne czego się teraz dowiedział, ale z drugiej strony Sakura nie mogłaby być długo oporna na jego urok. Czyżby w końcu ją miał w swoich sidłach?
Westchnęła, zaciskając dłonie na winie. Miała dobrą pamięć, wiedziała jakie mu smakuje. To kolejny podpunkt w realizacji planu. Na razie wszystko szło gładko; co i tak nie powinno jej cieszyć, zważając na przebiegłość Uchihy. Jeżeli i tak ma się z nim dzisiaj kochać, to niech będzie tak jak przeżywała to z Ikuto.
- Może być? – podeszła do niego wręczając mu wino i korkociąg.
- Dobrze wiesz, że tak – uśmiechnął się z zadowoleniem ją obserwując. – Dziwna dzisiaj jesteś.
- To znaczy? Wiesz, że cię nie lubię, więc...
- Jesteś pewna, że mnie nie lubisz? – speszona spuściła głowę, po czym odchrząkując spojrzała na niego zła.
- Oczywiście.
- Mam o tym inne zdanie. Tęskniłaś za mną?
- Skądże. – udawała zawstydzoną i zmieszaną.
- Oj nie udawaj – odłożył wino, po czym podciągnął ją do siebie zmuszając do pocałunku. Przez chwile z nim walczyła chcąc się wyswobodzić by później mocno złapać go za włosy i przycisnąć swe usta do żarliwego pocałunku. Naparła na niego ciałem, siadając na jego kolana. Przeczesując palcami jego włosy, namiętnie pieściła jego wargi. Jednak po chwili otrząsnęła się i odskoczyła od niego jak oparzona przy czym potowarzyszył jej śmiech Uchihy.
- Nie sądziłem, że taka napalona się zrobiłaś – wstał, po czym zaczął za nią się kierować. Przyparł ją do ściany i zaczął rozpinać guziczki jej koszuli. – Coś mi się wydaje, że czeka nas jedna z lepszych nocy.
- Dopiero popołudnie – odparła, kiedy zsunął z jej ramion koszule.
- Ale zajmie nam to dłuższy czas. – przygarnął jej twarz do żarliwego pocałunku. Nie walczyła. Postanowiła dzisiejszego dnia mu ulegnąć. Podciągnął ją, po czym złapał w dłonie. Powolnym krokiem zaczął kierować się z nią do sypialny w której nie raz wylądowali.
Była namiętna i bardzo podniecona. Jej zachowanie było dla niego nowością. Nie potrafił się przyzwyczaić do takiej jej odmiany Była naprawdę szalona w łóżku. Podobało mu się to i miał nadzieję na więcej takich napływów namiętności z jej strony.
Zaśmiał się, kiedy obróciła się, próbując go zdominować. Jej nagie ciało idealnie przystosowało się do jego ruchów. Pociągnął ją za włosy, przygarniając jej twarz do siebie. Całowali się żarliwie, delikatnie pieszcząc dłońmi; fala przeolbrzymiej przyjemności wylała się w nich.
***
Minął tydzień odkąd w życie wprowadziła plan zaślepienia Sasuke.
- I jak ci idzie?
- Całkiem dobrze. Wydaje mi się, że mi wierzy. Ostatnio zaproponował, abym się do niego wprowadziła.
- To dobrze. Będziesz bliżej niego. Ja śledziłem go przez ostatnie dni. Nie martw się nie zauważył mnie. Byłem naprawdę dyskretny – powiedział, kiedy się zdenerwowała. – Niestety nic nie spostrzegłem.
- A jeżeli się zorientował? – była przerażona takim obrotem sprawy.
- Obiecuje ci, że na pewno się nie skapnął. Nic na to nie wskazuje.
- Mogłeś mnie poinformować – westchnęła – Boję się, że zdradzę się swoim zachowaniem. Czy moja śmierć wtedy wam pomoże? Wątpię, bo on wspaniale się z tego wywinie, a wy nadal nic nie będziecie mieć.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, obiecuje. Możemy go dorwać tylko przez ciebie. I jeżeli na gorącym uczynku go nie przyłapiemy to nie mamy żadnych zarzutów do postawienia mu. Nie ma ciała – nie ma sprawy. Tak to działa. A ty chcesz go oskarżyć nie o jedno czy dwa morderstwa, ale prawie o setkę. Kilkadziesiąt osób jest w rejestrze zaginionych osób, ale nie ma potwierdzenia ani żadnych podejrzeń o to, aby któreś z nich zostało zamordowane.
- Wszystko ci opisałam. Podałam szczegóły. Sam się doszukujesz w jednej z ofiar swojej siostry i jej chłopaka. Przestań, więc mówić, że to tylko moje domysły. Nie kłamię. Nigdy bym nie rzuciła takich podejrzeń na człowieka. Nawet największego wroga bym tak nie potraktowała.
- Rozumiem, ale mam związane ręce. Muszę mieć ten cholerny dowód. Włos, krew na narzędziu, tkankę. Cokolwiek, co poświadczyłoby o jego zbrodniach.
- Najlepiej jeżeli zabiję z nim tą osobę, a następnie przyniosę ci narzędzie zbrodni. Wydaje mi się, że pozwoliłbyś mnie poświęcić, aby tylko w końcu dowiedzieć się co się stało z twoją siostrą. – warknęła, nie mogąc pohamować swojej złości - Co ja mam jeszcze zrobić?
- Pierwsze co, to zamieszkaj z nim.
- Oszalałeś? Myślałam, że zrobisz wszystko, aby mnie odsunąć od tej myśli, a ty mi proponujesz, abym mieszkała z nim. Nie wystarcza ci to, że z nim sypiam?
- Jeżeli z nim sypiasz, to, to już chyba mniejszy problem, prawda?
- Jesteś okropny. – parsknęła, po czym chciała wyjść z jego gabinetu, jednak zatrzymał ją, łapiąc za nadgarstek.
- Przepraszam, ale jesteśmy już coraz bliżej, nie możemy się teraz poddać.
- Dlaczego mnie więc tak traktujesz?
- Przepraszam. Jeżeli to rozwiążemy awansuje cię. Będziesz miała moje poparcie.
- Nie wiem czy chcę awansować. Tak naprawdę tylko dlatego tu jestem, aby wsadzić Uchihe za kratki. Tam od dawna jest dla niego miejsce.
- W takim razie co chciałaś robić? – wrócił za biurko.
- Chciałam być chirurgiem. Pragnęłam od zawsze ratować ludzkie życie.
- Tutaj też możesz.
- Nie, tutaj jedyne co mogę to szukać morderców i odnajdywać w ich poczynaniach motywów. Ja nadal nie rozumiem motywów Uchihy. Zabija dla frajdy? Dla zaspokojenia swojego morderczego „ja"? Skąd biorą się tacy ludzie?
- Nie wiem Sakuro. Sama musisz to z niego wyciągnąć. Daje ci pełne pole do popisu. I biorę wszystko na siebie, jeżeli nie zagrasz zgodnie z prawem. – poinformował, czego i tak nie była pewna. Nie wierzyła, że może jej jakoś pomóc.
***
Była zaskoczona, gdy nie mogła otworzyć drzwi do domu. Próbowała wejść od kuchni, ale i tam kluczyk nie wszedł do zamku. Wściekła się, kiedy dotarło do niej, że ktoś wymienił zamki. Zresztą bardzo dobrze wiedziała kto. Wyciągnęła telefon, po czym wybrała numer do Uchihy.
- Tak, Sakuro?
- Co to do jasnej cholery znaczy? Dlaczego wymieniłeś zamki w moim domu?
- Teraz będziesz mieszkać ze mną. Zrozumiałem, że z Tobą trzeba bezpośrednio kierować. Po co mam cię prosić, abyś ze mną zamieszkała, jeżeli duma cię rozpiera i nie chcesz tylko dlatego tego zrobić. Obydwoje jednak dobrze wiemy, że z chęcią byś się do mnie wprowadziła. Chyba tylko tak można było to załatwić. – zacisnęła mocniej palce na telefonie, powstrzymując się od jęku złości.
- A moje rzeczy?
- Zadbałem o najpotrzebniejsze. Ubrania twoje już są poukładane w szafce w moim domu. Dokumenty i wszystkie najważniejsze papierki wraz z twoim laptopem czekają w gabinecie, który dla ciebie urządziłem.
- Przeglądałeś moje rzeczy?
- Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. Zresztą nie znalazłem niczego złego. Chyba nie ukrywasz czegoś przede mną? W końcu jakby nie patrzeć jesteś moją kobietą. – dobrze, że nie widział jej wściekłej twarzy. Ten wyraz na pewno zdradziłby, że wcale nie jest taka uległa na jaką to dla niego zainscenizowała. – Przyjedź do swojego nowego domu. Czekam na ciebie z obiadem. Do zobaczenia – za nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, rozłączył się. Kopnęła wściekła w zamknięte drzwi, po czym zacisnęła usta w grymasie bólu. Miała nadzieję, że w końcu uda się jej zamknąć Uchihe.
***
Wyszła do pracy, jednak zamiast tam pojechać, objechała posiadłość Uchihy i zaparkowała w dogodnym i skrytym miejscu; tak, aby Sasuke niczego nie spostrzegł. Zaraz miał gdzieś wyjść, wtedy ona miała zamiar przeszukać cały dom. Mieszkała z nim już nie cały tydzień, ale przez ten czas, ani razu nie widziała, aby kogoś zabił. Wiedziała, że mógł to robić za jej plecami, jednak był na tyle arogancki i narcystyczny, że zawsze opowiadał jej o swoich zabójstwach. Cieszyła się, że nie zabija, ale z drugiej strony bała się, że ten postój jest sygnałem na to, że mógł zacząć coś podejrzewać. Zwłaszcza, że jej przełożony nadal go śledził. Widząc jak wychodzi z domu, wyszła z samochodu, po czym powoli zaczęła kierować się w stronę posiadłości. Sasuke wsiadł do samochodu i odjechał. Przeczekała chwilę, gdyby miało dojść do tego, że czegoś zapomniał i się wraca. Nie zrobił tego.
Wyciągnęła klucze z torebki, po czym weszła do środka. Nie wiedziała nawet od czego zacząć. Było tu zbyt wiele pokojów, a poza tym nie miała tak wielkiego rozeznania w tym. Sięgnęła po telefon, postanawiając zaryzykować. W końcu jeżeli tu mieszka, ma prawo zaprosić policję. Zadzwoniła do swojego przełożonego, po czym poprosiła go, aby przyjechał. Zgodził się od razu. Modliła się tylko o to, aby Sasuke prędko nie wrócił.
Od dwóch godzin przeglądali wszystkie notatki i pokoje w posiadłości Uchihy. Zaczęli od piwnicy, która wydała im się najbardziej podejrzana. Po za tym z doświadczenia wiedział, że to piwnica skrywa największe sekrety. Wiedział, że coś jest nie tak, kiedy zobaczył tak dobrze wyczyszczone wnętrze. Nigdy z czymś takim się nie spotkał. Zawsze w piwnicy był największy bałagan, tutaj nawet kurzu nie potrafił się dopatrzeć.
- Jest okropnym pedantem. Ja nawet nie dbam tak o porządek. – powiedziała, kiedy skończyli oględziny.
- To tylko rzuca na niego moje podejrzenia. Jestem pewny, że tam coś strasznego się dzieję. Umieściłem tam kamerę. Nie martw się, dyskretnie. Mieszkasz tutaj, dajesz mi swoje pozwolenie, więc gdyby coś się nagrało dowód przeszedłby w sądzie – westchnęła, po czym objęła się za ramiona rozglądając się.
- Boję się. Wydaje mi się, że nie udało mi się do końca zdobyć jego zaufanie.
- A może po prostu nie chcę dla ciebie zabijać. A mi jest trudno to mówić, ale bez ofiary nie możemy otworzyć mu sprawy.
- Jakie to jest okropne – wyszeptała. – Tak, bardzo chciałabym, aby to się skończyło. Nie chcę, aby ktoś jeszcze umierał. Tyle lat to w sobie trzymałam – wyszeptała.
- Nie udręczaj się tym. Jeżeli ja mam związane ręce, to co ty byś mogła zrobić? – spojrzała na niego niepewnie – Mam nadzieję, że nigdy o tym naprawdę nie myślałaś. Chcesz sama siedzieć? Nic ci nie pomoże, gdybyś go zabiła. Nie wytrzymałabyś w więzieniu. – spojrzał na zegarek na nadgarstku – W takim razie idę. Będzie źle jeżeli mnie zobaczy.
***
Wychodziła z kuchni, chcąc ruszyć do sypialni, aby się położyć, kiedy Sasuke zastąpił jej drogę.
- Co jest? – zapytała niepewnie. Bała się, że mógł coś zauważyć. Dbała o to, aby wszystko było odłożone na swoje miejsce, ale martwiła się, że coś mogła przegapić.
- Chcę z Tobą porozmawiać?
- Zabiłeś kogoś? – zapytała zbyt gwałtownie, przez co zmarszczył brwi.
- Tylko takie tematy cię interesują? Zawsze na bieżąco cię informuje. Teraz jest taki czas w którym nie mam ochoty tego robić. Podobno zdarza się taki odstęp czasowy, co nie oznacza, że to już nigdy się nie wydarzy.
- W takim razie o co chodzi?
- Ostatnim czasem dziwnie się zachowujesz. Jesteś dla mnie milsza w łóżku, ale nadal się zgrywasz, co mi się za bardzo nie podoba. Chcę, abyśmy byli zgranym zespołem. – powiedział.
- Jak Bonnie i Clyde? Chyba żartujesz, że będę twoją wspólniczką. – warknęła, na co zaśmiał się głośno.
- Nie skarbie. W tych sprawach działam sam. Nie nadajesz się do tego, jednak chciałbym cię prosić, abyś zaczęła traktować mnie jak swojego mężczyznę. Masz być dla mnie miła, słodka; a przede wszystkim pokazywać się na ważnych imprezach.
- O czym ty mówisz?
- Miałem w planach sprzedać firmę „wujka" jednak przyda mi się przykrywka. Poza tym bardzo nudzi mi się, a to wiesz do czego mnie popycha. Za niedługo będzie jakiś żenadny bal, chcę jednak abyś ze mną poszła. Chcę, aby wszyscy widzieli cię koło mojego boku.
- Ja cię nie rozumiem. – odparła, na co tylko przewrócił oczami, przechodząc obok niej.
- Nie ma co tu rozumieć. Jesteś moja i jeżeli chcesz, możemy to w szybkim czasie zalegalizować. – przestraszyła się, kiedy to powiedział. Nie chciała tego robić. Nie mogła być tak bardzo z nim związana.
- Muszę się położyć.
- Nie śpij, za niedługo przyjdę – uśmiechnął się, kiedy pospiesznie ruszyła do sypialni.
***
Była wykończona. Wczoraj Sasuke kochał się z nią prawie całą noc, później w pracy była wykorzystywana prze starszych rangi kolegów, którym wykorzystywanie jej przychodziło z łatwością. Przynieś to, przynieś tamto. Przepisz raporty, sprawdź te dokumenty. Same bzdury!
Kiedy wychodziła z komendy, wściekła zamknęła oczy, aby się uspokoić. Telefon dzwonił i była pewna kto to jest. Jednak pomyliła się. To nie Sasuke, a jakiś jej nie znany numer.
- Słucham? – odebrała. Przez chwile słyszała głuchą cisze w słuchawce i dopiero, kiedy powtórzyła słowa, rozmówca się odezwał.
- To ja Sakura, Ikuto. – słysząc ten głos jej serce mocniej zabiło, a w ustach poczuła suchość. To nie żart, to naprawdę Ikuto.
- Ikuto – wyszeptała jego imię. Tak dawno nie rozmawiali. To już pięć lat.
- Muszę się z Tobą zobaczyć.
- Jesteś przecież w Stanach.
- Już nie. Dzisiaj będę jeszcze w Japonii. Spotkajmy się jutro w tym starym hotelu. Jest jeszcze?
- Jeszcze jest – odparła, przypominając sobie, jak spędzali tam romantyczne chwile. To było bardzo dobre miejsce na schadzki.
- Będę na Ciebie czekał o 16. Do zobaczenia.
- Na razie – odparła, po czym poczekała do czasu, gdy się rozłączył. Jak miło było słyszeć jego głos. Była zawiedziona tak krótką rozmową, ale cieszyła się z jutrzejszego spotkania. Musi do tego dojść za plecami Sasuke i była pewna, że o takiej godzinie nie wejdą sobie w drogę.
***
Powiedziała Sasuke, że musi zostać dłużej w pracy. Uwierzył, zresztą dobrze okręciła go sobie wokół palca. Nie miał powodów, aby doszukiwać się w niej kłamstwa.
Przed starym hotelem na którym wisiała tablica „DO ROZBIÓRKI" stało już srebrne porsche. Samochód o którym zawsze marzył Ikuto. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Weszła przez wejście, gdzie jeszcze kilka lat temu były piękne dębowe drzwi i portier zapraszający do środka. Z tyłu hotelu był piękny basen, już poniszczony przez lata, którym nikt się nim nie zajmował. Basen był wypełniony deszczówką. Brudna i nieczysta woda i pomyśleć, że kiedyś było to luksusowe kąpielisko. Po zbankrutowaniu nawet nie potrafili sprzedać tej rudery. Słyszała plotki, że być może zrobią renowację i w miejscu hotelu postawią ekskluzywne SPA.
- Ikuto! – zawołała, widząc go stojącego przy starym oknie, którego szyba była rozbita przez jakąś bandę młokosów.
- Sakura – odwrócił się z uśmiechem, który powoli gasł, gdy się zbliżała – Miło cię widzieć – odparł bardziej chłodno. Nigdy nie używał w stosunku do niej takiego chłodu.
- Też się cieszę, że cię widzę – odparła, po czym cofnęła dłoń od dotknięcia go. – Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? Co właściwie tutaj robisz? Myślałam, że już nie wrócisz z USA.
- Takie miałem plany, jednak ostatnim czasem już nie mogłem tam wysiedzieć. Nic oprócz kosza mnie tam nie trzymało. Już nawet koszykówka nie dawała mi satysfakcji.
- A twoja dziewczyna? – odważyła się zapytać, jednak nie spojrzała mu w twarz.
- Czyli dotarło to do ciebie.– stwierdził - Tak naprawdę z tą dziewczyną byłem nie cały miesiąc.
- Nie chcę tego słuchać. To twoje prywatne sprawy. – powiedziała.
- Nie, chcę abyś wiedziała, że nic do niej nie czułem, a chciałem tylko się na Tobie zemścić. Muszę się w końcu dowiedzieć prawdy. Czy z wściekłości popełniłem błąd, czy to naprawdę są fakty – wyciągnął z kieszeni pomięte kartki, które podał Sakurze, odwracając się do niej plecami.
Otworzyła pierwszą zgiętą w pół kartkę, po czym drgnęła czytając pierwsze zdanie.
„Spałem z twoją dziewczyną. „
Następna kartka:
„ Była gorąca. Uprawialiśmy seks już za twoimi plecami w szkole. Miło było patrzeć na takiego rogacza"
Kolejny:
„Jest moja. Na zawsze tylko i wyłącznie moja. Nigdy nie była twoja!"
Bardzo dobrze wiedziała, kto jest nadawcą. Nie mogła uwierzyć, że Sasuke się do tego posunął. Sukinsyn!
- Ikuto...
- Powiedź mi tylko czy to prawda? Zdradziłaś mnie?
- To nie tak.
- Czyli jednak – westchnął – Myślałem, że spokojnie to przyjmę, ale jestem cholernie wściekły. Kto to był?
- To nie tak jak myślisz, ja nie chciałam tego robić.
- Nie chciałaś? Zgwałcił cię? No jak to niby się stało? – spoglądał na nią zirytowany.
- I tak się dowiesz. – przełknęła głośno ślinę – Kiedy chodziliśmy do szkoły, odkryłam tajemnice Uchihy i...
- Boże, ja wiedziałem, że to on. Czułem to. Czyli jednak wtedy dobrze myślałem, że z nim sypiasz. – wściekły zawędrował znowu do okna. – Jesteś teraz z nim?
- Nie, znaczy...
- Czyli jednak. Nie powinienem wyjeżdżać. Mam ochotę zabić Uchihe.
- Ikuto uwierz mi ja naprawdę nie chciałam cię nigdy zdradzić – zrobiła kilka kroków w jego stronę – Musiałam robić wszystko co mi kazał, aby was chronić. Tylko i wyłącznie dlatego miał mnie w garści.
- O czym ty do mnie teraz mówisz?
- Nie mam już praktycznie nic do stracenia. Nie powinieneś teraz wracać. – Ikuto widząc jak drży, złapał ją w ramiona i jakby zapominając o tym co zrobiła mocno ją do siebie przytulił. Zadarła głowę patrząc na niego, po czym delikatnie musnęła jego usta. Przytrzymał jej twarz bliżej swojej, stęsknionymi wargami pieszcząc jej usta. W tej chwili nie było ważne, że go zdradziła, a fakt, że znowu ma ją w ramionach. Oderwała się szybko, po czym ukryła twarz w jego bluzie.
- Dowiedziałem się o twoich rodzicach od Hinaty. Dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Ikuto to nie jest teraz ważne. Nie powinno mnie tu być.
- Do jasnej cholery, co się z tobą dzieję? – ścisnął jej ramiona.
- Sasuke to morderca. Psychopata, który grozi mi, że zabije moich wszystkich bliskich.
- Co ty mówisz? – spojrzał na nią, jakby żartowała.
- Ikuto, wiem, że to brzmi jak jakaś komedia, ale to prawda. Sasuke to morderca. To on zabił swoich rodziców. To przez niego Saya spadła z dachu. To on zabił wiele istnień.
- O czym ty mówisz? – nadal spoglądał na nią ze zdziwieniem. Nie dopuszczał do siebie tych myśli. To mu nie pasowało.
- Proszę cię. Nie możesz się na razie ujawniać, że wróciłeś. To jeszcze musi potrwać, ale później...
- Mogłaś mu to przez telefon powiedzieć, a nie doprowadzać mnie do niego. Głupia jesteś Sakura – odwrócili się w stronę dochodzącego głosu. Za filara wyszedł Sasuke, który zmierzył Sakure chłodnym wzrokiem. Oparł się o ścianę, po czym spokojnie przyglądał się parze. Sakura czuła przerażenie zaistniałą sytuacją. Nie wiedziała jak może to się skończyć i ile słyszał Sasuke. Ikuto natomiast aż rwał się do zmiażdżenia twarzy Sasuke. – Wróciłeś na ojczyznę, aby tu polec. – zadrgała, kiedy to usłyszała. Nie, to nie dzieję się naprawdę.
- Zaraz zobaczymy, kto zęby z podłogi będzie zbierać. – Sakura powstrzymała Ikuto od ruszenia na Sasuke. Koszykarz zdezorientowany spojrzał na jej przestraszoną twarz, a później na Uchihe. – Coś ty jej idioto nagadał?
- Nic jej nie nagadałem. Ona ma rację. Powinieneś jej słuchać. Chociaż teraz nie ma to znaczenia.
- Sasuke proszę, Ikuto on nic nie wie. Zresztą....
- Czuje się tobą bardzo zawiedziony Sakura. Jednak dalej brak ci sprytu. Widziałem wczoraj w twoich oczach, że coś się święci. Próbowałaś być przebiegła, ale nie udało ci się. Zapłacisz mi za to, na swój własny sposób, a jego będę musiał wyeliminować.
- Ty jesteś chory gościu. – warknął w jego kierunku Ikuto.
- Może, ale jak mi to udowodnisz? Zresztą teraz już nic nie udowodnisz. W ciągu pół godziny z twojego ciała odejdzie ostatnie tchnienie. To przez ciebie Sakura – ostatnie zdanie skierował do różowowłosej, która nie wiedziała co zrobić. Dyskretnie sprawdziła czy ma telefon w kieszeni. Był tam.
- Zabije go – warknął Ikuto, chociaż w jego ustach wyglądało to jak przenośnia. W ustach Sasuke była to groźba, którą w każdej chwili mógł zrealizować.
- Człowieku chyba nie wiesz z kim masz do czynienia – zaczął Sasuke – Trzeba było zostać w Ameryce i zbierać kosze w meczach. Teraz już do tego nie wrócisz. Naprawdę myślałeś, że mi ją odbierzesz? Sakura jest teraz moja. Miałeś dużo czasu, aby się z tym pogodzić. – wyciągnął błyszczący sztylet. Zadrgała, a Ikuto zaśmiał się.
- Człowieku jesteś psychiczny. – odepchnął od siebie Sakure i nadal będąc w przekonaniu, że Uchiha ma na myśli tylko bójkę zbliżył się do niego z zamiarem uderzenia go. Sasuke nie bronił się i pozwolił na uderzenie pięścią. Jednak podczas drugie ataku, obronił się i popchnął Ikuto, raniąc go nożem w ramię.
- Cholera – usłyszała w głosie Ikuto zaskoczenie. Spojrzał to na Sakure to na Uchihe. I wtedy obydwoje zobaczyli jak twarz Uchihy stężała, a w oczach pojawiło się coś dziwnego. Wyglądał jak dzika bestia gotowa do ataku. Przeraziła się i to samo spostrzegła w oczach Ikuto. – Sakura uciekaj! – krzyknął, jakby nadal nie mógł uwierzyć, że to się dzieję naprawdę. Sakura z palącym sercem, nie wiedząc co zrobić, zaczęła biec przed siebie, błagając, aby Ikuto nic się nie stało. Z przerażeniem odkryła, że wyjście przez które jeszcze 15 minut temu wchodziła, zostało zabarykadowane. Wyciągnęła telefon z przerażeniem oglądając się za siebie, kiedy usłyszała głośny krzyk Ikuto.
Płacząc powtarzała w myślach: szybko, szybko.
- Słucham? Masz coś...
- Pomocy! – powiedziała przez łzy. – Przyjedź szybko. On nas zabije. – rozglądała się za siebie biegnąc.
- Gdzie jesteś?
- Stary...aaaaaaa... – krzyknęła, kiedy poczuła mocne szarpnięcie za włosy. Telefon wypadł z jej ręki, a sama poleciała na ziemie.
- Widzisz, szmato co zrobiłaś?! A mogło być tak pięknie - wysyczał ciągnąc ją po posadce za sobą. Wytarł usta z których posunęła się strużka krwi. – Zobaczysz jak ten nieudacznik zdycha. Wiesz przez kogo? Przez ciebie szmato! – poranioną wrzucił ją do pomieszczenia w których Ikuto zwijał się w konwulsjach, nie potrafiąc nawet się podnieść. Poczołgała się do niego, mocno naciskając na najpoważniejszą ranę z której mocno ciekła krew.
- Ikuto – zaszlochała. Spojrzał na nią prawie gasnącymi oczami.
- Prze...- nie potrafił nic więcej powiedzieć. Zawyła, krzycząc o pomoc, jednak wiedziała, że nie ma żadnej pomocnej ręki. Chciała go przytulić, gdy w tym momencie Sasuke mocno szarpnął ją za włosy. Upadła do tyłu; uderzając głową o ziemie. Pogrążyła się w ciemności.
***
- Znajdź mi szybko skąd jest połączenie. – spojrzał na Informatyka – Przygotuj wsparcie. – rozdawał szybko polecenia z niecierpliwością spoglądając na monitor, na którym szukano telefonu.
- Jeszcze chwila. Gdyby połączenie nie zostało zerwane szybciej byśmy ją namierzyli – klikał w komputerze. Widzieli jak obszar coraz bardziej się zbliża. – Mam. Jest w okręgu pięciu kilometrów w tym rejonie.
- Cholera, a precyzyjniej? Czekaj, mówiła coś o starym... Jest coś co kończyło swoją działalność. Jakieś stare magazyny? Cokolwiek. – informatyk nadal klikała na klawiaturze.
- Strzał w dziesiątkę. Siedem lat temu został zamknięty Hotel „Mariksza". Teraz jest do rozbiórki.
- Adres.
- Yoho 10. – wybiegł z biura, po czym wraz z swym partnerem jak najszybciej na sygnale jechali w stronę Starego Hotelu.
***
- Zabij mnie ty śmieciu! – krzyknęła, nie mogąc przestać patrzeć na leżące bez życia ciało Ikuto.
- Myślisz, że pozbawię się takiej atrakcji – uderzył ją w twarz, nie potrafiąc pohamować swojej wściekłości. Był cholernie zły, kiedy zobaczył ją w ramionach Ikuto. Zresztą od początku zbyt pięknie to wszystko wyglądało. Dziwka powinna zginąć w największych torturach. Powinna czuć to co jego ofiary. Źle zrobił tak szybko kończąc z Ikuto. Mogła zobaczyć jak jego zbrodnie wyglądają. – Obrzydza mnie to wszystko co tu jest, ale mam ochotę cię posuwać przy twoim byłym. A tłumaczyłem ci, że masz tego nie robić.
- Puszczaj! – krzyczała, bijąc go po rękach, kiedy próbował rozpiąć jej spodnie. – Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, gryząc go w rękę, kiedy chciał ją dotknąć. Mocno ją spoliczkował, aż poczuła żelazisty smak krwi.
- Nauczę cię porządku. Nie będzie już żadnych przelewek. Naprawdę myślałaś, że uda ci się mnie złapać? Jesteś beznadziejna. Beznadziejna we wszystkim czego się dotkniesz. Nie mogłabyś być w policji. Nie nadajesz się. Jesteś zbyt przewidywalna i głupia. Naprawdę zniszczyłaś wszystko co mogłoby się między nami narodzić. Kto wie, może uległbym po jakimś czasie dosłownie twojemu urokowi i przestałbym zabijać. Teraz uwierz, że będę robić to każdego dnia, a ty będziesz mi współtowarzyszyć. – warknął, a następnie wstał – A gdzieś to mam. Zrobimy to jednak tutaj.- zdesperowana rzuciła się do biegu, jednak kopnięciem w zgięcie kolana znowu powalił ją na ziemie. Krzyknęła z bólu dławiąc się własnymi łzami. Przytrzymał ją przy ziemi, zsuwając jej spodnie. Zapłakanymi oczami, wpatrywała się w bladą twarz zamordowanego Ikuto, do którego pragnęła jak najszybciej dołączyć.
***
- Wyłączcie koguty. Musimy zrobić tą akcje po cichu, by nam nie zbiegł. – poinformował przez krótkofalówkę.
- Co to w ogóle za akcja? Szef wie?
- Nie. To sprawa poufna. Chyba będziemy mieć w garści największego seryjnego mordercę.
- Aż tak gorąco?
- Boje się, że gorzej – odparł, podjeżdżając do przecznicy za którą był hotel.
***
Podciągnęła majtki, po czym skuliła się patrząc jak Uchiha ciągnie ciało Ikuto do kąta. Wiedziała co chce zrobić, dlatego powoli wstała kierując się tam, gdzie nogi ją poniosą. Uchiha spojrzał za nią, po czym prychnął prostując się.
- Gdzie ty idziesz?- powoli bez pośpiechu zaczął kierować się za nią – Wpadłaś w jakiś trans? – zapytał widząc jak opiera się o rozbite okno. – Zrozum, że musiałaś dostać nauczkę. Co robisz? – przyglądał się jak otwiera okno, ale za nim zdążył zareagować i przebiec dzielącą ich odległość, nie oglądając się za siebie stanęła na parapecie i skoczyła. Ręce Sasuke złapały powietrze. Oparł się dłońmi o parapet, wychylając się do przodu, kiedy usłyszał głośny plusk. Zauważył ją jak opada na dno basenu.
Wściekły ruszył biegiem do wyjścia. Nie może pozwolić jej umrzeć. Ona jest mu potrzebna. Coś znaczyła. Tylko przy niej czuł wewnętrzny spokój. Nie mógł jej stracić.
Rozwalił drzwi, które zabarykadował, po czym ruszył na tyły hotelu.
- Uchiha Sasuke, stać! – zdumiony spojrzał przed siebie na mężczyzn w cywilu, którzy wymierzali w niego pistoletami. Zacisnął wargi z wściekłości. To niemożliwe, że przy takim bezsensownym zdarzeniu został złapany. Nie uciekał, pozwolił się złapać.
- Ręce! – poddał się w głowie układając już nowy plan.
- Gdzie ona jest? – podszedł do niego mężczyzna, kiedy był już obezwładniony. Jakie to żałosne. To nie dla niego, dlatego będzie musiał się z tego jak najszybciej wyciągnąć.
- W basenie – powiedział, mając nadzieję, że uda im się ją uratować.
- Sprawdzić hotel – wydał rozkaz, po czym pobiegł na tyły hotelu, gdzie rozciągał się basen. Nic nie widział, dlatego skoczył, gdzie na dnie brudnej wody zobaczył kobietę. Złapał ją wyciągając na wierzch.
- Sakura! – kiedy nie reagowała zrobił resuscytacje – No co jest? Chwaliłaś się, że w pływaniu taka dobra byłaś – mówił, naciskając dłońmi na jej klatkę piersiową. Po chwili zaczęła kaszleć. – Boże drogi, aleś mnie przestraszyła. Zadzwońcie po karetkę i przynieście koc – zwrócił się do policjanta, widząc jak Sakura wygląda. Cała drżała w podkoszulku i majtkach. – Szybko! – pospieszył zdezorientowanego podwładnego. – Co się stało? Nie płacz. Przepraszam.
- Dlaczego przestałeś go śledzić? Dlaczego? – wydusiła z siebie.
- Dla twojego bezpieczeństwa. Bałem się, że coś zauważył. Ponadto miałem inne obowiązki. Przepraszam.
- On zabił Ikuto?
- Jest denat? Przepraszam – powtórzył po raz trzeci, jakby mając nadzieję, że to coś zmieni. Nienawidził pocieszać poszkodowanych tak makabrycznych zdarzeń. Nie sądził, że takie coś może się jej przydarzyć.
- Proszę szefie – policjant znowu się pojawił, tym razem z kocem.
- Możesz wstać? – skinęła niepewnie głową. Kiedy jednak wstała, poczuła mocny ból w nogach. Opatulił ją kocem, po czym pomógł iść – Karetka zaraz będzie. Musisz zostać zbadana. – zaszlochała głośniej, widząc jak policjanci wychodzą ze środka. – Zadzwonimy po ekipę kryminalną. Koroner też się zjawi. – Jedno spotkanie po latach, sprawiło, że już na zawsze straciła swojego Ikuto. Teraz już nie ma po co żyć. Straciła go bezpowrotnie, a mógł przecież za granicą grać w koszykówkę.
Zauważyła w radiowozie na tylnych siedzeniach Uchihe, który beznamiętnie się jej przyglądał. Czy to koniec udręki? Koniec koszmaru, który sama sobie zgotowała czytając ten cholerny pamiętnik?!
***
Myślała, że pójdzie jak po maśle. Rozprawy jednak ciągle były przenoszone, aby zdobyć co nowsze dowody. Nie było takich. Jedynie nóż, którym Sasuke zabił Ikuto i sam denat byli jedynymi dowodami w sprawie. Reszty nadal nie mogli mu udowodnić.
Stała przed salą rozpraw wraz z prokuratorem i jej przełożonym. Obydwoje mieli dzisiaj zeznawać. Zobaczyła jak Sasuke w garniturze idzie wraz z swoim obrońcą. Była to kobieta po 30. Zadbana i uśmiechnięta. Była pewna, że urok Sasuke na nią zadziałał i będzie go bronić jak bestia. Sasuke dobrze wiedział jak grać w sądzie. Potrafił bardzo dobrze manipulować ludźmi, aby wszystko poszło po jego myśli.
Przez całą drogę, aż do Sali sądowej w której miała się rozpocząć jego sprawa, przyglądał się jej wręcz napastującym wzrokiem. Czuła się jakby stała przy nim naga. Okropne uczucie.
- Nie martw się. Zeznasz swoje i koniec. Nie musisz na niego patrzeć.
- Jesteś pewien, że uda nam się go przyskrzynić?
- 25 lat dostanie. Na pewno. Mamy ciało, ze szczególnym okrucieństwem się z nim obszedł. W dodatku wiesz jaka jest linia oskarżenia. Ciebie też próbował zabić.
- Nie wiem czy to przejdzie, ale będę dobrej myśli. Tak bardzo chcę mieć to za sobą. Chcę o tym zapomnieć. – chociaż od tego wydarzenia minął miesiąc i pochowała Ikuto czuła się nadal bardzo samotna i przede wszystkim winna jego śmierci. Wieść o śmierci Ikuto rozniosła echo w gazetach. Było to okropne widzieć jego uśmiechniętą twarz na stronie gazety z czarną szarfą. Gdyby tylko go tam nie było. Po co się tam umówili? Ale była głupia, myśląc, że Uchiha o niczym się nie dowie.
- Zapraszam na sale rozpraw – odezwał się prokurator, po czym ruszyli do Sali, gdzie już w ławie oskarżonych siedział Uchiha.
- Jest Pani świadoma, że zeznaje pod przysięgą? – zapytał prokurator, na co skinęła głową następnie odpowiadając, że rozumie – Wysoki sądzie, o to dokumenty przygotowane przez Tokijski Wydział Zabójstw. – podszedł do sądu – Jest to lista osób zaginionych z Bazy CODIS. Co dziwne ofiary, które opisuje świadek zaginęły w ten sam dzień, jeden lub dwa dni później, podczas, kiedy ofiara ginęła. Pasuje do opisu. Tutaj są zeznania Panny Haruno. 27 kwietnia 2008 roku, starsza kobieta zaginęła, tego samego dnia Panna Haruno powiedziała, że została zamordowana starsza kobieta, która miała psa. Syn tej kobiety zeznał, że matka jego zawsze wychodziła z psem o tej porze i od razu wracała. Wtedy nie wróciła. – przeczytał jedną ze sporządzonych notatek – Tutaj jest cały spis tego. To nie jest żaden przypadek.
- Wysoki Sądzie – obrońca Sasuke wstał – Panna Haruno pracowała w biurze Wydziału Zabójstw, gdzie miała dostęp do bazy osób zaginionych. Wcale nie trudno byłoby jej sfabrykować te dowody. Poza tym, czy mamy jakieś namacalne dowody, oprócz tegoż umysłu? – odparła dość złośliwie obrończyni, za co została upomniana przez Sędziego.
- Pani Haruno, proszę odpowiedzieć.
- Nie mam żadnych dodatkowych dowodów. Wszystko dokładnie mi opisywał. W aktach znajduje się nawet opis jak pozbywał się ciał.
- Niesamowitą bajkę Pani wymyśliła.
- Proszę nie obrażać świadka – odezwał się prokurator, następnie znowu zwrócił się do coraz bardziej podenerwowanej Sakury w którą z uśmiechem wpatrywał się Uchiha. – Wróćmy do tematu rozprawy. Chciałbym, Wysoki sądzie otworzyć kolejną rozprawę przeciwko oskarżonemu.
- Akty sprawy zostaną przesłane do prokuratury, ale czy ma Pan jakieś solidne dowody, abyśmy mieli powody do spotkania się tu jeszcze raz?
- Proszę o czas na zebranie ich.
- Sprzeciw. To tylko pobudki i sugestie świadka. – sędzia przyjrzał się im, po czym spojrzał jeszcze raz w akta.
- Chodzi o bardzo poważną sprawę, rozważę i daje czas prokuraturze na zdobycie kolejnych dowodów.
- Dziękuje – prokurator zadał jeszcze kilka pytań na temat spotkania z Ikuto i jak zachował się Uchiha. Tutaj prokurator pokazał narzędzie zbrodni na którym znaleziono odciski palców zgodne z pobranymi od Sasuke. Dowodem były również jego koszula poplamiona krwią i ślady z obdukcji Sakury, które wykazały, że została zgwałcona. Otarcia w sferze intymnej i sperma były tego jednoznacznym dowodem.
- Czy do świadka ma ktoś pytania?
- Tak, ja mam – odparła obrończyni Sasuke, wstając ze swojego miejsca i podchodząc bliżej Haruno, która czuła coraz olbrzymie mrowienie na ciele.
- Panno Haruno utrzymuje Pani, że mój klient chciał Panią również skrzywdzić, prawda?
- Tak – odparła spokojnie.
- Panie Uchiha, czy chciał Pan skrzywdzić świadka?
- Nie. – odparł spokojnie.
- Może mówić wszystko, bo żyję, ale sprawa chyba toczy się o Ikuto. To jego zabił i powinien to odpokutować – wybuchła, wiedząc, że kobieta będzie chciała jak najbardziej ją upokorzyć.
- To nie Pani będzie sądzić. Proszę mi powiedzieć, jakie były relację między Panią, a oskarżonym? – przełknęła ślinę, po czym mimowolnie spojrzała na Uchihe. Spłoszył ją jednak ten kontakt wzrokowy.
- Nie było między nami żadnych normalnych relacji. – odparła spokojnie, chociaż aż się w niej gotowało.
- Powiedziała Pani, że została zgwałcona, ale czy przed tym zdarzeniem nigdy Pani z nim nie sypiała?
- Sprzeciw. Jeżeli świadek nie zgodził się na stosunek, jest to uznane za gwałt. W małżeństwie również one się zdarzają Pani mecenas.
- Tak rozumiem, ale chciałabym, aby świadek odpowiedział na moje pytanie. Czy kiedykolwiek sypiała Pani z Sasuke Uchiha? Przypominam Pani, że zeznaje Pani pod przysięgą. Fałszywe zeznanie jest karalne.
- Proszę odpowiedzieć – odezwał się sędzia, kiedy na Sali nastała głucha cisza.
- Tak, sypiałam z nim, ale to nie było...
- Proszę mi również powiedzieć... – przerwała jej perfidnie; nie dając chwili na wyjaśnienie. -... Denat Ikuto Toma był pani chłopakiem w czasach szkolnych?
- Tak – odpowiedziała.
- Czy w trakcie tego związku dopuściła się Pani zdrady z moim klientem? – spojrzała wściekła na kobietę.
- Zostałam do tego zmuszona. To wszystko zaczęło się w tamtym czasie, później wyjechał, ale wysyłam mi listy z opisem swoich zbrodni.
- Zapoznałam się z tymi listami Wysoki Sądzie. Jest to czysta poezja bez żadnych wyznać mojego klienta o morderstwach, których rzekomo dokonał – spojrzała znowu na Haruno – Proszę mi powiedzieć, czy ostatnim czasem nie mieszkała Pani z moim klientem?
- Mieszkałam, aby zbliżyć się bardziej do niego i odkryć dowody jego zbrodni.
- Nic pani jednak nie znalazła, prawda?
- Prawda – przyznała się z wściekłością.
- W takim razie była Pani w związku z Panem Uchihą. Mieszkała z nim Pani. Sypiała. A później nadeszła chwila w której spotkała się Pani ze swoim byłym chłopakiem. Pan Uchiha przyłapał Panią na zdradzie, co sprawiło, że uruchomiły się w nim pewne hamulce, które w sobie powstrzymywał. Ile zazdrosnych mężczyzn zabijało? Chociaż, jeżeli mówi Pani już o większej liczbie ofiar, to może Pani zabiła ofiarę, a Pan Uchiha z miłości do niej przyjął na siebie winę.
- To nieprawda.
- Sprzeciw. To są spekulację Wysoki Sądzie.
- Proszę bez dowodów nie wyciągać takich wniosków Pani mecenas. Czy ma Pani jeszcze pytania do świadka?
- Nie, na razie nie – odparła, po czym wróciła na swoje miejsce.
***
- Przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dowody są bardzo mocne, jeżeli czegoś jego obrońca nie wymyśli to pójdzie siedzieć.
- Tak głupio się czułam, kiedy zapytała czy sypiałam z nim
- Nie martw się. Zabił człowieka, a to podlega każe. Nie wywinie się.
- Jesteś pewny, że nie uznają mnie za jego wspólniczkę? To wszystko źle wygląda.
- Nie martw się o to. Może obronie udało się uchronić go od zarzutu zranienia Ciebie, to jednak dowody dokładnie mówią, że Uchiha zabił Ikuto.
***
- Za dwa dni kolejna rozprawa. Zostaniesz skazany najprawdopodobniej na 25 lat – spojrzał lekceważąco na swoją obrończyni, którą uważał za głupią kurę. Wiedział, jednak, że wykorzystując swój urok i pieniądze będzie mógł dostać to czego pragnie. Była wstanie zrobić dla niego wszystko.
- Musisz więc coś zrobić, co obroni mnie przed więzieniem. – odparł spokojnie.
- To jest moje zadanie, ale dowody cię utopią. Co prawda jest jedna możliwość, ale będzie trudno to udowodnić.
- Co masz na myśli?- nalał sobie wody do szklanki, po czym upił łyka. Więzienna cela, chociaż bardziej zadbana od innych i z większymi luksusami obrzydzała go i miał ochotę wracać jak najszybciej do domu.
- Musielibyśmy zmienić linie obrony.
- To zmień ją.
- Jedyną ochroną przed więzieniem jest uznanie ciebie za niepoczytalnego. A udowodnienie tego bez ekspertyzy psychiatrów będzie bardzo trudne, zwłaszcza, że jesteś świadomy swego czynu – Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Jestem wspaniałym aktorem. Całe życie oszukuje i teraz nie przerwę tego. Jestem pewny, że znasz kogoś kto za odpowiednią sumę sfałszuje dokumenty. Nie mogę wylądować w więzieniu. Po uznaniu mnie niepoczytalnym wyląduje w szpitalu psychiatrycznym, tak? – mówił spokojnie, chociaż nie bawiło go spędzanie czasu z wariatami. Ale to lepsze niż zakichane więzienie z którego nie będzie miał jak wyjść warunkowo.
- Tak, ale za dobre sprawowanie i kiedy psycholodzy uznają, że przeszedłeś proces resocjalizacji wypuszczą cię.
- Dobrze, zgadzam się. Dopilnuj wszystkiego – kobieta skinęła głową, delikatnie się uśmiechając. Głupia baba, przeszło mu przez myśl, wiedząc, że się jej spodobał. Łatwo było takimi idiotkami manipulować. – I jeszcze jedno...chciałbym abyś zorganizowała moje spotkanie z Sakurą.
- Z tym świadkiem? – zapytała zdezorientowana – Po co ci to? Ta kobieta ci tylko zaszkodziła.
- To nie twoja sprawa. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz mi ją tu przyprowadzić. Jutro – podał termin. Kobieta zacisnęła palce na teczce, po czym bezradnie westchnęła.
- Wątpię czy tu przyjdzie.
- W takim razie się postaraj, chyba dobrze ci płacę. W sądzie potrafiłaś po niej pojechać, więc jestem pewny, że ją tu sprowadzisz. – warknął, po czym kazał jej odejść. Sam natomiast został zaprowadzony do swojej celi przez strażnika.
****
- Nie spotkam się z nim – spojrzała wściekłym wzrokiem na prawnika Sasuke, który miał czelność przychodzić do Wydziału Zabójstw, aby prosić ją o spotkanie z Sasuke. Poprosiła, aby jej przełożony był przy tej rozmowie.
- Pan Uchiha nigdy by Pani nie skrzywdził, chcę się z panią zobaczyć, ponieważ chcę z Panią o czymś porozmawiać. Bardzo nalega na to spotkanie.
- Nie obchodzi mnie to. Może mu Pani przekazać, że jest kompletnym zerem i będzie siedział w więzieniu przez wiele lat – warknęła poirytowana ciągłymi naleganiami prawniczki.
- To prawda może siedzieć, ale sąd nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. – Sakura spojrzała niepewnie na przełożonego, który również zaszczycił ją zdziwionym wzrokiem. Prawniczka zbyt pewnie mówiła, co zbiło ich z tropu.
- Przepraszam, mogłaby nas Pani na chwilę zostawić samych – przełożony zwrócił się do kobiety, która po chwili opuściła gabinet.
- O nie, ja wiem co powiesz – odparła Sakura, widząc jak otwiera usta – Poznałam cię na tyle, że wiem w niektórych sytuacjach o co ci chodzi – uśmiechnął się delikatnie. Zamknięcie Uchihy poprawiło trochę jej humor. Jednak wiedział, że nie wszystko układa się w jeden element.
- Słuchaj, a jeżeli oni coś mają. Coś mi tu śmierdzi. Ta prawniczka jest zbyt pewna siebie.
- Po prostu jest arogancka i próbuje wpłynąć na moją decyzję. A ja tam nie pójdę. Nie chcę go widzieć.
- Jesteś pewna, że chcesz tak się zachować? – zagryzła wargę z wściekłości. – Może się wygada o co chodzi?
- A jeżeli nie ma żadnego asa?
- To będziesz spała spokojnie, że nic ci nie umknęło, więc jak? – westchnęła, patrząc na niego wściekle.
***
Zestresowana siedziała przed stolikiem, czekając na Sasuke, który zaraz miał się pojawić. Była przerażona tym spotkaniem. Im dłużej widziała twarz Uchihy tym bardziej cierpiała przypominając sobie każdą jego zbrodnie wyrytą w jej pamięci i tą najważniejszą...Ikuto.
Drgnęła, kiedy usłyszała jak drzwi się otwierają i wraz z strażnikiem wchodzi Sasuke.
- Niech nam nikt nie przeszkadza – odwróciła się zamaszyście, kiedy zobaczyła jak Sasuke wkłada coś do ręki strażnika, który uśmiechnął się delikatnie. Przełknęła ślinę, po czym powiedziała, że chcę wyjść, ale drzwi były już zamknięte. – Uspokój się. Mogłabyś się lepiej ze mną przywitać.
- Mów co chcesz i wychodzę.
- Strażnik da nam dużo czasu. Na razie usiądź – odparł lekceważąco, po czym sam zasiadł naprzeciw. – No siadaj, przecież tłumaczyłem ci już wiele razy jak nie lubię, gdy mnie nie słuchasz. Siedzielibyśmy pewnie w dogodniejszych warunkach, gdybym przez ciebie tu nie wylądował. – posłusznie usiadła na krześle. – Bardzo się na Tobie zawiodłem. Mogliśmy stworzyć coś naprawdę trwałego. Byłem bliski zamienić swoje pokusy na pragnienie ciebie. Zepsułaś to Sakura. Teraz jestem jeszcze bardziej wściekły i rozdrażniony.
- Będziesz miał postawione kolejne zarzuty, jeżeli coś mi teraz zrobisz. – odparła rozglądając się. W kącie zobaczyła kamerę.
- Nie działa – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – To tylko atrapa. – poinformował. Spojrzała na niego zdezorientowana, bojąc się tego co może się wydarzyć, kiedy wstał. – Jesteśmy w takim razie sami, ale w niezbyt dobrych warunkach. Teraz już nie mam jak prosić cię o zmianę zeznań, ale jestem pewien, że za jakiś czas spotkamy się w lepszym miejscu. – ukucnął przed nią, a następnie mocno odwrócił w swoim kierunku - Zawiodłem się na tobie, ale z drugiej strony bardzo mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałem się, że tak zagrasz. Naprawdę ci uwierzyłem. – delikatnie wsunął palce w jej włosy. Chciała się odsunąć, ale jej opór był bezsilny. Mocno ją pociągnął do siebie. Bolało, ale była silna na tyle, aby nie pokazać jakie targają nią emocje. – Powinnaś jednak wiedzieć, o czym nie raz cię informowałem, że nie powinnaś ze mną pogrywać. Nie lubię zabaw w kotka i myszkę. Bardzo mnie zraniłaś Sakura. Myślałem, że mogę ci ufać. A ty jak Judasz mnie wydałaś. Wiesz, cieszę się, że zabiłem Ikuto. Teraz już nigdy nie będziesz myślała o tym, że z nim będziesz – powiedział, przyciskając jej twarz jeszcze bliżej siebie. Chłodnym wzrokiem wodził po jej twarzy, uderzając jej policzki falą ciepłego oddechu. – Nie uciekniesz mi nigdy Sakura. Jesteś moja. Będę śledzić każdy twój krok. Twoje zdjęcia będą przy mnie; a ty myśl o tym jak będzie wyglądać nasze życie. Nie zrobię ci teraz żadnej krzywdy – odparł, jednak słowo „teraz" okrutnie zabrzmiało w jego ustach. – A teraz nie przeszkadzaj – szepnął, po czym pocałował ją namiętnie w usta. Uderzyła go zaciśnięta dłonią w ramie, a następnie pchnęła w niego otwartymi dłońmi, tyle, że to spowodowało, że bardziej wcisnęła się w jego ramiona. – Ciekawe co by powiedzieli wiedząc, że przychodzisz do mnie na schadzki. – zaśmiał się, po czym przytulił ją mocno do siebie – Jesteś tylko moja, rozumiesz? Mam nadzieję, że ten pies nie pieprzy cię. Widzę jak na ciebie patrzy. Pewnie jesteś tam jedyną atrakcyjną kobietą. Faceci pewnie brali by cię na tych biurkach – nigdy nie był dla niej taki wulgarny. Wiedziała, że na pewno czuje teraz przeolbrzymią nienawiść do jej osoby, którą zamieniłby w przemoc.
- Dlaczego jesteś taki pewny, że szybko wyjdziesz?
- Jesteś ciekawa, prawda? – odsunął się od niej – Dowiesz się za niedługo. Słabe był też twoje zarzuty w kierunku do mnie o gwałt i o to, że chciałem cię skrzywdzić. Bardzo dobrze wiesz, że to nieprawda. Nie potrafię cię skrzywdzić, chociaż sobie na to teraz zasługujesz.
- Dlaczego tak się na mnie uparłeś? Nie rozumiem cię. Mógłbyś mieć każdą kobietę, która dla Ciebie zrobiłaby wszystko.
- Ale ciebie nie, prawda? A ja mam to co chce.
- I tylko dlatego? Tylko dlatego, że się w Tobie nie zakochałam? – gdy nie odpowiedział, mówiła dalej. – Mylisz się, kiedy przyszłam do szkoły również byłam w Tobie zauroczona. – zainteresowany odwrócił w jej kierunku twarz – Ty miałeś dziewczynę, więc uznałam, że nie będę się mieszać. Nigdy nawet na mnie nie spojrzałeś, więc później poznałam Ikuto.
- Mylisz się, że cię wcześniej nie widziałem. Kto by cię nie widział. Te twoje włosy sprawiały, że każdy chociaż na chwile zwracał swoją uwagę na ciebie. Byłaś inna od tych wszystkich dziewczyn. Oczywiście była garstka tych, które za mną nie biegały, ale ty mnie nigdy nie irytowałaś. Twój śmiech na mnie nie działał jak płachta na byka. Byłaś całkiem inna, a to mnie w Tobie intrygowało. Nie rozumiałem jednak tego i nie chciałem cię poznawać. Czasami myślałem, że wybiłbym całą tą szkołę, ale nigdy nie widziałem tam ciebie.
- Nie rozumiem tego – odparła zażenowana jego słowami.
- Ja też nie rozumiem, chociaż powoli zacząłem. Bardzo lubię cię mieć przy sobie, a teraz mam być sam? Niedługo. – spoglądała na niego, a w głowie kłębiło się jej miliony myśli na sekundę. Co on planuje? Czy naprawdę ma jakiegoś asa, czy tylko się zgrywa? Co to znaczy? Wstała, po czym ruszyła do drzwi. Nie powstrzymywał jej, kiedy zapukała w drzwi, co było sygnałem dla strażnika, że chce wyjść. – Za niedługo będziesz w moich ramionach. – rzucił obietnicą, która sprawiła, że po jej ciele przeszły ciarki.
Strażnik po dłuższej chwili w której Sasuke na pewno czuł olbrzymią kontrolę; otworzył jej. Wybiegła stamtąd i dopiero kiedy znalazła się na wolnym powietrzu dała upust emocjom. Płakała i wcale lepiej się nie czuła; gdy go tu nie było. Ta cholerna wiedza, że może zrobić wszystko i ma nad nią kontrolę była przerażająca. Dałaby wszystko, aby to się skończyło.
***
- Co to ma być?! – roztrzęsiona wyszła z Sali rozpraw w towarzystwie przełożonego. Właśnie była świadkiem kompletnego cyrku, który odstawił Sasuke. To było okropne! Nadal odgrywał tam sceny na które nie mogła patrzeć, a kiedy wydarła się wyrzucając wszystkie burzliwe emocje, które się w niej trzymały stało się coś o czym nawet by nie pomyślała. Sąd zdecydował się rozpatrzeć wniosek Sasuke o niepoczytalność. Przecież dobrze widział jak się zachowywał na pierwszej rozprawie. Był spokojny, a teraz odstawiał psychiczną sceną. Inaczej nie da się nazwać tego co robi. Cały czas nawoływał, że to przez nią to zrobił zamroczony obsesyjną miłością. Przecież on jej nawet nie kocha. Bawi go to wszystko. Przez swój gniew została wyproszona z Sali.
- Wiem, że to koszmar, ale nie możesz podważać kompetencji sądu. Coś ty w ogóle sobie myślała? Nie panując nad sobą, dałaś tylko powody obrońcy Uchihy do uznania cię emocjonalnie niezrównoważonym świadkiem. Miałaś się powstrzymać.
- Uwierz, że chciałabym go zabić – warknęła wściekła.
- Nie mów tak. Zaraz to wykorzystają, gdyby mu chociaż włos z głowy spadł – zacisnęła usta w wąską linie, po czym przyjrzała się drzwiom – Teraz już tam nie wejdziesz – powiedział, widząc jej zamiary. – Bądź spokojna, żeby przynajmniej na wyrok cię wpuścili.
- Mam to gdzieś. Nie chcę widzieć jego uśmiechniętej twarzy. – wściekła opuściła gmach sądu.
***
Nerwowo chodziła w kółko po swoim salonie. Czas mijał, złość w niej narastała, a z nerwów coraz bardziej dłonie się trzęsły i bolał brzuch. Jeszcze przed tą rozprawą była szczęśliwa, a w myślach widziała już Sasuke za kratkami. Wierzyła, że będzie siedział w więzieniu, a teraz już niczego nie była pewna.
Stanęła jak słup soli, beznamiętnie spoglądając w drzwi do których ktoś pukał. Wiedziała, że zaraz wszystkiego się dowie.
- Sakura to ja! – otrząsnęła się, po czym szybko ruszyła w kierunku drzwi.
- I co? – zapytała od razu nawet nie zapraszając go do środka. Kiedy nie odpowiedział, a zapytał czy może wejść; opadła bezwładnie na kolana cała drżąc.
- Proszę cię uspokój się – wszedł zamykając za sobą drzwi, po czym objął ją i pomógł wstać; zaprowadzając ją do salonu – Będzie dobrze.
- Jak może być dobrze w takiej sytuacji? – opadła na sofę, spoglądając na niego załzawionymi oczami.
- Udało im się przekonać sędzię, że jest niepoczytalny.
- Jakim cudem?
- Było 6 psychiatrów świadczących o jego niepoczytalności.
- Sąd w to uwierzył? Mówisz poważnie?
- Tak.
- On ich na pewno przekupił. Ma kasy jak lodu, a ludzie są tacy łatwi do kupienia.
- To wiadome, ale ma też dobre umiejętności aktorskie, bez których na pewno by poległ. Sędzia mu uwierzył po tym przedstawieniu.
- W takim razie muszę uciekać – rozglądnęła się panicznie, jakby już teraz czuła obecność Uchihy.
- Nie bój się o to. Został skazany na pobyt w szpitalu psychiatrycznym.
- Ile?
- 10 lat.
- Tylko, przecież... – zagryzła wargę, wspominając studia i wykłady z psychologii kryminalnej – On za dobre sprawowanie może wyjść wcześniej, prawda? – wahał się, ale skinął głową. – Boże, to może najlepiej już teraz się zabiję.
- Słuchaj. Ukryję cię. Mam znajomego z biura ochrony świadków. Zmieni ci tożsamość. Wyjedziesz bardzo daleko i zapomnisz.
- Ale...
- Wiem, że wraz z kryminologią studiowałaś medycynę. Co prawda zawiesiłaś magisterkę przez fakt tego co chciałaś uzyskać, ale możesz do tego w końcu wrócić. Jesteś przecież inteligentną dziewczyną – prychnęła.
- Powiedź mi co to za prawo u nas rządzi, że taki przestępca, który aż tyle osób zabił może spokojnie po 10 latach, a nawet wcześniej wyjść na wolność. Dlaczego tak się dzieję?
- Słuchaj, nie wiem, ale obiecuje ci, że tej sprawy tak nie zostawię. Znajdę coś i udowodnię mu te morderstwa. Dobrze wiesz, że ci wierzę i sam mam powody na to, aby go przyskrzynić. Ty zapomnisz o tym i będziesz żyła dalej, a ja dopilnuje tego, aby wylądował za kratkami. Zaufaj mi.
***
Kilka dni później...
Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Zaraz miała wylecieć do Stanów. Tam zamieszka i rozpocznie nowe życie przyjmując tożsamość Ayane Cold – będzie udawać córkę Amerykanina i Japonki. Dokończy magistra i rozpocznie staż. Jechała na gotowe. Tutaj nic już ją nie trzyma.
Ruszyła do wyjścia słysząc dzwonek. Zdziwiła się, że zamiast swojego przełożonego, który pomagał jej w przeprowadzce i był bardzo dużym wsparciem; ujrzała młodego chłopaka z bukietem czerwonych róż.
- Pani Haruno? – skinęła głową – To dla Pani – wzięła od niego kwiaty, a chłopak szybko się odwrócił i pobiegł przed siebie. Znalazła bilecik, który z ciekawością otworzyła.
„Myślę, tęsknie i czekam z niecierpliwością na nasze kolejne spotkanie"
Od razu zrozumiała, że to od Uchihy. Wyrzuciła kwiaty, tak samo jak bilecik, który uprzednio zgniotła z wściekłości. Był naprawdę podły! Musi o tym zapomnieć inaczej nie będzie mogła normalnie funkcjonować.
***
4 lata później...
Pchnęła do przodu jak najszybciej potrafiła. Staż okazał się sukcesem i od pół roku jest już neurologiem w jednych z renomowanych szpitali. Była z siebie naprawdę dumna.
Nie wszystko potrafiła wymazać z pamięci, ale nauczyła się z tym żyć. Znalazła spokój w tym miejscu. Nowych znajomych miała w zasięgu na których mogła liczyć. Co prawda nie były to przyjaźnie, które musiała zerwać, wyjeżdżając z Tokio, ale potrafiła się dzięki temu powoli przystosować do swojego nowego „ja". W sprawach służbowych pięła do przodu. Co prawda była jeszcze pod uważnym okiem chirurgów, ale tak samo jak jej koledzy i koleżanki. To normalne u nowych pracowników. W sprawach prywatnych nie było już tak kolorowo. Nie miała żadnego życia prywatnego. Uciekała w prace i książki medyczne. Próbowała zająć myśli nawet najmniejszymi błahostkami. Może i miała trochę cieplejsze relację z jednym z kolegów z pracy, ale nawet nie zgodziła się na kolację z nim. Podobała mu się. Ona też zwracała na niego większą uwagę niż na innych mężczyzn, ale miała w sobie pewną blokadę, która powstrzymywała ją od zgodzenia się na randkę. Stresowała się i ostatecznie nie robiła kroku w przód. Nie chciała, aby jej życie tak wyglądało, ale potrzebowała czasu. W końcu ma już na karku 30-tkę i chyba czas stanąć na nogi.
***
Ubrała się ładnie. W obcisłą mała czarną z głębokim dekoltem. W końcu zdecydowała się na kolację w miłym towarzystwie. Nie wiedziała co z tego wyniknie, ale chciała, aby było miło.
Założyła długie kolczyki, a następnie biegnąc w szpilkach ruszyła do drzwi. Była pewna, że ujrzy tam Lucasa. Jednak zamiast niego ujrzała mężczyznę o którym próbowała przez te lata zapomnieć. Zamrugała jakby mając nadzieję, że jej świadomość płata jej figla, ale kiedy poczuła mocne popchnięcie do tyłu i jego szeroki uśmiech, podczas zamykania drzwi; zrozumiała, że nie jest to zły sen. Że Uchiha Sasuke, który miał siedzieć w zakładzie psychiatrycznym w Japonii, stał właśnie w jej domu na obrzeżach Chicago.
- Co tu robisz?
- Wypuścili mnie. Byłem bardzo grzeczny Sakuro. Chyba pozwolisz mi tak do siebie mówić, w końcu Ayane Cold do ciebie nie pasuje. Sakura Haruno idealnie Ciebie odzwierciedlało.
- Jak ty...?
- Ja też mam znajomych w biurze ochrony świadków. Zresztą widzisz ile mogłem osiągnąć – odsunęła się obchodząc sofę, aby być jak najdalej. Sasuke zaśmiał się. Już dawno tego szyderczego śmiechu nie słyszała.
- Będziemy się bawić w berka? Nie mam ochoty cię gonić.
- Wyjdź stąd.
- Gdybyś wiedziała, że wyszedłem to śmiałbym myśleć, że dla mnie się tak ubrałaś, ale po twojej reakcji widzę, że jesteś zszokowana moim widokiem. Ten policjant cię nie poinformował? Dziwne....
- Możesz opuszczać kraj? Jak to wszystko możliwe? – rozdygotana zdołała zapytać.
- Normalnie. – poruszali się naokoło sofy, która była jedyną przeszkodą do złapania Sakury przez Sasuke. – Naprawdę w ogóle się nie stęskniłaś? Bo ja jak cholera.
- Na pewno tu przyjadą, aby upewnić się, że nic mi nie jest. Zresztą jestem umówiona.
- I śmiesz mi to tak po prostu mówić? Zresztą nie martwię się, że tu przyjadą. Ja nic ci nie zrobię.
- Nie boję się Ciebie Uchiha – warknęła.
- Naprawdę,? A wyglądasz jakbyś była w totalnej rozsypce. – stanęli słysząc dzwonek do drzwi. Sasuke odwrócił się za siebie, gdzie były drzwi. – Pozwolisz, że otworzę.
- Nie masz prawa – chciała koło niego szybko przejść, ale z całej siły popchnął ją na sofę; sam kierując się do drzwi.
- Dobry wieczór – oparł życzliwym głosem, co było dla niej zaskakujące.
- Dobry wieczór, jest Ayane? – zapytał. Szybko wstała, po czym ruszyła do drzwi.
- Jest, ale jest również zajęta.
- Lucas, ja...
- Ayane, idziemy? – zapytał przyglądając się różowowłosej, a następnie podejrzliwie mężczyźnie. Sakura chciała skinąć głową, kiedy dłoń Sasuke mocno zacisnęła się na jej nadgarstku. Przytulił ją do boku całując w czoło, co zaskoczyło i Lucasa i Sakure.
- Tylko chwilę mnie nie było, a ty już sobie kogoś znalazłaś.
- To wy... – Lucas przyjrzał się po czym cicho westchnął – Jestem Lucas, kolega z pracy.
- Sasuke, narzeczony Ayane – imię wymówił z przekąsem, zaciskając dłoń chłopaka.
- Nie martw się, my nic...nic nas nie łączy. – uśmiechnął się niepewnie do Sakury, jakby teraz dotarło do niego, dlaczego tak się nie zgadzała na kolację. Nie miał jednak pojęcia, że to kłamstwo, a Sakura pragnęła uwolnić się z tego miejsca. Nie chciała jednak Lucasa do tego wciągać. Wiedziała, że źle to się może skończyć. – To do zobaczenia w pracy – powiedział, po czym pożegnał się z Sasuke i zszedł schodkami do samochodu.
- Naprawdę ci się podoba? – zapytał zamykając drzwi. Mocno trzymając ją za dłoń, pociągnął ją z powrotem do salonu. Chciała mu się wyrwać, ale zacisnął dłoń mocno na jej włosach, kierując się dalej.
- Puszczaj – wysyczała czując przeolbrzymi ból.
- Gdzie masz sypialnie? Tu? Nie? – przewróciła się przy ostatnim stopniu schodów. Jęknęła głośno, kiedy mocnym pociągnięciem za włosy sprawił, że znowu się podniosła. – Nie bądź taka niegrzeczna. Nie widzieliśmy się tak długo, a ty nadal pałasz do mnie sprzecznymi emocjami. Myślałem, że zrozumiesz, że nie możesz beze mnie żyć. Dałem ci na to bardzo dużo czasu – otworzył drzwi – O tak, to jest twój pokój. Pachnie intensywnie twoimi perfumami. Zawsze tak samo kobiece. Tęskniłem za tym. – popchnął ją na łóżko. Spojrzała na niego wściekle.
- Tym razem nie ujdzie ci to na sucho. – warknęła, mając nadzieję, że odpuści, ale on zawsze miał to co chce. – Przestań – warknęła, kiedy przycisnął ją do posłania. – Zostaw mnie – tarmosiła się, próbując uwolnić się z jego ramion.
- Wiesz co jest najśmieszniejsze? – spojrzała na niego zła, kiedy mocno zacisnął palce na jej dłoniach. – Wiem, że jesteś w takim stanie, że sama byś się mnie pozbyła, ale zabezpieczyłem się – uśmiechnął się hardo – Oglądałem tych ludzi, którzy po tabletkach, które łykali stawali się jeszcze gorsi. Tracili całe swoje życie. Rozumiesz, że ja tego świństwa nie jadłem. Mógłbym jeszcze o Tobie zapomnieć, a to byłoby okropne. Kiedy wyszedłem, wiedziałem jednak, że nie tak łatwo będzie cię znowu oswoić z sytuacją, która cię czeka. Jesteś lekarzem. A historia odnotowała wiele nie wyjaśnionych zgonów. Byłoby źle, gdyby przez twoją ładną główkę przeszedł pomysł zatrucia mnie lub wstrzyknięcia jakiejś substancji. Ech, twoje oczy zdradzają mi, że przeszło ci to przez myśl. Tak jak jednak mówię, jestem zabezpieczony na tą okoliczność. Każdego dnia wykonam telefon do swoich prawników. Jeżeli taki telefon nie zostanie wykonany oznacza to, że mają działać. Zostaniesz zamknięta i nikt ci nie pomoże. Po za tym czekałaby cię jeszcze jedna nie miła sytuacja, gdyby coś mi się stało; ale w końcu wiem, że nie posuniesz się tak daleko.
- Masz teraz więcej prawników? – zapytała próbując nadal się uwolnić. To była prawda, myślała o tym, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest zabójstwo Uchihy; ale poniesienie kary przerażało ją. Zwłaszcza, gdy przez Uchihe mogła liczyć na najgorsze warunki.
- Tamta babka była żałosna, dzięki moim pieniądzom wygraliśmy rozprawę, a nie jej zdolnością. Żałosna kobieta, jeszcze cały czas próbowała mnie poderwać. Ślepa była, że nie może się z Tobą równać?
- Coś ty jej zrobił?
- Ja nic, pierwszy raz nie ja, ale ktoś inny się nią zajął. Łatwo jest za grubą kasę kogoś wyznając, wiedziałem jednak, że zbyt podejrzane będzie jeżeli coś jej się stanie po moim wyjściu. Dlatego musiał to ktoś zrobić w trakcie mojej odsiadki. I pomyśleć, że mnie tak wyrolowałaś. Mógłbym wieść spokojne życie, a ty sprawiłaś, że straciłem całe sześć lat.
- Jesteś nienormalny. Gdybym cię zabiła, zrobiłabym wielką przysługę wszystkim istotą na tej ziemi.
- Tak, ale zostałabyś uznana za największą seryjną morderczynie. Myślałaś, że naprawdę nie mam żadnego dowodu na swoje zbrodnie? Mylisz się. Mam pewną skrytkę, do której tylko ja mam wstęp. Po mojej śmierci upoważniony jest do niej prawnik, który wykorzystałby te dowody, aby ciebie pogrążyć. Sama widziałaś, że zbyt dziwnie to wyglądało, kiedy znałaś połowę ludzi z bazy zaginionych. – zadygotała z wściekłości. – Ale po co mówimy o tak czarnym scenariuszu, przecież możesz grzecznie się na wszystko zgodzić. – powoli zsuwał z jej ramion cienkie ramiączka. – Jesteś taka piękna. Nie mogłem się tego doczekać. – zacisnął usta na jej wargach. Ugryzła go, ale oprócz śmiechu nie użył na niej żadnej fizycznej przemocy. – I po co to robisz? Byłaś taka uległa cały czas i taka namiętna, gdy chciałaś mnie wrobić. Nie udawaj, że seksualnie cię nie pobudzam. – zacisnęła dłonie na jego ramionach, po czym próbowała się oswobodzić. Na próżno. – Nie wierzgaj się tak – powiedział, kiedy chciał ją uwolnić z seksownej sukienki.
- Nie dotykaj mnie.
- Sama tego chcesz. – zacisnął usta na jej szyi – Pomyślałem o innej działalności kryminalnej. Możemy jednak współpracować. Wiedziałaś o tym, że obozy w trakcie drugiej wojny światowej były traktowane również jako środki do wielu badań eksperymentalnych. Nie myślisz, że bardziej byś się podszkoliła.
- Tylko spróbuj.
- Nic jeszcze nie zrobiłem. Nie możesz mnie o nic oskarżyć.
- Mogę prosić sąd, o zakaz zbliżania się Ciebie do mnie, rozumiesz? – zmrużyła oczy, kiedy zaczął całować jej dekolt. – Zostaw, nie możesz tego robić bez mojej zgody.
- Ale ty chcesz się uparciuchu zgodzić. – chciała go odepchnąć, ale wtedy jego dłonie mocno zacisnęły się na jej szyi. Zaskoczona spojrzała na Uchihe, próbując nabrać w płuca powietrze. Nie potrafiła, zbyt mocno jego palce zaciskały się na jej szyi. Coraz mniej siły wkładała w uderzenie w jego dłoni. W jej oczach pojawiły się delikatne łzy. Nie chciała umierać. Bała się tego. Jak każdy śmiertelnik pragnęła żyć.
Patrząc na jej twarz w końcu ją puścił. Zakrztusiła się łapanym powietrzem, który łapała tuzinami. Odwróciła się na bok, a następnie przycisnęła czoło mocno do poduszki; zamglonymi oczami patrząc na bordowe prześcieradło.
- Myślałaś, że cię zabiję? Taka odważna byłaś, a jednak boisz się śmierci. – szarpnął nią mocniej, przyciskając do posłania – Jesteś mi potrzebna, ale nie myśl, że jesteś na tyle wyjątkowa, ażebym cię nie zabił. Długi czas żyliśmy bez siebie sami, naprawimy to, a od następnego tygodnia przeniesiemy się do większego domu. Muszę mieć więcej przestrzeni. – powiedział ze zgryźliwym uśmieszkiem. – Nie zamierzam cię w żaden sposób zatrzymywać w swojej karierze. Będziesz przy mnie wolna. Jedyne czego ci nie wolno, to patrzeć na innych mężczyzn, próbować mnie zabić, a przede wszystkim powinnaś być dla mnie miła i romantyczna. Dobrze wiesz, że nie zamierzam uczyć cię posłuszeństwa – zacisnął dłonie na jej policzkach – Chce, abyś była sobą, ale żebyś była przy moim boku. Nie planuj też wpływać na mnie. Nie zmienisz mnie. Na zawsze będę mordercą i nie powstrzymasz osoby, która nie posiada sumienia. Musisz się przyzwyczaić. A z czasem na pewno to przyjdzie. – przycisnął wargi do jej czoła – A teraz skonsumujmy mój powrót – uśmiechnął, się po czym namiętnie ją pocałował. Nie walczyła, a posłusznie się poddała.
Jej życie ponownie zostało przewrócone do góry nogami. Tym razem wiedziała, że nie uwolni się z jego sideł. Nie kontrolował jej, pozwalał na wszystko. Sam natomiast wrócił do swojego okropnego hobby.
Przez jakiś czas miała stały kontakt ze swoim znajomym z policji, jednak urwał się po jakimś czasie. On nie mógł tu nic zrobić. W Ameryce Sasuke dla prawa nie był znany, chociaż w jego kartotece jest zbrodnia, to jednak gdy ludzie go poznawali byli oczarowani nim. Zmienił się. Pamiętała w szkole, kiedy było obojętny i chłodny. Teraz grał bardziej czarującego człowieka. Ta przykrywka sprawiała, że już totalnie nie można byłoby uznać, że jest mordercą. Całe jej życie miało teraz wyglądać jak gra w teatrze. Z powierzchni uchodzili za wspaniałą parę. I chociaż do dzisiaj nie wie, co naprawdę kumuluje się w jego wnętrzu i dlaczego traktuje ją w taki sposób, nie chcąc jej zabić; to ona sama nigdy nie zmieni się co do niego. Jej nastawienie zawsze będzie chłodne. Nie mogła czuć czegoś więcej prócz nienawiści do osoby, która pozbawiła jej wszystkiego. Do dzisiejszego dnia szuka dowodów, słucha o jego okropnych czynach i czuje, że jej barki nie wytrzymają większego ciężaru. Była żywym pamiętnikiem mordercy.
,,Każdy gra jakąś rolę, a moja rola jest smutna." - William Shakespeare
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top