Zakazana miłość
Nazywam się Sasuke Uchiha. Mam czterdzieści lat, wspaniałą żonę i trójkę dzieci. Trzeba przyznać, że idealna rodzina.
Jak do niej doszłem? Opowiem wam to właśnie teraz. W tym krótkim streszczeniu, zawarte będą najważniejsze chwile z mego życia. Chwile, które zmieniły mnie. Chwile, które były trudne, ale warte poświęcenia.
Jak to wszystko się zaczęło? Urodziłem się 23 lipca w małym miasteczku w Japonii. Nie byliśmy zbyt bogaci. Mój ojciec jak prawie każdy w tej dzielnicy, ciężko pracował, aby nas utrzymać. Wcześnie rano wstawał, późnym wieczorem wracał. A pieniędzy z tego wszystkiego też nie było zbyt dużo. Mój tata dość miał takiego życia. Harowanie za takie grosze, było bezsensowne. Bardzo kochał moją mamę i chciał, aby tak jak inne jej przyjaciółki, chodziła do kosmetyczki, do domów mody i drogich restauracji. Lecz na to wszystko nie było pieniędzy. Często widywałem go w pokoju, jak siedzi sam i rozmyśla. Widziałem jego smutek. Chciał nam dać dostatek, a ja chciałem, aby był ze mnie dumny, chociaż miałem zaledwie trzy lata. Pamiętam ten dzień jakby było to dzisiaj. Oglądaliśmy wiadomości. Speaker nie miłosiernie przedłużał, a ja sam, chciałem już zobaczyć swoją ulubioną bajkę na dobranoc. W pewnym momencie poruszył temat przedsiębiorstw, które w szybkim tempie powstają i wchodzą na szczyty. Widziałem zainteresowanie mojego ojca tym tematem. Wstał i poszedł do kuchni. Cały dzień przesiedział w ów pomieszczeniu, bazgrząc coś na kartkach. Później już wszystko szło z górki. Biznesplan. Mała firma, która przerodziła się w ogromną firmę. Nowy dom w nowym mieście. Z tego cichego miasteczka przenieśli się w same centrum Japonii – Tokio. To był mój nowy dom i moje nowe życie. Miałem wtedy cztery lata. Czyli w rok mój tata, osiągnął tak dużo, a to były dopiero początki. Firma rozwijała się z dnia na dzień. Fugaku miał już całą sieć swoich firm w różnych krajach. „Uchiha Company" dała nam sławę i pieniądze, lecz nie mogła dać jednego. Miałem wtedy pięć lat, kiedy dowiedziałem się, że moi rodzice chcą mieć jeszcze jedno dziecko. Nie miałem nawet nic przeciwko, aż do pewnego momentu. Mój tata miał dla nas, więcej czasu. Zabierał nas w podróże i sprawiał dużo niespodzianek. Obydwoje z mamą uważali, że następne dziecko doda jeszcze więcej szczęścia. Niestety, okazało się, że moja mama nie może mieć więcej dzieci. Była zrozpaczona tym faktem, ponieważ wiedziała, że Fugako chcę córkę. Jednak mój ojciec wzruszył tylko ramionami, mówiąc:
- Jeżeli nie możemy mieć już dzieci. To zaadoptujemy jedno"
I tak też się stało. W marcu do naszego domu zagościła trzyletnia dziewczynka. Miała różowe włosy za ramiona związane w dwie kitki. Ubrana była w różowo-niebieską sukienkę i białe balerinki. Znienawidziłem ją już od pierwszego dnia. Moi rodzice byli nią zachwyceni i poświęcali jej o wiele więcej czasu niż mnie. Chcieli, abyśmy byli jak prawdziwe rodzeństwo, lecz moja nienawiść była odwzajemniona. Przy rodzicach udawała aniołka, a gdy byliśmy sami stawała się istną diablicą. Dokuczała mi w czym ja nie byłem dłużny. Była moim wrogiem numer jeden. Sakura – dziewczyna, której nie cierpiałem.
Gdy zacząłem chodzić do pierwszej klasy, a było to gdy miałem siedem lat. Sakura jak na moje nieszczęście, zaprzyjaźniła się z naszymi sąsiadkami. Również irytującymi co ona sama. Karin i Ino – zakochane we mnie na zabój. Z tą pierwszą chodziłem do klasy – istny koszmar. Cały czas wieszała mi się na szyi, jak tę inne natrętne dziewuchy. A ja tego tak samo nienawidzę, jak różowowłosej. Ino natomiast jest w wieku Sakury. One zawsze trzymały się razem.
***
- GOLL! DZIĘKI SASUKE KONOHA ZNOWU WYGRYWA!!! – tak jak zwykle. Nie, żebym się chwalił, ale...no jestem bardzo dobry w te klocki. Dziesięć lat treningu jak widać bardzo się przydało. Mam wówczas osiemnaście lat i jestem bożycem nastolatek, jak i idolem mężczyzn. Każdy z nich chciałby się do mnie upodobnić, lecz nie chciałby być Uchihą.
- Byłeś świetny Sasuke – spojrzałem na blondyna, który poklepał mnie po ramieniu. Naruto Uzumaki jest moim najlepszym przyjacielem, również gra w reprezentacji Konohy.
- No kapitanie, meczyk był świetny – przybiłem piątkę z Suigetsu. Największy żartowniś w drużynie, on to zawsze umie mi poprawić humor.
- Chłopacy z chodzimy z boiska! – krzyknął nasz trener – Nasze aniołki teraz zatańczą! – no tak. Westchnąłem, cheerleaderki naszej drużyny. Właśnie charakterystycznym jak dla nich biegiem pojawiły się na boisku. Ubrane w białe spódniczki i topy, do tego adidasy pod kolor stroju. Każda z nich miała również rozpuszczone włosy, jak i czarno – różowe pompony w dłoniach. Zaczęły tańczyć odkrzykując swoje hasło, które było ułożone na naszą cześć. Robiły różne gimnastyczne triki jak gwiazda, szpagat, stanie na rękach, piramidy i wiele innych. Mój wzrok zawieszony był na dziewczynie, która najbardziej się z nich wyróżniała. Kolorem włosów i urodą, a mianowicie była to Sakura – to ona wymyśla układy i jest szefową cheerleaderek. To jej tak bardzo nienawidzę. Usłyszałem brawa, co świadczyło o tym, że skończyły. Jeszcze raz spojrzałem w ich stronę. Właśnie zbiegały z boiska posyłając widowni buziaki. Jak dla mnie popisuwa, chcą być w kręgu zainteresowania, a już najbardziej to chyba moja przyszywana siostra, której nawet i tak nie traktuje. Dla mnie jest największym złem na świecie. I dlaczego mi ona się przytrafiła? Głupia, przybłęda. Nigdy jej nie polubię.
- Do szatni, przebierać się. Jutro trening, punkt ósma. – spojrzałem na trenera z zażenowaniem. Punkt ósma. Też mi coś, przecież wiadomo, nie od dziś, że Kakashi Hatake, to największy spóźnialski na świecie. Jest w stanie nawet zapomnieć o tym, że mieli trening i nie przyjść. Weszliśmy do swojej szatni. Od razu ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją do kosza na pranie, tak jak inni. Usiadłem przy swojej szafce i zacząłem powoli sączyć wodę z butelki. Mój wzrok zawiesił się na Kibi'e – mój kumpel, którego teraz traktuje jak największego idiotę na świecie i nie rozmawiam z nim zbyt często. Szczerze, od jakiegoś czasu w ogóle. Dlaczego? Ponieważ, chodzi z Sakurą i każda rozmowa zaczyna się u niego od tego samego tematu. Często chwali się, że ją przeleciał. No tak, ale to ona trzyma asa. Wyciągnąłem czarny ręcznik z szafki. Miałem zamiar iść już pod prysznic, gdy usłyszałem otwieranie się drzwi.
- Sasuke/ Kiba byłeś najlepszy! – dwa zdania wypowiedziane w tym samym czasie przez dwie przyjaciółki. Blondynka oczywiście komplement szczeliła mi. Jakbym w ogóle mógł pomyśleć, że to ona Sakura mogłaby odezwać się do mnie w jakiś miły sposób. My jesteśmy dla siebie wrogami i żadne z nas najprawdopodobniej nie odpuści. Przeszła obok mnie jak gdyby nigdy nic. Jakbym był powietrzem i zapewne tak mnie odbiera. Podeszła do Kiby, którego namiętnie pocałowała. Rzygać mi się chciało na ten widok, zmienia facetów jak rękawiczki. Co tydzień...góra miesiąc i zrywa z facetem, który dla niej kompletnie stracił głowę.
- Sasuke byłeś cudowny – usłyszałem przesłodzony głos Ino, która zawiesiła mi się na szyi.
- Chciałbym wziąć prysznic, więc gdybyś mogła. To puść mnie – zawsze zaczynałem grzecznie, lecz gdy to nie skutkowało, robiłem się trochę wulgarny.
- Weź my go razem – wyszeptała mi do ucha. Spojrzałem na nią ze złością. Była taka jak moja „siostra" zwykła puszczalska. Tylko była mała różnica. Ino rzucali chłopacy, gdy im się znudziła w łóżku, a u Sakury było na odwrót. To ona rzucała mężczyzn, gdy byli dla niej, jak to ładnie kiedyś ujęła „przeterminowani". Chciała wszystkim udowodnić, że kobiety też tak potrafią jak mężczyźni. Zmieniać partnera, kiedy tylko chcą. Dla mnie było to największą głupotą, ponieważ robiła z siebie łatwą panienkę i chociaż taka nie była. To ktoś, kto jej nie zna mógł ją tak oceniać. Rzuciłem dłonie Yamanaki ze swej szyi i szybko umknąłem do toalety w której znajdowało się kilkanaście pryszniców. Rozebrałem się i wszedłem pod jeden z nich. Woda ciekła po moim dobrze wyrzeźbionym ciele, sprawiając mi dużą ulgę i przyjemność z orzeźwiającej ochłody. Zakręciłem korek i oparłem się o zimną ścianę kabiny. Czułem, że coś złego wisi w powietrzu. Zacząłem postrzegać Sakure, całkiem inaczej. A ta nowa postawa, bardzo mnie denerwowała. Bo nie było to zbyt normalne. Ja i ona jesteśmy najbardziej pożądani w szkole. Jesteśmy atrakcyjni i inteligentni. O tak, tym też się różni od swoich pustych przyjaciółek. Jest inteligentna, leci na samych piątkach, więc rodzice nie wtrącają się do jej życia. Kochają ją w ich oczach zawsze widnieje duma z tego, że mają taką „córkę". Chociaż nie darzę jej sympatią. To jeszcze nigdy nie na kapowałem rodzicą o jej życiu intymnym. Nie jestem konfidentów i w ogóle nie chcę wtrącać się do jej życia. A ona i tak w domu udaję aniołka, co nie jest w ogóle prawdą. Przetarłem swoje mokre ciało ręcznikiem, poczym obwiązałem go sobie wokół bioder. Wyszedłem z kabiny, patrząc w stronę skąd dochodziły śmiechy. Ujrzałem swoją „siostrę", która trzymając za rękę Kibę kierowała się w stronę magazynku. Prychnąłem, dobrze wiedziałem po co tam idą. Na pewno nie po to, aby pogadać o dzisiejszym meczu. Miałem wielką ochotę, przyłożyć jej kilka razy po tyłku, aby wreszcie zrozumiała, że nie jest pępkiem świata. Każdego dnia moja nienawiść co do niej się powiększała, lecz również coś, czego w pewnym sensie się bałem.
***
Tak jak myślałem, wróciła do domu późnym wieczorem. Oczywiście powiedziała, że była u koleżanki się uczyć, a rodzice jak zwykle jej uwierzyli. A ja wszystko widziałem i to nie koleżanka, a kolega ją odwiózł. Mianowicie Kiba z którym „lizała" się przed domem z pół godziny. Rodzice spali. Zszedłem po schodach do kuchni, gdzie Sakura siedząc przed stołem konsumowała bardzo późną kolacje. Słysząc zapewne moje kroki, odwróciła się w moją stronę posyłając mi jeden ze swych złośliwych uśmieszków. Nie cierpię gdy tak się szczerzy. Mam ochotę złapać ją wtedy za te jej różowe kudły i powiesić na lampie. Podszedłem do niej bliżej, widząc jak ignoruje moją osobę, nie wytrzymałem. Zawartość jej szklanki wylałem na jej bluzkę.
- Ty idioto co ty robisz! – wstała jak oparzona, krzycząc.
- Nie tym tonem – warknąłem. Nie cierpię gdy ktoś mnie obraża i krzyczy. Zwłaszcza gdy robi to ona.
- Co ci odbiło?! – kolejny krzyk wydobył się z jej ust.
- Trzeba cię ochłodzić. Twój chłopaczek chyba cię za bardzo rozgrzał. Jeszcze twój mózg się przegrzeje.
- Zamknij się!
- To ty się zamknij i słuchaj. Masz nie oszukiwać rodziców, bo sam im powiem o twoich występkach.
- No to mów konfidencie – syknęła odsuwając się, bliżej kredensu – Przynajmniej ze mną jest wszystko w porządku, czego nie można powiedzieć o Tobie.
- Moi rodzice zrobili największy błąd adoptując taką żmiję jak ty – nigdy jej tego nie powiedziałem prosto w oczy, ale sprowokowała mnie. Twierdząc, że wole facetów. Nie powiedziała tego wprost, ale można się domyślić o co jej chodziło. Widziałem jej chwilowy smutek na twarzy, który mnie bardzo usatysfakcjonował, lecz po chwili jej determinacja wróciła na swoje miejsce.
- Mogłeś się nie urodzić Nienawidzę cię! – powiedziała to wylewając na mnie sok pomarańczowy, który znajdował się w dzbanku. Byłem rozwścieczony? Nie, to za mało powiedziane.
- Ty kretynko. Moja nowa bluzka – gdybym miał jakiś ostry przedmiot pod ręką. To jeszcze bym ją zadźgał. Najwidoczniej zauważyła, że ten sok był przegięciem, ponieważ ruszyła do swojego pokoju. Ale jeżeli myślała, że jej odpuszczę. To była w błędzie i to ogromnym. Szybkim krokiem ruszyłem za nią. Złapałem ją na schodach, chciała się wyrwać, ale ja sprawnie przyparłem ją do barierki.
- Puść mnie zaraz spadnę – spojrzała za siebie, a później w moją twarz. Bała się, a ja czułem satysfakcję. Gdyby spadła zapewne zostałaby roślinką. Mój dom jak już mówiłem jest naprawdę duży, trzypiętrowy, a my się znajdowaliśmy na drugim piętrze i to jeszcze na schodach, że gdyby spadła. Miałaby złamany kręgosłup, uraz głowy i wiele innych uszkodzeń. Zapewne nikt by jej już nie nazwał najpiękniejszą dziewczyną w szkole. – Puść. – przypomniała mi o swojej obecności.
- Teraz już nie jesteś taka mądra. Prawda? Głupia dziewucho zrozum wreszcie, że nie jesteś tu najważniejsza. I nie obchodzi mnie to, że mnie nienawidzisz, bo ja również cię nie cierpię. Dla mnie jesteś nikim. Zwykłym bezwartościowym wyrzutkiem – wysyczałem. Wiedziałem, że te słowa ją bolą. Uderzyłem prosto w jej najczulszy punkt. Niby silna, ale wrażliwa. Szczerze mówiąc, nie chciałem tego. Nie chciałem jej skrzywdzić. Ale dlaczego...? Patrzałam tak na jej twarz, obserwując jak walczy ze swoimi łzami. Nie chciała, przy mnie najwyraźniej wyjść na beksę. Miałem ochotę na.... No właśnie na co? Przeraziłem się własnymi myślami. Oddaliłem się od niej na krok. Czułem na sobie jej zdziwiony jak i przerażony wzrok. Potrząsnąłem głową, aby się otrząsnąć, poczym szybkim krokiem ominąłem ją i ruszyłem do swojego pokoju.Zostawiając ją roztrzęsioną.
Tej nocy uświadomiłem sobie. Dlaczego nikt nie chcę być Uchiha? Dlaczego nikt nie chcę być bratem Sakury? Sławny, bogaty, przystojny, to tak. Ale nie Uchiha! Powód jest banalny, dopiero dzisiaj do mnie to dotarło. Kto byłby Uchihą, nie mógłby się do Sakury zbliżyć w sposób w jaki by mu to najbardziej odpowiadało.
***
Napięta atmosfera jaka towarzyszyła przy śniadaniu była nie do zniesienia. Rodzice co chwile na siebie zerkali, jakby chcieliby nam coś powiedzieć, obawiając się jednak naszej reakcji. Natomiast Sakura widelcem cały czas mąciła w swoim posiłku, ani razu na mnie nie spojrzała, ani razu się nie uśmiechnęła w ten swój wkurzający sposób. Skąd to wszystko wiedziałem? Poprostu sam nie mogłem nic przełknąć, a powodem tego było wczorajsze zajście, więc zająłem się nudnym zajęciem obserwowania członków rodziny.
- Sasuke, Sakura – ciszę przerwała Kasumi, moja matka. Wpatrywała się w nas poważnie, ale również z troską – Zauważyliśmy, że wasze stosunki co do siebie, ani trochę się nie polepszyły. Co gorszę wy się jeszcze bardziej od siebie oddalacie. A przecież tak nie powinno być w rodzinie. Postanowiliśmy razem z ojcem, że pojedziemy razem na następną delegację. – dotknęła dłoni męża.
- Tak, to najlepszy pomysł, aby was wreszcie do siebie przekonać – poparł ją Fugaku.
- Ale mamo, tato!. To jest głupi pomysł – spojrzałem na Sakure, która zaszczyciła nas swoją krótką wymową.
- Nie, Sakurciu to bardzo dobry pomysł.
- Zgadzam się z nią. Nie musicie od razu wyjeżdżać z naszego powodu – poparłem ją pierwszy raz w życiu, ale tylko dla własnej korzyści, ponieważ co raz głębiej odkrywałem swoje drugie ja.
- I widzicie już są pierwsze plusy. Macie wspólne zdanie. Mówimy wam, będzie co raz lepiej.
- Nie sądzę...Dziękuję – odparła różowowłosa wstając i odchodząc od stołu. Rodzice na początku spojrzeli na jej talerz z którego nic nie ubyło, a później swój zdziwiony wzrok zatrzymali na mnie. Lecz ja również nie widziałem już żadnego sensu w tej rozmowie. Rodzicepodjęli decyzję i nikt jej już nie zmieni. Dziękując grzecznie za posiłek wstałem i również wyszedłem z domu. Tak jak postąpiła wcześniej różowowłosa. Na szczęście mam prawo jazdy i swoje piękne czarne ferrari. Uwielbiam szybkie samochody. Sakura na prawko może zdawać dopiero za dwa lata i dopiero wtedy usiąść za kierownicą. Chociaż ona i tak często łamie ten zakaz. Mężczyźni z którymi była czy też jest często jej ulegają i pozwalają poprowadzić samochód. Bezmózgowcy, zawsze na wszystko się zgadzają, a później gdy będzie wypadek. To kogo będzie wina? Czyżbym się o nią martwił? Pff...o nią? Nigdy! Bardziej o rodziców, którzy, źle by to znieśli.
Zaparkowałem samochód na szkolnym parkingu, poczym ruszyłem w stronę swojej paczki kolegów, chociaż z nich wszystkich to chyba tylko Naruto może nosić miano kolegi, a może i nawet przyjaciela. Reszta nich strasznie mnie wkurza. Pierwsze co pada z ich ust. To nie „cześć" albo „hej" tylko...
- Jak tam twoja siostra? – jak zwykle. Jakby nie mogli chociaż raz odpuścić. Spojrzałem na Suigetsu, który był właścicielem tych słów.
- To nie jest moja siostra. – odparłem co również należało do rutyny. W szkole wszyscy o tym wiedzieli, ponieważ ona jak i ja nie przyznajemy się do siebie. Na każdym kroku powtarzamy to samo. Nic nas nie łączy, żadne więzły krwi. Jednak i tak każdy uważa nas za rodzeństwo. Co staję się bardzo irytujące.
- Mieszkacie razem i macie wspólnych rodziców, chyba.... – Juugo uśmiechnął się perfidnie -...chyba, że masz na nią ochotę... – spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Zamknij się lepiej.
- No Sasek, wiesz... – zaczął Suigetsu. Nie cierpiałem gdy zwracał się do mnie tym zdrobnieniem. To było takie frustrujące – Gdybym ja miał taką siostrę. To byłbym świetny z biologii – uśmiechnął się chytrze – Zawsze przecież mogłaby mi użyczyć swojego ciała. – chłopacy zaśmiali się, oprócz mnie i Naruto, który najwyraźniej widział moją złość. Już miałem coś powiedzieć, gdy ktoś zrobił to za mnie...
- Cześć koledzy! – podbiegł do nas Kiba z szerokim uśmiechem. Już wcześniej go widziałem jak przyjechał po różowowłosą, aby zabrać ją do szkoły. Szczerze zdziwiło mnie, że z nią teraz nie jest. Przecież odkąd z nią chodzi, to przebywa praktycznie cały czas z nią. – O cześć szwagierku – zwrócił się do mnie. Uśmiechnąłem się złośliwie. Ile ja już to słyszałem razy. Chyba od każdego chłopaka w budzie.
- Masz szczęście Kiba – odezwał się białowłosy chłopak, Kiro. On też był chłopakiem Sakury i najprawdopodobniej jeszcze się nie pogodził z rozstaniem – Tylko ciekawe ile jeszcze?
- Sakurcia jest niezła – uśmiechnął się Kiba – wątpię czy mnie zostawi. Ba! Ona nawet o tym nie pomyśli. Obydwoje przecież mamy podobne hobby – wszyscy w grupce się zaśmiali oprócz mnie. Miałem już po dziurki w nosie słuchania tych głupot na temat różowowłosej. Odnalazłem ją wzrokiem. Siedziała na murku, otoczona swoimi pustymi koleżankami, z którymi rozmawiała. Jestem pewny, że nie jeden raz poleciał jakiś wątek na temat mojej osoby. Widziałem na jej twarzy znudzenie; takie samo jak malowało się na mojej twarzy. Wyłapałem jej spojrzenie. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, lecz po chwili odwróciła się speszona. Dopiero teraz zauważyłem jakie jej oczy są piękne. Chociaż jej nie cierpię, to muszę przyznać, że oczy ma jak szmaragdy. I dopiero, po trzynastu latach to zauważyłem.
- Ciekawe, kiedy będzie moja? – powiedział z głupkowatym uśmieszkiem Lee.
- Nigdy! Ona jest tylko moja.
- Ej stary wyluzuj... – próbował uspokoić sytuację Naruto.
- Niech on lepiej się do niej nie zbliża. I zapamiętaj ona jest moja ...- spojrzałem ze zdziwieniem na Kibę, najwidoczniej temat rozstania z Sakurą, działa na niego jak płachta na byka. Przeszedł obok mnie, popychając Lee, który stał obok, poczym oddalił się od naszej grupki.
- Przewrażliwiony. Przecież wie, że to i tak nastąpi. – odparł Juugo.
- Taa, tylko, że Kiba nie poddaje się zbyt łatwo. Nie da jej odejść. – zainteresował mnie ten temat. Spojrzałem z zaciekawieniem na Suigetsu.
- Jeżeli Sakura będzie chciała to na pewno z nim zerwie – odezwałem się wreszcie.
- Oj żebyś się nie zdziwił Sasuke.
Przez cały dzień zastanawiałem się nad tymi słowami. Wprawdzie nie interesuje mnie jeż życie, ale co powiedzieliby rodzice. Zapewne nie wybaczyliby mi tego, że jej nie chroniłem. A przecież sama rzuca się na takich frajerów, a później udaję niewinną.
Było już ciemno gdy ja i moja drużyna skończyła trening. Kakashi dał nam dzisiaj niezły wycisk, ktoby pomyślał, że jest w nim tyle energii. Zawsze siedział na loży i zamiast zajmować się nami czytał te swoje zboczone książeczki. Skąd wiem, że zboczone, przypadkowao natknąłem się na jego książkę. Musiałem zaspokoić swoją ciekawość. Zawsze dziwiliśmy się co jest bardziej interesującego niż nasz trening, teraz wiem co go tak odciągało. Ale dzisiaj jakoś tak wyjątkowo poświęcił nam czas, zapewne tylko dlatego, że zapomniał z domu swej książeczki z którą się nie rozstaję. A jestem pewny, że to sprawka Naruto, on zawsze coś głupiego wymyśli. Teraz myślałem tylko o jednym. O ciepłej kąpieli i wypoczynku. Poszedłem na parking, gdzie stał mój samochód. Już za murku zauważyłem Sakurę z Kibą. Prychnąłem ze złości. Jest już grubo po dwudziestej, a jej jeszcze nie ma w domu. Rodzicę się zamartwiają, a ta woli zabawiać się z tym kretynem.
- Odwieź mnie do domu -usłyszałem jej głos. Zwracała się do Kiby, który uśmiechał się głupkowato. Nawet mnie nie zauważyli, ale cóż się dziwić, zasłania mnie przecież murek.
- A co za to dostanę – wyszczerzył się jeszcze bardziej przypierając ją do samochodu.
- Przestań Kiba nie mam ochoty.
- To jak mi zapłacisz za przejazd? – spojrzałem na tego frajera jak się do niej przystawia, a ona próbuję uciec. Z jednej strony byłem zadowolony. Wreszcie wpadła na nieodpowiedniego typka, który nie da tak łatwo za wygraną, lecz z tej drugiej strony. To Kiba od jakiegoś czasu cholernie mnie wkurzał, a tak jego nachalność była nie do zniesienia. Chłopacy mieli jednak rację, byli siebie warci. – Wczoraj też nie chciałaś. – moje rozmyślania przerwał jego głos.
- Ale, oddałam ci się.
- No właśnie. To teraz też to zrobisz. Wsiadaj do samochodu.
- Zostaw mnie Kiba – chciała go od siebie odepchnąć, ale ten widząc to spoliczkował ją. – Auć.
- Myślisz, że pozwolę ci odejść? Jesteś moja i wbij to sobie do głowy suko – wpił się brutalnie w jej usta. A ja stałem i wpatrywałem się jak brutalnie całuję jej usta, kiedy po jej policzkach spływały słone łzy. Widziałem jak łapię ją za rękę, każąc wsiąść do samochodu. Zacisnąłem pięści i ruszyłem w ich stronę. Przynajmniej dla rodziców, ale wiedziałem, że robie to dla niej.
- Zostaw ją Kiba – warknąłem w jego stronę. Obydwoje spojrzeli na mnie.
- Nie wtrącaj się Sasuke..., a ty Sakura wsiadaj – popchnął ją do samochodu. Nie umiałem już nad sobą panować, gdy widziałem w jej oczach strach, prośbę o pomoc i czerwony ślad na policzku, aż mnie brało do przywalenia mu.
- Puść ją sukinsynie! – wrzasnąłem.
- Nic nie rozumiesz, a wogóle jej nienawidzisz, więc co cię ona obchodzi?
- Zostaw ją. Ona nie chcę z tobą jechać – odparłem nie chcąc odpowiadać na jego pytanie, ponieważ sam nie wiedziałem jaka jest odpowiedź.
- Sakura prawda, że chcesz ze mną jechać? – ścisnął jej ramię, tak mocno, że aż syknęła.
- Przegiąłeś! – podeszłem bliżej, a on jakgdyby nigdy nic uśmiechał się głupkowato. Miałem ochotę zmyć mu ten uśmiech z twarzy. Złapałem Sakurę za nadgarstek i przyciągnąłem bliżej siebie.
- Eee...Uchiha bez przesady. Idź do domu.
- Pójdę z Sakurą – Inuzuka marszczac brwi również złapał różowowłosą za rękę.
- To nie twoja sprawa. Nigdy się nie wtrącałeś, więc z łaski swojej i teraz się nie wtrącaj. Mamy mały kłopocik, który chcemy rozwiązać.
- Nie obchodzi mnie to. Sakura ma być w domu i jakoś nie widzę, aby pałała chęcią na rozmowę z tobą.
- Odwiozę ją.
- Nie musisz – odparłem spokojnie, chociaż nerwy mi już z tego wszystkiego puszczały.
- Ale chcę...
- Ja wiem czego ty chcesz. Puść ją! – spojrzałem na Sakurę nie odzywała się, ani słowem. Po cichu szlochała, kurczowo trzymając się mojej dłoni. Wiedziałem, że nie chcę być teraz z Kibą. Ba! Ona wogóle nie chciała go znać. – Puść ją! – wysyczałem poraz kolejny. Nie podziałało. Objąłem Sakurę ramieniem, poczym pięścią przyłożyłem Kibie w twarz. Co spowodowało, że puścił różowowłosą. Odsunął się od nas na kilka kroków łapiąc się za nos, z którego zaczęła wypłać krew.
- Ty idioto!
- Tylko bez takich. Mówiłem ci, że masz ją zostawić. I nie zbliżaj się już do niej nigdy więcej. Już nie jesteście razem.
- To nie od ciebie zależy – próbował złapać Sakurę, ale zawirowało mu w głowie – Ona jest moja!
- Wiem, że ode mnie to nie zależy czy będziecie razem. Ale ona zepewne też tak myśli. – przycisnąłem ją do siebie. Zadrżała w moich ramionach, była tak krucha i delikatna. Dopiero teraz do dostrzegłem, kiedy delikatnie się do mnie przytulała, a jej dłoń zaciskała się na mojej bluzie.
- Nie odbierzesz mi jej.
- Wracaj lepiej do domu. I pamiętaj. Zakaz zbliżenia się do niej. Jeżeli złamiesz ten warunek, pożałujesz tego. – ostrzegłem go.
- Suka! – krzyknął w stronę różowowłosej. Olałem już to jak ją nazwał i ciągnąc ją za dłoń podeszliśmy do mojego ferrari. Cały czas drżała z zimna, ale cóż się dziwić jest ciemno, a do tego na dworze zrobiło się bardzo chłodno. A ona miała na sobie bluzeczkę na ramiączkach z dekoltem. Ściągnąłem swoją skurzaną letnią kurtkę i zarzuciłem ją na jej ramiona. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, od razu wsiadła do samochodu, dalej się nie odzywając. Westchnąłem, zamykając za nią drzwiczki. Sam zaś wsiadłem za kierownicą. Włożyłem kluczyki do stacyjki i nacisnąłem gaz tym samym ruszając. Jeszcze nigdy nie siedziała w moim samochodzie i jeszcze nigdy nie była tak blisko mnie. Może tylko wczoraj, ale wtedy to ja chciałem ją skrzywdzić. A dzisiaj walecznie stanąłem w jej obronie. Skręciłem w prawo na najbogatszą dzielnicę w całym Tokio, gdy poczułem jej ciężar na ramieniu.
- Sakura, przestań – myślałem, że się wygłupia, ale ona ze zmęczenia poprostu zasnęła. Westchnąłem, przyspieszając. Chciałem być jak najszybciej w domu, aby pozbyć się tego krępującego uczucia, które coraz częściej mi przy niej doskwierało.
Zaparkowałem w garażu, poczym spojrzałem na śpiącą dziewczynę. – Sakura jesteśmy – odparłem delikatnie potrząsając nią, lecz ta nadal spała. Westchnąłem, musiałem zanieść „Śpiącą Królewne" do jej pokoju, przecież nie mogłem zostawić jej w samochodzie. Wysiadłem z ferrari, poczym otworzyłem z jej strony drzwi. Wziąłem ją na ręcę. Była taka lekka i muszę przyznać, że piękna. O wiele lepiej jest gdy śpi, przynajmniej mi nie dogryza. Otworzyłem drzwi do domu kluczykiem, poczym po cichu zamknąłem je nogą, ponieważ dłonie miałem zajętę. Na szczęście rodzicę spali, więc nie będą prosić o zbędnę wyjaśnienia. Zaniosłem ją do jej pokoju. Nadal był różowy. Uśmiechnąłem się złośliwie, poczym położyłem ją na łóżku. Odwróciłem się szybko z zamiarem wyjścia, ale wtedy poczułem szarpnięcie. Opadłem na nią. Myślałem, że nie śpi, lecz to nie było to. Poprostu nadal trzymała mnie za bluzę i wiercąc się pociągła mnie i tak upadłem na jej ciało. Odlęgłość między moją twarzą, a jej była minimalna, zaledwie pare milimetrów. Wyplątałem swoją bluzę z jej dłoni i spojrzałem kolejny raz na jej twarz. Chyba nigdy nie widziałem tyle co dzisiaj, przez całe życie spędzone z nią pod jednym dachem. Nie wiem co mnie opętało. Impuls czy chęć doznania tego, ale musiałem. Nie chciałem nawet myśleś, że tego chciałem. Zniżyłem się i dotknąłem swoimi ustami jej czoła, powoli zjeżdzałem na dół na jej zgrabny nosek, aż natrafiłem na jej pełne, malinowe usta. Złożyłem krótki pocałunek. Natychmiast po tym, wstałem i wyszedłem z jej pokoju. Mój oddech stał się przyspieszony jak nigdy w życiu. Nie mogłem uwierzyć, że uległem pokusie. Sam szatan chyba mną kierował. Nie umiałem pozbyć się smaku jej ust. A co najgorsze miałem ochotę znów ich skosztować.
***
Od tego nieszczęsnego dnia minął tydzień. Ja i Sakura nie rozmawialiśmy ze sobą. Rutyna. Było tak jak zawsze, ale można było zauważyć, że mieliśmy do siebie większy szacunek. Nasi rodzice już od trzech dni są w Niemczech. Jesteśmy sami. Jak narazie wszystko jest wporządku, ale to chyba wykrakałem.
Jak zwykle po treningu, jedynej rzeczy jakiej potrzebowałem to łóżka. Wszedłem do domu, rzucając torbę z „nike" na podłogę w holu. Nagle do moich uszu dobiegły damskie śmiechy. Jeden poznałem, Sakura. A miała już nie rozbrajać. Swoje kroki skierowałem do salonu. To co zobaczyłem wtrąciło mnie w stan szoku. Tańczyła na stole, a obok niej jej dwie „przyjaciółki" Karin i Ino. Koło nich plątały się różne ubrania i....O Boże otworzyła barek ojca. To dlatego były w takim stanie, jakby euforii. Tyle alkoholu naprawdę umie zakręcić człowiekowi w głowie. Podeszłem do wieży, które była załączona na full. Wyciągnąłem kabelek z kontaktu, co spowodowało wyłączenie się sprzętu. Wszystkie jak na komende stanęły i spojrzały w moim kierunku.
- Sasuke-kun – pisnęły siostrzyczki Yamanaka. Sakura natomiast stała i uśmiechała się słodko, puszczając mi oczko. Była taka hmmm...jakby to określić seksowna, a jednak bezbronna. Odrzuciłem szybko od siebie te niestosowne myśli. Teraz muszę jej nagadać.
- Co to ma znaczyć Sakura?! Obiecałaś, że już nie będziesz rozrabiać! – wiem, wiem zabrzmiało to jakbym opieprzał małe dziecko, ale z nią nie można było inaczej. Zachichotała, zapewne uświadamiając sobie to samo co ja.
- Dołącz się do nas Sasuke – była trzeźwiejsza od pozostałej dwójki, chociaż nie wyglądało na to, aby wypiła mniej. Podeszła do mnie. Zacisnęła swoje delikatne dłonie na mojej ręcę i popchnęła w stronę dwóch napalonych dziewczyn, lecz udało mi się szybko wywinąć.
- Przestań. I wyproś swoje koleżanki, chyba nie chcesz, aby rodzice się dowiedzieli. – widziałem jak Ino i Karin przyglądają się nam ze znudzeniem.
- Karin, przecież on zachowuje się jak ojculek, czego nam chyba nie mało. – odparła blondynka.
- No tak, ale jest mega seksowny – usiadła na kanapie, posyłając mi swój niby uwodzicielski uśmieszek.
- Masz racje, wygląd jest ważny, a charakter można zmienić – opadła obok swojej siostry. Spoglądałem na nie jak na dwie wariatki, które urwały się z psychola, lecz już po chwili znów całą swoją uwagę skupiłem na Sakurze, która chichotała.
- Z czego rrżysz?
- Ech...nawet twoje odwiecznne fanki, zauważyły jaki z ciebie sztywniak. – zapowiadało się ciekawie. Czyżby to była największa konfrontacja między nami, która kiedykolwiek zaistaniała. Nie ma osób, które mogłyby nas w razie czego powstrzymać od bijatyki, ponieważ te dwie już zasypiają. Oj...słaby organizm. Nie to samo, co Sakura, która zapewne ma coś w zanadrzu.
- Znowu próbujesz mnie sprowokować?
- Ja no co ty – uśmiechnęła się niewinnie. – Mam tylko do ciebie jedno małe pytanko. – o nie jeżeli chodzi o pytania. To przy niej można się wszystkiego spodziewać. Lecz było jeszcze gorzej niż myślałem – Jesteś prawicziem? – zachichotała cicho widząc mój wzrok, który nie wyrażał nic dobrego. Najprawdopodobniej bawiło ją to, że jestem zły, że zaraz mogę rzucić się na nią i zbombardować jej śliczną twarzyczkę. Nie, żebym był damskim bokserem. Nie biję dziewczyn, ale ona wrr...trzeba ją wreszcie ustopować. – Głupie pytanie, prawda?
- Prawda – odparłem bez wahania. Może da mi wreszcie spokój. Lecz nie...to był jej kolejny chwyt.
- No tak, po co się pytać. Jeżeli odpowiedź sama się nasuwa.. Mój braciszek jest prawiczkiem. – zachichotała. Zacisnąłem dłonie w pięści powstrzymując się od podejścia do niej.
- Nie jestem twoim braciszkiem – wysyczałem.
- Wiem i to nawet lepiej – odparła co mnie bardzo zdziwiło – Chodź coś ci pokaże – podeszła i złapała mnie za rękę. Poczułem się dziwnie, nagle cała złość jaką do niej trwoniłem, ulotniła się jak dziki ptak. Szedłem za nią, chociaż nie byłem pewny czy dobrze robię. Przecież nie wiedziałem nawet o co jej chodzi. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i wciągnęła mnie do niego – Widziałeś chociaż nagą kobietę? – zapytała będąc bardzo blisko mnie. Mimowolnie zrobiłem krok do tyłu, lecz ona postąpiła tak samo. Odległość między naszymi ustami wynosiła jakieś trzy góra pięć centymetrów. Na domiar tego, cały czas się przybliżały. Złapałem ją za dłonie i odepchnąłem delikatnie od siebie, po czym usiadłem na jej łóżku.
- Czego ty wogóle ode mnie chcesz?
- Ja, niczego. Chcę ci tylko pomóc – zaśmiała się.
- Ty. – zadrwiłem. W czym ona mogłaby mi pomóc, chyba nawet nie ma takiej rzeczy. – Nie rozśmieszaj mnie Sakura.
- No co? Jesteś kapitanem drużyny piłki nożnej w Konoha. Jesteś...no cóż, trzeba ci to przyznać. Przystojny, ale nie doświadczony. – uśmiechnęła się chytrze. Jednak się pomyliłem, to jej najbardziej zaszkodził alkohol.
- Mogłabyś jaśniej?
- Jak sobie życzysz – spojrzałem na nią jak na wariatkę, z trudem przełykając ślinę, gdy zaczęła rozpinać guziki swojej skąpej bluzki.
- Oszalałaś?!!! – wydarłem się na nią wstając, lecz już po chwili znów usiadłem, widząc jak górna część jej garderoby opada na ziemie.
- Wiem, że tego chcesz.
- Jesteś pijana – broniłem się, chcociaż coraz bardziej uświadamiałem sobie, że ta idiotka ma rację.
- Pomyśl. Ile razy mówiliśmy, że nie jesteśmy rodzeństwem. Nikt nas nie będzie posądzał o kaziroctwo, ponieważ nic nas nie łączy, żadne więzły krwi. – Boże co ona kombinowała? Robiło mi się coraz cieplej. Ma szesnaście lat, a jest dojrzalsza niż nie jedna kobieta. Chodzi mi tu o ciało. Kolejny raz zerknąłem na nią. Po jej nogach zjeżdzała czarna miniówka. Stała teraz w koronkowej, seksownej bieliźnie, która była pod kolor jej oczu. Założyła dłonie na biodrach, czekając zapewne na moją reakcje. Odwróciłem głowę, czując dziwny przypływ gorąca.
- Ubierz się – warknąłem.
- Boisz się? – powiedziała podchodząc bliżej mnie. Ma piękne ciało, tak jak sobie wyobrażałem. Ba, nawet lepsze. Zawsze mogłem sobie wyobrażać, a teraz miałoby się to urzeczywistnić. O Boże...o czym ja myślę, co się ze mną dzieję. Poczułem jej przyjemny ciężar na swoich kolanach. Ledwo zdusiłem w sobie jęk. Musiałem się jej jak najszybciej pozbyć, ale nie umiałem – Słyszałam jak mówiłeś o mnie przez sen – wyszeptała mi do ucha. Nie, tylko nie to. Myślałem, że już z tego wyrosłem, ale jak widać nie. Cholera, co ja mówiłem. Tak bardzo chciałbym się znajdować jak najdalej od niej, aż mnie skręcało w środku, gdy słyszałem jej głos. – Chcesz mnie przelecieć? – jej melodyjny śmiech odbijał mi się w uszach za każdym razem, kiedy go słyszałem. – Po co pytać, przecież wiem, że tak. Masz wszystko wymalowane na twarzy. Poczekaj, jak to było...- przeczesała swoje włosy – Ah tak...Sakura...nie przestawaj...kotku jesteś wspaniała....Pragnę cię. – wyszeptała mi do ucha każde słowo sprawiając, że moja głowa wibrowała jak szalona. Na szczęście złość trzymała mnie jak narazie na dystans. Lecz nie na długo. Już po chwili przewróciłem ją tak, że leżała podemną. Usiadłem na niej okrakiem, łapiąc za jej nadgarstki, które przyparłem mocno do materacu.
- Co robiłaś w moim pokoju?
- Oglądałam swojego „braciszka" – uśmiechnęła się niewinnie – Od góry... – zagryzła wargę – do dołu. Musze przyznać, że masz się czym pochwalić.
- Co?! – spojrzałem na nią z niedowierzeniem. To wręcz niemożliwe, abym nie zauważył jej obecności. Nie mam mocnego snu, ale jednak chyba wtedy coś innego odwróciło moją uwagę. Moje lubieżne sny.
- Nie krępuj się. Masz dzisiaj szczęście i pozwolę ci urzeczywistnić twoje fantazje na temat mojej osoby.
- Wal się.
- Tylko z tobą – przejechała palcem po moich ustach. Zawsze umiała się odegrać. Chyba w każdej kieszeni miała asa. Co raz bardziej pożądałem tej diablicy. Dlaczego zawsze ja musiałem łamać zasady? Przecież rodzicę by mi tego nigdy nie wybaczyli, gdybym teraz się z nią przespał, ale jak jej odmówić, jeżeli ona specjalnie mnie podnieca. Moje ciało nie zgadza się z moim rozumem. Całe ciało wrze, aby tylko się w niej zatopić i ugasić ten pożar. Zacisnałem mocno swoje powieki, aby na nią nie patrzeć, próbowałem się wyswobodzić z niej, ale na marne. Nogami oplątała mnie w pasie, a mojemu ciału nawet nie chciało się z nią walczyć. Było całowicie jej poddane. Czułem jej usta na swoim policzku i szyi. Specjalnie nie całowała moich ust, aby doprowadzić mnie do jeszcze większej furii. Ona wprost uwielbiała, gdy byłem wścieły.
- Dość! – syknąłem, przez przypadek puszczając jej dłonie. To był błąd, a może i nie. Już sam byłem w tym wszystim pogubiony. Ona nie była moją siostrą! Tylko to krążyło mi w głowie.
- Nie myśl tylko działaj – dłonią pociągnęła mnie za włosy, przyciągając do siebie. Tuż przy przy moich ustach szepnęła – Zabawmy się – poczym zanurzyła swojej usta w moich, przeczesując moje włosy. Moim ciałem wstrząsnęła silna fala gorąca. Czułem jak jej dłonie sprawnym ruchem pozbywają się mojej bluzki. Nie przerwałem jej, chociaż dobrze wiedziałem, że powinnieniem. Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy, całowała moje usta, rozkoszując się tym, że nie świadomie dłonią błądze po jej udzie. Niech mnie piorun szczeli, ale nie miałem siły się już powstrzymywać. Co będzie, to będzie. Wplątałem swoją dłoń w jej puszyste włosy, oddając każdy pocałunek. Zamruczała cicho z zadowolenia, kiedy pogłębiłem pocałunek. Nie odrywając od niej swoich ust, rzuciłem swoją bluzę za siebie. Dotykała mnie wszędzie, co przyprawiało mnie o niesamowite dreszcze. Zjechałem pocałunkami na jej szyję. Sakura wzdychała co raz głośniej bawiąc się moimi włosami. Podobało się jej to co robię, a niby jestem niedoświadczony. Wiem coś o seksie, przecież jestem mężczyzną. A my wiadomości o życiu seksualnym mamy wpojone. Nie wiem nawet kiedy, ale moja dłoń pojawiła się na jej pośladkach. Wszystko robiłem szybko, nawet nie wiedząc ile sprawia jej to rozkoszy. Jej oddech był przyspieszony, a sama wiła się pode mną, a ja nawet nie wiedziałem, czym spowowodowałem u niej taki stan. – Sasuke jesteś....boski – wyszeptała zamykając oczy. Jak widać wystarczyło tylko dłonią błądzić po jej ciele, a ona już była zadowolona. Zdrętwiałem czując jak jej dłoń zjeżdza do mojego rozkroku. Okrężnymi ruchami zaczęła masować moje przyrodzenie. Zacisnąłem oczy, przypierajać ją jeszcze mocniej do posłania. Wiedziałem, że prędzej oszaleje niż pozwolę jej teraz odejść. I ona pewnie też tak sądziła. Od jakiegoś czasu często się zastanawiałem jak to może z nią być. Wstydziłem się swoich myśli, ale teraz to wszysto się spełniało. Miałem ją posiąść. Zawsze słuchałem swoich kolegów, którzy chwalili się swoimi przygodami z Sakurą. Ja mogłem tylko słuchać, a i tak za tym nie przepadałem. Dopiero od tygodnia, wtedy, gdy uratowałem ją przed Kibą zacząłem się przyłapywać na tym, że jestem o nią zazdrosny; że gdy chodzi z jakimś kolegą to czuję się jakoś dziwnie zły. Zawsze denerwowało mnie to, że nie zwraca na mnie uwagi, ale teraz było tego za dużo. Musiałem wreszcie w jakiś sposób zwrócić jej uwagę na moją osobę, ale nie wiedziałem, że to pójdzie w tym kierunku. Jęknąłem głucho, opierając czoło o jej ramię. Zachichotała co ja skomentowałem prychnięciem. Spojrzałem na nią, po czym ucałowałem jej usta zniżając się niżej, aż do jej stanika. Pieprzone zapięcie. Nie będę marnował na to czasu. Sprawnym ruchem rozerwałem go z niej, co spotkało się z jej cichym westchnięciem. – Zniszczyłeś mój stanik.
- Zapewne nie ja jeden – zaśmiałem się, a ona razem ze mna. Spojrzałem na jej piersi, które jak na jej wiek, były naprawdę duże, zakończone różanymi sutkami. Czułem jak w moich bokserkach robi się ciasno. Nasza temperatura ciał, napewno się podwyższyła. Byliśmy rozpaleni jak diabli. Zacząłem językiem okrążać jej piersi. Pieściłem jej ciało, rozpinając przy okazji swoje spodnie. Poczułem jak na mnie napiera. Po chwili leżała na mnie, wyginając się do tyłu. W tej ponętnej pozycji została przez krótki czas, ponieważ już po chwili zmusiłem ją do kolejnego pocałunku. Oderwała się ode mnie, posyłając mi złośliwy uśmiech. Zaczeła obdarowywać moje ciało pocałunkami. Ja natomiast gładziłem ją po plecach, mrużąc oczy.. Zniżała się co raz niżej. Zostawiała mokre pocałunki na mojej szyi, torsie, a teraz skupiała się na podbrzuszu. Westchnąłem cicho, kiedy ściągnęła szybko moje spodnie. Palcami zahaczała co jakiś czas o moje bokserki. Cicho wzdychałem, rozcierając swoje dłonie o jej ramiona. Rozkosz jaka mnie ogarnęła, była nie do opisania. I to ona. Sakura najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba mi ją dawała. Rozszerzyłem oczy, a z moich ust wydobył się jęk, gdy poczułem jej dłoń na moim członku. Mój oddech był coraz szybszy, nie mogłem dłużej czekać, a jednak chciałem się odegrać na niej, za ten niespodziewany ruch. Szybko obróciłem ją w swoją stronę, mocno ścisnąłem jej piersi, aż wydała z siebie długi nie przerywany jęk. – Podoba ci się to? – pokiwała tylko twierdząco głową – Mam nadzieję, że to też ci się spodoba – roztargałem jej stringi, na co ona jęknęła oburzona. Właśnie pozbawiłem ją seksownej, zielonej bielizny. Ale zapewne jeszcze takich ma wiele, więc nie powinna się burzyć. Moje dwa palce powędrowały do jej pochwy. Krzyk rozkoszy wydobył się z jej ust, gdy wsadziłem je jeszcze głębiej. – Chcesz więcej? – nie wiem, co mnie opętało, ale chciałem słyszeć jej krzyki, jednak jej to dalej się podobało. Mogłem się domyślić, że lubi ostre gierki. Ta zabawa co raz bardziej mi się podobała. Poruszałem jeszcze kilka razy, mocno palcami, poczym wyciągnąłem je i spojrzałem na nie. Biała wydzielina okalała moje palce. Sakura złapała mnie za szyję i wpiła się w moje usta. Otarłem jej piersi jej soczkami, poczym zacząłem je lizać. Musiałem przyznać, że było jeszcze przyjemniej. Ściągnąłem swoje bokserki i szybkim, niespodziewanym jak dla niej ruchem wszedłem w nią. Z naszych płuc wydobył się głośny jęk. Zacząłem się poruszać, szybko bez jakichkolwiek przerw. Mocno parłem do przodu. Złączyłem swojej usta z jej i nie przestawałem całować. Przebiłem się przez barierę jej śnieżnobiałych zębów i rozpocząłem erotyczny taniec naszych języków. Objęła mnie nogami, co spowodowało, że wsuwałem się jeszcze głębiej. Ale mi to nie wystarczyło i jej też, złapałem za jej biodra i wbijałem się jeszcze mocniej. Nasze splecione ciała, poruszały się w zgodnym rytmie. Usta nie rozłączały się, ani na moment. Czułem jak Sakura robi się coraz bardziej mokra, a zmysły szalały mi na okrągło. Nigdybym nie pomyślał, że możemy się w takie coś uwikłać. Odchyliła głowę do tyłu, co spowodowało, że całunkami przeszłem na szyję, lecz już po chwili znowu chciałem czuć te pyszne, malinowe usta. Podniosłem się delikatnie i wpiłem się w jej usta. Nie ucieknie mi tak szybko, teraz jest moja.
- Sasuke...- wyszeptała moje imię przeciągle.
- Coś...się...stało? – zapytałem nie co zdyszany.
- Przestań. To...boli – zdziwiłem się jej słowami, tak samo jak chytrym uśmieszkiem, który po chwili pojawił się na jej ustach. Wykorzystała ten stan i obróciła nas tak, że teraz to ona dominowała. Posłałem jej pytajace spojrzenie, na które ona zachichotała kładąc swoje dłonie na moim torsie – Nigdy nie wierz...niegrzecznym dziewczynką – chciałem już jej się odgryźć, ale jej usta mnie przedtym powstrzymały. Powoli podnosiła swoje biodra, które raz opadały, a raz wznosiły się. To tempo nie trwało zbyt długo. Gdy tylko złapałem ją za biodra nadałem sobie odpowiedni rytm. Jej piersi podskakiwały, za każdym ruchem. Zaprzestałem jej ruchów. Teraz to ona była zdziwiona. Podniosłem się do pozycji siedzącej i pozwoliłem na ciag dalszy naszej przyjemnej zabawy. Teraz już wiedziała o co chodzi. Uśmiechnęła się delikatnie do mnie, a ja odwzajemniłem ten uśmiech muskając jej usta. Gdy tylko oderwałem się od jej warg ona odchyliła głowę do tyłu, a ja przejechałem głową między zagłębieniem pomiędzy jej piersiami. Nigdy bym nie powiedział, że to szesnastolatka, jak na mój gust była zbyt dojrzała, co mi teraz odpowiadało.
Chwilowa cisza, a później dwa głośne krzyki. Spełnienie...
Zasnęła jakiś czas temu, leżąc na mnie. Mam nadzieję, że tymi krzykami nie zbudziliśmy Ino i Karin. Te plotkary od razu wygadałyby całej szkole. Spojrzałem na nią. Wyglądała jak słodka niewinna dziewczynka, tak by określił ją przypadkowy człowiek, który jej nie zna. Jednak ja, po tym co przed chwilą przeżyłem wiem jaka jest prawda. Wiem, również dlaczego faceci tak ją ubustwiają. No, uroda też wchodzi w rolę, ale to co robi w łóżku jest na pewno pierwszym czynnikiem uwielbiania jej osoby. Jej miłosne igraszki, nawet jego usiedliły. Bawiłem się jej włosami, patrząc na różowy sufit. Myślałem nad nami. Teraz nasze stosunki co do siebie na pewno się zmienią. Tylko co jeżeli jeszcze bardziej się do siebie przywiążemy.
***
Użależniliśmy sie od siebie. Od tego czasu zaczeliśmy co raz częściej się spotykać i rozmawiać. Chciałem to przerwać, ale nie umiałem. Sam często do tego ją namawiałem, a ona mi ulegała, tak jak ja jej. Staliśmy się sobie bardzo bliscy i fizycznie i psychicznie. Niestety wszystko co dobre nie trwa długo. Na nasz obiekt wkroczył wróg z którym nie mieliśmy żadnych szans.
- Ślicznie pachniesz – szepnąłem jej do ucha, kiedy weszliśmy do domu. Obydwoje wiedzieliśmy, że długo nie wytrzymiemy. Już w szkole nas brało. I tylko trochę brakowało od wybuchu. A przecież nie mogliśmy pozwolić na to, aby to się wydało. Chociaż każdy chyba to zauważył w szkole, że się do siebie zbliżyliśmy. Przynajmniej z tego, że podwoziłem ją do szkoły i odwoziłem. Już w samochodzie było gorąco. Musnąłem delikatnie jej usta, ale kiedy oddała pocałunek, pogłębiłem go, obejmując jej twarz dłońmi.
- Chyba nie masz zamiaru tu tego robić? – zachichotała obejmując mnie w pasie.
- A nawet jakby. Przeszkadza ci to? – pocałunkami zjechałem na jej szyję.
- Nie. Chcę tylko jak najprędzej być twoja.
- Już jesteś – wyszeptałem jej do ucha, zagryzając go delikatnie. Włożyłem swoją dłoń pod jej sukienkę i zacząłem delikatnie stymulować jej łechtaczkę przez cienki materiał majtek, kiedy ona pozbywała się mojej koszuli. Podniosłem ją, a ona oplątała mnie nogami w pasie. Zacząłem kierować się w stronę salonu, aby wreszcie ją posiąść. Niestety...
- Wrócili... – usłyszałem cichy trzask i głos, którego się jeszcze niespodziewałem. Sakura odskoczyła ode mnie jak oparzona, patrząc przed siebie ze strachem. Również zwróciłem tam swój wzrok. Natknąłem się na zdziwione jak i przerażone spojrzenia rodziców. Przed stopami mojej mamy leżało ciasto, już nie do spożycia. – Powiedźcie, że to wszystko nam się tylko wydaje. – zagryzłem wargę, spoglądając ukratkiem na różowowłosą. Byłem ciekaw co zrobi, może zwali na mnie winne, wszystkiego mogłem się spodziewać. Jednak nie tego..
- To moja wina – spuściła głowę, patrząc na szpice swoich szpilek. Nie mogłem jej tak zostawić, przecież mogłem jej wtedy odmówić, ale nie zrobiłem tego, więc i ja powinienem ponieść konsekwencje.
- Ja bardziej zawiniełem – spojrzałem na moją mamę, która podeszła bliżej nas. Sakura również spojrzała. Fugako stał oparty o framugę drzwi ze spuszczoną głową, zapewne myśląc nad zaistniałą sytuacją.
- Okłamywaliście nas! – poczułem piekący ból na policzku, a później usłyszałem syknięcie po mojej lewej stronie. Obydwoje zostaliśmy spoliczkowani. – Udawaliście, że się nienawidzicie, a tak naprawdę pod naszym dachem sypialiście ze sobą!
- To nie tak... – zacząłem.
- Milcz! Ja już wiem swoje. – kolejny raz spojrzałem na Sakure miała spuszczoną głowę, trzymając dłoń na swoim policzku. Nie mogłem dostrzec jej wyrazu twarzy, przez kaskade jej różowych włosów. Jednak byłem pewny, że to wszystko ją przerastało. Ona nadal była bezbronną dziewczynką, która chciała zadowolić rodziców. A teraz ich zawiodła razem ze mną. – Ile to już trwa?! – krzyknęła wściekła. Nie mieliśmy odwagi, aby odpowiedzieć. Jednak dalej stałem i wpatrywałem się na nich, jakby nic się nie stało. – Przed własną matką tchórzycie?!
- Nie.
- Więc ile?
- Tydzień – odparłem, za co znowu zostałęm spoliczkowany, odsunąłem Sakurę do tyłu i przyjąłem jej cios, który był o wiele silniejszy. To źle świadczyło. Spojrzałem na swoją rodzicielkę, która aż wrzała.
- Przestań Kasumi – odparł ojciec, który dalej stał w tym samym miejscu. – To nie ich winna.
- Nie ich wina?! A czyja?! Nasza?! Wychowaliśmy ich na porządnych ludzi, a oni robią nam takie coś! Co sąsiedzi o nas powiedzą?! Rodzeństwo poszło ze sobą do łóżka, przecież to okropne!
- Nie jesteśmy rodzeństwem – warknąłem, patrząc na matkę z spod byka. – Nigdy nim nie byliśmy. I ty dobrze wiesz, że nigdy bym jej tak nie zaakceptował, ona również by tego nie zrobiła.
- Jak możesz tak mówić?!
- Mogliście się tego domyśleć, tato powiedź coś. – spojrzałem na ojca, ten tylko spuścił głowę i wyszedł z pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy – Tato. – nic. Zero reakcji.
- Nie dajecie mi innego wyboru – obydwoje skierowaliśmy wzrok na nią. – To jest twój pierwszy rok Sakura, chciałaś iść na medycynę, więc dla ciebie to nie będzie miało żadnego znaczenia, a nawet sprawi, że będzie lepiej. Sasuke jednak jest już w trzeciej klasie, więc powinien skończyć ją do końca.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałem.
- Zmieniasz szkołę Sakura i miejsce zamieszkania.
- Niby dlaczego? – wrzasnąłem.
- Milcz Sasuke! Sakura masz trzydzieści minut na spakowanie się, Fugako cie odwiezię do ciotki Tsunade ona również studiowała medycynę, więc będziecie miały wspólne tematy.
- Ale to przecież na końcu Japonii. Nie możecie jej tego zrobić. To była moja wina.
- Trzeba było wcześniej o tym myśleć! Pakuj się Sakura – różowowłosa szybko ruszyła w stronę schodów, prowadzących do jej pokoju. Widziałem jak po jej policzkach spływają łzy. Nie mogłem w to uwierzyć, że tak łatwo się poddaje. Chciałem ruszyć za nią i przegadać jej do rozsądku, ale ręka mojej mamy mnie powstrzymała. – Nawet o tym nie myśl. W połowie przez ciebie straciłam córkę. Ona już nią nie jest, przez wasze głupie wybryki.
- Nie możesz jej tego zrobić?
- Już podjęłam decyzję. I nikt tego nie zmieni. – moja mama ruszyła w tym samym kierunku co różowowłosa. Zostałem sam nie wiedząc co zrobić. Nie chciałem się z nią rozstawać, stała się mi zbyt bliska. Stałem tak rozmyślając, nad wszystkimi wyjściami, które mogłyby działać korzystnie na moją stronę. Nawet nie zauważyłem, kiedy zeszła po schodach. Dopiero głośniejszy szloch mi to uświadomił. Zauważyłem jej różowe kosmyki włosów, które znikają w gabinecie mojego ojca. Szybko ruszyłem w tamtym kierunku, wiedząc, że mamy nie ma w pobliżu. Zatrzymałem się przy drzwiach i spoglądałem przez szparę na nich. Tak jak się spodziewałem, Fugako był po naszej stronie. Stał i przytulał szlochającą różowowłosą, głaszcząc ją opiekuńczo po włosach.
- Cii...nie płacz zawsze cię będę kochał, niezależnie od tego co postanowicie.
- Dziękuje tato.
- Będę cię odwiedzał. Nie smuć się już – przetarł jej łzy spływające po policzkach – Sasuke miał rację. Mogłem się domyślić tego. Wasze relację na to wskazywały. – cieszyłem się, że mieliśmy w ojcu oparcie. – Spróbuje przekonać Kasumi, że robi źle. – zobaczyłem, że mój tata spogląda w stronę drzwi. Zauważył mnie. Patrzał przez chwile na mnie przytulając różowowłosą, lecz zaraz potem znowu spojrzał na Sakure, którą trzymając za ramiona odsunął delikatnie od siebie. – Idź już do samochodu – wiedziałem, zrobił to specjalnie, abym i ja mógł się z nią pożegnać. Wspaniale jest mieć takiego ojca.
- Sasuke... – usłyszałem swoje imię wypowiedziane z jej ust. Z ust, których miałem już nie posmakować. To był jakiś absurd. One były moim uzależnieniem. Tak w krótkim czasie stały się moim narkotykiem, ale żeby się uzależnić nie trzeba dużo czasu. Zerknąłem szybko za nią, czy czasem tata nie patrzy. Stał tyłem do nas przy oknie. Złapałem Sakurę za rękę i przyciągnąłem do siebie, mocną tuląc jej drobne ciało do siebie. – Sasuke... – zaszlochała w moich ramionach.
- Cii... nie płacz malutka, zobaczysz tata coś wykombinuję.
- To nie powinno tak się skończyć. – spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Ktoby pomyślał, że to ja najbardziej będę chciał abyś została.
- Dziwne, prawda? – uśmiechnęła się słabo.
- Tak – chciałem musnąć jej malinowe usta. Skosztować ich ostatni raz, na pożegnanie.
- I miałabym wam uwierzyć, że nic by nie zaszło, gdyby Sakura tu została – moja mama złapała mocno różowowłosą za rękę, odciągajac ją ode mnie. – Możecie nas znienawidzić, ale ta interwencja jest konieczna.
- To ciebie niewidzę. Tylko Ciebie!! – warknąłem i ostatni raz spojrzałem na twarz Sakury, aby zapamiętać ją do końca życia.
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące, że aż po tych nieszczesnych dniach nastał rok, później drugi. Dwa lata bez niej. Chciałem, aby tu była. Nieważne czy dogryzałaby mi na każdym kroku. Mogłaby nawet zniszczyć moje życie, ale chciałem ją wreszcie zobaczyć. Skończyłem liceum i dostałem się na studia prawnicze. Jednak na wykładach wogóle nie mogę się skupić, zwłaszcza teraz kiedy wszędzie kwitną drzewa wiśni. Jej drzewa. Tata ją odwiedza przynajmniej raz w tygodniu. Chciałem aby mnie ze sobą zabrał. Niestety moja mama się nie zgadzała. W prawdzie już dawno byłem pełnoletni, ale moja mama umiała postawić na swoim. Gdybym tylko znał adres, to zapewne już dawnobym tam był, ale nie znałem, a tata nie mógł mi powiedzieć. Pamiętam, że półtora roku temu jak mój tata przyjechał od Sakury zaczęła się awantura w domu. Moja mama krzyczała i pierwszy raz usłyszałem z jej ust tyle wulgaryzmu. Wiedziałem, że coś musiało się stać. Jednak i o tym mnie nie powiadomili.
Oczywiście próbowałem zapomnieć o Sakurze, Tak samo jak próbowałem spotykać się z innymi kobietami. Wszystko na marne, gdy tylko zbliżałem się do jakiejś dziewczyny, to od razu zwiewałem. Nie umiałem dotknąć innej. Tylo dlaczego?
Zacząłem jeszcze intensywniej grać w piłkę nożną, poświęcałem temu tak wiele czasu. Bo to jakby był mój środek na ból. Skupiałem się na grze, co powodowało, że byłem skoncentrowany tylko na piłcę. Nie było wtedy Sakury, aż do czasu kiedy był gwizdek oznajmiający koniec gry. Wtedy znowu powracała, prześladując mnie na każdym kroku.
Stałem się opryskliwy wręcz bardzo nie miły w stosunku co do mojej mamy. Myśli, że jestem małym dzieckiem, które nie wie co to seks. Uważa mnie za rozkapryszonego chłopaka, który zniszczył sobie życie. I niech sobie myśli co chcę. Ja mam dwadzieścia lat i mogę robić co mi się żywnie podoba. Jednak ona się nawet z tym nie liczy. Dla niej nadal jestem tym samym małym chłopcem. Głupota...
Ostatnio dowiedziałem się, że nawet szuka mi partnerki. Jakby jeszcze tego, byłoby mi potrzeba. Jej starania idą na marnę. Co chwilę jej to uświadamiam, jednak do niej to nie dociera.
- Czego jej brak? Powiedź mi!
- Sam sobie mogę znaleźć dziewczynę. A to, że jej nie mam świadczy o tym, że nie znalazłem jeszcze takiej! To, że jesteś moją matką nie upoważnia cię do podejmowania decyzji za mnie! Jestem pełnoletni nie widzisz tego?! – krzyknąłem w jej stronę kierując się do pokoju. Tak zawsze było, gdy do domu sprowadzała jakieś wyłuzdane panicę z którymi chciała, abym się zapoznał. Jak to miałybyć kandydatki dla mnie, to ja dziękuję.
- Chodzi o to, że to nie jest Sakura, prawda? Ostatni raz ci mówię, masz zapomnieć o niej raz na zawsze! Ona nigdy nie postawi tu już swojej nogi!! – usłyszałem jeszcze za nim trzasnąłem drzwiami od swego pokoju. Tak, zawsze mi to powtarzała. Swój stosunek co do Sakury zmieniła w jeden dzień. Odkąd nas przyłapała, każdy problem w naszej rodzinie zwalała na nią. Wyglądało to jakby jej nienawidziła, a przecież kiedyś Sakura była jej oczkiem w głowie...
Rzuciłem się na łóżku i patrząc na sufit od razu sięgnąłem dłonią po ramkę na szufladzie obok mojego łóżka. Spojrzałem na fotografie, która była tam zamieszczona. Znajdowała się na niej nasza rodzina. Ona też tam była. Uśmiechnięta jak aniołek, a ja aby jej dokuczyć, palcami zrobiłem jej rogi, aby odzwierciedlało to jej charakter. Moja skwaszona mina na tym zdjęciu świadczy o tym jak mnie uszczypnęła w bok. Była naprawdę nieznośna. Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienia. Za nami stali rodzicę. Poważna mina ojca wskazywała, że jest biznesmen'em, a mama uśmiechała się od ucha do ucha. Zawiedliśmy ich, co spowodowało tak nagłą zmianę mojej rodzicielki.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni, portfel. Otworzyłem go i pierwsze co rzuciło mi się w oczy. To nasza wspólna fotka. Ona i ja. Zrobiliśmy je u fotograła przez ten tydzień, kiedy staliśmy się sobie bardzo bliscy. Ja siedziałem na krześle ona natomiast na moich kolanach, całując mnie w policzek. Sesja się udała. Fotograf sam zauważył, że jesteśmy piękna parą. Ona grała niby rolę aniołka, a ja diabełka. Może tak było po wyglądzie, ale z charakteru to napewno odwrotnie. Wiem, że nie jestem święty, ale w porównaniu z nią. To ten tytuł mi się należy.
Ech...w szkole też nie obyło się bez pytań „Gdzie jest Sakura?". Powiedziałem prawdę, omijając fakt, że ze sobą spaliśmi i że to przez to, że się tak do siebie zbliżyliśmy. Oczywiście chłopacy na tą wiadomość, najbardziej cierpieli. Zwłaszcza Kiba, który miał nadzieję, że jeszcze się zejdą. Ledwo się powstrzymywałem od przywalenia mu, kiedy zaczął mówić co robili w łóżku. Byłem cholernie zazdrosny. Zawsze byłem o nią zazdrosny tylko tego nie zauważałem.
Zdziwiła mnie również reakcja Ino i Karin na tą wiadomość. Chodziły przez tydzień po szkole ubrane na czarno, jednak nadal skąpo. To była ich żałoba po wyjeździe Sakury. Dziwne, ale prawdziwe. Jednak już po tym tygodniu wróciły do siebie i znowu oddawały się wszystkim chłopaką. Ciekawę co teraz bez niej robią?
To już koniec pierwszego semestru trzeciej klasy, za niedługo zdają maturę. Sakura pewnie nie będzie miała z testami problemu. Jest inteligentną dziewczyną i na pewno sobie poradzi.
***
Kolejne pół roku minęło. To już było dla mnie za dużo. Nie byłem wstanie długo czekać. Zwłaszcza gdy moją głowę nawiedział tylko jej obraz. Pięknej różowowłosej dziewczyny, która jest mi przeznaczona. Jestem tego pewny.
Kiedy rodzicę wieczorem wyszli na przyjęcie u znajomych na które wprawdzie i ja byłem zaproszony, ale odmówiłem. To korzystając z okazji, że ich nie ma. Wkradłem się do sypialni rodziców. Długo szukałem, ale wreszcie znalazłem notes swojej mamy. Było warto. Wiedziałem, że przetrzymuję w nim wszystkie adresy. I znalazłem ten jeden, który był mi potrzebny. Potrzebny do odnalezienia swego szczęścia...
Spakowałem do walizki, kilka swoich ubrań i wyszedłem z domu. Nawet nie spojrzałem za siebie, kiedy wsiadłem za kierownicą i odjechałem z piskiem opon. Liczyło się tylko to, kiedy wreszcie będę w domu Tsunade, a przede mną długa droga. Przyspieszyłem, wiedząc, że takim tempem to nawet jutro nie dojadę. I nie ważne, że łamię zasady, to nie byłby pierwszy raz.
***
Stałem przed dużym białym domem otoczonym ozdobnym, metalowym ogrodzeniem. Byłem na miejscu. Opierałem się o samochód i patrzałem na dom. Nie wiem dlaczego to tak zwlekałem, przecież tak się tu spieszyłem. Jeden calutki dzień jechałem, a teraz boję się tam wejść. To przecież chorę. Do tego jeszcze moja mama dzwoniła ze sto razy, ale nie odbierałem. Napisałem tylko sms-a tacie, co robię, ale poprosiłem go, aby nic nie mówił mamie. Wiedziałem, że mogę mu zaufać. On zawsze był po mojej stronie.
- Czy pan do kogoś, bo jeżeli nie to proszę odjechać? – spojrzałem na mężczyzne, który był właścicielem tych słów. Pewnie lokaj.
- Ja... – nie wiem dlaczego, ale nie umiałem nic powiedzieć. Nie chodziło, o to, że się boję tego spotkania. Spoglądając w dom Tsunade zapatrzyłem się na balkon. I zobaczyłem różowe włosy i mężczyznę, który przytula ich właścicielkę. To był cios poniżej pasa. Starałem się, a jednak na marnę. Jej najprawdopodobniej nie było tu źle. -...już odjeżdzam. – odwróciłem się w stronę samochodu i uderzyłem dłonią w jego dach. Byłem głupi wierząc, że ona się zmieni. Dalej była tą paniusią, która zalicza chłopaków. Powinna się cieszyć dopięła swego. Zniszczyła mnie.
- Sasuke miło cię widzieć – usłyszałem gdy chciałem wsiąść do samochodu – Dlaczego nie wejdziesz? – spojrzałem na swoją ciocie, która wyszła mnie przywitać.
- Ja...muszę już jechać.
- Ale dopiero co przyjechałeś...wchodź. – chciałem zaprzeczyć i szybko się stąd zmyć, jednak Tsunade mnie już dorwała i zaczęła ciągnąć do domu. Tak bardzo chciałem spotkać się z Sakurą, jednak teraz tego nie chcę. Widok jej z innym mężczyzną dobiję mnie jeszcze bardziej. – Wiem co się stało i również jestem po waszej stronie.
- Chyba już nie musisz – warknąłem, kiedy weszliśmy już do domu.
- Co się stało?
- Myślałem, że ona się zmieni,ale jednak nie. Dalej jest tą samą rozapryszoną gówniarą. Boże jestem takim kretynem...Jak ja mogłem jej uwierzyć – oparłem się o ścianę.
- Co ty wogóle mówisz Sasuke, wiesz jak ona cierpiała. Nawet nie możesz sobie wyobrażać zwłaszcza gdy dowiedziała się, że...
- Taa jasne...od razu się jej polepszało gdy pieprzyła się z jakimś kolesiem.
- Sasuke, trochę wiecej szacunku.
- A ona go ma. Ta kretynka spieprzyła mi życie.... Nie umie o niczym innym myśleć. Tylko w kółko ona i ona...
- To dobrze – uśmiechnęła się co bardzo mnie zdziwiło. – Powinniście porozmawiać.
- Nie, dzięki wolę już jechać do domu. Niż przerywać jej seks.
- O co ci chodzi?
- Widziałem jak się przytulała z mężczyzną...i co myślisz, że to tylo uścisk, zwłaszcza w jej pokoju. – Tsunade cały czas wpatrywała się we mnie zdziwiona. Jakby nic nie rozumiała, jednak byłem pewny, że ją kryje.
- Sasuke... – nie tylko nie to. Teraz nie byłem na to gotowy. Spojrzałem na schody z których dobiegał jej głos. Stała tam jeszcze piękniejsza niż ją zapamiętałem, a obok niej ten mężczyzna z którym się obściskiwała.
- To ja będę się zbierał. Dziękuję Sakura za zeszyty, Ten-Ten będzie wdzięczna – odezwał się mężczyzna, całując ją policzek i zbiegając po schodach – Dobranoc Tsunade.
- Dobranoc Neji – odpowiedziała uśmiechnięta blondynka. A ja patrzałem i nic z tego nierozumiałem. – Już chyba wiem o co ci chodziło, ale źle oceniłeś sytuację. I pomyśl co by było, gdybyś jednak odjechał...
- Czyli...
- Czyli myliłeś się co do niej – spuściłem głowę, wiedząc, że Tsunade ma rację. Gdybym teraz odjechał już nigdybym nie zobaczył Sakury, ponieważ nie odważyłbym się, tu znowu przyjechać. Moja duma by mi na to nie pozwoliła. Oskarżałem ją o coś, czego nie zrobiła.
- O co chodzi? – usłyszałem jej głos tuż przed sobą.
- Zostawie was samych, powinniście porozmawiać. – Tsunade odeszła, a ja zostałem z nią sam na sam.
- Sasuke – szepnęła moje imię dotykając mojego policzka. Dłużej nie mogłem wytrzymać złapałem ją w ramiona i pocałowałem. Tak jak jeszcze nigdy. Po tylu dniach, miesiącach, latach znowu mogłem ich zasmakować. Znowu mogłem skosztować tych pysznych malinowych ust. Nie wiem dokładnie ile się całowaliśmy, ale to był pocałunek, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Do końca życia.
- Tęskniłem za tobą – odparłem szczerze. Na jej twarzy zawidniał uśmiech szczęścia, lecz po chwili spochmurniała.
- Sasuke muszę ci coś powiedzieć – odparła, lecz ja nie chciałem słuchać tak bardzo się za nią stęskniłem. Chciałem w końcu poczuć jej ciało.
- Proszę, nie teraz... – przytuliłem ją całujac po szyji. Jednak ona oderwała się ode mnie.
- Musisz coś wiedzieć...
- Czy to jest naprawde tak ważne. Nie może poczekać, chyba że... – i nagle poczułem skurcz w sercu. Ona chyba nie chciała mnie zostawić. Przecież minął długi okres czasu. Mogła znaleźć sobie kogoś. Proszę tylko nie to, chyba zauważyła mój strach, bo zaczęła śmiać się.
- Jesteś blady jak ściana – uśmiechnęła się delikatnie, po czym łapiąc mnie za rękę zaczęła prowadzić do salonu skąd słyszałem rozmowy i śmiech. – To może być dla ciebie szokiem, dla mnie też na początku było. Jednak jakąbyś nie podjął decyzję, to wiedź, ze nie będę ci miała tego za złe. Masz przecież i własne życie – uśmiechnąłem się delikatnie, wiedziałem, że wreszcie dojrzała. Całkowicie....Jednak jej ton mnie przerażał, co się za nim kryło już po chwili wiedziałem.
- O Sakura wróciłaś...popatrz czego nauczyłam Itachi'ego. – spojrzałem na kobietę, która była bardzo podobna do różowowłosej tylko starsza. Trzymała na kolanach dziecko...przerażająco podobne do mnie.
- Sasuke poznaj to moja mama Rin Haruno – zdębiałem słysząc to. Odnalazła swoją matkę, ale jak? Wyprzedziła mnie widząc moje pytajace spojrzenie. – Pracuje w liceum do którego uczęszczałam. Tak się poznałyśmy... – to musiało być naprawe dziwne spotkanie. Już sobie jej wyobrażałem.
- Miło mi – kobieta posłała mi uśmiech zabawiając dziecko pluszakiem.
- Mi również.
- A to jest Itachi – różowowłosa podeszła do malca i wzięła go od swojej matki, która rozumiejąc wszystko opuściła pomieszczenie. Sakura podeszła do mnie z chłopcem, który śmiał się bawiąc się włosami różowowłosej. – Sasuke to...
-...mój syn. -dokończyłem dotykając jego rączki. Nie trudno było się tego domyślić. Jest bardzo podobny do mnie, a do tego ma zielone oczka tak jak jego mamusia. Uśmiechnąłem się w duchu.
- Gniewasz się?
- Niby dlaczego, to nie twoja wina. – pocałowałem ją w czoło i odebrałem chłopczyka z jej rąk – Ile już ma?
- Rok i sześć miesięcy. Chodź pokażesz jak umiesz ładnie chodzić – uśmiechnąłem się, wiedziałem co spowodowało, że stała się odpowiedzialna.
- Ma-ma...kto..to? – chłopczyk patrzał na mnie tymi zielonymi oczkami uśmiechając się nieśmiało. Stał przede mną, taki mały. Mój i Sakury owoc miłości. Byłem ciekaw co odpowie, jednak gdy nie usłyszałem z jej ust odpowiedzi, spojrzałem na nią porozumiewawcz. Aby wreszcie zaczęła.
- Sam się mu przedstaw.
- Ja...,ale... – westchnąłęm po czym ukucnąłem obok chłopca. – Jestem Sasuke... – zacząłem – On i tak tego nie zrozumie – spojrzałem na Sakurę.
- Żebyś się nie zdziwił. Jak na swój wiek jest bardzo mądry. Widzisz – pokazała na stół, gdzie z puzzli został ułożony odpowiedni obrazek – To on to ułożył z małą pomocą babci. – ukucnęła obok nas. – Itachi, kochanie...Sasuke to twój tatuś. – powiedziała bezogródek.
- Ta-ta? – podszedł do mnie i swoją rączką przejechał po moim policzku – Ta-ta – nie wiedziałem, że mogę być taki szczęśliwy słysząc to słowo z jego ust. Niby takie proste, bo zwykłe „tata", ale jednak magiczne – Opa.. – podniósł swoje rączki do góry, a ja wziąłem go na ręcę.
- Już nigdy nie pozwolę wam odejść – przyciągnąłem do siebie Sakurę i ją również objąłem. Płakała, ale ze szczęścia....
***
Minął rok, odkąd wyjechałem z domu i zdobyłem swoją rodzinę. Miesiąc później po przyjeżdzie do Tsunade poślubiłem Sakure, dając nazwisko swemu synowi i ukochanej, która zawsze je nosiła. Jednak później na potrzeby urzędzowe zmieniła na swoje prawdziwe nazwisko „Haruno" i później właściwie przyjęła moje nazwisko podczas ceremonii. Fugako był na naszym ślubie. Nie było z nim mojej mamy i może to i dobrze, przynajmniej ślub przebiegł w spokoju. Ojciec utrzymywał z nami kontakty. Odwiedzał nas i swego wnuka. Jednak Itachi nigdy nie poznał swojej drugiej babci. Wyrzekła się nas wszystkich.
To stało się tak nagle. Dostaliśmy telefon od ojca, ale już wtedy było zapóźno na jakiekolwiek przebaczenia. Moja matka zmarła. Zawał serca, tak stwierdzili specjaliści.. Nikogo nie było w domu, ktoby mógł jej udzielić pomocy. Moja ucieczka, dziecko i ślub, przerosły ją. Doprowadzając ją do takiego stanu.
Razem z Sakurą i z dzieckiem pojechaliśmy do Tokio. Lecz Kasumi zastaliśmy już w trumnie. Spokojną jak kiedyś. Nie zobaczyła swego wnuka, a on nie zobaczył jej. Tak bardzo nas nienawidziła i z tym umarła. To my ją zniszczyliśmy. Ja i Sakura tylko, że my kochamy się i nie chcieliśmy ze siebie rezygnować. Ona tego nie zaakceptowała. A może jej duma na to nie pozwalała.
Po tym wszystkim przeprowadziliśmy się znowu do domu w Tokio. Ojciec był szczęśliwy, że znowu z nim mieszkamy. Cały czas rozpieszcza Itachi'ego, ale to jak każdy dziadek, więc można mu to wybaczyć. Mama Sakury – Rin, również przeprowadziła się do Tokio. Zaproponowaliśmy, aby zamieszkała z nami, ale odmówiła, mówiąc, że potrzebujemy więcej czasu dla siebie. Kupiła dom niedaleko naszego. Tak, że jesteśmy teraz sąsiadami. Pracę znalazła u mojego ojca w firmie, więc z tym nie było problemu.
Później urodziła się nam jeszcze dwójka urwisów. Z czego dziadkowie mieli uciechę.
***
Tak o to przybliżyłem wam w skrócie moją historie. Moją ukochaną, którą nienawidziłem, a później pokochałem. Czyli ta złota myśl ma w sobie dużo prawdy. „Od nienawiści do miłości jeden krok". Tak było w naszym przypadku. Pomagając jej, przełamałem pierwsze lody. To był ten krok, później koło samo się toczyło.
- Sasuke – uśmiechnąłem się czując jej dłonie na swoich oczach i ciepły oddech na szyji.
- Tak, kochanie – oderwałem jej dłonie, całując.
- Wiesz, Itachi zabrał Toshika i Ayane do siebie – ta mój starszy syn Itachi mieszka sam. Jak to powiedział ma już dwadzieścia jeden lat i powinien się usamodzielnić. Jednak i tak częściej przebywa u nas, najwidoczniej nie umie bez nas żyć. Uśmiechnąłęm się w duchu. Cieszyłem się, że nasze dzieci żyją w zgodzie i mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. Ayane jest najmłodsza ma osiem lat, a urodę odziedziczyła po swojej mamusi. Już kradnie serca. Toshik natomiast to nasza największa mieszanka. Ma piętnaście lat i jest strasznym podrywaczem. Wygląd po mnie, ale charakter odziedziczył po Sakurze. – Może romantyczna kolacja? – uśmiechnałem się łobuziarsko, przyciągając ją do siebie. Usiadła mi na kolanach i dopiero teraz zauważyłem jej strój. Prowokująca czerwień. Obcisły gorset, stringi i podwiązki, jak zwykle seksownie.
- Czy ty naprawdę myślisz, że coś zjem, widząc cię tak?
- Miałam nadzieję, że nie – ucałowała moje usta. Oddałem pocałunek, obejmując ją i wstając. – Kocham cię – szepnęła,
- Ja ciebie też kocham. – my będziemy szczęśliwi, już swoje przeszliśmy. I nikt nie stoi nam na przeszkodzie ku szczęściu. Pozwolicie, że zakończe już swoje wspomnienia. Teraz powinienem żyć taraźniejszością, która bardzo mi się podoba. Zwłaszcza gdy mam ją w ramionach....
___
Opowiadanie po części oparte na faktach. Moja koleżanka chciała abym to napisała, więc jest. Bo tak szczerz ta historia jest o niej i jej przyszywanym bracie. Ja dużo pozmieniałam, ale u nich też się zakończyło happy endem, może oprócz tego, że w tak młodym wieku ma już dziecko. Moim zdaniem tu nie ma z czego się cieszyć. Wiem, że notka miała być wczoraj, ale komp mi się zawiesił i już nie wchodziłam, więc z opóźnieniem, ale jest. To tak jakby na koniec roku. A nowa jednopartówka pojawi się wcześniej na pierwsze urodziny bloga sasusaku-real-life, które są pod konie miesiąca. Buziaki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top