Wybawcy
Wpatrywał się w puszysty biały śnieg, który rozpościerał się w całej okolicy Tokio. Z nieba prószyły się białe płatki, na co małe dzieci reagowały z ożywieniem. Wysoka choinka ozdobiona kolorowymi światełkami i bombkami przyciągała spojrzenia i sprawiała, że chociaż na chwilę każdy musiał się zatrzymać. Zbliżały się święta, więc Tokio aż huczało od zakupomanii.
Jednak on nie czuł tego, śnieg wzbudzał w nim tylko większą chęć zabijania ludzi. Krew cudownie kontrastowała się z śniegiem. Uwielbiał ten widok. A święta? Pff..., po co komuś święta. To tylko jeden fałszywy okres w roku, w którym każdy udaję miłego. Konflikty rodzinne zażegnane tylko na ten jeden dzień w roku, a później co...? Znowu topór wojenny! Więc, po co to komuś? Po co mamy się wysilać, jeżeli to jest i tak na marne? On nigdy nie zaznał ciepła rodzinnego. Nigdy! Został oddany do sierocińca, jako noworodek. Matka z ojcem porzucili go przed klasztorem św. Anny i tam się wychowywał przez piętnaście lat w ostrej dyscyplinie. Nienawidził tego, ale dzięki tej surowej dyscyplinie zrozumiał, jaki jest świat. I że w świecie przetrwają tylko najsilniejsi, a słabi są likwidowani. Gdy w wieku piętnastu lat uciekł z sierocińca, to właśnie w zimie tak samo srogiej jak tego roku, zobaczył jak człowiek umiera przez strzał w pierś. W tym momencie i on by mógł umrzeć, ale morderca zlitował się nad nim i zabrał go do siebie. Tak zaczęła się jego przygoda z zabijaniem. A gdy pytał się swojego mentora, dlaczego wtedy go nie zabił. Zawsze odpowiadał to samo. „Zaintrygowała mnie zemsta w twoich oczach" Tak zemsta! Ponieważ gdy uciekł z sierocińca, pałętał się kilka dni po obrzeżach Tokio, aby znaleźć, chociaż kawałek chleba, ale nikt mu wtedy nie pomógł, był słaby. Gdy Orochimaru go wytrenował, odnalazł dzięki niemu swoich rodziców i zamordował ich z zimną krwią, widząc, że ułożyli sobie życie i mają dzieci. Nawet ich nie oszczędził. A teraz zabijanie było jego pasją i nie potrafił się bez tego obejść; a już zwłaszcza zima była dla niego okresem godowym, gdy zabijał bez opamiętania, każdego kto mu się nawijał. Uwielbiał spoglądać na kontrast, jaki powodowała krew ze śniegiem. To był naprawdę ekscytujący widok. Działał na niego pobudzająco.
Wrócił z balkonu do bogato wyrządzonego apartamentu. Znajdował się w jednym z wielu hotelów swojego zbawiciela. Za niedługo Orochimaru miał przejść na „emeryturę" i to wszystko miało stać się jego własnością. Przejmował stery, ale jakoś wisiało mu to; ponieważ on był żądny tylko jednego...krwi! Uwielbiał patrzeć na widok człowieka proszącego o litość. Uwielbiał wpatrywać się na jego konające ciało; na tą padlinę, którą wyżera natura. Nie rozumiał jak Orochimaru mógł z tego zrezygnować i to jeszcze z tak błahego powodu jak miłość. A zaczęło się to wszystko pół roku temu. Odnalazł wtedy swoją przyjaciółkę, którą kilkanaście lat temu pochował. Okazało się, że wcale nie była w grobie, ale w Nowym Yorku, gdzie wysłali ją rodzice na szkolenia tańca, później już się tam osiedliła. Rodzice Tsunade nigdy podobno nie akceptowali Orochimaru i dlatego tak haniebnie go okłamali, co dla nich nie dawno bardzo źle się skończyło. Staruszkowie mieli nadzieję na spokojną śmierć, a umarli w męczarniach. Kiedy Orochimaru przez przypadek się z nią spotkał od razu odnowiły się ich kontakty. Jednak na ich drodze stał mąż Tsunade, zamożny przedstawiciel handlowy, którego zresztą Orochimaru również pozbawił życia. Tsunade dalej nie wie o brudnych interesach Orochimaru i morderstwach, które uczynił. I zapewne już nigdy się nie dowie. Bo za tydzień to wszystko będzie jego! A Orochimaru wyjedzie z Tsunade na wyspę, którą wykupił tylko dla nich. Kupił również tyle wycieczek i niespodzianek, że już szybciej śmierć ich złapie niż oni to wszystko przeżyją. Usiadł wygodnie na sofie obitej w skórę i wyciągnął z kieszeni czarnych spodni komórkę, poczym wykręcił numer do Orochimaru.
- Słucham? – odebrał już po drugim sygnale, co oznaczało, że był sam.
- To ja.
- Sasuke..., znowu zmieniłeś numer. – zauważył – Czy coś się stało?
- Masz jakieś zlecenie?
- Mówiłem ci, że zadzwonię, gdy coś będę miał. W twoim wieku też szalenie uwielbiałem zabijać; ale ty już troszeczkę przesadzasz. Rozglądnij się. Masz dopiero 23 lata i tyle przyjemności wokół ciebie. Zabaw się, zrelaksuj i odpuść sobie na razie. Obiecuję, że zadzwonię, gdy coś będę miał – Sasuke zacisnął dłonie mocniej na komórce. Był wściekły, ale nie dał tego po sobie poznać. Lata praktyki nauczyły go, że emocję są zbędne i przeszkadzają w życiu, które on prowadzi. – Kończę, zaraz wróci Tsunade. – rozłączył się i chwilę po tym Sasuke rzucił komórką o ścianę. Wstał szybko i powędrował do dębowej szafy, którą otworzył na oścież. Ukucnął i wyciągnął za sterty ubrań szeroką, czarną walizkę. Otworzył ją i już po chwili okazało się, że walizka ma drugie dno, w której znajdowały się wszelakie rodzaje broni. Od ręcznej do palnej. Sasuke wyciągnął ostry nóż i pistolet. Nóż włożył do kabury umieszczonej na łydce, a pistolet umieścił w pasie. Spojrzał na siebie w dużym lustrze naprzeciw ściany. Był bardzo przystojny i nie raz mu to pomagało, gdy miał zabić kobietę. Jego czarne włosy i czarne oczy przyciągały uwagę nie jednej kobiety. Wysoki i silny. Był mieszanką wybuchową, która nie posiadała żadnych uczuć, oprócz nienawiści do świata. Nienawidził szczęśliwych ludzi i dlatego chciał zabić kogoś z nich. Kogoś młodego, co ma wszystko. Kogoś, za kim będą płakać. Uśmiechnął się diabolicznie jak to zawsze robił przy zabijaniu swojej ofiary, poczym wyszedł z apartamentu po drodze zabierając kluczyki.
Zajechał pod najbliższe liceum skąd miał zamiar wypatrzyć sobie kolejną ofiarę. Już miał jedną upatrzoną. Była to wyniosła ślicznotka, którą już nieraz widział w kawiarni, w której często przebywał. Zawsze otoczona wianuszkiem chłopców i przyjaciółek, które wskoczyłyby za nią w ogień. Drażniła go, ponieważ biło od niej takie szczęście i ciepło, że miał już ochotę na miejscu poderżnąć jej gardło. Cheerleaderka, odnosząca sukcesy w nauce. Taka właśnie była. Miała wszystko, a takich ludzi on nie znosił. Wyszedł ze swojego sportowego wozu, kiedy dziewczyna wraz ze swoimi dwoma koleżankami wyszła ze szkoły. Jak zwykle jej twarz rozpromieniona była cudownym uśmiechem. Miała na sobie mundurek jak reszta szkoły, jednak na niej leżał doskonale idealnie podkreślając każdy atut jej ciała. Granatowa spódniczka i biała koszula, a na stopach kozaczki na małym obcasiku. Szybko zapięła swój biały płaszczyk i cała ich trójka wyszła za bramę szkoły. Powoli z kilkumetrowym odstępem ruszył za tą trójką. Chociaż dziewczyna była naprawdę piękna nie robiła na nim żadnego wrażenia. I to, dlatego, że nie potrafił pożądać, dla niego wszystko było takie same. Gdy chciał to brał, ale wtedy taka kobieta kończyła swój żywot. Takie miał zasady, ale ta tutaj jest jeszcze rozkapryszonym bachorem, który ma wszystko, co chcę. Był na tyle blisko, że mógł słyszeć prowadzącą się między nimi rozmowę.
- Ja na twoim miejscu poszłabym z Neji'm na bal, on naprawdę cię bardzo lubi.
- Hinata mówisz tak tylko dlatego, bo jest twoim bratem. – odezwała się druga dziewczyna – A ja sądzę, że Garaa jest dla ciebie najlepszym partnerem.
- A ty, dlaczego proponujesz jej swojego brata?
- A co nie mogę? – zaczęły się ostro kłócić.
- Dziewczyny, spokój! – odezwał się wreszcie obiekt ich kłótni – To ja wybiorę, z kim pójdę, a wy nie musicie się kłócić z tego powodu. Dobrze wiem, że oni was wykorzystują. Takie są uroki, gdy ma się starszego brata. – zachichotała, rozluźniając atmosferę, bo już zaraz każda z nich się śmiała – A teraz jak tam u was? Udało się wam?
- No jasne, Naruto przyszedł do mnie dzisiaj i poprosił mnie, abyśmy razem poszli. Był czerwony jak burak, a zresztą ja też taka byłam i prawie, co nie zemdlałam – znowu zaczęły się śmiać, przybijając sobie piątkę.
- U mnie wcale nie gorzej. Ten leniwy praszczur wreszcie mnie zaprosił. Oczywiście i tak dostał kuksańca w bok, ale czasami ta jego leniwa natura mnie cholernie wkurza.
- No cóż, przeciwieństwa się przyciągają. Ty jesteś taka dynamiczna, a on no cóż trzeba przyznać flegmatyczny.
- Ale i tak go kocham. Czasami, gdy tak latem leży na dachu szkoły i śpi, wygląda naprawdę uroczo.
- Zapewne – idąc dalej rozmawiały o najnowszych trendach i innych babskich sprawach. Już po chwili jedna z dziewczyna oddaliła się od nich idąc do dużego białego domu.
- To do jutra skarbie – pocałowała ją w policzek ostatnia z dziewczyn, która ruszyła w swoją dzielnicę. I tak jego ofiara pozostała sama. Uśmiechnął się widząc, że skręca w park. Jednak to, co go zdziwiło to fakt, że nagle zwolniła. Była siedemnasta, a o tej porze w zimę było już ciemno. Czy ona jest naprawdę głupia? Czy może los sam ułatwia mu zabójstwo? Nagle zauważył jak siada na jednej z ławeczek i ukrywa twarz w dłoniach. Ławka musiała być zimna, a ona tak spokojnie na niej usiadła jakby nie odczuwała tego ostrego mrozu. Gdy podszedł bliżej usłyszał wydobywający się z jej piersi szloch. Zmarszczył brwi nie rozumiejąc tego. Jeszcze przed chwilą tryskała radością, a teraz płaczę nie wiadomo, z jakiego powodu. Cofnął dłoń z paska i powstrzymał chęć wyciągnięcia pistoletu, gdy dziewczyna wstała i powolnym krokiem ruszyła dalej. To zachowanie było dla niego zagadką i postanowił rozwiązać ją przed zabiciem jej. Nie lubił mieć spraw nierozwiązanych. Gdy wyszła z parku, ruszył za nią na osiedle, na którym znajdowały się domy zamożnych osób, zatrzymał się w cieniu jednego z drzew, który był blisko jej domu, ale gdy tylko otwierała drzwi kluczem, zaczął znowu iść przed siebie, udając zwykłego przechodnia. I wtedy zobaczył coś interesującego. Dziewczyna nie zdążyła otworzyć drzwi, bo drzwi otworzył z drugiej strony wysoki szatyn po czterdziestce ubrany w elegancki garnitur. Sasuke wyciągnął telefon i zrobił kilka zdjęć.
- Gdzieś ty była?! – ryknął wściekle, ciągnąc ją mocno za rękę do domu. – Zaraz cię nauczę posłuszeństwa jak matkę.
- Puść..., to boli – więcej nie słyszał, ponieważ drzwi zostały zamknięte. Westchnął i zawrócił wracając do swojego samochodu. Teraz jego chęć zabicia zajęła ciekawość.
Obserwował uważnie swoją ofiarę. Powoli szła do szkoły kulejąc na jedną nogę. Ciekawe, co jej się stało? Czyżby w jej domu panowała przemoc? Możliwe, po tym, co wczoraj zobaczył wszystko układa mu się logicznie w jedną całość. Po chwili dołączyły do nie dwie przyjaciółki. Jak zwykle niepostrzeżenie skradał się za swoją ofiarą.
- Co ci się stało? – zapytała blondynka patrząc na nią z troską.
- Poślizgnęłam się wczoraj w parku. Było naprawdę ślisko. – kłamała. Śledził ją wczoraj całą noc i ani razu się nie przewróciła. Teraz już rozumiał. Ta dziewczyna miała podwójną osobowość. W szkole zachowywała się jak szczęśliwa, wszystko mająca nastolatka, ale w domu przeżywa prawdziwe piekło. Jak widać jej prześladowca wie, gdzie uderzyć, aby nie było śladu.
- Mówiłam ci sto razy, żebyś nie chodziła parkiem, gdy jest ciemno. Nie dość, że dłuższa droga to jeszcze niebezpieczna.
- Nie martwcie się, do balu już wszystko będzie okey. – uśmiechnęła się delikatnie.
- Ale z ciebie ostatnio kaleka, co chwilę się gdzieś przewracasz.
- Czasami się zdarza – tylko przez moment jej głos się załamał, a później jak już spostrzegł zaśmiała się sztucznie.
W szkole również wszyscy kręcili się wokół niej. No cóż, przecież była ubóstwiana przez wszystkich, więc nic dziwnego. Każdy chłopak mający samochód chciał ją odwieź do domu, ale ona zwinnie się wykręcała. Chciał dokładnie wszystko wiedzieć, a nie mógł nie będąc przy niej cały czas. Tak jak ostatnio wracała sama przez park. Tym razem nie skradał się za nią, ale szedł niemal przy niej. Wyciągnął z kieszeni spodni małą kamerę wielkości małego brylancika, która podchwytywała głosy w odległości do nawet 3 kilometrów. Nie sądził, że jakaś sprawa kiedykolwiek może go tak zainteresować. Wyciągnął dłoń w kierunku jej ciała i niby przed przypadek upadł na nią w tym samym czasie zapinając kamerę na jej torebce.
- Auć – syknęła, a później spojrzała na niego. – Nic panu nie jest? – zapytała, chociaż sama była uszkodzona, leżąc pod nim. Spojrzał na jej magnetyczne spojrzenie zielonych tęczówek, w których iskrzył się smutek. Jakież one musiały być piękne, gdy świeciły radością. Pokręcił głową, próbując to wyrzucić z głowy i wstał. Zobaczył jak dziewczyna łapię się za nogę. Westchnął i wyciągnął do niej pomocną dłoń. Dlaczego to robił, przecież on nigdy nie zaznał takiego uczucia? No może tylko raz, gdy Orochimaru mu pomógł. Ale tak zawsze był zdany tylko na siebie. Może ta dziewczyna też potrzebuję deski ratunku? Poczuł jak jej dłoń okryta białą rękawiczką zaciska się na jego. Pociągnął ją delikatnie do siebie, aż wstała na równe nogi. Do jego nozdrzy doleciał delikatny zapach wiśni. Oparła się jedną dłonią o jego ramię i spojrzała w dół na swoją nogę, która musiała ją bardzo boleć. Kompletnie nie wiedział jak się zachować w takiej sytuacji. Teraz zresztą mógł ją łatwo zabić; ale z drugiej strony, jeżeli tak naprawdę nie jest szczęśliwa to, czym mu zawiniła? Puścił ją, a ona się zachwiała, prawie co upadając, jednak silne dłonie bruneta powstrzymały ją przed upadkiem. – Dziękuję – jej pełne usta drgnęły w delikatnym uśmiechu, poczym odsunęła się od niego z bólem krocząc w swoim kierunku.
- Nie powinnaś jechać do szpitala? – zapytał za nim zdążył się ugryźć w język. Przeklinał się w myślach za to, że się odezwał. To był błąd!
- Nie..., ze mną wszystko dobrze. Ale dziękuję za troskę – znowu ten cholerny uśmiech, który mógł u najbardziej przygnębionej osoby wywołać radość. Miał ochotę zdzielić ją po twarzy, za to, że tak mistrzowsko potrafi ukrywać swoje emocje. Praktycznie jak on! Tyle, że on nie potrafi pokazywać dobrych uczuć, przynajmniej tak uważa. Informacje! Zaświeciła się mu zielona lampka w głowie.
- Odprowadzę cię.
- Nie, nie trzeba – powiedziała panicznie, a uśmiech z jej twarzy znikł, zastępując go przerażeniem.
- Nic ci nie zrobię – kłamał, może teraz nie miał złych intencji, ale i tak, gdy zdobędzie informację, które go zaciekawiły zabiję ją.
- Nawet tak nie myślałam. Ja po prostu się spieszę i nie chcę panu zawracać głowy.
- Potrafię szybko chodzić, co nie jest możliwe w twoim przypadku – mówił oschle, ponieważ nienawidził, gdy ktoś mu się nie podporządkowywał. Zauważył zmieszanie na jej twarz, które wywołane było jej nielogiczną wymówką – Jesteś atrakcyjną dziewczyną i do tego bezbronną. Wolisz, abym zadzwonił po karetkę czy cię odprowadził.
- Ja naprawdę nie...
- Co wybierasz? – zaostrzył swój ton, ale zdawało się, że ona tego nie zauważyła. Gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, a ona tylko spuściła głowę, złapał ją za ramię i zaczął ciągnąć w kierunku, którym dziewczyna podążała do domu.
- Proszę mnie puścić. – nie odpowiedział, tylko objął ją za ramię i zaczął powoli iść. – Dlaczego pan to robi? Dlaczego..., Auć – syknęła po chwili i gdyby nie brunet padła by na ziemie jak kłoda. – Naprawdę mnie boli... – szepnęła. Sasuke zauważył, że każdy mocny nacisk na nogę, sprawia jej ogromny ból. W pewnym sensie sprawiało mu to przyjemność, ale z drugiej to on miał zadawać ból swej ofierze. A teraz nawet przyjemniejsze będzie zabicie jej, kiedy nawet nie przypuszcza, z kim zadarła. W mgnieniu oka, podniósł ją i trzymając w dłoniach ponowił swoją wędrówkę – Puszczaj – próbował się uwolnić, ale musiała przyznać, że było jej o wiele wygodniej. Po chwili przestała się szarpać i ufnie się do niego przytuliła, aby nie spaść. Nie rozumiała zachowania tego mężczyzny, ale nie bała się go. Jego zapach był naprawdę przyjemny dla nozdrzy. Och nie powinna tak nawet myśleć o nieznajomym i to w dodatku starszym od niej. Po chwili zrozumiała, że nie powiedziała mu, gdzie ma iść, a jednak, gdy wyszedł z parku, kroczył w dobrym kierunku. – Skąd pan wie, gdzie iść? I niech mnie pan puści, ponieważ nie ważę pięć kilo.
- Właśnie chciałem się zapytać o drogę i nie jesteś wcale taka ciężka. – zapatrzyła się w jego chłodne oczy – Czy dobrze idę? – zapytał.
- Yyy...tak – odparła po chwili namysłu. – Dalej mogę już iść sama – ponowiła swoją próbę uwolnienia się od mężczyzny; jednak była bezsilna. Po chwili stanęli przy bramie jej domu. – Teraz już dojdę sama – znowu odezwał się jej paniczny głos. Sasuke powoli postawił ją i spojrzał na jej twarz pogrążoną w grymasie bólu.
- Może odprowadzę cię pod same drzwi i wyjaśnię wszystko twoim rodzicom.
- Nie! – krzyknęła i chyba szybko zrozumiała błąd swojego zachowania, bo zakryła usta dłonią – Znaczy..., dziękuję za wszystko – powiedziała i ślamazarnie otworzyła furtkę. – Dowidzenia. – odparła i kulejąc ruszyła do domu. Wzrok Sasuke spoczął na skrzynce pocztowej. Zapamiętał nazwisko i ruszył w swoim kierunku.
Wszedł do biura Orochimaru bez pytania i zastał go pakującego swoje gramoty do pudła. Mężczyzna był wysoki o bladej cerze. Miał długie czarne włosy, a ubrany był w drogi czarny garnitur. Cały wystrój gabinetu również był bogaty; ponieważ mężczyzna nie szczędził sobie luksusów. Był przecież multimilionerem! Spojrzał tylko przelotnie na swego gościa, aby zobaczyć, kto przyszedł, poczym znów zajął się usuwaniem swoich rzeczy, aby oczyścić biurko dla swojego następcy, którym miał być Sasuke.
- Co się stało? Przecież mówiłem, że zadzwonię, gdy będę coś miał.
- Nie o to mi chodzi, chciałbym użyć twoich kontaktów, aby się dowiedzieć, kim jest ten facet. – rzucił beżową kopertę na biurko obok pudła. W środku znajdowały się zdjęcia, które dzisiaj zostały wywołane. Orochimaru westchnął przeciągle i sięgnął dłonią po kopertę.
- Coś ty znowu chłopcze wymyślił? – otworzył szybko kopertę i wyciągnął jej zawartość. Przez chwilę wpatrywał się w zdjęcia, poczym spojrzał uważnie na Sasuke. – Nie muszę używać swoich kontaktów, ponieważ bardzo dobrze znam tego człowieka. To Riyo Haruno. Po czterdziestce, jest bardzo dobrym chirurgiem. Współpracował z nami kilka lat. Czego od niego chcesz?
- To już moja sprawa.
- Sasuke, to bardzo dobry chirurg. Obiecałem mu, że nigdy już o nas nie usłyszy, gdy skończyliśmy współpracę, więc...
- Ma córkę, nad którą się znęca.
- To już nie nasza sprawa – znowu zaczął pakować swoje „zabawki". – Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że on był zawsze zazdrosny o swoją córkę. Czyżby ona była twoim celem? Chcesz ją zabić? Bo jeżeli tak to ułatwisz jej tylko życie. Zawsze prowadził wielki rygor w stosunku do niej, ponieważ chce, aby jego córka poszła w jego ślady i nie lubi, gdy kręcą się koło niej chłopcy. Widziałem ją jest naprawdę bardzo ładna, pewnie trudno jest mu odpędzić od niej adoratorów.
- Patrząc na nią, nie żałuję, że rodzice mnie odrzucili. Nie wiesz jak ona się zmienia, gdy wraca do domu.
- Czyżby współczucie, Sasuke to zbędne uczucie. Jedno z najgorszych emocji, jakie wzbudzają się w człowieku
- Nie Orochimaru. To ta twoja parszywa miłość jest zła. – Długowłosy pokręcił przecząco głową, ale nie odezwał się, ani słowem. Dopiero po dobrej minucie zabrał glos widząc, że Sasuke oczekuję jego zdania na ten temat.
- Też kiedyś byłem taki jak ty. Kiedy myślałem, że Tsunade nie żyję załamałem się, a później stałem się zimną maszyną do zabijania, która nie wierzyła w miłość. Współczucie człowieka osłabia, ale miłość umacnia w sile, ponieważ robisz wszystko, aby chronić ukochaną osobę.
- A nie sądzisz, że te dwa uczucia idą w parze – warknął, nie mogąc słuchać tych bzdur z ust człowieka, którego zawsze szanował. – Ty obiecałeś temu mężczyźnie szczęśliwe życie, ale ja pod tymi słowami nigdy się nie podpisałem. – ruszył do drzwi, napinając wściekle wszystkie mięśnie.
- O co w tym tak naprawdę chodzi? Po co się w ogóle wtrącasz... – brunet złapał za klamkę, wypuszczając ciężkie powietrze.
- Mam ochotę kogoś zabić, to logiczne. Z jego córką zresztą chcę zrobić to samo... – odpowiedział, poczym wyszedł bez żadnego pożegnania.
Przez kolejne dwa tygodnie dziewczyna nie wychodziła ani na chwilę z domu. Sasuke obserwował jej dom przez cały czas, podsłuchując zresztą, co dzieję się w jej domu dzięki niezawodnej kamerze. Często przeważały krzyki, płacz i prośby. Teraz był utwierdzony w przekonaniu, że panuję tam przemoc.
- Ja już dobrze się czuję, więc jutro pójdę do szkoły. – usłyszał jej cichy głos, przepełniony strachem, który próbowała ukryć.
- Na pewno z twoją nogą wszystko dobrze? – zapytał zatroskanym głosem jej ojciec. Zatroskanym? Cóż go dzisiaj na takie czułości wzięło.
- Tak.
- Więc możesz iść, jednak od razu po szkole masz wrócić do domu. Jutro będę później, ale służąca mi powie, kiedy wróciłaś. Rozumiemy się? – mówił spokojnym, opanowanym głosem, w którym jednak dało się wyczuć groźbę, gdyby spóźniła się, chociaż o minutę. Sasuke usłyszał szelest kartki, zapewne czytał jakąś gazetę lub książkę.
- Tak tato. Pójdę się przygotować na jutro.
- Chwileczkę, wczoraj odebrałem telefon, który mnie bardzo zaniepokoił. Czyżbyś robiła w szkole nadzieję jakiemuś chłopakowi, że pójdziesz na bal.
- Nie tato, wszystkim odmawiam.
- To chyba źle odmawiasz! – krzyknął, a po chwili coś ciężkiego spadło na ziemie. Czyli czytał książkę, przeszło przez myśl Sasuke. – Posłuchaj mnie młoda damo; jeżeli dowiem się, że opuściłaś jakieś zajęcia lub spotykasz się po szkole z jakimś chłopakiem, to obiecuję ci skarbie, że nie będę już taki dobry. Rozumiemy się?
- Tak...tato.
- To dobrze, wiesz, że bardzo cię kocham i chcę dla ciebie jak najlepiej, ale czasami trzeba potrząsnąć ukochanymi osobami, aby zmądrzały. Widzisz, co twoja matka ze mną wyrabia? Ciągle próbuję postawić na swoim, czy ona nie widzi, że niszczy i mnie. Ja się skarbie tylko bronię, więc nie mniej mi za złe, że twoja matka czasami dostaję nauczkę. – czasami? Odkąd zaczął ich podsłuchiwać, co chwilę obydwie kobiety dostawały i to z błahych powodów. A to, że jego żona zamiast użyć odtłuszczonego mleczka do kawy niechcący nalała mu tłuste; a to, że wygląda tak okropnie, że nie może jej zabrać na bankiet charytatywny i wiele innych powodów. Natomiast Sakura, gdy tylko odezwała się na temat balu oberwała tak, że przez dwa tygodnie nie wychodziła z domu. Jego miłość do córki była chora. On więził ją w domu by mogła być ciągle przy nim. Chciał, aby jej przyszłość toczyła się wokół medycyny. Ten mężczyzna nie dawał jej wolności. Ona była zwykłym więźniem w własnym domu.
Skończył się właśnie uroczysty obiad, na którym najgroźniejsi i najważniejsi zabójcy zostali poinformowani o „emeryturze" Orochimaru i przejęciu sterów, przez Sasuke. Teraz obydwaj mężczyźni szli na spotkanie z załogą Orochimaru. Oni też musieli wiedzieć, kto tu teraz rządzi; chociaż zapewne się domyślali, gdy zauważyli, że Orochimaru odbija na punkcie Tsunade. Wszyscy stali uzbrojeni, patrząc dokładnie w ich kierunku. Orochimaru zatrzymał się, opierając dłoń o barierkę.
- Od dzisiaj Sasuke jest waszym szefem. Każde jego polecenie ma być wykonane. Suigetsu – niebieskowłosy mężczyzna w czarnym garniturze wyłonił się z szeregu – Ty wprowadzisz Sasuke i wszystko mu jeszcze raz dobrze wytłumaczysz. Ja spieszę się na samolot – zerknął na zegarek na lewym nadgarstku – Życzę ci powodzenia Sasuke – poklepał go po ramieniu i wyszedł. Wszyscy skłonili głowy, a później spojrzeli badawczo na bruneta.
- Nie musisz mnie oprowadzać, już wszystko wiem.
- Dobrze, ale gdyby coś było nie jasne to wtedy proszę pytać, szefie – Sasuke skinął głową, a później zwrócił się do swojego zespołu
- Na razie zajmujcie się tym co przydzielił wam Orochimaru, każde raporty mają być zdane ustnie nie musicie niczego pisać. Każdą sprawę omawiacie od razu ze mną. Mam nadzieję, że nasza współpraca zaowocuję bez żadnych konfliktów. – mówił surowo. Wiedział, że zapanować nad tymi ludźmi można tylko żelazną ręką. Gdy tylko skończył mówić zaczął kierować się do swego nowego gabinetu. Mężczyźni z mafii schylali głowę z szacunkiem, gdy przechodził obok nich.
Obserwował ją od wyjścia ze szkoły. Jej smutną twarz znowu rozjaśnił uśmiech. Sasuke westchnął. Nie chciał się przed sobą przyznać, ale coraz częściej żal mu się robiło tej dziewczyny, a coraz bardziej myślał nad swoim szczęściem, że nie miał rodziny. No dobrze, może by miał lepiej, ale też nie wiadomo. Ten świat jest tak skonstruowany, że przetrwają tylko najsilniejsi, a słabi są niszczeni. On też mógł być słaby, tak samo jak ta dziewczyna. Jej ojciec rządził w domu i poniewierał swoją rodziną. Westchnął cicho i zauważył, że stracił ją z oczu. Jakim cudem? Wypuścił ciężkie powietrze i ruszył na rynek patrząc na dużą okazałą choinkę przystrojoną wielobarwnymi bombkami i dekoracjami; przy której się zatrzymał. Zastanawiał się jak święta wyglądają u tej dziewczyny. Zapewne muszą być doskonałe, przecież Pan domu nie pozwoli na żadne błędy. Czy na ten jeden dzień udają kochającą się rodzinę? Czy zapominają o wszystkich przykrościach, jakie czekają je, na co dzień? Ile razy fałszywe słowa padają w ten dzień i uśmiechy? Przecież te kobiety są wyniszczone psychicznie. Już jutro święta. Dla niego one nie istniały i tak spędzał je sam; ale wielu ludzi uważa ten okres za najszczęśliwszy na świecie.
- Przepraszam...- usłyszał cichy, aksamitny głos po swojej lewej stronie. Odwrócił swoją głowę i ze zdziwieniem stwierdził, że stoi koło niego dziewczyna, o której często myślał. – Czyli jednak to pan. – uśmiechnęła się delikatnie. – Nie wiem czy mnie pan jeszcze pamięta, ale zaniósł mnie pan do domu. Chciałabym podziękować i przeprosić, zachowałam się bardzo niegrzecznie...
- To nic. – odpowiedział chłodno.
- Czyli jednak mnie pan poznaje – odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na jej rozweseloną twarz. Dlaczego ona tak się cieszy, jeżeli nosi na sobie taki ciężar. – Myślałam o panu bardzo długo, bo...
- Ja się spieszę, a na ciebie chyba czekają koleżanki – syknął widząc odbijające się w bombce dwie sylwetki dziewczyn.
- Tak, ale ja mam coś dla pana... – zerknąłem na nią widząc jak zaczyna grzebać w swojej torebce. Po chwili wyciągnęła dwie czarne wełniane rękawiczki. – Miał pan takie zimne dłonie, dlatego pomyślałam, że zrobię panu rękawiczki. Wiem, że to trochę obciachowe i może już pana dziewczyna zrobiła kiedyś takie w prezencie dla pana, ale...
- Nie mam dziewczyny – warknąłem.
- Naprawdę – uśmiechnęła się szerzej. – A przymierzy je pan, przynajmniej teraz. Później jak pan chcę to może je nawet wyrzucić, jeżeli nie będą się podobać. – spojrzałem na nią zaskoczony. Wyciągnąłem dłoń z kieszeni płaszcza, a ona z szerokim uśmiechem założyła mi ciepłą wełnianą rękawiczkę. Była w sam raz. – Pasuję – pociągnęła za moją drugą dłoń i założyła drugą rękawiczkę. – Od razu cieplej, prawda? – zapytała. Westchnął cicho, dalej był zaskoczony jej zachowaniem. Jeszcze nigdy niczego nie dostał w taki sposób i to jeszcze w święta. – Nie musi pan odpowiadać, to dowidzenia. – uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Spojrzał na rękawiczkę i zauważył wyszytą literkę „S" skąd ona wie?
- Czekaj! – zawołał. Dziewczyna odwróciła się z uśmiechem i patrząc na niego podbiegła znowu do mężczyzny. Jej noga była już zdrowa!
- Tak?
- Wiesz jak się nazywam?
- Nie – pokręciła przecząco głową.
- To dlaczego jest tu inicjał „S"? – spuściła głowę zawstydzona.
- Ponieważ, moje imię się zaczyna na literkę „ S" chciałam aby pan mnie pamiętał.
- A skąd miałbym to wiedzieć, przecież nie znam twojego imienia. – zauważyłem. Dziwne, ale naprawdę nie wiedział jak ma na imię, chociaż podsłuchiwał ją od prawie trzech tygodni.
- Nazywam się...Sakura, a pan?
- Sasuke. – nigdy nie zdradzałem swojego imienia ofierze, ale teraz czułem że muszę.
- Ach, to rzeczywiście może służyć, jako pana inicjał. Ma pan jakieś plany na jutro? – widać było jak ciekawość z niej docieka. – Pana rodzina mieszka tutaj?
- Nie mam rodziny.
- Och przepraszam.
- Nic się nie stało – nagle przypomniało mu się, że ona miała być w domu od razu po szkole. Dlaczego ona tak dziwnie postępuję? – idź już lepiej....
- Hai – skłoniła się i pobiegła do koleżanek, machając mu na pożegnanie.
Siedział w samochodzie, kiedy pod dom Haruno podjechała karetka na sygnale. Było źle, jednak to nie Sakure zabierali tylko jej matkę. Służąca na szczęście nie wygadała się, że dziewczyna nie wróciła od razu. Jednak matka Sakury znowu próbowała bronić córkę prosząc męża, aby poszła na bal. Skończyło się to dla niej bardzo źle. Ponieważ mężczyzna bił ją bez opamiętania. A co powiedział lekarzom, że żona spadła ze schodów. Ich święta jednak nie będą takie kolorowe. Zacisnął dłonie na kierownicy słysząc, jak mężczyzna znowu krzyczy na córkę. Jego wzrok mimowolnie padł na siedzenie pasażera, gdzie leżały czarne wełniane rękawiczki. Nie tylko jego ręce ociepliły...
- Jutro masz nigdzie nie wychodzić, rozumiemy się? – rozkazał ostrym tonem.
- Tak, tato.
- Mam jutro ważną operację, ale postaram się szybko wrócić. Przecież nie zostawię swojej kochanej córeczki w ten magiczny dzień samej. Już i tak twoja mama mnie zawiodła. – usłyszał kroki – idę się położyć ty też to zrobisz, gdy przeczytasz książkę, którą ci dałem.
- Dobrze – powiedziała smętnie, a jeszcze dzisiaj na jej twarzy widział takie szczęście. Jak on może tak niszczyć swoją rodzinę? Tego Sasuke w ogóle nie rozumiał.
Usłyszał szmery w jej pokoju, co chwilę niespokojnie krzątała się w nim, co jakiś czas przysiadając i głośno płacząc. Była zdruzgotana. Przecież jej matka ledwo uszła z życiem. Przez tego brutala nadal walczy o życie. Nic dziwnego, że dziewczyna się boi, przecież na pewno nie uśmiecha się jej życie z samym ojcem.
Spojrzał na radio samochodowe, była już 7:10 rano. Sakura prawie w ogóle nie przespała tej nocy. Dzisiaj święta...Westchnął, a do jego głowy powróciły słowa Orochimaru: „ułatwisz jej tylko życie". No tak, gdyby ją zabił to, co on by miał z tego? Kompletnie nic; ponieważ zabiłby osobę, która i tak cierpi. To żadna satysfakcja.
Zdziwiony spojrzał na drzwi domu Haruno. Usłyszał szybkie kroki stawiane bardzo cicho. Dziewczyna poruszała się jak kotka. Sasuke od razu załapał, co ona chcę zrobić. I tak jak przypuszczał zaraz drzwi się otworzyły i różowowłosa wymknęła się niepostrzeżenie. Co za wariatka! Dlaczego tak ryzykuję, wiedząc, że ojciec jest jeszcze w domu. Przecież jak chciała wyjść to mogła zrobić to pod jego nieobecnością. Ta dziewczyna naprawdę lubi igrać z ogniem. Zauważył, że idzie w znanym mu kierunku. No tak była tam częstym gościem, zresztą on również. Jechał za nią powoli, jednak widząc swoje ślimaczenie się w samochodzie spowodowane wolnym tempem dziewczyny, postanowił zaparkować samochód i iść na nogach. Tak było o wiele wygodniej i przynajmniej nie będzie robił korków. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyszedł z samochodu załączając alarm, po chwili odnalazł wzrokiem różowowłosą, która wybrała do kogoś numer. Był za daleko, więc nie słyszał prowadzącej się między nimi rozmowy, jednak mógł zauważyć po spięciu Sakury, że nie tego oczekiwała. Wrzuciła komórkę do torebki i skręciła w prawo, gdzie już niedaleko rozpościerała się przytulna kawiarnia, w której często spędzała czas z przyjaciółkami, gdy ojca w domu nie było. Przynajmniej tak mógł wnioskować, jeżeli nie pozwalał jej wychodzić z domu, tylko uczyć się i oglądać medyczne programy. Przecież ona już pewnie posiadała większą wiedzę niż jej ojciec. Gdy tylko dziewczyna weszła do środka, Sasuke odczekał pięć minut i również tam wszedł. Zauważył ją siedzącą przy jednym ze stolików z kubkiem parującej herbaty i omletem. Przed sobą miała kolorowe czasopismo, które przeglądała uważnie. Czyli sama go nie zauważy. A przecież nie może tak do niej podejść...Westchnął próbując opanować złość, która nadeszła wiedząc, że pierwszy raz nie wie jaki postawić krok. Ściągnął czarne rękawiczki i podszedł do lady, przed którą stała trzydziestoletnie kobieta.
- Dzień dobry, co pan sobie życzy...? – spojrzałem w lustro przed sobą patrząc na stolik różowowłosej, więc dopiero po chwili, kiedy stojąca za ladą kobieta po raz drugi o sobie przypomniała; złożył zamówienie.
- Kawę.
- Coś jeszcze?
- Na razie nie. – kobieta podeszła do ekspresu do kawy przygotować jego zamówienie, a on tym czasem zaczął przyglądać się swojej niedoszłej ofierze. Wyglądała tak normalnie, a jednak w jej głowie na pewno panował chaos. Ciekawe, co ona w ogóle kombinuję?
- Proszę pana kawa – przed nim na ladzie wylądowała biała filiżanką o aromatycznym zapachu. Napił się łyka czarnej cieczy i zabierając dzisiejszą prasę, ruszył do stolika najbliżej położonego przy stoliku zajmowanym przez różowowłosą. Udawał, że w ogóle jej nie zauważył. Usiadł i pijąc kawę czytał gazetę, jednak tak naprawdę czekał...i czekał. Czy tą dziewczynę nie interesuję, co się wokół dzieję? No przecież on nie zacznie z nią rozmawiać. To było by poniżej jego godności. A w ogóle, po co chce z nią rozmawiać?! No tak, trzeba wyciągnąć z niej kolejne informację. Podniósł filiżankę do ust i dopiero wtedy zauważył, że wszystko już wypił. Westchnął przeciągle i skinął dłonią do kobiety stojącej za ladą. Podeszła do niego i spojrzała od razu na filiżankę.
- Dolać kawy.
- Tak, poproszę... - zobaczył jak różowowłosa za kelnerką z ciekawością spojrzała w jego stronę. Chyba poznała go po głosie. Punkt dla niego. Kiedy kelnerka poszła po dzbanek z kawą, Sasuke rozłożył gazetę. Usłyszał chrząkniecie, ale chociaż wiedział, do kogo należało zlekceważył je. Dopiero, gdy kelnerka wypełniła jego filiżankę gorącą kawą odłożył gazetę. – Dziękuję – odparł chłodno, poczym niby bezinteresownie spojrzał w kierunku różowowłosej, która natychmiast się uśmiechnęła.
- Dzień dobry – powiedziała, odkładając swoje czasopismo i przenosząc swoją całą uwagę na siedzącego w równoległym do niej stoliku mężczyźnie. Sasuke skinął tylko głową i upił łyka kawy, zastanawiając się co dalej...Przecież cały czas się zastanawiał jak zwrócić na siebie jej uwagę, a teraz jak miał zacząć rozmowę. Spojrzał na nią dokładnie. – Mogę się przysiąść? – zapytała z promiennym uśmiechem, a później spojrzała na jego stolik i już bez pozwolenia mężczyzny przeniosła się do jego stolika. – Nie wyrzucił ich pan – dotknęła rękawiczki z niedowierzaniem.
- A dlaczego miałbym je wyrzucić? Są przydatne i do tego ciepłe. I czuć, że się starałaś – nachylił się w jej kierunku, poczerwieniała po twarzy, szczerze się uśmiechając.
- Zawsze się staram, gdy coś robię.
- To dobrze o tobie świadczy. – różowowłosa złapała go za dłoń i delikatnie ścisnęła. Sasuke spojrzał na to z niedowierzaniem. Nigdy nie czuł takiego cudownego uczucia. To było miłe i bardzo ciepłe uczucie. Wycofał powoli dłoń i upił łyka kawy.
- Ma już pan jakiś plan na spędzenie tych świąt? – znowu ta ciekawość jak zeszłego dnia.
- Nie obchodzę świąt – odparł chłodno.
- Nie? Dlaczego? – jej dociekliwość zaczęła go irytować, ale nie dał tego po sobie poznać, w zamian za to zaatakował ją z drugiej strony.
- A dlaczego ty nie jesteś w domu i nie pomagasz w przygotowaniach? – zauważył w jej oczach smutek, jednak na jej twarzy dalej igrał uśmiech, tyle że sztuczny.
- Już wszystko mamy przygotowane. Umówiłam się z koleżanką, ale ona nie mogła przyjść – czyli to zapewne do niej dzwoniła, chyba, że kłamie. – To może pan da się namówić na kino?
- Kino? Powinnaś chyba być w domu. A po drugie znasz już moje imię, więc nie musisz cały czas mówić mi przez „Pan". – spojrzała uważnie w jego oczy, a następnie odpowiedziała na jego pytanie.
- Wigilie mam dopiero o 18, a jest dopiero po ósmej. To co pójdziemy do kina? Puszczają niezły horror „Święta w górach". Widziałam zwiastun i zapowiada się naprawdę świetnie.
- Nie panikujesz na widok krwi? – pokręciła przecząco głową z uśmiechem
- Nie. Idę na studia medyczne i widziałam już o wiele gorsze widoki. Kiedyś tata zabrał mnie na sekcje zwłok; były naprawdę zmasakrowane. Uwierz mi widziałam już wiele rzeczy o wiele gorszych niż w tych horrorach. – zapewniła.
- Może powinnaś interesować się tym, czym dziewczyny w twoim wieku, a nie „zabawami z ciałem człowieka"
- Czyli?
- Nie wiem, ale na przykład: chłopakami lub...
- Ja na razie muszę dobrze zdać maturę, a później z dobrym wynikiem przejść rekrutację na Uniwersytet – przerwała mu bawiąc się uszkiem kubka, z którego sączyła już zimną herbatę – Na przyjemność znajdę później czas. – Sasuke zmarszczył brwi, te słowa nie należały do niej, tylko jej ojca.
- Za ile 5 lat, 10. Nie powinnaś pozwalać rządzić swoim życiem...
- Co? Ale skąd...- Sasuke ugryzł się w język wyciągając ze spodni portfel, z którego wybrał kilka banknotów. Położył je na stoliku, poczym wstał.
- To co idziemy do tego kina? – dalej patrzyła na niego badawczo i niepewnie. Przecież prawie co się nie wydał. – Z chęcią zobaczę „Święta w górach" – dodał.
- No dobrze – uśmiechnęła się nieśmiało. Sięgnęła po płaszczyk i założyła go zapinając guziki. Gdy tylko sięgnęła po portfel, Sasuke złapał ją za dłoń.
- Pozwól, że zapłacę... – niepewnie skinęła głową. Kelnerka sfinalizowała ich rachunek, z reszty dostając sowity napiwek. Obydwoje chwilę później szli alejką na rynek.
- Ładnie w tym roku jest na dworze. W zeszłym roku w Wigilię nie było ani grama śniegu, spad dopiero z tygodniowym opóźnieniem. Och cudownie – zaśmiała się, kucając i nabierając w dłoń trochę śniegu, z którego ulepiła kulkę – Taki mały a daję tyle szczęścia ludziom.
- Nie rozumiem tego.
- Szczerze? Ja też nie, ale to już tak jest. Każdemu w inny sposób się podoba – obdarzyła go słodkim uśmiechem rzucając śnieżką przed siebie. Może ona miała i rację. Dzieci cieszą się na śnieg bo mogą lepić bałwany, zjeżdżają na sankach lub rozpoczynają walki na śnieżynki. A jemu poprawia się humor, gdy widzi krew na puszystej bieli. Poczuł jak coś mokrego zderza się na jego czole. Podniósł głowę w górę i spostrzegł jak coraz mocniej spadają krople. – Pada deszcz... – szepnęła jakby w zamyśleniu. Sasuke spojrzał na nią ze zdziwieniem, kiedy cicho chichocząc zaczęła okręcać się wokół własnej osi.. Brunet pokręcił głową z irytacją, poczym podszedł do niej łapiąc ją za dłoń i zmusił do biegu. Dziewczyna nie sprzeciwiała się tylko biegła za nim równym tempem, mocno ściskając przy tym jego dłoń. Podciągnął ją pod dach kina i delikatnie przytrzymał, kiedy padła w jego ramiona. – Yyy...to....
- Wejdźmy może do środka. – zaproponował i nie widząc żadnej reakcji z jej strony ruszył do wejścia. Chwilę po tym i dziewczyna kroczyła przy nim.
- To ja kupię bilety, przynajmniej tak odwdzięczę się za śniadanie.
- Posłuchaj, nie pozwolę, abyś stawiała mi kino. Mam pieniądze, więc pozwól, że to ja zapłacę. – odparł, odwracając się w kierunku kasy; mając nadzieję, że skończył temat. Jednak dziewczyna złapała go za dłoń, zatrzymując go.
- Ale to ja cię zaprosiłam, Sasuke – drgnął słysząc swoje imię w jej ustach. Wymówiła je tak subtelnie...
- A ja przyjąłem zaproszenie; również z powodu tego, że to ja zapłacę za bilety na seans.
- Hmm..., no dobrze. Ale ja kupię popcorn i napój. Przynajmniej tyle mogę, co...? – uśmiechnęła się łobuziarsko, dość prowokująco jak dla niego położyła dłoń na jego klacie.
- Dobrze jak chcesz – chciał odtrącić jej dłoń, ale ona szybciej ją zabrała. Uśmiechnęła się słodko i odwróciła tanecznym krokiem; ruszając do kinowego bufetu. Brunet natomiast ruszył do kasy, tylko dwie osoby były przed nim, ale nic dziwnego był ranek i do tego wigilia, więc mało kto w takich momentach opuszcza domy.
- Dwa bilety na „Święta w górach". Wolałbym na balkonie...
- Tak jest proszę pana – powiedziała kasjerka wyciągając dwa bilety. – Seans rozpocznie się za 10 minut. – Sasuke skinął głową i zapłacił za bilety, poczym podszedł do różowowłosej, która miała problem z zabraniem całego prowiantu. Pomógł jej zabierając kubeł popcornu i cole.
- Dziękuje.
- Chodź zaraz się rozpocznie. Mamy miejsca na balkonie – poinformował ją.
- No to chodźmy – zawtórowała szczęśliwa, na wieść o balkonie. Stamtąd były najlepsze miejsca, ale i cena biletu była droższa.
Zajęli swoje miejsca i już po kilku minutach seans się zaczął. W niektórych momentach było naprawdę strasznie i tylko wtedy Sakura mocno zaciskała dłoń na jego ręce. Ale tak, wciąż dzielnie znosiła krwawe rzeźnie, których w tym filmie było przeogromnie wiele. Oczywiście tylko główni bohaterowie przeżyli masakrę z szalonym rzeźnikiem z gór. Po skończonym seansie, który trwał prawie dwie godziny, wyszli z kina. Przy okazji zatrzymując się w toalecie, gdzie Sakura musiała ugasić swoje potrzeby. – Sasuke, a może..., jeżeli masz jeszcze czas; to może pójdziemy na pizze. Ale teraz już naprawdę ja płacę.
- A wigilia? Jest już prawie dwunasta...
- No tak, ale jak ci mówiłam wszystko jest już przygotowane, więc masz jeszcze czas czy jednak będziesz coś robił w ten dzień?
- Okey, ale pod jednym warunkiem. Ja zapłacę za pizze i bez żadnych sprzeciwów; bo inaczej wracam do swoich zajęć.
- Czyli jednak ci przeszkadzam? – posmutniała.
- Nie – odezwał się dość szybko, co nawet dla niego było zaskakujące. – Chodźmy na tą pizze – ruszył w stronę pobliskiej pizzerii mając przy boku różowowłosą prześliczną dziewczynę.
Usiedli przy stoliku obok wielkiego okna, z którego mieli widok na piękny rynek Tokio.
- Państwa pizza Capriciosa – kelner położył na stole zamówienie i szybko się ulotnił, zostawiając ich samych. Różowowłosa urwała kawałek i ugryzła.
- Pyszna – przełknęła kąsek, patrząc na bruneta pytająco – Dlaczego nie jesz? Mam coś na twarzy? – dopytywała widząc jak wpatruje się w nią.
- Zamyśliłem się. – zabrał jeden kawałek pizzy – Chyba lubisz fastfoody.
- Nie wszystko, tylko pizze, czasami frytki i tortille.
- Nie widać. Masz...świetną figurę – różowowłosa zachichotała cicho, patrząc na niego uważnie.
- Ćwiczę, pływam. Uwielbiam sport; a do tego nie myśl, że jem jak najęta. – ugryzła kolejnego kęsa. – Ale chyba nie będziemy rozmawiać o tym, co jem – kolejny raz zachichotała. Jest taka szczęśliwa; jakby w jej życiu w ogóle nie było ojca, który ją biję. Sasuke nienawidzi takich osób, ale ona była taka inna...; przecież Sakura tylko udawała szczęśliwą. Chociaż z nim zachowywała się jakby naturalnie. To sprawiało, że czuł się naprawdę wyjątkowo. Tylko, dlaczego? Przecież był mordercą i nie miał żadnych uczuć. A jednak tu czuł małą słabostkę. Przyglądał się jej ustom, które otwierały się za każdym momentem, gdy ze smakiem zjadała kolejne kąski. Spojrzał przelotnie na zegarek. Robiło się coraz później, co oznaczało, że Sakura za niedługo będzie się zbierać do domu. Dziwnie się czuł.... Przecież nigdy nikogo nie potrzebował. I teraz też nie zamierzał. Ugryzł kęs pizzy, aby zaćmić myśli, które się w nim wciąż kołatały. No cóż, trzeba zacisnąć pasa i skończyć ten rozdział. Przecież nawet nie powinien rozmawiać ze swoją niedoszłą ofiarą. Z resztą to pierwszy raz oszczędził swoją ofiarę przed śmiercią. Przez chwilę miał nawet wątpliwości, czy zrobił to tylko z tego powodu, że odrobinę żalu poczuł do niej, widząc, jaka przemoc panuję w jej domu. Jej uśmiech wywoływał u niego bardzo dziwny stan, którego nie mógł zrozumieć. Przecież on nawet nigdy nie rozmawiał z kobietą. Może był staroświecki, ale nie uważał, aby kobiety miały, co do gadania. A jej nawet lubi słuchać. Ma taki ładny głos. A on nie zna się na stosunkach damsko-męskich. Zresztą, po co mu to? Ma wygląd, a to działa na kobiety już przy pierwszym spotkaniu, a tak w ogóle kobieta nie jest mu potrzebna do życia. Może tylko czasami, ale wtedy marny jej los. Zerknął na różowowłosą, która wpatrywała się z delikatnym uśmiechem na choinkę. Pewnie myśli o swojej wigilii. Ciekawe czy kiedykolwiek miała taką prawdziwą, w której nie musiała udawać? A zresztą, co go to obchodzi? No właśnie to jest najgorsze, coraz częściej zawraca mu głowę. Przecież przez tyle tygodni zajmował się zagadką związaną z jej zachowaniem. Poświęcił jej za dużo uwagi. Marnotrawstwo czasu!
No i tak ich rozmowa ucichła. Już lepiej mogli rozmawiać o jej sposobie na życie. Katastrofa! Spojrzała na niego przelotnie i spostrzegła znowu jego zamyśloną twarz. Pewnie miał dużo do roboty, a ona mu zajmowała czas. Położyła dłoń na kolanach zaciskając ją z całej siły. Sasuke był jedyną osobą, do której poczuła tak dużą sympatie. Jest taki opanowany, chłodny i przystojny. Mieszanka wybuchowa. Oczywiście był też dojrzalszy od reszty jej kolegów, którzy nie mogą się z nim nawet równać. Podobał się jej. Nie było, czego ukrywać. Odkąd zderzyli się w parku zaczęła o nim często myśleć, wręcz fascynować. Intrygował jej i nie potrafiła nad tym zapanować. Musi coś wymyślić, zanim Sasuke się nie znudzi i sobie pójdzie.
- Czym się zajmujesz? – swoje zamyślone spojrzenie przeniósł na jej promienną twarz. – Wyglądasz na biznesmena.
- Zgadłaś. – no przecież to w końcu w połowie prawda. Przecież przejął linie hotelarskie Orochimaru. To, że jest mordercą jest już jego sprawą.
- A czym dokładnie?
- Jestem prezesem sieci hoteli Nikko.
- Wow..., to są naprawdę ekskluzywne hotele i do tego znane na całym świecie. – usłyszał jej podekscytowanie.
- Dokładnie. Byłaś już tam? – spytał, spoglądając prosto w jej soczyste tęczówki.
- No, co ty. Jak ja nawet nie mam czasu na koleżanki; przecież ci mówiłam, że muszę się uczyć. A do tego moje kieszonkowe nie jest tak wygórowane jak myślisz. Przecież noc w takim hotelu kosztuje majątek. Chyba, że jest się kimś takim jak ty – jego wargi drgnęły w uśmiechu. – Aleś ty przystojny, gdy się uśmiechasz – zachichotała. Sasuke nie potrafił powstrzymać tego uśmiechu. To był pierwszy uśmiech od kilkunastu lat. A może nawet i jego pierwszy uśmiech.
- Jest 13, więc jak szybko zjemy tą pizze; to jeżeli będziesz chciała możemy pojechać do tego hotelu. – zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale jak zauważył dziewczyna nie przejęła się tym.
- Och, naprawdę? Będziesz moim przewodnikiem?
- Tak będę – dziwny dreszcz obiegł jego ciało, gdy zobaczył w jej oczach płomienne iskry.
Po zaproszeniu do hotelu, różowowłosa zaczęła jeść dość szybko; więc i Sasuke jej dorównał, ponieważ nie chciał, aby w wigilie była objedzona. Do tego zauważył, że jego pomysł nasycił ją tak, że pizza nie była już potrzebna. – Może weźmiemy tą pizze na wynos i dokończymy w hotelu.
- To bardzo dobry pomysł – odetchnęła z ulgą, opierając się o siedzenia skórzanego fotela. – Jesteś moim wybawcą – uśmiechnęła się uroczo.
- Ubierz się, a ja każe zapakować resztę pizzy – chwilę później szli już w stronę kawiarni. Sasuke wyjaśnił Sakurze, dlaczego zaparkował tak daleko od kawiarni. Oczywiście nie podał prawdziwego powodu. Nie mógł się zdradzić, ona mu bezgranicznie ufała. Co było zaskakująco naiwne z jej strony. A do hotelu przecież nie mogli iść na nogach, to było za daleko. Usłyszał dźwięk swojego dzwonka komórkowego. Wyciągnął komórkę z kieszeni płaszcza i spojrzał na wyświetlacz. Nieznany numer... – Zaraz wrócę.
- Okey – różowowłosa zatrzymała się przy jakimś budynku, a Sasuke oddalił się kawałek, odbierając połączenie.
- Słucham?
- I jak Sasuke? Ja już doleciałem na wyspę. A ty? Zapoznałeś się dokładnie ze swoimi podwładnymi? – brunet westchnął ociężale. Że właśnie teraz musiał zadzwonić.
- Tak, słuchają się i to jest najważniejsze. – odparł szybko.
- Widzę, że jesteś zajęty. A co zrobiłeś z Haruno?
- Jeszcze nic; ale zapewne dowiesz się prędko. – odparł.
- Co ty znowu kombinujesz chłopcze? – usłyszał kolejne pytanie po drugiej stronie słuchawki. Sasuke odwrócił się patrząc na różowowłosą, która stała przyglądając się wystawionym rzeczą za witryną.
- Nic nowego. Zadzwonię póź... – przerwał, a jego telefon wyślizgnął mu się z dłoni; widząc, jakie zagrożenie czeka na Sakure. Podbiegł na nią i przewrócił ją przeturlając się po śniegu metr dalej. Po chwili usłyszeli głośny trzask. Sasuke okrył ją ciałem przed odłamkami lodu i dopiero po jakimś czasie podniósł głowę patrząc na różowowłosą, która miała zaskoczenie wymalowane na twarzy wraz z szokiem w oczach. Odwróciła delikatnie twarz w prawo i drgnęła z przerażeniem.
- O Boże..., Sasuke, gdyby nie ty. Jesteś naprawdę moim wybawcom. – dotknęła jego policzka dłonią odzianą w białe rękawiczki – Gdyby ten sopel spadł na mnie, to pewnie wbiłby się we mnie i ...
- Na szczęście nic takiego się nie stało – przerwał jej, zastanawiając się czy Wybawca w jej ustach nie ma większej wagi niż myśli. Przecież, jeżeli zabiję jej ojca, to wtedy znowu ją wybawi. Dziewczyna przybliżyła swoją twarz do jego, zamykając oczy. Sasuke rozumiejąc, co dziewczyna zamierza zrobić, odwrócił twarz w bok, a jej usta dotknęły jego policzka.
- Dziękuje – powiedziała speszona zaistniałą sytuacją. Pomógł jej wstać i ponowili swoją wędrówkę, przez którą różowowłosa w ogóle się nie odzywała. Była zawstydzona swoim czynem i dlatego zamilkła jak zaklęta. – Niezły samochód. Chyba lubisz szybką jazdę...
- Tak lubię – otworzył jej drzwi na miejsce pasażera, a potem sam usadowił się za kierownicą. Różowowłosa zapięła pasy, unikając spojrzenia bruneta. Nadal była zarumieniona, co sprawiało, że Sasuke stał się jakoś dziwnie rozbawiony. Skupił się całkowicie na drodze i tylko raz spojrzał na różowowłosą, która wzrok miała wlepiony za szybą. Patrzyła na monotonny obraz i tylko jej podnosząca klatka piersiowa świadczyła o tym, że jeszcze żyje.
Sasuke podjechał pod hotel i zaraz zjawił się parkingowy. Sasuke podał mu kluczyki i ruszył do wejścia trzymając w dłoni pizze, a zanim Sakura, która podziwiała zewnętrzny wystrój hotelu. Gdy weszli do środka aż pisnęła z zachwytu. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, tu było jak w filmach. Wszystko wyposażone z gustem. Nigdy nie widziała nic piękniejszego. – Co chcesz zobaczyć? Basen, wnętrze kuchni, sztuczny ogród, salony gier, bar,...
- Możemy dokończyć pizze w twoim pokoju – zasugerowała. Brwi Sasuke podniosły się do góry ze zdziwienia. Sakura podchwytując jak jej słowa zabrzmiały, szybko dodała – Strasznie zgłodniałam tą drogą do twojego samochodu i jeszcze ten sopel... – zachichotała nerwowo.
- Okey, chodź. – ruszyli do windy. Sasuke nacisnął na guzik. – Może zlecę kucharzowi, aby podgrzał pizze,
- Nie, nie trzeba. Taka też jest dobra – winda się otworzyła i obydwoje weszli do środka. Sasuke nacisnął na numerek z ostatnim piętrem. I w spokoju stali czekając aż winda się zatrzyma. Sasuke zastanawiał się nad tym, dlaczego popełnił tak dużą gafę, zapraszając ją do hotelu. Jego niedoszła ofiara jedzie z nim teraz windą do jego apartamentu. Przecież to absurdalne. On naprawdę oszalał! Winda się zatrzymała, a różowowłosa wyszła jako pierwsza; a za nią Sasuke.
- Chodź, tutaj na rogu – powiedział. Różowowłosa zabrała mu pudełko pizzy z dłoni, gdy Sasuke przeszukiwał płaszcz w poszukiwaniu portfela. Gdy tylko go wyciągnął zabrał kartę hotelową i otworzył drzwi. Przepuścił różowowłosą i zamknął drzwi. Różowowłosa położyła pizze na dębowej komodzie i ściągnęła płaszczyk, który Sasuke odebrał z jej rąk. Później pozbyła się i kozaczków, poczym weszła w głąb apartamentu. Umeblowanie było tak eleganckie, ale nie mogło się równać z widokiem za wielkimi oknami, które ją natychmiast urzekło. Był przecudowny. Połowa Tokio widoczna. Mega super.... Jej wzrok padł na wielkie łóżko, zaścielone granatową pościelą. Zagryzła dolną wargę, zerkając na Sasuke, który również się rozebrał i przyniósł pizze. Postawił ją na stole, na którym był wazon z pięknymi świeżymi różami. – To jedz. Jest już prawie czternasta, a chcesz przecież zobaczyć hotel.
- Yyy jasne – różowowłosa otworzyła pudełko i zabrała kawałek podchodząc do balkonu. – Ślicznie tu jest.
- Tak sobie – usłyszała przy ucho. Rozkoszny dreszcz przeleciał po jej ciele. Nie potrafiła się powstrzymać. Odwróciła się zderzając się z jego mocnym ciałem. Spojrzała mu prosto w oczy i przysunęła się jeszcze bardziej – Co robisz?
- Cii... – szepnęła, po czym stanęła na palcach i wpiła się w jego usta, zanim Sasuke zdążył zareagować. Kawałek pizzy wypadł z jej dłoni, co spowodowało, że różowowłosa zawiesiła swoje dłonie na szyi Sasuke mocno go do siebie przyciągając. Czuła coraz większe podniecenie zaistniałą sytuacją; kiedy Sasuke oddał żarliwy pocałunek. Jednak to nie trwało długo, bo zaledwie kilka sekund, ponieważ Sasuke oderwał ją od siebie i odepchnął delikatnie.
- Co ty robisz? – warknął nie ukrywając wściekłości. Różowowłosa przestraszyła się jego tonu.
- Przepraszam, ja po prostu... – ukucnęła podnosząc pizze. – Zbrudziłam dywan – nie patrzyła mu w oczy.
- Zostaw to. Obsługa hotelowa się tym zajmie – przystopował widząc jej sparaliżowanie. Ale to co Sakura zrobiła było niewybaczalne. A może, to co on poczuł było niewybaczalne? Pewnie od początku chciała go uwieść; a on dał się tak podejść. Nie no, ta dziewczyna coraz bardziej go zadziwia. Że też ma czelność tak się zachowywać. – Chyba powinnaś jechać już do domu. Zamówię ci taksówkę.
- Dlaczego? Czy jestem za mało atrakcyjna? Przecież nie widziałeś mnie całej.
- A co ty myślisz, że zaprosiłem cię do tego hotelu, aby zobaczyć jak prezentujesz się nago? Nie bądź żałosna – podwinął mankiety swojej koszuli.
- Tak zachowuję się żałośnie, bo mam wszystkiego dość. I z chęcią skończyłabym swoje życie, ale kiedy cię spotkałam to ty dałeś mi siłę. Nawet nie wiem dlaczego, przecież rozmawialiśmy ze dwa razy. Może to przez twoją stoicką postawę i ten spokój, jaki przy Tobie mam. Z Tobą czuję się tak wolno – spuściła głowę – Proszę, pozwól mi zostać dzisiaj z Tobą. – brunet drgnął słysząc jej prośbę. – I nie pytaj, dlaczego nie chcę wracać do domu.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł. – spojrzał na swoją koszule ubrudzoną sosem pomidorowym. Musiała się zbrudzić, kiedy różowowłosej spadła pizza. – Zaraz zamówię ci taksówkę – ruszył na początek do toalety.
Różowowłosa patrzyła krok za nim. Przejechała językiem po podniebieniu i szybko na palcach podbiegła do torebki. Wyciągnęła jedną gumę, którą w ekspresowym tempie przeżuwała, rzucając z siebie ubrania. Po chwili wyciągnęła gumę i rzuciła ją do popielniczki.
Stał przed lustrem przyglądając się swojej twarzy, z której spływały kropelki krystalicznej wody. Jego oddech był ociężały, a dłonie mocno ściśnięte na umywalce. Nie wiedział jak to możliwe, ale zaczął pragnąć tą dziewczynę. Czuł się jak w gorączce. Jej usta parzyły go, a on wtedy z ledwością się powstrzymał od rzucenia ją na łóżko. Wyciągnął pistolet z kabury na łydce i tak samo pozbył się samego etui. Włożył wszystko do szafeczki nad umywalką, poczym znowu swój wzrok skierował na lustro. Przemył jeszcze raz twarz, głośno wzdychając. Jego ciało było całkowicie pobudzone. I nie potrafił nad tym zapanować. On jest mordercą, jak mógł się tak podejść. Przecież jego instynkt na to nie pozwala. Wiedział jednak, że jeżeli jeszcze raz Sakura zachowa się tak nieodpowiedzialnie i pocałuję go, to Sasuke nie powstrzyma się za żadne skargi. Jego hamulec teraz jest zablokowany. Musi się jej jak najprędzej pozbyć. Wyszedł z toalety i wrócił do głównego pokoju.
- Już czas, abyś... – zastygł w bezruchu. Spojrzał na jej ciało w białej, kusej bieliźnie, a później na piękne zielone oczy, które wpatrywały się w niego z pożądaniem. Klęczała na łóżku, uśmiechając się uwodzicielsko Podszedł do niej jak gepard zapominając o wszelakich barierach. Złapał jej twarz w dłonie i mocno pocałował. Próbowała mu sprostać, ale po chwili się poddała i tylko delikatnie mruczała pokazując, że jej to się podoba. Jeżeli ojciec ją tak bronił to na pewno jest dziewicą. Ale on nigdy nie potrafił być delikatny, nie wie czy sprosta temu zadaniu. Pociągnęła go za koszulę i tak upadli obydwoje na łóżko. Sasuke dotykał każdy zakamarek jej ciała, rozkoszując się subtelnością jej skóry. Dziewczynie było bardzo dobrze, nie sądziła, że kontakt z mężczyzną może być taki przyjemny. Do tego dochodziło, że postawiła się ojcu, który na pewno teraz wściekły siedzi w domu sam. Jego reakcją będzie się przejmować później teraz najważniejszy był dla niej ten mężczyzna, który już pierwszym dotykiem wzbudził w niej zainteresowanie. Poczuła jego pocałunki na szyi i sama nie była mu dłużna. Wplątała palce w jego włosy cicho wzdychając do jego ucha.
- Tak bardzo cię pragnę Sasuke. – wyszeptała. Brunet spojrzał w jej radosne oczy i wiedział, że w jego ramionach nie udaję. Jest sobą i tego kompletnie nie rozumiał. Poczuł jak rozpina mu koszule, a następnie wkłada dłonie pod materiał, gładząc jego tors. Jeszcze nigdy nie było mu tak przyjemnie. Wiedział, że to słabość, ale nie potrafił zapanować nad swoim ciałem. Powoli zsunął ramiączka jej stanika, obdarowując jej skórę mokrymi pocałunkami. Jej oddech z każdą chwilą był bardziej przyspieszony.
- Wstydzisz...się? – zapytał, kiedy zauważył, że zacisnęła dłonie na klatce piersiowej. Zarumieniona pokręciła przecząco głową, poczym pozwoliła sobie ściągnąć górną część bielizny; gdy tylko brunet to zrobił; dziewczyna mocno się do niego przytuliła. – A jednak...
- To nie tak – szepnęła poczym odnajdując jego usta mocno go pocałowała; delikatnie rozluźniając uścisk. Sasuke widząc jej uległość złapał jej dłonie w jedną rękę i przyparł je do łóżka nad jej głową. – Sasuke... – uciszył ją gorącym pocałunkiem, gładząc jej policzek. Różowowłosa uśmiechnęła się nieśmiało, kiedy spojrzał w jej oczy. Była taka niedoświadczona w tych sprawach, jednak gdy tylko uwolnił jej dłonie, różowowłosa sięgnęła do paska jego spodni i rozpięła go, gdy on w tym czasie zajmował się jej ciałem. Nigdy nie czuła takiej przyjemności. To było dla niej coś nowego. Sasuke podniósł się nagle i w ekspresowym tempie pozbył się spodni. Sakura patrzyła z zachwytem na jego ciało, dotąd myślała, że tylko greckie posągi mogą tak wspaniale wyglądać. Jego ciało znowu przyległo do niej. Wiedziała, że to co teraz przeżyje, będzie najcudowniejszą chwilą w jej życiu. Przygarnęła go mocno do siebie, a później mocno naparła na niego, co spowodowało, że to teraz mężczyzna wylądował na plecach. Sasuke nie uśmiechała się ta pozycja, ale czując miłe dreszcze podniecenia, uległ jej. Złapał ją w pasie i delikatnie się podniósł, zanurzając swe usta w jej ponętnych wargach. Głaskał jej jedwabistą skórę na przemian przeczesując jej puszyste włosy. Oderwał się od jej ust, i zniżył się całując jej dekolt, dziewczyna przechyliła się do tyłu cicho sapiąc z rozkoszy. Czuła jak jego dłonie wkradają się pod jej dolną część bielizny. Zagryzła usta, nie mogąc powstrzymać się od wydawania odgłosów. Zawiesiła swoją prawą dłoń na szyi Sasuke i przyciągnęła się do niego, uśmiechając się uwodzicielsko. Przewrócił ją na posłanie i powoli zaczął suwać jej stringi, całując jej szyję. Jej rozluźnienie i jęki, cholernie go podniecały. Jeszcze nigdy nie czuł takiego żaru. Jego zimne ciało, wreszcie płonęło. Objęła go jedną nogą w pasie, delikatnie przejeżdżając stopą po jego łydkach. Zadrgała widząc jak ściąga bokserki i rzuca je wraz z jej stringami na ziemie.
- Bądź...delikatny – wyszeptała mu do ucha, łapiąc go za ramiona. Delikatny? On nigdy nie był delikatny! Nawet nie wie, co to znaczy! Jednak dla Sakury..., zagryzł delikatnie wargę z wściekłości. Wpił się w jej usta, a następnie próbując być jak najdelikatniejszym wszedł w nią. Dziewczyna mocno wbiła swoje paznokcie w jego plecy jęcząc w niebogłosy, kiedy przebił się przez jej błonę. Sasuke zdmuchnął jej różowe włosy, przytulając jej ciało do siebie. Próbował powstrzymać swoje zwierzęce rozpędy. Było mu naprawdę trudno, jednak udało się. Delikatnie się w niej poruszał, czekając na sygnał jej ciała. Zjechał dłonią na jej biodro, przyciągając ją jeszcze mocniej. – Och... – wymsknęło się z jej ust, a po chwili złapał jego twarz i zaczęła namiętnie całować jego usta, przeczesując jego hebanowe włosy. Sasuke westchnął w jej usta i przyspieszył swoje ruchy. Sakura czując przeogromną rozkosz rozluźniła się, obejmując go nogami w biodrach i głośno dysząc. Nie sądziła, że straci cnotę z mężczyzną, którego tak krótko zna. Ale przecież to nie jej wina, że tak na nią zadziałał, do tego od razu go polubiła. Wiedziała, że nie chodziło mu o seks. To przecież ona zaciągnęła go do łóżka. Różni ich tylko pięć lat różnicy. To nic takiego z porównaniem do jej koleżanki, która sypia z mężczyznami wieku jej ojca. Wygięła się mocniej czując jego usta na szyi i podbródku. Zamknęła oczy, delikatnie się uśmiechając. Wreszcie była w raju, którego nie chciała opuszczać. To są najlepsze święta w jej życiu, nawet jeżeli jutro wróci do domu i dostanie od ojca, nie będzie żałować. Ponieważ ten dzień wyryję się w jej głowie do końca życia. – Wesołych... Świąt – szepnęła do jego ucha, a później zajęczał przeciągle czując przecudowne uczucie, które wypełniło ją od środka. Poczuła jak opiera swoje czoło o jej ramię, cicho sapiąc. Objęła go mocno, całując w policzek. Chciała mu podziękować za ten prezent, jednak nie miała już sił. Zachichotała, gdy zaczął wodzić swoim nosem po jej szyi.
- Jeszcze nie skończyłem – wyszeptał jej do ucha, a później spojrzał w zdziwione oczy i mocno ją pocałował; szybko się poruszając. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, chcąc go od siebie odepchnąć, jednak po chwili przyzwyczaiła się do tego, a nawet poczuła przeogromną rozkosz. Sasuke zniżył twarz całując jej piersi, które falowały pod wpływem szybkich ruchów kochanka. Dziewczyna zagryzła mocno wargi zaciskając palce na prześcieradle; aby powstrzymać się od wydania głośnego krzyku.
- Sasuke...! – krzyknęła dochodząc po raz drugi tego magicznego dnia. Chwilę po niej i Sasuke otwarły się wrota przeogromnej rozkoszy. Wyszedł z niej, ale nie kończył pieścić jej ciała. Ucałował jej brzuch, dotykał dłonią jej kwiatu rozkoszy. Później podniósł się i całował ją po szyi, policzkach, czole i powiekach. Dziewczyna zachichotała słodko, a Sasuke poczuł wreszcie, co to znaczy być szczęśliwym. Uśmiechnął się i pocałował ją namiętnie w usta, kładąc się obok na plecach. Dziewczyna od razu wykorzystała sytuację i przytuliła się do niego, całując go w podbródek i kładąc głowę na jego klacie.
- To jest najlepszy dzień w moi życiu – szepnęła zmęczona. Sasuke przeczesał jej włosy, a po chwili objął. Dla obydwóch był to przełomowy dzień. Różowowłosa straciła cnotę i wreszcie stała się kobietą, a on w pełni poczuł, co to znaczy być szczęśliwym. Było mu naprawdę dobrze; czuł się wyjątkowo, kiedy mówiła o nim w ten sposób. Przecież widział ile chłopaków startowało do niej, a ona jednak wybrała jego. Ciekawe czy zrobiłaby to, gdyby dowiedziała się, że jest mordercą? Spojrzał na jej twarz. Wygląda tak niewinnie, a przecież jest w tak wielkim zagrożeniu. Jakby owieczka kusząca głodnego wilka. Ucałował ją w czoło, ale usłyszał tylko pomruk. No cóż była zmęczona, więc szybko zasnęła.
Podjechał pod dom państwa Haruno i zgasił silnik. Czuł jeszcze na ustach słodki smak malin. Już kobiecych i ponętnych ust. Spojrzał w przednie lusterko, wyciągając z schowka mały, ale bardzo celny pistolet. Otworzył drzwi i wyszedł krocząc do wielkiego domu, w której nadal świeciło światło. No cóż tatuś pewnie wściekły, że córuni nie ma, zresztą ona przeżywała najważniejsze chwilę w życiu kobiety. Zadzwonił do drzwi i już chwilę po tym otworzyły się, a w nich ukazała się wściekła twarz mężczyzny w średnim wieku, który wykrzyknął imię córki. Jednak widząc kogoś innego jego temperament przystopował.
- Dobry wieczór czy pan Haruno?
- Tak czy coś się stało?
- Ja chciałbym z panem porozmawiać przez chwilę. Wiem, że są święta, ale to naprawdę ważne. Chodzi o moją mamę, która miała dzisiaj operację. – przydatne były informację, których się nasłuchał.
- No dobrze proszę wejść. – Sasuke ruszył za gospodarzem do salonu. Od razu rzucił mu się w oczy album ze zdjęciami i prawie pusta butelka koniaku.
- Napiję się pan czegoś?
- Nie – odparł chłodno, bez cienia grzeczności.
- Więc o co chodzi? Pańska matka czuję się dobrze. Przebudziła się już z narkozy; ale szczerze mówiąc nie wpisała nikogo w luce z rodziną. – powiedział nie zwracając uwagi na ton gościa.
- No racja, ponieważ ja nie mam matki. – spojrzał na zdziwioną twarz brązowowłosego mężczyzny i dodał – Dziwnie pan spędza święta.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi i dlaczego pan mnie okłamał. – warknął łapiąc za kieliszek i pijąc ostry trunek.
- Bez żony i córki. Trochę smutne, co nie?
- Słucham? – brunet uśmiechnął się kpiąco łapiąc w dłoń ramkę, na której była różowowłosa w mundurku wraz z ojcem i matką.
- Ładniusia.
- Niech pan to lepiej zostawi i się wynosi!
- Musi nieźle zawracać w głowie mężczyzną, a w łóżku jest cudowna.
- Zamknij pysk – złapał go za koszule, jednak Sasuke odepchnął go uderzając pięścią w twarz.
- Twoja córka jest naprawdę gorąca i do tego taka namiętna. Musze przyznać, że jej niedoświadczenie bardzo mnie podnieciło. Niech się pan nie martwi zajmę się nią porządnie – wygiął usta w straszliwym uśmiechu. Haruno ponowił swój atak, ale wtedy padł pierwszy strzał w lewą nogę, później w prawą. Mężczyzna opadł na ziemie, krzycząc w niebogłosy. – Nikt ci nie pomoże, sam przecież o to zadbałeś, gdy w dzień i noc znęcałeś się nad swoją rodziną. Dźwiękoszczelne drzwi, bardzo dobry pomysł. – uśmiechnął się – Powiedź mi czy jest coś w tym domu, bez czego Sakura nie może się obejść.
- Medycyna – syknął, podczołgując się w stronę Sasuke.
- Medycyna? To ty jej na przymus wpychałeś tą dziedzinę do głowy. Nie dałeś jej nawet wyboru. – Sasuke kopnął go w brzuch, kiedy mężczyzna dotknął jego nogawki spodni. – Zresztą sam sprawdzę. – brunet przyłożył pistolet do głowy mężczyzny i strzelił. Spojrzał na krew wypływającą z jego głowy. Idealnie! Ruszył szybkim krokiem po schodach do pokoi, poszukując tego jednego. Znalazł go za drugim podejściem. Był schludny i czysty. Miała mnóstwo książek, które ułożone były alfabetycznie. Prawie 75% dotycząca medycyny. Spojrzał na jej biurko, na którym była ramka ze zdjęciem. Wziął ją do ręki. Na fotografii znajdowała się Sakura i jej matka. To na pewno dziewczyna chciałaby zachować, zdjęcia przecież dla każdego są ważne. Otworzył szafeczkę w biurku i tam również znalazł album. Otworzył go, przekartkowując. Były to zdjęcia od najmłodszych lat, na żadnym nie było jej ojca. Wyciągnął za płaszcza folie, w jakich policjanci trzymają dowody i włożył tam swoje znalezisko. Tak samo jak srebrny medalion z sercem, w którym była miniaturka fotografii z ramki. Reszta nie wyglądała na ważne. Trzymając to w dłoni, zszedł na dół do salonu, gdzie leżało ciało mężczyzny. Podszedł do stoliczka, na którym stał koniak. Wziął go do ręki i oblał wszystkie meble. Następnie podszedł do otwartego barku i wyciągnął dwie butelki Sake, którymi oblał ciało mężczyzny i schody prowadzące na parter. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Zaiskrzył ogień i rzucił na ciało mężczyzny. Języczki ognia w zaskakującym tempie rozeszły się po jego całym ciele, zżerając wszystko po drodze. Sasuke odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Zamknął za sobą dokładnie drzwi i ruszył do samochodu. Dzielnica była pusta, więc nikt nie mógł go zauważyć. Było już zresztą późno i wszyscy siedzieli przy stole wigilijnym. Wsiadł do samochodu przez chwilę przyglądając się domu, w którym nie było ani grama szczęścia. Położył ważne rzeczy dla Sakury na siedzeniu pasażera i odpalił silnik. Musiał z kimś jeszcze porozmawiać, zanim on zdobędzie swoje szczęście.
Otworzył drzwi kartą i wszedł do środka. Rozebrał się i ruszył do wnętrza apartamentu. Rzeczy dla Sakury zostały w samochodzie ukryte; przecież jego plan był doskonały. Zapięty do ostatniego guzika.
- Gdzie byłeś? – usłyszał jej zatroskany głos. Jedną dłonią przecierała oczy, a drugą podtrzymywała kołdrę. Wyglądała naprawdę kusząco. I do tego leżała naga w jego łóżku. Uśmiechnął się, mając przeogromną ochotę pobawić się z nią. Dziwne, ale miał naprawdę dobry humor. Może dlatego, że zabił dwie osoby, a na deser czeka go namiętna dziewczyna w łóżku. Chociaż szczerze mówiąc nie był z wszystkiego dzisiaj zadowolony, dlatego ciepłe ciało Sakury musi mu to wynagrodzić.
- Niewygodni klienci byli w naszym hotelu. Jakaś tam bójka, a że ja jestem prezesem musiałem uczestniczyć przy aresztowaniu – pierwsza lepsza wymówka, jaka przyszła mu na myśl. Różowowłosa uśmiechnęła się delikatnie i opadła na poduszki. Sasuke szybko rozebrał się do naga i wskoczył pod kołdrę obok niej. Delikatnie zaczął całować jej ciało, aby ją rozbudzić do wrzenia. Poczuł jak zaczęła drzeć z rozkoszy. Sasuke położył się na plecach i pociągnął ją do siebie. Sakura usiadła na płaskim brzuchu Sasuke namiętnie go całując. Brunet wplątał dłoń w jej puszyste włosy, drugą dłonią głaszcząc jej plecy. Sakura przesunęła się w dół, podnosząc biodra do góry i wbijając się w niego. Mężczyzna podniósł się, całując jej usta, gdy zaczęła cicho jęczeć z rozkoszy. Następnie zjechał na jej szyję, uśmiechając się diabolicznie. – Wesołych świąt, skarbie...
Następnego dnia nie było jej do śmiechu. Policja poinformowała ją, że jej dom został spalony, a szpital, że jej matka nie żyję. Nie wiedziała jednak, że obydwa zabójstwa były sprawką osoby, której ufała. Matka Sakury nie była jego celem, złożył jej wizytę w innym celu. Ale wszystko poszło nie po jego myśli. Trudno było się tam zresztą dostać, ale jego sprzęt był przydatny i wdrapał się przez okno. Sasuke wytłumaczył jej, że zabił jej męża i wreszcie będzie mogła żyć spokojnie z córką. Jednak kobieta zareagowała całkiem nie po jego myśli.
(...) – ja wiem, że mój mąż był tyranem. Sprzeciwiałam się mu i często robiłam rzeczy nie po jego myśli. Ale to nie zmienia faktu, że kochałam go. Nie histeryzuję tylko z jednego powodu, ponieważ wiem, że tak będzie najlepiej dla mojej córeczki. Tak mi żal Sakury. Miała ze swoim ojcem tylko problemy. Już od narodziny ciążyło na nią to brzmienie. Riyo zawsze chciał mieć syna, ale nie udało się nam. Ubzdurał sobie, że musi prowadzić ostrą dyscyplinę, aby Sakura wyrosła na wspaniałego chirurga. Sakura zamiast bawić się z koleżankami, musiała spędzać czas ze swoim ojcem, który ciągle wymyślał jej zajęcia związane z medycyną. Miał na tym punkcie obsesje. Pamiętam, gdy miała sześć lat, Riyo puścił jej film dokumentujący operację wymiany serca. Przez kilka tygodni śniły się jej koszmary i bała się spać przy zgaszonym świetle. Płakała, gdy Riyo chciał jej pokazywać kolejne filmy. Później Sakura już to znosiła, ponieważ zaczęła bać się ojca, gdy krzyczał. Nade mną znęcał się już rok po naszym ślubie. Gdy byłam w ciąży, nie uderzył mnie ani razu. Gdy Sakura się urodziła myślałam, że też tak będzie, jednak już po paru miesiącach znowu zaczął podnosić na mnie rękę. A gdy Sakura zaczęła okres dojrzewania i chłopacy zaczęli się nią interesować i na Sakurze zaczął się znęcać, wmawiając jej, że to jej wina. Czasami byłam zazdrosna o córkę, bo poświęcał jej cały swój czas, jednak wiem, że Sakura wolałaby tak jak inne dziewczyny trochę się wyszaleć. Ona chyba nigdy nie była na żadnej imprezie. Riyo ją tak pilnował. Posłuchaj mnie chłopcze, gdybyś mógł zaopiekuj się nią lub chociaż pomóż w jakimś stopniu. Wiem, że jestem głupia, ale kocham swojego męża. Dlatego, zabij mnie również chłopcze. Wiem, że potrafisz.
- Nie rozumiem pani wyboru. Zostawi pani córkę, aby spotkać się z mężem, który i tak pieczę się w piekle.
- Proszę tak nie mówić. To, co nam robił to jedno. A to, jaki był wśród ludzi to drugie. Uratował tyle ludzkich żyć...
- A wie pani, że współpracował z mafią. Uważa pani, że to też było dobre...?
- Nie wiedziałam – zakryła usta dłonią, do której przyczepiona była kroplówka – Czuję jednak, że Sakura jest w dobrych rękach. Zrób to.., proszę. Inaczej nigdy nie będziesz pewny czy cię nie wydam. – Sasuke wstał.
- To jest twój wybór.
- Tak wiem i z góry ci go wybaczam. Przynajmniej mnie nie będziesz miał na sumieniu.
- Ja nie mam sumienia, ale gdybym je posiadał to właśnie ty byłabyś moim największym wyrzutem. – odpowiedział. Kobieta złapała go mocno za rękę.
- Nie wiem, dlaczego robisz takie złe rzeczy; ale w głębi jesteś dobrym człowiekiem. – później potoczyło się już wszystko w zaskakującym tempie. Sasuke wkradł się do magazynku i znalazł strzykawkę. A później wbił ją do kroplówki, wpuszczając powietrze. Jeżeli powietrze dojdzie do jej serca, spowoduję to prawię natychmiastową śmierć. – Dziękuje. Lepiej idź już...
I takim cudem Sakura pozostała sama na tym świecie. Bez tyrana, który był jej ojcem. I bez swej ukochanej matki, która nie potrafiła ją uchronić. Sasuke przywiózł ją do jej domu, który był w opłakanym stanie. Patrzyła na niego z dalekiej odległości, po cichu szlochając. Sasuke nie wiedział, jak się zachować, więc stał za nią i przyglądał się temu, czego wczoraj dokonał. Kat jej rodziców był tuż obok; a ona nie była tego świadoma.
- Cały majątek, wszystko spłonęło. Nawet nie pamiętam numeru do najbliższej ciotki. Co ja teraz zrobię? Nie mam nikogo....Tak bardzo chcę do mamy – ukucnęła, ściskając dłonią brzuch – Co ja mam zrobić? – poczuła silne ramiona, które ją objęły. Sasuke delikatnie ją podniósł, poczym obrócił w swoją stronę i mocno przytulił. Nie potrafił pocieszać. Nie wiedział jak to jest stracić rodziców. Przecież, jego rodzice tylko go spłodzili, a później porzucili. To nie byli prawdziwi rodzice, więc dlatego ich zabił. Nigdy nikogo nie potrzebował, a teraz było mu wyjątkowo dobrze, gdy miał przy sobie, różowowłosą. Pogłaskał ją po głowie, pozwalając jej wypłakać się do jego płaszcza.
- Byłem dzisiaj również na policji – skłamał. Tak naprawdę załatwiał kilka spraw ze swoimi ludźmi. Zawsze pracował w pojedynkę i nie potrafił się teraz przyzwyczaić do tego, że ktoś może robić coś za niego. – Dali mi coś dla ciebie, co przetrwało w pożarze – różowowłosa spojrzała na niego zapłakanymi oczętami. Wyglądała tak bezbronnie. – Poczekaj chwilę.
- odwrócił się do swego samochodu. Otworzył drzwi i sięgnął dłonią na tylne siedzenie, gdzie w przezroczystym opakowaniu, leżały przedmioty, które dla niej zabrał. Wyprostował się i podał jej – Chyba to dla ciebie ważne – dziewczyna patrząc na przedmioty popłakała się jeszcze bardziej.
- Dzisiaj mnie przesłuchiwali...i nic o tym nie mówili.
- Tak, wiem. Policjant, który cię przesłuchiwał przetrzymał mnie na chwilę i oddał mi to. Powiedział, że przez to całe zamieszanie, zapomniał ci to dać.
- A dlaczego w ogóle cię przesłuchiwali? – do jasnej cholery, dlaczego stała się taka dociekliwa.
- Nie pamiętasz, przecież wczoraj mówiłem ci o tym, że miałem bójkę w hotelu. Wezwali mnie później.
- Racja, przepraszam. – przytuliła się do niego mocno.
- Nie masz, za co przepraszać – ucałował jej czubek głowy. – Zajmę się tobą...i już nigdy nie będziesz cierpieć.
Dwa miesiące później.
Leżała na leżaku w stroju kąpielowym; opalając się. Od trzech dni przebywają na tej ślicznej wyspie przyjaciela Sasuke; który teraz był w podróży dookoła świata. Po śmierci rodziców, czuła się naprawdę zagubiona, ale dzięki Sasuke wyszła z dołka. Tak bardzo się cieszyła, że go poznała. Gdyby nie on byłaby całkiem sama. Nagle poczuła ciepłe usta na swoich, a później ciche westchnięcie.
- Bardzo seksownie wyglądasz – uśmiechnęła się słodko na tą uwagę. Podniosła się delikatnie na leżaku, ściągając przeciwsłoneczne okulary. Spojrzała na początku na piękny błękitny Ocean, a później na twarz Sasuke. Był w samych spodenkach, więc nie mogła się powstrzymać od spojrzenia na jego klatę.
- Jeszcze raz dziękuje, że mnie tu zabrałeś.
- Nie ma za co, zostaniemy tu tak długo jak chcesz, a później zwiedzimy inne kraje.
- Nie powinieneś mnie tak rozpieszczać – naburmuszyła się. Sasuke zszedł ze swojego leżaka i ukucnął przed nią, łapiąc w dłoń jej podbródek.
- Jesteś moją dziewczyną, dlatego powinnaś być rozpieszczana. – ucałował ją w czoło.
- Nie poznaję cię, wcześniej byłeś inny. – przejechała dłonią po jego włosach.
- Nie podoba ci się to?
- Nie – pokręciła przecząco głową, uśmiechając się promiennie. – Lubię cię takiego. Uśmiechasz się więcej i wreszcie pokazujesz emocje. – Sasuke wziął jej dłoń w swoją i ucałował ją.
- To dzięki Tobie, wreszcie mam, dla kogo żyć i czuję, że to mi wystarcza. – no cóż, i tu Orochimaru miał rację. Od dwóch tygodni nikogo nie zabił i chociaż wiedział, że z morderstw nie będzie mógł całkowicie zrezygnować, to potrafił je ograniczyć. Z Sakurą czuł się jak nowo narodzony. I wiedział, że bez niej znowu stałby się samotnym i zimnym draniem, a nie chciał tego teraz, kiedy poczuł jak to jest być szczęśliwym. Ciepło radości i miłości owładnęło jego całym ciałem do tej słodkiej istotki. Traktowała go jak swoją ostoję, chciała, aby ją chronił. Czuł się wreszcie potrzebny. A do tego różowowłosa naprawdę go kochała. Wyznała mu już kilkakrotnie miłość, on jeszcze tego nie zrobił. Nie wiedział jak to zrobić, może wreszcie jest ten odpowiedni moment. Przecież musi jej wyznać, że jest jego i co ją czeka, gdyby chciała go opuścić. – Jesteś dla mnie bardzo ważna – widział jak jej oczy rozpromieniały miłosnym blaskiem. – Jesteś jeszcze młoda i możliwe, że miłość, którą do mnie żywisz jest zauroczeniem. Jednak ja wiem dobrze, czego chcę i nie wypuszczę swojego szczęścia z garści.
- Nie martw się, bardzo cię kocham. – przejechała dłonią po jego twarzy. – Mam tylko ciebie – zsunęła się z leżaka do niego, zarzucając mu dłonie na szyję. – Czujesz to samo, co ja?
- Tak i to bardzo – westchnął w jej ustach, które zaczął namiętnie całować. Po chwili przerwał, przytulając ją do siebie. Zbliżył swe usta do jej ucha, cicho szepcząc – Jednak gdybyś chciała odejść; musiałbym cię uwięzić lub w gorszym razie zabić – nie przestraszyła się, tylko zachichotała.
- Łobuziaku, nie powinieneś tak żartować. – pocałowała go w nos i uwolniła się z jego ramion. – Jak mnie złapiesz, to dostaniesz nagrodę – uśmiechnęła się uwodzicielsko, biegnąc w stronę Oceanu. Sasuke długo nie czekał, wstał i pobiegł w jej ślady. Gdy w końcu ją złapał, opadł z nią na piasek namiętnie się z nią całując. Byli tu sami, wyłączając kucharza i starszą sprzątaczkę, więc mogli bez zahamowań kochać się w każdym miejscu.
Sasuke czuł, że odnalazł spokój w sercu. Dzięki Sakurze jego serce zostało wypełnione. Wiedział, że świat nie jest jednak taki zły. Ktoś w końcu zesłał mu Sakure, która odkryła w nim drugie oblicze. Los lubi płatać figle. I mu spłatał w odpowiednim momencie. Teraz już nie jest sam, ma przy sobie ukochaną. Swoją wybawczyni, która uratowała go przed otchłanią samotności. A jego przysięga nie była na żarty. Uwięzi ją, jeżeli będzie taka potrzeba, ale na pewno nie pozwoli jej odejść. Zrobi dla niej wszystko i razem będą odkrywać uroki życia. Bo obydwoje w jakimś stopniu są nowicjuszami....
I tylko jedno było pewne, Sakura nigdy nie odkryję jego mrocznej tajemnicy!
__
Jak tu dawno jednopartówki nie było. Mam nadzieję, że chociaż trochę się będzie podobać. I bardzo gorąco wszystkich czytelników pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top