To nie była przyjaźń, kochanie
Chiny najsilniejsze i największe państwo na świecie. Od dwóch lat również najokrutniejsze, kiedy na tron zasiadł młodszy syn cesarza Sasuke Uchiha. Jego egoizm i pycha doprowadziło do wielu wojen, z których on zawsze wychodzi zwycięsko. Kiedyś był inny – sympatyczny, czuły, radosny..., ale wszystko się zmieniło, gdy stracił dwie jak dla niego najważniejsze osoby. I nie chodzi tu o rodziców, których też stracił.
Tęskni za bratem, który zawsze był jego idolem. Który bestialsko został zamordowany za ojczyznę. Gdyby do tego nie doszło. Pewnie nie siedziałby tu teraz na tronie, a ludność nie bałaby się o swoje życie każdego dnia, gdyby nie jego chore kaprysy. I nawet nie przeszkadzałoby mu to, że nie ma władzy absolutnej, gdyby była tu jeszcze jedna osoba.
Osoba, która była dla niego wsparciem, lepszym jutrem. Zawsze umiała mu pomóc w trudnych chwilach. To ona z nim była, gdy dziesięć lat temu zmarła jego matka. Zawsze umiała poprawić mu humor, a najważniejsza była przy nim. Czego nie można powiedzieć teraz. Jednak nie łączyła ich żadna inna więź, oprócz przyjaźni. Silniejsze niż całe Chiny. Jego przyjaciółka, towarzyszka na dobre i złe – odeszła cztery lata temu. Zostawiła go z tym wszystkim, co spadło na niego po roku. Szybka śmierć brata, później ojca. Załamany oddał się rozrywką, które dostarczały mu nadworne dziewczęta. Jeżeli mu się spodobała – zostawiał ją na jakiś czas, a później robił to co z innymi – zabijał. Zimną krwią mordował swoje nałożnice.
A wszystko przez to, że nie mógł pogodzić się z odejściem kobiety – jego przyjaciółki.
W Sali cesarskiej siedzieli wszyscy ministrowie wraz z cesarzem. Zdawali mu relacje z ostatniej wojny.
- Bitwa była bardzo wyrównana, lecz udało się naszym wygrać – odparł kłaniający się przed tronem żołnierz – przywódca królewskiej armii.
- Lecz ponieśliśmy spore straty – wtrącił się jeden z ministrów o długich brązowych włosach.
- Neji ma racje cesarze, do tego prawie żaden z żołnierzy nie wyszedł z tego bez szwanku. Wyleczenie ich będzie sporo kosztować...
- Cesarze – do tronu podszedł jeden z ministrów o czarnych długich włosach i bladej cerze. Uklęknął przed cesarzem spuszczając głowę w dół – Czy warto wydawać złoto na tych rannych, słabych ludzi,...jeżeli można stworzyć nową, silniejszą armię – Uśmiechnął się chytrze, lecz nikt nie był wstanie tego dostrzec przez fale jego długich włosów.
- Orochimaru, co ty wygadujesz?!! – podniósł głos blondyn.
- Masz rację – usłyszeli głos cesarza – Po co marnować pieniądze na ludzi, którzy mogą mnie zawieść. – przejechał dłonią po podbródku, rozmyślając.
- O tak panie, powiedź to...- szeptał Orochimaru.
- Cesarze – do tronu podszedł blondyn o niebieskich tęczówkach – Przecież to nieludzkie...Ci ludzie potrzebują chwilowej opieki – bronił ich na każdy sposób – Stali do walki, aby bronić ciebie o wielki Cesarze, aby naszym rodziną...
- Zabijcie każdego, który jest ranny – odparł zimno Uchiha nie zwracając uwagi na przemowę blondyna – A później spalcie ciała.
- To ja się tym zajmę – powiedział Orochimaru wstając.
- Panie, przemyśl to jeszcze – próbował ratować sytuacje Uzumaki.
- Czy ktoś sprzeciwia się mojej decyzji? – spojrzał na niego oschle. Nikt nie miał odwagi się odezwać, każdy wiedział, czym się kończy podważanie decyzji cesarza – To dobrze. Koniec narady. – odparł wstając i wychodząc. Od razu po nim wyszła reszta osób tam będących.
Uchiha skierował swe kroki do ogrodu, gdzie mógł skupić się na swoich myślach. Ma już dwadzieścia trzy lata, a jeszcze nie stara się o dziedzica. Nigdy nawet o tym nie myślał. Wszyscy go opuścili. Jedyna rzecz, jaka teraz go interesowała. To niszczenie i poniewieranie ludźmi. Szedł dalej, dumnie patrząc przed siebie. Gdy nagle na jego ramie opadło coś delikatnego o lekkiej, przyjemnej woni. Wziął do ręki zróżowiały listek i ze złością spojrzał w bok, gdzie rosło wysokie, bujne drzewo wiśni..
- Lee!!! – krzyknął ostro w stronę ogrodnika, którymi ostrymi nożycami wycinał krzewy.
- Tak cesarze? – podbiegł i klęknął metr od niego.
- Co to jest?! – syknął jadowicie, wskazując na drzewo.
- Yyy...to panie...drzewo wiśni. Piękne, prawda? – wyjąkał.
- Nie! – odparł wściekle – Mówiłem coś na ten temat. W moim ogrodzie nie będzie nigdy tego drzewa. Natychmiast masz je ściąć!
- Panie, ale ono stoi już tu od wieków.
- Powiedziałem coś, natychmiast pozbędziesz się tego drzewa i jeżeli jest ich więcej. To też masz je ściąć!! – krzyknął rozwścieczony na przestraszonego mężczyznę. – A jeżeli zobaczę tu jeszcze raz to paskudztwo, to pożegnasz się z głową! – odparł oschle, poczym ruszył w stronę pałacu. A wspomnienia same wróciły:
„ Dwójka młodych przyjaciół, biegała po całym ogrodzie śmiejąc się i bawiąc. Przystojny młodzieniec wieku dziewięciu lat, gonił się ze swoją uroczą siedmioletnią przyjaciółką, o długich różowych włosach i pięknych zielonych oczach.
- Sasuke-kun jesteś starszy, a taki wolny – zachichotała dziewczynka i wtedy wpadła w ramiona swego przyjaciela.
- I co Sakurcia? Mam cię. – obydwoje śmiali się w niebogłosy. Brunet puknął się ręką w głowę –Bym zapomniał. Mam coś dla ciebie. – oświadczył brunet łapiąc różowowłosą za rękę i ciągnąc w stronę Fontany w centrum ogrodu.
- Co to takiego? – zapytała gdy już tam dobiegli.
- Zamknij oczy i nie podglądaj, bo jak zobaczę, że patrzysz to zaatakuję cię moją tajną bronią – dziewczyna zachichotała dobrze wiedząc o co chodzi. Zamknęła oczy i pozwoliła mu się prowadzić. – Uwielbiam tu przychodzić. Tobie też się spodoba. To będzie nasze zaczarowane miejsce. – Nagle się zatrzymał, co spowodowało, że wpadła w jego ramiona. Chłopak cicho zachichotał widząc delikatne rumieńce na jej twarzy. – To tutaj – szepnął.
- Mogę otworzyć oczy?
- Tak głuptasku -zaśmiał się. Gdy tylko jej powieki ukazały jej zielone, pełne życia tęczówki, dziewczyna stanęła jak zaczarowana.
- Jak tu pięknie – wyszeptała.
- To miejsce przypomina mi ciebie – zarumienił się lekko.
- Sasuke-kun! – pocałowała go delikatnie w policzek – jesteś wspaniały!
- Sakura-chan!- zaczerwienił się jeszcze bardziej, ale gdy doszedł do siebie i przypomniał sobie o najważniejszym celu ich przyjścia tu. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wykopanego dołeczka. Uśmiechnął się szeroko wyciągając z kieszeni spodni – małą czarną sakiewkę.
- Co to jest Sasuke-kun? – zapytała zaciekawiona dziewczynka.
- To nasiona wiśni. Zasadźmy nasze wspólne drzewko.
- Nasze?
- Tak, tylko nasze. To będzie symbol naszej przyjaźni.
- O Sasuke-kun to wspaniały pomysł. – kolejny raz musnęła jego policzek. Uśmiechnęli się do siebie, poczym razem wzięli kilka ziarenek i wsypali je do przygotowanego dołka. Dłońmi zakopali je i Uchiha polał wodą z konewki, która też tam była.
- Sakura – chan wiem, że nie lubisz prezentów, ale od przyjaciela możesz coś przyjąć. Prawda?
- No...no dobrze -brunet wyciągnął z kieszeni srebrny łańcuszek z również srebrnym ozdobionym różowymi diamencikami listkiem – Jaki ładny – spojrzała na upominek, a później w oczy przyjaciela, które błyszczały blaskiem szczęścia.
- Mówiłem ci już Sakura! Nic, ani nikt nie dorównuje tobie. Jesteś najpiękniejszą istotą na tym świecie – powiedział zapinając biżuterie na jej szyi – Będziesz go nosić?
- Zawsze -przytuliła się do niego mocno.
I tak miała zacząć się ich prawdziwa przyjaźń. Przez całe dwa lata pielęgnowali razem drzewko. Ich radość nie znała granic, gdy wiśnia zapuściła pierwszy pączek i chociaż dopiero miał nie cały metr i był jeszcze słaby. Oni uważali, że i tak żaden wicher go nie przewróci, bo ich przyjaźń go umacniała. Gdy młody Uchiha skończył dwanaście lat, a jego przyjaciółka dziesięć, postanowili złożyć przysięgę.
- Obiecuję, że nasza przyjaźń nigdy się nie skończy, że nigdy cię nie opuszczę. Już zawsze będziemy razem moja najdroższa przyjaciółko...- patrzał w jej oczy z uśmiechem. Trzymali się za dłonie i przyrzekali wierność i całkowite oddanie swej przyjaźni. Później i ona powtórzyła formułkę. Ich świadkiem był księżyc w tym magicznym zakątku. Z uśmiechami na ustach przytulili się do siebie szepcząc imię przyjaciela: Sakura, Sasuke...
Obydwoje dorastali, a razem z nimi ich drzewko. Z dziewczynki – wyrosła przepiękna, pełna wdzięku i odwagi siedemnastoletnia młoda kobieta. A z chłopca – przystojny, silny i arogancki dziewiętnastoletni mężczyzna. Żadne z nich nie wiedziało, że po tym wszystkim, tak łatwo wszystko się rozpadnie. Nie chcieli, aby ten dzień nadszedł, lecz musiał jak każdy inny.
- Sasuke musimy porozmawiać – usłyszał jej troskliwy głos. Spojrzał na nią uśmiechając się delikatnie.
- Mówiłem ci, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie? – nie odpowiedziała. Często to słyszała. Podniósł ją i obrócił wokół własnej osi. Całując przy okazji w policzek. Jego uśmiech jednak znikł, gdy zobaczył jej smutek. Postawił ją na ziemi i przejechał dłonią po jej policzku – Sakurcia, co jest?
- Chodźmy do naszego miejsca – odparła z nikłym uśmiechem, co on od razu odwzajemnił wyszczerzając się. Złapał ją mocno za rękę, bojąc się, że mu jeszcze ucieknie. Razem ruszyli do miejsca z którym wiązało się tak dużo. – Sasuke – szepnęła jego imię z bólem. Wyrwała swoją rękę z jego uścisku i podeszła do jednego z drzew. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, jak i białą sukienkę, którą miała na sobie.
- Sakura powiesz mi o co chodzi? – zapytał obejmując ją od tyłu w tali i kładąc głowę na jej ramieniu – Sakurcia- dmuchał w jej włosy coraz bardziej zniecierpliwiony.
- Wyjeżdżam – odparła po chwili patrząc na ich symbol przyjaźni, który miał już powyżej trzech metrów.
- Na ile...wiesz, że będę tęsknił. Może pojadę z tobą, co? – dziewczyna odwróciła się do niego, a po jej zaróżowianych policzkach spływały słone łzy – Sakurcia...
- Nie wrócę już – wyjąkała, omijając go, aby nie patrzeć na jego zdziwioną twarz. W odpowiedzi usłyszała jego głośny, pełen goryczy śmiech.
- Sakura świetny żart. Zawsze miałaś poczucie humoru, ale nie lubię gdy żartujesz sobie z takiego czegoś – spojrzał na nią. Stała tyłem do niego, cały czas milcząc. – Ty mnie nie zostawiasz, prawda? – zapytał już nie co nerwowo. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, podszedł do niej i odwrócił w swoją stronę – To...to niemożliwe. Zostawiasz mnie!?
- Sasuke, to nie tak...
- A nasza obietnica. Obiecałaś, że mnie nigdy nie zostawisz, że nic nie stanie na drodze naszej przyjaźni.
- Byliśmy młodzi. Niedostrzegaliśmy tych przeszkód. Ty za jakiś czas staniesz się cesarzem,
a ja...
- Co ty?- potrząsnął ją za ramiona – Dlaczego mnie zostawiasz!?
- Miałam do wyboru, albo zostanę żoną cesarza Japonii, albo... pójdę do klasztoru!
- Co, to jakieś brednie?! – wrzasnął – Nie pozwolę na to, pójdziemy do mojego ojca i on wszystko załatwi – zaczął ciągnąć ją za rękę w stronę pałacu, lecz ona wyrwała swoją dłoń z jego uścisku i zrobiła kilka kroków w tył. Spojrzał na nią niezrozumiale.
- Przykro mi Sasuke, ale już podjęłam decyzję. Idę do klasztoru i twój ojciec nic na to nie poradzi. Sam wpadł na ten pomysł. Tylko to może uratować taką kobietę jak ja, przed ślubem.
- Mój ojciec też jest w to zamieszany – złapał się za głowę, gorączkowo myśląc –Nie, nie pozwolę ci odejść! Obiecałaś! Jesteś moją przyjaciółką! Ja bez Ciebie zwiędnę jak to drzewo bez wody – obydwoje spojrzeli na kwitnące drzewo wiśni, które zasadzili dziesięć lat temu.
- Tak mi przykro – szepnęła – Ja naprawdę muszę, przeze mnie może wybuchnąć wojna. Sasuke przepraszam, ja.... Co ty robisz?! – krzyknęła płacząc.
- Niszczysz naszą przyjaźń, więc i niech to zniknie – mówiąc to z całej siły kopał w pień ich drzewka wyrywając przy okazji gałęzie.
- Sasuke –kun...
- Zamknij się! – krzyknął w jej stronę zatykając sobie uszy – Nie chcę cię słyszeć – zamknął oczy – nie chcę cię widzieć,...bo to za bardzo boli.
- Sasuke...
- Idź stąd! – zjechał po zrujnowanym drzewie na ziemie – Słyszysz?! Wynoś się, nie chcę cię już widzieć!
- Sasuke –kun... – ostatni raz słyszał swoje imię z jej różanych ust. Później tylko głośny szloch i bieg. Zostały tylko po niej wspomnienia i łańcuszek, który zgubiła w czasie ucieczki.
I tak gdy tylko przejął władzę. Pierwsze co zrobił to rozpętał wojnę z Japonią. Własnymi dłońmi zabił cesarza ów kraju, przez którego stracił swą przyjaciółkę Musiała uciekać, ponieważ nie chciała, aby przez nią ginęli niewinni ludzie. Najlepszym jak dla kobiety, sposobem ucieczki zawsze był klasztor.
Z całej siły rzucił butelką wina o ścianę, na której widniała teraz czerwona plama, porównywalna do krwi. I chociaż minęło tyle lat on dalej nie umie przestać o niej myśleć. Za co tak bardzo się nienawidzi. Nie raz chciał ją odszukać, ale gdy przypominał sobie, że go zostawiła, że złamała obietnice zamienia się w prawdziwego potwora. Jedyne czego w takim momencie pragnie to rozlewu krwi, a coraz częściej zdarza się, że i jej krwi pragnie. Chcę zabijać tylko dlatego, aby uświadomić siebie samego, że to wszystko przez nią. Tylko jedno mu tu nie pasowało. Dlaczego to tak boli? Dlaczego to bardziej boli niż strata rodziców? Ma tylko jedno marzenie. Chce, aby jego przyjaciółka, cierpiała tak mocno, jak on cierpiał po jej odejściu.
- Karin!!! – krzyknął tak głośno, że w całym pałacu było go słychać. Potrzebował teraz rozrywki. Chwili zapomnienia.
***
Francja. Wojna jeszcze nie do sięgnęła tego kraju. Ludność z uśmiechami witała nowy dzień. Nie martwili się tym, że wojna nieubłagalnie nadchodzi, że już za niedługo mogą stracić rodzinne, domy, bogactwa. Jak na razie chcieli cieszyć się tym co mają, ponieważ wiedzieli, że z takim Cesarstwem jak Chiny nie mają żadnych szans.
W Plateau de Langres w klasztorze tam znajdującym się. Kobiety służące Bogu pomagały chorym i bezdomnym. Odziane w czarne habity w pasie mają przywiązany różaniec, a na szyi wisi łańcuszek z krzyżykiem. One zawsze służą pomocą, od tego były.
W jednej z sal w której bezdomni spędzają zimne noce i dostawają żywność. Siedziała dziewczyna, o bajecznie różowych włosach ubrana całkiem inaczej od innych kobiet, które tu przebywają. Miała na sobie białą sukienkę wyszywaną na krój greckiej mody. Rozmawiała z dziewięcioletnim chłopcem, który był włóczęgą. Miał brązowe oczy i czarne włosy, które wiecznie były w niedbale. Był tu częstym gościem. Wieku siedmiu lat stracił rodziców i od tego czasu pałętał się bez celu po ulicach, aż do czasu gdy poznał Sakure.
- Opowiedz mi coś jeszcze – nalegał chłopiec. Uwielbiał słuchać jak wspomina swoje dzieciństwo.
- Nie znudziło ci się to jeszcze? – zapytała z uśmiechem.
- Nie. Mógłbym słuchać to całe życie. – wyszczerzył ząbki na co ona zachichotała.
- No dobrze, więc...
- Sakura, przełożona prosi cię do siebie – powiedziała zakonnica stojąca w progu – Ja się zajmę chłopcem – uśmiechnęła się serdecznie.
- Dziękuje Claire – odwzajemniła uśmiech, poczym spojrzał na chłopca. – Trzymaj się Marco – przeczesała jego włosy.
- Pa Sakurcia! – krzyknął do niej, na co ona z uśmiechem pokręciła głową.
- Sakuro...- zakonnica położyła swoją dłoń na jej ramieniu.
- Tak?
- Czy...? Nie, już nic. Matka przełożona czeka, a wiesz, że nie lubi spóźnialskich – różowowłosa zachichotała i ruszyła w stronę gabinetu przełożonej, która tak jak ona była Chinką. Zapukała charakterystycznie cztery razy.
- Wejdź Sakuro – dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.
- Tsunade czy coś się stało?
- Sakuro jesteś tu już cztery lata. Nie uważasz, że już czas podjąć decyzje. Czy czujesz się być powołana, aby stać się już oficjalnie jedną z nas.
- Tsunade... – dziewczyna westchnęła cicho.
- Usiądź moje dziecko. Rozumiem nie jesteś jeszcze gotowa, ale powiesz mi dlaczego? Czyżbyś dalej tęskniła za ojczyzną?
- Tak, chciałabym zobaczyć, chociaż raz swego przyjaciela. Najbardziej tęsknie za nim.
- Sakuro, Chiny nie są dobrym miejscem dla Ciebie. Wiem, że to był twój dom. Mój z resztą kiedyś też, ale gdybym mogła wybrać między służbą Bogu, a wróceniem do Chin. Wybrałabym pierwszą opcje. A twój przyjaciel, drogie dziecko, na pewno został zmuszony do służenia cesarzowi.
- Nie – zaprzeczyła Sakura z uśmiechem – Mój przyjaciel jest cesarzem – przełożona spojrzała na nią ze zdziwieniem, jak i przerażeniem – Jest wspaniałym człowiekiem.
- Co, ty mówisz dziewczyno? – wstała – Cesarz Chin to zwykły potwór, barbarzyńca! Tyle niewinnej krwi rozlano dla jego kaprysu! – podniosła głos.
- Sasuke nigdy by nikogo nie skrzywdził!!! – wykrzyczała broniąc przyjaciela od tych okropnych zarzutów, lecz nawet nie wiedziała, że to wszystko nie ma sensu. Sasuke Uchiha był i jest najokrutniejszym człowiekiem na świecie.
- Sakuro przykro mi, ale to prawda. Najeżdża ze swą armią na różne państwa, wznosi zamęt, morduje i gwałci bezbronne kobiety. Taki jest właśnie twój przyjaciel. O to jego prawdziwe oblicze – różowowłosa zaszlochała łapiąc się za głowę.
„A nasza obietnica, obiecałaś, że mnie nigdy nie zostawisz (...)
Ja bez Ciebie zwiędnę jak to drzewo bez wody (...)
Nie chce Cię słyszeć. Nie chcę Cię widzieć, bo to za bardzo boli...
Wynoś się, nie chcę cię już widzieć!!!"
Wszystkie słowa wracały jak burza, raniąc serce. Spojrzała zapłakanym wzrokiem na swą przełożoną, poczym bez uprzedzenia wybiegła. Tsunade nie zatrzymała jej wiedziała, że potrzebuje teraz chwili samotności.
Biegła potrącając zakonnice, które skończyły modlitwę i wracały do swoich zajęć. Zatrzymała się dopiero przy kapliczce, przetarła załzawione oczy i weszła do środka. Gdzieniegdzie w ławkach siedziały jeszcze zakonnice, które kończyły popołudniową modlitwę. Sakura przeszła przez sam środek, aż do pierwszego stopnia przy ołtarzu. Uklęknęła i przeżegnała się.
- Panie dlaczego? – szeptała cicho – Dlaczego Sasuke, co mu się stało? Co ja mam zrobić? Każdemu dajesz jakiś cel w życiu. Dlaczego jednak uparłeś się na mojego przyjaciela? Czy to jest właśnie moja droga? Co mam zrobić? – spojrzała na obraz Najświętszej Panienki. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w święty obraz. Nagle wstała, przeżegnała się, poczym ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Właśnie ją olśniło. Wiedziała co już ma zrobić. Swe kroki skierowała do gabinetu przełożonej z którego wcześniej wybiegła. Drzwi były nadal otwarte, najwyraźniej Tsunade przewidziała jej ruch. Weszła do środka i spojrzała na stojącą przy oknie kobietę.
- Już wiesz, jakie jest twoje powołanie? – usłyszała jej spokojny głos.
- Tak – odparła zawzięcie różowowłosa.
- Francja za trzy, góra cztery tygodnie może przestać istnieć. Sakuro – odwróciła się w jej stronę – jeżeli jesteś na tyle silna, aby zmierzyć się z samym Cesarzem. To zrób to. Pamiętaj moje drogie dziecko – podeszła do niej kładąc rękę na ramieniu – Jesteśmy z Tobą, a co najważniejsze on też – spojrzały na krzyż wiszący na ścianie.
- Dziękuje Tsunade – przytuliła się do niej, jak do matki – Dziękuje za wszystko.
- Nie płacz już. Tylko ruszaj.
- Dziękuje – odparła ostatni raz za nim wybiegła. Musiała jak najszybciej wyruszyć. Jej koń już czekał gotowy do jazdy. Pozostało jej tylko spakować się i ruszyć do Chin, do przyjaciela.
***
Kolejna kobieta, którą zhańbił i zabił, lecz nic nie przynosiło wymarzonej ulgi.
- Służba! – krzyknął. Do pokoju wbiegło dwóch starszych mężczyzn. Od razu zrozumieli o co chodzi, gdy zobaczyli krew na łóżku i ciało rudowłosej kobiety z poderżniętym gardłem – Sprzątnijcie to ścierwo – bez słowa ruszyli do pracy. W szybkim tempie podeszli do dużego łoża. Fioletowłosy zabrał ciało kobiety, dla niego nie robiło to dużego znaczenia. Może gdyby był to pierwszy raz, ale on już widział to setki razy. Drugi ze służących o brązowych włosach zabrał brudne z krwi prześcieradło i pościel, poczym zmienił na świeże.
Sasuke w tym czasie już ubrany pałętał się bez celu po swoim pałacu. Myślał nad sensem swego życia. Był zwykłym tyranem Zabijał, a to mu sprawiało wielką przyjemność, gdy mógł pozbawić kogoś życia. Zapewne gdyby teraz umarł, nikt by nawet nie wylał jednej łzy na jego grobie. Zaśmiał się głośno przypominając sobie niewinną twarz różowowłosej. Ciekawiło go, co by teraz zrobiła, gdyby wiedziała jakim jest okrutnym władcą. Pokręcił głową próbując wyrzucić wspomnienia.
„Piękny melodyjny śmiech roznosił się echem po całym ogrodzie, gdzie dwójka przyjaciół miło spędzała czas.
- Wiesz Sakura, gdy zostanę kiedyś Cesarzem – zaczął swoją myśl, rozhuśtając mocniej huśtawkę na której siedziała różowowłosa – Będę taki jak mój ojciec. Szanowany – wypiął klatę na co różowowłosa zachichotała. – Dobry i pomocny. Nikt w moim kraju nie będzie głodował, ani bał się...
- Będziesz idealny – sprostowała Sakura.
- Tak, a ty będziesz zawsze przy mnie. Prawda? – zatrzymał huśtawkę.
- Prawda, chociaż...hmm jak będziesz miał już żonę – położyła palec na podbródku – to pewnie nie będziesz miał już tyle czasu dla starej przyjaciółki.
- Chyba żartujesz – pociągnął ją za rękę do siebie – jak na razie nie planuje się ustatkować. Mam osiemnaście lat Sakuro. A nawet, gdyby to ty jesteś dla mnie najważniejsza – pocałował ją w policzek – I nikt tego nie zmieni.
- Oh zobaczysz, zmienisz jeszcze zdanie – zachichotała – jakaś panna tak ci zawróci w głowie, że nie będziesz mógł o niej przestać myśleć.
- Na razie jest tylko jedna taka panna – objął jej twarz w dłoniach i uśmiechnął się całując ją w czoło. –I to się nigdy nie zmieni.
- Ech...zobaczysz.
- A może to ty się zakochałaś. Kim jest ten szczęściarz? – zapytał z niewidocznym grymasem.
- Jeszcze takiego niema, ale jeżeli się nawinie. To ty pierwszy się o tym dowiesz – rozczochrała jego hebanowe włosy.
- Mam nadzieję, że kogoś takiego nie ma – odparł spokojnie.
- Oż ty, chcesz, abym była samotna – zachichotała z jego wyrazu twarzy.
- Samotna? Nie sądzę, przecież masz mnie i nigdy to się nie zmieni – przytulił ją mocno – Zawsze będziesz przy mnie. Nie pozwolę ci odejść"
Zacisnął palce na bokach swego tronu. Zawsze był egoistą i to się nie zmieniło. Chciał ją mieć zawsze przy sobie. Chciał jej się zwierzać i słuchać jej porad. Zawsze na pierwszym miejscu stawiał swoje potrzeby. Ale jednak nie był na tyle silny, aby ją zatrzymać. Nie jest silny nawet, aby słyszeć jej imię. Przez całe te cztery lata nie wymówił jej imienia. Nawet kiedyś zabił jednego z ministrów, gdy przypadkowo wymknęło mu się jej imię. Dla niego był to zakazany temat. Tabu.
- Cesarze - z rozmyślań wyrwał go głos posłańca, który wbiegł do Sali i uklęknął przed tronem. – Mam wiadomość od zachodniej Armii.
- Mów – rozkazał.
- Za tydzień będzie cesarz miał gościa z Francji.
- Francji? Hmm...no cóż pierwsza ofiara zginie z moich rąk. Coś jeszcze?
- Tak. Pan Madara pyta. Czy ma zaatakować, czy przepuścić?
- Przepuścić. Ja się tym zajmę. – odparł – Jak już z tym się rozprawie. To najedziemy na Francje.
- Tak jest.
- Przekaż Madarze, że ma czekać na mój sygnał – posłaniec ukłonił się, poczym wybiegł. Na ustach Uchiha zawidniał szatański uśmiech. Kolejny kraj, który pójdzie w ruinach.
***
Tydzień minął w szybkim tempie. Przejechała na koniu duży kawał drogi i zatrzymała się tylko trzy razy, aby napoić konia i się odświeżyć. Wiedziała, że jej przyjaciel wie już o jej przyjeździe, ponieważ armia Chińska, którą minęła nie zatrzymała jej. Nawet nie pytali o tożsamość, chociaż ma na sobie biały płaszcz, przez który nie widać jej twarzy. Sasuke nie wie tylko tego, kim jest osoba, która składa mu wizytę. Nie bała się tego spotkania tak bardzo jak, tego co zastanie w Chinach. Przejechała przez bramę wioski. Zauważyła zdziwione spojrzenia strażników, które zatrzymały się na jej sukni, a później usłyszała ich głośne śmiechy.
- Cesarz to ma szczęście. Na początku zgwałci, a później zabije – wzdrygnęła się na te słowa, poczym ruszyła dalej w stronę pałacu. Rozglądała się z przerażeniem po okolicy. Niegdyś zapełnione uliczki. Teraz gdzieniegdzie ruiny domów. Zapalone ogniska, gdzie liczna ludność się gromadziła, aby choć trochę się ogrzać. Osierocone dzieci żebrujące na ulicy jak najdalej od pałacu, a przecież kiedyś to wszyscy tam przychodzili. Cesarz zawsze miał dobre serce, ale teraz wszystko się zmieniło. A tak bardzo w to nie chciał wierzyć. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Czyżby był naprawdę tak okrutny? Czyżby to co mówili strażnicy, miało naprawdę się wydarzyć? Taki miał stosunek do kobiet? Zeskoczyła z konia gdy dojechała do swego celu. Dwóch uzbrojonych mężczyzn stało przy drzwiach prowadzących do pałacu, lecz ona nie miała zamiaru tam iść. Chciała spotkać się z nim w miejscu, które kiedyś dla nich było „magicznym zakątkiem". Na niebie pojawiła się już pierwsza gwiazda, gdy drzwi się otworzyły i wyszedł z nich siwowłosy mężczyzna z przygnębioną miną. Na ustach dziewczyny zawidniał uśmiech.
- Kim jesteś? – usłyszała jego pytanie, ale nie zdążyła odpowiedzieć, on sam się domyślił – Jesteś z Francji – pokręcił głową – Czy ten wasz król nie myśli, wysyłając kobietę. Wiesz na co się piszesz?
- Kakashi – wyszeptała ściągając kaptur. Jej włosy rozwiał wiatr, gdy spojrzała na mężczyne. Siwowłosy widząc stojącą przed nim różowowłosa – zadrżał, a stojąca za nim straż rozszerzyła oczy ze zdumienia. Przed nimi stała przepiękna różowowłosa dziewczyna. O urodzie najpiękniejszego anioła. Postąpiła krok do przodu tak samo jak Kakashi.
- To naprawdę ty Sa... - nie dokończył jej imienia, ponieważ wiedział czym to grozi. Za to podbiegł do niej i przytulił jak ojciec, córkę. – To możliwe. Czy ty naprawdę jeszcze bardziej wypiękniałaś?
- Zdaje ci się – zaśmiała się, ale po chwili spoważniała. Wiedząc, że czeka ją jeszcze rozmowa z przyjacielem. Tylko nie wiedziała, czy może go tak jeszcze nazywać – Ja do Sasuke.
- Wiem, ale na pewno. On już nie jest taki jak dawniej. Zmienił się...na gorsze.
- Zaryzykuje –spojrzała w lewo – Będę w ogrodzie – założyła kaptur.
- Powiadomię go, ale nie będzie zbyt zadowolony tym, że musi sam się pofatygować.
- Wiem, ale jak już mówiłam. Zaryzykuje – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę ogrodu. Kakashi tak jak powiedział ruszył do komnaty cesarza. Była już noc, więc mógł spać, lub robić inne nocne rzeczy..., lecz postanowił to jak najszybciej załatwić. Chciał, aby Chiny znów były takie jak zapanowania ojca Sasuke. Silne, ale dobre. Zapukał. Nic. Powtórzył czynność, tym razem głośniej.
- Wejść – usłyszał lodowaty głos, że aż dreszcz przeszedł po jego ciele. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Sasuke siedział na łóżku i wpatrywał się na Kakashi'ego nieprzyjemnym wzrokiem. Najwyraźniej go obudził – Czego?!
- Przyjechała wysłanniczka z Francji.
- Wysłanniczka? Kobieta? – na jego ustach zawidniał chytry uśmiech. Za rozbudzenie go z snu, zapłaci podwójną karą. – Przyprowadź ją tu.
- Yyy...tak naprawdę to ona już czeka na Cesarza w ogrodzie.
- To niech tu przyjdzie.
- Zależy jej na rozmowie w świeżym powietrzu.
- Sprzeciwia się mojej woli – wstał ze złością, zarzucając na siebie białą koszule – Pożałuje tej zniewagi – wyciągnął z szuflady sztylet, który przymocował w pasie do czarnych spodni. Spojrzał na przerażonego kaszalota i wyszedł trzaskając drzwiami. Przeszedł przez drzwi swego pałacu. Wiatr orzeźwił jego umysł, rozwiewając jego czarne włosy. Ruszył w stronę ogrodu jak dzika bestia. Ta kobieta gorzko pożałuje tego, że mu się sprzeciwiła. Zauważył postać stojącą w białym płaszczu tyłem do niego. Tego było za wiele. Powinna tu klęczeć przed nim i błagać o litość za to zniesławienie. Położył dłoń na sztylecie i ruszył w jej kierunku. – Wysłali cię tu po to, abyś pierwsza umarła za wasz nędzny kraj – wyciągnął sztylet, gdy był krok od niej. Ten zapach tak podobny do.... Zacisnął mocniej dłoń na broni – Umiesz mówić?!
- Myślałam, że nie chcesz mnie słuchać – ten głos. To już nie mógł być przypadek. Sztylet wypadł z jego dłoni, gdy dziewczyna odwróciła się w jego stronę i spuściła kaptur. Nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią. Przystojniejszy i bardziej mężniejszy. Jego oczy wyrażały zdziwienie i złość. Spojrzała na broń, która leżała na ziemi. – Czyli to prawda, co o tobie mówią? – znów skierowała wzrok na niego. Wpatrywał się w nią oschle, zaciskając ręce w pięści, które tak mocno chciały ją objąć i przytulić. Drgnął ze złości.
- A co cię to obchodzi!? –krzyknął w jej stronę – I po co tu przyjechałaś?!
- Bo...bo – nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa. Jeszcze nigdy nie spotkała się z takim agresywnym nastawieniem do jej osoby. A już najbardziej nie spodziewała się tego po nim.
- Mów! – złapał jej rękę i ścisnął w swojej. Zaciskając przy tym zęby ze złości. Dziewczyna syknęła z bólu patrząc na niego z przerażeniem. Cały czas miała nadzieję, że jest w nim coś jeszcze ze starego Sasuke.
- Puść to...boli – położyła swoją dłoń na jego próbując się oswobodzić.
- A wiesz jak mnie boli, gdy muszę znów na ciebie patrzeć! Jak mnie wtedy zostawiłaś! – krzyczał wyrzucając z siebie wszystko co w nim od tylu lat wrzało – Myślisz, że jak teraz wróciłaś. To wszystko się zmieni! Mylisz się nic się nie zmieni! Nic! – dziewczyna zadrżała – Nie wiem co tu jeszcze robisz! Radziłbym ci odejść i to jak najszybciej! – puścił jej rękę – Tym razem ci odpuszczę – odwrócił się do niej tyłem – Odejdź!
- Dlaczego ranisz tylu ludzi. Obiecałeś, że...
- Ty mi lepiej nie mów o obietnicach. To ty pierwsza ją złamałaś – przerwał jej patrząc zimnym wzrokiem za ramienia. – A teraz wynoś się!
- Sasuke – drgnął słysząc swe imię wymówione z jej ust. To było jak chłosta. Jakby został przywiązany do słupa i biczowany na oczach wszystkich poddanych. Czuł, że jeżeli zaraz nie odejdzie, to on sam padnie na kolana przed nią, prosząc aby została z nim. Wziął głęboki oddech i kolejny raz przyjął swoją obojętną postawę.
- Jestem Cesarzem Chin. Nie masz prawa mówić mi po imieniu – odparł oschle na co różowowłosą zgięło. Jej oczy się zaszkliły.
- Chcesz...abym odeszła? – wyjąkała cichutko, tak aby usłyszał.
- Tak i to natychmiast – różowowłosa nabrała powietrza czując jak jej serce zaraz pęknie – Wracaj do tego cholernego klasztoru i pomagaj jak jeszcze masz komu – prychnął głośno – Zakonnico – po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy. Czuła jak rozrywa ją od środka. Spojrzała na niego ostatni raz. Stał do niej tyłem, czekając na jej odejście. Podniosła sztylet i podeszła do niego. Bez słowa włożyła go na swoje miejsce. Nawet nie drgnął czując jej bliskość. Zamknął oczy by nie patrzeć na jej zrozpaczone oblicze.
- Nie złożyłam jeszcze ślubów – szepnęła poczym odwróciła się do niego plecami – Żegnaj Cesarze i mój najdroższy przyjacielu – ze spuszczoną głową odeszła.
Patrzał jak znika za bramą ogrodu. Ból jaki dotychczas mu towarzyszył powiększył się jeszcze bardziej. Położył swoją dłoń na lewej piersi, ciężko oddychając. Czuł jak jego serce rwie się na strzępy wołając jej imię. Zamknął oczy.
„Nie złożyłam jeszcze ślubów"
Przez tłok myśli przemkły mu jej przed ostatnie słowa. „Nie złożyła ślubów" – powtórzył. „To znaczy, że ma wybór". Spojrzał na bramę myśląc gorączkowo. Duma czy kobieta...
***
Gdy tylko minęła bramę ogrodu, zaczęła szybko biec w stronę placu, gdzie zostawiła konia. Łzy zamazywały jej obraz, lecz już po chwili była na miejscu. Zauważyła Kakashi'ego, który karmił jej konia. Podeszła tam i zabrała wodze.
- Co się stało?
- Nic, miałeś rację to nie jest ten Sasuke, którego znałam – przetarła załzawione oczy wskakując na grzbiet konia.
- Tak mi przykro – powiedział Kakashi.
- To mnie jest przykro, że tak go skrzywdziłam. Dobranoc i żegnaj Kakashi – odparła poczym popędziła na swym wierzchowcu na zachód.
- Żegnaj Sakuro – szepnął sam do siebie, żalem spoglądając jak znika z pola widzenia. A razem z nią znikła ostatnia nadzieja na zmianę państwa. Zauważył jak na czarnym rumaku na plac cesarski wjeżdża Orochimaru z chytrym uśmieszkiem.
- O Kakashi – powiedział kpiąco – jak tam samopoczucie – zaśmiał się.
- Po co tu przyjechałeś? Cesarz nie ma czasu na takich śmieci jak ty!
- Licz się ze słowami – syknął jadowicie bladoskóry.
- To ty się licz.
- GDZIE ONA JEST?! – obydwoje odwrócili się w stronę krzyku. W ich stronę biegł Uchiha z nieopisanym wyrazem twarzy – Gdzie ona jest? – powtórzył pytanie. Kakashi spuścił głowę.
- Odjechała.
- Gdzie? – spytał gorączkowo się rozglądając.
- Pewnie do Francji – odparł siwowłosy.
- Cesarze czy mogę się wtrącić...
- Nie! – warknęli razem Sasuke i Kakashi – Schodź z konia.
- Ale Cesarze...
- Schodź! – krzyknął Uchiha spychając go i wkładając prawą stopę w strzemię, poczym wskoczył na wierzchowca – No koniku dogoń ją – szepnął i ruszył galopem na zachód. Teraz wiedział, że nie może kolejny raz pozwolić jej odejść, ponieważ czuł coś więcej niż przyjaźń. Właśnie to zrozumiał, że chce aby była kimś więcej. To dlatego nie mógł się z tym pogodzić. To dlatego tak bardzo to bolało. Przeżywał wewnętrzne piekło, sam tworząc wokół siebie okrutne otoczenie. Zauważył ją pędzącą kilkanaście metrów przed nim. Przyspieszył bieg konia. Nie zauważyła go nawet kiedy z nią zrównał, chociaż stukot kopyt był bardzo słyszalny. Czyżby naprawdę, aż tak bardzo to bolało? Czy oni muszą się nawzajem ranić? Czyli jego marzenie się spełniło i to podwójnie, bo tak naprawdę zawsze trzymał ją w skrawku serca. Wyciągnął swoją prawą dłoń w jej stronę. Zaryzykował. Przybliżył się jeszcze bardziej do jej konia i gdy ona chciała odwrócić się w jego stronę....Złapał ją za ramie i pociągnął na swego konia. Z jej ust wydobył się krzyk strachu, co spowodowało, że jej koń spłoszył się i biegł dalej, gdy on zwalniał. Zatrzymał konia widząc, że się boi. Wiedział, że głupio postąpił tak na nią napadając, ale nie wiedział czy będzie chciała z nim porozmawiać. Wreszcie mógł to zrobić. Nareszcie mógł poczuć jej drobniutkie ciało w swoich ramionach. Zeskoczył z wierzchowca z nią w dłoniach. Miała zamknięte oczy. Bała się. Ale czego? Jego? Chyba nawet miała powód. Patrzał na jej uroczą twarzyczkę, zachwycony jej urodą. Zniżył się i musnął delikatnie jej czoło – Sakurcia dlaczego zawsze mi wierzysz? – sam nie mógł uwierzyć, że jej imię tak prosto przeszło mu przez gardło. Dziewczyna gdy tylko poczuła ciepłe wargi na czole i ten czuły, cudowny głos za którym tak tęskniła. Otworzyła oczy i spojrzała na niego z niedowierzaniem na czarnowłosego.
- Sasuke? – wyszeptała kładąc swoją dłoń na jego policzku. Chłopak postawił ją na ziemi i spojrzał z lekkim uśmiechem na co dech jej w piersiach stanął. Rzuciła mu się na szyję mocno tuląc się do niego. Uchiha objął ją zatapiając swoją twarz w jej włosach.
- Myślałaś, że pozwolę ci odejść po raz drugi. Musiałbym być idiotą – oderwał się od niej i spojrzał w zapłakane oczy – Co się dzieje głuptasku – uśmiechnęła się gdy usłyszała jak ją nazwał. Tak dawno tego nie słyszała. Poczuła jego dłoń na policzku.
- Sasuke-kun tak bardzo za Tobą tęskniłam.
- Ja też aniołku, chociaż z trudem się do tego przyznawałem – zaśmiał się wyciągając z kieszeni sakiewkę – Zawsze to ze sobą nosiłem. To była moja pamiątka po tobie. Chciałem cię wyrzucić z pamięci, lecz to naprawdę jest trudne – rozpiął sakiewkę i wyciągnął z niej srebrny łańcuszek. Ten sam, który dostała kilkanaście lat temu. – To twoje.
- Nie wiedziałam, że to jeszcze masz.
- Naprawdę jestem, aż takim tyranem – nie odpowiedziała zastanawiała się nad tym.
- Jesteś moim przyjacielem – odparła cicho.
- Nie chcę być tylko przyjacielem – te słowa uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Spojrzała na niego pytająco na co on westchnął. Odwrócił ją tyłem do siebie i zapiął łańcuszek na jej gładkiej szyi poczym ucałował ów miejsce – Sakura nie rozumiesz tego? – dziewczyna nic nie odpowiedziała – Ech..., widzisz obiecałem sobie, że cię znienawidzę i zabije kiedy tylko cię spotkam, lecz nie mogę tego zrobić, ponieważ uczucie którym cię żywię jest tak bardzo silne. – obrócił ją w swoją stronę – Sakura ja... – westchnął. Nie wiedział jak jej to powiedzieć, przecież już tak dawno nie miał do czynienia z pozytywnymi uczuciami. Uśmiechnął się lekko i zrobił to czego w życiu najmniej się spodziewała. Złapał ją za rękę i wpił się w jej usta. Na początku brutalnie pieścił jej wargi, lecz po chwili przypominając sobie z kim ma do czynienia – złagodniał. Subtelniej i coraz namiętniej całował jej usta. Sakura stała niewiedzą co robić. Przecież Sasuke jest jej przyjacielem, ale...ale coś tak bardzo ją do niego przyciągało. Poczuła jego dłonie na tali, które przyciągnęły ją jeszcze mocniej, próbując pogłębić pocałunek. Zamknęła oczy dając ponieść się przyjemności. Splotła swoją dłoń z jego i oddała słodki pocałunek. Znowu księżyc był ich świadkiem. Gdy się rozstali i znowu zjednoczyli. Ta silna więź, która ich przytrzymywała, miała wiele supełków, ale ten ostatni został spleciony magicznym uczuciem. Dwa oddzielne ciała, lecz jedna spełniona dusza. Odsunął się od niej i mocno przytulił do siebie – Kocham Cię – na ich ustach zawidniał szczery uśmiech.
***
To już nie było to samo Cesarstwo co rok temu. Ludzie nie bali się już władzy Uchihy, bo był on innym człowiekiem. Pierwsze co zrobił to pozbył się Orochimaru, który często nim manipulował. Wygnał go z państwa, a niewinnych więźniów uniewinnił. A to wszystko za sprawą jednej kobiety – Sakury, która po dniu gdy wyznał jej miłość. Zgodziła się zostać jego żoną, rozumiejąc, że darzy go tym samym uczuciem. Po miesiącu odbył się ich ślub na który zaproszeni byli różni ludzie. Nie ważne było pochodzenie. Czy byli bogaci czy biedni, to się nie liczyło. Ślub odbył się w ich zaczarowanym miejscu. W samym środku wiosny, kiedy to drzewa wiśni najbardziej rozkwitają. On w wspaniałym stroju cesarskim, a ona w białej sukni. Obydwoje wyglądali przepięknie. Uchiha za prośbami swej żony uległ i zaadoptowali chłopca z Francji – Marco. Nie miał problemów z językiem, ponieważ przez te cztery lata, które Sakura spędziła we Francji, nauczała swego ojczystego języka. Marco był pilnym uczniem, a do tego pałał do nauki i zdobywał ją szybko. Jednak nie był zbytnio przekonany co do swojego nowego ojca. Dopiero po kilku tygodniach zmienił o nim zdaniem, gdy zauważył, że naprawdę się zmienił. Pokochał go tak bardzo jak Sakurę. Teraz spodziewali się swego pierworodnego.
- Mówię ci to będzie chłopczyk – rzekła po raz setny. Była w czwartym miesiącu ciąży i każdego ranka jest ta sama gadka. Leżeli dalej nadzy przekomarzając się. Uchiha pociągnął ją do siebie, tak, że leżała teraz na nim.
- A ja ci mówię, że to będzie dziewczynka – wplątał dłoń w jej puszyste włosy – taka piękna jak mamusia.
- Nie, to będzie chłopiec. Taki przystojny jak jego tatuś.
- Nie uważasz, że Marco ucieszyłby się z siostrzyczki. Mógłby się nią opiekować – upierał się przy swoim.
- A nie uważasz, że gdyby miał braciszka to mógłby go uczyć i miałby z kim rozmawiać na te wasze męskie tematy.
- Ze mną będzie mógł porozmawiać.
- Jeszcze się przekonasz.
- Jestem pewien, że gdy będzie to chłopiec. To już w ogóle nie będziesz miała dla mnie czasu.
- Ach to o to chodzi – musnęła go w czoło – Kocham cię.
- Ja Ciebie też – obrócił się tak, że teraz to on leżał na niej. Zanurzył swe usta w jej, dłońmi błądząc po jej ciele. Ku ich szczęściu nie stała już żadna przeszkoda. Musieli tylko czekać na swego prawowitego potomka, który przyniesie jeszcze więcej szczęścia ich rodzinie i całemu Cesarstwo. Którzy tak jak oni czekali w napięciu na swego przyszłego Władce czy też władczynie... A czy to chłopiec czy dziewczynka, okaże się za pięć miesięcy.
Oni myślą już tylko o sobie...
Przeszłość dla nich się nie liczy...
Miłość, która zawładnęła ich ciałami jest niezniszczalna...
On i Ona – zawsze i na wieki RAZEM!
___
Za wszelkie błędy przepraszam. Pierwsza jednopartówka, może jest trochę nudna, ale następne będą lepsze. A co w następnej? Oczywiście, że hentai. Dla miłośników tego typu opowiadań. Gorące buziaki.<cmok> Nie zmieściło mi się wszystko w jednej notce. Nie wiedziałam, że Onet ma limit. No, ale cóż, ważne, że jest notka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top