Nieunikniona zemsta stworzyciela
Czarne niebo spowite deszczowymi chmurami. Co jakiś czas przecinało pioruny, sprawiając bardzo mroczną atmosferę. Ludzie spieszyli się do domów, aby uniknąć deszczu, który nieustannie pada. Już od trzech dni panuję taka pogoda. To nie zapowiadało niczego dobrego. Jednak zwykły człowiek nawet nie mógł się domyśleć co czyha na niego po zmierzchu. Dla nich liczy się tylko praca i rodzina. Jedynym problemem są pieniądze, dzięki którym mogą funkcjonować w tym świecie. Nie mają czasu na inne zmartwienia. Nie wiedzą nawet ile niebezpieczeństw każdego dnia na nich czeka. W każdej minucie, nawet sekundzie mogą stać się kolejną ofiarą istot w które nie wierzą. Najlepiej jest siedzieć w domu, chociaż i tam nie jest bezpiecznie. Ludzie z ulicy jednak najprędzej przekonują się o istotach mrocznych, ponieważ to oni - bezdomni najczęściej umierają.
W mroku czaiło się coś złego!
Ona była tego pewna. Jak co dzień wracała ze szpitala. Wieczorem zawsze tam przychodziła. Jej przyjaciel w taki sposób dostarczał jej zapas jedzenia na cały dzień, kiedy to słońce górowało na niebie. Jednak od trzech dni, kiedy pogoda dla ludzi jest naprawdę nieznośna. To ona może wychodzić i rankiem, ponieważ już od trzech dni nie było widać słońca. Burzowe chmury wciąż go zaćmiewają.
Ubrana jak zwyczajny człowiek w dwudziestym pierwszym wieku. Jednak nie była tak naprawdę zwyczajna, była wyjątkowa. Tak powiedziałby śmiertelnik, lecz nie ona. Skórzane spodnie i bluzka, idealnie podkreślały jej ciało, a uroda przyciągała każdego mężczyznę. Na ramionach miała zarzuconą cienką kurtkę. Mokre włosy od deszczu, przyklejały się do jej twarzy. Nie spieszyła się, lubiła takie dni. Zdziwieni ludzie mijali ją w parasolach i płaszczach przeciw deszczowych, a nie którzy biegnąc zakrywali swoje głowy darmową gazetą, którą rozdawali w centrum miasta. Wolnym krokiem przechodziła obok nich. Nie jest jej zimno. Jej temperatura ciała i tak jest niższa niż na zewnątrz. To tylko dla pozorów i lepszego samopoczucia.
Patrząc na nią, widzi się piękną dwudziesto dwuletnią kobietę. Wprawdzie bladą, ale dla kogo ma to znaczenie, kiedy jest piękna i inteligentna. Na pierwszy rzut oka można tak ją określić, ale jeżeli byłoby się z nią przez dłuższy okres czasu, odkryło by się jeszcze coś. Czego naukowcy dotąd szukają.
Ma 522 lata, więc jakim cudem wygląda na dwadzieścia dwa lata? Odpowiedź zna ona i jej pobratymcy. Nieśmiertelność...
„Nie lubię o sobie mówić. Nawet nie wiem po co komuś mój życiorys. Dla mnie nie jest ciekawy, może dla zwykłego człowieka tak, ponieważ on w to nie wierzy i uznałby to za ciekawą bajeczkę. Jednak myliłby się, ponieważ my istniejemy. Ech...jednak przedstawię się z powodu tego, że zostałam dobrze wychowana jak na księżniczkę możnego rodu przystało. Nazywam się Sakura Haruno, urodziłam się w 1487 roku w Hiszpanii, ale od czterystu lat mieszkam tutaj. Jestem przeklęta jak nazwali mnie rodzice. Dlaczego? Zaraz się dowiecie.
Był to piękny marcowy dzień. Obchodziłam swoje dwudzieste drugie urodziny. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ostatni raz patrzę na promienie słońca. Wieczorem o równej dwudziestej zaczęli zjeżdżać się moi goście. Książęta i księżniczki. Królowie i królowe z różnych państw. Założyłam na tą okazję swoją najpiękniejszą suknie pod kolor moich zielonych oczu. Moje długie różowe włosy, służki ułożyły w eleganckim koku. Byłam piękna, zawsze mi to powtarzano. I to się nigdy nie zmieniło. To był czas, abym znalazła sobie odpowiedniego męża. Z gracją zeszłam po schodach do salonu w którym odbywał się bal na moją cześć. Byłam największą atrakcją tego wieczoru. Tańczyłam z wszystkimi książętami, którzy starali się o moją rękę. Chciałam wybrać tego jedynego, ale każdy miał jakąś wadę. Zawsze byłam wybredna. A to w ogóle nie pomagało mi w znalezieniu wybranka.
Wszyscy bawili się świetnie. Dobre jedzenie, specjalnie sprowadzone z dalekich krajów jak na tą okazję. Idealnie dobrana muzyka i wspaniałe tańce. Jednak nasz spokój zakłóciło dwóch mężczyzn. Takich przystojnych....
- Przepraszamy za najście. Ja i mój brat usłyszeliśmy tą muzykę, śmiechy i żwawe rozmowy. Nogi nas tu same sprowadziły – mówił ten straszy, któremu przyglądałam się tylko chwilę. Miał czarne dłuższe włosy, zawiązane w koński ogon, a ubiór składał się z białej koszuli zapiętej pod szyję kołnierzem i zakończonej na rękawach falbanami. Na to brązowa kamizelka z wyszywanymi wzorami gałązek i kwiatów w tym samym kolorze. Do tego narzucony miał brązowy frak i spodnie tego samego odcieniu. Czarne kozaki były nałożone na spodnie. A na palcach miał liczne ozdoby w postaci pierścionków. Wyglądał elegancko, ale to jego brat usidlił moje serce. Nigdy kogoś takiego nie widziałam. Biała koszula z nie zapiętym kołnierzem dawała mu jeszcze większego uroku. Na niej miał czarną kamizelkę z srebrnymi motywami księżyca i gwiazd, a na to czarny frak ozdobiony licznymi świecidełkami. Miał tak samo jak jego brat kozaki nałożone na spodnie. Pewnie z powodu tego, że jechali na koniach. Nie na co dzień widzi się takich przystojnych mężczyzn i to z tyloma drogimi kamieniami na sobie. Najbardziej zdziwiła mnie ich skóra była nienaturalnie blada. A do tego byli nieziemsko przystojni za co od razu zdobyli sympatię u pań.
- Nic się nie stało. Proszę śmiało. Rozgośćcie się. Moja córka ma dzisiaj urodziny. Każdego zaprosiliśmy, więc proszę czuć się zaproszonym – mój ojciec zawsze był uprzejmy, ale to zależało też dla kogo. Wiadome było, że gdy zobaczył tyle diamentów na ich odzieży to już chciał, abym to jednego z nich wybrała na swego męża. Ten mężczyzna z kucykiem wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat, natomiast ten, który wpadł mi w oko na dwadzieścia trzy. Wiek i tak nie miał różnicy w tych czasach. Mogłam nawet poślubić kogoś w wieku swego ojca i tak nikt by nie miał nic przeciwko. Oprócz mnie, chociaż i tak bym musiała udawać kochaną żonę.
- Dziękujemy – schylił głowę, oddając szacunek panu tego domu, po czym spojrzał na mnie. Czułam jakby jego czarne oczy wciągały mnie do jakiejś dziury. Jakbym spadała do głębokiej studni w nieskończoność...
Złapał za moją dłoń i ucałował. Poczułam chłód jego dłoni i ust na co mimowolnie po moim ciele przeszły ciarki. – Wszystkiego najlepszego, moja droga.
- Dziękuję – odparłam odsuwając się o krok. W nich było coś dziwnego, wręcz przerażającego.
- Ja również życzę ci wszystkiego najlepszego, piękna pani. – usłyszałam tuż przy uchu. Jego zimny oddech, aż odbierał mi mowę. Jednak szybko doprowadziłam się do porządku.
- Dziękuję – spojrzałam na niego. Jego czarne oczy miał jakby czerwony odcień, który można było spostrzec, po intensywniejszym przyglądaniu. Miał krótsze włosy, jednak takiej samej czerni co jego brat. Ten jego wzrok....Czułam się jakby mnie nim pożerał.
- Zatańczymy – wyciągnął w moją stronę dłoń. Trochę niepewnie, ale podałam mu swoją dłoń, którą on zamknął w delikatnym uścisku. Kiedy się spostrzegłam, wirowaliśmy już w tańcu jak inne pary. Tańczył z taką elegancją i dostojnością. Jeszcze nigdy nie miałam tak świetnego partnera.
- Świetnie pan tańczy.
- Mów mi Sasuke, piękna. – zarumieniałam się na co on zaśmiał się tak, abym tylko ja usłyszała. Zawsze wstydliwie znosiłam komplementy. Czułam jak jego dłonie jeszcze mocniej zaciskają się na mojej talii. Nie spuszczał ze mnie wzroku. A mi co raz bardziej brakowało tchu.
- Słabo mi.
- Wyjdźmy na balkon – trzymając mnie pod ramie, ruszyliśmy na balkon. Świeże powietrze od razu ocuciło moją twarz.
- Już mi... – poczułam jak obejmuję mnie od tyłu – Sasuke co ty robisz? – zapytałam czując jak ogarnia mnie gorąco.
- Ładnie pachniesz – szepnął – Jesteś bardzo kuszącą istotą Sakuro. Zbyt bardzo ciągnie mnie do ciebie. To twoje największe przekleństwo.
- Sasuke – odwrócił mnie w swoją stronę. Wydałam z siebie cichy pisk widząc czerwień jego spojrzenia – Kim ty jesteś? – chciałam się wyrwać z jego uścisku, ale byłam bezsilna.
- Twoim koszmarem, dziecinko – spojrzałam w stronę wyjścia z balkonu. Zamknięte. Nie było ucieczki. – Jesteś skazana na mnie i mój apetyt. Śliczna jesteś jak na śmiertelnika. – poczułam jak przyciąga mnie do siebie i składa na mych ustach pocałunek. O wszystkim zapomniałam, co było dużym błędem.
Później już nie czułam jego zimnych ust, tylko przeszywający ból w okolicach szyi. Czułam jak odchodzą ze mnie ostatnie resztki życia. Wysysał ze mnie krew powoli delektując się smakiem, jakby to był najznakomitszy napój na świecie. Cicho pisnęłam, opierając swoje dłonie na jego ramionach, po moich policzkach spływały słone łzy. A on nie przestawał, dalej pił. Był jak...wampir, ale przecież one były tylko legendami. Jak się okazało nie tylko. I ja musiałam doświadczyć spotkania z nim. Moje głupie nic nie warte życie...
- Sasuke, chodź już! Zaraz dojdą do tego, że to my zabiliśmy tych stajennych! – to na pewno był jego brat, jego głos dochodził z ogrodu, był taki melodyjny jak i u niego. – Zostaw ją i tak umrze! – oderwał się ode mnie. Spojrzałam na niego przez zamglone oczy opierając się mocniej na balustradzie balkonu. Jego tęczówki na nowo były czarne. Zdziwiłam się widząc jak wyciąga białą serwetkę z wyszytym wachlarzem. Przyłożył ją do ust i zaczął powoli wycierać usta, chociaż wogóle nie były splamione moją krwią. Miał już wprawę do obchodzenia się ze swymi ofiarami. Gdy już kulturalnie wytarł swoje usta jakby robił to po posiłku, którym tak naprawdę byłam dla niego; uśmiechnął się do mnie, ukazując tym samym swoje ostre, białe kły.
- Wiesz co, nawet szkoda mi ciebie – poprawił swoje rękawy koszuli, która wystawała za czarnego fraka – Ale sama rozumiesz. Nie rozmawia się ze swoimi ofiarami – przybliżył się i musnął jeszcze raz moje usta – Umieraj w spokoju – zaśmiał się cicho, po czym zniknął. A w moich uszach wciąż rozbrzmiewał jego przepełniony kpiną śmiech. My ludzie dla niego byliśmy nikim. Wiedziałam, że traktuję nas jak zwykłe nic nie warte robaki, które tacy jak on mogą jednym dotykiem zniszczyć. Moje ciało opadło na podłoże balkonu. Resztkami sił podczołgałam się do wyjścia z balkonu. Jednak na nic więcej nie było mnie stać. Moja ostatnia cząstka człowieczeństwa, umarła wraz z śmiercią, która już nie mogła mnie dopaść.
Mylili się. Oni – arystokratyczne istoty, które są najinteligentniejszymi stworzeniami na tym świecie, pomyliły się. Nie umarłam, czego nie umiem przeboleć. Przeżyłam, ale już nie jako człowiek. Stałam się jedną z nich. Jestem wampirem i tego nie da się już cofnąć. Chociaż tak bardzo bym chciała. Jednak jak to mówią. Zemsta jest słodka. I była...
- Witaj Sakura – jej wspomnienia przerwał wysoki, dobrze zbudowany blondyn – Długo na ciebie musiałem czekać. Podobno już jutro ma być cieplej – jak zwykle cały czas gadał.
- Nie wierz telewizji Naruto. Dzisiaj też miało już nie padać.
- Coś ty taka zrzędliwa? – zapytał przyglądając się jej – Może Neji za mało dał ci krwi – zaśmiał się ochryple.
- Mam przeczucie, że nadchodzi coś co rozburzy moje życie. Jeżeli tak to można nazwać.
- Nie traktuj się z takim dystansem – upomniał ją. Zawsze to robił. Kiedy ona zaczęła mówić, że nie powinna żyć. – I nie martw się. Masz przecież całą watahę wilków, która stanie w twojej obronie.
- Wiem – uśmiechnęła się delikatnie odtwarzając w swojej głowie ich twarze. – ale to nie znaczy, że powinnam was wykorzystywać.
- Wykorzystywać, co ty mówisz Sakura? To chyba ja tak powinienem powiedzieć. Nie jest ci szkoda, że dla mnie twoja rasa cię odrzuciła.
- To był mój wybór. Wolę mieć przyjaciela wilkołaka, niż być bez niego jako wampir, który pozbawia niewinnych życia. Jestem wampirem i tego nikt już nie zmieni – spojrzała w ciemne niebo, które nadal płakało. – Ale chcę przynajmniej trochę przypominać człowieka.
- Sakura, przypominasz. Spójrz na mnie – zatrzymał się – Co ja mam powiedzieć. Zamieniam się w dziką bestie, która niszczy wszystko co spotka na swojej drodze. Nauczyłaś nas kontrolować swoje odruchy w skórze wilkołaka, ale to czasami i tak nie pomaga. – westchnęła cicho przeczesując swoje mokre, różowe włosy. – I wiesz, co. Najważniejsze – złapał ją za ramiona. Już przyzwyczaiła się do ciepła jego skóry. – Spójrz jakie masz piękne zielone oczy. Wszystkie wampiry jakie spotkałem i z jakimi musiałem się zmierzyć miały czarne jak otchłań, a ty zachowałaś ten blask.
- Dzięki. Tylko, że gdy jestem głodna...
- A czy to ważne, czerwone oczy też masz ładne... – zaśmiał się po raz kolejny, na co ona uśmiechnęła się.
- Ty durniu. – dłonią uderzyła go lekko w klatę. Dla normalnego człowieka zadziałałoby to całkiem inaczej, ale on też nie był zwyczajny. Nawet nie drgnął. – Zawsze umiesz mi poprawić humor. Gdybym jeszcze ja tak umiała.
- To chyba znaczy, że musisz spędzać ze mną więcej czasu. Kurczę – podrapał się po głowie – Chodź. Garaa się martwi – powiedział słysząc w myślach głos przywódcy sfory.- dalej nie mogę uwierzyć w to, że cię polubił.
- Ma do mnie szacunek, a w to, że mnie lubi to ja wątpię. Uratowałam go przed śmiercią i dlatego stara się być miły.
- Jasne, tylko to nie ja fantazjuję na twój temat.
- Co? – zapytała zaskoczona.
- Cholerne pijawki, czemu muszą być takie seksowne, zwłaszcza ta Sakura – zaśmiał się idąc dalej, ale odwrócony był w jej stronę. Tak, że mógł widzieć jej reakcję.
- Kto tak powiedział?
- A jak myślisz? – bawił się z nią.
- Naruto! Bo wylądujesz na drzewie.
- Może ci powiem, ale teraz ścigajmy się. Dzisiaj cię na pewno pokonam.
- Zawsze to mówisz – zachichotała – ale jak chcesz – posłała mu uśmiech ukazując swoje białe ostre zęby, po czym biegiem ruszyła w las, a za nią jej przyjaciel, który gdy tylko przekroczyli granicę lasu, zmienił się w ogromnego, kudłatego wilka.
***
Biała wielka willa. Światła pogaszone, tylko jeden pokój jest oświetlany. Idący tędy każdy człowiek, zachwyca się tą posiadłością, planując w marzeniach, że też taką będzie miał. Lecz ta była naddzwyczajna. Nie tylko dlatego, że stoi tu już od wieków. Jest ona również siedzibą elity wampirów. To jest ten sam mroczny zamek, który po każdym okresie musiał się przystosowywać do zaistaniałej mody. Nie mogli się zdradzić. To było nie do pomyślenia. A to, że lubią wygodę, widać na pierwszy rzut oka. Bo przecież w tym samym miejscu mógł stać zarówno duży ceglany dom, a stoi wielka willa z kilkunastoma balkonami, garażami i innymi pomieszczeniami. Luksus...
Czekali. A cierpliwość nie była ich mocną stroną. Przyglądanie się i obserwowanie powolnych efektów ich pracy, sprawiało, że z ich ust nieraz padło nie poprawne słowo. Patrzeli na trumne wyrobioną ze srebra z złotymi ozdobami na wzór gotycki. Właśnie tam leżał ich Pan. Nowy...Pan, który przejmnie władzę nad ciemnością.
- Daj jeszcze więcej krwi!
- Jego serce napełniła już krew, więc dlaczego nie budzi się?
- Najprawdopodobniej musi zregenerować swoje ciało – jeden z mężczyzn zmienił już pusty woreczek przyczepiony do kroplówki na pełny woreczek z czerwoną cieczą. Wczoraj wkradli się do pobliskiego szpitala i zdobyli kilkanaście woreczków krwi, aby móc zbudzić swego pana z wiecznego snu. Do którego pod podstępem wprowadził go własny ojciec z tą podłą dziewczyną.
Nagle lampa, która znajdowała się nad trumną wybuchła, rozrzucając szkło na wszystkie części pokoju. Usłyszeli głośne warknięcie, a później ujrzeli postać siedzącą w trumnie. Mężczyźni natychmiast uklękli, spuszczając głowy i oddając mu hołd.
- Witaj panie – po pomieszczęniu rozniósł się odgłos łamanych kości. Spojrzeli na mężczyznę, którego zbudzili. Wygladał okropnie, ale to był chwilowy stan. Jego szarawa skóra przez którą było widać kości, przybierała odpowiedni kolor jak na wampira. Twarz kształtowała się, a łysa głowa przybierała na czarnych włosach. Ten proces trwał kilka minut, aż wreszcie znowu był sobą. Znowu nieskazitelnie piękny i „żywy".
- Nareszcie mnie przebudziliście – syknął wściekły, zwinnie wyskakując ze swego grobowca. – Dłużej nie można było? – zapytał z kpiną.
- Sasuke, przecież wiesz, że musieliśmy pozbyć się króla, a tego nie da się zrobić od tak. Miecz lucyfera dopiero go pokonał.
- Znaleźliście go?
- Tak.
- Mam nadzięję, że spaliliście zwłoki mojego ojca. On sam był głupi, że nie zrobił tego z moimi ciałem. Teraz ma nauczkę. Ile lat minęło?
- Twój ojciec został spalony. A ciebie Panie nie było...czterysta lat – odważył się dokończyć. Czarnowłosy zawarczał wściekle łapiąc mężczyznę za szyję i podnosząc do góry.
- Czterysta lat? Tyle wzlekaliście? Wrr...- rzucił go o ścianę odwracajac się do okna, które jak pamiętał, kiedyś było zakute żelaznymi kratami. Teraz już ich nie było – Muszę się zemścić. Ona musi wreszcie za to zapłacić. – spojrzał na czarną poświatę zatapiając się w wspomnieniach i swojej historii.
" Jestem Sasuke Uchiha. Wampir czystej krwi. Mam 901 lat. W wieku 501 zostałem zdradzony i „zamordowany", przez te pieprzone kundle, które rozszarpały moje ciało na kawałki. Moje zwłoki pochowali w grobowcu i po czterystu latach znowu żyję, jeżeli można tak to nazwać. Już nie mogę doczekać się kiedy porządnie zapoluję na tych nieszczęsnych śmiertelników i kiedy zemszczę się na niej. Jak mogła zdradzić swego stwórcę, a zarówno kochanka...
Mój ojciec jak i król wszystkich wampirów. Tego dnia sprowadzał sądy nad nieśmiertelnikami, którzy złamali nasz regulamin. Musiałem mu towarzyszyć jako, że jestem jego synem i siedze w radzie. I wtedy drzwi się otworzyły i weszła ona. Nie sądziłem, że spotkam jeszcze tą kruchą różowowłosą istotkę, a to, że żyła było tylko potwierdzeniem tego kim się stała. Po stu latach..., a wydawałoby się, że to było wczoraj.
- Zabij mnie! – krzyknęła zrozpaczonym głosem w stronę króla, a mego ojca. Zebrani na sali ze zdziwieniem wpatrywali się w dziewczynę, co zauważyłem już po jej wejściu. Mnie również zdziwiła swoją prośbą. Czyżby nie podobało się jej nieśmiertelne życie?
- Dlaczego miałbym to zrobić? Złamałaś regulamin? – mój ojciec szukał powodu, dla którego miałaby umrzeć.
- Ja nie chcę być tym czymś. Potrzebuję śmierci. – jaka ona była głupia, każdy śmiertelnik oddałby wszystko, aby stać się jednym z nas. Od zawsze szukali jakiegoś leku na nieśmiertelność. A ona tak po prostu chcę to stracić. Wariatka...
- Kto cię zmienił? – widziałem jak wzrokiem ilustruję wszystkich zebranych. Jednak już po chwili skupiona była tylko na mnie.
- To on – zaraz rozniosły się szepty, gdy wskazała na mnie; bo jak syn króla mógł popełnić taki błąd.
- Cisza! – głośny krzyk mego ojca sprawił, że nikt bez pozwolenia się już nie odezwał – Jesteś pewna, że to on?
- Tak.
- Sasuke? – pojawiłem się obok niej co sprawiło, że odsunęła się natychmiastowo.
- Słucham ojcze?
- Czy to prawda, co mówi ta dziewczyna? Może masz coś innego do powiedzenia? – patrzał na mnie wściekłym wzrokiem.
- Tak, ale byłem pewny, że ona umrze – odpowiedziałem na pierwsze pytanie, patrząc na minę ojca.
- Zostawiłeś ją nie dokańczając i nie upewniając się, że nie żyję. – stwierdził.
- Spieszyliśmy się.
- To nie twój pierwszy wybryk, Sasuke. Już nie raz groziło nam wydanie naszej rasy przez ciebie. Chcesz, aby śmiertelnicy się dowiedzieli, aby znowu uprzykrzyli nam życie tymi swoimi łowcami? Chyba nie chcesz ponieść losu Itachi'ego?
- Nie ojcze – nienawidziłem go za to co zrobił mojemu bratu. Itachi popełnił tylko jeden błąd zabijając swoją ofiare w dużej gromadzie ludzi. Nasza armia musiała później pozabijać całą ludność w miasteczku. Własny ojciec rozerwał go na kawałki i spalił ciało. Za taką jedną, bezsensowną rzecz. – Możesz odejść – nie odezwał się już do mnie ani słowem. Pod koniec sądów zażyczył sobie, aby różowowłosa z nim poszła na rozmowę. Wiedziałem, że coś tu nie gra. Gdy wróciła stała się przytulna jak baranek; była na każde moje skinięcie palca. Gdy pytałem o jej nagłą zmianę. Mówiła, że to ja ją stworzyłem i powinna za to być mi posłuszna. I mi to pasowało. Było mi bardzo dobrze w jej towarzystwie. Zawsze swoją urodą przyćmiewała inne wampirzyce. Ona była moja. Tylko moja! Kochała mnie...przynajmnie tak myślałem.
Po dwóch latach spędzonych ze mną, a dla nas nieśmiertelnych taki okres to naprawdę krótki czas; Sakura została wygnana. Nawet nie wiem, co takiego uczyniła, że się skazała na taki gniew ze strony mego ojca. Jednak teraz wiem, że to był spisek pomiędzy nią, a moim ojcem. Umówiliśmy się w lesie, który znajdował się w okolicach mojego zamku.
Ona nie przyszła, natomiast zjawiła się sfora wilkołaków. Było ich siedmu nie miałem szans. Zabiłem trzech, ale oni widząć, że w pojedynkę mogę wygrać. Rzucili się na mnie w czwórkę, mordując. Z wszystkim mogłem się pogodzić, ale nie z tym, że pokonały mnie te przebrzydłe kundle. Mój ojciec popełnił duży błąd nie spalajac mojego ciała. Teraz się o tym przekonał.
Teraz odzyskałem nieśmiertelność, obejmę władzę nad swą rasą i zemszcze się na Niej. Zniszczę ją tak, jak ona mnie."
- Tu masz panie nowy strój. Teraz tak się ubieramy – Uchiha ilustrował swoich dwóch poddanych wzrokiem, a późnie swój arystokracyjny ubiór.
- Dużo mnie ominęło, będę musiał rozejrzeć się po okolicy, ale zanim to zrobię trzeba będzie się zemścić. Gdzie ona jest?
- Ona..? Nie ma jej tu panie, kiedy przyczyniła się do tak okrutnego czynnu jak pozbawienie cię życia nie wróciła już do pałacu. Sprzymierzyła się z rasą wilkołaków, ale twój ojciec nie zabił jej, albowiem pomogła mu w unicestwienu ciebie, więc została wygnana. – usłyszeli jego warknięcie.
- Każdy poniesie za to winę. Każdy! – warknął patrząc na spowity świat w mroku za oknem.
***
Noc. Ciemnym zaułkiem wracała do domu, po ciężkim dniu pracy. Była striptizerką w nocnym klubie, więc zawsze tak późno wracała. Jej długie blond włosy rozwiewał wiatr, a na skórze pojawiła się gęsia skórka wywołana chłodem. Szybkim krokiem na skróty zaczęła przeciskać się przez ciemny zaułek. Nagle usłyszała trzask za sobą. Przerażona odwróciła się powoli i odetchnęła z ulgą widząc przystojnego mężczyznę.
- Ale się przestraszyłam. Myślałam, że to jakiś bandzior. – a dlaczego nie uważała go za złego człowieka, ponieważ jego uroda przyćmiewała wszystko. – Mieszkam trochę dalej. Może byś mnie odprowadził? A tak wogóle to jestem Ino...yyy...czemu nic nie mówisz? – nawet nie mrugnęła, a on już stał przed nią. Złapał ją za szyję i przycisnął do ściany. Uwielbiał widzieć ten paniczny strach w oczach.
- Nie rozmawiam ze swoimi ofiarami – wgryzł się w jej szyję za nim zdążyła coś powiedzieć. Próbowała walczyć, krzyczeć, jednak on jednym sprawnym ruchem jej to uniemożliwił. Dłońmi wykręcił jej głowę tak, że nie mogła już oddychać. Szybka śmierć. Sączył jej krew, czując, że wreszcie „żyję". Często zabija dla przyjemności, ponieważ ubustwia widok przerażenia na twarzach ludzi. Odrzucił jej ciało, delikatnie klaskając w dłonie, po chwili stado kruków rzuciło się na ciało dziewczyny. Wampir uśmiechnął się wycierając swoje usta serwetką, po czym wskoczył na pobliski wieżowiec. Zaczął przeskakiwać po różnych dachach różnych mieszkań. Czuł ten wspaniały zapach. Zapach, który go zwiódł. Zapach, który go nawoływał. Przyspieszył jeszcze bardziej, przeskakując największe wieżowce.
Zapach był jeszcze bardziej intensywniejszy. Do tego wyczuł jeszcze jeden zapach, który nie za bardzo mu się spodobał. Szybko wdrapał się na sam czubek drzewa, poczym spojrzał w dół, gdzie siedziały dwie osoby śmiejąc się. Zawarczał cicho tak, a żeby tylko ona go usłyszała i tak też sie stało.
- Naruto wracaj już do domu.
- Już ci się znudziłem? – zaśmiał się.
- Nie poprostu chciałabym zostać na chwile sama.
- No dobrze – wstał – Będę czekał na ciebie na granicy dwóch lasów.
- Dobrze, idź już. – patrzała jak przemienia się w postawnego wilkołaka i biegnie w szybkim tempie przed siebie.
- Znowu się widzimy, piękna... – usłyszała, kiedy jej przyjaciel znikł w gąszczu drzew.
- Kim jesteś? – zaczęła rozglądać się wokoło.
- Sprytna i przebiegła, a teraz nie umie rozpoznać głosu swego stworzyciela...-drgnęła mimowolnie słysząc te słowa.
- To niemożliwe.
- Wszystko jest możliwe, chyba widzisz to po samej sobie.- poczuła za sobą zimny powiew wiatru. Powoli zaczęła obracać się w tym kierunku. To co zobaczyła nie tyle co ją zdziwiło, a co przeraziło. Po czterystu latach, tak straszny widok... – Widzę, że zszokował cię mój widok. Zawsze robiłem dobre wrażenie.
- Przecież ty...
- Jesteśmy nieśmiertelni – rozłożył ręcę w geście udawanej bezradności – Nas się nie da zabić...No może tylko mnie, nie da się pozbyć.
- Ale...
- Tak, czterysta lat odpoczynku. Przyznam nie podobało mi się to – nagle znikł i pojawił się tuż przed nią. Złapał ją za szyję i odrzucił na pobliskie drzewo, które pod wpływem siły uderzenia rozłamało się tak jak trzy kolejne. Szybko wstała, unikając kolejnego ciosu – Czterysta lat bez świeżej krwi! Sprytna byłaś, ale już nie nabiorę się na twoje sztuczki. – warknął – Kryjesz się? – zaśmiał się – Teraz boisz się ponieść konsekwencję za swój czyn? – zamknął oczy wsłuchując się w szum wiatru. Po chwili znikł nie zostawiając po sobie żadnego śladu.
Stała na jednej z gałęzi wysokiego drzewa opierając się o pień. Skupiła swoje wszystkie zmysły na nim. Jednak wzrok już zawiódł; zgubiła go. Wiedziała, że nie jest bezpieczna. Postanowiła uciekać. Sama nie miała z nim żadnych szans, chociaż mogła spróbować to jednak się bała...
Poczuła jak coś mokrego zaczyna na nią skapywać. Podniosła po woli wzrok do góry, ale wtedy przestało już padać, a sama niczego nie zobaczyła oprócz kolejnych gałęzi i liści.
- Nadal pachniesz tak słodko, że mogę znaleźć cię wszędzie – odwróciła się w prawo. Stał tuż obok uśmiechając się, jednak nie na długo. Zawarczał wściekle łapiąc za jej szyję – Nigdy mi nie uciekniesz! – zaczął napierać na nią, ciągle trzymając w tym samym miejscu. Odruchowo złapała go za dłoń, aby się wyswobodzić i to nie z tego powodu, że powietrze mogło nie napłynąć do jej płuc. Wampiry mogły nie oddychać. Chodziło bardziej o to, aby nie zgniótł jej tym żelaznym uściskiem. Usłyszała jego śmiech, kiedy drugą ręką wykręcił jej rękę i rzucił różowowłosą daleko jak plastikową laleczke. Śmiertelnik by tego nie przeżył, jednak ona nim nie była. Unosił się w powietrzu, patrząc na nią z wyższością. Ukazał swoje ostre zęby skacząc prosto na nią. Uniknęła jego ciężaru, przeturlając się dalej. Szybko wstała patrząc na niego. Nastwiła kości w swojej ręcę i cicho warknęła.
- Nie warcz na mnie – syknął – To ja cię stworzyłem.
- Przez przypadek – znów warknęła na co on naskoczył na nią, jednak ona w porę uniknęła jego ataku.
- Gdyby nie ja. Już dawno zajadałyby cię robaki – patrzał na nią wściekłym wzrokiem – I mogłaś mieć jeszcze więcej, gdybyś tylko nie zrobiła tego, co masz na sumieniu.
- Nie żałuję – syknęła. Odległość między nimi wzrosła na dwadzieścia metrów. – Cieszę się, że cię pogrzebaliśmy. To była najlepsza rzecz jaką zrobiłam. Tylko szkoda, że wróciłeś. – warknęła. Uchiha w sekundzie zjawił się przy niej, wykręcając jej dłoń. Uśmiechnęła się kpiąco – Już się przystosowałeś – z ilustrowała jego strój.
- Ty również dobrze wyglądzasz. Jak na razie – prychnęła na to stwierdzenie – Teraz chcę widzieć jak pozbawiam cię nieśmiertelności. Musisz cierpieć. – zacisnął szczęki – Przynajmniej wyprostuję sobie kości. Twoja wieczna miłość zaślepiła mi oczy – ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej; podnosząc na wysokość swojej twarzy – Kłamałaś a ja ci wierzyłem.
- Skąd możesz wiedzieć, że cię nie kochałam... – widziała jak przez jego twarz przeleciał cień zdziwienia. – ..., że cię nie kocham? – dodała.
- A kochasz? Czy może to twoja kolejna gierka? Mogłaś mieć wszystko, każda inna ci zazdrościła. Byłaś moją ulubienicą. A ty mnie zdradziłaś – syknął – Oddałaś mnie w ręcę tych kundli.
- Sam ojciec się ciebie wyrzekł. Uwielbiasz zabijać i robiłeś to łamiąc wszystkie reguły. W każdej chwili mogłeś wydać naszą rasę.
- Ojciec nie rozumiał, że ludzie to nic nie warte zakały. Mieliśmy stworzyć nowe Imperium. I ja tego dokonam. A ty mogłaś mi towarzyszyć... – przyłożył jej nadgarstek do swoich ust. – Zawsze mnie pociągałaś – wbił swe kły w jej lodowatą skóre i zaczął sączyć jej krew. Pijąc krew innego wampira, można było dostać wiele wiadomości z jego życia. I tym i on się posłużył, chciał wiedzieć co robiła przez ten czas, kiedy go nie było. Syknęła cicho; swoją wolną dłonią złapała za jego czarne włosy i odciągnęła jego twarz od swojej dłoni. Odsunął się i wpatrując się w jej nieskazitelnie piękną twarz; zawarczał wściekle. Spojrzała na swój nadgarstek, który powoli zaczął się regenerować, później swój wzrok znów przeniosła na swego stworzyciela. Z jego ust kapała jej krew. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Jednak już po chwili doprowadził się do porządku. Językiem przejeżdzając po swoich ustach, pozbył się jej krwi na swoich wargach. Szybko zaczęła biec przed siebie, widząc jak zmierza w jej kierunku. Próbowała mu uciec, jednak on jest najszybszym wampirem jakiego znała. Czując jego obecność tuż za sobą, odwróciła się i kopnęła go z całej siły w brzuch; tak, że odleciał na parę ładnych metrów. Nie czekając, ani chwili dłużej zaczęła znowu kierować się do granicy, gdzie miała nadzieję spotkać swego przyjaciela; chociaż nie chciała go w to mieszać, to teraz tylko on mógł jej pomóc. Zawarczała, widząc go przed sobą. Ominęła jego cios i wskoczyła na najbliższe drzewo. Przez gąszcz gałęzi biegła dalej. Dla oka ludzkiego była niezauważalna, ale dla niego niestety tak. Wyskoczył nie wiadomo skąd prosto na nią. Przyparł ją do drzewa z kpiącym uśmieszkiem wpatrując się w jej bladą twarz. Zawarczała, próbując wyspowodzić się z jego uścisku. – Mówiłem ci. Ty nigdy przede mną nie uciekniesz. – znów chciał wbić swe kły w jej skóre, ale tym razem to ona była szybsza. Dobrała się do jego szyi; tak dawno tego nie robiła. W swojej całej egzystencji zabiła trzy razy. To było na samym początku, kiedy nie wiedziała kim jest i co robi się, aby zaspokoić swój głód. Jej służka ukuła się w palec. Krew spływała na ziemie, a ona czuła się jak w transie. Wystarczyła minuta, aby pozbawić jej życia. I później zabiła kolejne dwie, za co została nazwana przeklętą. Ojciec wygnał ją z domu, wyrzekając się jej; tak samo, jak reszta rodziny
Usłyszała ciche warknięcie, a później śmiech Uchihy.
- Pożywiasz się krwią swego stworzyciela? To nierozsądne. – oderwał ją z łatwością od siebie, mocno policzkując. – Wypluj to! – krzyknął. Przyciągnął ją do siebie, po czym dalej trzymając uderzył nią o drzewo. – Wypluj! – walnął ją w brzuch; na co ona, tak jak chciał zwymiotowała jego krew na swoje dłonie i jego koszulę, Puścił ją, patrząc w niebo – Już czas się ciebie pozbyć, skarbie. – wyciągnął za siebie miecz na który widok, oczy różowowłosej rozszerzyły się do maksimum. – Widzę, że uzupełniłaś swoją wiedzę. – wbił miecz na gałąź na której stali, po czym oparł swe dłonie po obu stronach jej twarzy, uniemożliwiając jej ucieczkę. – Nie tęskniłaś za naszymi wspólnymi nocami?
- Na samą myśl, bierzę mnie na wymioty. Brzydzę się twojego dotyku. – zawarczał na te słowa, mrużąc oczy; po czym ciągnąc ją za włosy, przybliżył jej twarz do siebie.
- Tak bardzo chcesz, abym jeszcze przed śmiercią cię posiadł.
- Już wolę zginąć w największych męczarniach.
- Zawsze uwielbiałem twój temperament, ale z tego co widzę, jeszcze bardziej się zaostrzył. – wyplątał swoją dłoń z jej puszystych włosów; składając na jej ustach lekki pocałunek. Wykorzystała to i zadrapała go, wbijając paznokcie w jego policzek. Kiedy on zaskoczony, patrzał na nią, ona szybko zeskoczyła z drzewa i zaczęła uciekać, wtedy toteż usłyszeli głośne wycie. Różowowłosa odetchnęła, widząc znane jej futrzaki.
- Znajdę cię, a wtedy zabiję!!! – jego głośne warknięcie rozniosło się po całym lesie. Jej stworzyciel znikł, nie był jeszcze na siłach, aby zmierzyć się z wilkołakami. Jeszcze nie...
- Sakura, nic ci nie jest? – zapytał Naruto wracając do swojej ludzkiej postaci, kiedy zarzucił na siebie czarny płaszcz.
- On wrócił – odparła, opadając na ziemie. – A mówiłam, aby go spalić..., lecz nie bo to syn królewski. – zacisnęła swoje dłonie na zielonej, mokrej trawie.
- Kto wrócił? – ukucnął obok niej.
- Sasuke Uchiha, syn króla wampirów. – reszta rasy wilkołaków dobrze wiedziała co się teraz święci.
- Będzie chciał się zemścić?
- Tak, na mnie. Muszę odejść. Nie mogę was narażać.
- Chyba żartujesz? Nie zostawimy cię samej. Na nas też będzie polował, przecież to my posłaliśmy go do piekła z którego się jakimś cudem wydostał. Sakura, będziemy walczyć aż do ostatniej kropli krwi.
***
- ZEBRAĆ ARMIĘ!!! – krzyknął w stronę długowłosego mężczyzny, kiedy przeszedł progi swojej posiadłości. Wszyscy zaczęli mu się kłaniać. Kobiety, mężczyźni z rodu czystych wampirów oddawali mu pokłony.
- Co się stało panie? – zapytał wampir, który był przy przebudzeniu syna królewskiego. Madara Uchiha – to on zdradził króla nieśmiertelnych, zabijając go mieczem lucyfera, a później spalając jego zwłoki.
- Jeszcze dziś zniszczymy ród tych kundli.
- Z tego co wiemy, to osiedlili się w magazynie w dawniejszej szopie dla niewolników. – Uchiha rozejrzał się po zebranych, siadając na tronie.
- Sakura jest moja. To ja się z nią rozprawię. – powiedział, opierając dłonie o oparcie.
- Czy to rozsądne atakować dzisiaj? Nie jesteś jeszcze dobrze zregenerowany, panie.
- Jestem. Napiłem się jej krwi i czuję się wspaniale.
- Czyli widziałeś się z nią?
- Tak, przed śmiercią uratowały ją te parszywe kundle. Dlatego potrzebuję was, abyście zajęli się nimi, kiedy ja będę pozbawiał ją nieśmiertelności. – zawarczał zdecydowanym ruchem uderzając o ścianę z lewej strony. Spojrzał przez okno na księżyc, a na jego ustach na moment zawidniał uśmiech; kiedy przypomniał sobie jak wieczorami ze swoją ulubienicą oglądali rozgwieżdzone niebo. Jeszcze wtedy nie wiedział, że to intryga. Chociaż, gdyby wiedział, to pewnie tylko by ją ukarał, a może i nawet nie. Może pozostawiłby to bezrozgłosu, tylko bardziej by się nią zajął, aby była mu posłuszna. Jednak po tym czynie, którym było posłanie go na czterystoletni odpoczynek musi ją zabić.
Sakura – była i jest jego pierwszą stworzoną wampirzycą. To on się musiał nią zająć, od momentu, kiedy przekroczyła progi tego domowstwa. To on miał prawo do jej ciała i wszystkiego co mogła dać. Jednak teraz ptaszek wyleciał z klatki, a do tego zdradziła swego stworzyciela, więc jedynym wyrokiem za te przewinienia jest śmierć.
Ród wampirów przygotował się do walki zabierając potrzebną broń. Sasuke miał miecz, a reszta jego armii broń palną z naładowanym srebrem i ostre noże. Nieśmiertelni w czarnych pelerynach wybiegali z posiadłości, wskakując na pierwsze lepsze drzewa, posuwając się do przodu w stronę magazynu.
Brnął przez gęstwiny lasu, czekając na chwilę w której usłyszy jej błagający o życie głos. Gdy ją dzisiaj zobaczył z tym wilkołakiem, poczuł jak wzrasta w nim gniew. Miał nadzieję, że plotki o jej sprzymierzeniu się z tą rasą są kłamstwem, wtedy różowowłosa miała by szansę na przeżycie. Jednak dołączyła do tych kundli....Niestety to zrobiła. Zostawiła jego dla tego zwierzęcia. Pana świata dla takich nic nie wartych kundli. Pieprzona egoistka, odchodząc od niego odebrała i jego cząstke. Bez niej czuję się jak bez ręki...
***
Czuła, że coś się święci i bała się, ale nie o siebie, ale o swoich przyjaciół. Jeżeli oni z nią tu zostaną czeka ich wielkie niebezpieczeństwo. Krew dzisiaj się poleje; tego była pewna, ale nie chciała, aby krew jej bliskich się lała. Ona to jeszcze, ale nie oni...
Sunęła się po zimnej ścianie na ziemie. Nie byli tu bezpieczni, wampiry o ich kryjówcę wiedzą już od dawna, a do tego Sasuke pił jej krew, więc w każdej chwili może ją znaleźć. Jest z nim połączona więzią. To on ją stworzył i to jego była kochanką. Nigdy z nikim innym nie poszła do łoża. Była naznaczona już jego namiętnością.
- Sakura, co jest? – z rozmyśleń wyrwał ją głos brązowowłosego chłopaka, który usiadł obok niej.
- Przysparzam wam samych kłopotów. Martwię się o was... – zerknęła w jego stronę.
- Nie masz się o co martwić. Damy radę, jesteśmy przygotowani na starcie, przecież to nie od dziś nasze rasy ze sobą walczą. Ty tylko byłaś jednym z wielu powodów dla których ta walka się rozpoczęła.
- Może gdybym teraz stąd odeszła, odsunęłabym ich jakąś od was. Przecież oni w większej mierze chcą mnie, a nie was. Sasuke chcę mojej śmierci i nie spocznie jak mnie nie pozbawi wieczności.
- Tylko, że to my go zabiliśmy, znaczy... – westchnął – Jak to się mówi?
- Masz rację, gdybyście jego ciało jeszcze wtedy spalili, już nie wróciłby do świata żywych; jednak w umowie było, że zostanie pochowany w królewskim grobowcu. Od początku można było się zorientować, że otaczają króla zdrajcy. Znaleźli miecz lucyfera i zabili go, a później spalili jego ciało, aby nigdy nie mógł powstać. Tak naprawdę to więcej wampirów popiera monarchię ojca Sasuke, jednak teraz będą musieli się pogodzić z jego stratą.
- Co to jest miesz lucyfera? To brzmi dość dziwnie.
- Jest to stary miecz, który wykuł pierwszy z wampirów Markus. Miał on być bronią przeciwko waszej rasy, bogato ozdobiony miał świadczyć o stanowisku osoby, która go posiada. Jednak Markus użył czegoś jeszcze, do masy stalowej. Mianowicie specificzną truciznę, która jak badał miała zatruwać tylko was. Przez przypadek Markus ukuł się w palec, miecz był jeszcze świeży. Następnego dnia nie żył. Następny król, którym był właśnie ojciec Sasuke, kazał pozbyć się miecza. To zadanie wykonał jeden z jego podwładnych, który aby później nie wydać miejsca ukrycia miecza, zginął. Jednak teraz miecz, kiedy jest już stary to i trucizna działa inaczej. Musisz przebić swoją ofiarę na wylot, tyle wiem, ale może dużo się zmieniło. – skończyła swój wykład patrząc przed siebie na mężczyzn, którzy uzbrajali się jak i ćwiczyli. – Nie musicie tego robić.
- Sakura może i jesteś wampirem, ale my traktujemy cię jak jedną z nas i nie pozwolimy ci tu zostać samej. – wstał, podając jej dłoń. Skorzystała z pomocy i podniosła się do pionu.
- Dziękuję Kiba, dziękuję wam wszystkim – powiedziała głośniej. Oni się tylko do niej uśmiechnęli.
- Są blisko – powiedział Naruto wdychając mocno powietrze. Różowowłosa też ich poczuła.
- Nie mamy szans, proszę uciekajcie. Jest ich ze sto...
- Nie bój się o nas. Walcz o swoje życie.
***
Zaczęło się. Wampiry uzbrojone walczyły z posturnymi Wilkołakami, które wcale nie były takie słabe. Gdzieś w kątach leżały już rozszarpane ciała niektórych wampirów. Głowy, nogi, ręce...wszystko waliło się gdzieś pod nogami walczących istot. W rogu leżał zabity przed chwilą wilkołak, który wracał do swojej pierwotnej natury. To Shikamaru poniósł klęske... Różowowłosa widząc to, zrobiła dwa salta do przodu i naparła na zabójcę swego przyjaciela. Wbiła mu pazury w klatkę piersiową, odcinając ostrym sztyletem głowę.
- Ostra z ciebie bestyjka, koteczku – usłyszała przy ucha. Odwróciła się i zobaczyła swój życiowy koszmar. Przebijał na wylot mieczem wilkołaka o brązowej sierści. Dobrze wiedziała kto to, jeszcze przed chwilą z nim rozmawiała. – Pachniał tobą, czyżbyś się zabawiała z kundlem – zjawił się obok niej, dłonią ściskając jej szyję i podnosząc do góry, tak, że stopami nie dotykała podłoża. – Nie pozwolę na to, aby ktoś oprócz mnie cię pieprzył. – trzymając ją, spoliczkował ją kilka razy. Uśmiechnęła się krzywo, patrząc na jego wściekłą twarz.
- To o nich mówisz, że są prymitywnymi istotami, a sam używasz słownictwa, daleko od kulturalnego. – zaśmiał się jej w twarz, a kiedy na jego twarzy znowu zapanował spokój. Uderzył ją pięścią w podbródek i puszczając ją, kopnął w brzuch, tak, że poleciała na koniec magazynu, uderzając o ściane. Nawet nie pozwolił jej się podnieść, wplątał swą zimną dłoń w jej włosy i szarpnął nimi mocno. Syknęła wściekle, próbując się uwolnić.
- Co, kociaku już nie jesteś taka mądra? – kolejne uderzenia sprawiło, że z jej ust zaczęła sączyć się krew. Zbierając w sobie siły, podkosiła go. Jednak ten w porę odskoczył, ale przynajmniej udało się jej w tej chwili uwolnić. Odwróciła się tyłem z próbą złapania sztyletu, jednak za nim udało się jej go dosięgnąć. Została postawiona do pionu i przebita mieczem na wylot. Głośny krzyk wydobył się z jej krtani. Czuła jak wypala ją od środka. Nie, nie pozwoli na to, aby on pokonał ją i wiódł sobie spokojne „życie"! Odsunęła się od niego szybko, wysuwając z jego dłoni klingę miecza, który cały czas był w niej. W uszach dudnił jej jego śmiech, a później wrzask, kiedy obróciła się w jego stronę i przysunęła się do niego całym ciałem, tak, że i jego miecz przebił. – Ty..., – krzyk uwiązł mu w gardle. Nie mógł uwierzyć w to, że znowu zostanie posłany do snu wieczystego.
- Zasługujesz na śmierć – wychrypiała, jeszcze bardziej się przysuwając do niego, tak, że i jego miecz przebił na wylot. Plunął krwią na jej skurzaną bluzkę i oparł swą głowę o jej ramie, czując jak wypala go od środka. O nie, to ona miała odejść, a nie on. Przecież dopiero dzisiaj po czterystu latach się obudził i wreszcie mógł zacząć panować. Teraz nie podda się tak łatwo. Spojrzał z trudem na swego podwładnego, który walczył z wilkołakami. Czas zacząć proces..., ale przez ten długi czas musi dobić dziewczynę, która z niego tak kpi. Próbował wbić kły w jej szyję, jednak ona dłonią odciągnęła go.
- Szmata...
- Każ im przestać – splotła swoje dłonie na jego pasie, aby nie mógł się wyrwać. – To może uda ci się jeszcze uratować.
- Żartujesz? – uśmiechnął się kpiąco – Jeżeli myślisz, że mnie to zabiję, to się mylisz, kochanie. – wcisnął na jej usta pocałunek.
- Nie dotykaj mnie. – warknęła.
- Sama chciałaś być tak blisko, więc sprawie, abyś umarła z moim pocałuniem na ustach. Czy to nie piękna śmierć, jak dla takiej zdrajczyni. – jego pocałunki były co raz żarliwsze, chociaż dzięki nim na chwilę mogli zapomnieć o bólu, który im towarzyszył. Miał ochotę ją posiąść, kochać się z nią tu; tak jak robił to każdego dnia, odkąd pojawiła się w jego zamku. I gdyby byli tu sami, to pewnie by to zrobił przed zabiciem jej. Chciał znowu widzieć jej rozkoszną twarz i ciało wyginające się pod spazmem przyjemności. Chciał, aby leżała tu pod nim naga i wzdychała tak, jak każdego razu. – Nie żal ci tego wszystkiego, co było między nami? – zapytał, zagryzając jej dolną wargę.
- Byłam tylko twoją zabawką – kaszlnęła po raz kolejny krwią. Uchiha cicho się śmiejąc również wypluł czerwoną ciecz.
- To prawda i to bardzo rozkoszną. Jednak byłaś dla mnie również ważna i wszystko zepsułaś. Mogłaś być panią świata i stać przy moim boku, tyle, że ty z tego zrezygnowałaś.
- Nienawidzę cię. – warknęła słabo, czując jak powoli opada z sił – Odkąd mnie przemieniłeś, chciałam się na tobie zemścić. I udało się.
- A teraz ja mszczę się na tobie.
- Jednak i tak niekorzystnie na tym wychodzisz.
- Nie martw się o mnie, teraz ten świat się mnie nie pozbędzie. Jestem najpotężnie... – nie dokończył, bo z jego gardła wydobył się przerażliwy krzyk, zakończony przeciągłym warknięciem. Różowowłosa patrzała z niedowierzeniam jak jasno-brunatna, sierściowata dłoń przebija Uchihe i odciąga ją od niej, rzucając go na pobliską ścianę. Haruno upadła na kolana czując odpływające siły.
- Naruto – szepnęła rozpoznając wilkołaka, który rozprawiał się z Uchihą.
- Sakura – poczuła dotyk na ramieniu. Zerknęła w tamtą stronę i ujrzała już w ludzkiej postaci Garee. – Wyciągnę ci to...
- Uważaj, abyś się nie drasnął – szepnęła wypluwając po raz kolejny krew. – Aaa... – krzyknęła, kiedy wyciągnął sprawnie, długi miecz z jej ciała.
- Już dobrze. – szepnął, podnosząc ją i próbując uciec w tym tłoku walki.
- Nie kłopocz się Garaa, to wszystko przeze mnie. Możesz mi to wykrzyczeć, albo jeżeli chcesz dobić i tak nie pozostało mi dużo czasu.
- Nie mów głupot, dobrze wiem, że Naruto ci powiedział co do ciebie tak naprawdę czuję. – oczy różowowłosej zaszkliły się krwią, ale nie powiedziała nic więcej, tylko zagryzła wargę czując co raz to większy ból. Położył ją przy ścianie, rozglądając się. – Sakura dlaczego tak wolno regeneruję ci się ta rana.
- Ona się już nie zregeneruję. Ja umieram – szepnęła.
- Głupia, przecież takie coś nie mogło cię zabić jesteś nieśmiertelna.
- Słyszałeś moją rozmowę z Kibą – Garaa przytaknął głową – To był właśnie miecz lucyfera. – kaszlneła krwią – Musisz zrobić coś dla mnie. – podniosła się powoli, opierając swoją głowę o jego ramie. – Pozbądź się tego miecza i spal wszystkie ciała, moje również...
- Nie zrobimy tego – powiedział blondyn, który również się znalazł obok, nie przejmował się swoją nagością. Ukucnął i pogłaskał Sakurę po głowię. – Nigdy nie pozwolę na to, aby cię spalić.
- Musisz – szepnęła, zamykając oczy.
- Sakura, proszę nie rób tego.
- Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na taką piękną śmierć, ale dziękuję za to, że jesteście ze mną.
- Sakura, słuchaj to za wcześnie. Nie możesz nas zostawić.... – głos blondyna brzęczał jej w uszach, kiedy ona powoli odchodziła z tego świata. Jak przez mgłę słyszała kolejne słowa...
- Spalcie...nas... – kolejny strumień krwi z jej ust i śmierć w ramionach przyjaciół. To o czym zawsze marzyła, to właśnie umrzeć w gronie najbliższych.
Naruto zaszlochał głośno, a Garaa przytulił wampirzycę mocno do swojej piersi. Obydwoje ją kochali na swój sposób, a teraz odeszła. Zostawiła po sobie ból, zginęła w walce jak kilkoro innych przyjaciół.
- Wycofujemy się! – usłyszeli krzyk jednego z wampirów. Garstka nieśmiertelnych, która ocalała zaczęła wycofywać się z pola walki, ale za nimi podążyły dwa czarne wilkołaki, które za cel obrały sobie pozbawienie wampirów, nieśmiertelności.
- Co robimy? – zapytał w końcu Garaa, który cały czas przytulał drobne ciało dziewczyny.
- Lada chwila będzie świt, ukryj ciało Sakury w bezpiecznym miejcu. Zbudujemy jej grobowiec. Nie pozwolę, aby jej ciał zostało spalone.
- Dobrze, a co z resztą? – w prawdzie to Garaa był tu przywódcą, jednak teraz nie umiał wogóle myśleć.
- Naszych przyjaciół pochowamy, a wampiry spalimy tak jak chciała Sakura – jego wzrok zatrzymał się na ciele rozszarpanego przywódcy wampirów, którego pozbawił doszczętnie życia.
Naruto i reszta przeżyłych wilkołaków, rozpaliła ogień i wrzuciła ciała wampirów do płonącego ogniska. A gdy tylko słońce wyszło proces spalania wampirów przebiegł natychmiastowo.
Zbudownanie grobowca dla Sakury nie trwało długo. Zaledwie dwa dni, podczas wykopywania go w górach Hida. Później pod postacią ludzką ustrajali go od wewnątrz, chcieli aby była w należyty sposób pochowana w pięknym grobowcu, który odświetlał jej duszę. Ona była dla nich wszystkim, nauczyła ich panować nad swoją naturą, chociaż sama zwalczała swoją. Traktowali ją jak swoją księżniczkę i nie obchodziło ich to, że była innej rasy. Dla nich była zawsze najdroższą przyjaciółką. Pochowali ją w pięknej białej sukni, a obok jej grobowca posadzili krwisto-czerwone róże.
Później, gdy już sami poumierali w licznych napadach na wampiry, aby zemścić się na nich za śmierć różowowłosej. Zawsze ginęli z uśmiechami na ustach, prosząc o to, aby mogli spotkać się w następnym świecie ze swoją przyjaciółką. Chociaż nie wiedzieli co jest po tej drugiej stronie, pustka, niebo czy piekło? To i tak mieli nadzieję na spotkanie z nią....
Czterysta lat minęło od tego wydarzenia. Cywilizacja poszła na przód, a wampiry zaczęły się ujawniać. Na nowo do ludzkich domów wrócił strach. Wampiry swoim wdziękiem usidlały i zabijały niewinnych ludzi, a tych złych przemieniali w wampiry, aby mogli siać strach tak jak oni. Arystokratyczne wampiry były pod władzą najsilniejszego z wampirów. Wampira, który wymierzał kary i sprawował nad tym światem władzę. A kto zrobił coś co nie przypadło mu do gustu, odrazu ginął z jego ręki.
Kroczył teraz w czarnym płaszczu przez cienką dróżkę prowadzącą do groty na szczycie góry. Nie spieszył się, ma dużo czasu, czekał czterysta lat na ten dzień, więc kilka godzin więcej mu nie zaszkodzi. A w dodatku lubi samotnie spacerować zwłaszcza tak pięknymi nocami jak ta.
Gdy tylko znalazł się przy grocie, do której zmierzał. Przejechał swoją bladą dłonią po skale, którą mógłby rozkruszyć jednym lekkim uderzeniem. To za tą skałą znajdowało się jego przeznaczenie. Odsunął się o krok i uderzył dłonią w skałę, tak, że zrobił sobie wejście do środka. Wszędzie roznosiła się woń róż. Wszedł do środka groty i szybkimi krokami znalazł się przy drewnianym grobie z wygrawerowanymi gałązkami drzewa wiśni. Ten grób nie przypomina nic, a nic królewskiego pochówka, który jest ze złota i srebra. Dłonią zmiażdzył kłódkę i otworzył trumnę. Zawartość jej nie była zachęcająca. Kościotrup z szarawą cieniutką skórką z żyłkami na twarzy, w białej sukni, lecz on kiedyś też tak wyglądał. Podwinął rękaw swego płaszcza i wbił kły w swój nadgarstek, poczym przyłożył swój nadgarstek do szczęki trupa. Spływająca krew zaczęła napełniać cieniutkie żyłki. Nagle poczuł kościstą dłoń na swojej, a postać w trumnie podniosła się i zaczęła sączyć krew, nabierając koloru i ciała. Mężczyzna zmrużył oczy, cicho wzdychając.
- Jak narazie wystarczy, kochanie – powiedział, czując, że więcej nie może jej dać. Oparł się o trumnę i spoglądał jak zachodzą w niej zmiany. Znowu pojawiała się blada skóra, a włosy przedłużały się do pasa o barwie kwiatów wiśni. Piękne, różowe, w dotyku miękkie i puszystę. Patrzał jak jej usta na nowo czerwienieją, a kształty boskiego ciała, powracają. Gorsetową suknie na nowo wypełniały pełne piersi, a spod spodu ukazywały się długie, zgrabne nogi. – Witaj, wśród żywych, skarbie. – zielone tęczówki ilustrowały mężczyznę, który ją zbudził ze snu. – Pochowali cię jak swoją królową, biorąc pod uwagę to, że sami są zakopani pod ziemią.
- To... niemożliwe – szepnęła, przejeżdzając dłonią po swojej szyi – Przecież mieli mnie spalić i....i ciebie też.
- Może od początku, kochanie – nachylił się nad nią i musnął jej pełne usta – To na przywitanie. – różowowłosa odsunęła się od niego szybko; jednak trumna, w której nadal przebywała, ograniczała jej ruchy. – Będę cię musiał wyleczyć z tego.
- Jak to możliwe, że żyjesz widziałam jak Naruto cię zabija, a do tego miecz lucyfera...?
- Kochanie mówiłem ci, że jestem niezniszczalny. W czasie, kiedy przebiłaś mnie tak zaskakująco mieczem, zacząłem pewną skomplikowaną sztuczkę; która polega na zmienianiu ciała; kiedy twój przyjaciel przebił mnie swoją kudłatą łapą, to już nie byłem ja, tylko osoba, która poświęciła się za moje życie. Tym samym, ja zabrałem jego siłę, a on padł nieżywy.
- Jesteś dupkiem Sasuke.
- Twoje słownictwo, też będę musiał zmienić. – pochwycił ją w ramiona i podnosząc wyciągnął ją z trumny. – Chyba nie myślałaś, że z ciebie zrezygnuję moja piękności. Odbyłaś swoją karę. Tyle co ja spoczywałaś w głębokim śnie, ale jak widze w gorszych warunkach – rozejrzał się dookoła. – Pewnie głodna jesteś, więc zabieram cię do naszego domu, kochanie. Mamy duży zestaw krwi w mieście – uśmiechnął się – I bardzo wygodne łóżko. – przejechał po jej nagich ramionach. – Nie miałem żadnej kobiety od wieków, więc mam nadzieję, że mi to wynagrodzisz, że czekałem w celibacie na ciebie. Jestem spragniony twojego ciała. – wyszeptał jej do ucha. Sakura ściskając oczy, próbowała go odepchnąć. Tak bardzo chciała dalej leżeć w wiecznym spoczynku, a teraz znowu będzie musiała dzielnie znosić jego zachcianki i wątpiła w to, że będzie mogła tak łatwo się z tego wywinąć. Czterysta lat panował i ma swoich sprzymierzeńców, a ona i tak nie będzie miała nic do gadania.
Nie mogła uwierzyć, że tyle się zmieniło. To było coś, o czym zawsze Sasuke marzył. Stworzył nowe Imperium w którym rządziły wampiry, a ludzie to byli tylko przysmaki w których wybierali.
Tak, jak jej powiedział, gdy tylko siłą sprowadził ją do swojej willi, zaciągnął ją do swego łoża. Zachowywał się jak nieposkromnione zwierzę. Dziko i brutalnie.... Pchał do przodu, napawając się jej jękami. A ona mogła tylko leżeć i dostosowywać się do jego poleceń. Musiała mu być posłuszna pod każdym względem, bo inaczej słono by za to zapłaciła.
Brzydziła się nim, brzydziła się jego dotyku i pocałunków, które ciągle składał na jej skórze; ale jednak i tak musi być mu oddana...
Została przez niego stworzona, a on jako jej stworzyciel może z nią robić co tylko chcę i kiedy chcę. Jej wieczność zapowiadała się przy jego boku. I tego się obawiała... .Jako jego wieczna kochanka, będzie musiała w łóżku robić to co sobie zażyczy. Jest jak niewolnica bez praw. Jest kobietą Sasuke Uchihy – najpotężniejszego wampira na świecie. Wampira, któremu tylko ona czasami umie się postawić. Wampira, który ją zniewolił i sprawił, że stała się królową...
___
Ta jednopartówka powstawała już od wakacji dla mojej przyjaciółki, ale nie umiałam jej dokończyć. Teraz jakoś to zrobiłam, ale nie sądzę, że tak jakbym chciała. Nie umiem pisać krwawych wojen, więc dlatego takie tu nie występowały. Gorące buziaki!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top