Przerwana randka (3)


Po zakończonych lekcjach Adrien miał więcej pytań niż odpowiedzi. W jego głowie myśli wirowały jedna po drugiej, zalewając jego umysł przeróżnymi scenariuszami. Myślał, że już od jakiegoś czasu skupiał się tylko na Marinette, skoro była dla niego bardziej osiągalna niż Biedronka, jednak dzisiejsza lekcja z panią Bustier poddała w wątpliwość jego ocenę sytuacji. Owszem, Biedronka wielokrotnie wspominała mu o tym, że kochała kogoś innego, lecz ilość osób, które uważały, że Czarny Kot i Biedronka są parą była zatrważająca. Przykre było to, że kiedyś bardzo chciał, aby to okazało się prawdą, ale już nie teraz... Teraz liczyła się dla niego Marinette. Musiał się tylko przekonać, którą wersję jego wolała ona.

– Cóż, wygląda na to, że na razie trzeba będzie schować pazurki – powiedział najciszej jak potrafił. – Nie mogę narażać Marinette, a poza tym...

Plagg wyleciał spod jego koszuli.

– Hm, chyba ciężko będzie pokonać Władcę Ciem jako Adrien, nie sądzisz? – Kwami spojrzał na niego podejrzliwie. – A co z nocnymi patrolami?

Adrien westchnął ciężko.

– Po prostu jako Kot będę się trzymał z daleka od Marinette. Chyba że okaże się, że woli moje alter ego – odparł.

Plagg nie wyglądał na zadowolonego.

– To głupie.

– To jedyne logiczne wyjście z tej sytuacji. Tym bardziej, że jeśli reporterzy zaczną mnie teraz baczniej obserwować, to niebawem wyjdzie na jaw moja prawdziwa tożsamość, a tego byśmy nie chcieli, prawda? – Adrien zerknął pytająco na Plagga. – No chyba, że wolisz mieć nowego właściciela...

Plagg pomyślał o całej tej stercie camemberta, której jeszcze nie zdołał pochłonąć.

– Oczywiście, że nie! – zaprotestował żarliwie. – Kto inny załatwi mi tyle mojego ukochanego sera?!

Adrien zaśmiał się i już miał ruszyć do auta, przy którym czekał znudzony Goryl, lecz wtedy usłyszał za plecami czyjeś kroki. Miał cichą nadzieję ujrzeć jeszcze raz Marinette, aby się upewnić, że ich randka była aktualna. Bardzo się na nią nastawił, ale kiedy się odwrócił, ujrzał...

– Chloé, hej.

Dziewczyna uśmiechnęła się, piszcząc:

– Adrieniś! – Objęła go mocno, a potem odsunęła się odrobinę. – Czekałeś tu specjalnie na mnie?! Nie musiałeś!

A potem uszczypnęła go w policzek.

Adrien odsunął się od niej odrobinę.

– Czekałem na kogoś innego – bąknął. Obecność Chloé była dla niego zbyt przytłaczająca.

Chloé przewróciła oczami.

– Totalnie już odleciałeś od tego zadawania się z tymi lamusami – skwitowała, a jej głośne „hm!" dotarło do niego, choć już dawno zdołała dotrzeć do swojego auta.

Adrien pokręcił głową przecząco. Czasami miał wątpliwości w kwestii swoich dawnych przyjaźni, choć doskonale wiedział, że gdzieś pod tą całą skorupą kryła się normalna dziewczyna. Liczył na to, że kiedyś dane mu będzie to ujrzeć.

– Uff, na szczęście odjechała – mruknął Adrien i rozejrzał się dookoła. – Widziałeś gdzieś Marinette, Plagg?

Kwami zerknął na swojego właściciela, pochłaniając cały kawałek camemberta na raz.

– Musisz bardziej sprecyzować to, jako kto chcesz się z nią spotykać – stwierdził.

– Przecież ci mówiłem, że muszę sprawdzić, kogo tak naprawdę woli Marinette... – Umilkł przed kolejną kwestią, którą miał zamiar poruszyć, gdyż usłyszał czyjś chichot.

Obejrzał się i dostrzegł Alyę w towarzystwie Nino. Oboje pomachali do niego, nim poszli w sobie tylko znanym kierunku. Ale gdzie była Marinette?

Niemal wszyscy opuścili już szkołę i każdego z osobna żegnał, ale Marinette nigdzie nie było. Czyżby jakoś niepostrzeżenie przemknęła do domu?

Nathalie zniecierpliwiona jego oczekiwaniem wysiadła z auta.

– Adrien, musimy już jechać – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Chłopak uniósł palec w górę, prosząc o jeszcze jedną minutkę.

– Jeszcze chwilkę – poprosił.

Nathalie westchnęła zrezygnowana i wsiadła z powrotem do auta.

Nagle ktoś wpadł na jego plecy. Adrien odwrócił się i dostrzegł zaskoczoną Marinette.

– O, mamo! Najmocniej cię przepr... przepraa... przepraszam, Adrien! – jęknęła zrozpaczona nastolatka.

Adrien uniósł niewinnie ręce w górę i pokręcił głową.

– W porządku. Nic się nie stało, Marinette – odparł, po czym otoczył ją ramieniem i poprowadził kawałek w stronę piekarni jej rodziców. – Na pewno masz mój numer telefonu?

Marinette kiwnęła głową, czując jak jej policzki płoną. W końcu Adrien ją obejmował i właśnie odprowadzał do domu...

– To dobrze. Napisz później, co powiedzieli twoi rodzice, dobrze? – Zerknął na nią z nikłym uśmieszkiem na ustach i dodał: – Nie chciałbym, aby nasza dzisiejsza randka przepadła przez jakiegoś dachowca.

Oczywiście żartował sobie z samego siebie, ale biedna Marinette o tym nie wiedziała i kompletnie wpadła w panikę.

– Czarny Kot to tylko przyjaciel! – wyrzuciła z siebie jednym tchem.

Adrien momentalnie przestał się uśmiechać i spojrzał na nią pytająco. Tylko przyjaciel?

Zdawało mu się, jakby Plagg wymamrotał: Brzmi znajomo, co nie?

A jednak... kiedy tylko Adrien wspominał wczorajszy wieczór, nie mógł nie pomyśleć o jej uroczym uśmiechu i rumieńcach, gdy zbliżył się do niej. No przecież nie mogła temu zaprzeczyć. Jeśli jednak naprawdę chciał rozpocząć z nią prawdziwy związek to powinien był raczej jako Adrien. To nic... Dzisiaj wszystko się wyjaśni!

Marinette odchrząknęła, a gdy odzyskała mowę, obiecała:

– Napiszę do ciebie.

Potem pożegnali się i Adrien odjechał.


~*~


Leya Crane właśnie spędziła swój pierwszy dzień w nowej pracy. Wszyscy nowi współpracownicy gratulowali jej świetnego artykułu, choć ona sama miała ku temu mieszane odczucia. Nie chciała niszczyć ludziom wizji związku Czarnego Kota i Biedronki, gdyż większość Paryżan właśnie tę dwójkę uznawała za parę, ale akurat dostała pracę marzeń i nie zamierzała tak po prostu rezygnować ze swojej posady, bo budziły się w niej wyrzuty sumienia. Żaden szanujący się dziennikarz nie żałuje swoich czynów, które doprowadziły go do sławy, a tak właśnie zapowiadała się jej kariera.

Evan przysiadł na jej biurku ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Tajemniczy uśmieszek rozciągał jego usta.

Leya spojrzała na niego znacząco.

– No dobra, wyduś to z siebie – prychnęła, przewracając oczami.

– A nie mówiłem? – rzucił mocno zadowolony z siebie.

Leya westchnęła znużona.

– Skromność. Mówi ci coś to słowo? – Zaśmiała się.

– Nie wmówisz mi, że to właśnie teraz czujesz.

– Ależ skąd. Rozpiera mnie duma.

– I bardzo dobrze, bo Dower cię wzywa.

Leya zamrugała zdziwiona.

– Jak to?

Evan położył dłoń na jej ramieniu.

– Chyba pora na kolejne zlecenie.

Serce Leyi wykonało salto. Nie spodziewała się, że naczelny tak szybko będzie szukał kolejnego gorącego tematu, a poczucie winy jeszcze bardziej ścisnęło jej żołądek. Jednak to była praca jej marzeń i to właśnie chciała robić. Pisanie zaś o jej ulubionych super-bohaterach to również było jak spełnienie marzeń. Zwłaszcza że jej idolką była Lois Lane.


~*~


Marinette miała mieszane uczucia, kiedy przemknęła niepostrzeżenie koło piekarni i weszła tylnym wejściem do kamienicy. Nie chciała rzucić się rodzicom w oczy, aby zmniejszyć ryzyko konfrontacji do niezbędnego minimum – prawdopodobnie jej matki czekającej w salonie. Jak bardzo się pomyliła, dowiedziała się o tym, gdy faktycznie wkroczyła do mieszkania.

– Marinette Dupain-Cheng. – Usłyszała głos swojego ojca.

Wspomniana zamarła w bezruchu, a poprzez jej ciało przebiegł dreszcz strachu. Widzieli... Jej rodzice widzieli ten artykuł. Miała przesrane...

Ze skwaszoną miną pomaszerowała do salonu, gdzie na nią czekali.

– Masz szlaban – oznajmił Tom.

Marinette zacisnęła dłonie w pięści.

– Ale...!

Tym razem Sabine wkroczyła do akcji. Zerknęła na swojego męża i uśmiechnęła się do niego ciepło.

– Tom, mieliśmy nie wyskakiwać tak od razu z zakazem opuszczania domu i wysłuchać najpierw naszej córki. Pamiętasz? – Położyła dłoń na piersi męża i skinęła mu z czułością głową.

Mężczyzna odchrząknął i spojrzał na Marinette.

– Wybacz, córeczko. Trochę mnie poniosło – przyznał, po czym dodał: – Ale co to miało znaczyć to na balkonie...?

Marinette odetchnęła z ulgą. Już obawiała się o powodzenie randki z Adrienem.

– Czarny Kot mnie odwiedził. To był czysty przypadek.

Sabine przyjrzała się podejrzliwie swojej córce.

– No dobrze. A ten szkic?

Wszystkie alarmy wyły w głowie Marinette. Musiała się uspokoić i wytłumaczyć to wszystko rodzicom w miarę logicznie.

– Od... od zawsze podobał mi się kostium Czarnego Kota... i Biedronki! Byłam ciekawa jak... Z jakiego materiału są wykonane i jakoś tak samoistnie wyszło, że go narysowałam... – Miała nadzieję, że to wystarczy, by przekonać jej rodziców.

Sabine uśmiechnęła się, podejrzewając, że to nie do końca była prawda, ale pozwoliła w to uwierzyć Tomowi.

– I do niczego pomiędzy nami nie doszło. Czarny Kot to tylko mój przyjaciel.

Tom pokiwał ze zrozumieniem głową.

– Nic dziwnego, że sam bohater postanowił zaprzyjaźnić się z tak wspaniałą dziewczyną – przyznał z uznaniem.

Marinette od razu się zarumieniła.

– Wiem, jak wyglądały te zdjęcia i rozumiem, że mieliście prawo być zdenerwowani. Czarny Kot ma to do siebie, że nie rozumie, czym jest przestrzeń osobista, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak. – Marinette z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że to co powiedziała to prawda.

Sabine zerknęła na męża.

– Widzisz? Mówiłam ci, że wszystko się wyjaśni jak porozmawiamy szczerze z Marinette.

– Wiem, wiem, ale ci wszyscy ludzie dzisiaj w piekarni...

– Było minęło. Teraz wiemy już, co odpowiadać na ich zaczepki.

Tom pokiwał głową, po czym odwrócił się z zamiarem zejścia na dół do piekarni.

– Wiedziałem, że moja córka jest niewinna! – oznajmił, otwierając drzwi.

Marinette już miała ruszyć do swojego pokoju, kiedy coś sobie uświadomiła.

– Mamo, tato! – poprosiła szybko, nim ojciec postanowił zaszyć się w piekarni.

Oboje zwrócili uwagę na swoją córkę.

– Bo... no bo... – Marinette nieśmiało splotła przed sobą ręce. – Adrien zaprosił mnie do siebie i chciałam zapytać, czy mogę...

– Na randkę? – dopytał Tom.

Marinette spłonęła rumieńcem, ale zdołała skinąć głową.

– Ależ naturalnie, córeczko! – wykrzyknął uradowany Tom. – Sam Adrien Agreste zaprosił na randkę moją córkę! Ha! Ludzie nie uwierzą, jak im to powiem!

Marinette zerknęła zakłopotana na mamę, która uśmiechała się dziwnie pod nosem.

– Tylko zaczekaj, Marinette! Przygotuję coś specjalnego na waszą randkę! – oznajmił Tom, a potem drzwi zatrzasnęły się za nim.

Sabine spojrzała na córkę.

– Lepiej pójdę go przypilnować, żeby nie przesadził z tym przechwalaniem się – stwierdziła, a kiedy już była przy drzwiach, odwróciła się raz jeszcze do Marinette i uśmiechnęła szczerze. – Mi tylko zależy na tym, abyś była szczęśliwa, obojętnie kogo wybierzesz na swoje szczęście.

A potem zniknęła.

Marinette została sama w salonie z dziwnym uczuciem kiełkującym w swoim sercu.

Szybko napisała wiadomość Adrienowi.

– Tikki, uszczypnij mnie. Ja chyba śnię...

– Jesteś pewna? – spytała kwami, gdy wyleciała z torebki.

Marinette otworzyła szerzej oczy, gdy spojrzała na swoją kwami.

– O nie! Zmieniłam zdanie! Ty za mocno szczypiesz – obruszyła się Marinette.

Tikki roześmiała się, ale ostatecznie przytuliła się do policzka swojej właścicielki.

– Cieszę się twoim szczęściem.


~*~


Uwadze Gabriela Agreste'a również nie umknął artykuł, który zamieszczono dziś na pierwszej stronie Dziennika Paryskiego. Jego usta mimowolnie rozciągnęły się w złowrogim uśmiechu. Nawet nie musiał za bardzo knuć i spiskować, by doprowadzić do swojego zwycięstwa. Wystarczyło poczekać aż Czarny Kot sam wpadnie w jego własną pułapkę.

Nikczemny śmiech wydobył się z jego gardła.

– Nooroo, daj mi mroczne skrzydła!


~*~


Nie wiedziała jakim cudem, ale jakoś im się to udało. Marinette przedostała się do pokoju Adriena eskortowana przez Goryla, lecz niezauważona przez resztę mieszkańców rezydencji. W dłoniach ściskała pudełko z tajemniczą zawartością, które tata zabronił jej otwierać.

Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, poczuła się jak w pułapce. Teraz już nie było odwrotu. Serce zatłukło się wściekle w jej piersi.

– Spokojnie, Marinette. W końcu to nie tak, że Adrien wyjdzie prosto spod prysznica – wymamrotała do siebie na tyle cicho, by nikt jej nie usłyszał.

– Dopiero by było – dorzuciła Tikki, ale Marinette szybko upchała ją z powrotem w torebce.

– Ciii! – syknęła spanikowana.

W końcu Adrien nie mógł się dowiedzieć...

Weszła głębiej do pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Pamiętała pokój Adriena, ale teraz kiedy miała więcej czasu, by mu się przyjrzeć, poczuła się przytłoczona tym wszystkim. Minęła jego łóżko i ruszyła w stronę fortepianu.

– Adrien? – rzuciła w przestrzeń, lecz jego wciąż nigdzie nie było. – Dziwne. W końcu byliśmy umówieni.

– Może poszedł przygotować przekąski? – podsunęła Tikki.

Marinette zerknęła ostrzegawczo na kwami, a ta zachichotała w odpowiedzi i szybko wróciła do swojej kryjówki.

Nastolatka zatrzymała się przy fortepianie i powiodła delikatnie palcami po klawiszach.

– Och, Adrien ich dotykał – wyszeptała z ekscytacją i przez przypadek nacisnęła jeden klawisz.

Dźwięk rozszedł się po pomieszczeniu, przez co biedna Marinette zadrżała ze strachu.

– O, już jesteś! – oznajmił wesoło Adrien, wychodząc z łazienki.

Marinette szybko odwróciła się w jego stronę i niemal zapiszczała, gdy zdała sobie sprawę, że faktycznie brał właśnie prysznic i... Na całe szczęście był już ubrany, choć włosy miał jeszcze mokre i oklapnięte w dziwnie znajomy sposób. I jeszcze ten ręcznik, zwisający mu z ramion.

– Wybacz – bąknęła Marinette.

Adrien spojrzał na nią pytająco.

– Ale co mam ci wybaczyć?

– To, że... dotknęłam tepianu forte? Yyy... Fortepianu! – poprawiła się szybko.

Adrien zaśmiał się.

– Nie szkodzi. Możesz robić, co chcesz w moim pokoju.

Kiedy jednak Marinette popuściła wodze fantazji, od razu tego pożałowała. Wzdrygnęła się mimowolnie pod wpływem swoich szalonych myśli i szybko wróciła spojrzeniem do chłopaka, wysunąwszy przed siebie pudełko z piekarni.

– To prezent od mojego taty – oznajmiła.

Oczy Adriena rozszerzyły się pod wpływem szoku.

– Twój tata coś nam upiekł? – zdziwił się.

Marinette skinęła głową.

– Tak w zasadzie to upiekł coś z myślą o tobie – wyznała szybko, czując jak na jej policzki wstępują rumieńce.

Adrien pokonał dzielącą ich odległość i odebrał pudełko od Marinette, a ich dłonie przez sekundę się zetknęły, przez co zaskoczona dziewczyna zabrała je tak szybko, jakby oparzył ją swoim dotykiem. Choć tak naprawdę ten dotyk sprawił, że poprzez jej ciało przepłynęła dziwna fala elektryczności. I to wcale nie miało nic wspólnego z naelektryzowaniem.

Adrien z niecierpliwością otworzył prezent od taty Marinette i uśmiechnął się szeroko.

– Wow, Marinette, skąd twój tata wiedział, że uwielbiam ciastka czekoladowe?

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, gdy zdała sobie sprawę, że to ona mu powiedziała o tym. Zdecydowanie zbyt wiele mówiła swoim rodzicom o Adrienie. Naraz jednak przywołała na twarz promienny uśmiech.

– Mam nie pojęcia... – Znów potrząsnęła głową. – Nie mam pojęcia. Pewnie zrobił je tak... t-tak p-po prostu...

Podrapała się w tył głowy z zakłopotania, a potem Adrien pokazał jej zawartość pudełka.

– Czujesz jak pachną? – Adrien westchnął błogo. – Wybacz, ale to dla mnie zawsze nowość. Dawniej to mama przyrządzała wszelkie wypieki, a teraz...

Marinette podeszła bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu. Na całe szczęście Adrien nie skomentował napisów na każdym ciastku. „Udanej randki" wręcz prosiło się o komentarz.

– Wybacz za mojego tatę – bąknęła Marinette. – Uznał, że to randka i...

– Bo to jest randka. – Adrien wszedł jej w słowo.

Marinette spłonęła rumieńcem.

– N-no tak...

Adrien spojrzał na nią zmartwiony.

– No chyba, że nie chcesz... aby to była randka – powiedział nieśmiało i uciekł od niej spojrzeniem, chyba po raz pierwszy poczuł się onieśmielony przez Marinette.

Wszystkie sensory w ciele Marinette zaczęły krzyczeć.

– Chcę! – wykrzyknęła spanikowana, po czym zwiesiła bezradnie ramiona. – Po prostu nie wiedziałam, że mój tata zrobił taki napis... To strasznie kompromitujące.

Przytuliła dłoń do czoła zażenowana i uśmiechnęła się przepraszająco.

Adrien zaśmiał się.

– Nigdy nie uważałem, aby twój tata był kompromitujący – stwierdził. – Widziałaś mojego? Ten to dopiero się kompromituje w tych czerwonych rurkach...

Marinette w pierwszej chwili poczuła się strasznie urażona, że ktoś skrytykował styl jej idola, a potem parsknęła śmiechem tak nagle, że aż Adrien podskoczył. Śmiała się tak długo, aż łzy zaczęły jej spływać z oczu.

– Przepraszam, nie chciałam śmiać się z twojego taty – powiedziała po chwili. – Ale powiedziałeś to w taki zabawny sposób, że... że...

Adrien pochylił głowę odrobinę w jej stronę, drastycznie zmniejszając odległość, przez co Marinette zaczęła ciężko oddychać.

– Uwielbiam, kiedy śmiejesz się tak szczerze – przyznał dziwnie niskim tonem głosu, który do złudzenia przypominał jej pewnego bohatera w lateksie.

Marinette potrząsnęła głową, by wyzbyć się Czarnego Kota ze swoich myśli. Jak on jej wczoraj namieszał w głowie...

– D-dziękuję? – wydusiła z siebie.

Adrien cały zarumieniony, cofnął się o krok od Marinette. Pomyślał wtedy, że w masce było mu o wiele łatwiej ignorować przestrzeń osobistą innych osób, ale bez maski to był dla niego nie lada wyczyn. Dlatego też wskazał na kanapę zapraszającym gestem, aby pozbyć się tego niepokojącego uczucia wstydu.

– Może siądziemy na kanapie? – zaproponował.

Marinette ochoczo pokiwała głową.

Kiedy zajęli miejsca, Adrien odstawił pudełko z ciastkami na stolik, po czym sięgnął po pilota i włączył telewizję, by jakoś zagłuszyć natłok myśli w swojej głowie. Czuł się przytłoczony towarzystwem Marinette, ale nie dlatego, że coś z nią było nie tak. To zdecydowanie z nim coś było nie tak. Brakowało mu maski. Bez niej czuł się dziwnie goło.

Bez namysłu sięgnął po ciastko, licząc że słodycz przysmaku sprawi, że co nieco odpuści sobie ten stres.

Marinette również poczęstowała się ciastkiem, siedząc wciśnięta w najdalszy kąt kanapy. Czuła się onieśmielona jego towarzystwem.

W tle leciał jakiś film akcji, który co chwilę rozświetlał ekran wybuchami płomieni i dziwnych akrobacji samochodowych.

Marinette zacisnęła dłonie na swoich kolanach. Dziwnie się czuła w towarzystwie milczącego Adriena, ten zaś zbierał się na odwagę.

Wziął głęboki wdech i rozsiadł się na kanapie. Rozłożył szeroko swoje ręce na oparciu w taki sposób, że dłonią dotykał ramienia Marinette, lecz ona siedziała zdecydowanie za daleko, więc musiał się do niej zbliżyć. Przełknął głośno ślinę. Ile by dał, by mieć teraz na twarzy maskę Kota. Jako swoje alter ego czuł się dużo pewniej niż we własnym ciele, tak jakby wraz z mocą Plagga nabywał większej pewności siebie.

Odliczył do trzech i przysunął się bliżej, wciąż jednak nie był w stanie objąć Marinette ramieniem. Znów policzył w myślach i przesunął się raz jeszcze. I potem jeszcze raz, aż wreszcie stykali się udami. Wówczas nachylił się do niej, jak to miał w zwyczaju robić pod maską Kota. Przywdział na twarz swój złośliwy uśmieszek i zmniejszył drastycznie odległość dzielącą ich twarze.

Marinette zrobiła się cała czerwona na twarzy.

Adrien zresztą również, kiedy zdał sobie sprawę, że to mogło wyglądać z perspektywy Marinette jako coś innego niż chęć sprawdzenia, czy leci na niego czy na jego alter ego. Speszony odsunął się odrobinę. Ta odrobina przestrzeni pomogła mu zebrać myśli, więc szybko wyrzucił z siebie jakiś temat na rozmowę, pech chciał, że koncentrował on się w granicach tego niewygodnego, do którego niemal pomiędzy nimi doszło:

– Więc, Marinette, co sądzisz o tym całym Pocałunku Prawdziwej Miłości?

Nastolatka wydała z siebie bliżej nieokreślony pisk, po czym potrząsnęła głową, by jakoś się wyrwać z tego transu i odwzajemniła spojrzenie Adriena.

– A... a... dlaczego p-pytasz? – Próbowała się uśmiechnąć, ale nic z tego jej nie wyszło, była za bardzo zestresowana.

Adrien wzruszył ramionami.

– Bez powodu – wyrzucił z siebie szybko. – Tak jakoś mnie to... – Znów spróbował się nad nią pochylić. – ...interesuje.

Jego serce zaczęło szaleńczo bić i wiedział już, że to był błąd. Nie umiał w ten sposób... Nie potrafił być Czarnym Kotem będąc wciąż Adrienem. Ewidentnie potrzebował Plagga. Lecz nie umiał się już odsunąć, trwał więc w ten sposób, osaczając Marinette.

Marinette z wysiłkiem przełknęła ślinę.

– Ja sądzę, że... to motyw spotykany tylko w bajkach – bąknęła.

Nie potrafiła trzeźwo myśleć, gdy twarz Adriena była dosłownie tuż przed jej nosem.

– Tak myślisz? – Adrien próbował, ale nie potrafił być jak Czarny Kot. Coś wciąż go powstrzymywało i nie wiedział, co takiego. – A ja sądziłem, że powiesz coś na temat siły miłości.

Marinette, wciąż czerwona na twarzy, nie umiała logicznie pomyśleć.

Nadeszło jednak wybawienie w jej cierpieniu.

– Paryż znowu zaatakowany przez opętanego akumą złoczyńcę. – Dobiegł ich głos reporterki z telewizji.

Marinette ledwo widocznie odetchnęła z ulgą.

Zza pleców reporterki wyłoniła się karykaturalna postać sterowana przez Władcę Ciem.

– Biedronka i Czarny Kot są parą! Już ja wam to udowodnię! – syknął stwór, kimkolwiek był.

Adrien i Marinette spojrzeli na siebie zawstydzeni.

Adrien natychmiast się od niej odsunął, a Marinette złapała się za brzuch i jęknęła teatralnie.

– Adrien, muszę...

Spanikowany chłopak zerwał się z kanapy i zaczął rozglądać dookoła.

– Czy poczekujesz czegoś specjalnego? – zapytał spanikowany.

Marinette zaś po raz pierwszy widziała go w takim stanie.

– Co...? – spytała zaskoczona.

Adrien otworzył szerzej oczy i zaśmiał się.

– O rany, co ja plotę. – Pokręcił głową z rozbawienia. – Pytałem, czy potrzebujesz czegoś specjalnego.

Marinette teraz zrozumiała, że Adrien musiał ją opacznie zrozumieć, w takim razie musiała w to teraz brnąć.

– Nie, nie. Wszystko czego potrzebuję mam w torebce – zapewniła szybko. – Tylko skorzystam z toalety...

Adrien skinął głową mocno zarumieniony.

Marinette ruszyła w stronę jego łazienki, ale w połowie drogi przystanęła i obejrzała się na niego.

– Gdybym przez jakiś czas się nie odzywała, to nie martw się. Okres potrafi być boleśnie dokuczliwy, ale będę żyć – ostrzegła w obawie, gdyby Adrien postanowił wparować do łazienki, a jej by tam nie było.

Kiedy tylko zniknęła w środku, zamknęła drzwi na blokadę, aby zapewnić sobie dyskrecję i aby Adrien nie odkrył, że jej tam nie będzie.

Adrien natomiast stojąc wciąż w tym samym miejscu, nie potrafił się ocknąć. Dopiero Plagg, który przycupnął mu na nosie, wyprowadził go z tego stanu osłupienia.

– Pora na Kota – oznajmił.

Adrien niemrawo skinął głową, wciąż jednak zerkał w stronę łazienki, a potem zamrugał jakby ktoś zdjął z niego czar i wysunął przed siebie pięść z pierścieniem.

– Plagg, wysuwaj pazury!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top