Rozdział 12
───── ❝ Mandragory ❞ ─────
Abigail
Sprawdzam na telefonie, która godzina i ostatni raz przeciągam szminką. Pocieram wargami o siebie, żeby rozprowadzić kosmetyk równomiernie po ustach. Naglę, słyszę pukanie do drzwi. Zrywam się na nogi i biegnę otworzyć. Przed przekręceniem klucza w drzwiach szybko poprawiam opadające kosmyki włosów na czoło, po czym wzdycham, żeby dodać sobie otuchy.
Gdy otwieram drzwi, całe moje ciało przeszywa radość i przykładam sobie ręce do ust, chichocząc niczym zauroczona nastolatka. Przede mną stoi Jacob, który jest wręcz idealną kopią Harry'ego Pottera, mając na sobie mundurek oraz czarne okrągłe okulary zsuwające się po jego nosie co od razu zauważam. Nie zapomniał również o charakterystycznej bliźnie w kształcie błyskawicy na czole.
Dziewczyny szukajcie kandydata na chłopaka wśród personelu szpitali! Polecam!
— Jak podoba Ci się mój strój? – dopytuje
— Przebiłeś Daniela Radcliffe'a tego jestem pewna – mówię poprawiając jego krawat ☆☆
Razem z Jacobem siedzimy w ławce w szklarni znajdującej się pod Nowym Yorkiem. Okazało się, że mężczyzna zaplanował dla naszej dwójki udział w kursie sadzenia Mandragory. Byłam naprawdę zaskoczona, bo jako fanka nawet nie wiedziałam o tego typu imprezie dla wielbicieli świata Harrego Pottera.
— Witam moich drogich kursantów – zwraca się do nas profesorka – W cieplarni numer jeden.
Następnie zaczyna chodzić po pomieszczeniu, stawiając na każdym blacie po dwie sadzonki mandragory. Każąc przy tym założyć nam słuchawki ochronne na uszy.
Oczywiście nie są to prawdziwe rośliny, lecz zabawki, ale wyglądają bardzo realistycznie. Wraca do swojego stanowiska, zakłada rękawice co moja książkowa i filmowa, wiedza podpowiada, że przyszedł czas na najlepszy punkt tej lekcji. Przesadzanie!
— Teraz proszę obserwować każdy krok po kolei
Chłopak niepewnie spogląda w stronę prowadzącej, a następnie na mnie. Chyba przypomniał sobie jej krzyk z filmu.
— Najpierw łapiemy za młode liście i wyciągamy
Jak na zawołanie po szklarni roznosi się przeraźliwy pisk Mandragory i oboje dociskamy ochraniacze do uszu. Kładę głowę na jego ramieniu, uśmiechając się mimowolnie, bo czuję jakby, zabrał mnie do Hogwartu.
— Słyszysz mnie? – pyta nieco krzycząc
— Jeszcze tak
Odpowiadam radośnie, a jego twarz powoli zaczyna się rozluźniać, widząc moje zadowolenie. Odkąd wyszliśmy z mojego mieszkania, był strasznie nerwowy prawie jak przed egzaminem na koniec liceum. Do rzeczywistości przywracają nas słowa nauczycielki:
— A teraz wsadzamy do większej doniczki i przysypujemy ziemią, zakopując ją – wyjaśnia ostatni krok
– Teraz państwa kolej.
Przysuwamy do siebie puste doniczki i wpadam na pewien pomysł.
— Zróbmy to razem na trzy Jacob łapie za liście, a ja powielam jego ruch.
— Jeden
— Dwa – odlicza chłopak
— Trzy
Wyciągamy mandragory z ziemi i zaczynamy się oboje śmiać, a inni kursanci przyglądają nam się ze zdziwionymi minami, ale nas to nie obchodzi, bo świetnie się bawimy w swoim towarzystwie. Było warto się przełamać i zgodzić na wyjście z Jacobem.
☆☆
Mam zasłonięte oczy a mężczyzna, trzymając mnie za rękę, gdzieś mnie prowadzi. Chyba znajdujemy się na pewno w jakimś budynku, ponieważ korzystaliśmy z windy.
— Stop – mówi nagle a ja się zatrzymuje
Po czym słyszę brzęk kluczy i otwieranie drzwi. Czyżby Jacob przygotował następną niespodziankę w swoim mieszkaniu? Gdy wchodzimy do środka, pomaga mi zdjąć płaszcz, a następnie powolnym ruchem zsuwa apaszkę z moich oczu, muskając przy tym delikatnie wierzchem dłoni mój policzek.
Następnie odsuwa się na bok, ukazując mi wspaniały widok. Salon jest przystrojony w stylu Harry'ego Pottera a koło stołu znajdującego się pośrodku siedzi Milo, który ma na sobie sweter domu Hufflepuff.
— Kiedy zobaczył borsuka na logo nie umiałem go przekonać do Gryffindoru – śmieje się Jacob
— Najwidoczniej wiedział, że jego cechy pasują do Hufflepuff –odpowiadam, pochylając się do psiaka, by się powitać
⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top