Tam, dokąd chodzą Koty (1)


...Paryż po raz kolejny został uratowany przez naszych bohaterów Biedronkę i Czarnego Kota – komentowała niedawne wydarzenia w telewizji Nadja Chamack.

Tego popołudnia Marinette siedziała przy swoim biurku, w tle cicho płynął dalszy reportaż Nadji. Nastolatka próbowała skupić się na odrabianiu zadania domowego po typowym ataku Pana Gołębia. Niby wszystko przebiegło tak jak zawsze, a jednak inaczej...

Odjechała na swoim krześle od biurka i westchnęła zrezygnowana. I tak nic nie docierało do jej zmęczonego umysłu. A poza tym bardziej skupiała się na przypominaniu sobie dziwnego zachowania Czarnego Kota, niż powtarzaniu materiału z dzisiejszych lekcji, których połowę opuściła.

– To na nic. I tak nic nie rozumiem z tego, co czytam – bąknęła niezadowolona do swojej jedynej towarzyszki.

Tikki wzleciała w powietrze wyraźnie zmartwiona przygnębieniem właścicielki.

– Wszystko w porządku? – zapytała kwami.

Marinette znów westchnęła.

– Nie mogę się skupić.

Tikki podleciała bliżej jej twarzy.

– Czy to ma związek z dzisiejszą misją?

Marinette odchyliła głowę w tył i mimowolnie zerknęła w stronę fotografii Adriena na swojej ścianie z na wpół przymkniętymi powiekami.

– I tak i nie... – Zwiesiła bezradnie ramiona. – Zauważyłaś coś dziwnego w zachowaniu Czarnego Kota? Naprawdę rzadko się zdarza, żeby był cicho i wykonywał każde moje polecenie bez żadnego komentarza... A już od jakiegoś czasu tak się właśnie zachowuje. Czy to nie dziwne?

Tikki uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Faktycznie był dziś nad podziw cichy.

– Nie sądzisz, że... – Poczuła, jak po jej policzkach rozlewają się rumieńce. – ... on celowo mnie ignorował?

Tikki wzruszyła ramionami.

– Może po prostu miał ciężki dzień. Nie znacie się w rzeczywistości, więc nie wiecie, co takiego mogło się wydarzyć w waszym prywatnym życiu, prawda? – podsunęła kwami, doskonale wiedząc, że w rzeczywistości się znają, aczkolwiek nikt nigdy w stu procentach nie znał sytuacji w domu, za zamkniętymi drzwiami czasami działo się coś więcej niż to, co wychodziło poza nie.

Marinette potargała sobie grzywkę.

– Ale żadnego „ma pani" i innych tego typu zaczepek...

Tikki czule się uśmiechnęła.

– Marinette, a nie wydaje ci się, że jesteś po prostu zazdrosna?

Wspomniana parsknęła śmiechem, od razu siadając prosto na swoim krześle.

– Nie wygłupiaj się, Tikki. Niby dlaczego miałabym być zazdrosna? – Pokręciła głową z niedowierzania.

Kwami spojrzała na nią znacząco.

– A nie ubodłoby cię, gdyby się okazało, że Czarny Kot prywatnie ma już dziewczynę?

Marinette wyobraziła sobie jego żarty i od razu machnęła z lekceważeniem dłonią. Poza tym nie potrafiła sobie wyobrazić tego chłopaka bez maski. Ta maska była kwintesencją jego istnienia.

– Raczej wątpię, aby jakakolwiek dziewczyna chciała być jego – prychnęła, krzyżując ręce na piersi, choć rumieńce uparcie nie znikały z jej policzków.

Jak Tikki mogła pomyśleć, że ona była zazdrosna... o Czarnego Kota...? – pomyślała ze złością Marinette.

– Skoro tak sądzisz – powiedziała cicho kwami, ale zachowała dla siebie dalsze spostrzeżenia. Wiedziała, że czasami Marinette za mocno parła w to zaprzeczenie. Przemilczała też to, co aż cisnęło jej się na usta – nie zdjęłaby czaru Mrocznego Amora, gdyby faktycznie go nie kochała. W końcu Pocałunek Prawdziwej Miłości był czymś, co od zawsze istniało w całym wszechświecie.

– Ale to i tak dziwne, że tak się zachowuje... Czy ostatnio wydarzyło się coś...? Może zauważyłaś coś nietypowego?

Tikki pokręciła przecząco głową.

Marinette nie miała pojęcia, co dalej począć. Czarny Kot naprawdę zaprzątał jej myśli.

Kwami widząc, że jej właścicielce wciąż nie daje spokoju sprawa z jej partnerem, uśmiechnęła się znacząco, lecz nic więcej nie powiedziała.

Nagle zawibrował telefon, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Alyi. Marinette zerknęła na Tikki pytająco.

– Alya? O co może jej chodzić? Miała przecież iść dzisiaj z Nino do kina – mruknęła, biorąc do ręki urządzenie.

– Być może zmieniła plany. Myślę, że chwilowa odskocznia od lekcji to dobry pomysł – poradziła Tikki.

Marinette pokiwała ochoczo głową i odebrała wideo-połączenie.

– Hej, Alya! – przywitała się radośnie.

Tikki szybko schowała się za jednym z monitorów.

– Marinette, nie uwierzysz, co ci zaraz powiem! – powiedziała podekscytowana przyjaciółka.

Alya obróciła telefon, a w tle dostrzegła Nino rozmawiającego z Adrienem. Marinette natychmiast zerwała się z krzesła i stanęła na baczność.

– Jesteśmy pod piekarnią twoich rodziców. – Poruszyła znacząco brwiami. – Adrien pytał o ciebie, Marinette! – wyszeptała podekscytowana Alya, uważając, by chłopak za jej plecami nie usłyszał ich paplaniny.

Marinette ledwo zapanowała nad piskiem, który groził uwolnieniem z jej ust na tę wiadomość.

– Dajcie mi minutkę i zaraz do was dołączę – powiedziała nadzwyczaj spokojnym tonem głosu.

– No jasne. Poczekamy. Mam tylko nadzieję, że nie znikniesz znów na pół dnia. – Alya mrugnęła do niej porozumiewawczo i rozłączyła się.

Marinette wciąż ściskając w dłoni telefon, zajrzała za monitor, by ujrzeć Tikki, ale źle wymierzyła odległość, przez co uderzyła czołem w ścianę. Naraz odsunęła się i potarła obolałe miejsce dłonią.

– Auć – jęknęła, a jej kwami natychmiast do niej podleciała.

– Ostrożnie, Marinette – bąknęła Tikki, a wspomniana jedynie roześmiała się.

– Jestem taka szczęśliwa, Tikki! – wykrzyknęła nastolatka.

Szybko przebrała się z piżamy w różowe legginsy i koszulkę z nadrukiem, założyła buty i marynarkę, a przed opuszczeniem pokoju zerknęła na swoje lustrzane odbicie. Nie dostrzegłszy żadnych mankamentów, otworzyła klapę w podłodze.


~*~


Leya kroczyła pewnym siebie krokiem w stronę biura redaktora naczelnego pisma codziennego. W dłoni ściskała swoje CV oraz list motywacyjny, którym poświęciła naprawdę mnóstwo czasu, nim zgłosiła się na rozmowę kwalifikacyjną w zawodzie jej marzeń. Uśmiech rozciągał jej usta. Nie potrafiła go zwalczyć, choć próbowała. Zależało jej na pełnym profesjonalizmie, ale nad tym nie mogła zapanować. Zwłaszcza że podążała właśnie wymarzoną ścieżką.

Zapukała.

Wygładziła swoją marynarkę. Odetchnęła głęboko, by uspokoić rozszalałe serce. Jej dłonie drżały i niemiłosiernie się pociły, ale powtarzała sobie w myślach, że zrobiła już ten pierwszy krok, więc teraz wystarczyło odbyć tę rozmowę.

– Proszę! – Rozległo się po drugiej stronie drzwi.

Z mocno dudniącym sercem wkroczyła do pomieszczenia.

Starszy mężczyzna z łysiną i dużym brzuchem powitał ją skinieniem głowy i wskazał na krzesło przed jego biurkiem.

Leya pokiwała ochoczo głową. Ruszyła na wyznaczone miejsce, a cichy klik zamykających się drzwi niemal doprowadził ją do zawału. Nie dała jednak tego po sobie poznać, kiedy siadała przed biurkiem redaktora naczelnego.

Raz jeszcze odetchnęła głęboko, po czym podała mężczyźnie papiery. Zacisnęła dłonie na swoich kolanach i trwała w nerwowym oczekiwaniu.

– Leya Crane, tak? – spytał, przyglądając się jej CV.

Wspomniana pokiwała głową.

– Tak, to ja.

Mężczyzna dalej śledził napisane przez nią CV, a potem zerknął na drugą kartkę i prychnął.

– Dziecko, z czym ty do mnie przychodzisz?

Nagle bańka mydlana, w której Leya żyła w ciągu ostatnich dni, prysnęła.

– Słucham? – wymamrotała.

Redaktor naczelny wstał ze swojego krzesła, które zaskrzypiało w proteście.

– Szukasz pracy w najsłynniejszej gazecie Paryża, a przynosisz mi CV i list motywacyjny? A gdzie artykuł, z którym chciałabyś zaistnieć? – Roześmiał się nieprzyjemnie.

– Ja... j-ja – wyjąkała zestresowana Leya, chrząknęła i kontynuowała już bardziej opanowanym głosem: – Ja myślałam, że najpierw powinnam zostać zatrudniona...

Mężczyzna roześmiał się jeszcze głośniej i jeszcze bardziej nieprzyjemnie.

Leyę przeszły ciarki.

– Wynoś się stąd i wróć z gotowym artykułem, jeśli chcesz zaistnieć w branży! – krzyknął, wyrzuciwszy jej dokumenty.

Leya wzdrygnęła się. Serce pękło na milion kawałeczków, kiedy patrzyła jak jej drogocenne CV i list motywacyjny lądują na podłodze. Pospiesznie je zebrała i opuściła gabinet.

Kiedy tak szła alejkami, dopadł do niej przyjaciel.

– I co? Jak poszło?

Pokręciła głową przecząco.

– Nie udało się – wspomniała, unikając patrzenia na Evana.

– Co, jak to? – zdziwił się.

Leya zwalczyła łzy.

– Mówiłam ci, że do tego trzeba czegoś więcej... Ty jesteś świetnym fotografem, a ja... nie przyniosłam nic konkretnego, żadnej próbki tekstu... – Przełknęła gulę w gardle. Nie chciała rozpłakać się w redakcji.

Evan zmarszczył brwi w rozgoryczeniu.

– Nie wierzę, że ten burak nie poznał się na twoim talencie.

Leya położyła dłoń na jego ramieniu.

– Daj spokój, Evan. Poszukam gdzieś indziej...

Evan przyjrzał jej się, po czym odwrócił się do innego znajomego.

– Chris, o której dziś wylatujemy?

– O dziewiętnastej.

Evan pokiwał głową ze zrozumieniem i znów wrócił spojrzeniem do Leyi.

– Zdobędziemy dla ciebie artykuł, Leyo – obiecał.

Determinacja w jego oczach była wręcz zaraźliwa.

Leya uśmiechnęła się ciepło do przyjaciela. Smutek i rozgoryczenie zostało pokonane tym jednym gestem, a w młodą dziennikarkę wstąpił prawdziwy duch walki.

Mała akuma odleciała w innym kierunku niż tym, do którego pierwotnie zmierzała.


~*~


Dosłownie przebiegając przez piekarnię, Marinette krzyknęła:

– Mamo, tato! Wychodzę z przyjaciółmi!

A potem drzwi się za nią zamknęły i dziewczyna z radością udała się w stronę swoich przyjaciół.

Alya przywitała ją szerokim uśmiechem i serdecznie uściskała. Nino poklepał ją po ramieniu, a potem przyszła kolej na Adriena. Alya i Nino taktycznie się oddalili.

– Hej – wydusiła z siebie Marinette na widok Adriena, a policzki zapłonęły.

Adrien posłał jej najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziała. Ledwo mogła oddychać, a serce tłukło się mocno w klatce piersiowej, jakby próbowało się z niej wyrwać.

– Witaj, Marinette. Fajnie, że do nas dołączyłaś. – Nachylił się do jej ucha i wyszeptał konspiracyjnie: – Wyjście do kina z zakochaną parą to przekleństwo, czułbym się jak piąte koło u wozu. – Zaśmiał się i potarł kark w zakłopotaniu.

Uśmiech Marinette odrobinę przygasł. Myślała, że Adrien naprawdę chciał ją zobaczyć, a nie, że pytał o nią tylko po to, aby towarzyszyła mu ze względu na Alyę i Nino.

Tikki drgnęła w torebce Marinette, chcąc dodać otuchy swojej właścicielce.

Jednak Marinette nie pozwoliła sobie na tego typu negatywne myśli. Nawet jeśli miała mu towarzyszyć tylko ze względu na Alyę i Nino, postanowiła cieszyć się z samego wyjścia w towarzystwie Adriena.

– R-rozumiem, czasem b-bywają trochę przytłaczający – odpowiedziała.

– To jak, idziemy? – rzuciła Alya.

Wszyscy zgodnie skinęli głowami, a następnie ruszyli. Marinette przez moment pomyślała, że mogłaby poprosić rodziców o jakieś pyszne słodkości na drogę, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Chciała rozkoszować się obecnością Adriena u jej boku, nawet jeśli traktował ją jako przyjaciółkę, a nie kandydatkę na dziewczynę. Zerknęła na niego, gdy opowiadał jej o czymś, co wydarzyło się dziś w szkole na pierwszej lekcji, którą oczywiście opuściła. Zaśmiała się z grzeczności, ale miała wrażenie, że jej opanowanie zaraz wyparuje i zacznie pleść coś od rzeczy.

– Hej, Marinette, a co powiesz na...

Tuż przed nimi budynek rozpadł się na kawałki. Adrien i Marinette krzyknęli jednocześnie:

– Kryć się!

Adrien szybko chwycił swoją przyjaciółkę za dłoń i pociągnął ją za sobą w stronę zaułka. Wyjrzał zza ściany i obserwował sytuację.

– Co tam się dzieje? – spytała Marinette. – Czy Alya i Nino są bezpieczni?

Chłopak jedynie kiwnął głową. A potem podszedł bliżej niej i zmarszczył brwi.

– To pewnie kolejny atak ze strony Władcy Ciem – powiedział, a ona skinęła głową.

Wtem położył dłonie na jej ramionach, przez co Marinette z całych sił walczyła ze sobą, by nie rozpłynąć się pod wpływem tego dotyku.

– Musisz wracać do domu, Marinette – oświadczył Adrien, gdy przez ulicę przeleciał ogromny głaz.

Po chwili potężny ryk potoczył się poprzez Paryż.

Adrien z determinacją wymalowaną na twarzy wpatrywał się w Marinette.

– Obiecaj mi, że schowasz się w domu, dobrze? – poprosił. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało.

Marinette pokiwała ze zrozumieniem głową.

– Dobrze.

Wtedy sobie o czymś przypomniała. A Adrien?

– A co będzie z tobą?

Adrien przez chwilę się zmieszał, ale trwało to bardzo krótko i na poczekaniu wymyślił wymówkę.

– Goryl czeka na mnie w aucie za rogiem. Nie martw się.

A jednak Marinette się martwiła, lecz nie miała wyboru. Adrien musiał sobie stąd pójść, aby ona mogła się przemienić.

Po chwili chłopak wybiegł z zaułka i skierował się w stronę innego. Marinette nie traciła czasu na szukanie go. Rozejrzała się dookoła, a dostrzegłszy nieopodal ogromny kontener na śmieci, skryła się za nim.

– Tikki, kropkuj! – krzyknęła.


~*~


Cała akcja przebiegła bardzo sprawnie. Okazało się, że ich przeciwnikiem był niejaki Pajęczyn, który pragnął zemsty na swojej dziewczynie za to, że go porzuciła. Biedronka i Czarny Kot rozprawili się z nim niemal tak szybko jak z Panem Gołębiem.

Niestety, kiedy Marinette powróciła do zaułka, Adriena nigdzie nie było. Zniknęło też auto, którym tu przyjechał. Alya i Nino zapewne udali się na seans, który już musiał się rozpocząć, a tożsamość Biedronki po raz kolejny przeszkodziła dziewczynie w zrealizowaniu jednego ze swoich największych sukcesów.

– Przykro mi, Marinette – szepnęła Tikki, kiedy wychynęła z torebki.

Nastolatka wzruszyła ramionami.

– To nie twoja wina. Takie już moje szczęście – przyznała.

Potem wróciła do domu. Chwyciła swój szkicownik wraz z ołówkiem i wyszła na balkon.

Usiadła przy balustradzie, opierając się o nią plecami, a po kilku minutach w ciszy zaczęła rysować.

Jej myśli wciąż błądziły wokół Adriena i Czarnego Kota. Najpierw żałowała, że nie udała jej się randka z tym pierwszym, a potem zaczęła się zastanawiać, dlaczego ten drugi był taki... taki... No, po prostu nie był sobą. Zupełnie jakby jej nie zauważał.

Dopiero po chwili zorientowała się, że narysowała twarz Czarnego Kota zamiast kolejnego projektu. Wpatrywała się w jego wierną kopię, rozmyślając, co takiego spowodowało u niego zmianę w zachowaniu.

Tikki postanowiła przemilczeć tę sytuację. Marinette wciąż wmawiała sobie, że nic nie czuje do Czarnego Kota, ale wyglądało na to, że kompletnie się oszukiwała. Coś dla niej znaczył, skoro nie mogła przestać o nim myśleć.

Dla Marinette to był trudny dzień. Najpierw miał się okazać jedynym w swoim rodzaju, a potem tak po prostu wszystko przepadło. Czy Adrien naprawdę pomyślał o niej jako towarzyszce ze względu na Nino i Alyę, czy to faktycznie miała być randka? Nie umiała powiedzieć...

– Cześć, piękna. Widzę, że usychasz z miłości do mnie – powiedział Czarny Kot, przykucając na balustradzie za plecami Marinette.

Dziewczyna była tak zaskoczona wizytą Kota, że nawet nie mogła wydusić z siebie słowa. Wstała i obróciła się w jego stronę.

– Co... co ty tu robisz? – Była w takim szoku, że nie od razu ukryła ten fakt. Dopiero po chwili zastawiła się maską sarkazmu. – Czyżby kolejna nieudana randka z Biedronką?

Marinette schowała za plecami swój szkicownik.

Czarny Kot zmierzył ją wzrokiem, próbując dostrzec, co takiego tam chowa. Był ciekaw, jak dobrze go narysowała. Zeskoczył jednak z balustrady, a potem zwiesił bezradnie ramiona, zerkając na miasto za jego plecami.

– Niestety nie z Biedronką – bąknął Kot. – Zaprosiłem c... To znaczy... zaprosiłem koleżankę z mojej szkoły na randkę, ale... coś nam ją przerwało.

Marinette pokiwała głową ze zrozumieniem. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.

– Chyba nie mamy łatwego życia – wymamrotała i nagle zdała sobie sprawę ze swojej wtopy. – Aaa! – krzyknęła, potarła twarz dłońmi, odtańczyła dziwny taniec z użyciem rąk, po czym szybko wyrzuciła z siebie: – To znaczy ty nie masz jako Czarny Kot. Musisz być wszędzie tam, gdzie atakuje Władca Ciem, nie zważając na to czy masz życie prywatne.

Miała ochotę walnąć się ręką w głowę, niemal wyjawiła Kotu prawdę o sobie. Zerknęła na niego kątem oka, wydawał się taki zrezygnowany. Chyba trafiła w sedno problemu.

– Cóż, zapewne ty również nie masz łatwego życia, moja droga koleżanko – powiedział, uśmiechając się tajemniczo. – Ale nie masz pojęcia, jak to jest dzielić wszystkie obowiązki i jeszcze chronić świat jako Czarny Kot czy Biedronka.

Tikki poruszyła się niespokojnie w jej torebce, a Marinette pomyślała złośliwie – tak, kompletnie nie mam pojęcia, jak to jest.

Ich spojrzenia się skrzyżowały.

– Pomyślałem, że spotkam się z tobą, bo moje życie prywatne szlag trafił, więc może pocieszysz jakoś swojego przyjaciela Kota. – Poruszył zabawnie brwiami, a ona zachichotała. – Ostatnio trochę mi pomogłaś po mojej nieudanej randce z Biedronką, a ona później wyznała mi, że kocha kogoś innego, więc... więc... – Podrapał się po karku zakłopotany. – Teraz łączy nas przyjaźń.

Marinette zamrugała zdziwiona. Chwileczkę.

– Nas? – zdziwiła się.

Czarny Kot uśmiechnął się do niej.

– Tak.

Nie wiedzieć czemu na policzkach dziewczyny wykwitły dorodne rumieńce.

– Ostatnio uratowałaś mi przecież tyłek. Nie mów, że nie pamiętasz – oświadczył po chwili.

Marinette zmarszczyła brwi. Jakiś czas temu faktycznie pomogła Czarnemu Kotu. Głównie dlatego, że nie miała jak się przemienić. Rzuciła mu wtedy kici-kij, pomimo tego że wszędzie wokół wszystko waliło się i sypało. Lizakowe monstrum rzucało wszędzie auta. I o mały włos brakowało, by jeden taki samochód uderzył w Marinette, a ona i tak się nie zawahała, tylko skoczyła na pomoc Kotu. Cóż, to właśnie zrobiłaby jako Biedronka.

Czyżby to dlatego ostatnio tak dziwnie się zachowywał? A co jeśli odkrył, że to ona jest Biedronką?!

– T-tak... M-masz rację – wymamrotała. – Ale każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.

Czarny Kot uśmiechnął się, zeskoczył z barierki i podszedł bliżej.

– Nie każdy – zaprzeczył, przypatrując jej się z niezwykłym zainteresowaniem. – To ty jesteś taka odważna i niesamowita, Marinette.

W głowie dziewczyny dosłownie wył alarm. Martwiła się, że Czarny Kot właśnie rozgryzł jej tajemnicę.

– Ale nie tak odważna i niesamowita jak Biedronka – skwitowała, chcąc sprawdzić czy jej teoria była mylna.

Czarny Kot uśmiechnął się z czułością.

– Może i nie jesteś Biedronką, ale z pewnością nie można ci odmówić odwagi – wyznał.

Marinette odetchnęła z ulgą.

– W dodatku... – Podszedł tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, a Marinette była jak sparaliżowana. – ... chyba się we mnie podkochujesz.

Uśmiechnął się złośliwie.

– C-co...? J-ja nie... – Marinette kompletnie się zmieszała, a jego bliskość działała jeszcze bardziej na jej niekorzyść.

To właśnie wtedy Czarny Kot wykorzystał swoją przewagę i schylił się, by po chwili wyrwać jej szkicownik.

– Ha! Mam cię! – wykrzyknął uradowany i odwrócił się plecami do dziewczyny, by móc podziwiać swoją podobiznę.

– Hej! Oddaj to!

Marinette podeszła do niego i próbowała wyrwać mu swój szkicownik, ale on podniósł rękę tak wysoko, że przy ich różnicy wzrostu nie mogła go dosięgnąć. Zaczęli się szamotać, by finalnie Czarny Kot oddał jej własność, śmiejąc się.

– Muszę przyznać, że masz prawdziwy talent, Marinette – oznajmił, zwracając się przodem do niej.

Dziewczyna wyprostowała się jak struna, gdy zdała sobie sprawę, jak blisko siebie znów się znajdowali. Cofnęła się o krok, by jak najbardziej zwiększyć dystans.

Wyglądało jednak na to, że Kotu wcale nie przypadła do gustu większa odległość, bo zaraz postąpił o krok w przód. Marinette znów się cofnęła, a on kroczył za nią, aż wreszcie nie miała, gdzie się ruszyć. W plecy wbiła jej się zimna barierka balkonu. Czarny Kot stał tuż przed nią, za nic mając przestrzeń osobistą.

– Rozumiem, ja mam wiele fanek – powiedział dziwnie magnetyzującym tonem głosu. – Myślę, że kolejna fanka może równie dobrze być moją przyjaciółką, jeśli tylko będzie rysować moje portrety tak wspaniale jak ten – dodał.

Marinette zaniemówiła. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Miała kompletną pustkę w głowie. Przecież nie narysowała go ze zwykłego fanatyzmu, tylko dlatego że się o niego martwiła...

– To naprawdę piękny szkic – skwitował po chwili. – Myślę, że powinnaś go dokończyć.

Mrugnął do niej porozumiewawczo, po czym odsunął się i wskoczył na barierkę.

– Do zobaczenia niebawem, przyjaciółko!

Wyciągnął kici-kij i skoczył, a chwilę później zniknął.

Marinette przyłożyła dłoń do serca, które dziwnie tłukło się w jej piersi. Obróciła się, by wyjrzeć za nim, lecz nigdzie go już nie dostrzegła. I co się w ogóle z nią działo? Nigdy wcześniej nie reagowała tak na Czarnego Kota. I ciągle ją wkurzał i... i...

Kwami wychynęła z jej torebki.

– Tikki, myślę, że Czarny Kot jest jakiś inny – wyszeptała.

Kwami uśmiechnęła się tajemniczo. Najwyraźniej nie tylko Czarny Kot się zmienił.


~*~


Leya Crane siedziała właśnie na pokładzie helikoptera. Jej przyjaciel Evan miał za zadanie wykonać kilka fotografii nocnego krajobrazu Paryża. W jej głowie wciąż kołatały się słowa redaktora naczelnego. Nawet jeśli udałoby jej się napisać artykuł to... o czym? Jaki tytuł byłby na tyle chwytliwy, że od razu zapewniłby jej stanowisko dziennikarki w ukochanej gazecie?

– Chwila moment! Czy to czasem nie Czarny Kot? – rzucił do nich podekscytowany Chris.

Evan wychylił się, by przyjrzeć się bohaterowi, który przycupnął na barierce balkonu pewnej kamienicy.

– Tak, to faktycznie on – potwierdził Evan, po czym zrobił kilka zdjęć.

Leya pomogła mu otworzyć drzwi, a Chris zapanował nad maszyną na tyle, by unosiła się stabilnie i trzęsła. Evan znów zrobił kilka ujęć. Całe szczęście, że zainwestował w konkretną firmę, inaczej w życiu nie uchwyciłby tak dobrze twarzy Czarnego Kota z tak dużej odległości. Wycofał się do środka, a Leya zatrzasnęła drzwi, po czym na powrót usiadła i zapięła pasy. Evan również.

Chris odleciał dalej w pobliże Wieży Eiffla, gdzie mieli wykonać kolejne ujęcia nocnego Paryża, ale wpierw Evan przejrzał zdjęcia, które udało się wykonać Czarnemu Kotu. I to całkiem przypadkiem.

Obrócił się w stronę swojej towarzyszki.

– Leya, chyba właśnie mamy dla ciebie artykuł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top