Dziwny układ (13)


Tego samego dnia, wieczór...

– Hej, Casanova – mruknął Plagg. – Co masz zamiar teraz zrobić?

Adrien nie miał pojęcia, co mógłby z tą nową mocą zrobić. Czuł... Czuł się wolny. Wreszcie! Tyle, że nie miał pojęcia jak w ogóle do tego doszło. Jak to się stało, że nagle ta wolność zaczęła go tak przerażać? Stał przed ścianą z oknami w swoim pokoju, a spoglądając przez nie – przez całą tę szklaną ścianę – czuł się osaczony, zupełnie jakby był w jakiejś pułapce.

– Teraz możesz spotykać się z każdą z twoich adoratorek – prychnął Plagg.

Adrien westchnął zrezygnowany. Pragnął tylko tej jednej – swojej dawnej adoratorki, tej która obecnie zakochana była po uszy w jego alter ego.

– Plagg, daj mi spokój – mruknął zrezygnowany.

Kwami podleciało bliżej twarzy swojego właściciela po skonsumowaniu kawałka camemberta. Nie do końca rozumiał Adriena i jego problemy. Wcześniej ten chłopak był zły o ograniczanie mu wolności, a tym razem...

– Nie rozumiem w czym tkwi twój problem – powiedział na głos.

Adrien spojrzał na swojego kwami.

– Dlaczego mój ojciec tak nagle zmienia zdanie i pozwala mi wychodzić z domu wszędzie i kiedy tylko zechcę? Nie rozumiem, co skłoniło go do tej decyzji... i to akurat w tym dniu – odpowiedział Adrien, energicznie gestykulując rękami.

Plagg zerknął w stronę swojej szafki z serem, ale szybko wrócił wzrokiem do właściciela. Przecież nie mógł zostawić przyjaciela w potrzebie.

­– Nie miałeś dzisiaj wpaść do Marinette? – zaproponował, aby poprawić humor Adrienowi.

Ten jednak zmartwił się jeszcze bardziej.

– Poza tym, skąd mój tata może wiedzieć, kto mi się podoba? I dlaczego tak napierał na mój związek z Marinette? Teraz... teraz...

Teraz, gdy już potrafił poradzić sobie z tą samotnością. Teraz, gdy już zrozumiał kim dla niego była Marinette od samego początku ich znajomości i to, dlaczego tak bardzo zależało mu na jej przyjaźni. Teraz, gdy zrozumiał, że przez ten cały czas kochał tę samą dziewczynę i nie musiał już ukrywać swoich uczuć. A także teraz, kiedy wszystko zaczęło się walić, kiedy JEGO Marinette zakochała się w Czarnym Kocie, a nie w nim...

Spojrzał na Plagga, ale nie mógł odmówić sobie kolejnej wizyty w jej domu. Musiał ją zobaczyć, teraz tylko ona się dla niego liczyła. Tylko dla ich wieczornych spotkań.


W domu Marinette...

Marinette była nieco zdołowana po całym dzisiejszym dniu, a i rozmowa z rodzicami nie należała do najłatwiejszych. Dlatego liczyła na Czarnego Kota. Wiedziała, że dzisiaj do niej przyjdzie, wiedziała, że... Będzie tu dla niej, ale... Nie wiedziała jak będzie się teraz zachowywał.

Tikki położyła się na jej łóżku i dosłownie po chwili zasnęła. Marinette nie chciała budzić swojej kwami, która nieźle się dziś namęczyła, jednak czuła, że samotność, z którą została, ją tłamsi. Wzięła więc do ręki swój szkicownik i wyszła na balkon. Zaczęła rysować kolejny szkic Czarnego Kota, ale tym razem jego twarz wyrażała szok i niedowierzanie na widok jej przemiany, a także strach przed upadkiem i wściekłość oraz bezsilność, kiedy nie mógł uratować swojej ukochanej. Chwila? Nazwała siebie jego ukochaną?

Kim tak właściwie dla niego była?

Przez cały ten czas zastanawiała się, kim jest dla Czarnego Kota i nawet nie zauważyła kiedy minęły dwie godziny, a rysunek Czarnego Kota był skończony z wszelkimi detalami. Przycisnęła notatnik do piersi, wybuchając płaczem.

– Prawie cię dzisiaj straciłam, Kocie – wyszeptała, szlochając.

W tym samym czasie opłakiwany wylądował na barierce. Spojrzał na zapłakaną Marinette, po czym zeskoczył i popędził do niej. Przyciągnął ją do siebie, a ona wtuliła się w jego ramiona i płakała jeszcze przez chwilę.

Płakała, bo o mały włos nie straciła swojego partnera w walce i ukochanego. Płakała, bo nie mogła sobie poradzić z całym tym ciężarem, który przez cały dzień dźwigała i dopiero teraz uwolniła się spod jego jarzmu. Płakała, bo nie wiedziała jak się teraz zachowywać, gdy wszyscy wiedzieli kim tak naprawdę jest. Płakała, bo straciła tajemnicę swojej lepszej połowy. A także płakała dlatego, bo cieszyła się z tego, że pomimo przeciwności losu udało jej się odzyskać ukochanego, a we dwójkę pokonali Ofiarę Miłości.

Nagle przypomniało jej się, co powiedziała Lila po tym jak Biedronka uwolniła ją spod wpływu Władcy Ciem.

– Nigdy nie będę dla nich wystarczająco dobra – wyznała Czarnemu Kotu, bo nie chciała wyjawiać mu prawdy o tylu sprzecznych uczuciach kłębiących się wewnątrz niej.

Ten odsunął ją odrobinę, na tyle by mógł spojrzeć jej w oczy, i powiedział:

– Tylko ty mogłaś okazać się tą Biedronką, nikt inny. Nie znam innej dziewczyny o tak czystym sercu jak twoje.

W tym właśnie momencie serce Marinette zaczęło dudnić w klatce piersiowej.

– Dlaczego tak twierdzisz? Skąd wiesz, że to ja jestem ta dobra? – spytała.

– Bo znam cię jako twój kolega ze szkoły – uśmiechnął się do niej szczerze.

Marinette zawahała się przez chwilę, a potem powiedziała:

– Nawet nie próbuj mi się tu zmieniać!

Czarny Kot parsknął śmiechem.

– Jak mogłem wcześniej nie dostrzec, że ty i Biedronka to tak naprawdę jedna osoba – wyznał. – Żałuję tylko, że nie mogę ci powiedzieć, kim tak naprawdę jestem... Pewnie byś mnie znienawidziła.

Przytuliła swoją dłoń do jego policzka.

– Nie mogłabym znienawidzić chłopaka, którego pokochałam z całego serca i, dla którego poświęciłam moją tajemnicę – wyszeptała, a potem ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.

Marinette oplotła rękoma jego szyję, a Czarny Kot objął ją w pasie, opierając o ścianę. Głośne bicie ich serc, przerwał huk helikoptera.

– Tylko nie to! Znowu oni – syknęła Marinette, z niechęcią odrywając się od ust Czarnego Kota.

Tym razem, jednak nie dała za wygraną. Otworzyła klapę w podłodze i zeskoczyła na swoje łóżko, pociągając za sobą swojego partnera, który zatrzasnął za nimi klapę.

Marinette nie chcąc zgnieść Tikki, próbowała jakoś się przecisnąć, ale poległa i upadła na łóżko, a Czarny Kot wylądował na niej. Kwami pisnęła, rozbudzona. Spiorunowała wzrokiem ich dwójkę, na co Marinette i Adrien wybuchli śmiechem.

– Wybacz, Tikki – wysapała jej właścicielka w przerwach od śmiechu. – Próbowałam cię nie obudzić, ale Czarny Kot zajmuje zbyt dużo miejsca – i ponownie wybuchła śmiechem.

Czarny Kot uśmiechnął się promiennie na widok roześmianej Marinette, a jego oczy przepełniało uczucie tęsknoty. Gdyby tylko mógł jej powiedzieć...

– Marinette – wyszeptał, nie zwracając uwagi na obserwującą go Tikki. – Chciałbym ci pokazać kim naprawdę jestem i dlaczego tak bardzo mi na tobie zależy, ale...

– Ale nie możesz – przerwała mu Marinette, gładząc dłonią jego policzek.

– Czy nie moglibyśmy nagiąć trochę zasad i...

– To, że Rena Rouge i Carapace znają ich prawdziwe tożsamości nie znaczy, że my...

Czarny Kot pochylił się nad nią, opierając ciężar ciała na rękach rozstawionych po bokach jej głowy.

– To znaczy, że oni wiedzą? – zmarszczył brwi. – W takim razie my też...

– Nie możemy – zaprotestowała Marinette z bólem serca.

Przez krótką chwilę wpatrywali się sobie w oczy. Ona z zaciekłością, próbując kryć resztki ich tajemnicy. On z zaciekłością, walcząc o to, by ją zdobyć, ale jako Adrien.

– Tak właściwie, to... – zaczęła Tikki, a wspomniani spojrzeli na nią jak na jakiegoś intruza. – Tak właściwie to – powtórzyła Tikki – jesteście pierwszą parą bohaterów, Biedronki i Czarnego Kota, którzy nie znają swoich tożsamości.

– Że co?! – krzyknęli oboje.

Byli tak zaskoczeni wiadomością kwami Marinette, że nie zwracali uwagi na to, że Tikki niemal drżała, próbując im to wyjaśnić.

– Och, Tikki – wyszeptała Marinette, a potem wyswobodziła się z ramion Czarnego Kota, który usiadł ostrożnie na jej łóżku, i przytuliła kwami do swojego policzka. – Wybacz nam, po prostu nas zaskoczyłaś. Ale... czy mogłabyś nam to wyjaśnić?

Tikki pokiwała głową.

– Biedronka i Czarny Kot od wieków pojawiali się na świecie, gdy zło triumfowało. Złączeni przeznaczeniem, zawsze walczyli u swego boku. Znali swoje tożsamości, ponieważ łączyło ich uczucie silniejsze niż jakakolwiek zła siła – łączyła ich miłość. Ówczesna Biedronka i ówczesny Czarny Kot musieli zostać połączeni przeznaczeniem, musiała ich łączyć miłość. – Tikki na moment przerwała, by zaczerpnąć tchu i odetchnąć przed tą trudniejszą częścią opowieści. – Jednak ostatnim razem, Mistrz Fu się pomylił. Nie wiedział, że Biedronka i Czarny Kot nie byli sobie przeznaczeni, a ich prawdziwe tożsamości umożliwiły atak na... To właśnie wtedy rozpoczęła się Druga Wojna Światowa... Przepraszam, ale nic więcej nie mogę wam wyjawić oprócz tego, że Mistrz Fu obiecał, że więcej nie popełni tego samego błędu, dlatego tym razem... Przeprowadził coś w rodzaju eksperymentu, nie pozwolił wam poznać swoich tożsamości, dopóki nie upewni się, że łączy was więź przeznaczenia.

Czarny Kot wpatrywał się w kwami Biedronki zupełnie jak zaczarowany.

– Czyli twierdzisz, że nadal nie jesteśmy gotowi? – spytał.

Marinette zerkała to na Czarnego Kota to na Tikki.

– On już od samego początku wie, że jesteście sobie przeznaczeni, ale postanowił spróbować i nie pozwalać wam poznać...

– Że co?! – krzyknął Czarny Kot, a Tikki prychnęła.

Marinette położyła dłoń na jego ramieniu i usadowiła się naprzeciw niego. Spoglądała teraz w jego oczy. Chciała ujrzeć w nich odpowiedź, ale on nie dał się rozszyfrować.

– Wygląda na to, że od samego początku miałeś rację, Kotku – powiedziała do niego, uśmiechając się.

– Wygląda na to, że tak, Biedrąsiu – wyszeptał, po czym złożył pocałunek na jej ustach i zniknął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top