Rozdział 6

───── ❝ Kawa czy herbata? ❞ ─────

Abigail

Przekręcam klucz w zamku i otwieram drzwi do mojego mieszkania. Jacob stojący koło mnie trzyma na smyczy Milo, który wyrywa się pobudzony. Przed wejściem do kamienicy zobaczył wiewiórkę i tym samym zafundował rundkę biegania swojemu Panu w tę i z powrotem. Moja sąsiadka Pani Martinez zaalarmowana moimi krzykami wybiegła na ratunek. Emerytka, gdy tylko zobaczyła mojego towarzysza zamarła jak słup soli, by po chwili, dopytywać mnie kim jest przystojny kawaler. Na ucho mi powiedziała, że jeśli ja nie byłabym zainteresowana taką partię to ona, jest chętna. Chyba moja szalona meksykańska znajoma szuka czwartego męża. Faceci w zasięgu najbliższych stu mil miejcie się na baczności.

Zdążę postawić tylko krok za progiem mojej małej kwatery a Jerry siedzi już tuż przede mną i wlepia we mnie zaciekawione oczy widząc intruzów na jego terenie. Ten kot nieraz zachowuje się lepiej od psa stróżującego pozostawionym na warcie by chronić dobytku swojej Pani. Kevin Costner jako bodyguard może się schować przy moim dzielnym rudzielcu. To czyste połączenie Terminatora i Rambo w jednym tylko z lekką nadwagą. Każdy super bohater ma jakieś wady. Tylko się do nich nie przyznają.

— Cześć Jerry! — mówię z radością i schylam się by wziąć go na ręce — Wchodźcie chłopaki i poznajcie mojego wspaniałego ochroniarza.

Milo wyrwa się mu, by wyruszyć ponownie na poszukiwania swojej ofiary. Mężczyzna jednak zdąża go złapać, zanim dopadnie do drzwi wejściowych. Bierze go na ręce i wnosi go do pomieszczenia, a ja zamykam za nimi drzwi. Może i retriver jest jeszcze mały, ale swoje już waży i nosić go to już lekki wysiłek. Przynajmniej dla mnie, gdy trzymałam go chwilę, aby jego opiekun mógł zamknąć samochód.

Dla takiego postawnego i umięśnionego mężczyzny jakim jest Jacob to żaden problem. Miałam miłą okazję czuć to wysportowane ciało pod swoimi palcami. Na to wspomnienie od razu przechodzi mnie dreszcz przyjemności, ale szybko opuszcza moje ciało i zastępuje je zawstydzenie. Staranowałam go na tym korytarzy niczym zawodowy zapaśnik sumo na zawodach swojego przeciwnika.

Odstawiam rudzielca na ziemię by zdjąć płaszcz, ale chwili gdy chce to zrobić zostaje mile zaskoczona. Jacob staje za mną i chwyta delikatnie materiał znajdujący się na moich ramionach.

— Pomogę ci

Zerkam na niego i czuje jak moje policzki pokrywają się czerwienią. Skinieniem lekkim głowy wyrażam zgodę, by następnie szybko odwrócić wzrok speszona jego dżentelmeńskim gestem.

Dawno nikt nie traktował mnie z taką troską i uprzejmością. W pracy mam najczęściej kontakt tylko ze skończonymi palantami, którzy tylko liczą jak najwięcej zarobić, siedząc na dyrektorskich stołkach. Oczywiście zdarzają się wyjątki w postaci grafików, ale to najczęściej introwertycy zamknięci w swoim świecie. Są dla ciebie mili by niemieć z nikim spięcia i móc spokojnie przepracować ustawowe osiem godzin.

Wiesza moje nakrycie razem ze swoją kurtką na stojaku. Wyrywam się z mojego chwilowego zamyślenia i zapraszam mojego gościa do kuchni. Siada przy małym okrągłym stoliku postawionym przy oknie, co wygląda naprawdę komicznie, ponieważ przypomina dorosłego w ławce pierwszoklasisty. Jego kolana dotykają blatu, przez co musiał się lekko zgarbić.

Nie zdawałam sobie sprawy, że moje meble mogą być tak niekomfortowe dla wysokiej osoby. — Kawa czy herbata?

Pytam, nastawiając wodę i wyciągając dwa kubki przyozdobione postaciami Disneya z szafki. Przelotnie zerkam w kierunku salonu i widzę, że Milo próbuje zachęcić Jerry'ego do zabawy. Rudzielec nic sobie jednak z tego nie robi machnięciem łapy, próbuje go od siebie odgonić. W odpowiedzi psiak postanawia mu przynieść jego zabawkową mysz z posłania, na co ten od razu ożywa.

— Jestem już po dwóch kawach od rana. Wada pracowania po nocy i niedospania – śmieje się – Dlatego poproszę herbatę.

Otwieram metalowe pudełko z herbatą, wrzucam po kolei do garnuszków po jednej torebce. W tym samym czasie czajnik daje o sobie znać po chwili w powietrzu, unosi się delikatna para.

Siadam naprzeciwko Jacoba, stawiając jednocześnie przed nim jego napój a on, uśmiecha się w moją stronę, dziękując.

— Chyba dostąpiłem zaszczytu dostając kubek z księżniczką – mówi rozbawiony Wskazuje mi rysunek Roszpunki i orientuje się, że dostał moją herbatę a ja za ucho, trzymam ten z Julianem.

Zażenowana próbuje na szybko wymyślić, dlaczego dorosła kobieta w swoim mieszkaniu ma naczynia jak dla dziecka, ale niestety mój mózg aktualnie wziął sobie wolne.

— Jestem takim dużym dzieckiem jeśli chodzi o takie drobiazgi. Nie mogę się oprzeć ich kupowaniu – tłumacze

— Jest naprawdę uroczy — mówi

Po czym już nie wytrzymuje i zaczynam się śmiać z zaistniałej sytuacji, a mój rozmówca mi wtóruje. Czuje nagle, że w kącikach moich oczu zebrały się łzy rozbawienia. Rozglądam się, szukając opakowania chusteczek higienicznych, które walają się po moim mieszkaniu w hurtowych ilościach przez moje liczne alergie.

Jacob jak na rycerza przystało, przybywa mi z odsieczą. Delikatnym ruchem kciuka ściera łzy płynące po moim policzku, a następnie powtarza ten gest z drugim. Cały czas utrzymując przy tym ze mną kontakt wzrokowy czym, odbiera mi na chwilę oddech. Jego wzrok jest niezwykle czuły, który rozpala we mnie nieznane dotąd pokłady wzruszenia. Po chwili zabiera swoją ciepłą dłoń z mojej skóry a ja od razu, odczuwam pustkę. Uśmiecham się do niego nieśmiało speszona i postanowiłam przerwać tę krępującą ciszę poczuciem humoru.

— Muszę się przyznać, że nawet nie wiem, jaką mam kawę. Jeśli byś o nią mnie poprosił – rzucam rozbawiona — Kupiłam ją na wszelki wypadek dla gości. Sama piję tylko herbatę i czasami Latte Macchiato.

Przygląda mi się przez moment zaskoczony, upijając łyk.

— Pierwszy raz spotykam osobę, która nie pije nałogowo kawy jeśli chodzi o amerykanów – opuszkiem palca obrysowuje krawędź ucha kubka – Chodziarz oni byli zaskoczeni widząc mnie pijącego herbatę z mlekiem.

Gdy te słowa padają z jego ust, jestem totalnie zaskoczona, nie słyszałam, żeby mówił z brytyjskim akcentem. Tymi przysłowiowymi kluskami w buzi, o których tak często się żartuje.

— Nie słychać u ciebie w ogóle akcentu? – dopytuje

— Jestem pół Amerykaninem, pół Anglikiem – tłumaczy — Mój tata urodził się w Londynie, przyjechał studiować do Nowego Yorku i poznał mamę. Po ślubie postanowili zamieszkać tutaj, ale w każde święta czy wakacje odwiedzaliśmy dziadków w Anglii. Mimowolnie zaczerpnąłem niektórych nawyków.

— Teraz nie wiem jak się zachować... — zacinam się – chyba powinnam zapytać czy chcesz sobie dolać mleka? Nie chce wyjść przy tobie na totalną idiotkę.

Jacob wyciąga rękę i wy uspokajającym geście dotyka mojej dłoni leżącej na stole. Ciepło bijące od niego zaczyna znów otaczać moje ciało a opuszki jego palców, kreślą różne wzorki na mojej skórze. Patrzę prosto w jego oczy, czując jak delikatne iskierki, przeskakują pomiędzy nami. Widzę jak jego wzrok, przesuwa się po mojej twarzy, by zatrzymać się na moich ustach. Lekko speszona oblizuje językiem spierzchnięte wargi, odwracając spojrzenie. Zadając sobie pytanie Dlaczego on na mnie tak działa? Zazwyczaj jestem bardziej pewna, jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną. Przy nim zaczynam się denerwować a wręcz zachowywać jak zadurzona nastolatka niepewna czy powinna wykonać kolejny ruch w stronę chłopaka.

Chce coś powiedzieć, ale w tym samym momencie słyszę huk uderzenia o podłogę czegoś ciężkiego. Rudzielec najprawdopodobniej uciekając przed Milo, przewrócił stolik kawowy stojący koło kanapy.

— Jerry jak ty się zachowujesz – besztam go – Możesz zapomnieć o deserze.

Podchodzę do stolika, by ustawić go ponownie na swoje miejsce mając nadzieję, że wazon z kwiatami ocalał. Niestety po podniesieniu widzę, że cały bok został roztrzaskany a kilka kawałków leży na panelach.

— Gdzie trzymasz szczotkę?

Słyszę pytanie Jacoba stojącego za mną. Wskazuje mu kąt za szafą stojącą przy wejściu jednocześnie, czuje przeszywający ból ręki. Dopiero teraz zauważam, że zacisnęłam dłoń na fragmencie flakonu.

Wypuszczam go i szybko podbiegam do zlewu w celu przemycia mocno krwawiącej rany. Cholera jeszcze tego mi dzisiaj brakowało na dodatek.

— Przemywaj zimną wodą przez dwie minuty – instruuje mnie – Masz apteczkę?

Kręcę głową jako znak sprzeciwu. Podstawia mi krzesło bym, usiadła widząc jak zaczynają mi się trząść nogi na widok krwi. W głowie mam tylko dwie myśli Nienawidzę tego i Znowu zemdleje.

— Zaraz wracam, idę po opatrunki do samochodu – informuje mnie i wybiega

Psiak przychodzi do mnie i gładzie łeb na moich kolanach. Zaczynam go głaskać zdrową dłonią i na chwilę zapominam o bólu. Zakręcam wodę i opieram rękę o brzeg zlewu, by woda mogła z niej spłynąć. Drzwi ponownie się otwierają i widzę Jacoba idącego z czerwoną torbą przewieszoną przez ramie. Jak widać służba medyczna ma inne wyobrażenie jeśli chodzi o apteczkę.

Podchodzi do nas, stawia torbę na blacie szafki kuchennej i wyciąga jałowy gazik. Przyciska go do skaleczonego miejsca i uciska. Następnie przygląda się ranie, czy nie znajduje się w niej jakieś resztki porcelany. Zauważam jak mój współlokator, patrzy na mnie zaniepokojony sytuacją i miauczy.

— Teraz muszę zdezynfekować – wyciąga buteleczkę wodyutlenionej – Może zaboleć. Syczę delikatnie na kontakt substancji z moją skórą.Mój ratownik wyciera nadmiar preparatu a reszcie pozwala się wchłonąć. Nakoniec przykleja plaster z opatrunkiem. Wzdycham zadowolona, że to już koniec.

⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺

Pierwsze spotkanie Milo i Jerry'ego  :D

Co myślicie o rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top