Rozdział 5
───── ❝ Milo ❞ ─────
Abigail
Wychodzę ze szpitala chwilę po jedenastej po tym, jak Robert zmienił mnie przy Mia.
Wyciągam komórkę z kieszeni spodni, by zamówić sobie Ubera do domu.
Marzę tylko o tym, by znaleźć się na kanapie. Otulona kocykiem, popijając herbatę. Choć mamy lato a miasto rozkwita energią i niezliczonymi wydarzeniami. Nie jestem fanką upałów i tłumów turystów.
Oglądając przy tym ponownie mój ukochany serial Teen Wolf. Może i mam już te dwadzieścia trzy wiosny na koncie, ale to nie przeszkadza mi wzdychać na widok Stilesa w koszuli w kratę. Mieczysław Stilinski to najlepszy serialowy crush. Bracia Salvatore przy nim bledną w oczach. Co tam, że oni są wampirami, on jest człowiekiem z poczuciem humoru wykraczającym poza granice galaktyki. Czego chcieć więcej?
— Czy przydałaby się Pani podwózka?
Podskakuje na dźwięk znajomego głosu za mną. Powoli odwracam się, a moim oczom ukazuje się uśmiechnięty Jacob.
— Co tutaj robisz?
Mimowolnie się ganię w myślach za ten tekst. Przecież on tutaj do cholery pracuje. Odwracam spojrzenie zażenowana, czując się jak typowa blondynka z żartów o nich.
— Wracałem z Brooklynu i podrzuciłem przyjacielowi obiad – wskazuje na budynek
Odblokowuje telefon i anuluje zarezerwowany transport. Inaczej przez następne minuty kłócilibyśmy się jak wrócę do domu. W akompaniamencie krzyków kierowcy ubera, który czekałby na decyzje czy kurs jest aktualny.
— Niech będzie... — robię pauzę i puszczam mu oczko
Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, wystawia w moją stronę ramię, które chętnie obejmuje i daje prowadzić się na parking.
Mijamy dwa rzędy równolegle do siebie ustawionych samochodów, aż zatrzymujemy się przy Honda CR—V. Jej czarny lakier lekko się błyszczy pokryty kroplami deszczu. Spodziewałam się zobaczyć tego typu samochód.
Taki model pasuje do osobowości Jacoba nie tylko z wyglądu, ale z klasy, jaką sobą pokazuje. Tak samo, jak jego właściciel. Klasa sama w sobie w czystej postaci.
Mężczyzna otwiera mi drzwi, za co uprzejmie dziękuję i zajmuje miejsce pasażera w tym samym momencie na moje kolana, wskakuje szczeniak.
Opiera przednie łapki na mojej klatce piersiowej i zaczyna lizać moją szyję i twarz, na co od razu zanoszę się głośnym śmiechem. Mam straszne łaskotki a szyja to już najgorsze miejsce. Wystarczy mnie tylko lekko dotknąć, a ja już wije się niczym wąż w salwach śmiechu nimi spowodowanymi.
Jacob wsiada od strony kierowcy i zajmuje swoje miejsce. Widząc zaistniałą sytuację, też zaczyna się śmiać. Mały golden retriever przerywa atak na mnie, orientując się, że w pojeździe jest już jego pan.
Napędzany radością próbuje przeskoczyć do niego na kolana. Niestety zahaczając przy tym o hamulec ręczny, co kończy się upadkiem wprost ręce mężczyzny.
— Zapomniałem cię uprzedzić o obecności Milo – sadza malucha na tylnie siedzenia – Jednak sam idealnie się przedstawił.
— Z tym nie mogę się nie zgodzić – uśmiecham się w jego stronę
Chwilę patrzy na mnie, ale zaraz jakby speszony odwraca wzrok zajmując się pasem bezpieczeństwa. Nim zdąży zauważyć, że ja mu się jeszcze przyglądam, odwracam wzrok i sama powtarzam tą czynność.
On w tym czasie odpala silnik i wyjeżdża z zajmowanego miejsca parkingowego. Jak na dobrego kierowcę przystało bez problemu wycofuje i po chwili jedziemy już główną drogą.
— Gdzie mam jechać ?
Dopiero teraz orientuje się, że nie podałam mu swojego adresu.
— Na ósmą aleje
Kiwa głową na znak, że usłyszał podany przeze mnie adres. Zmienia szybko pas i wymija auto, które toruje przejazd przez postój pomimo zakazu. Odwracam spojrzenie w stronę szyby i przyglądam się miastu mknącemu za nią.
Po kilku minutach zauważam, że mijamy restauracje, do której zabierał nas tata w dzieciństwie na przepyszne gofry. Gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny do rodziny z NY.
Mimowolnie uśmiecham się na to wspomnienie zawsze, wychodziłam z niej z pięknymi białymi wąsami pod nosem. Gdy zatrzymujemy się przy pasach, Jacob włącza radio i przeskakuje kilka stacji. Szukając jakiejś gdzie, nie lecą aktualnie o tej godzinie wiadomości.
Po chwili rusza dalej a ja słysząc rozbrzmiewającą piosenkę 5 Seconds of Summer – She Looks So Perfect sięgam do pokrętła i poogłaszam ją. Zaczynam śpiewać razem z zespołem.
„And I know now, that I'm so down Your lipstick stain is a work of art"
Odwracam się w stronę mojego towarzysza, nie przerywając. Mężczyzna pomimo bycia skoncentrowanym na jeździe przygląda mi się ukradkiem. Widzę jak, uśmiecha się pod nosem, na moją reakcję na piosenkę.
Gdy tym razem stajemy na światłach, zaczyna się akurat refren piosenki.
— Co to za zespół? – dopytuje
A ja dosłownie zamieram na jego pytanie. Jak można nie znać tak zajebistego zespołu jak 5SOS?
— Nazywają się 5 Seconds of Summer – wyjaśniam – Mam na ich punkcie totalnego bzika.
— Warto wiedzieć
Mówi, kiedy wreszcie ruszamy ze świateł wprost do mojej kamienicy.
⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺
Czy Jacob zostanie sosiarą ? :D
Co myślicie o rozdziale?
Pozdrawiam VerEvieEm
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top