Rozdział 18
───── ❝ To wiele dla mnie znaczy ❞ ─────
Jacob
— Powinieneś być teraz w szpitalu, a nie tutaj ze mną — wyznaje Abi
Wyjechaliśmy niecałą godzinę temu w drogę po tym jak odebrałem dziewczynę z domu jej siostry gdzie pojechała po sytuacji w centrum rozrywki gdzie miała czekać na mnie z walizką. Oboje chcieliśmy by wszystko poszło zgodnie z jej planem, ale los miał dla nas inne plany.
— Pomogłem na miejscu i wiem, że dadzą sobie radę
Zerka na mnie i delikatnie palcami muska moją dłoń leżącą na jej udzie. Widzę, że emocje nadal z niej nie zeszły, przez co zastanawiam się, czy nie powinien zaproponować przełożenia wyjazdu.
— Widziałam, z jakim zaangażowaniem pomagasz poszkodowanym — mówi, zaciskając palce na moich — Może to głupie, ale wtedy zrozumiałam, że twoja praca zawsze będzie ponad twoje plany. Nie raz będziesz musiał wybrać ją zamiast czegoś związanego z twoimi bliskimi. Dlatego gdybyś odwołał nas wyjazd, zrozumiałabym to.
Uśmiecham się do niej i podnoszę nasze splecione dłonie, by ucałować jej. Braku zrozumienia tego właśnie najbardziej obawiałem się przed wchodzeniem w każdy swój związek. Tak chciałem jak najwięcej czasu spędzać ze swoją dziewczyną, ale moja praca nie była tylko moim obowiązkiem, ale czymś więcej. Za każdym razem gdy zaczynałem dyżur, nie czułem, że muszę odbębnić tylko powierzone mi zadanie a nawiązać więź z pacjentami, by pomóc im jak najlepiej przejść cały proces leczenia i wywołać mimo wszystko u nich radość.
— To wiele dla mnie znaczy, że rozumiesz moją sytuację — widzę, jak wzdycha z ulgą na moją odpowiedź — Teraz odłóżmy ten temat na bok i zdradź mi gdzie jedziemy
Zatrzymuje się na światłach, a dziewczyna w tym czasie wyciąga coś z torebki, a chwilę później w moich rękach lądują dwa bilety, na których rozpoznaje logo Corning Museum of Glass.
Czas, jakby się zatrzymuje, a ja mam deja vu. Dwa tygodnie przed wypadkiem rodzice dali mi takie same bilety i powiedzieli, że pojedziemy tam na cały dzień w moje urodziny, które wypadały dopiero w czerwcu, ale nie mogli się doczekać mojej reakcji.
Do tej pory mam te bilety, ale ukryłem je za zdjęciem rodziców w jednej z ramek, bo dziadkowie czy mój brat o nich nie wiedzą. To ich ostatnia niespełniona obietnica w stosunku do mnie.
Co roku w rocznicę tego dnia wchodzę na stronę muzeum z planem zakupienia biletu, ale rezygnuje, czując, że nie mogę tam pojechać. Nie mogę tego zrobić bez nich.
Rzucam bilety na jej nogi, jakby parzyły i ruszam z piskiem opon, widząc zielone światło. Zaczynam się rozglądać, szukając jakiejś zatoczki, gdzie mógłbym się zatrzymać. Muszę natychmiast wysiąść z samochodu. Czuję jak moje płuca, zaczynają się zaciskać, a mi brakuje powietrza.
— Jacob co się dzieje?
Nie słyszę do końca wyraźnie jej słów, jakby mówiła do mnie przez jakąś niewidzialną barierę dzielącą nasze fotele. Mija może dwie minuty, a ja wjeżdżam w mało uczęszczaną drogę, po czym zatrzymuje samochód, po czym wysiadam, nie zwracając uwagi na Abigail. Zaczynam iść przed siebie, a raczej biec.
— Jacob zatrzymaj się! — słyszę jej prośbę — Wytłumacz mi, co się dzieje!
Zatrzymuje się w chwili gdy udaje jej się mnie dogonić i łapie za moją rękę tuż nad łokciem wbijając przy tym palce w moją skórę.
— Nie możemy tam jechać do cholery — wykrzykuje, odwracając się w jej stronę — Miałem tam jechać z rodzicami w moje urodziny, ale zdarzył się ten pierdolony wypadek, który wywrócił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni zabierając mi przy tym wszystko na czym mi zależało.
Dyszę z emocji a wypowiedzenie prawdy wcale nie ściąga ciężaru bólu przygniatającego moją klatkę piersiową, wręcz go dokłada. Zapłakana dziewczyna próbuje do mnie podejść i przytulić, lecz nim udaje jej się to zrobić, ja zaczyna się cofać.
— Ja nie dam rady — krzyczę, łapiąc się za głowę — To wraca jak bumerang i nie pozwala mi normalnie funkcjonować.
Pokonany emocjami opadamna żwirową drogę, zaczynając płakać, nie wiedząc, co zrobić dalej. Każdyterapeuta powtarzał, że z czasem pogodzę się ze stratą i stanę na nogi. Gównoprawda, bo jestem tykającą bombą odliczającą minuty do wybuchu.
⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺
Wspieramy Jacoba
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top