Rozdział 10


───── ❝ Moment całkowitej desperacji ❞ ─────

Jacob

Przez całą drogę w samochodzie między nami panuje cisza. Jedynie radio, grające cicho w tle, przerywa niezręczność, która zdaje się mówić więcej niż tysiąc słów. Spoglądam na Abigail kątem oka. Widziałem, jak jej wzrok szybko ucieka, gdy tylko nasze spojrzenia się spotykają. Ewidentnie jest speszona.

Ja natomiast próbuję w myślach przekształcić tę sytuację w coś pozytywnego. Skoro przekroczyliśmy już pewną granicę, to dlaczego nie spróbować pójść dalej? Czy nie warto sprawdzić, dokąd może nas to zaprowadzić? Mam ochotę przetestować, jak blisko możemy się do siebie zbliżyć, i dowiedzieć się, co z tego wyniknie. Mam mnóstwo pytań, które chciałbym jej zadać, ale zanim zdążę otworzyć usta, Abigail cicho dziękuje i zaczyna wysiadać z samochodu.

Nie zastanawiając się zbyt długo, wyskakuję za nią i szybko obiegam auto. Staję tuż obok niej, zanim zdąży zrobić kolejny krok. Widząc jej zaskoczenie, czuję, że teraz albo nigdy. To jest ten moment.

— Pójdziesz ze mną na randkę? — pytam, a moje serce przyspiesza jak szalone.

— Co? – Abigail otwiera szeroko oczy, blednie i spogląda na mnie z mieszanką zaskoczenia i niepewności.

— Pójdziesz ze mną na randkę? — powtarzam pytanie z lekkim uśmiechem, starając się dodać jej odwagi.

Daję jej chwilę na przyswojenie informacji, a potem dodaję, patrząc jej w oczy:

— Spodobałaś mi się już przy naszym pierwszym spotkaniu, a później całkowicie mnie zauroczyłaś.

Na chwilę zapada cisza. Abigail stoi nieruchomo, jakby przetwarzała moje słowa. W końcu, z lekkim wahaniem, mówi:

— Czy dasz mi czas na zastanowienie?

— Tak, oczywiście – odpowiadam szybko.

Ku mojemu zaskoczeniu podchodzi bliżej, staje na palcach i składa na moim policzku delikatny pocałunek. Ciepło jej ust jest ledwo wyczuwalne, niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Uśmiecha się do mnie, a potem znika za drzwiami kamienicy.


Abigail

Wchodzę do mieszkania i zamykam za sobą drzwi. Przystawiam czoło do ich chłodnej powierzchni, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. Wypuszczam głośno wstrzymywany oddech, ale nagły szelest za moimi plecami sprawia, że odwracam się gwałtownie w stronę salonu.

Na oparciu kanapy siedzi Becky, moja najlepsza przyjaciółka. W jednej ręce trzyma paczkę czekoladowych dropsów, które pochłania z entuzjazmem, a w drugiej kieliszek z winem. Jej twarz rozświetla chytry uśmiech.

— Dobra, jestem gotowa na przesłuchanie. Niech ktoś mi tylko poda lampkę wina! – oznajmia z rozbrajającą pewnością siebie.

Zdejmuję płaszcz i niedbale rzucam go na łóżko razem z torebką. Kieruję się prosto do lodówki, czując, jak Becky podąża za mną niczym cień. Wyciągam butelkę czerwonego wina, stawiam ją przed nią i rzucam jej korkociąg.

— Proszę bardzo – mówię.

Becky, zaprawiona w bojach dzięki naszym częstym wieczornym spotkaniom, obejmuje butelkę kolanami i sprawnie ją otwiera. W tym czasie wyciągam kieliszki z szafki i wkładam do piekarnika przygotowane wcześniej przekąski.

— Jak weszłaś do mieszkania, miałaś minę, jakbyś zobaczyła ducha – zauważa Becky, nalewając wino do kieliszków.

Opieram się o blat kuchenny, obracając kieliszek w dłoniach. Myśli krążą mi w głowie jak oszalałe, ale zanim zdążę coś powiedzieć, Becky patrzy na mnie wyczekująco.

— Abigail? – jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.

— Jacob zaprosił mnie na randkę – wyrzucam z siebie na jednym oddechu.

Na tę wiadomość Becky zaczyna piszczeć z radości. Rzuca się na mnie i zamyka w mocnym uścisku.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – woła, po czym odsuwa się na długość rąk, patrząc mi w oczy.

— Już myślałam, że w twoim przypadku dojdziemy do całkowitej desperacji.

Zamieram na te słowa.

— Jaka desperacja?! – pytam z niedowierzaniem.

— Myślałam, że w końcu będę musiała zaproponować ci portal randkowy – odpowiada, machając ręką, jakby mówiła coś zupełnie oczywistego. Patrzę na nią przez chwilę w milczeniu.

— Chciałaś mnie umawiać z facetami z internetu? – pytam, unosząc brew.

— Abigail, od czasów studiów i tego głupiego gnojka nikogo nie miałaś... – zaczyna, ale jej wypowiedź przerywa dźwięk piekarnika.

Wyciągam gorącą brytfankę i stawiam ją na desce do krojenia. Becky korzysta z okazji, nakłada porcje na talerze i kontynuuje:

— Dlatego uważam, że powinnaś teraz wziąć telefon i napisać do niego, że się zgadzasz. Przyglądam się jej przez chwilę, a potem wzdycham. Co mi szkodzi? Raz się żyje.

— Zgadzam się – mówię w końcu. – Ale na naszych warunkach.

Unoszę kieliszek, a Becky z entuzjazmem robi to samo.

— Za naszą próbę – wznosi toast.

Uśmiecham się, przypominając sobie nasze licealne pomysły i nawiązując do tego, co powiedziała:

— I za twojego tajemniczego wielbiciela.

⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺

Jak podoba wam się książka?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top