2. Pokojówki w przebraniu.
- gin x higuchi au -
awalae
Blondynka jedynie westchnęła, gdy po raz kolejny wyłączyła budzik, który miał raczej ją postawić na nogi. Ale ona jak zwykle miała ochotę rzucić nim o ścianę. To nie było to, że nie lubiła swojej pracy, ale myśl o tym, że będzie musiała znów siedzieć godzinami nad papierami i cyferkami, które powoli zaczynały tworzyć oczopląs, niezbyt ją rozpromieniała.
Wstała i ruszyła wolnym krokiem do kuchni. Można powiedzieć, że o mało nie wywróciła się na prostej drodze, ale to było jej codziennością. Kiedy ruszyła pewniejszym krokiem, myśląc, że jej dnia już nic nie zaszkodzi, to grubo się myliła.
- S-siostrzyczko! - zawołała.
- Pali się?! Gdzie?! Jakieś zabójstwo?! - zawołała pobudzona z lekka na krzyk młodszej.
- N-nie. Po prostu przestraszyłaś mnie swoim wyglądem. Dosłownie jakbyś wyszła z piekła - odparła ciszej.
- Zabawne - ziewnęła. - Ty przynajmniej przez ostatnie dwa tygodnie nie musiałaś wypełniać papierków.
- Ale i tak wolałabym być policjantką niż gnić w szkole - spojrzała na starszą i z najszerszym uśmiechem na ustach oraz błyskiem szczęścia w tęczówkach oznajmiła jej to.
Blondynka zamrugała tylko kilka razy z obojętnością i odparła:
- To jak robimy? - oparła się łokciami o blat. - Ja biorę twoje kieszonkowe, a ty moją pensję?
Zapanowała chwila ciszy, a na twarzy brązowookiej zawitał perfidny uśmiech.
- T-to ja już możę pójdę do tej szkoły. Śniadanie masz przy stole, a woda na kawę właśnie się robi. Nie zapomnij, że klucze są na twoim biurku, a dokumenty tym bardziej.
Młodsza z nich popędziła do drzwi, gdy nagle Ichiyo krzyknęła:
- Zaczekaj! Zapomniałam powiedzieć Ci czegoś ważnego!
- Co takiego!? - spytała pobudzona, gdyż znała swoją starszą siostrę na tyle, by wiedzieć, źe jeśli zapomniała o czymś ważnym, to to naprawdę jest ważne.
- Kocham Cię - z rąk ułożyła serce mając je na wysokości klatki piersiowej i uśmiechnęła się mimo tego, że wciąż była ospała. - Miłego dnia.
- Nawzajem - A z warg młodszej wydobył się krótki śmiech.
Drzwi zostały zamknięte, a Higuchi z już lepszym humorem zalała kubek z kawą.
XXX
- Dzień dobry! - odparła głośno na cały komisariat, a do jej nozdrzy dotarł zapach, który dobrze znała.
Całe miejsce mimo przesiąkniętę powagą i wieloma listami gończymi, miało dla niej swój urok, który kochała. Niebieskie ściany kojarzył się raczej z deszczem czy smutkiem i przybijały nastrój, ale brązowooka przypominała sobie wtedy bezchmurne niebo na wsi. Stosy dokumentów oraz drewnianych półek nie przypominały jej aktów zgonów, porwań, wypadków czy dokumentów zbrodniarzy, a powieści kryminalne o jakże przyjemnym zapachu tuszu. Lubiła też w tym miejscu, że wszystkie ich zdjęcia, które miał szef, zawsze wywoływały u niej niepohamowany uśmiech. Że zawsze jakoś cisnął sam się na usta. Ilekroć przypominała sobie pierwszy dzień i na wejściu przywitała ją sprzeczka pomiędzy Dazaiem i Nakaharą, o to kto jest lepszy. Od rękoczynów próbowali ich powstrzymać Nakajima i Akutagawa, a reszta jakoś nie zwracała na nich uwagę. Nawet szef, co zdziwiło Ichiyo. Przez chwilę myślała na poważnie, że pomyliła adresy i trafiła do wariatkowa. Już miała się wycofać, gdy pewna brunetka odchrząknęła wskazując na nią, przez co choć na chwilę zatrzymała spór tej dwójki.
Zasiadła za swoim biurkiem otworzywszy klapę komputera, by zacząć trzeci tydzień uzupełniania danych. Wystarczyło tylko że westchnęła i jakoś ponure myśli znikały, lecz myśl o tym, że będzie musiała się tym zająć niezbyt poprawiła jej samopoczucie.
Już była gotowa pogodzić się z tą myślą, gdy nagle blada dłoń uderzyła w jej biurko i wskazała na biuro szefa. Podniosła wzrok, a jej oczom ukazała się nie kto inna jak Gin.
- Szef mnie woła? - spytała podniesiona na duchu, że coś zadzieje się ciekawszego.
- Nas wszystkich - kaszlnął Akutagawa. - Ciekawe, co tym razem?
- W sumie dawno nie zbierał nas wszystkich razem - rozprostował kości wysoki szatyn.
- Bo Cię prawie nigdy tu nie ma, cepie - burknął rudowłosy. - A jak nie jesteś potrzebny, to wszystkim musisz uprzykrzyć życie.
- Wiem, że za mną tęsknisz, kiedy znikam. Nie skrywaj niedostępnego, Chuuya - brązowooki złapał niższego za podbródek i zbliżył jego twarz do swojej. Po czym zaledwie dał mu pstryczka w nos, wymijając wszystkich, pozostawiając niebieskookiego pełnego rumieńców.
- Obiecuję, że zabiję Cię własnoręcznie, gdy nadejdzie odpowiedni dzień.
Nikt jakoś nie zwrócił uwagi na tą dwójkę. To co do siebie mówili, było na porządku dziennym w tym budynku. Nie obyłoby się bez dnia, kiedy nie obrzucali siebie wyzwiskami, a zaladwie chwilę po wyższy powodował, że Nakahara był dosłownie czerwony. Mimo że byli najbardziej zgraną dwójkę jaką świat mógł znać, to czasami zachowywali się gorzej niż piętnastolatkowie.
Gdy wszyscy już znaleźli się w pokoju szefa, na stole znajdowało się morze papierów i dokumentów. Na większości z nich znajdowały się zdjęcia, które dotąd były nieznane dla oczu wszystkich. Ale to ile ich było sprawiało, że w pokoju zapanowała cisza, że dało się słyszeć świat z zewnątrz. Wiedzieli doskonale, że gdy szef siedział odwrócony tyłem, nie działo się dobrze. Kawa na jego biurku nie była tknięta, na podłodze leżały zgniecione papiery, połamane długopisy walały się obok śmietnika, a w pokoju można było się ugotować. Nie znosili tego jak bardzo Ougai pogarszał swoją sytuację zdrowotną, siedząc dniami i nocami nad tym wszystkim. Ilekroć wiedzieli, że nie ma humoru na dzień dzisiejszy, tak każdy bał się tu wejść, jakby mieli spotkać diabła.
- Wzywał nas szef - odezwała się blondynka, kiedy wszyscy bali się nawet spojrzeć na niego.
- Nie żyją - odparł szeptem Mori.
- S-słucham? - Higuchi nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi z jego strony. Zazwyczaj zajmowało to conajmniej z kilka minut, zanim powiedział cokolwiek. Było źle, ba nawet okropnie!
- Widzicie te twarze przed sobą? - mruknął, po czym odwrócił się do nich. - Nie żyją - odparł smętnie, a dosłownie wszystkim wokół zwężył się tęczówki, a oni wstrzymał na krótką chwilę powietrze.
- Rzeczywiście poważne - szatyn wziął do ręki jeden z dokumentów i zaczął go czytać. - Dwieście dziewięćdziesiąt trzech ludzi. Kawasaki, Setagaya, Minato, Shinjuku, Sagamihara, Atsugi, Yokotsuka, a nawet Tokio. Ofiary to dość znani ludzie jak dziennikarze czy prezenterzy. Nawet detektywi i policjanci, którzy szukali sprawcy całego zdarzenia. Odkąd znaleziono kilka pierwszych uśmierconych, zabijał conajmniej kilka osób. Nie mordował wszystkich w otoczeniu. Tylko niewielką część całego skupowiska, w którym się znalazł. Ludzie wokół słyszeli przed śmiercią jedynie krótką melodię, po czym podrzynał im wszystkim gardła, a zabójca skrypty za maską jedynie mówił coś w rodzaju "Kocham zapach ludzkiego mięsa. Gdy krew powoli rozlewa się, a ty nic nie możesz zrobić. Boisz się mnie, a ja boję się Ciebie. Kocham zapach twojego ludzkiego mięsa."
Odłożył kartkę na biurko i pozwolił oddać głos ciemnowłosemu.
- Wszystkie sąsiednie miasta brały to na siebie, aż w końcu została tylko Jokohama. Możliwe, że to się dzieje teraz. Że właśnie ktoś ginie, a my nic nie robimy pożytecznego. Jednak my zakończymy to tu. Nikt więcej nie ucierpi z pod jego rąk. I złapiemy go w tym mieście - odparł poważnym tonem.
- Czy mamy jakieś ślady po jego atakach? Ubrania, włosy, odciski, cokolwiek? - zapytał zdeterminowany bardziej niż zwykle szarooki.
- I w tym jest problem. Jego zbrodnie są idealne. Żadnych śladów, rysopisów, zapisów na kamerach, odcisków palców czy narzędzia zbrodni. Nie może być to jakiś małolat, bo rany są wykonane pewnie. Jedyne co zostawił przy niektórych z nich to kartki. Ale nie są to słowa tylko jakieś znaki, złożone jedynie z linii. Nikt nie potrafi tego rozgryźć i jedynie przechodzi to z rąk do rąk.
- Niemożliwe - odparł Chuuya. - Gdzieś musi być rozwiązanie. - wziął do rąk jedną z wiadomości i wpatrywał się w nią przez chwilę. O mało co nie rozerwał kartki, gdy przez piętnaście minut próbował coś na niej znaleźć.
- Pokaż mi to, bo zaraz to podrzesz - stwierdził ciemnooki i zabrał wskazówkę z jego rąk.
Rudzielec nie miał zamiaru się kłócić. Jeśli była to zagadka, tylko dwie osoby potrafiły je rozgryźć. Dazai i Ranpo. Niestety ten drugi ostatnio się rozchorował, bo zjadł trzy opakowania przeterminowanych cukierków. Twierdził, że dobrze się czuje, ale gdy następnego dnia nie przyszedł, zdziwiło to wszystkich. Dostali wiadomość, że nie przyjdzie do pracy i to na dobre dwa tygodnie.
Ale i ciemnooki wpatrywał się w tępo w kartkę. Odłożył ją i usiadł. Oparł się łokciami o nogi, a głowa zwisała stronę podłogi. Cisza była tak nieprzyjemna dla wszystkich, że jedynie czekali aż wypowie słowa. Każdy oczekiwał odpowiedzi z jego bladych ust, jak i wpatrywał się w niego, jakby zaraz miała spaść dla nich gwiazdka z nieba.
- I co? - spytał rudowłosy.
Oni w odpowiedzi otrzymali krótki śmiech z jego strony. Dosłownie wszyscy stanęli jak wryci. Przeszedł po nich dreszcz, niczym ogromny pająk po plecach. Szatyn nie podniósł głowy i wciąż się brechtał. Było to ciche, ale jakże mroziło im krew w żyłach. Rzadko dało się słyszeć rodzaj takiego chichotu od najbardziej opanowanego i niezbyt emocjonalnego pracownika. Jednak sposób w jakim szczerzył zęby był sztuczny i pusty. Bez żadnego cienia uczucia. Znosił się ze śmiechu dokładnie jak jakiś czarny charakter powieści kryminalnej. Jakby conajmniej odchodził od zdrowych zmysłów, z każdą sekundą.
Podniósł głowę w stronę szefa i jedynie uśmiechnął się jak psychopata. Z grzywką, która zasłaniała jego oczy, jedynie niewidoczny przebłysk przeszedł przez brązowe tęczówki. Blady był bardziej niż zwykle co zauważył Nakahara.
Już miał coś powiedzieć, gdy odezwał się Dazai:
- Mamy do czynienia z typem, który uwielbiam niszczyć. Na kartkach jest ukryta wiadomość - wskazał na stół. - Wskazuje na to, kiedy wróg zaatakuje w naszym mieście. Jeszcze nie rozgryzłem lokalizacji ani dnia, ale wiem, że będzie to jego ostatni skok. Daj mi szefie trochę więcej czasu, a może obgadam to z Ranpo.
- Naturalnie - odparł.
Higuchi przyglądając się całej sytuacji, coraz bardziej chciała rozgryźć tajemnicę. Ale skoro Dazai, który był zaraz drugi po Edogawie w rozwiązywaniu zagadek nie potrafił tego rozwikłać od razu, to co dałoby to blondynce. Znając życie zraziłaby się po chociaż sekundzie patrzenia. Ale kusiło ją niemiłosiernie, by chociaż zerknąć na nie.
Chciała sięgnąć po jedną z kartek, kiedy nagle zetknęła się z czyjąś dłonią. Przez pomyłkę - nie mając zbyt szybkiej reakcji na to co się stało przed chwilą - zacisnęła ją mocniej oplatając palcami rękę drugiej osoby. Podniosła szybko głowę, a jej wzrok spotkał się z wąskimi źrenicami brunetki.
Stały przez chwilę w ciszy z dłońmi złączonymi jak jakaś para. Wszyscy byli zajęci sobą, więc szczerze nie zwrócili na nie uwagi i na jakże niefortunną sytuację. Były partnerkami i dobrze im się pracowało, ale jakoś nie czuły do siebie nic więcej po za znajomością. Nie były dla siebie jakoś oschłe czy przesłodzone. Zachowywały się naturalnie i zazwyczaj zgadzały się. Nigdy żadna z nich nie podniosła na drugą głosu. A raczej Gin nie mówiła kompletnie nic. Trochę trudno się porozumiewać w ten sposób. Ale Higuchi wiedziała, że jej koleżanka nie lubi mówić ze względu na swój głos. Więc kiedy dotarło to do blondynki, że cholernie dziwnie to wygląda, momentalnie jej twarz była cała czerwona, a ona szybko wyrwała dłoń. Postanowiła zostawić papier na swoim miejscu i zanim zaczęła przepraszać, ciemnookiej już nie było obok.
- G-gdzie jest Gin? - spytała.
- Wyszła do toalety. Powiedziała, że zrobiło się jej niedobrze - kaszlnął Akutagawa. - Z tobą też w porządku? Jesteś czerwona.
- Trochę tu gorąco. T-to nic takiego. Może otworzę okno?
- To dobry pomysł.
Dziewczyna spalając się kompletnie ze wstydu uchyliła okno, a do pomieszczenia wpadło choć trochę upragnionego świeżego powietrza. Główną akcją pewnie zajmą się Chuuya, Dazai, Akutagawa i Atsushi. Są o wiele lepsi od niej w ściganiu na zewnątrz i w dodatku bardziej pomysłowi, jeśli coś by nie poszło po ich myśli. Ona dostanie kolejne papiery i nie będzie się zajmować tą akcją. Po tej sytuacją z dłonią miała dość emocji na dzisiejszy dzień.
XXX
- Higuchi, jak sytuacja w środku? - odezwał się głos Dazaia przez słuchawkę.
- Jak na razie spokój i żadnych podejrzeń - odparła blondynka.
Nawet nie pamiętała momentu, w którym zdecydowano, że ona i brunetka będą brały najważniejszą rolę w tej akcji. Że będą musiały złapać mordercę na przyjęciu, gdzie można łatwo się wtopić. Nie to było szczególnym i najważniejszym problemem dla dziewczyn. Musiały one udawać kelnerki rozdające przekąski gościom. A w strojach pokojówek, gdzie spódnica ledwo zasłaniała kolana, sprawiało, że partnerkom było jeszcze trudniej pozbyć się z lekka pijanych gości, którzy próbowali je podrywać.
- Która to już osoba, Gin? Dziesiąta? Ci marni ludzie za szybko się upijają - westchnęła poklepując ją lekko po plecach. - Ale to rozprasza nas jeszcze bardziej. Wróg właśnie w tym momencie może-
- Higuchi, ludzie się na Ciebie patrzą! - krzyknął Chuuya przez co blondynka musiała udawać, że wszystko z nią w porządku, gdzie dosłownie jej uszy umierały.
- Słyszę Cię doskonale. Nie musisz mi się drzeć, kiedy mam praktycznie głośność na maksa - wycedziła przez zęby.
- Wybacz za niego - odparł Dazai. - Aż mi wstyd. Znamy się długo, a ja wciąż nie potrafię nad nim zapanować.
- A co ja jestem twoim psem? - warknął rudzielec.
- Więc czemu w takim razie wciąż masz choker, który Ci podarowałem? Może na pamiątkę?
- N-nie dotykaj mojej szyi ani moich włosów - zająkał się niebieskooki, a wyobraźnia partnerek nie musiała szybować wysoko, by wiedzieć co dzieje się albo co zaraz może się stać.
- Chłopcy, na randkę innym razem - przerwała brązowooka. - Dazai zostaw Chuuyę w spokoju, bo w radiowozie, w którym aktualnie się znajdujecie nie ma prezerwatyw. Natomiast ty Nakahara, zignoruj go, bo gdybyś nienawidził go, to zrobiłbyś już to dawno i właśnie ktoś zaczął mówić na scenie, cepy jedne.
- Dobrze powiedziane, Higuchi. Dlatego, by was nie zdradzać wyciszę jedną ze stron.
- Ej Daza-
Blondynka odwróciła się w stronę brunetki, która pokazywała jej uniesiony kciuk w górę. Ta uśmiechnęła się lekko i westchnęła, po czym szybko spoważniała, a swój wzrok skierowała w stronę sceny.
- Witam wszystkich zebranych - odparł radośnie z dość dziwnym akcentem mężczyzna z długimi blond włosami, który dosłownie wyglądał jak klaun. Sztuczny uśmiech widniał na jego ustach, oczy lekko przymrużone jakby stał tam od niechcenia, ręce odziane w czarne rękawiczki oraz biały garnitur. - Chciałbym zacząć z wami zabawę, ale to po krótkiej przerwie.
Po sali rozniósł się szmer widowni, a policjantki ciągle patrzyły na obcego. W tym samym czasie udawały, że roznoszą jedzenie, kiedy tak naprawdę bacznie go lustrowały. Każdy ruch warg, palców, ton głosu, postawę i wydawałoby się, że to zwykły człowiek, który jest z lekka pokręcony.
Nagle blondynka zamarła. Dźwięk dotarł do jej uszu. Bardzo króciutka melodia dotarła do niej. Spowodowała u niej ciarki. Może było ledwo ją słychać, ale miała w sobie to coś. Spokojna i powolna jednak zrobiona na siłę. Jakby właściciel wymuszał u siebie trzeźwość umysłu. Jakby ocucała jego, ale nie odbiorców. Była szybka jak naciśnięcie za spust, gdy zabójca chłodno i z zimną krwią stał nad ofiarą. Gdy plamy krwi trafiają na jego policzek i trzeba je zmazać. Bo nuta melodii pochodziła z ust zabójcy.
Odwróciła się w stronę dźwięku, a jej oczom ukazał się "klaun" stojący na scenie i patrzący w jej stronę. Była bardzo blisko, więc naturalne, że dostrzegł ją z tej odległości. Uśmiechnął się po czym podszedł i przykucnął, by po chwili trzymać Higuchi za podbródek.
- Nie sądzisz, że ta melodia jest śliczna, panienko?
Ciemnooka nie mogła nawet drgnąć, gdy do jej uszu dotarło to zdanie. Tak spokojnie wypowiedziane. Z taką radością i euforią, która była jedynie marną przykrywką dla krwistej historii stojącej za nią. Jego zimne palce dotykały jej twarzy co powodowało u niej strach. Cała drżała, a po jej ciele przeszły ciarki. I jego oczy. Były puste. Żadnego uczucia czy też łaski dla odbiorcy. Niczym seria ataku poprzez dźgnięcia. Na początku niegroźne, mimo bólu. Jedynie krew spływała po ciele ofiary. Powolne strumienie spływające, jakby się nigdzie nie śpieszyły. Ale kilka, a nawet kilkanaście ran powodowało spadek energii. Ruchy są wolniejsze, a ran przybywa. Już praktycznie żresz gruz. Cholernie bezbronny, nawet nie potrafisz się podnieść. I nadchodzi śmiertelny i najbrutalniejszy atak. Ból podnosi się, a raczej wzrasta. Tak doskwiera twojemu ciału. Każdą część przeszywa cierpienie, nawet jeśli to milisekundy to dosłownie dłużą się nieubłaganie.
Po jego słowach, niewiadomo skąd przed blondynem pojawiła się brunetka, która morderczym wzrokiem dała mu jasno do myślenia, że ma zmykać albo po nim. Odciągnęła blondynkę i poklepała ją po plecach.
Szarooka odchrząknęła i starając powiedzieć te słowa dość niskim tonem co było rzadkością.
- Moja koleżanka jest bardzo nieśmiała. Proszę jej wybaczyć. Czasami jest ogromną gapą - spojrzała w jej stronę. - Bardzo ogromną gapą - przeciągnęła ostatnie zdanie.
- Och, jak mi niezmiernie przykro! - pokiwał głową niczym aktorzyna, po czym wstał i zniknął za sceną.
Gin szybko podeszła do Higuchi i złapała ją za ramiona.
- Wszystko dobrze? - spytała spokojnym tonem głosu. Nie był to jej piskliwy głosik, a raczej coś co naprawdę uspokajało. Jej kobiece dłonie zaledwie muskały barki roztrzęsionej i pobudzonej dziewczyny. Usta ciemnowłosej były drobne, ale jakże dodawały jej nie o tyle co uroku, a atrakcyjności. Wąskie źrenice, które z jakimś ukojenie mówiły "Wszystko będzie dobrze".
- T-tak - odparła po chwili, gdy zdołała wypowiedzieć cokolwiek z lekkimi rumieńcami. Po czym już pewniejszym tonem powiedziała. - Dazai zsyłaj posiłki! To on! - szepnęła do słuchawki.
- Jak wygląda? - spytał natychmiastowo.
- Blondyn, długie włosy przeczesane na lewą stronę, bardzo wychudzony, na lewym oku ma niewielką bliznę, blady, ubrany w biały garnitur, ma czarne rękawiczki. Pewnie będzie znów się ukrywać w tym ubraniu co wcześniej, więc miej to w zapasie.
Nagle niewiadomo czemu światła zgasły, powodując u wszystkich ludzi niemałą panikę. Policjantki odrzuciły na bok tacki i szybko wyjęły broń palną. W ciemności było niewiele widać, lecz scena wciąż była oświetlona. Blondyn z perfidnym uśmiechem patrzył na twarze wszystkich, aż je dojrzał.
- Nie ma co panikować moi drodzy. To tylko po to, by oddać klimat tej jakże przeze mnie ukochanej scenie. Gdy ludzie zamknięci w klatce, zaczynają panikować - uśmiech zwiększył się na jego twarzy. - Tak dokładnie! Nie można tu wejść ani wyjść! Czy to nie cudowne?! Och, powiedzcie, że tak, bo mi będzie przykro - westchnął nadąsany. - W ogóle może zaczniemy quiz? Kim jestem? Hm? Zabójcą, który dokonał mordu w sąsiednich miastach - odparł zimnym i opanowanym tonem. Uśmiech może widniał, ale słowa i oczy nie należały jakby cieszyły się z jego planów. - Rozcinałem ludzkie krtanie, a krew przyjemnie rozbryzgiwała się. Słyszałem krzyki, które były dla mnie jak operowy śpiew. Strach i tchórzostwo na twarzach ofiar i przechodniów niczym maski na bal przebierańców. I ich zwężone do granic źrenice. Wyrażały swoje prawdziwe intencje. Dlatego mój uśmiech wcale nie sprawia, że jestem w tej chwili szczęśliwy. Oj, zdradziłem odpowiedź. Wybaczcie.
- Czemu to robisz? - spytał ktoś chłodnym tonem.
- Dobre pytanie - zapanowała chwila ciszy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, gdy znał ją na wylot, bo wiele ludzi pytał go o to. - Ponieważ sprawia mi to przyjemność! - zaśmiał się jak psychopata. - Kiedy w zaledwie chwili możemy stracić życie. W najróżniejsze sposoby. Czasami przez wypadek, przez zabójstwo, samobójstwo, przez choroby, głód. Tak wiele jest sposobów, by umrzeć! Ale czemu zabijam ludzi? Ponieważ twierdzę, że trzeba zrównać z ziemią parszywe społeczeństwo!
Nagle wydobyła się seria strzałów, a przerażeni ludzie zaczęli krzyczeć i panikować. Wszyscy napierali na wyjście, nie wiedząc nawet od kogo poszły strzały. Instynkt kazał im walczyć o przetrwanie. To było i będzie oczywiste w takich sytuacjach.
- Och! Niesamowity strzał panienko! - a po policzku blondyna pociekła krew. - Prawie byłaś blisko, ale nie wiem czemu to wyglądało jakbyś mnie chciała zabić. W końcu nie jesteś zabójczynią - zniżył ton, a on rozwścieczony i tęczówką i spojrzał na nią. - Mój Pan zrobiłby z Ciebie miazgę już dawno, gdybyś była kretem.
Odparł do brunetki tonem pełnym grozy, aż policjantka się przeraziła, mimo że wiele razy miała do czynienia z takimi ludźmi. Było coś takiego w nim, że tych wszystkich ludzi nie tylko przewyższał intekektem, ale doskonale wiedział jak zapanować nad ludzką psychiką.
Szarooka nawet nie spostrzegła momentu, w którym "klaun" odbezpieczał broń i idealnie celowował w klatkę piersiową dziewczyny.
- A gdzie twoja ukochana blondynka? Za mną czyż nie?
Odwrócił się w tamtą stronę, ale nic nie spostrzegł. A po chwili poleciała kolejna seria strzałów, która spowodowała jeszcze większą panikę ludzi. Zabójca natomiast cieszył się jak głupi. Chichotał na myśl o tym jak w tym przypadku idealne były strzały. Jeden przeszedł przez łydkę, drugi wbił się w ramię, trzeci dostał się do biodra, a czwarty przeszedł przez udo. Zaledwie dwie pary pocisków spowodowały, że nie mógł się już ruszyć. Nawet nie potrafił kiwnąć palcem, ale sprawiało mu to przyjemność. Widział na swoich dłoniach krew. Po raz pierwszy od bardzo dawna widział ciemnoczerwoną ciecz, która pochodziła z jego ciała. Nawet w Tokio nie potrafili go dobrze unieruchomić, a tutaj? Załatwiła go kobieta. W tym momencie jego ból sprawiał mu rozkosz. Ta myśl, że znów zamkną go w klatce. Że znów będzie śnić o ucieczce, o zabijaniu, o torturach. Że w końcu jego marne sumienie da mu do wiadomości jego błędy.
Poczuł jak jego dłonie są zapinane w kajdanki. Ale on nie potrafił i nie lubił godzić się z losem wydarzeń.
- Ach Dosiu, Dosiu. Wyjdziesz może po mnie?
Nagle niewiadomo czemu ludzie zaczęli padać jak muchy. Jeden po drugim padali na podłogę. Niestety nic nie było widać, a jedynie krzyki zaczynały być stłumiame. Jakby szmer ludzi cichł i cichł. Aż w końcu jedynie dało się słyszeć stukot butów. Sylwetka podobna do blondyna. Ciemne włosy przysłoniętę białą uszatką, fiołkowe oczy, które dawały wrażenie, że są oddzielną częścią ciała bruneta. Jakby to wszystkie uczucia były ukryte właśnie w tych niewielkich tęczówkach, nawet jeśli wydawały się bardziej puste niż blondyna.
Wtem ciemnooka poczuła jak coś ostrego wbija się w jej nogę przez bruneta, który niewiadomo jak pojawił się tak szybko obok niej. Chciała go uderzyć z kopniaka, ale ten po chwili powalił ją łapiąc za kostkę. Jęknęła z bólu, po czym fioletowooki z perfidnym uśmiechem mówił do niej.
- Nigdy nie można krzywdzić moich współpracowników, parszywa kobieto.
Przez jej ciało przeszła ogromną fala cierpienia. Ugryzła się w język, by stłamsić jakoś krzyk, ale jedynie syknęła, a z jej oczu poszły łzy. Po całej sali rozniósł się dźwięk łamania, a wraz z nim wiązanka przekleństw z ust policjantki.
- Już przede mną nie uciekniesz. Na pewno nie z połamaną nogą.
Zakręciło się w głowie, a ona nie mogąc znieść udręki skupiła się na myśl co dzieje się teraz oraz co może stać się dalej i z każdą chwilą czuła, że odchodzi od zdrowych zmysłów. Rozglądając się jeszcze w poszukiwaniu partnerki, o jej uszy odbijał się jedynie śmiech. Śmiech dwójki zabójców. Stojąc nad jej ciałem kopali ją i poniżali. Chichot był u nich koszmarny, ba nawet odrażający. Powodował u odbiorcy dreszcz, bo śmiech był sztuczny. Nie miał w sobie ksztyny emocji. Tylko zwykły ruch warg z wykrzywionymi ku górze ustami.
Blondynka zdążyła jedynie wyciągnąć dłoń do słuchawki, co i tak przyszło jej z trudem.
- D-dazai, wchodźcie!
Ciemność. Ogromny ból głowy. Mrożki przed oczami. Krzyki ludzi i huk otwieranych drzwi. Przeładowywane bronie. Strzały i stukot butów. I po chwili jedynie ramiona owinęły jej marne ciałko. Oparła resztkami sił głowę o ramię. Mamrocząc coś pod nosem jedynie po chwili zamknęła oczy czując przyjemny zapach od jej partnerki.
XXX
- Jest strasznie pogruchotana i poobijana, jednak to nie jest tak złe jak jej kończyna. Jeszcze centymetr nie w tą stronę co trzeba i doszłoby do złamania otwartego. Oczywiście jeszcze zostaje pocisk, który cudem ominął jej najważniejsze narządy takie jak serce czy płuca - odezwał się lekarz w stronę kilku ludzi. - Jej stan jest w porządku i za niedługo powinna wybudzić się z narkozy.
- Dziękujemy bardzo - odezwał się szatyn, a po chwili dało się słyszeć zamykanie drzwi.
Nie widziała zbyt wiele, a raczej rozmazany obraz i zarys kilku osób. Mieli na sobie niebieskie czy też czarne koszule. Kilku mężczyzn i jedna kobieta. Światło, które wpadało do pokoju przez otwarte okno, sprawiało, że jeszcze bardziej przymrużała oczy. Wiatr rozwiewał jej jasne kosmyki włosów powodując przyjemne uczucie, mimo że czuła ciężar.
Przełknęła ślinę i odparła po chwili.
- G-gdzie ja jestem? - mruknęła zachrypniętym głosem blondynka.
W pokoju zapanowała cisza, a wszyscy stanęli jak wryci, gdy tylko usłyszeli głos Ichiyo. Ta podniosła się do siadu i przetarła oczy
- Obudziłaś się! Jaka to dla nas ulga! - zakrzyknął uradowany Atsushi.
- Ciszej idioto - uderzył go w głowę brunet. - Ledwo co otworzyła oczy, a ty już się drze-
- Higuchi wybacz nam, że tak późno wparowaliśmy, ale sami musieliśmy zmierzyć się z innymi osobami! - wykrzyczał aktorsko Osamu.
- Ty też się mógłbyś kurwa zamknąć - rudowłosy zadał cios w potylicę ciemnookiego i złapał go za tył koszuli.
- W-wybacz - westchnął pocierająć dłonią o obolałe miejsce.
- Och, nie szkodzi, Dazai - odparła pobudzona blondynka machając dłońmi na boki. Zaśmiała się lekko. - Nie szkodzi.
- A jak z twoją nogą? - zapytał Akutagawa.
- M-moją nogą? - dopiero po chwili zauważyła jak jej prawa kończyna cała w gipsie wisi w powietrzu. - W ogóle co jest z zabójcami?!
- Zostali złapani. Gdyby nie wy, to nie dość, że nie złapalibyśmy ich w ogóle, to jeszcze mogłabyś skończyć martwa. Gin szybko zareagowała i kiedy jeden z nich miał strzelić Ci prosto w serce, ona unieruchomiła go w ułamku sekundy pociskiem w jego ramię. Dzięki czemu kula idealnie ominęła serce.
Nagle swój wzrok pokierowała w stronę szarookiej. Jej kruczoczarne rozpuszczone włosy opadały na drobne ramiona. Blada twarz wydawała się jaśniejsza niż zwykle, a pod jej oczami dało się dostrzec niewielkie cienie. Na jej ustach malował się malutki grymas, a ona przygryzała wargę. Ze skrzyżowanymi dłońmi starała się wyglądać na opanowaną, lecz zaciśnięte dłonie i drobny rumieniec zdradzał jej niepokój.
- Przepraszam was, ale czy możecie na chwilę wszyscy wyjść? - zapytała się ciemnooka drapiąc się po karku.
Pracownicy uszanowali ją i jej stan, po czym opuścili szybko pokój. Jednak nie spostrzegli, że w pokoju została partnerka.
- Usiądź, Gin.
Ta szybko wykonała polecenie. Wzięła krzesło i usadowiła się na nim.
Brązowe oczy poszkodowanej z jakimś spokojem lustrowały twarz tej drugiej. Ona jedynie odwróciła wzrok, bo nie mogła patrzeć na to jak wielki popełniła błąd.
- Przepraszam Cię, Ichiyo - szepnęła pochylając głowę w stronę podłogi. Opierając się dłońmi o kolana starała nie wypuścić na zewnątrz tego co czuła w tej chwili. - Wszyscy mówią, że gdyby nie ja, nie żyłabyś. Ale oni Cię porturbowali, a ja jedynie schowałam się. I później do niego strzeliłam. Lecz moje ręcę trzęsły się w tamtym momencie i-i
Już nie mogła nic mówić. Gorycz złapała ją za krtań i ciągnęła za sznurki. Jej pewny ton głosu gdzieś po prostu zwiał i zastąpił go ten załamany. Ten ton, gdy ledwo wypowiadasz słowa, bo ściska Ci gardło i jedyne czego się obawiasz to łez, bo boisz się, że przez łzy ktoś pomyśli o Tobie jak o słabeuszu. Ktoś zacznie się z Ciebie śmiać i deptać twoją dumę. Tak zawsze myślała partnerka blondynki. Nie tolerowała u siebie bycia kimś słabym, jak taki zawód policjanta. Codziennie widzisz martwych albo w koszmarnych stanach ludzi. Na początku może to wywołuje rozpacz i chęć zemsty poprzez wepchnięcia za kraty odpowiedzialną za tą osobę. Niektórym to mija, a niektórzy po prostu zaciskając pięści wciąż walczą o swoje ideały. W tym drugim przypadku było z brunetką.
- Proszę wybacz mi moje tchórzostwo! - odparła półkrzykiem, bo przeszkadzał w tym żal jaki czuła dziewczyna.
Higuchi chciała dotknąć swojej partnerki. Wyciągnęła w jej stronę swoją obandażowaną dłoń.
- G-gin-
Szarooka wytarła rękawem marynarki spływającą słoną ciecz i szybko podniosła się do pionu. Odwróciła się na pięcie i skierowała do drzwi.
- Poproś Moriego by dał Ci partnerkę na jaką zasługujesz, Ichiyo - westchnęła chłodno. - Nie jestem godna twojej osobowości. Zawsze nie pokazuję po sobie emocji, gdyż jestem twarda, ale jeśli ktoś zobaczy moją piętę Achillesa, to nie tyle co po mnie, a po nas. Dlatego panowałam nad sobą oraz swoimi uczuciami i nic mnie nie hamowało. Nigdy przenigdy - na chwilę przerwała. - Lecz gdy zobaczyłam Cię całą pocharataną, wiedziałam już kim tak naprawdę jestem. Jestem nikim. Odpoczywaj, Ichiyo - westchnęła.
Lecz blondynka szybko zareagowała i szarpnęła ciemnowłosą za nadgarstek.
- G-gin, to mi jest głupio. Gdybym zareagowała szybciej, nie skończyłabym w takim stanie, a ty byś się o mnie nie zamiartwiała. To wszystko moja wina, więc nie obwiniał się za moją złamaną nogę.
Szarooka usiadła po chwili znów na to samo krzesło i nie przestawała patrzeć w podłogę. Wciąż karciła samą siebie w myślach. Wbijała paznokcie ze stresu w zewnętrzne strony dłoni, gryzła się w język i wykrzywiała stopy. Tylko po to, by sprawiło jej to ból. Bo co z tego, że Higuchi kazała jej tego nie robić. Ona musi poczuć, że zawiodła nawet jeśli misja zakończyła się sukcesem.
Nagle smukłe palce dotknęły bladego polika zalanego łzami. Podniosła jej twarz, by w końcu móc ją zobaczyć. Szarooka jedynie spuściła wzrok, a po jej twarzy zaczęło spływać więcej łez. Opuszkami palców wytarła słoną ciecz i wskazującym palcem dotknęła delikatnie jej nosa. Brunetka zmieszała się na zachowanie. Spojrzała na Higuchi, ale było za późno na jakiekolwiek słowa.
Różane wargi dziewcząt złączyły się w pocałunek. Brązowooka zagryzła dolną wargę ciemnowłosej i przejechała po niej językiem. Wsunęła język do ust zapłakanej, a ramionami otoczyła jej barki. Już i tak tarmosząc emocjami Gin, po tym krótkim momencie jej serce dosłownie przyspieszyło, a czerwień wpłynęła na jej twarz. Języki wcale nie walczyły zawzięcie, a raczej mieszały ze sobą ciecz tej dwójki spragnionych odwzajemnienia uczucia zwanego miłością, tworząc coś nowego.
Blondynka zakończyła pocałunek muśnięciem warg o nos całej czerwonej na twarzy partnerce. Uśmiechnęła się lekko w jej stronę, po czym złapała jej dłoń tak jak wtedy, gdy sięgały po dokument.
- Jeśli ja kocham Ciebie, a ty mnie, to nie pozwolisz mi cierpieć. A cierpieniem dla mnie byłoby, gdybyś odeszła. Kocham Cię i wybaczam Ci twoje błędy, Gin.
Spokojny ton wydobył się z jej krtani, a partnerki zetknęła się czołami. Z oczu ciemnowłosej wciąż leciały łzy, lecz inne. Łzy szczęścia spływały po jej czerwonych policzkach, a z jej ust wydobył się krótki śmiech.
- Dziękuję, Ichiyo - szepnęła szczęśliwa.
- end -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top