9.
Scorpius:
Ja po prostu nie wierzyłem w to wszystko, w to że przez tego kretyna Pottera straciłem odznakę prefekta i do tego musiałem z nim brać udział w tym całym turnieju, no to jakiś cyrk. Nawet specjalnie się nie interesowałem tym turniejem i nie wiedziałem co konkretnie tam trzeba ogarniać.
Obudziłem się rano, wszyscy jeszcze spali. Rozmyślałem sobie jak to nie wyobrażam sobie współpracy z Albusem i po prostu miałem nadzieję, że się nie zabijemy i odzyskam odznakę. Wieczorem wysłałem do ojca list z informacjami o wszystkim, zapewne by się jakoś dowiedział o wszystkim. Aż się boję jego reakcji.
Na śniadaniu przyleciała do mnie sowa zrzucając mi list, drżącymi rękami go otworzyłem, wiedziałem że będzie mną zawiedziony.
Drogi synu
Nie spodziewałem się, że przez tak banalny powód stracisz odznakę prefekta, jestem trochę rozczarowany tym, że dałeś się sprowokować. Jednak mam nadzieję, że uda ci się ją jakoś odzyskać. Nie wiem jakim cudem macie w parze z Potterem wygrać turniej, skoro nie potraficie nawet normalnie spędzać czasu w dormitorium i skutkuje to waszymi kłótniami i krzykami. Nie wiem jak, ale postarajcie się jakoś dogadać. Fajnie by było gdybyście wygrali, dostałbyś certyfikat, byłbyś ceniony, więc myślę, że warto się postarać. No i może jakoś się dogadacie między sobą...
Z ulgą odłożyłem list, myślałem że będzie gorzej. Nagle zaczepił mnie James - brat Abusa.
- Słuchaj, tu masz rozpiskę zadań jakie was mniej więcej czekają na turnieju - powiedział wręczając mi listę. Popatrzyłem na nią z niepokojem.
- Ale ja nie umiem w quidditcha - powiedziałem do Jamesa, przecież to było jakieś nieporozumienie.
- Mój brat umie, nauczy cię - powiedział i wyszedł z sali. To jakiś żart. Popatrzyłem z szokiem na Raphaela i przeczytałem na głos kartkę:
1. robienie eliksirów na czas
2. quidditch - wersja uproszczona
3. szachy czarodziejów
4. pojedynek na zaklęcia
5. transmutacja
6. hodowanie magicznej rośliny
Siedzieliśmy chwilę z milczeniu. Nagle do sali wpadł Potter i podszedł do mnie z impetem i położył kartkę, którą również przed chwilą dostałem, swoim głośnym zachowaniem zwrócił na nas uwagę innych, co oczywiście było dla niego typowe.
- Widziałeś?! - wrzasnął.
- Tak. Nie musisz skupiać na nas uwagi całej sali - powiedziałem. Chłopak rozejrzał się dookoła i usiadł na ławce obok mnie.
- Co to do chuja jest. Szachy? Serio kurwa, nie umiem grać w szachy. Hodowanie rośliny, co to ja ogrodnik jestem? Kurwa, eliksiry na czas, co, mam się domyślić jakie? - oburzał się chłopak na każdy kolejny wers kartki.
- Posłuchaj, najpierw się uspokój. Uspokój - powiedziałem dosadnie, chłopak zrobił naburmuszoną minę - Znajdziemy zaraz twojego brata i dopytamy o szczegóły. Nie przeżywaj tak - powiedziałem i pokierowałem się w stronę wyjścia, a chłopak za mną. Dostrzegliśmy Jamesa, który wieszał coś na tablicy ogłoszeń.
- Nie krzycz tylko - przestrzegłem Pottera, był narwany jak zwykle.
- Słuchaj James, bo tu nie ma za bardzo szczegółów tego wszystkiego - zagadnąłem.
- No to tak. Każdy z was odegra rundę szachów czarodziejów z wylosowanym przeciwnikiem, oczywiście gracie na jedno konto. Uproszczona wersja quidditcha, to samo, losujecie drużynę i z nią gracie tyle że cztery na cztery, czyli dwie drużyny na dwie i otrzymujecie wspólnie punkty. Eliksiry na czas to chyba wiadomo, z tym że kilka dni przed zadaniem dostaniecie listę eliksirów których musicie się nauczyć, a spośród tych dostaniecie do zrobienia kilka na czas. Pojedynek na zaklęcia to będzie po prostu pojedynek na czas i ocenia was jury i przyznaje punkty. Transmutacja również na czas, a kilka dni wcześniej dowiecie się co macie opanować. A co do rośliny to musicie wspólnie wyhodować magiczną roślinę i jury za kilka tygodni oceni wszystkie wyhodowane rośliny na punkty. Jasne? - spytał. Staliśmy tak i patrzyliśmy na niego, niby wszystko było jasne, ale jednak nie wierzyliśmy, że to serio nas czeka.
- Kiedy w ogóle się to zaczyna? - spytał Potter. Z zaniepokojeniem popatrzyłem na Jamesa, przecież jak on by powiedział, że za tydzień to bym chyba zasłabł.
- Za miesiąc. McGonagall dziś będzie o tym mówić wszystkim. Ale na przykład co do losowania rośliny to jest to zadanie na dłuższy czas i zacznie się chyba jakoś za kilka dni, w końcu trzeba wyhodować roślinę więc to czasochłonne. Może w końcu nauczysz się pilnować roślin, bo wszystkie które były w twoim pokoju poumierały - zwrócił się do Pottera brat, próbowałem się nie zaśmiać, ale wzmianka że rośliny w jego pokoju poumierały bardzo mnie rozbawiła.
James odszedł od nas i zostawił na środku korytarza.
- Słuchaj... Ja wiem, że będzie ciężko ale musimy jakoś współpracować - powiedziałem, przecież potrzebowaliśmy dobrej współpracy i organizacji. Mi zależało na wygranej całego turniej, a co najważniejsze odzyskaniu odznaki.
- No dobra. Nie mamy wyjścia. Chcę wygrać, już jak bierzemy w tym gównie udział, to chociaż.... Chociaż wygrajmy - powiedział chłopak. Ucieszyłem się, że ma takie samo zdanie jak ja, zresztą wiedziałem że jemu też zależy na objęciu stanowiska kapitana tej durnej drużyny.
- Nie umiem grać w quidditcha - powiedziałem poirytowany na samą myśl o tej durnej dyscyplinie.
- A ja w szachy. Z hodowania roślin też świetny nie jestem jak to zaakcentował mój brat - powiedział chłopak.
- Musimy... Musimy się nawzajem jakoś tego... - zacząłem, nie mogło mi przejść przez gardło słowo "uczyć" to dla mnie uwłaczające, że Potter będzie mnie czegoś uczył.
- Nauczyć - dokończył chłopak, jemu chyba też ciężko przez gardło przeszło to słowo.
Po rozmowie stwierdziliśmy, że po zajęciach pogadamy jeszcze odnośnie zadań i wzajemnego dokształcania. Poszliśmy na zajęcia z zielarstwa, usiadłem z Raphaelem, którego trochę bawiło to, że będę musiał współpracować z Potterem.
- Słyszałam, że bierzecie udział w turnieju - szepnęła Rose odwracając się dyskretnie z ławki przed nami.
- Skąd wiesz? - spytałem.
- Byłam u McGonagall i dojrzałam listę. Współczuję, macie mocnego przeciwnika z Gryffindoru- powiedziała.
No tak, nie wiedziałem nawet kto był naszym przeciwnikiem, uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie wiem nic, nie interesowałem się totalnie tym turniejem.
Po zajęciach siedliśmy z Potterem na podłodze w dormitorium, rozłożyliśmy kartkę z zadaniami.
- No to tak - zacząłem - Eliksiry na czas. James mówił, że dadzą nam listę które mamy umieć i wybiorą kilka, myślę, że na luzie. W sumie dużo pamiętam - powiedziałem.
- Ja niezbyt - powiedział Potter.
- Domyślam się - powiedziałem i się gorzko uśmiechnąłem, w końcu on zawsze zajmował się czymś innym niż nauka.
- Quidditch - przeczytał punkt drugi i popatrzył na mnie z wyższością - Jak tam Malfoy, umiesz miotłę dosiąść chociaż? - spytał zgryźliwie. No jak mnie wkurzył.
- Umiem, ale nie umiem grać w tę durną grę - powiedziałem wkurzony.
- Będę musiał cię nauczyć. Ciekawe jak zagramy, skoro czterech graczy na czterech to pewnie będzie mocno okrojona wersja - zastanowił się chłopak, a mnie na samo słowo quidditch przeszedł dreszcz, prawda była taka, że bałem się trochę wysokości i nawet samo latanie na miotle mnie przerażało.
- No dobra. Eh... Szachy, no to ja umiem - powiedziałem zerkając na kartkę.
- No to nauczysz mnie . Nie wierzę w to, ale dobra. Eh.. Pojedynek na zaklęcia, to będzie zajebiste - powiedział zadowolony chłopak.
- Poćwiczę trochę - powiedziałem, niestety ale Potter był z tej dziedziny lepszy ode mnie.
- Transmutacja - przeczytał chłopak i się skrzywił.
- Mam opanowany materiał z transmutacji do końca nauki tutaj więc luz. Pewnie będzie jakaś transmutacja ludzka, tak obstawiam - powiedziałem widząc przerażoną minę Pottera.
- No i ta jebana roślina - dodałem po chwili - Będziemy musieli jakoś ją wyhodować. Ogarnie się, żadna filozofia. To by było na tyle.
- Tak ogólnie, to jeśli to jest za trzy tygodnie to musimy zacząć... Jakoś niedługo. Nie nauczę się szachów w tydzień, tym bardziej że mamy lekcje, no i ja mecze - powiedział chłopak.
- Racja. Dobra, zaczniemy od jutra może - zaproponowałem na co chłopak się zgodził. To było takie dziwne, że on się zgodził z czymś co ja powiedziałem.
Wieczorem była uroczysta kolacja na której McGonagall miała ogłosić uczestników turnieju i objaśnić wszystko, w sumie to co już wiedzieliśmy od Jamesa, no i mieliśmy poznać dokładną datę turnieju. Oprócz tego dowiedzieliśmy się, że z naszego domu nikt nie chciał zbytnio wziąć udziału w turnieju, i wszystkim było to na rękę by wystawić do tego zadania akurat nas, bo osoby które w rezerwie miały w tym startować nie były do tego zbyt chętne.
Postanowiliśmy usiąść z Potterem koło siebie, bo jednak miała być mowa o turnieju. Gdy tylko wszyscy skończyliśmy jeść McGonagall zaczęła opowiadać o turnieju, w sumie to co my już wiedzieliśmy.
- A teraz zaprezentuję uczestników turnieju, będziecie wszyscy wychodzić na środek - powiedziała wskazując miejsce koło mównicy. Popatrzyliśmy po sobie z zaniepokojeniem, pośpiesznie przeczesałem włosy ręką.
- Gryffindor reprezentować będą Rose Weasley - Granger i Lucy Morton- powiedziała, popatrzyliśmy z Albusem po sobie.
- Wiedziałeś? - spytał Potter z wyrzutem.
- Nic nie mówiła - powiedziałem lekko wystraszony, Rose i ta Lucy były dużą konkurencją. Szepty na sali nie milkły.
- Hufflepuff będą reprezentować Herman Walsh i Walter Clarke - powiedziała, po czym dwójka puchonów wyszła na środek, Herman to był osiłek, który chciał wpierdolić Potterowi.
- Świetnie, co jeszcze - burknął chłopak.
- Ravenclaw będą reprezentować Judy Green i Timothy Hughes - powiedziała profesor.
- Jak będziemy grali przeciw nim w qudditcha, to po nas - szepnął chłopak.
- Tak? A myślałem, że to ty jesteś najlepszy - powiedziałem. Wywrócił oczami i pozostawił moją wypowiedź bez komentarza.
- No i reprezentanci Slytherinu Albus Potter i Scorpius Malfoy - powiedziała po czym wyszliśmy na środek. Na sali nastała cisza, wszyscy na nas patrzyli zszokowani, po czym profesor zachęciła by wszyscy zaczęli bić brawo uczestnikom, czułem się tak głupio, że lepiej nie mówić.
- Waszym pierwszym zadaniem będzie wyhodowanie dyptamu. Macie na to dokładnie miesiąc, dostaniecie już nieco wykiełkowane nasiona, a za miesiąc jury oceni wasze rośliny i rozdzieli pomiędzy wszystkie grupy dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lub czterdzieści punktów. Nad wszystkim będzie czuwał James Potter, który będzie opiekunem wszystkich uczestników, więc pytania i sprawy organizacyjne możecie kierować do niego - powiedziała profesor, odwróciłem się i ujrzałem brata Pottera siedzącego jak dumny paw wśród nauczycieli. Na samą wzmiankę o Jamesie Albus wyglądał na wkurzonego, widać że mieli nie najlepsze stosunki.
Wróciliśmy do dormitorium, jutro po lekcjach mieliśmy zasadzić dyptam. Nadal nie wierzyłem, że będę musiał wykonywać te wszystkie zadania z moim odwiecznym wrogiem, nie dość że musiałem oglądać jego ryj w dormitorium to i na lekcjach i jeszcze dodatkowych przygotowaniach do turnieju, no cholera nie zdziwię się jak otworzę łazienkę i z kibla wyskoczy mi Potter, bo to już do przesady żebym ja musiał mieć z nim tyle do czynienia.
Nie mogłem spać, trzymały mnie emocje związane z tym wszystkim co się działo. Udało mi się zasnąć, ale obudził mnie jakiś hałas. Zerwałem się szybko i rozejrzałem dookoła, było ciemno. Może mi się wydawało i tak naprawdę nic nie słyszałem. Postanowiłem skorzystać z okazji i przejść się do łazienki, gdy już załatwiłem potrzebę i z niej wyszedłem dostałem dosłownego zawału, gdy zobaczyłem że w ciemnościach, bez żadnego oświetlenia idzie po schodach jakaś postać, przestraszyłem się cholernie i narobiłem krzyku na cały korytarz, ta osoba też się mnie przestraszyła i zaczęła wrzeszczeć, w efekcie szybko zapaliłem boczne światło i okazało się że to Potter urządza sobie nocne wędrówki, na nasze krzyki kilka osób wybiegło z dormitoriów obok.
- Co znowu - powiedział Lucas widząc nas zdezorientowanych.
- Pojebało cię, widziałeś że ktoś jest w łazience, przestraszyłeś mnie, co za idiota chodzi po ciemku w środku nocy - ojebałem chłopaka.
- Ty też szedłeś po ciemku, zresztą kurwa nie słyszałem, że jest ktoś w łazience, skradałeś się tak cicho że nie słyszałem! - krzyknął chłopak.
- Nie skradałem, szedłem normalnie debilu a ty mnie przestraszyłeś - powiedziałem wkurwiony.
- Ty mnie, znowu w nocy mnie wystraszyłeś - powiedział z pretensją.
- Dość do cholery, spać w tej chwili - rozkazał Lucas patrząc na nas.
- Spierdalaj - burknął Potter i poszedł szybko do dormitorium.
- Sam spierdalaj - warknąłem i położyłem się do łóżka, Lucas zamknął za nami drzwi i zgasił światło, zapanowała ciemność.
- Co się znowu dzieje? - spytał Raphael.
- Ten debil...
- Sam jesteś debilem Malfoy! - usłyszałem z końca pokoju.
- Chyba cię pojebało, zawsze z twojego powodu coś się dzieje, albo potykam się o miotłę, albo mnie straszysz - powiedziałem z pretensją.
- Bo zaraz wstanę do ciebie - zagroził chłopak.
- To sobie wstawaj, co mi zrobisz - powiedziałem w ogóle rozbawiony jego groźbą. Usłyszałem jak Potter prawdopodobnie wstaje z łóżka.
- Kładź się - rozkazał Lucas i jak się domyśliłem Potter się położył.
- Jeszcze zobaczysz - powiedział Potter.
- Wiesz co...
- KURWA! - krzyknął Raphael, że obydwaj zamilkliśmy - Jest kurwa środek jebanej nocy, chcemy spać, a jeśli wy chcecie się kłócić, bić czy cokolwiek kurwa innego to idźcie na dwór byle jak najdalej stąd.
- Dobra. Nie będę dyskutował z tym głąbem - powiedziałem i się odwróciłem do ściany.
- Sam jesteś głąb - burknął chłopak.
- Cicho! - krzyknął Lucas, i to było ostatnie słowo wypowiedziane dzisiejszej nocy. Nerwy na Pottera trzymały mnie jeszcze z dwadzieścia minut, aż w końcu usnąłem i odciąłem się od tego wszystkiego.
.
.
Łapcie rozdział, bo czemu nie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top