4.

Scorpius: 

Dziś była niedziela - dzień wolny od zajęć. Uchyliłem oczy, przez okna wpadały promienie słońca. Byłem w dormitorium kompletnie sam, no tak, zasnąłem nie wiem nawet o której to nic dziwnego, że dopiero się obudziłem. Po chwili drzwi od dormitorium się otworzyły, był to mój przyjaciel niosący mi na talerzu jak się domyślam śniadanie.

- Zjesz jak będziesz głodny - powiedział kładąc posiłek na stoliku.

- Dzięki wielkie. Dopiero się obudziłem, nie mogłem spać - wyjaśniłem.

- Uważaj na Pottera, jest wkurwiony na ciebie że go obudziłeś w nocy i nie mógł zasnąć, opowiadał z tym przejęciem na śniadaniu jak to mu w nocy wpadłeś do łóżka i śmiertelnie przestraszyłeś - powiedział chłopak.

- Co? - spytałem i aż się zerwałem z łóżka - No jego chyba pojebało, co za palant. Nie ma tak, niech go dorwę, zaraz sobie wszystko wyjaśnimy - powiedziałem wkurzony, trzeba było powtrzymać tego debila, siał jakieś plotki na prawo i lewo a to jego zjebana wina.

- Ej, stój - powiedział Raph i złapał mnie za ramię - Daj spokój. Będziecie mieli znowu problemy, zaraz się pokłócicie lub pobijecie. Scorpius uspokój się, nie warto - powiedział spokojnie chłopak. Wziąłem głęboki wdech i przyswoiłem sobie słowa chłopaka, który mnie nieco uspokoił.

- Dobra, masz rację. Nie będę zniżał się do jego poziomu, idę się ogarnąć - powiedziałem i poszedłem do łazienki by się odświeżyć. Wróciłem do dormitorium i zacząłem jeść śniadanie, już nie chciałem nic mówić, ale trzymały mnie cholerne nerwy na Pottera. Nie wiem czy on był taki głupi, że rozpowiadał wszystkim że go celowo niby wystraszyłem, czy serio tak myślał, czy wiedział że to jego wina, bo zostawił na środku miotłę.

- Może pójdziemy dziś do Hogsmeade? Dzisiaj jest mecz, cały zamek będzie tym żył - zaproponował Raphael, bardzo się ucieszyłem na jego propozycję. Ogarnęliśmy się i poszliśmy do miasteczka, po drodze nie spotkałem ani Pottera, ani jego kolegów, więc dzień zaczął się cudownie poza oczywiście tym, że nadal byłem niewyspany. 

Poszliśmy do Trzech mioteł na piwo kremowe, czas leciał a my byliśmy szczęśliwi, że nie musieliśmy wysłuchiwać tego szumu związanego z dzisiejszym meczem. Na taki pomysł wpadliśmy nie tylko my, dosiadły się do nas Rose, Jennifer i Lily. Mimo tego, że Lily była siostrą Albusa to stosunki między nami były normalne, nie często gadaliśmy, ale nie miałem nic przeciwko by się do nas dosiadła. 

- Wy też uciekliście z zamku, bo cały zamek żyje meczem? - spytała Jennifer przynosząc do stolika na tacy kolejną porcję piwa.

- Tak, zresztą Scorpius jest od rana poirytowany i nie chce nawet słuchać o quidditchu - wspomniał Raphael.

- Mój brat twierdzi, że w nocy specjalnie go przestraszyłeś - powiedziała Lily i się lekko zaśmiała.

- Czy on w domu też robi taki burdel? Bo ja się potknąłem o jego miotłę leżącą na śodku - spytałem.

- Oczywiście. Nie raz się o coś potknęłam u niego - stwierdziła dziewczyna.

- No ja się potknąłem o miotłę. I wpadłem wprost na niego do łóżka i w nocy była awantura - podsumowałem.

- Wyobrażam to sobie, on taki jest. Jest typem awanturnika - westchnęła dziewczyna.

- Zauważyłem. Dzisiaj mecz, może się wyżyje na boisku i nie będzie tego robił na niewinnych ludziach - powiedziałem czując ciągle na sobie wzrok Jennifer, dziewczyna perfidnie się we mnie wgapiała, coraz bardziej mnie to denerwowało.

- Wy to macie wesoło w dormitorium - zaśmiała się Lily.

- Nikomu nie życzę ich dwójki jako współlokatorów. Nikomu - podsumował Raph. 

Siedzieliśmy tak jeszcze trzy godziny, stwierdziliśmy, że to pora by wracać do zamku. Powolnym tempem rozeszliśmy się do pokojów wspólnych, naszym oczom ukazała się jedna wielka impreza. Na środku stołu stał nasz szukający z drużyny, wokół niego było skupionych kilka osób, Potter skakał po fotelu jak pojebany i tańczył do głośnej muzyki. Domyśliłem się, że zapewne chodzi o wygrany mecz. Zawsze po wygranym meczu odbywały się w pokoju wspólnym imprezy, jako prefekt nigdy nie miałem temu nic przeciwko, bo wiem jakbym został zlinczowany. Tylko gdy robiło się naprawdę głośno to interweniowałem. Podszedłem do Allison, która byłą również na szóstym roku i była drugim prefektem.

- Domyślam się, że wygraliśmy mecz - powiedziałem.

- Tak, i to w jakim stylu - mówiła podekscytowana - Do tego Potter tak odbił tłuczka, że jeden z graczy Hufflepuffu wylądował w skrzydle szpitalnym, ale nie uznali tego za faul, świetnie grał mecz - wyjaśniła.

- Co za debil - westchnąłem i wróciłem do mojego przyjaciela, który usiadł na podłodze z uczniami z siódmego roku i zaczął pić jakiś alkohol. Dosiadłem się do nich i jednym uchem słuchałem rozmów, drugim kompletnie to wypuszczałem. Gdy zrobiło się już późno poszliśmy do dormitorium, impreza powoli dobiegała końca. Nagle drzwi otworzyły się z impetem, zobaczyłem Fergusa i Lucasa, którzy prowadzą najebanego Pottera. Pokręciłem karcąco głową i spojrzałem na Raphaela, który był również zainteresowany całym zajściem. 

- Jeszcze nie skończyłem - mówił pijanym głosem Albus, Lucas położył go do łóżka, ale chłopak nie chciał spać i się wyrywał.

- Idziesz spać - zarządził Fergus, usiłując ułożyć chłopaka w łóżku.

- Ja będę jeszcze pił - bełkotał pijany chłopak.

- Nie będziesz, impreza się skończyła, jutro mamy lekcje i musisz iść spać - powiedział dosadnie Lucas. Potter jeszcze się chwilę powyrywał i finalnie zasnął na skraju łóżka. 

Albus: 

To był zdecydowanie ciężki poranek. Obudził mnie Lucas szarpiąc mnie za ramię. Popatrzyłem na niego nie do końca rozumiejąc co się dzieje. 

- Wstawaj nasz bohaterze - powiedział. Złapałem się za bolącą głowę i popatrzyłem z bólem na przyjaciela. 

- Idziesz na śniadanie? - spytał po chwili.

- Nic nie zjem - westchnąłem. 

- No dobra, to idź się ogarnąć w łazience, przebrać, widzimy się na transmutacji - powiedział i poszli razem z Fergusem na śniadanie. Zostałem sam w dormitorium, zwlokłem się z łóżka i poszedłem się umyć i ubrać. Czułem się źle, wyglądałem źle, jak zwłoki. Poszedłem na górę na zajęcia z transmutacji, po drodze kilka osób przybijało mi piątki za wczorajszy mecz, co było bardzo miłe. Wczoraj na świętowaniu wierni kibice naszej drużyny mówili, że to chyba najlepszy mecz jaki rozegrałem, w końcu poczułem się doceniony i w lekko lepszym humorze poszedłem na lekcje transmutacji.

- Jak się czujesz? - spytał Fergus.

- Niezbyt. Mam nadzieję, że nie będziemy dziś robić nic ambitnego, bo nie ogarniam - powiedziałem.

Po chwili przyszła profesor i tłumnie weszliśmy do sali, jak zawsze zajęliśmy ostatnią ławkę. Miałem wrażenie, że nadal wszyscy żyli tym emocjonującym meczem, ja próbowałem sprawiać wrażenie ogarniętego, mimo że nadal mnie suszyło i jedyne o czym marzyłem, to pójście spać. Nie miałem dziś humoru na niczyje towarzystwo, jak wczoraj rozpierała mnie euforia, tak dzisiaj czułem się przybity. Po lekcjach chciałem się przejść na spacer, wyszedłem z dormitorium, nagle poczułem jak ktoś mnie przypiera do ściany, było to dwóch osiłków z Hufflepuffu.

- Co jest - warknąłem i zacząłem się wyrywać.

- To, że najlepszego gracza nam wpakowałeś do skrzydła szpitalnego, nie wiem jak to zrobisz, ale macie przegrać kolejny mecz - powiedział jeden z nich, zacząłem się wyrywać, ale mieli za dużo siły, cholernie mnie bolała ręka od tego uścisku.

- Puść mnie - powiedziałem zdenerwowany i zacząłem się rzucać, trochę się przestraszyłem.

- Pamiętaj Potter, to że jesteś synem...

- Ej, co tu się dzieje?! - usłyszałem znajomy głos Malfoya i mi ulżyło, dwójka z Hufflepuffu szybko pobiegła na koniec korytarza by zapewne zwiać schodami. Chyba pierwszy raz  życiu na widok Malfoya odetchnąłem z ulgą. 

- Zrobili ci coś? - spytał blondyn. 

- A co cię to, pewnie żałujesz że nie - powiedziałem zgryźliwie. 

- Pytam poważnie, mam zawiadomić kogoś? Od tego jestem - powiedział oburzony chłopak i patrzył na mnie z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Sam sobie z nimi poradzę - powiedziałem i wyminąłem chłopaka i zacząłem się kierować do wyjścia ze szkoły. Jednak Malfoy nie odpuszczał, złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę. 

- Słyszałem wszystko - powiedział po chwili.

- To na chuj pytasz czego chcieli? - spytałem.

- Myślałem, że sam powiesz. Twój los jest mi szczerze obojętny, ale jestem odpowiedzialny za uczniów z naszego domu, więc między innymi za ciebie, i jestem za tym by pójść z tą sprawą do McGonagall. Mogą ci coś zrobić - wyjaśnił. 

- To będziesz miał okazję do radości - powiedziałem złośliwie, wyrwałem się z jego uścisku i poszedłem na dwór by ochłonąć. 

Głupi Malfoy, pewnie chciał mnie zaprowadzić do dyrektorki żeby to wszyscy myśleli jaki to on miłosierny, że nienawidzi mnie a mimo to zainteresował się moim losem. Poszedłem na błonia i tam w samotności spędziłem dość długi czas, nie chciało mi się wracać do dormitorium. Jednak gdy zaczęło się ściemniać wróciłem do dormitorium, rzuciłem na parapet kurtkę, co spotkało się z nienawistnym spojrzeniem Malfoya, bo nienawidził gdy rozrzucałem ubrania po pomieszczeniu, jednak robiłem to na swoje połowie, więc nie miał nic do powiedzenia. Siedział z Raphaelem i grał w szachy czarodziejów, czyli jak zwykle robił coś nudnego. My rozmawialiśmy na temat taktyki naszej drużyny i analizowaliśmy ostatni mecz. 

Nazajutrz zaczynaliśmy dzień obroną przed czarną magią. Nie wspominałem chłopakom o groźbie tych dwóch dryblasów z Hufflepuffu, zastanawiałem się co powinienem zrobić, jednak myślę że gdyby nawet coś mi chcieli zrobić to by nie mieli większych szans, gdybym wyjął różdżkę to obezwładniłbym dwóch w ciągu kilku sekund. 

- Co to są zaklęcia niewerbalne? - wyrwał mnie z zamyślenia głos pani Dankworth. W ciągu oczywiście jednej sekundy do odpowiedzi poderwał się nasz prefekt i zaczął mówić, wywróciłem oczami do chłopaków, bo to jego wyrywanie się do odpowiedzi zaczynało się robić mocno żenujące.

- Są to zaklęcia rzucane bez pomocy słów, z samym ruchem różdżki. Są trudne do opanowania, wymagają dużej koncentracji i skupienia - wyjaśnił blondyn.

- Tak, bardzo dobrze Scorpius - pochwaliła go nauczycielka i dalej kontynuowała swoją przemowę. Na twarzy Malfoya malowała się duma, że jak zwykle wiedział jako pierwszy. Wykuł głupią regułkę i myślał, że jest najmądrzejszy na świecie. 

- Ktoś spróbuje? Może Albus, z zaklęć jesteś świetny - powiedziała nauczycielka. Uśmiechnąłem się pod nosem zabierając różdżkę i wyszedłem na środek sali.

- To może jakiś ochotnik - zwróciła się nauczycielka w stronę klasy, właśnie otwierałem buzię, by powiedzieć że Malfoy, ale ona chyba przewidziała moje intencje i obawiała się że taki obrót akcji może skutkować aferą, każdy wiedział o naszym konflikcie.

- Fergus Callen na środek - powiedziała szybko. Zawiedziony popatrzyłem na przyjaciela, liczyłem, że to na Malfoya będę mógł rzucić zaklęcie. Stanął naprzeciw mnie i patrzył lekko przerażony. 

- Możesz zaczynać - powiedziała nauczycielka. Starałem się odciąć od świata zewnętrznego skupić na zaklęciu, poczuć je. Przymknąłem na chwilę oczy, zamachnąłem się różdżką, i niewerbalnie rzuciłem za Fergusa zaklęcie Levicorpus, chłopak zawisł do góry nogami, wszyscy w klasie patrzyli z szokiem na zwisającego chłopaka. 

- Albus - powiedziała i popatrzyła trochę zirytowana - Mogłeś wybrać inne zaklęcie. 

Krótko się uśmiechnąłem i odczarowałem przyjaciela, po czym rzuciłem na niego zaklęcie Mobilicorpus, które spowodowało unoszenie się chłopaka w powietrzu, co spotkało się z zachwytem nauczycielki. Kątem zerknąłem na Scorpiusa, który nie wyglądał na zadowolonego. Nigdy nie był jakiś wybitny z rzucania zaklęć, i z zazdrością patrzył jak mi się to udawało bez większego wysiłku. Po chwili odczarowałem przyjaciela, który stanął na własnych nogach. Pani Dankworth jednym ruchem różdżki poodsuwała stoliki robiąc nam miejsce na środku sali.

- Ćwiczymy - zarządziła i w międzyczasie dawała instrukcje jak się wziąć za rzucanie zaklęć niewerbalnych - Przećwiczymy zaklęcie Mobilicorpus które zaprezentował nam Albus, jest to jedno z takich typowych zaklęć niewerbalnych - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się pod nosem widząc zmagania wszystkich w sali jak im się to niezbyt udawało. Rose wyglądała na niezadowoloną ze swoich porażek co do tego zaklęcia, to samo mądrala Malfoy, który za nic w świecie nie umiał zaczarować Raphaela.

- Potter, pomóż Malfoyowi - zarządziła nauczycielka odrywając się na chwilę od rozmowy z Rose, której dawała jakieś instrukcje. 

Popatrzyłem z zadowoleniem na blondyna, bo bardzo upokarzające musiało być dla niego to, że taki debil w jego mniemaniu jak ja miał mu pomagać w rzucaniu zaklęcia. Podszedłem z satysfakcją i popatrzyłem na niego. 

- No, coś ci nie wychodzi - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.

- To oświeć mnie jak to zrobić skoro taki mądry jesteś - burknął.

- Skup się - powiedziałem dosadnie. 

- A myślisz, że co ja robię? - zapytał oburzony. Westchnąłem głośno.

- Zamknij oczy - powiedziałem, Malfoy z niechęcią to zrobił - Wyobraź sobie, że nikogo tu nie ma, że jesteś sam na sam ze swoim umysłem, pomyśl o tym zaklęciu, jakby to było jedyne zaklęcie jakie znasz - kontynuowałem, chłopak stał z zamkniętymi oczami - Skup się na tym zaklęciu, to jedyne zaklęcie jakie znasz, jakie istnieje, wykonaj teraz charakterystyczny ruch różdżką mając w głowie to zaklęcie - powiedziałem, chłopak zamachnął się różdżką i Raphael uniósł się w powietrzu. Aż cofnąłem się z wrażenia, nie myślałem że to zadziała.

- Świetnie, doskonale - mówiła zachwycona nauczycielka.

- Dzięki - burknął Malfoy w moją stronę, wyobrażam sobie jak go to krótkie słowo musiało zaboleć. A ja odczuwałem satysfakcję, nie miałem zbyt wiele okazji by mu pokazać, że jestem w czymś lepszym. 
.
.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top