3.

Albus: 

Gdy profesor McGonagall się już na nas wydarła, podsumowała że jesteśmy niepoważni i zachowujemy się jak pierwszoroczni to zostawiła nas samych na środku ujebanego mazią korytarza.

- I co narobiłeś, co? - zapytał z pretensją blondyn i poszedł do schowka obok po jakieś ścierki.

- To twoja wina, jak zwykle się mnie czepiasz i Fernsby zwrócił mi uwagę, przez ciebie, to twoja wina - powiedziałem oburzony i złapałem ścierkę którą rzucił mi blondyn.

-  Oh tak, pewnie - burknął i zaczął wycierać podłogę, która była ujebana mazią. Z całą nienawiścią i złością jakie w tej chwili we mnie siedziały starałem się zgarnąć tę ohydną maź, ale miałem satysfakcję z tego, że Malfoy miał ją we włosach, celowałem w odznakę prefekta, ale nie udało mi się, swoją drogą myślałem, że będzie uciekał przede mną a nie jeszcze dodatkowo wyrwie mi kocioł i zacznie rzucać we mnie, miało być inaczej. Podczas sprzątania nie odzywaliśmy się do siebie tylko groźnie zerkaliśmy z chęcią mordu w oczach.

Gdy skończyliśmy szorować korytarz szybko poszedłem do dormitorium by się umyć, byłem tak wkurzony, do tego nie mogłem w ogóle pozbyć się tej lepiącej mazi z włosów i ubrań. Kipiałem nienawiścią w stosunku do Scorpiusa, to on zaczął, to on drwił z moich zdolności do eliksirów, a dobrze wiedział że mnie lepiej nie prowokować. 

Przebrałem się w czyste ubrania, narzuciłem szatę zastępczą, bo tamtej nie mogłem doczyścić i udałem się na zajęcia, w sumie ich końcówkę. Opowiedziałem chłopakom co się stało (oczywiście mieli z tego ubaw)i poszedłem do gabinetu McGonagall. 

- Jeszcze czekać na ciebie musiałem - powiedział Scorpius.

- Nie dramatyzuj - powiedziałem i popatrzyłem na niego wyczekująco.

- Nalewka z piołunu - powiedział, po czym wysunęły się schody prowadzące do gabinetu McGonagall, widać było że czekała na nas, była wkurzona. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesłach za biurkiem. Doskonale znaliśmy ten gabinet, lądowaliśmy tu bardzo często.

- Ile wy macie lat? - zapytała po czym uderzyła pięścią w stół, aż obydwaj podskoczyliśmy - I ty Malfoy jesteś prefektem, a co robisz na środku korytarza? Rzucasz się z Potterem jakąś obślizgłą mazią - powiedziała zwracając się do blondyna.

- On zaczął, on rzucił pierwszy - powiedział obrażony chłopak. 

- Bo mnie sprowokowałeś, przez ciebie profesor Fernsby mi zwrócił uwagę, wyśmiewałeś się z moich zdolności! - krzyknąłem, miałem ochotę go uderzyć w twarz.

- Cicho Potter do cholery! - krzyknęła.

- To ty, jak zwykle ty... - zaczął mówić blondyn.

- Mam tego dość, rozumiecie? Nie będę po raz setny pisać do waszych rodziców, odejmuję Slytherinowi po dwadzieścia punktów za każdego z was. Mam was dosyć. Za karę jutro wieczorem idziecie do sali od eliksirów i całą sprzątacie, łącznie ze wszystkimi kociołkami, które tam stoją, całą biblioteczką, ma tam lśnić! - krzyknęła oburzona wchodząc blondynowi w słowo.

- Pani profesor, ale jutro jest trening quidditcha - powiedziałem oburzony.

- Po treningu to zrobicie - oznajmiła.

- I co, ja mam czekać specjalnie cały dzień aż on skończy trening? Ja nie gram - oburzył się blondyn.

- Potter pójdzie na trening po treningu pójdziecie sprzątać. Jeżeli martwisz się Malfoy, że będzie ci się nudzić przez cały dzień, to mogę ci znaleźć zajęcie - powiedziała złośliwie profesor.

- Nie, dziękuję - powiedział niezadowolony chłopak. 

Wyszliśmy z gabinetu dyrektorki, obydwaj byliśmy wkurzeni.

- Będę musiał jutro cały dzień czekać żeby pójść z tobą sprzątać. Bo ci się treningu zachciało, wielki pałkarz. Lubisz ciągnąć pałę? - zapytał blondyn. Popatrzyłem na niego z chęcią mordu, co to w ogóle za odzywka na poziomie podłogi.

- Lubię Malfoy, ale nie twoją - powiedziałem nienawistnie i poszedłem szybko do Wielkiej Sali, wiedziałem, że znajdę tam chłopaków jedzących obiad.  Przemierzałem korytarze Hogwartu z rosnącą we mnie nienawiścią i wkurwieniem, ludzie mi schodzili z drogi. 

- Kurwa - powiedziałem oburzony i usiadłem z impetem po czym zacząłem jeść nałożony mi obiad, byłem tak wkurwiony.

- Co jest? Jak u McGonagall? - spytał Lucas.

- Muszę iść jutro z tą łajzą sprzątać salę od eliksirów. Jedyne co mnie satysfakcjonuje to to, że ostał obrzucony tym czymś co zrobiłem w kotle. Jak ja go nie cierpię - fuknąłem.

- Nie możesz go zlewać? Nie odpowiadać na jego zaczepki? - spytał Fergus. 

- Nie, bo pomyśli, że mu wszystko wolno. Dobra, odjebię juro ten szlaban i tyle - powiedziałem wkurzony. Gdy zjedliśmy poszliśmy się przejść i usiedliśmy na błoniach. Pogoda była typowo jesienna, jednak było dosyć ciepło. Patrzyłem na spokojne niczym niezmącone jezioro, musiałem ochłonąć po dzisiejszych wrażeniach. 

- Wiecie co mnie najgorzej wkurza w nim? Że on się tak panoszy, myśli że jest nie wiadomo kim, bo ma odznakę prefekta. I jest taki przeświadczony o swojej mądrości, a ledwo umie dosiąść miotły i nawet wyczarowanie Patronusa mu nie zawsze wychodzi, nie jest taki idealny - westchnąłem wpatrując się w jezioro.

- Zrób mu jakiś psikus żeby miał za swoje. Podaj mu amortencję na przykład - zaproponował Fergus. 

- Tak, to świetny pomysł. Ale będzie z tego śmiechu - powiedział Lucas. Popatrzyłem na chłopaków cwaniackim wzrokiem, ten pomysł bardzo mi się podobał. Postanowiłem go zapamiętać, i wykorzystać w jakimś bardzo odpowiednim momencie. Siedzieliśmy tak do wieczora i delektowaliśmy się przyjemnym chłodnym powietrzem. 

Scorpius: 

Przez resztę piątku nie wchodziliśmy sobie z Potterem w drogę. Wrócił z kolegami późno do dormitorium, a gdy tylko ich zobaczyłem to zasłoniłem zasłonki wokół mojego łóżka i oddałem się czytaniu książki. Byłem dziś serio wkurzony i wolałem nie prowokować dodatkowych sytuacji, nie skomentowałem już nawet burdelu, który chłopak wytworzył w ciągu jednego dnia. Na sam widok tych porozrzucanych ubrań coś mi się robiło, a on sobie beztrosko siedział w tym burdelu i mu to ani trochę nie przeszkadzało. Raphaelowi też to przeszkadzało, więc nie była to jakaś moja obsesja.

Nastał nowy dzień, była to sobota - dzień gdy miałem odbyć karę polegającą na uprzątnięciu dokładnie sali od eliksirów. Potter od rana rozmawiał z kolegami o tym durnym quidditchu, on i jego przyjaciel Lucas grali w drużynie. Ja zawsze uważałem qudditch za debilny sport i wolałem ten czas poświęcić na czytanie książek, lub chociaż coś intelektualnego, na przykład szachy a nie durne latanie na miotle za złotym zniczem czy walenie kijem w piłkę jak to robił Potter. 

Gdy prawie cały Hogwart szedł oglądać mecz ja zazwyczaj zaszywałem się w bibliotece lub robiłem coś produktywnego, mój przyjaciel również niekoniecznie był fanem tego sportu. Widziałem kilka meczy, ale wybrałem się tam tak dla rozpoznania terenu. Zresztą Potter grał dla mojego domu, więc nie wyobrażam sobie jakbym miał mu kibicować, bez przesady. Aczkolwiek gdy mecz był wygrany często w pokoju wspólnym była urządzana impreza, musiałem jakoś to akceptować, ale zawsze gdy zbliżała się późna pora a towarzystwo szalało w najlepsze, musiałem przerywać im tę zabawę, co sprawiało mi przyjemność szczególnie gdy chodziło o przywołanie do porządku Pottera. 

Wspólnie z Raphaelem poszliśmy do biblioteki, zauważyliśmy że przy stoliku siedziała Rose i Jennifer.

- Hej dziewczyny - powiedział mój przyjaciel, dosiedliśmy się do nich.

- Hej - powiedziała Jennifer posyłając mi zalotne spojrzenie. Uśmiechnąłem się nieco speszony i skupiłem wzrok na Rose, miałem wrażenie że Jennifer mnie obserwuje. Rose jakiś czas temu wspominała, że dziewczyna jest mną zainteresowana, ale myślałem że to już minęło. 

- Bierzecie udział w turnieju czterech domów? - spytała Rose. 

- Raczej nie... To daleko jeszcze w sumie - powiedział Raphael. 

- Ja chyba też nie jestem zainteresowany. To znaczy fajnie by było wygrać trochę galeonów i certyfikat, ale nie jestem ze wszystkiego jakiś świetny - powiedziałem. Nawet nie miałem czasu pomyśleć o tym turnieju, McGonagall wspomniała coś na kolacji podczas pierwszego wieczoru, ale odleciałem myślami. 

Turniej czterech domów był to turniej odbywający się między uczniami w Hogwarcie, z każdego domu wybierana była jedna para i wybrane pary miały konkurować ze sobą w różnych dyscyplinach, nie czułem się na siłach by brać w tym udział.

- Ja się w sumie zastanawiałam, ale na przykład nie umiem grać w quidditcha, a z tego konkurencja też jest. Jennifer też nie umie, więc nie będziemy robić z siebie pośmiewiska - powiedziała rudowłosa. 

- My to samo nie gramy, więc chyba sobie darujemy - powiedział Raphael. Posiedzieliśmy jeszcze trochę i pogadaliśmy o turnieju, ale nie mieliśmy zielonego pojęcia kto w tym roku będzie w nim brał udział. Nie wiedziałem o której Potter skończy ten zjebany trening, wyszedłem z moim przyjacielem przed zamek i poszliśmy w stronę boiska, Potter wykonywał różne figury na miotle, a wszyscy mu bili brawo, a chłopak wyglądał na dumnego z siebie, lubił zwracać na siebie uwagę.

- Świetnie, niech dłużej to trwa to do nocy tam będziemy siedzieć - powiedziałem z pogardą. 

- Chyba zaraz kończą, pewnie czekają aż się skończy popisywać - podsumował Raph. I tak faktycznie było, gdy Potter skończył prezentować swoje zdolności miotlarskie cała drużyna wróciła do zamku. Siedziałem w dormitorium i czekałem aż on się ogarnie po tym treningu i pójdziemy na szlaban. Z niecierpliwością śledziłem jego ruchy jak szuka ubrań na zmianę i prawdopodobnie idzie wziąć prysznic. Oczywiście jak zwykle zachlapie całą łazienkę, czyli nic nowego. Za jakiś czas chłopak przyszedł ubrany w jakieś luźne dresy i popatrzył wyczekująco.

- Idziemy? - spytał. Bez słowa wstałem i poszliśmy do sali od eliksirów, oczywiście nie obeszło się bez śmiechów jego kolegów z zaistniałej sytuacji, zignorowałem i poszedłem pewny siebie za brunetem. Zapukaliśmy i weszliśmy do sali, czekał na nas profesor Fernsby.

- Aj chłopaki, dyrektorka o wszystkim mi powiedziała. Nie umiecie żyć w zgodzie? - spytał. Patrzyłem na niego z pokerową twarzą, skoro Potter jest taki wygadany, to niech się odezwie.

- Tak wyszło - powiedział obrażony na cały świat. 

- No dobra - powiedział mężczyzna - Tu macie jakieś ścierki, środki czystości. Umyjcie dokładnie wszystkie kociołki, stoliki, i biblioteczkę. Książki są bardzo zakurzone, więc poświęćcie im dużo uwagi - powiedział i zostawił nas samych. Popatrzyłem na Albusa, nic nie powiedziałem tylko usiadłem na krześle i zacząłem czyścić kociołki, chłopak usiadł obok i zaczął robić to samo. 

Miałem ochotę go ojebać, że to przez niego tracimy tu czas i musimy czyścić ten syf, ale już nie chciałem wszczynać kolejnej awantury. Zerkaliśmy tylko na siebie co jakiś czas nienawistnym spojrzeniem coraz to przyspieszając tempo pracy, aby jak najszybciej skończyć. Porozumiewaliśmy się bez słów, zobaczyłem że chłopak coraz szybciej wszystko czyści co i mnie natchnęło do szybszej roboty. Gdy sobie myślałem teraz za co w ogóle dostaliśmy ten szlaban, za obrzucanie się jakąś wstrętną mazią to byłem coraz bardziej wkurzony, musieliśmy wyglądać żałośnie, byliśmy prawie najstarsi w szkole a jak jakieś przedszkolaki rzucaliśmy się czymś wstrętnym co Potter wyhodował w kotle. 

Skończyliśmy i bez słowa wyszliśmy z sali, było już bardzo późno. Skierowałem się do dormitorium, zobaczyłem jednak, że Potter kieruje się w zupełnie innym kierunku.

- Ej, a ty gdzie - powiedziałem, chłopak się odwrócił.

- A co cię to? - spytał.

- To, że nie ma łażenia w nocy po zamku. Wracaj do dormitorium - rozkazałem.

- Nie mam ochoty oglądać twojego ryja - powiedział zgryźliwie.

- Możesz posiedzieć w pokoju wspólnym jak masz taki problem. Wracaj natychmiast, jestem prefektem i masz się słuchać - powiedziałem. Chłopak zrobił obrażoną minę i wspólnie wróciliśmy do dormitorium. Nie chciałem używać zbyt pretekstu, że jestem prefektem, jednak do moich obowiązków należało zapobieganie takim właśnie sytuacjom. Weszliśmy do dormitorium, rzuciła mi się od razu w oczy miotła Pottera wstająca spod łóżka, a że miał łóżko przy drzwiach ktoś mógł się o nią potknąć. 

- Weź tę miotłę podsuń, bo ktoś może się wyjebać - powiedziałem i wskazałem na miotłę po czym poszedłem do łóżka. Nie chciałem dziś już na nikogo patrzeć, ani z nikim gadać, więc oddałem się czytaniu książki aby odciąć się od tego wszystkiego i jakoś uspokoić. 

Nastała noc, nie mogłem w ogóle spać. Było mi niewygodnie, kręciłem się, a gdy zasnąłem jakąś chwilę później znowu się obudziłem zdezorientowany. Zerwałem się z łóżka i postanowiłem pójść do łazienki, szedłem po ciemku, znałem ten pokój na pamięć. Nagle potknąłem się jak przypuszczam o miotłę Pottera i przewróciłem się wprost na niego, spał owinięty kołdrą, a ja na niego poleciałem, chłopak narobił krzyku na cały pokój i zaczął się rzucać niczym ryba złapana w sieć, a ja nie mogłem się podnieść bo chłopak był w amoku i się rzucał jak opętany, nagle światło się zapaliło, trójka chłopaków stała nad nami a my nie mogliśmy się podnieść.

- Mówiłem ci kurwa zabierz tę cholerną miotłę, mówiłem kurwa! - krzyknąłem i usiłowałem się podnieść z łóżka.

- Chciałeś mnie zaatakować - powiedział z wyrzutem chłopak, uderzyłem go z całej siły w ramię i podniosłem się z jego łóżka.

- Tak kurwa nie mam co robić o trzeciej w nocy tylko cię atakować, ja pierdole, mówiłem żebyś zabrał tę miotłę to nie. Ciesz się, że ci jej nie złamałem - powiedziałem wkurzony.

- Odczep się ode mnie i mojej miotły, śmiertelnie mnie wystraszyłeś. A jutro gram mecz i muszę być wyspany, a przez ciebie nie będę - powiedział z pretensją chłopak. Reszta stała i obserwowała naszą potyczkę słowną, widziałem że ledwo powstrzymują się od śmiechu. Chwyciłem miotłę Pottera i podałem Raphaelowi, który był ode mnie wyższy.

- Daj ją na szafę na górę - powiedziałem i wskazałem miejsce na szafie, chłopak spełnił moją prośbę i umieścił tam miotłę.

- Ej! - krzyknął Albus - Gdzie różdżka - zwrócił się do swoich przyjaciół, chciał z pomocą różdżki zdjąć miotłę z góry jak przypuszczam.

- Widzisz, masz tu taki burdel, że nie wiesz nawet gdzie masz różdżkę - powiedziałem złośliwie. Potter zerwał się i chwycił różdżkę przyjaciela.

- Accio miotła! - krzyknął a jego miotła, która zaczęła lecieć w jego kierunku uderzyła mnie z całej siły w głowę. 

- Pojebało cię?! - krzyknąłem i zacząłem już iść po różdżkę do mojej szafki, nagle zatrzymał mnie Raphael i nie chciał wypuścić.

- Chłopaki - zaczął donośnym tonem - Do cholery jest trzecia w nocy, rozumiecie? Możecie przestać odpierdalać tu jakiś cyrk z powodu miotły? - spytał ciągle mnie przytrzymując.

- Uderzył mnie miotłą w głowę, wyjebałem się przez tę jego cholerną miotłę, i jeszcze ma pretensję, że się na niego przewróciłem i chciałem niby zaatakować - mówiłem gestykulując rękami, przecież to jak zwykle była jego wina, to ja się przewróciłem przez jego miotłę.

- Ej stop - powiedział Lucas, wstał, wziął miotłę Pottera i schował do środka szafy - Ona będzie stała tu. Coś może jej się stać jak będzie leżała na środku - powiedział wyjaśniająco do Albusa chcąc uniknąć zbulwersowania chłopaka - A teraz wszyscy wracamy spać.

Popatrzyłem nienawistnie na Albusa i poszedłem w końcu do łazienki. Gdy wróciłem w pokoju była cisza, każdy leżał, a ja się rozbudziłem jeszcze bardziej przez sytuację z jego zjebaną miotłą. Najgorsze było to, że dopiero rozpoczął się rok szkolny, a my już zdążyliśmy wylądować na dywaniku u dyry, zarobić szlaban, pokłócić się z powodu miotły i obrzucać mazią. 
.
.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top